ABIGAIL SMITH
Roads? Where we're going we don't need roads.
studentkaPhi Sigma Pirandom
Zwykle obdarowuje ludzi uściskiem chłodnej dłoni i ciepłym uśmiechem. Zwykle jest uprzejma, bardzo zabiegana i na nic nie ma czasu, ale nie zapomina oddzwonić, podzielić się skrupulatnie opracowanymi notatkami, czy pożyczyć kiecki na imprezę. Zwykle przesiaduje w bibliotece, w Sturbucksie, albo w rozgłośni, a kiedy nigdzie nie można jej znaleźć, to wręcz pewne, że odsypia zarwane noce.
Wydaje ci się, że te wielkie oczy, drobna sylwetka i wieczny ruch zdradza o niej wszystko. I myślisz, że ją znasz. Bo wiesz do kogo należy ten głos, rozpoznajesz łagodny ton niosący dobre wieści z głośników, między ulubionymi piosenkami. Rozpoznajesz też lekką formę tekstu, gdy przeglądając lokalną gazetę, trafiasz na jej artykuliki. A wpadłeś kiedykolwiek na to, że przecież najprościej chować się, skrywać twarz i udawać, że obcujesz z tłumem?
Abi jest dziewczyną pełną werwy i pasji. Wszędzie jej pełno. Tylko nie w domu. Chodź dzieli ją od rodzinnego Wilbur jedynie ponad godzinę drogi, weekendy i przerwy semestralne woli spędzać na wyjazdach z przyjaciółmi i na szlifowaniu własnych umiejętności. Chciałaby zajść daleko, chciałaby stać się kimś, a wyznając zasadę, że tylko ciężką pracą człowiek jest w stanie osiągnąć sukces, prze do przodu bez wytchnienia. Imprezy, odpoczynek spytasz? Oh tak, jasne, przecież nie jest robotem! Bawi się bardzo często, jak tylko napisze pracę zaliczeniową... dla koleżanki, skończy artykulik do gazety, przejrzy światowe listy przebojów przed następną audycją i odwiedzi swojego ulubionego baristę, który zawsze dodaje jej więcej karmelu do zamawianej macchiato.
Więc hej... znasz ją? Prócz sumienności, dobrego humoru, nadgorliwego wypełnienia obowiązków, co jeszcze o niej opowiesz?
Wydaje ci się, że te wielkie oczy, drobna sylwetka i wieczny ruch zdradza o niej wszystko. I myślisz, że ją znasz. Bo wiesz do kogo należy ten głos, rozpoznajesz łagodny ton niosący dobre wieści z głośników, między ulubionymi piosenkami. Rozpoznajesz też lekką formę tekstu, gdy przeglądając lokalną gazetę, trafiasz na jej artykuliki. A wpadłeś kiedykolwiek na to, że przecież najprościej chować się, skrywać twarz i udawać, że obcujesz z tłumem?
Abi jest dziewczyną pełną werwy i pasji. Wszędzie jej pełno. Tylko nie w domu. Chodź dzieli ją od rodzinnego Wilbur jedynie ponad godzinę drogi, weekendy i przerwy semestralne woli spędzać na wyjazdach z przyjaciółmi i na szlifowaniu własnych umiejętności. Chciałaby zajść daleko, chciałaby stać się kimś, a wyznając zasadę, że tylko ciężką pracą człowiek jest w stanie osiągnąć sukces, prze do przodu bez wytchnienia. Imprezy, odpoczynek spytasz? Oh tak, jasne, przecież nie jest robotem! Bawi się bardzo często, jak tylko napisze pracę zaliczeniową... dla koleżanki, skończy artykulik do gazety, przejrzy światowe listy przebojów przed następną audycją i odwiedzi swojego ulubionego baristę, który zawsze dodaje jej więcej karmelu do zamawianej macchiato.
Więc hej... znasz ją? Prócz sumienności, dobrego humoru, nadgorliwego wypełnienia obowiązków, co jeszcze o niej opowiesz?
data i miejsce urodzenia 06.05.1993, Wilbur
stan cywilny Panna
orientacja Biseksualna
rok i kierunek studiów II rok » Magisterka » Reklama
miejsce zamieszkania Akademik północny, pokój nr 43
zawód i miejsce pracy Dziennikarka stazystka lokalnej gazety
dodatkowe członek kampusowej rozgłośni
[Powrót do przyszłości! - widzę ten reference, ale oprócz swojego pochodzenia i własnego kontekstu myślę, że całkiem fajnie wpasowuje się też i w twoją postać, chociaż nie potrafię tego nazwać po imieniu. Tak jakoś pasuje, o.
OdpowiedzUsuńWiemy, że coś ukrywa, i to dobre zagranie, żeby dać nam tylko skrawek, tylko drobny hint, do tego czym to jest, bo teraz będzie po co Abi poznawać, chociaż i tak już wydaje się bardzo przyjemną postacią. Lekko i fajnie się czyta kartę i mam nadzieję, że wy też tu spędzicie czas tak fajnie.]
Matthew Reeves jeszcze w roboczych
[Bardzo urocza jest Twoja pani, taka bardzo pozytywna - Bella bardzo to pochwala! ;) W ogóle reklama jest bardzo ciekawą specjalizacją i jestem zdania, że potrzebuje właśnie takich ludzi jak Abigail. Jeśli jeszcze do tego doda się pomysłowość i łamanie schematów... idealnie. ;) Życzę jej powodzenia na ścieżce kariery!
OdpowiedzUsuńA jakby chciała się poradzić coś na temat playlist, utworów czy w ogóle muzyki, to Bella chętnie porozmawia. Jeśli tylko przypadkiem nie poprzesuwają jej się lekcje. ;D]
Annabelle Sanders
[ Faktycznie! W takim razie nie ma innej opcji, wątek musi być. Miejmy nadzieję, że się nie zjedzą i jeśli chcesz zacząć, to nie będę cię powstrzymywać. :P ]
OdpowiedzUsuńLarissa
[Ale ona jest urocza, o ja!:D:D Trochę podglądam i widziałam propozycję u Tessy na przyjaciółkę. Mnie opcja "kto się czubi ten się lubi" jak najbardziej pasuje, a na pewno będzie śmiesznie, o ile pójdziecie w stronę przyjaźni w wątku. :D Kurcze, widzę jak ona go męczy i każe przygotowywać orzechowe drinki, podawać ciągle orzeszki i takie tam. xD Prawo do zabicia go ma tylko Tessa, to może go nie wymęczysz pierwsza. :D Można byłoby nawet zacząć od jakiegoś artykułu. Jake ze złości mógłby odpowiadać wymijająco, a Abigail straszyć go orzechami. xD]
OdpowiedzUsuńJake Brooks
[Dziękuję bardzo za miłe słowa <3 A Abi jest taka urocza, że tylko ją przytulić! W sumie pomyślałam, że razem mogłyby przesiadywać w bibliotece i Starbucksie, gdzie by się wspólnie uczyły, oczywiście każda swoich rzeczy ^^ Ot, taka studencka znajomość :D]
OdpowiedzUsuńJOSEPHINE
[nie dlatego że ją lubi, jemu się tylko ręka omsknęła (x razy) :'D dziękuję za powitanie, przybywam po wątek oraz z bardzo niedyskretnym pytaniem - patrzę na nick i się zastanawiam, czy może jesteś Sol z onetowego Halloween Town?]
OdpowiedzUsuńFinn
[ a postaci miałam kilka (bo często-gęsto znikałam i się pojawiałam), ale chyba w pewnym momencie prowadziłam postać Lokiego? I chyba najdłużej egzystowałam z pechowym magiem-fatalistą którego imienia nie pamiętam. Ehh, kiedyś to było <3
OdpowiedzUsuńZa zaczęcie wątku wyściskam i wycałuję <3 też niestety jestem martwa, koniec semestru mnie dobija]
Finn
[Josie na pewno przyda się jakaś miła, normalna przyjaciółka jak Abi <3]
OdpowiedzUsuńJOSEPHINE
[Kurczę, chyba już wyrosłam z robienia wrednych panienek, ale nie mówię, że Oph taka nie jest w niektórych momentach :P Widzę, ze masze panie z jednego rocznika i jeszcze w tym samym bractwie. Hm... połączmy je w jakiś szalony sposób!]
OdpowiedzUsuńOphelia O'Brien
[Wchodzimy w to, chociaż on pilnuje się od urodzenia, więc będzie musiał ją polubić w nietrzeźwości, żeby napomknąć jakieś strzępy swojej historii. Postaram się zacząć jutro.]/Thomas
OdpowiedzUsuń[Matko, dziękuję również za tak wiele miłych słów o Belli! <3
OdpowiedzUsuńTo całkiem możliwe, że Abigail ma któryś z numerów (może nawet oba :D), tym bardziej jeśli miały możliwość spotkać się na zajęciach, chociaż nazwałabym je bardziej "emisją głosu", bo Bella tutaj jest raczej od opery, ale podstawy podstaw pozwalają rozwinąć głos i nie wprowadzają jeszcze operowej "maniery", że tak to ujmę, więc nic nie stoi na przeszkodzie. ;)
I tak też co do playlist - Belle jest raczej od strony operowej, a ona jest dla większości studentów nudna, co też w sumie jest zrozumiałe, bo sama te kilkanaście lat temu tak o tym myślała, ale gdyby Abi potrzebowała opinii na jakiś temat czy też ciekawego człowieka do przeprowadzenia wywiadu - to może śmiało się pojawiać. Albo chociażby chciała przeprowadzić jakąś audycję dotyczącą sceny, aktorstwa i radzenia sobie ze stresem - to przecież nieodłączne części życia artysty, a ludzie lubią o tym słuchać! :D
I właśnie rzucił mi się w oczy drugi punkt - reklama. Belle też skończyła reklamę, chociaż postanowiła pójść ostatecznie w całkiem innym kierunku, więc o tym też mogą trochę porozmawiać. ;)]
Annabelle Sanders
[No ładnie, sadystę chcą zrobić z Matta... :D
OdpowiedzUsuńA z tą rozgłośnią to mi się bardzo pomysł podoba, Matt by się bardzo ucieszył, mogliby nawet zrobić sesje, że wykonuje utwory, które na przykład widownia sobie wybiera przeplatając ze swoimi kawałkami. Nawet może coś na freestaylu by zarzucił. W sumie idąc za tym, mógłby być częstym gościem w progach Abi, może jakiś colaborate z kimś. Tylko zastanawiam się co by tu jeszcze...
Zawsze można by pójść w stronę reklamy, może Abi miałaby do wykonania jakiś projekt praktyczny w tą stronę, a że znałaby już Matta, to by mieli swój collaborate, w tym sensie, że Matt z zespołem wystawiałby jakiś też swój projekt na muzykologię, a Abi pomogłaby z reklamą...
To tak na razie w sumie... tyle mi przyszło do głowy. ]
Matty
Od niemal godziny próbowała przebrnąć przez przynajmniej jeden rozdział książki, ale kończyło się na tym, że każdą kartkę czytała dwa razy, skupiając się bardziej na zajadaniu się paprykowymi chrupkami, niżeli pochłanianiu tej niebywale interesującej lektury. Zamiast tego spostrzegła, że niczym znudzone dziecko zaczęła nagradzać się chipsem za każdą przeczytaną linijkę, jakby był to wyczyn godny jakiejkolwiek pochwały. W pewnym momencie byle tylko oderwać się od lektury zaczęła nawet kwestionować swoje zachowanie, rozważając, czy zasługuje na chrupka, gdy czyta daną stronę po raz drugi. Zapewne podchodziło to pod jakieś oszustwo...
OdpowiedzUsuńZmarszczyła brwi, słysząc charakterystyczne skrzypnięcie drzwi i szybko wstała z łóżka, zastanawiając się kto tym razem postanowił wtargnąć do jej pokoju bez pukania. Niestety zdarzało się to dosyć często, a jej już znudziło się powtarzanie w kółko jednego pytania „A co jeśli byłabym naga?”, ponieważ zawsze dostawała jedną i tę samą odpowiedź, niezależnie czy miała do czynienia z kobietami, czy z mężczyznami, „Nie masz niczego, czego bym nie widział”. Zdziwiła się jednak gdy do pokoju tanecznym krokiem nie zawitał któryś z jej znajomych, a dziewczyna, która ściślej mówiąc, nie wkroczyła, a najwyraźniej wskoczyła, lądując pod jej stopami. Zdezorientowana zerknęła na uchylone drzwi i zauważyła leżącą na ziemi torbę i w tej samej chwili cała sytuacja stała się jasna jak słońce. Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech, który był mieszanką rozbawienia i zrozumienia.
- Jestem pewna, że znasz odpowiedź na to pytanie. - odparła ze śmiechem i wyciągnęła w jej kierunku rękę, by pomóc jej podnieść się z podłogi. Fakt, iż dziewczyna najwyraźniej wcześniej nie sprawdziła nawet, czy drzwi były otwarte, trochę ją dziwił. Zawsze mogła jeszcze zapukać, ale najwyraźniej z tej opcji także nie skorzystała, co z kolei sprawiło, że z ust Lary wyrwał się cichy śmiech, który szybko stłumiła, przygryzając dolną wargę, gdyż mama od zawsze powtarzała, aby nie śmiała się z cudzych nieszczęść, nieważne jak zabawne by nie były.
- Studiuję fizjoterapię, ale moje usługi są bardzo drogie. - dodała, puszczając do niej oczko i przy okazji mierząc ją wzrokiem, by sprawdzić czy dziewczyna nie ma przypadkiem jakichś urazów. W końcu bądź co bądź wpadła do pokoju niczym rakieta, a na końcu nie spotkała garnca ze złotem, a jedynie twardą podłogę, prawdę mówiąc, nawet odrobinę zakurzoną. Cóż, zapewne mogły pochwalić się za to jednym z bardziej interesujących sposobów zapoznania i będą miały historię do opowiadania na imprezach, może nawet za parę lat wspomną o tym swoim dzieciom... Co więcej, dzięki temu uniknęły niezręcznych pierwszych momentów i od razu wskoczyły na głęboką wodę. Kto wie, może jej nowa współlokatorka tak naprawdę nie była niezdarą, a jedynie niebywale sprytnym agentem, który wszystko to zaplanował?
Larissa
[ Powiem tyle, że jest przeurocza :O Podoba mi się ta jej energia i pasja, zapewne stworzyłaby z Anthonym zgrany duet, nawet jeśli po części by po prostu milczeli. Chociaż pewnie z czasem Tony stawałby sie coraz śmielszy, może nawet zostaliby przyjaciółmi. ]
OdpowiedzUsuńAnthony
[Fana ona, taka pełna pasji i życia. Reggie chyba padłby na zawał przy takiej ilości dobrej energii. c; Jakby go ktoś ogłosił misterem RUFUS-a i jeszcze wręczył nagrodę, to Reggie byłby z siebie bardzo zadowolony. On lubi być w centrum uwagi. ;D Myślę, że sam by chciał znaleźć tego, kto w rozgłośni często o nim opowiada, skoro plotki o zaręczynach złamały jej serce i zakończyły platoniczne zauroczenie Reginaldem, mogłyby to być kąśliwe uwagi, czy coś. Nadaje się na kumpelę, jak najbardziej. Można by te dwa pomysły połączyć w takim sensie, że skoro Reggie ma narzeczoną, a dokładnie nie wie jak sie z nią obchodzić, bo oni się tylko przyjaźnią, a on nie chce się z nią żenić, to może Abigail pomogłaby mu jakoś odnaleźć się w tym bagnie? Bo on się biedny nie zna na dziewczynach. Mam nadzieję, że nie namieszałam. c;]
OdpowiedzUsuńReggie
[On tylko wydaje się straszny ;p Co prawda czasami może być nieobliczalny, ale kuku raczej nikomu nie zrobi, a już na pewno nie płci przeciwnej ;D Hm, pomysłu nie mam, ale jak na coś wpadnę to na pewno odezwę się jeszcze raz!]
OdpowiedzUsuńMike
[Hej, przecież one są w jednym bractwie, może zrobimy je takimi psiapsi ? Są na tym samym roku, więc razem zaczynały, więc może też znają się od samego początku? Jeśli też byś chciała, możemy ich relację rozwinąć nieco bardziej, biorąc pod uwagę ich orientację :D A pomysł z rozgłośnią bardzo mi się podoba :D ]
OdpowiedzUsuńOphelia O'Brien
[Kurczę, mówiąc szczerze, oba pomysły są bardzo fajne, ale jeśli mówisz, że jej serduszko będzie niebawem zajęte, bardziej skłaniałabym się ku tej drugiej opcji, czyli, że coś je do siebie ciągnie, ale nie potrafią się zgrać i już wszystko jest bliżej końca :D To jak, robimy wątek z opcją rozgłośni, czy teraz wymyślamy coś zupełnie innego ? :D]
OdpowiedzUsuńOphelia O'Brien
[Możemy od samego początku, kiedy to Reggie usłyszy coś o sobie w rozgłośni i postawi sobie za punkt honoru dowiedzieć się kto to opowiada takie plotki. A potem nastąpi nauka relacji damsko-męskich, bo on sam nie wie kogo lubi i kto mu się podoba. c:]
OdpowiedzUsuńReg
Ostatni raz zerknął na zegarek, gdy jego stopy stanęły w progach odpowiedniego korytarza, prowadzącego prosto na salę, w której miał prowadzić dziś wykłady. W jednej dłoni trzymał dość wypchaną teczkę, zaś drugą trzymał przy uchu razem z telefonem komórkowym, z którego dobiegało trajkotanie jakiegoś mężczyzny. I nie – nie była to rozmowa o pogodzie, ani o spędzonym ostatnio weekendzie, czy kiełbaskach z rusztu, bo szybkość wymienianych zdań jasno wskazywała na to, że pod drugiej stronie słuchawki coś musiało się poważnie schrzanić.
OdpowiedzUsuńO swoim zawodzie Castor nie mógł mówić zbyt wiele, ze względu na obowiązującą go tajemnicę wojskową, której zdradzenie mogło grozić osadzeniem w jakimś restrykcyjnym więzieniu. Podczas spotkań temat ten był więc bardzo okrojony, a kończył się na opowieści o podstawowych obowiązkach w biurze Wojskowego Departamentu, jeśli ktoś wpadł na pomysł aby w ogóle o to zapytać. Zwykle więcej bowiem mówił o wykładaniu na uniwerku i fach ten ostatecznie stał się znakomitą przykrywką dla zawodu, któremu poświęcił większą część swego życia, bo praktycznie cały okres studiów.
Ilekroć więc wchodził do gmachu uczelni, tematy dotyczące Narodowego Biura Rozpoznania zostawiał za drzwiami, aczkolwiek tego dnia sprawy miały się zupełnie inaczej, bo szlag jasny trafił ostatnią satelitę, którą wysłali na orbitę w ramach misji rozpoznawczej. Był to temat priorytetowy, a w siedzibie departamentu aż wrzało – wolał sobie nie wyobrażać czerwonej jak burak twarzy dyrektora, który z wściekłości pewnie cały się zagotował, bo była to akcja warta mnóstwo pieniędzy, które być może przez czyjeś niedopilnowanie zostały wyrzucone w błoto. W każdym razie, Castor miał czyste sumienie, bo z działem monitorowania był połączony jedynie kilkoma aspektami, a żaden nie dotyczył ostatniej misji rozpoznawczej.
Rozłączył się więc zaraz po wejściu na salę i zamknięciu za sobą drzwi. Komórkę wrzucił do kieszeni marynarki i bez zbędnego rozglądania się od razu, zajął to miejsce, które było mu przeznaczone – biurko na podeście, na którym pozostawił teczkę, i o blat którego oparł się śmiało, prostując ręce w łokciach, by móc przenieść na nie ciężar swego ciała. Z tej pozycji łypnął na siedzących przed nim studentów, między którymi zapadła cisza. Castor już rozchylił usta, już miał coś powiedzieć w ramach krótkiego powitania... Aż tu nagle trzask telefonu rozniósł się echem, skupiając na sobie uwagę większej części obecnych w sali osób, a tym samym przerywając mu w tak kluczowym momencie.
Jego chłodne spojrzenie spod przymrużonych oczu, powędrowało zaraz na jasnowłosą niewiastę. Wyraz twarzy wciąż pozostawał z lekka surowy, a choć w głębi coś go tknęło, ten ani drgnął. Znał ją i bynajmniej nie z kampusowej rozgłośni. To były szczególne, indywidualne wspomnienia, które w obecnej sytuacji – gdy on stał tu jako wykładowca, a ona siedziała tam jako studentka – nigdy nie mogą ujrzeć światła dziennego
— Zajmę wam dziś tylko siedem minut — oznajmił stanowczo, jakby mógł się spodziewać jakiegoś ale. Wyprostowawszy się, wyciągnął z teczki plik kartek formatu A4, na których zapisany był zakres materiału i podstawowe kwestie dotyczące wykładów, po czym przeszedł do pierwszego rzędu, kolejno rozdając każdemu po egzemplarzu.
— Z racji wzywających mnie, pilnych obowiązków, wszelkie zagadnienia omówię na następnych wykładach. Proszę zapoznać się z listą i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy właśnie tego chcecie... — mówił, przechodząc płynnie do kolejnych rzędów, aż dotarł do blatu Abigail Smith, przy którym niespodziewanie się zatrzymał. — Za nim będzie za późno — dopowiedział, posławszy dziewczynie znaczące spojrzenie. Chociaż słowa Castora zabrzmiały dwuznacznie, to mało prawdopodobne, żeby ktoś z innych obecnych studentów domyślał się w jakim kontekście one padły, aczkolwiek to dłuższe spojrzenie, które mężczyzna utrzymał w obliczu Smith mogło co niektórym wydać się podejrzane.
UsuńDlatego zaraz ruszył dalej i dokończywszy rozdawanie, powrócił na swoje miejsce na podeście. Zerknął krótko na zegarek, zdobiący lewą rękę.
— Jeśli ktoś ma pytania, zapraszam — oznajmił. — Tymczasem koniec zajęć, dziękuję.
Castor Gemayel
[Wątek? Oki, oki. Jak najbardziej :D Wszyscy chcą mi pomóc w realizacji punktów, a trzeba jeszcze ją rozbudować :D
OdpowiedzUsuńAle jak najbardziej widzę, że by się dziewczyny dogadały. Poza tym są sąsiadkami, więc pidżama party też wchodzi w grę :D]
Summer
[Jestem za! Myslalam, ze moglaby rzucic cos np o przegranym meczu, ktory byl bardzo wazny, ale niestety sie nie udalo i przeciwna druzyna wygrala. To mogloby troche dzialac mu na nerwy, jakies docinki cos w stylu ze kapitan chyba nie byl wtedy w formie moglyby go nieco rozzloscic, bo z pewnoscia dlugo sie przygotowywal do tego, aby ten mecz wygrac, a tu psikus - nie wypalilo. :D]
OdpowiedzUsuńJake Brooks
(Tak, bardzo podobamip się ten pomysl. Jeśli chcesz, to mozesz zacząć :)
OdpowiedzUsuńOphelia O'Brien
[Nie no fajna Ci powiem ta Abigail wyszła <3 Karta napisana w prosty, ale urzekający sposób - urzekający treścią, bo ile takich osób jak Abigail jest wokół nas na co dzień? Nie da się wszystkich poznać, niektórych pewnie nawet nie chcielibyśmy poznać, ale są niekiedy takie perełki i warto zaryzykować zawieranie nowych znajomości właśnie dla takich fajnych osób <: Zwyczajnie niezwykłych! Jak jakiś problemik mały czy duży zaprzątnie tą uroczą blond główkę, to bądź pewna że Lee między Encyklopedią Filatelistyki a Poradnikiem Małego Ogrodnika znajdzie czas, by posłuchać i poradzić <3]
OdpowiedzUsuńHailey Redmayne
W sposobie działania Castora nie było żadnych nieprzemyślanych decyzji, podjętych pod wpływem ulotnej chwili. Był wymagający, jednak nie wymagał wyłącznie od innych, bo wymagał także od siebie, dlatego nigdy nie tańczył na wulkanie i nie postępował w sposób bezmyślny, bo po prostu nie mógł sobie na to pozwolić w żadnej dziedzinie, a już szczególnie w życiu. Obracał się bowiem w wymagającym towarzystwie, począwszy od pracy, gdzie jedna decyzja jest w stanie przechylić szalę, a skończywszy na rodzinie, która od pokoleń kąpała się w jeziorze władzy, domagającej się tylko dobrych wyborów. To oczywiste, że realizm ma we krwi. Każdy bowiem, kto w rodzinie Gemayel postawił zły krok, zdążył się już pożegnać ze światem i to nie w sposób tak piękny, jak śmierć przez starość, a śmierć przez okrutne morderstwo. I pomimo urodzenia się w progach Stanów Zjednoczonych, posiadania amerykańskiego obywatelstwa i wykształcenia, to kultura arabska ukształtowała charakter Castora, jego poglądy i sposób bycia. Był jest i będzie jednym z nich po kres życia.
OdpowiedzUsuńDlatego krok w kierunku Abigail Smith nie był podyktowany lekkomyślnością, bo Castor był świadom tego co robi i nawet jeśli siła alkoholu brała udział w popchnięciu tamtego wieczoru na konkretne tory, to nie miała żadnego wpływu na podejmowane przez niego kroki. Niczego wprawdzie nie żałował – ba! Zrobiłby to raz jeszcze i to bez pomocy płynnej odwagi, ta bowiem nie miała żadnego znaczenia, a stała się jedynie dodatkiem. To nie w promilach tkwił diabeł, a w samej Abigail. W jej wdzięku, atrakcyjności i magii, którą tamtego wieczoru czarowała. W jej czekoladowych, błyszczących w świetle żarówek oczach; przyciągającym spojrzeniu spod wachlarza gęstych rzęs; uśmiechu pełnym radosnych iskierek – a później w gładkiej skórze jej policzka; miękkiej gramaturze aksamitnych ust i w delikatnym, smukłym ciele, które odkrywał w każdym swobodnym, aczkolwiek pożądliwym ruchu. To oczywiste, że w pewnym momencie zaczął jej pragnąć, lecz tylko dlatego, że w pewnym momencie to ona zapragnęła jego.
Resztę druków schował do teczki i niedbale wrzucił ją do szuflady biurka, pozwalając studentom – wyraźnie szczęśliwym z powodu decyzji wykładowcy – wyleźć z sali na korytarz i oddać się obowiązkom własnego widzimisię. Przeczuwał jednak, że Abigail może jako jedyna nie skorzystać w tej chwili z możliwości ucieczki z sali i rzeczywiście się nie mylił. Z krzesła poderwała się jako ostatnia, a jako jedyna zamiast skręcić w prawo w kierunku drzwi wyjściowych, skręciła w lewo w kierunku podestu i jego samego.
Kiedy więc z jasną determinacją przed nim stanęła, wycelował swe spojrzenie w jej oblicze, lekko pochylając głowę by zlustrować czujnym spojrzeniem jej sylwetkę.
Minęło przynajmniej kilka sekund, gdy w milczeniu po prostu utrzymywał w niej posągowe, acz z lekka zaintrygowane spojrzenie, aż w końcu ruszył do drzwi, by zamknąć je z głuchym trzaskiem. Nie wyszedł jednak za próg, a pozostał po tej stronie, choć wskazówka zegarka minęła już siódmą minutę.
Usuń— Byłbym niespełna rozumu, gdybym uwierzył, że powodem twojej obecności tutaj są wykłady — rzekł bez ogródek, splatając ręce na wysokości torsu. Wolnym krokiem podążył w jej kierunku, pewnie minąwszy sylwetkę Abigail na tyle blisko, że mogła odczuć jego obecność.
— Jaki jest zatem prawdziwy powód, panno Smith? — Zapytał, odwróciwszy się w stronę kobiety, gdy przysiadł na kancie biurka ze stale splecionymi ramionami. Jego brew mimochodem uniosła się w pytającym wyrazie, a w ustach zastygł nikły cień lubieżnego uśmiechu.
Castor Gemayel
[Ależ oczywiście, że się zgadzam i <3 Kocham niespodzianki, czekam!]
OdpowiedzUsuńHailey Redmayne
Dzisiejszy dzień był dla Summer czymś prawie, że nie do przeskoczenia. Czy wspominała już komukolwiek o tym, że nienawidzi czwartków? Wstawała o 4:30, tylko po to aby zdążyć przed wszystkimi wziąć prysznic i się ogarnąć, aby o szóstej być już w bufecie, gdzie zaczynano powoli wydawać śniadania. I tak do samego południa. Później w biegu zrzucała fartuszek, aby pędzić niczym na złamanie karku na zajęcia z wokalistyki. Jakoś nigdy nie przepadała za śpiewem, bo nie czuła się w nim zbyt pewnie, ale jeśli chciała to musiała się przełamać. Po zajęciach wokalnych biegła na drugi koniec kampusu, aby nie spóźnić się na zajęcia z montażu. Czasami kompletnie nie rozumiała tego jakim cudem na tych studiach był aż taki rozstrzał i zastanawiała się czy w ogóle kiedykolwiek będzie mogła powiedzieć: Tak, umiem to i nikt mi nie zarzuci, że jest inaczej.
OdpowiedzUsuńMoże jej plan dnia nie wydawał się przeładowany, ale gdy już koło osiemnastej wracała do akademika to ledwie, co widziała na oczy. Choć dzisiaj trzymała się całkiem nieźle. Najwyraźniej coraz lepsza pogoda sprawiała, że w końcu ładowało jej bateryjki. Dlatego wracała do swojego pokoju uśmiechając się cały czas pod nosem, co nie było wcale spowodowane tym, że musiała przed kimś udawać. Po prostu miała dobry humor.
Nuciła sobie pod nosem jakąś melodię, gdy dostrzegła na schodach Abi. Ta nie wyglądała na zadowoloną z życia. Dopiero też wtedy zwróciła uwagę na śmiechy, chichy oraz muzykę, która dochodziła z jednego z pokoi. Na jej wargach zagościł zawadiacki uśmieszek, a prawa brew poszybowała lekko do góry.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę z tego kogo o to pytasz – zaczęła rozbawiona, poprawiając swoją torbę na ramieniu.
Summer uchodziła za osobę lekko świrniętą, która nie odmawiała niczego, co było zabarwione choćby nutką wariactwa.
- Ale to musiałabym pójść do siebie i przyodziać imprezowy strój… Wiesz jakąś krówkę albo kaczkę. W końcu jak zasnę im tam w kącie to przynajmniej byłoby mi w pajacu ciepło.
Summer
[Z Abi taki promyczek, że jak najbardziej przyda się teraz Lunie. <3
OdpowiedzUsuńMyślę, że jak najbardziej mogły się znać! Abi mogła znać nawet faceta Luny, ale nie ma pojęcia, co się wydarzyło, dlaczego się rozstali i co dlaczego Luna tak bardzo się zmieniła.]
Luna
[ Cześć! Bardzo się cieszę, że Mason aż tak się spodobał i pewnie wątku nie odmówię. Chociaż szczerze mówiąc nie bardzo wiem jak połączyć słodko-żywiołową Abi ze zdystansowanym Hayesem. Związek jednak odpada, ponieważ mój pan nie umawiał się w przeszłości z dziewczynami z kampusu i ogólnie, ze swojej uczelni. Chyba, że wzięłybyśmy pod uwagę jeszcze liceum, gdzie było to o wiele bardziej prawdopodobne. Jak według Ciebie mogło dojść do tego, że przypadli sobie do gustu przynajmniej na jakiś czas? Bo pomysł na zakończenie związku bym miała. ;) ]
OdpowiedzUsuńMason Hayes
[Aż tak źle nie było, do tego dziewiątego roku życia ostatecznie sobie pożyła jak prawdziwe dziecko. Wzięło mnie na wspomnienia, kiedy opisywałam to dzieciństwo Mii. <3
OdpowiedzUsuńSama bym chciała, by mój ojciec był hodowcą owczarków... Tyle do tulenia, tyle do głaskania, do kochania... Pełnia szczęścia. :D
Ochotę na wątek mam jak najbardziej. Widzę, że Abby jest bardzo zabiegana, toteż może któregoś z chłodnych wiosennych wieczorów natknęłaby się na Mię ze swoim klientem?]
Mia Claythorne
[Nie no, spokojnie, nie pali się. :) Ja z kolei jutro będę cały dzień w pracy, więc odpiszę pewnie dopiero wieczorem. Może nawet dość późnym.
OdpowiedzUsuńA co do mężczyzny, myślę, że może mieć tak między czterdzieści a czterdzieści pięć lat, dobrze ubrany i zadbany, ogółem widać, że zamożny (no bo po co inaczej byłby on Mii :D). Dziewczyna dość pilnie strzeże swojego sekretu, ale mogłaby to być już noc, może trzecia, może czwarta nad ranem, on się uparł, że ją odwiezie i pożegna, ona uległa pod wpływem myśli, że pewnie już wszyscy śpią i tak to poleciało. :D]
Mia Claythorne
[Abi to chyba najjaśniej świecące słoneczko w RUFUS'ie. Urocze i cudne, z absolutnie fantastycznym zdjęciem... ALE. Spróbować oczywiście możemy, choć nie jestem pewna, czy nasze dziewczyny będą w stanie się dogadać. Dla Santany to chyba jednak za dużo wszystkiego na raz (w dobrym tego słowa znaczeniu! Postać stworzyłaś niesamowicie pozytywną :D).
OdpowiedzUsuńNo i oczywiście cześć i czołem!]
Santana
Następnego dnia po nocy, którą oboje zapamiętają na długo, nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ich drogi jeszcze kiedykolwiek się skrzyżują. Abigail zostawiła po sobie jedynie strzępki informacji, które nie były tak rozwinięte, by przewidzieć miejsce ich kolejnego spotkania, aczkolwiek biorąc pod uwagę wielkość Spokane, takowe szanse istniały i Castor brał to pod uwagę. Los potrafił bowiem płatać figle w najmniej oczekiwanym momencie, a jeden z takich momentów zdarzył się właśnie dziesięć minut temu, gdy oboje wymienili się spojrzeniami w miejscu, w którym żadne z nich z pewnością się tego nie spodziewało. Bo owszem, Abigail była studentką i tego był świadom, ale nigdy nie pomyślałby, że uczęszcza do River Falls University, a przecież Castor nie pracuje tu od wczoraj – zadziwiające, że nie mieli okazji minąć się na którymś z korytarzy, chociaż z drugiej strony na uczelni nie uczą się przecież trzy osoby na krzyż, a on sam urzęduje tylko na jednej drugiej etatu. Ludzi natomiast mija całe mnóstwo.
OdpowiedzUsuń— Faktycznie, nie wiem co studiujesz, ale jestem przekonany, że nie kierunek który wykładam — odparł z wyraźnym przekonaniem, że w tej kwestii na pewno się nie myli. Musiałaby dołączyć na bezpieczeństwo dwa tygodnie temu, bo dokładnie wtedy prowadził ostatnie wykłady, a nie zauważył żeby zmieniła mu się ekipa. Zaś ukrywać się przez dobry rok nie mogła, bo nierealnym jest, żeby cokolwiek wtedy zaliczyła.
Gdy kolejne słowa padły z ust Abigail, kąciki jego ust jawniej uniosły się ku górze w zdumionym uśmiechu, sięgającym nawet oczu. Nie przypominał sobie, żeby podczas minionego spotkania zauważył w Abigail jakieś ostrzejsze aspekty charakteru, aczkolwiek w akcie przyjemnego zbliżenia odczuwał pewnego rodzaju temperament, którym skrycie emanowała. Snuł domysły, że ma w sobie wystarczające pokłady pewności siebie i chociaż w tej chwili reagowała w sposób jowiszowy głównie w ramach samoobrony, wiedział że potrafi tupnąć nogą kiedy trzeba.
— Dobrze, więc wiemy już kto na pewno nie jest powodem twojego przybycia. Dalej nie znamy jednak powodu, którym nim jest — ciągnął, bo jego pytanie dotyczyło rzeczy, która skusiła ją do przybycia w progi tej sali, a nie którą ją odrzucała, ale ostatecznie odpuścił. Po chwili jego spojrzenie powiodło na moment wyżej, pod sufit, gdzie w kątach zwykle skrywały się kamery, i w tej sali także nie brakowało monitoringu. Gdy upewnił się, że nieduży obiektyw wycelowany jest w głównej mierze na siedzenia studentów, przyciągnął Abigail raptem do siebie. To był szybki ruch, dlatego nie miała nawet sekundy, by zaprotestować, kiedy już znalazła się między jego kolanami, zabarykadowana chwilowo jednym i drugim ramieniem. Spojrzenie wycelował w jej ciemne tęczówki, bagatelizując wzbierające się w nich, różne emocje, począwszy od złości, a skończywszy na czymś w rodzaju zdziwienia.
Nie powinien był pozwalać sobie na takie ruchy właśnie w tym miejscu, bo groziło to poważnymi konsekwencjami, ale czasami zdarzyło mu się nadwyrężać dobroć losu i odrobinę z nim igrać, chociaż nie sądził, ze ktoś nagle zajrzy do sali.
Usuń— Muszę wracać do obowiązków, ale znajdę cię — oznajmił, cofnąwszy dłonie, podpierając je o blat. Chcąc czy też nie chcąc, był wzywany do siedziby w Camp Murray na drugim końcu stanu i musiał dotrzeć tam jak najszybciej. Natomiast z racji tego, że nie rzuca słów na wiatr, z pewnością ich dotrzyma i to w najbliższym czasie. Poza tym tego właśnie chciał.
Castor Gemayel
[ Okej, w takim razie mam już pewien obraz tej sytuacji. Przedstawię Ci jak jak to wszystko razem widzę, a wtedy powiesz po prostu czy to Ci odpowiada, okej? Jeśli coś nie będzie pasowało, krzycz. ;)
OdpowiedzUsuńTrochę bym poprzestawiała i tą fazę łażenia z aparatem dała na początek. Abi mogła przypadkiem zostać świadkiem takiej bójki i faktycznie pstryknąć kilka zdjęć, co nie umknęłoby uwadze Masona, ale że miał wtedy ręce pełne roboty postanowiłby to chwilowo zignorować. Zamiast załatwić sprawę zaraz po bijatyce po prostu na drugi dzień "złapałby" Twoją panią przy szafce w szkole i grzecznie poprosił o usunięcie zdjęć. Raczej by to zrobiła i to przy nim, w przeciwnym razie Hayes na pewno zniszczyłby jej aparat, od razu uprzedzam. xd Po tym incydencie Abigail mogła się regularnie pojawiać wśród przypadkowych gapiów podczas kolejnych walk i tak jak pisałaś - jej podobieństwo pod pewnymi względami mogło go ostatecznie zauroczyć. Ta potrzeba buntu, nawet jeśli jedynie chwilowa. Po narodzinach siostry, kiedy zaczął więcej dostrzegać zorientowałby się, że panna Smith to tak naprawdę fajna dziewczyna, która zasługuje na coś więcej, na kogoś więcej... Kogoś, kto pociągnie ją w górę zamiast w dół. Dlatego też niedługo później zerwałby z nią i to nawet nie w brutalny sposób. Byłby miły i naprawdę troskliwy, i być może właśnie zabolałoby ją w tym najbardziej? Łatwiej by jej było, gdyby zachował się jak dupek, a nie jak zwyczajny chłopak. Co myślisz? ]
Mason Hayes
[ Raaaany, bardzo mi miło! Cieszę się, że Shaylee również przypadła Ci do gustu i przyznaję szczerze, że ja też ją polubiłam. ;) Co do tkanki tłuszczowej to niestety, przez jakiś czas jako istota w pełni oddana bieganiu i treningom, panna Johnson przypominała raczej zbitek mięśni niż przykład dobrze odżywionej studentki. Teraz jednak nabrała więcej kształtów tam, gdzie potrzeba i uważa się niemal za seksowną... A co!
OdpowiedzUsuńPrzyszłabym po wątek, ale nie mam kompletnie żadnego pomysłu na połączenie tych dwóch. Abigail jest tak pozytywna i zapewne tak rozgadana, że prędzej czy później Shay kazałaby jej się zamknąć i to wcale nie ze złośliwości. Nie żeby mi to przeszkadzało. xd Chętnie się jednak dowiem czy Ty miałabyś jakiś pomysł? ]
Shay.
Owszem, mógł zajrzeć do bazy studentów i mieć wszystkie informacje, dotyczące Abigail Smith podane na tacy, ale nie szedł po trupach do celu i ułatwianie sobie życia w taki sposób go po prostu nie satysfakcjonowało. Lubił dążyć do czegoś stopniowo; dzięki swoim umiejętnościom, które przy okazji dążenia również rozwijał, zupełnie tak jak doświadczenie. Suche fakty go nie zadowalały, bo niosły tylko iluzoryczny obraz, który wcale nie musiał pokrywać się z rzeczywistością, a wiele osób zajmowało się w tym świecie czymś, o czym nie miało nawet bladego pojęcia. Dlatego do systemu rejestracji studentów na pewno nie zajrzy, prędzej zaś ponownie zbliży się do Abigail, bo już dzięki ostatniemu spotkaniu wiedział o niej coś, czego nie wie przypadkowy kolega z roku. A jeśli będzie chciał użyć języka, żeby wyciągnąć z niej to i owo, to z pewnością to uczyni. Tak, jak bowiem zdążyła zauważyć, Castor należy do grona pewnych siebie osób, choć nie do takiego stopnia, by dokonać głupstw. To oczywiste, że stąpać po kruchym lodzie się nie odważy, bo to zakrawałoby o totalny idiotyzm – on po prostu wie czego chce i bez ogłady po to sięga, jednakowoż bacząc na konsekwencje, które mogą go dosięgnąć, jeśli przekroczy granice. Zwykle więc ich nie przekraczał, a jako racjonalnie myślący przedstawiciel gatunku homo sapiens, najpierw analizuje sytuacje i dopiero później podejmuje kroki. Pamiętnego wieczoru był zatem świadom do czego zmierzało ich spotkanie z każdym wypitym drinkiem i poruszonym tematem, w którym oboje znajdowali wspólny język. Trudno nie przyznać, że rozmowa kleiła im się nadzwyczaj dobrze. Castor sam był zdumiony tą lekkością z jaką przyszło im wtedy rozmawiać, bo jego osobowość niekoniecznie radziła sobie z relacjami międzyludzkimi, a przynajmniej nie w taki sposób, by zjednywać sobie przyjaciół – tych miał zaledwie garstkę. Sporo ludzi omijało go już ze względu na arabskie korzenie, które było zarówno widać w jego usposobieniu, ale także czuć w sposobie bycia. Zazwyczaj był wrzucany do jednego wora z wyznawcami islamu, którzy słyną przecież z krwawej polityki dżihadu. Wprawdzie niewiele ma z nimi wspólnego, bo zaledwie aparycję, język i pochodzenie, aczkolwiek tak jak oni jest wyjątkowo ordynarny.
OdpowiedzUsuńW milczeniu odprowadził dziewczynę spojrzeniem do drzwi. Nie miał wątpliwości, że ją znajdzie, nawet jeśli nie słucha kampusowej rozgłośni, bo nie ma na to czasu. Człowiek zdeterminowany zrobi wszystko, żeby chwycić po cel, a znalezienie Abigail było dla niego trochę jak wyzwanie, które zamierzał podjąć. Gdy zniknęła za drzwiami omiótł wzrokiem salę i po kilku sekundach dźwignął się z blatu biurka, zgarniając wszelkie, należące do niego manatki. Kiedy wyszedł, po Abigail nie było śladu, zresztą nie spodziewał się, że będzie stać za ścianą i czekać Bóg wie na co. Wartkim krokiem udał się więc na parking, a konkretnie do czarnego BMW serii 4, w którym założywszy sportową marynarkę, odpalił silnik, ruszając od razu w kierunku kampusowej bramy. Z powodu odległości, jakie przemierzał, musiał mieć szybki samochód, a ten spełniał jego oczekiwania w stopniu niemalże idealnym.
Gdy tylko ruszył, przejechał kilkaset metrów i dotarł do postoju taksówek, zwolnił zaraz, wyginając usta w odrobinę rozbawionym uśmiechu. Abigail wyglądała na zrezygnowaną, jakby przebiegła sprintem pół mili i dostała figę z makiem. Domyślał się, że goniła za tym autobusem, który znikł właśnie za zakrętem.
UsuńZatrzymał więc wóz, opuszczając elektryczną szybę od strony pasażera.
— Wiedziałem, że cię znajdę, ale nie sądziłem, że tak szybko — rzucił, wychylając się nieznacznie z widniejącym w kąciku uśmiechem. — Wskakuj, podrzucę cię tam gdzie potrzebujesz — kiwnął głową w ramach zaproszenia i zasunął elektryczną szybę, czekając aż Abigail znajdzie się w środku auta. Wychodzi na to, że losowi zależało na tym, by ta dwójka nie rozeszła się zbyt szybko.
Castor Gemayel
[Czyli znają się z rozgłośni i w sumie jak zobaczyłam właśnie to z bractwa też także podstawy mają, czyli zaczynamy jak Matty przychodzi pytać o pomoc Abi w tym projekcie.
OdpowiedzUsuńTo ja zacznę, gdzie powinien ją znaleźć? Zagadać po transmisji w rozgłośni, w bractwie? W korytarzu po jej wykładzie? ]
Matty
Hailey obserwowała opadające na podłogę pyłki rozświetlone przez wpadające do biblioteki promienie słońca. Oparła brodę na dłoni i zdmuchnęła kosmyk włosów łaskoczący ją w nos. Spojrzała na kartkę papieru, na której widniało jedno zdanie.
OdpowiedzUsuńZnowu nie miała weny, a jej mózg tańczył w rytmach lambady, zamiast skupić się na pisaniu książki. W takim tempie skończę pierwszy rozdział kiedy osiwieje i wypadną mi wszystkie zęby… Hailey powiodła wzrokiem po stolikach ustawionych dla odwiedzających bibliotekę, by upewnić się, że nikt nie potrzebuje jej pomocy.
Praca bibliotekarki w River Falls University była jej pierwszą poważną i związaną z kierunkiem, jaki studiowała przed przeprowadzą do USA, więc pragnęła zrobić dobre wrażenie, a dodatkowo jako idealistka z natury chciała wyrobić 310 procent normy.
Przy stoliku ustawionym obok działu z biografiami siedziała blondynka, która czasami wpadała do biblioteki. Hailey pamiętała, że interesowały ją książki o marketingu i teraz zmarszczyła brwi próbując przypomnieć sobie jej imię. „Tak samo miała na imię żona prezydenta Johna Adamsa” - pamiętała że to była jej myśl, kiedy blondynka podała swoje imię podczas wypożyczania książek. W końcu studiowało się tę historię, huh? Otworzyła laptop i po chwili już wiedziała, że dziewczyna ma na imię Abigail. Uśmiechnęła się z satysfakcją. 310 procent normy towarzyszu!
Nagle usłyszała ciężki hałas. Kiedy przeniosła wzrok na dziewczynę, tej nie było już przy stoliku. Hailey wychyliła się lekko zza biurka i wtedy zauważyła Abigail leżącą na podłodze. Poderwała się z miejsca wywracając przy tym kubek z kawą i robiąc mnóstwo rabanu. Pozostali uczniowie siedzący przy stolikach zaczęli tworzyć wokół dziewczyny ciasny krążek.
- Przepraszam, ja mam kurs ratowniczy! – zawołała z desperacją.
Z racji swoich 164 centymetrów wzrostu musiała przepchnąć się przez gapiów. Rozgoniła ich ruchem dłoni, żeby zrobili więcej miejsca i udostępnili przepływ powietrza. Uklęknęła przy Abigail i położyła jej głowę na swoich kolanach.
- Abigail? – poklepała policzki blondynki dłonią. – Słyszysz mnie?
Hailey
Czas wolny w słowniku Annabelle Sanders był pojęciem abstrakcyjnym. Ale nie narzekała! Gdy robiło się to, co się kocha, nawet brak czasu wolnego nie przeszkadzał. Podobno gdzieś było też takie pojęcie jak przerwa, na obiad chociażby, ale ono również było zawalone i zamglone w świecie Annabelle. Pewnie dlatego właśnie siedziała przed laptopem i dukała na klawiaturze treść maila dla studentki, w którym opisywała kilka utworów, które właśnie skończyła dla niej skanować i miała zamiar je wysłać. Obok laptopa natomiast postawiony został talerz z odgrzanymi na szybko warzywami na patelnię i kubek ze słodką herbatą.
OdpowiedzUsuńWcisnęła wyślij i za moment otworzyła okno z mailem do kolejnej studentki. Z jej warg wydarło się ciche westchnięcie, gdy przesuwała się wraz z krzesłem w stronę sterty nut. W głowie słyszała jej głos, gdy śpiewała. Wysoki, zdolny do biegników, choć cieniutki. Nie będzie dramatyczny. Skłaniałaby się do lirycznego koloraturowego, chociaż na te koloratury jeszcze będzie musiała sobie zapracować lepszą pracą mięśni brzucha… Trzeba było znaleźć dla niej coś, co ją zmusi do ćwiczeń.
Pamiętała, jak i ona miała z tym problemy. Profesor zawsze powtarzała jej, żeby ćwiczyła brzuszki. A ona wiecznie tego robić nie chciała. Mogła tańczyć, jeździć na rowerze, pływać, ale broń Boże zrobić brzuszki, przysiady czy pobiegać. Z tą studentką zapewne jest tak samo. Rozumiała to. Ale cokolwiek zrobi, musi dać to efekt lepszej pracy mięśni brzucha.
Znalazła właśnie arię Adeli z Zemsty Nietoperza. Była to operetka, ale… dlaczego nie? Odrzuciła nuty na skaner i miała zamiar zabrać się za poszukiwania kolejnych, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała ze zdumieniem w ich stronę, odłożyła pozostałe kartki z kolan i podeszła do nich. Zazwyczaj nikt do niej nie przychodził o tak wczesnej porze, bo i to, że była teraz w pokoju w zasadzie było cudem, więc…
Otworzyła drzwi i była jeszcze bardziej zdumiona, widząc za nimi studentkę. Spojrzała na teczkę i posłała jej ciepły uśmiech, odstępując o krok.
— Wejdź, opowiesz mi w środku, Abigail. – Annabelle zupełnie nie rozumiała, że czasami do studentów nie wypadało się zwracać po imieniu. Nie wypada to kolejne określenie, którego nie ma w jej słowniku. – Usiądź sobie i opowiadaj, co tam słychać?
Annabelle Sanders
[ W takim razie ustalone. ;) Jego bar odpada, ponieważ - tak jak wspomniałam w dodatkowych - prawie nikt o nim nie wie i na razie chcę żeby tak zostało. Dlatego bardziej odpowiadałoby mi na terenie kampusu. ]
OdpowiedzUsuńMason Hayes
[Oh, dziękuję bardzo <3 Abi za to wydaje się trochę szaloną, oczywiście w pozytywny sposób, osóbką! Przydałby się ktoś taki w życiu Neeli, więc jeśli masz ochotę na jakiś wątek to zapraszam :)]
OdpowiedzUsuńNeela
Gdy tylko Abigail zajęła miejsce obok, automatyczny zamek w samochodowych drzwiach zatrzasnął się z charakterystycznym dźwiękiem. Castor wrzucił zaraz bieg i ruszył w kierunku głównej ulicy, zerkając kontrolnie na dziewczynę, gdy zapinała pasy.
OdpowiedzUsuńOdczuwał to napięcie. Wiedział, że jego towarzystwo wzbudza w Abigail masę różnych emocji, począwszy od złości, a skończywszy na niechęci, którą obdarzyła go w już chwili spotkania na sali uniwersytetu. Z jednej strony nie był pewien skąd wezbrało się w niej tyle negatywnych uczuć wobec niego, ale z drugiej podejrzewał, że ma to związek z jego niewzruszoną postawą i tym jakże formalistycznym podejściem do tego, co zdarzyło się pamiętnej nocy. Bo rzeczywiście wyglądał na kogoś, kto w głębokim poważaniu ma ludzkie uczucia, i kogoś komu porzucanie znajomości przychodzi z niebywałą łatwością. Abigail mogła się poczuć poniekąd wykorzystana, ale to z pewnością złe słowo na określenie tego, co między nimi zaszło – przecież wcale nie powiedział, że z nią skończył. Poza tym, nie chodziło tylko i wyłącznie o cielesność i wynikającą z tego przyjemność – Abigail wydała mu się wtedy wyjątkowa, a jakaś wewnętrzna myśl skutecznie pchała go w jej stronę; nakazywała nie przestawać. Dlatego nie przestawał.
Usłyszawszy adres docelowy, w milczeniu obrał azymut w odpowiednie miejsce. Tak jak wspomniał wcześniej, mógł wysadzić ją tam, gdzie potrzebowała, dlatego niczego nie kwestionował prowadząc wóz po najbliższej prostej
Droga minęła im w milczeniu, jako że dziewczyna siedziała ze wzrokiem utkwionym w książce, zaś spojrzenie Castora skupiało się na tym, co było za szybą: na mijanych samochodach, ludziach, którzy przechodzili przez pasy, a także na znakach regulujących prędkość, choć nie zawsze się do nich stosował. Przebyli ją jednak szybko, bo wystarczyło zaledwie kilkanaście minut, a Castor już zatrzymywał czarne auto na skrawku chodnika, wiodącego obok starszych, aczkolwiek zadbanych budynków.
Przeniósł na nią spojrzenie, gdy pojazd stał już w bezruchu. Dłoń stale trzymał wygodnie na szczycie kierownicy.
— Bo to po części prawda — odrzekł, odnośnie jego przelotnego pomieszkiwania w Spokane. — Bywam tutaj tylko cztery dni w tygodniu — dodał dla rozjaśnienia sytuacji, bo faktycznie nie mógł mówić o sobie jak o pełnoprawnym mieszkańcu tej miejscowości.
Właściwie, to Castor wcale nie ma stałego miejsca w USA. Tutaj, w Spokane, pomieszkuje w akademiku, zaś w Camp Murray posiada kawalerkę, w której przebywa tyle co kot napłakał. Jedyne miejsce na ziemi, które jest dla niego pewnikiem, to Bikfajji w Libanie – to tam jest jego dom, mimo że to nie tam dorastał i uczył się życia.
UsuńZacisnął lekko usta, z wolna powędrowawszy błękitnymi tęczówkami po jej twarzy, aż zatrzymał je w ciemnych oczach dziewczyny.
— Ale w życiu niektórych ludzi niekiedy faktycznie bywam tylko przejazdem — przyznał, nie spuszczając z jasnowłosej dojmującego spojrzenia. Kącik jego ust drgnął delikatnie ku górze. Czasami pojawiał się tylko jeden raz.
Castor Gemayel
On zaś nie rozumiał, dlaczego będąc przy niej, zaczynał odczuwać nagły przypływ pokusy. Nie mogło być to spowodowane jedną, jedyną nocą, którą spędzili w zmysłowym akcie zbliżenia, choć wspominanie jej wzniecało chęć powtórki, bo przecież wcale się nie znali. Naprawdę, nie wiedzieli o sobie podstawowych rzeczy, bo poruszane wtedy w barze tematy, dotyczyły głównie ich podejścia do życia, a nie informacji zdradzających aspekty dnia codziennego – pracy, zainteresowań, pochodzenia, czy nawet czegoś tak podstawowego jak nazwisko. Sam nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak właściwie pozwalał trwać jej u swego boku, kiedy jego brzydkim nawykiem było pojawianie się w cudzym życiu, mieszanie i znikanie. Szczególnie, jeśli mowa o kobietach, które zapłonęły nadzieją, definitywnie przez niego zgaszoną. Przemykał bowiem jak wicher i serca zostawiał złamane, jak drzewa po huraganie. Nie jest łatwo go zatrzymać; nie jest łatwo schwytać go w garść i choć odrobinkę przyciąć skrzydła jego wyraźnej indywidualności. Nie udało się to nawet rodzinie, która wybrała już dla niego małżonkę w rodzinnym Bikfajji. Jak to więc możliwe, że wciąż był u boku Abigail? Czym zasłużyła sobie na takie wyróżnienie, skoro nie zasługiwała na nie nawet rodzina?
OdpowiedzUsuńI tak, jak nie pozwalał sobie na lekkomyślne działania, tak jak zawsze musiał mieć wszystko rozplanowane z dokładnością do setnej sekundy, tak teraz pozwalał temu po prostu być. Pozwalał tej relacji istnieć, choć nie powinien; pozwalał tej relacji się rozwijać, choć nie powinien. Pozwalał sobie w to brnąć, a nie powinien. Również dla jej dobra, bo przecież nie mógł jej zapewnić, że nie zniknie, niczym marzenie senne zapomniane tuż po przebudzeniu. A naprawdę potrafił.
Na ułamek sekundy jego palce szczelniej oplotły skórzaną kierownicę, gdy Abigail pewniej zbliżyła się ku niemu. Jakby ten niezauważalny, chwilowy uścisk miał zapobiec tym niekontrolowanym ruchom, za sprawą których oboje mogliby spóźnić się na stanowiska zdecydowanie za dużo. Jej słowa wcale nie były karcące, bo dla niego ton głosu tej niewiasty brzmiał wyzywająco, i nic dziwnego, że miał ochotę tę rękawicę podjąć.
Złączył na moment usta w wąską linię, by zwilżyć je językiem i zaczął wolno, acz pewnie zmniejszać odległość dzieląca ich twarze. Jego spojrzenie wciąż spoczywało w tęczówkach Abigail, a przynajmniej do momentu, w którym zbliżył się do jej policzka i przeniósł je na inny punkt.
— Nie wódź mnie na pokuszenie — rzekł niższym głosem, zbliżonym do szeptu, po czym cofnął się odrobinę, żeby móc spojrzeć na jej usta i znów wrócić uwagą do ciemnych oczu, które lekko błyszczały w aurze słonecznego dnia.
Wolną dłonią wcisnął przycisk na kierownicy, odblokowujący zamek centralny w drzwiach auta, który przebił się jak strzała przez panującym wewnątrz, specyficznym napięciu.
UsuńAle prawda: wjechał w nie drugi raz – wjedzie z pewnością i trzeci.
— Znajdę cię, Abigail — powtórzył swe słowa z sali uniwersytetu, tym razem także nie rzucając ich na wiatr. Bo tym razem także tego właśnie chciał, choćby musiał nadużyć do tego swoich uprawnień — zrobi to.
Castor Gemayel
[Hejo hej! A, dziękuję bardzo! Nawet nie wiesz jak mi miło, gdy coś takiego czytam, tym bardziej, że wystarczyło napisanie karty, abym jakoś dziwnie się z Mayką zżyła. Serio, don't judge me, wiem, jestem dziwna.
OdpowiedzUsuńJestem jak najbardziej za tym, żeby nasze dziewczyny wcześniej dzieliły między sobą pokój. Myślę też, że Maya na samym początku zapewne uważałaby Abigail za straszliwą dziwaczkę. W końcu panna Bezrukova jakoś się straszliwie nauką nie zamęcza, a z tego co tutaj wyczytałam, to z Abigail taka perfekcyjna uczennica. Zapewne przez dłuższy czas nie mogłaby znieść jej wesołego nastawienia i robiłaby wszystko aby w jakimś stopniu się od niej odciąć. Ale jak tu unikać współlokatorki, która do tego wszystkiego wraz z Tobą spędza dużo czasu w kampusowej rozgłośni?
I chyba mam nawet pewien pomysł. Maya mogłaby do teraz zbytnio nie przepadać za towarzystwem Abigail. Dlatego, gdy spotkałyby się na jakiejś imprezie, Maycia próbowałaby zrobić wszystko aby ją zwyczajnie ominąć, ale wtedy... No właśnie, tutaj zależy w co idziemy. Bo jakiś starszy facet może zaczepić moją panią i będzie jej proponował różne sprośne rzeczy, lecz Maya by się przeciwstawiała i gdy powoli zaczynałaby tracić cierpliwość, wtrąciłaby się Abigail, która by przemówiła do rozsądku niefajnemu typkowi i wtedy mogłaby jakoś Mayce zaimponować, przez co moja rosyjska dziołcha pewnie zareagowałaby wow, jednak jesteś super. Albo możemy to odwrócić i Mayka będzie ratować Abi, no i kiedy już przywali w twarz temu chłopakowi powie, że chociaż Abigail była w stanie dostarczyć jej trochę rozrywki. Co ty na to? I jeśli jest spoczko, to w którą wersję lecimy? ♥]
Maya
[Cześć! Jejku, tyle tu miłych słów, że aż spąsowiałam! <3 Dziękuję! Abigail też jest fajniutka, imię zdaje się wybitnie do niej pasować, właściwie sama nie jestem do końca pewna dlaczego. Ale jest taka szalona i skryta jednocześnie... Wydaje mi się, że Aleyne, samej działając w podobnym systemie krycia się za uśmiechem i wiecznym-coś-robieniem-nie-nie-robieniem rozgryzłaby ją w mgnienie oka i podejrzewam, że w drugą stronę Abi też nie miałaby większego kłopotu. Pytanie tylko, czy w przypadku tych panienek zadziałałoby to na ich korzyść, czy jednak prychałyby na siebie jak wściekłe kotki, jak sądzisz?]
OdpowiedzUsuńAleyne Hudson
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeśli nie zacząłby się ratować, to ta wspólna wycieczka mogłaby przypadkiem skończyć się na miękkim materacu łóżka, niżeli tutaj, nieopodal gmachu redakcji, a wtedy oboje musieliby ostro zacisnąć zęby przy słuchaniu monologu wściekłego pracodawcy. Bo spóźniliby się co najmniej o pół dnia, a Castor nie mógł sobie na to pozwolić, ze względu na priorytetową akcję, która dotyczyła straconej satelity. Dlatego też najlepszym rozwiązaniem było zatrzymanie się w odpowiednim momencie i wycofanie, póki wciąż był na to czas.
OdpowiedzUsuńKiedy Abigail wysiadła z auta, zamknąwszy za sobą drzwi, Castor uruchomił silnik. Spojrzał na nią jeszcze w chwili, w której stopniowo się oddalała, znikając za rogiem budynku, a później wrzucił bieg i ruszył na zachód prosto do Camp Murray, mieszczącego się nieopodal Seattle. Przy utrzymywanej prędkości około dziewięćdziesięciu mil na godzinę, do bazy wojskowej dotarł błyskawicznie. Cały departament postawiony był w gotowości. Pracownicy biegali raz w jedną, raz w drugą niczym maleńkie mrówki, szczelnie ściskając dokumenty, notatki i coraz nowsze raporty, które trafiały po części na stół Castora, śledzącego postępy na ekranie nowoczesnego monitoringu. Na lewym ekranie pojawiały się setki wykresów, na prawym widniał radar i mrugający cyklicznie punkt, przedstawiający bieg sondy. Dowódca z niecierpliwością kręcił się po jednostce, oczekując choć jednej pozytywnej informacji, aczkolwiek tego dnia nikt takowej nie usłyszał – po satelicie nie było bowiem śladu.
Kolejne dni mijały zatem w identycznym natłoku pracy. Nie było nawet szansy spojrzeć na wskazówki zegara, a choć czas gnał nieubłaganie i każdy wkładał w tę pracę mnóstwo siebie, postępy departamentu były znikome. Castor musiał zawiesić swoje wykłady na okres dwóch tygodni, bo przechwycenie lokalizacji zagubionego satelity zajęło im dokładnie dwanaście dni. Niektórym przy okazji także nocy, jako że departament w tej sytuacji działał non stop i niewiele było czasu na sen. To, wbrew pozorom, była sprawa życia i śmierci. Przeciętny obywatel nie zdawał sobie sprawy z tego, co dzieje się za kurtyną politycznego świata; jakie zagrywki toczą państwa, byleby utrzymywać przewagę i przechwycić tajne informacje. Przeciętny obywatel nie zdaje sobie sprawy, że ta pozornie zwykła satelita, to urządzenie szpiegowskie, przechwytujące sygnały, dotyczące komunikacji między ludźmi, jak i fotografujące dane miejsca z niebywale wielką rozdzielczością – taką, że dałoby się zobaczyć, co przeciętny Kowalski robi w tej chwili w salonie; czy na kanapkę kładzie pomidora, czy jednak rzodkiewkę. Utracenie takiej satelity mogłoby rozpętać wojnę, dlatego gdy departament odzyskał łączność, wszyscy wydobyli z siebie gromkie okrzyki radości. Wieczór zaś piastowali szklanką drogiego borubonu.
W Spokane Castor pojawił się więc w piątek – od poniedziałku miał wznowić wykłady – ale do kampusu zawitał tylko na chwilę, by zostawić wewnątrz swoje toboły i zarzucić na siebie coś luźniejszego. Dopiąwszy guziki gładkiej, jasnej koszuli, i wsunąwszy w szlufki ciemnych spodni skórzany pasek, wyruszył zaraz w jedno konkretne miejsce – w jej miejsce.
Wszedłszy do skromnej kawiarni, rozejrzał się tylko kontrolnie. Wewnątrz stało zaledwie kilka stolików, przy czym większość była zajęta albo przez rozmawiające pary, albo przez samotników, zaczytanych w jednym z tutejszych szmatławców, aczkolwiek samo miejsce emanowało błogim spokojem i ciepłą atmosferą. Spojrzenie mężczyzny powędrowało zaraz na regał, opatrzony pokaźną liczbą woluminów. Zza jego dech przebijała filigranowa, kobieca sylwetka, której plecy okalały długie pasma jasnych włosów, splątanych nieznacznie przez poruszanie – siedziała w milczeniu, w towarzystwie deseru, kreśląc coś na kawałku papieru. Usta Castora samoistnie drgnęły w krótkim uśmiechu, gdy bezszelestnie stanął na tyle blisko, by zauważyć w jej dłoniach egzemplarz sudoku. Oparł ramię o wysoki regał i wsunął dłonie do kieszeni swych spodni, przyglądając się jej kilkanaście sekund w milczeniu.
Usuń— Tam będzie siódemka — odezwał się wreszcie, ciepłym tembrem swego głosu forsując panującą w tej części kawiarni ciszę. Czy właśnie tego się spodziewała?
Castor Gemayel
Nie miał w sobie zbyt dużych pokładów ckliwości i raczej nie nadawał się do romantycznych wieczorów, spędzanych pod gwieździstym niebem w towarzystwie butelki wina. Żaden z niego książę i bynajmniej nie dlatego, że nie posiada białego konia, bo to byłby najmniejszy problem – on nie posiada żadnej namiastki przywiązania, która mogłaby stanowić podwaliny dla bliskiej relacji, dlatego też oczekiwanie od Castora głębszych uczuć, ciepłych słówek i zapewnień o dozgonnej miłości, było oczekiwaniem na nadejście jakiegoś cudu. Był dzieckiem zimnego chowu. Dorastał w dręczącej ciszą twierdzy, w zamczysku z lodu, w którym jego wrażliwość, ciekawość świata, budzące się uczucia i wszystko to, co mogłoby się składać na jego harmonijny rozwój, nie miało szansy rozkwitnąć. Bo matka nie mogła sobie poradzić z własnymi uczuciami – kochała go, bo był jej częścią, dlatego zapewniała mu dobrobyt, ale z drugiej strony mocno nienawidziła, bo tak bardzo przypominał ojca, że momentami aż parzył, wobec czego szczędziła mu matczynych uczuć. Szczególnie w wieku tych dziesięciu lat, kiedy zamiast interesować się kulturą Ameryki, jego serce uparcie brnęło w kierunku Libanu. Najla nie dawała sobie z tą świadomością rady, dlatego częściej zostawiała Castora pod opieką sąsiadki, a później, gdy upewniła się, że w liceum Castor da sobie radę sam, wyjechała niemalże na drugi koniec kraju. W jego życiu nie istniał zatem żaden autorytet, z którego mógłby uczyć się prawdziwie kochać. W jego życiu miłość miała zupełnie inne znaczenie.
OdpowiedzUsuńSkorzystał z zaproszenia i podszedł do krzesła, które ustawił w taki sposób by siedzieć naprzeciwko Abigail, po czym zająwszy miejsce, podparł przedramiona o blat stolika lekko pochylając się w przód. Na pytanie o ochotę na ciasto pokiwał przecząco głową, bo nie był fanem słodyczy, a jedyne co od czasu do czasu zjadał, to gorzka czekolada.
— Dlaczego akurat to miejsce? — Zapytał, zawiesiwszy w jej twarzy błękit swoich oczu. Gdy ustalał miejsce przebywania Abigail (obiecał przecież, że ją znajdzie), zdobył adres, jednak nie zdobył powodu, bo ten znała tylko ona sama. Pytał też z ciekawości, bo trzy czwarte świata woli stołować się w sieciowych knajpach pokroju Starbucksa czy Costa Coffe, i mało kto zauważa piękno kameralnych miejsc. Castor sam był fanem zapomnianych, wygryzionych przez sieciówki lokali, dlatego ta kawiarnia zainteresowała go również osobiście.
Castor Gemayel
Kiedy wykładowca przedstawił im projekt, warty 25% ich końcowej oceny obracający się wokół jego ulubionych aspektów muzyki, Matty szczerzył się przez prawię resztę wykładu już w głowie snując, które gatunki muzyki wykorzystają. Można było oczywiście podjąć się projektu indywidualnie, lub w grupie, a że część zespołu uczęszczała na ten sam przedmiot uzgodnili się przystąpić od wyzwania razem. Część jego myśli już nawet wiedziała czyja pomoc może im się przydać. Zapewnił zespół, że się tym zajmie i nie czekając dłużej ruszył w stronę gdzie powinny odbywać się wykłady Abi. Nie był pewien gdzie to było dokładnie, ale pamiętał, że odprowadzał ją raz czy dwa na ten właśnie wykład, chyba właśnie w środę.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, postanowił spróbować swoich szans. Gdzieś w tłumie wylewającym się z sali wykładowej dojrzał znajomą twarz, uśmiechnął się do siebie, pozwolił jej przejść obok nie dając się zauważyć i zakradł się do niej od tyłu.
-No cześć. - Uśmiechnął się promiennie. - Masz czas? Czy idziesz gdzieś? - Zagadnął jeszcze, aby upewnić się, że będzie miał szansę opowiedzieć jej chociaż w skrócie o co mu chodzi, a przy okazji, że nie zawraca jej głowy kiedy może dziewczyna powtarza sobie materiał na zajęcia. - Dobrze dziś wyglądasz wiesz... - Zagaił niby to neutralnie. - Fajny strój... i ten... buty. - Zerknął w dół później znów na jej twarz. Jego ekspresja stawała się coraz to bardziej urocza i coraz to bardziej podejrzana. To nie tak, że kłamał, bo w takich kwestiach nie lubił tego robić, ale wszystko tak na raz i tak na dzień dobry...
-W razie co to złapie Cię później, jeśli teraz nie masz czasu. - Dodał jeszcze, chociaż miał nadzieję, że będzie mógł się z nią podzielić swoim pomysłem jak najszybciej. Niekoniecznie z powodów projektu i jego deadline, ale znacznie bardziej ze swojego podekscytowania. Wsunął ręce do kieszeni, idąc tuż obok niej, plecak miał przerzucony przez oba ramiona, jak to przystało na Mattiego na sobie miał zwykłe jeasny i t shirt z nadrukiem ‘I bought this shirt tomorrow’.
Matty
[Jak już się oferujesz, to możesz zacząć ;)]
OdpowiedzUsuńSantana
[ Myślę, że awantura w barze jest całkiem prawdopodobna, więc pomysł nie jest zły. Pozwól, że trochę go... uporządkuję. ;) Abi mogłaby siedzieć przy stoliku bliżej blatu, bo wtedy Shaylee faktycznie mogłaby zareagować pierwsza, zanim do bojowników dotarliby ochroniarze. Bez względu na to jak panna Smith by na to zareagowała, Johnson na pewno by się nią zajęła w zależności od powagi jej obrażeń, bo cios łokciem może wyrządzić kilka szkód, to na pewno. Reszta akcji może nam polecieć na spontanie. :)
OdpowiedzUsuńNie mam nic przeciwko zaczynaniu, ale wydaje mi się, że przy tej fabule lepiej by było, gdybyś opisała najpierw perspektywę Abi. Jeśli jednak wolisz żebym to ja zaczęła to daj znać, coś na pewno wymyślę. ]
Shay.
[ Czekam cierpliwie w takim razie! ;) Odnośnie miejsca akcji... stawiałabym bardziej na teren kampusu, ponieważ o jego barze wie raczej niewiele osób ze znajomych na uczelni. Co więcej, Mason stara się zachować to miejsce w sekrecie jak najdłużej. Mogli również wpaść na siebie w domu Alpha Mu, gdyby Abi wybrała się do jakiegoś znajomego albo miała spotkanie z przyjaciółmi. To już raczej bez większego znaczenia. ;) ]
OdpowiedzUsuńMason Hayes
[Ja się zastanawiam nad pomysłem nad wątkiem :) i ogólnie to wpadło mi do głowy coś takiego: Abi w końcu zdecyduje się odwiedzić dom rodzinny, jednakże w trakcie drogi jej transport nawali. W tym samym czasie Michaś będzie jechał na jeden ze swoich weekendowych wypadów i podwiezie ja na miejsce, widząc, że ta próbuje zlapac coś na stopa. Co ty na to?]
OdpowiedzUsuńChciałam powiedzieć, że pod względem ambicji niewiele się od siebie różnią, ale Abi ma chyba do tego zdrowsze podejście, niż Blake. Bardzo pozytywna z niej osóbka i biorąc pod uwagę jej kierunek studiów, to właściwa osóbka na właściwym miejscu ;) Spotkanie w środku szalejącej burzy mogłoby być ciekawe, szczególnie jeśli miałoby miejsce gdzieś daleko od miasta i bez nadziei na ratunek. Tylko jak mogłoby do tego dojść? Uznajemy, że trochę się już znają i wyślemy ich na wycieczkę rowerową (na którą Abi musiałaby chyba wyciągnąć Blake'a wołami) czy może zostawimy ich w mieście i będą na przykład wracać razem z jakiejś imprezy w trakcie burzy (i tu widzę odegranie klipu do Singing in the Rain^^)? Dzięki za powitanie!
OdpowiedzUsuńBlake
Uwielbiałem te weekendowe wypady za miasto. Tylko ja, pies i odpoczynek od wszystkiego. Od zgiełku, hałasu, upierdliwych sąsiadów.
OdpowiedzUsuń- No Stary, jedziemy. - Powiedziałem zamykając tylne drzwi auta za Grootem. W życiu nie miałem tak bardzo ułożonego psa jak ten.
Włączyłem radio a z głośników popłynęły pierwsze dźwięki "Californication" Red Hot Chilli Peppers. W sumie to nawet nie miałem konkretnego planu, gdzie tak wlasciwie chcę pojechać. Uznałem, że coś wymyśli się po drodze.
Kilka kilometrów od miasta zauważyłem jakąś autostopowiczke, która stała na poboczu. Aż przypomniało mi się jak to ja swego czasu, jeszcze jak mieszkałem w Polsce robiłem takie wypady. Kiedyś to było. Widząc, jak samochód przede mną ją omija, zjechałem na pobocze i otworzyłem okno.
- Wsiadaj! - Powiedziałem, a pies przyglądał się z ciekawością kobiecie. - Długo już tak stoisz? - Zapytałem się.
[Spokojnie! Jestem pewna, że po tym bohaterskim wyczynie, Mayi naprawdę spodoba się Abigail i odrazu zorientuje się, że za szybko ją oceniła. A co do miejsca, to to zależy. Bo możemy rzeczywiście pójść w jakąś imprezę poza uniwersytetem, ale możemy też zostać na miejscu, a zamiast starszego, obślizgłego typa, pojawiłby się może jakiś napakowany członek drużyny baseballu, który wypił o jednego drinka za dużo. Mi tam obojętnie, więc wybieraj! (:]
OdpowiedzUsuńMaya
Nie wiedzialem, ze az tak jestem kojarzony. Bo ja niestety dziewczyny nie kojarzylem. Glos wydawal mi sie byc nawet jakis taki znajomy, ale wolalem nie ryzykowac.
OdpowiedzUsuń- No tak, to ja. A ty jestes... - Spojrzalem na nia uwaznie. Serio wydawalo mi sie, ze gdzies juz ja widzialem. Tylok nie wiem gdzie. Moze gdzies na uczelni. Usmiechnalem sie lekko, przenoszac wzrok na psa, ktory cieszyl sie z pieszczot. Temu to dobrze. Nic nie robil a kazdy sie nim zachwycal. - Dzieki. No Groot juz spokojnie. - Zwrocilem sie do psa, ktory zaczynal wariowac z radosci na tyle. - Fakt, czasami to az strach do takiego wsiasc, bo nie wiadomo czy sie nie rozsypie po drodze na czesci. - Powiedzialem polzartem, polserio. - To w takim razie dokad mam ciebie podrzucic? - Zapytalem sie jej, kiedy przepiela pas. Wyjechalem z pobocza i nieco przyciszylem radio. Tak, aby muzyka nie zagluszala rozmowy. - Swego czasu zdarzalo mi sie autostopowac. - Pokiwalem glowa z usmiechem na samo wspomnienie. - Bralo sie plecak, namiot i ruszalo w swiat. - Wolalem tylko nie wspominac jak na to reagowala moja mama.
[Ty mi nie mów takich rzeczy, bo aż mnie korci, żeby spróbować doprowadzić ją do granicy wytrzymałości i przekonać się, jak się ta Twoja idealna panienka wścieka. ;D
OdpowiedzUsuńHm, Allie pewnie trochę by uwierało, że ktoś z taką łatwością przejrzał jej „doskonałe” kamuflaż, ale jeśli tylko Abigail nie była natarczywa w dowiadywaniu się, o co konkretnie chodzi, to myślę, że jakoś przymknęłaby na to oko. Zwłaszcza, że obie udzielają się w rozgłośni, więc pewnie widują się dość często. Może to właśnie Abi urodziła pomysł o dołączeniu tam w głowie Aleyne właśnie w trakcie tego oprowadzania w czasie jej pierwszych tygodni na uczelni? Idę o zakład, że Hudson do tej pory zdarza się dzwonić do panienki Smith z błagalnym skomleniem o wskazanie drogi na zajęcia, które zaczyna za pięć minut. :'D Tak więc, jeśli chcesz, możemy się lekko cofnąć i zacząć jakoś na początku semestru zimowego, kiedy Abi znalazła zagubioną Hudson i zaproponowała jej, że może ją za jakiś czas oprowadzić po kampusie albo możemy uznać, że po tym wydarzeniu dziewczynom udało się złapać jako taką nić porozumienia i teraz od czasu do czasu wyskakują razem na ciacho i plotki przy dobrej kawie. W tym drugim wypadku na akcję wątku proponuję... imprezę bractwa? Jakimś cudem także Aleyne została zaproszona, a nieszczęśliwie by się złożyło, że akurat któryś z nowych członków musiałby wykonać jakąś wybitnie ekstremalną próbę odwagi, żeby uzyskać oficjalne członkostwo. Aleyne święcie by się oburzyła, może nawet stanęła w obronie „poszkodowanego” (za co, oczywiście, zostałaby sowicie zrugana przez towarzystwo), za to Abigail starałaby się ją przekonać, że bractwa wcale nie są takie złe?]
Aleyne Hudson
[No, przyznam, mnie pan ze zdjęcia również oczarował.
OdpowiedzUsuńPewnie, że mógłby pomagać Abigail! Tylko ostrzegam, Salva potrafi zaskakująco szybko stracić cierpliwość i wychodzi z niego wybuchowa mieszanka hiszpańsko-włoskiej krwi. ;D]
Salvador
Niektórym może wysiłek fizyczny faktycznie pomagał uporać się z problemami lub chociaż oczyścić umysł. Niestety, na Santanę to nie działało. Gdy biegała, natrętne myśli jeszcze bardziej kotłowały się w jej głowie, a gdy wracała do pokoju, wcale nie czuła się lepiej (żeby nie powiedzieć, że czasem jeszcze gorzej). Szara rzeczywistość wciąż była tak samo szara, nawet pomimo tego, że tętno na te 40 minut znacznie jej przyspieszało.
OdpowiedzUsuńAle przynajmniej trzymała formę i mogła sobie pozwolić na pączka do kawy. I tak zwykle budziła się zbyt wcześnie, więc choć w taki sposób mogła zagospodarować sobie ten czas.
Jak zwykle skierowała się na kampus; tamtejsze alejki ciągnące się wśród wysokich koron wiekowych drzew znała już chyba jak własną kieszeń, ale mimo to tę trasę wciąż lubiła najbardziej. Czuła się tam niejako jak w domu, nie tak bardzo obca. Ponadto o tej porze niemal nikogo tam nie było; mogła się wyciszyć i zastanowić w spokoju, jak przeżyć kolejny dzień.
Santana
Shaylee za to, do czasu drugiego wypadku i rozpoczęcia kolejnej rehabilitacji zadawała się przeważnie z innymi sportowcami, głównie lekkoatletami. Łączyła ją z nimi specyficzna więź, mieli podobne przyzwyczajenia, podobne zasady i pilnowali się wzajemnie jeśli chodziło o ich przestrzeganie. Byli swoimi rywalami na torze, ale poza nim stanowili rodzinę. Byli niemal jak osobne bractwo. Niestety, jako kaleka Johnson nie miała już wstępu do tego grona, co więcej – pierwsza odwróciła się od swoich znajomych. Początkowo działała pod wpływem impulsu, ale z czasem zrozumiała, że najwyższa pora ruszyć dalej. Nawet jeśli było to gwałtowne i bolesne rozstanie, tak właśnie musiało się stać. Prędzej czy później.
OdpowiedzUsuńPracę w barze zdobyła zupełnie przypadkiem. Wbiła się na swoją pierwszą, prawdziwą domówkę i spotkała na niej kumpla z osiedla. Dwie godziny i pięć kolejek później temat zatrudnienia sam się pojawił, a przy okazji wyszło na jaw, że znajomy tego kumpla prowadzi klub i akurat szuka nowego pracownika. Chwilę później stało się jasne, że był na tamtej imprezie obecny, a reszta – jak to mówią – to już historia.
To właśnie dzięki posadzie barmanki udało jej się odłożyć trochę pieniędzy, by móc samodzielnie opłacić sobie zakwaterowanie w akademiku. Nie była to robota na pełen etat, ponieważ nie mogła sobie na taką pozwolić, ale była bardzo dobrze płatna. Shay mogła także zatrzymywać dla siebie swoje napiwki i na tym etapie naprawdę niewiele więcej jej było potrzeba. Nawet sporadyczne bójki oraz inne, podejrzane epizody nie był w stanie obrzydzić jej tego zajęcia. To były uroki klubowego charakteru i ryzyko wpisane w ten zawód, a liczna (nierzadko urokliwa) ochrona rekompensowała z nawiązką odrobinę stresu związanego z podobnymi incydentami. Przy nich czuła się w miarę bezpieczna i szybko nauczyła się radzić sobie z irytującą klientelą.
Ta bójka nie była wyjątkiem. Jeszcze zanim padł pierwszy cios, Shaylee wyczuła zbliżającą się burdę i dała znać ochroniarzowi pod ścianą, żeby podszedł bliżej, a sama obserwowała zamieszanie, póki nie zrobiło się zbyt gorąco.
— Panowie, jeśli macie jakiś problem… — nie zdążyła dokończyć standardowej gadki, kiedy pięść jednego z klientów wylądowała na nosie jakiegoś studenta, który kilkanaście minut wcześniej zamówił u niej piwo.
Zaklęła szpetnie pod nosem, wcisnęła ściereczkę w tylną kieszeń jeansów i przedostała się na parkiet pod ladą, ni tracąc czasu na jej unoszenie. Dopadła dwójki szamoczących się mężczyzn i kazała się odsunąć gapiom, którzy pojawili się w zasięgu ciosów.
— Hej! Oboje wylatujecie, natychmiast! — warknęła, rozglądając się z Denverem, który był kilka metrów dalej i przeciskał się do niej przez tłum.
W tym czasie student zdołał odepchnąć swojego przeciwnika, który zamachnąwszy się by mu oddać, trafił łokciem jakąś dziewczynę. Johnson mrugnęła, wyraźnie zaskoczona, gdy nieznajoma zatoczyła się w tył, a w następnej sekundzie, niewiele się nad tym zastanawiają, sięgnęła po dozownik, przeciągnęła rurkę nad blatem i psiknęła bojownikom w twarze mocnym strumieniem gazowanej wody.
— Spokój!
W czasie, kiedy zaskoczeni i odrobinę trzeźwiejsi od adrenaliny napastnicy próbowali się zorientować co się tak naprawdę stało, Denver i jego partner dopadli ich obu i natychmiast rozdzielili, niemal siłą zaciągając ich do bocznego wyjścia.
— Gdzie oberwałaś? W oko? — Shay natychmiast podeszła do poszkodowanej klientki i przyjrzała się uważnie jej twarzy, próbując ocenić szkody.
Shay.
A dzięki. Buty, kurtkę ma fajną. Cały jest fajny. <3 Na siłę nic nie musimy wymyślać, ale dziękuję za przywitanie i za myśl. ^^
OdpowiedzUsuńLJ West
(Hej, dzięki za powitanie i tyle przemiłych słów pomimo mojej paskudnej tendencji do znikania! <3 Wydaje mi się, że dziewczyny mogłyby się polubić, Nadii przyda się jakaś ciepła dusza, która pomoże jej przejść przez proces aklimatyzacji, który najprawdopodobniej nie będzie łatwy. Co do imprezy - jestem za, jeśli zaś chodzi o prawko, nie mam pojęcia. Sama zmagam się z zaburzeniami równowagi i choć nie pochodzą one stricte od błędnika, prowadzę całkiem dobrze. :D Na szczęście Nadia nie myśli o tym, by usiąść za kierownicą. Już jazda rowerem po mieście będzie dla niej stresująca. Póki co wolałabym uniknąć rozlewania kawy w pracy, to zostawię na później, kiedy Nadia już nieco się tutaj ustabilizuje. Byłabym za imprezą, tylko z jakiej okazji? Na imprezę bractwa Abi musiałaby Nadię wkręcić, więc musiałyby się trochę znać. Może zaczniemy od pierwszego spotkania i tam wszystko na się rozstrzygnie? Twoja pani wygląda mi na taką, co po usłyszeniu od nowej, że jest nowa, zaraz chciałaby zaciągnąć ją między ludzi. Mylę się?)
OdpowiedzUsuńNadia
[O szlag, rzeczywiście. :/ Kurcze, przepraszam bardzo i tylko jak dorwę się do laptopa po powrocie ponownie się odzywam. Ej, ale on naprawdę jest misterem boiska. Poważnie.]
OdpowiedzUsuńReginald Pearson
— Larissa. — odparła, z uśmiechem ściskając jej rękę i w zabawny sposób nią potrząsając. - Masz na myśli to, że zmusisz ich, by wlecieli do naszego pokoju jak torpeda i byli zmuszeni skorzystać z moich usług? To będzie dobry biznes. - stwierdziła, parskając śmiechem, po czym podeszła do swojego łóżka, zamykając wciąż otwartą książkę i odkładając ją na szafkę obok. Wtargnięcie nowej współlokatorki uznała za znak od niebios, by zaprzestała nauki i zajęła się czymś innym. Zdawała sobie sprawę, że złapała się pierwszej lepszej wymówki niczym tonący brzytwy, ale z drugiej strony warunki do nauki uległy zmianie i nie były jak dla niej wystarczająco korzystne. Co więcej, jej umysł był już daleko od tematów, które starała się przerobić.
OdpowiedzUsuńGdy się odwróciła, Abi zamykała już drzwi pokoju, wnosząc swoje rzeczy. — Cóż niekoniecznie, tam miały leżeć moje żelki. — odparła z powagą, krzywiąc lekko nos, jednakże po chwili uśmiechnęła się szeroko i machnęła ręką w stronę pustego łóżka. — Bierz. — dodała, wskakując na swój materac i opierając się o ścianę, skrzyżowała nogi, ponownie sięgając po chrupki. Tym razem jednak dobre wychowanie nakazywało, by poczęstowała także swoją nową współlokatorkę, więc wyciągnęła w jej stronę paczkę, posyłając jej pytające spojrzenie.
— Będziesz potrzebowała pomocy? Jako dobra koleżanka, mogę zdradzić ci sekret otwierania drzwi. — dorzuciła, posyłając jej szelmowski uśmiech i tym samym upewniając ją, że tak szybko nie wyrzuci z głowy jej wielkiego wejścia.
[ Nie, to ja się chyba zagubiłam, przepraszam. :P ]
Larissa
Pierw zdążył się zaśmiać, ale tylko na chwilę, bo zaraz z jego ust wydobyło się przesadzone - AŁA! - I potarł jeszcze ramię jak zbity szczeniaczek patrząc na nią z wyrzutem, co nie trwało długo. Jej uwagę kwitując uśmieszkiem, bo nie wydawał się jakoś wielce zagrożonym takim przypadkiem, a powinien to przemyśleć. Może innym razem...
OdpowiedzUsuńSłysząc jak daje mu zielone światło zaczął od razu, - Mamy projekt na MC320, połączenie kilku gatunków muzycznych w jednym utworze. Gatunków ma być co najmniej dwa, ale można więcej i jak ktoś chce to można i więcej utworów. - wszystko na jednym wdechu. Zaciągnął powietrza do płuc i uśmiechnął się wesoło. - No także generalnie... ohh, będzie super. Już mam pomysł jak to połączymy. Napiszę na dniach tekst, wiesz połączę słowa z muzyką i one będą zmieniać ton, no wiesz generalnie dobór słów i tak dalej, tak jak będzie się zmieniać muzyka. No, ale pewnie myślisz, dlaczego zawracam Ci tym głowie, nie? - Zagestykulował nieco rękoma, po czym oparł się o szafkę obok niej. - Jako prawilni muzycy nie tylko mamy skomponować te utwory, ale też wykonać je na jakimś występie. Niby wykładowca nie rozwinął tematu, ale pewnie im większy będzie gig, tym lepiej. Poza tym, kurde, aż szkoda się tym nie podzielić. To będzie jak mieszanie wybuchowych chemikaliów, ale w muzyce! - Tak, chemik z niego nie był najlepszy. - Także tak myślałem, oczywiście jakbyś miała czas. - Odsunął się od szafki. - że może pomogłabyś mi jakoś rozreklamować ten nasz występ. Wiesz to w sumie wszystko część projektu, opiszę twój wkład i w ogóle, tylko no... ty się na tym znasz, wiesz gdzie pójść z kim pogadać, jak co załatwić, ja... tak nie do końca... - Umilkł na chwilę cały czas wpatrując się w nią przez tą chwilę ciszy, aby mogła sobie ułożyć to w głowie. Świadoma decyzja, to potencjalnie dobra decyzja. - To... co...? Pomożesz?
Matty
Maya Bezrukova niemal zawsze odpychała od siebie ludzi. Nie tylko trudnym charakterem, z którym nieliczni potrafili się rozprawić, ale też dosyć często innym wyglądem. Maya miała własne, dziwaczne poczucie stylu, przez co często wkładała na siebie podarte rajstopy, na to ołówkową spódnicę, a na perłoworóżową bluzkę z czarnym napisem w cyrylicy nakładała beżową kurtkę, która była na nią przynajmniej o dwa rozmiary za duża. Dlatego w pierwszej chwili mocno się zdziwiła, kiedy jeden z imprezujących chłopaków pojawił się zaraz obok niej, próbując nawiązać z nią jakikolwiek kontakt. Spróbowała zwyczajnie go spławić, jednak kiedy nawet to nie zadziałało, wiedziała, że coś jest nie tak. Wystarczyło tylko, że stanął zaraz naprzeciwko niej, a poczuła od niego smród alkoholu i wszystko w jednej chwili stało się jasne jak słońce.
OdpowiedzUsuńKilka razy spróbowała go odepchnąć, lecz ten dalej trzymał się podłogi, nic nie robiąc sobie z jej nieznośnych uwag. Cały czas była gotowa przywalić mu w odpowiednim momencie, lecz na razie wolała się wstrzymać. Nie chciała wywoływać na kolejnej imprezie bezsensownej afery i znów znaleźć się w centrum uwagi. Zresztą, nawet jeśli jej charakter należał do trudniejszych, była dosyć drobną i mimo wszystko bezbronną dziewczyną. Jeśli chciał cokolwiek z nią zrobić, stojący przed nią sportowiec nie powinien mieć z tym żadnych problemów. Dlatego kiedy tylko uniósł ręce, aby przypadkiem zaraz mu nie uciekła, przełknęła nerwowo ślinę, wpatrując się w jego dzikie spojrzenie. Ułożył rękę na jej ramieniu, a ona zacisnęła mocno powieki, jakby w głębi ducha prosiła, żeby ten cholerny dupek po prostu stąd zniknął.
Odwróciła pospiesznie głowę, kiedy usłyszała obok siebie znajomy, dziewczęcy głos. Abigail, jej dawna współlokatorka stała teraz przed nimi, mierząc chłopaka wyjątkowo groźnym spojrzeniem. Maya spróbowała dokładnie wsłuchać się w słowa blondynki, która w jednej chwili zaczęła grozić atakującemu, mając nadzieję, że ten szybko da Rosjance spokój. Przewróciła niepewny wzrok na chłopaka, który w jednej chwili spuścił zmarnowane spojrzenie, jakby groźba Abigail dobitnie na niego wpłynęła. Wyszeptał jeszcze coś pod nosem, wyraźnie zdenerwowany i zniknął w tłumie bawiących się ludzi. Maya wzięła głęboki wdech, jakby dopiero co wynurzyła się z wody.
— Dzię... Dziękuję... — powiedziała, kładąc dłoń na klatce piersiowej i jeszcze raz spoglądając na stojącą obok Abigail. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się po niej takiej postawy. Chociaż spędziły ze sobą kilka lat, nigdy dobrze się nie dogadywały. Bo kiedy panna Smith próbowała nawiązać kontakt z Mayą, ta sprawnie się od niej odcinała, uważając, że nie mają nawet do obgadania wspólnych tematów. Mimo wszystko, najwyraźniej się myliła, bo nie sądziła, że Abi będzie w stanie stanąć oko w oko z prawdopodobnie trzy razy silniejszym chłopakiem. Miała ona jednak najwyraźniej swoje wpływy, bo kiedy mogła pogrozić mu nieciekawymi zdjęciami, Maya niestety nie posiadała niczego co pomogłoby jej w sprawnym szantażowaniu ludzi. — To było coś. Naprawdę nieźle, Smith.
Maya
Gdy Abigail usiadła na kanapie nieopodal, Annabelle jeszcze na moment zniknęła w kuchni i przyniosła sobie herbatę na stolik, który był już wystarczająco zawalony nutami. Ale! Zdołała sobie zrobić drobną przestrzeń na tyle, aby w swoim roztrzepaniu nie pomoczyć cennych kartek papieru.
OdpowiedzUsuńCo z tego, że część utworów miała pewnie gdzieś zapisane w pdfach – jeśli nie na pulpicie, to gdzieś na skrzynkach mailowych, wystarczyło tylko poszukać.
Gdyby jeszcze jej się chciało…
Zamieszała łyżeczką w kubku, gdy Abigail streściła krótko sprawę, w której do niej przyszła. Belle zerknęła na nią z zainteresowaniem i upiła łyk napoju, dając sobie krótką chwilę na zastanowienie się, co jej odpowiedzieć.
— Ambitnie – przyznała szczerze, myśląc nad tym, czy to jest na pewno wykonalna misja. – Masz już jakiś konkretny pomysł na te audycje? – spytała, odstawiając kubek i przyglądając się dziewczynie uważniej. Przez kilka sekund. – Och, może też ci zrobię herbaty, Abigail?
W zasadzie Belle zaczął już jawić się jako-taki zamysł, jak można by rozpocząć tą misję, żeby faktycznie stała się wykonalna w całej popkulturowej i, ostatnio nawet bardziej, rapowej tsunami. Ale to nie była przecież jej audycja i jedynie co może zrobić, to podpowiedzieć swoją myśl jako jako-taki ekspert.
Annabelle Sanders
W Spokane znał tylko kilka miejsc, bo nie bywał w miasteczku na tyle często, żeby móc poświęcić czas na szukanie wyśmienitych lokali do przesiadywania w nich w deszczowe dni, czy w leniwe popołudnia. Te kilka miejsc, które oznaczył jako warte odwiedzin i ulubione nie były wprawdzie przypadkowe – słynęły z dobrej renomy, która to stała się ostatecznie impulsem do wypróbowania danych miejsc na własnej skórze, ale ich ilość wciąż nie przekraczała trzech. Jeden bar, jedna restauracja i jedna kawiarnia. Oczywiście, dla samej niepoznaki mógł powiedzieć, że lokal starszego małżeństwa, w którym właśnie siedział, jest mu znany. Mógł powiedzieć, że bywa w nim kiedy tylko nadarza się okazja, bo pomimo znikomego ruchu, serwują tu najlepsze herbaty pod słońcem. Mógł powiedzieć, że niejednokrotnie miał okazję obserwować Abigail, jak zasiada przy stoliku za regałem, plecami do świata. Bo wiedział to – nie z własnego doświadczenia, a dzięki możliwościom przyjaciela z wywiadu – ale nie chciał kłamać. Właściwie to nie chciał kłamać, aczkolwiek nie mógł też powiedzieć prawdy, bo całe National Reconnaissance Office, jako agencja wywiadu USA, było tak wielkim tematem tabu, że rozmowa mogła skończyć się dla Castora źle, i nie chodzi tutaj tylko o zwolnienie dyscyplinarne.
OdpowiedzUsuńMoże więc dlatego, kiedy Abigail zapytała skąd zna to miejsce, zapadła kilkunastu sekundowa cisza. Na twarzy Castora nie pojawiły się wprawdzie żadne oznaki nagłego zestresowania, czy nawet cień zaskoczenia, choć w myślach skrupulatnie analizował własną odpowiedź i ewentualny przebieg wydarzeń.
— Nie znam tego miejsca — odrzekł spokojnie. — Właściwie to jestem tu pierwszy raz — dodając, rozejrzał się tylko pobieżnie po blado-czerwonych ścianach lokalu, okraszonych złotymi smugami, które uwydatniały się głównie w słońcu. Nigdy nie słyszał o tym miejscu i szanse na to, że kiedykolwiek sam z siebie mógłby usłyszeć, były niewielkie. Choć faktycznie miało ono swój klimat; wnętrze wypełniał spokój i przyjemna atmosfera, a w przeciwieństwie do sieciowych kawiarni, o tłumach i przepychu można na szczęście zapomnieć.
— Ale myślę, że to lokal warty zapamiętania — przeniósłszy skupienie z powrotem na Abigail posłał jej krótki uśmiech, który mógł jedynie utwierdzać w przekonaniu, że Castor ośmieli się tu kiedyś jeszcze zajrzeć.
Castor Gemayel
W bractwie było trochę roboty odkąd większość studentów przypomniała sobie, że zbliżają się egzaminy końcowe. Nie przejęli się być może w takim stopniu nimi, jak czasem pozostałym na organizację ostatnich oficjalnych imprez jako Alpha Lambda Mu, ale wszyscy wydawali się nabuzowani energią. No, może z wyjątkiem samego Masona. Już dawno odzwyczaił się od etykietki chodzącej Wikipedii, bo według hierarchii powinien zajmować się tym zastępca. Ten jednak był ostatnio na zwolnieniu i jego obowiązki siłą rzeczy musiał teraz pełnić przewodniczący. Dlatego też od samego rana ktoś co chwilę dobijał się do jego lokum z jakimś bezsensownym, potencjalnie tylko skomplikowanym pytaniem, więc poza standardową rolą reprezentanta, który ogłaszał organizację zabawy, zapraszał inne bractwa i negocjował z władzami RUFUS’a musiał teraz zamienić się w chłopca na posyłki. Nie mógł zrzucić wszystkich zadań na któregoś z braci, a nawet wyznaczenie kilku dodatkowych odpowiedzialnych ludzi nie gwarantowało mu odrobiny spokoju. Kastian również nie pomagał, wpadając na coraz to głupsze pomysły i zarażając resztę swoim entuzjazmem do nich. Starszy Hayes nie rozumiał skąd bierze się ta cała ekscytacja. Przecież organizowali w tym roku masę imprez i w równie wielu brali udział… W jego opinii te ostatnie nie musiały wyróżniać się pompą, ale niestety – w tej kwestii pozostawał raczej w mniejszości.
OdpowiedzUsuń— Załatwiłeś te pojemniki? — zagadną Nate, kiedy tylko zaparkował pod garażem i wysiadł z wozu. Trzasnął drzwiczkami, by wyrazić swoją irytację, ale sekundę później pogładził chromowaną klamkę z zaskakującą czułością.
— Tak — mruknął, wciskając kumplowi teczkę z jakimiś papierami. — Załatwiłem cały sprzęt, tylko nie zgub tego potwierdzenia, bo nie kierowca nie wyda nam go przed imprezą — oznajmił i minął szatyna, kierując się w stronę domu, by sprawdzić jak idą przygotowania.
— To co mam z tym zrobić? — Nathaniel jęknął żałośnie i odprowadził Hayesa wzrokiem, którym mógłby konkurować ze szczeniakami o nagrodę dla najbardziej pokrzywdzonego.
Mason przystanął na schodach i obrócił się w stronę przyjaciela rozkładając szeroko ramiona. Wzruszył nimi i posłał chłopakowi krzywy uśmiech.
— Nie wiem? Wsadź sobie w to swoje leniwe dupsko? — odpowiedział pytaniem na pytanie, a Nate wzniósł oczy ku niebu, nie uważając tego za zbyt dobry żart. To dobrze, ponieważ Mase wcale nie żartował. — Od teraz to twoja odpowiedzialność, jeśli zgubisz te papiery Hunter na pewno się ucieszy…
Nie czekając na reakcję kumpla wślizgnął się do domu.
— Mase, stary, nie bądź taki! — usłyszał jeszcze nim sięgnął do kolejnych drzwi. Nie zdążył jednak ich otworzyć, bo ktoś po drugiej stronie pchnął je z rozmachem i kant drewna rąbnął go w twarz.
— Kurwa — zaklął siarczyście i odskoczył do tyłu, chwytając się palcami u nasady nosa. Ból głowy, który męczył go od rana teraz wyraźnie przybrał na sile i brunet musiał oprzeć się wolną ręką o ścianę, by opanować rosnącą adekwatnie do niego wściekłość.
Mason Hayes
[Cześć. :D A później ktoś zobaczy, jak Abigail o późnej porze wychodzi z pokoju Q i rozsieje nieprawdziwe plotki, a ona pomyśli, że to on jej to zrobił? :>]
OdpowiedzUsuń[Heeej, dziękuję pięknie za powitanie Elizabeth! ;) Tak, takich jak ona jest mało, bo mało kto ma taki życiorys napisany przez rodziców. Trochę z tej ich wspólnoty sektę zrobiłam, ale bardzo mi to pasowało do planu na tę postać. Coś innego, coś nowego i mam nadzieję, świeżego.
OdpowiedzUsuńTak mnie kusi ta bardzo radosna Abi, bo Lissy nigdy nie miała żadnej przyjaciółki (zresztą, ona nawet znajomych nie ma, jeśli ignorujemy dzieci ze wspólnoty), ale boję się, że ona będzie za "żywa" dla tego mojego płochliwego dziecka. :D No ale kto wie, może wpadną gdzieś na siebie, jedna drugiej coś zniszczy i Elizabeth będzie przepraszać przez kolejną godzinę :D]
Elizabeth Cotton
[Waaa. Heath z pewnością strasznie zazdrości jej stażu i pluje sobie w brodę, że sam nie wpadł na tak genialny pomysł ;) W każdym razie, jeżeli tylko masz ochotę i nie brakuje Ci czasu, ja na wątek piszę się jak najbardziej.]
OdpowiedzUsuńHeath
Na jej pytanie podniósł kąciki ust wyraźniej w górę, ułożywszy je w kształt z lekka weselszego uśmiechu. Tak się składa, że ta stara, wytarta tabliczka z godzinami otwarcia na drzwiach, nie miała nic wspólnego z zachęcaniem go do wejścia – ba! Castor jej nawet nie zauważył, nawet nie wiedział o jej istnieniu, i fakt ten wydał mu się całkiem zabawny, zaś w połączeniu z kwestią, że nie mógł zdradzić jak znalazł to miejsce, odrobinę rozbawienie potęgował. Chociaż, prawdę powiedziawszy, mimo że nie znał Abigail zbyt dobrze, bo jakby nie patrzeć ich znajomość rozpoczęła się niespodziewanie i niespodziewanie się zakończyła, dziewczyna miała w sobie coś, co wzbudzało iskry zaufania. Pomijając sam fakt zaufania i tego, że interesowała go na tyle, że musiał wiedzieć co robi, gdzie się znajduje – i to nie ze względu na obsesje, a coś w rodzaju dziwnego sentymentu, lgnięcia, czy pociągu – miała w sobie duże pokłady autentyczności. Natomiast autentyczność to cecha, która w dobie obecnej ery może uchodzić za wymarłą, bo większość ludzi szuka gotowych ideałów, zamiast samemu brnąć do doskonałości. Ludziom łatwiej jest kogoś skopiować, niż odnaleźć w sobie prawdziwe ja, zaś w Abigail było właśnie to coś, czego nie da się znaleźć u innych. I może byłby w stanie jej powiedzieć jak tu dotarł i po co tu dotarł, ale szybko doszedł do wniosku, że to nie ma przecież absolutnie żadnego znaczenia.
OdpowiedzUsuńZmiana tematu zasiała w nim ziarno zaintrygowania, bo nie spodziewał się, że mogła mieć coś dla niego, nie wiedząc, że się w kawiarni pojawi, ale gdy wyciągnęła papier i zaczęła tłumaczyć, zaraz zrozumiał o co chodzi. Ta sprawa jubileuszu już kilkakrotnie obiła mu się o uszy właśnie ze względu na dwóch studentów z jego wydziału, którzy mieli pojawić się na uroczystości w celu przestawienia swoich zagadnień. I nie chodziło bynajmniej o suche fakty, a naprawdę ciekawy pokaz, który zamiast odstraszać tak, jak robi to sam kierunek, miał intrygować i zachęcić do poznania jego fajniejszej strony. Jednak mimo że wiedział o pokazie, dotychczas nie zastanawiał się, czy osobiście na jubileuszu się pojawi – obowiązek nakazywał iść, wszak to jego podopieczni, którym należało okazać odrobinę wsparcia swoją obecnością. Ale niczego nikomu nie obiecywał, bo jego zawód miał to do siebie, że obietnic łamał naprawdę wiele.
Spojrzał chwilowo na podsuniętą ulotkę, reklamującą ważne wydarzenie w progach Spokane, po czym powrócił uwagą do twarzy Abigail, a w tym do jej intensywniejszego spojrzenia. Dlaczego chciała, żeby się zjawił? Czy tylko ze względu na przyjęcie zorganizowane w przyjemnej atmosferze, czy jednak ze względu na coś zupełnie innego?
— Sprawa przedstawia się ciekawie, ale nie jestem pewien co będzie za chwilę, więc tym bardziej nie będę pewien co będzie za kilka dni — odpowiedział, unikając składania jakichkolwiek obietnic. Brzydził się słowami rzucanymi na wiatr, dlatego nigdy tego nie robił. Zresztą, gdyby tak zajrzeć głębiej do jego życia, bez trudu można by zrozumieć, dlaczego w przypadku Castora to planowanie nie ma sensu. Może zaraz przeniosą go do Fort Meade, nieopodal Baltimore; może zaraz przeniesie się do Libanu bo tam będzie potrzebny; a może sunniccy przeciwnicy polityczni jego rodziny postanowią go odstrzelić? Życie jest jak pudełko czekoladek.
Usuń— Czas pokaże, Abigail — dopowiedział, uśmiechnąwszy się przy tym nikle, jakby w znaku, że istnieją szanse na jego przybycie. A może nawet nie szanse, a chęci.
Castor Gemayel
[Nora jest w Stanach od początku roku akademickiego, więc kampus już zna, ale zawsze możemy uznać, że tak się dziewczyny poznały. ;D]
OdpowiedzUsuńNora
[Burza i wysadzone korki brzmią świetnie! Nora będzie umierała ze zmartwień o swojego laptopa, który mógł być podłączony do prądu i który wydał dziwny dźwięk, nim umarł. Do tego będzie ciekawiej, jeśli zdradzę, że Nora trochę się burzy boi.]
OdpowiedzUsuńNora
Rodzice zawsze go uczyli, że innym się pomaga i nie oczekuje niczego w zamian, tak po prostu, po ludzku, z dobroci serca. Salvador jednak, im więcej kroków w własną dorosłość stawiał i im więcej nowych osób poznawał, tym bardziej przekonywał się, że czasem dać palec, to dla niektórych prawie jak zaproponować całą rękę. Niemniej, wychowanie i ten uparty, ale naturalnie dobry charakter, którym z jakiegoś powodu akurat on spośród wszystkich zainteresowanych został obdarzony, brały górę. Nie potrafił odmawiać ładnym uśmiechom, błagalnym spojrzeniom, niewinnym prośbom czy zwyczajnie zagubionym duszyczkom. Nie zastanawiał się już nawet, dokąd go to kiedyś zaprowadzi, nie miał czasu, zwyczajnie podejmował decyzję, wyciągał pomocną dłoń i potem przeklinał się w duchu, bo często, by zająć się sprawami innych, swoje własne zgarniał na bok.
OdpowiedzUsuńAbigail dojrzał kątem oka już w chwili, w której przekroczyła próg sali komputerowej. Ba, nawet usłyszał jej głos z korytarza, ale siedział niewzruszony, starając się nie pokazywać nikomu, kto akurat by na niego spojrzał, że właśnie dostawał załamania nerwowego, bo miał do skończenia projekt, który nijak nie chciał współpracować. Nie wiedział, czy miał zwyczajnie gorszy dzień, czy zwyczajnie wszystko akurat sprzysięgło się przeciwko niemu, bo ani kolory, ani kształty, które uparcie przesuwał po ekranie, nijak nie chciały ze sobą grać. Chyba przechodził przez kryzys twórczy.
Zmarszczył brwi, słysząc uwagę o swoim uśmiechu, do zdecydowanie do śmiechu nijak mu teraz nie było. Z głośnym, pełnym rezygnacji westchnięciem oderwał się od pracy i posłał Abigail podejrzliwe spojrzenie
— Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty czegoś chcesz — ostrzegł, choć wcale nie brzmiał groźnie. — W przerwie obiadowej planuję przejść załamanie nerwowe, dzięki, że pytasz — dodał, jakby czarnego humoru nie było mu jeszcze dość. Niemniej lunch brzmiał całkiem nieźle. Jedzenie zawsze było lekiem na całe zło, zwłaszcza dla kogoś, w kim płynęła połowa krwi hiszpańskiej, a druga włoskiej. — A stawiasz?
[Nigdzie nie zginęłaś, zwyczajnie podesłałaś zaczęcie akurat, kiedy walczyłam z licencjatem. I jeszcze przez najbliższy tydzień walczyć będę, ale postaram się odpisywać. ;)]
Salvador
Ich spotkanie miało być jednorazowe, a przynajmniej oboje początkowo tak zakładali, bo tamtego wieczoru żadne z nich nie planowało kolejnych schadzek – nie wymienili się nawet numerami telefonów; po prostu pozwolili na to, żeby ta chwila zapomnienia rzeczywiście stała się jedynie chwilą, wypełnioną falą wyjątkowych uniesień, która drugi raz prawdopodobnie już nigdy się nie zdarzy. I nazajutrz, gdy odzyskali świadomość minionego spotkania, żadne z nich nie napomknęło o rozwinięciu tej znajomości dalej, oboje bowiem rozeszli się w swoje strony, przyjmując do wiadomości fakt, że to tylko jednorazowy wybryk. Dlatego początkowo dla Castora sprawa była jasna – choć Abigail długo nie znikała z jego myśli – więc mężczyzna nie wiązał żadnych nadziei na ponowne zejście się. Zamknął ten rozdział zaraz po opuszczeniu motelowego pokoju, sądząc że Abigail postąpiła w tej sytuacji bardzo podobnie. A że zwykle nie oglądał się w tył będąc przeświadczonym, że nie ma tam czego szukać, po prostu wrócił do swojej codzienności. I być może, gdyby nie spotkanie na sali wykładowej, te nadzieje nigdy nie miałyby okazji się rozbudzić. Może, gdyby los postanowił rozdzielić ich równie szybko, jak zdążył połączyć, te uczucia wcześniej wzniecone zmysłowym aktem, zastygłyby zupełnie zapomniane. A jednak ich nadzwyczajna siła okazała się być nieustępliwa, i to w najmniej oczekiwanym momencie.
OdpowiedzUsuńPytanie, które padło z ust jasnowłosej, nie było dla niego zaskoczeniem. Wiedział bowiem, że koniec końców ich rozmowa spełznie do aktualnie łączącej ich relacji, której nie można było zaliczyć ani do romansów – te nie ciągną się przecież w nieskończoność – ani do żadnego długodystansowego związku, bo spotkali się zaledwie któryś raz z rzędu, a żadne z tych spotkań nie było nawet oficjalnie ustalone. To, co ich łączyło było nieokreślone, a Castor nie znał chyba nawet słów, które mogłyby ich znajomość jakkolwiek zaszufladkować. Ale nie mógł również skłamać i powiedzieć, że do każdej znajomości podchodzi z pieczołowitą dokładnością, albo że w swoim życiu nigdy nie kogo nie zranił. Czasami robił to świadomie.
— Byłbym dupkiem, gdybym powiedział ci, że nie — odparł, stale podpierając przedramiona o blat stołu. Splótł palce swych dłoni, wodząc spojrzeniem po jej twarzy, w której rysach chował się wyraźny cień czegoś w rodzaju żalu, pomieszanego z poddenerwowaniem. Gdyby w jego życiu nic nie było ulotne, to prawdopodobnie egzystencja mężczyzny wyglądałaby w tej chwili zupełnie inaczej, szczególnie jeśli mowa o koligacjach i znajomościach. Zadbał tylko o te, które miały dla niego jakieś znaczenie. Zdał tylko o to, co miało jakieś znaczenie.
— Wiele rzeczy przelatuje u mnie jak piasek przez palce... — zaczął, nie zdejmując z niej czujnego spojrzenia. W kącikach jego ust nie czaił się żaden uśmiech, który mógłby wskazywać na krztę żartu, a głos brzmiał płynnie spokojnie, lecz jego nuta była wyraźnie niewrażliwa.
— Ludzie, których spotykam, znajomości, które zawieram, zlecenia, które przyjmuje. Czasem w życiu najpierw coś jest, a później tego nie ma i dotyczy to wielu kwestii — wyjaśnił powierzchownie. Był jednak przekonany, że nie jest jedyną osobą na świecie, która potrafi rozdzielić rzeczy i ludzi na tych wartych uwagi i tych absolutnie niewartych uwagi. Dla niego znacznie prościej jest coś odstawić i o tym zapomnieć, aniżeli odstawić i rozwlekać to w nieskończoność, bo jaki to ma sens?
Usuń— Ale wiele, to wciąż nie wszystko — dodał jeszcze, bo to była chyba najważniejsza kwestia. Istniały przecież aspekty, którym nigdy nie pozwoliłby ulecieć.
Castor Gemayel
[Jest mi głupio, że uciekałam chwilę po tym jak tak ładnie nam zaczęłaś wątek... Ale tak, teraz coś musi nam wyjść! Xander chętnie użyczy swojej kanapy, krzesła czy materaca - gdzie tam jej wygodnie będzie. :D Dawniej mogli razem imprezować, a teraz Xander troszeczkę przystopował, więc może Abi chciałaby z niego z powrotem zrobić wesolutkiego faceta, którym był zanim wszystko mu się w życiu posypało?:)]
OdpowiedzUsuńXander
Quentin nie pamiętał już, jak znalazł się w klubie i po co właściwie tam poszedł. Ktoś go chyba zaprosił, mówił, że koniecznie musi przyjść, ale właściwy powód rozmył się w morzu alkoholu, które Malone, w przeciągu ostatnich kilku godzin, z beztroską w siebie wlał. Nigdy nie liczył kieliszków, bo przecież na samym początku – kiedy jest się zupełnie trzeźwym – nie ma sensu, a potem – no cóż – nie byłby już w stanie. Dlatego niemal zawsze gdzieś w połowie imprezy zupełnie tracił nad sobą kontrolę i mógł liczyć tylko na swój własny organizm, bo przecież na nic zdawały się ostrzeżenia osób bardziej rozgarniętych, które w takich momentach brzmiały nad wyraz zabawnie – przecież on zawsze wiedział lepiej. I gdy się już rozpędził, nikt i nic nie potrafiło go zatrzymać. No może oprócz odruchu wymiotnego, który na szczęście zdarzał mu się niezmiernie rzadko.
OdpowiedzUsuńSzedł wtedy chyba po piwo, gdy jakaś studentka wyłapała go w tłumie. Nie było to raczej nic dziwnego, zważając na wzrost Q, który nieco wyróżniał go w tym towarzystwie – chłopak wnioskował po tym, że nie jest to jedna z imprez sportowych, ale teraz niczego nie był już pewien.
– Skąd? – powtórzył jej pytanie, przechodząc nieco na bok, żeby nie tarasować drogi do baru. Z jego miny dało się wywnioskować, że naprawdę zastanawia się nad odpowiedzią. – Podejrzewam, że mojemu ojcu pękła prezerwatywa. Albo, no wiesz, przyniosły mnie koczkodany.
Przez chwilę patrzył na nią z uwagą, po czym parsknął śmiechem.
– Ej, ej, ej, ja Cię znam! – powiedział zaraz po tym, jak niekontrolowane rozbawienie minęło. – Masz na imię... – potarł się po skroni, jak gdyby miało mu to pomóc uporządkować wspomnienia – Britney!
Widząc jej minę, która wyraźnie wskazywała na to, że nie jest kolejną gwiazdą popu, próbował dalej.
– Alice! Nie? Ale muszę być blisko, bo się uśmiechnęłaś! Agnes? Amelia? No nie bądź taka, powiedz mi. – Lekko pacnął ją w ramię, szczerząc zęby z nie wiadomo jakiego powodu. – Powiedz, to postawię ci drinka.
Trzymał ludzi na odległość, bo tak było nie tylko prościej, ale przede wszystkim lepiej. Casotr był świadomy, że ludzie postrzegają go swoją miarą; że znają tylko i wyłącznie jego wierzchnią stronę, i że nie zastanawiają się, z kim w gruncie rzeczy mają do czynienia. Potencjalni rozmówcy widzą w nim przeciętnego faceta, który wykłada bezpieczeństwo narodowe na spokańskim uniwersytecie, a kilka dni w tygodniu wyjeżdża po coś na drugi koniec stanu. Stanowił więc okaz zwykłego człowieka, jakich w Spokane żyje ponad dwieście tysięcy, wyróżniając się jedynie egzotycznymi rysami twarzy, sugerującymi nietutejsze korzenie. Odwiedzał przecież publiczne lokale, zawierał znajomości, nawet jeśli krótkie i nic nieznaczące, brał udział w akcjach organizowanych przez uniwersytet i nauczał młodzież, która w przyszłości będzie trzymać pieczę nad bezpieczeństwem kraju. Nikt nie zastanawiał się nad tym dlaczego trzyma ludzi na odległość. A gdyby jednak zadać sobie to pytanie? Gdyby zapytać: dlaczego trzyma ludzi na odległość? Czy dlatego, że tego chce, czy że musi? Jego życie z pewnością byłoby prostsze, gdyby urodził się w zwykłej rodzinie o zwykłych wartościach – od tego wszystko się bowiem zaczęło, a już samo nazwisko Castora, pod warunkiem że ktoś faktycznie się takimi kwestiami interesuje, nie obiło się w tym świecie bez echa. Jest synem byłego prezydenta Libanu, który zginął w zamachu oraz wnukiem wpływowego szejka, który posiadał prywatne złoża ropy naftowej, i który również piastował prezydencki stołek. Biorąc jednak pod uwagę różnice kulturowe w Libanie, gdzie muzułmanie stykają się z chrześcijanami, istnienie Castora od urodzenia nosiło miano zagrożonego. Był on pierwszym potomkiem w linii prostej, który miał objąć urząd i stać się w przyszłości głową państwa, a co za tym idzie – kolejnym, którego sunnici najchętniej nabiliby na pal i unicestwili. I być może, gdyby matka nie wyjechała po jego narodzinach do USA, dawno wąchałby kwiatki od spodu. Teraz zaś pracował dla Narodowego Biura Rozpoznania – jednej z najtajniejszych agencji wywiadu USA, która nakładała na niego tajemnicę państwową, służbową oraz wojskową. Jeśli dopuściłby kogoś do siebie naprawdę blisko, choćby do takiego stopnia by stworzyć trwały związek, wszystkie te aspekty przestałyby nosić miano tajemnicy. Nie mógłby przecież chować tego wszystkiego w nieskończoność i udawać, że wyjeżdża w delegacje, albo spędza pół nocy nad przygotowywaniem dla studentów nowych tematów. Jego mieszkanie w Camp Murray było również domem dla służbowych spraw, a wewnątrz rosiło się od poufnych notatek, planów i strategii, bo nie zawsze wyrabiał się ze wszystkim w swoim gabinecie w departamencie i zabierał robotę do domu. Część jego życia była zatem ostemplowana klauzulą ściśle tajne i Castor dobrze o tym wiedział. Zgodził się na takie życie, chociaż na swoje pochodzenie nie miał wpływu. Nie miał również wpływu na to, co wyprawia jego rodzina, żeby nie dopuścić sunnitów do władzy w Libanie, począwszy od umacniania partii, a skończywszy na aranżowanych małżeństwach. Niemniej jednak, jego egzystencja toczy się w nieco innym świecie, niż egzystencja innych. W jego egzystencji musi być bariera, stanowiąca mur dla tych, którzy chcą zajrzeć głębiej.
OdpowiedzUsuńI to wszystko ma niebywały wpływ także na jego stosunek do Abigail. Mimo, że nie potrafił pozwolić jej tak po prostu odejść z jakichś dziwnych, bliżej nieokreślonych pobudek, to nie potrafił również powiedzieć, żeby została. Nie miał bowiem nic do zaoferowania, szczególnie jeśli mowa o uczuciu, bo jego podejście do bliskich relacji było spaczone do tego stopnia, że nie potrafił ich utrzymać. Nie wyobrażał sobie przy kimś trwać, kiedy nie prowadził stabilnego życia, chociaż wątpliwym było, ażeby to ktoś inny chciał trwać przy Castorze. Bo jak tu kochać faceta, który pojawia się i znika, i któremu wybrano już małżonkę?
Przez moment milczał, aż w końcu pokiwał głową w negatywnej odpowiedzi na pytania jasnowłosej.
Usuń— Nie przeszkadza mi to, Abigail — rzekł spokojnym tonem. — Jeśli mam ochotę coś zatrzymać na dłużej, robię to — wyjaśnił, złączając na moment usta w węższą linię, przez co jego kości policzkowe nabrały ostrzejszych rys. Za moment wyprostował się znaczniej, wsunąwszy ulotkę do kieszeni, wszytej w miejsce lewej piersi na jasnej koszuli. — Tak, jak teraz.
Utrzymał spojrzenie na Abigail jeszcze chwilę, kiedy starsza kobieta zjawiła się przy ich stoliku, napominając co nieco o nieruszonym cieście. Dopiero, gdy Hanna zwróciła się do niego, przesunął wzrok na starszą kobietę.
— Dziękuję, proszę pani — odmówiwszy łagodnie, pozwolił swym ustom symbolicznie się przy tym uśmiechnąć. Zerknął krótko na zegarek, zdobiący lewą rękę, żeby zorientować się w położeniu wskazówek. — Następnym razem obiecuję coś zamówić — zagwarantował, wróciwszy uwagą do Abigail.
— Skoro udało mi się poznać to miejsce, na pewno tu zajrzę — dodał, a jego kącik drgnął lekko ku górze, jakby skrywało się za tym coś więcej. Jednak faktycznie zamierzał się już zbierać i wszystko na to wskazywało.
Castor Gemayel
[To ja nam zacznę! :D Tylko pewnie już jutro, bo dziś trochę późno i nie chcę pisać głupot. :D]
OdpowiedzUsuńXander
Z towarzyskością bywa u niego różnie, a wszystko zależy głównie od tego z kim ma do czynienia. Dlatego już za nim pokusi się o pociągnięcie rozmowy z danym rozmówcą, kształtuje sobie opinię na jego temat: analizuje gesty, słowa i ton głosu, który towarzyszy wyrazom. Zwraca uwagę na to, czy w jego towarzystwie ktoś czuje się pewnie, czy czai się jak wąż w pomidorach, wysyłając sprzeczne sygnały. Niemniej jednak nie ważne w jakim stopniu ktoś wzbudzi jego zaufanie – granica, dzieląca jego zewnętrzną stronę, dostępną dla wszystkich, od tej wewnętrznej, niedostępnej dla nikogo, albo dostępnej dla nielicznych, pozostaje nienaruszalna. Nie ważne jak daleko zabrnie w rozmowę – pewne tematy nigdy nie wypłyną z jego ust. I dobrym tego przykładem jest Abigail, bo chociaż tamtego wieczoru płynęli z prądem, rozmawiali długo, wymieniając się własnymi spostrzeżeniami; bawili się wyjątkowo dobrze, zwieńczając spotkanie jednym z najpiękniejszych aktów, to on nie powiedział o sobie praktycznie nic. Podobnie postąpiła również sama Abigail, o której Castor także niewiele się wtedy dowiedział. Nie zmieniło to jednak faktu, że czuł potrzebę poznania jej, i siedząc teraz w tym niewielkim lokalu po części próbował tę potrzebę zaspokoić. Chociaż nie przyszedł tutaj ani z zamiarem zadawania pytań, ani z zamiarem tworzenia przesłuchania – chciał poznawać ją stopniowo, skromnie, dzięki obserwacji i praktycznie bez słów. Chciał więc zobaczyć lokal, który odwiedzała ilekroć potrzebowała odetchnąć od zgiełku uczelni – dzięki temu wywnioskował, że kameralne miejsca bardziej trafiają w jej gust. Chciał rozeznać się w tym, co zamawia – poczuł więc woń białej herbaty, stygnącej w filiżance, za którą z pewnością musiała przepadać. I wbrew pozorom wiedział już o niej coraz więcej, nawet jeśli były to tylko szczegóły. Wychodził jednak z założenia, że to szczegóły budują całość.
OdpowiedzUsuńAle nie miał nic wspólnego z prześladowaniem. Zjawiając się w tym miejscu – nawiasem mówiąc po dwóch tygodniach nieobecności – spełniał swoje zapewnienie, rzucone wtedy w aucie przed redakcją. Narzędzia, których się chwycił, żeby móc to zapewnienie spełnić nie miały w tej chwili większego znaczenia, liczył się bowiem efekt, który nimi osiągnął, a na który składała się Abigial..
— Powiedziałem, że cię znajdę — przypomniał, nie zmieniając swojej pozycji i bagatelizując skrót którego użyła. Po prostu nie przeszkadzało mu, że skorzystała ze zdrobnionej wersji jego imienia, nawet jeśli ktokolwiek rzadko go używał. — Nie wyraziłaś wtedy żadnego sprzeciwu, a jak już wiesz, ja nie rzucam słów na wiatr — zauważył klarownie, lekko chyląc głowę w bok, by przyglądać się jej spod minimalnego kąta. Jeśli tamtego popołudnia postanowiłaby zaprzeczyć, kazać mu spieprzać gdzie pieprz rośnie i zniknąć z życia, to w tej chwili nie byłoby go tutaj. Jego obecność nie była podyktowana potrzebą śledzenia, miała zupełnie inne źródło. Gdyby tylko z jej ust padło wtedy króciutkie „nie”, na pewno dałby spokój.
Kiedy Hanna znalazła papierowe opakowania, Castor na moment zerknął w jej stronę, ale zaraz znów powrócił uwagą do Abigail. Podparłszy ciało na przedramionach wspartych o blat stolika, pochylił się lekko w stronę jasnowłosej, lokując błękitne tęczówki w jej oczach.
Usuń— Ale uprzedzając twoje pytanie: dlaczego, po co i na co... — urwał na kilka sekund. — Chciałem tego — dokończywszy, wstrzymał jeszcze na moment uważne spojrzenie w obliczu Smith, po czym powrócił do pozycji sprzed chwili, prostując plecy na krześle. Hanna szła w ich kierunku, dzierżąc w dłoniach papierowy, składany kartonik na ciasto. Wyglądała na sympatyczną osobę, chociaż Castor widział ją pierwszy raz, i zamienił z nią zaledwie kilka słów.
Castor Gemayel
Annabelle upiła jeszcze łyk herbaty, zanim odstawiła ją znów na stolik, zamyślając się na moment.
OdpowiedzUsuń— Tą audycją mogłabyś pokazać, że muzyka klasyczna i opera wcale nie wymarły, cały czas są lubiane i na czasie. Co więcej, można spotkać je przecież wszędzie, w filmach są wykorzystywane motywy muzyczne z dawnych epok. Mozart jest uwielbiany, na ślubach grany jest Mendelssohn, Bach, a Queen nagrywał przecież utwory z wielką śpiewaczką, Caballe. Wielką nie tylko pod względem talentu – rzuciła żartobliwie, zaraz jednak wracając do tematu. – Mogłabyś sięgnąć do popularnych filmów, znaleźć, jakie utwory zostały w nich użyte, a potem opowiedzieć o przeszłości, trochę o kompozytorze, o stylu tamtego kompozytora, może jakieś ciekawostki, tego się zawsze najchętniej słucha.
W zasadzie to jedyne, co jej do głowy przyszło. I uważała, że to całkiem niezłe trafienie do młodzieży – przez popkulturę do klasyki.
Annabelle Sanders
- Ja na razie nie mam bliżej określonego celu. - Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem. - Po prostu jadę przed siebie i zatrzymuję się tam, gdzie uznam, że mi się podoba. O nocleg nie muszę się martwić, bo w bagażniku mam wszystko czego mi potrzeba do dobrego podróżowania. I nie muszę na to wydawać majątku. - Zaśmiałem się serdecznie. - Spoko luz, podrzucę cię na miejsce. Dla mnie to akurat nie jest problem. Może będzie tam coś ciekawego. - Stwierdziłem, zastanawiając się nad tym. - No cóż... Czasami człowiek nie może wszystkiego zaplanować. A życie to nie są same przyjemności. - Powiedziałem. Co prawda ostatnio zbyt dużo nie podróżowałem, bo w dwa i pół dnia nie da się daleko wyjechać, ale nie oznaczało to, że całkowicie zrezygnuję z tej formy przyjemności. Nie zrezygnowałem. Nieco ograniczyłem zasięg. Na dłuższe przyjdzie jeszcze czas. Może w trakcie urlopu? To była całkiem ciekawa myśl. Trzeba będzie coś zaplanować.
OdpowiedzUsuń- Bycie nauczycielem nie jest znowu takie złe. - Pokiwałem lekko głową. - Co prawda miałem nieco inne plany, ale nie zamierzam narzekać. Że tak z ciekawości zapytam... Cóż to za okazja podróży do Wilbur? - Spojrzałem uważnie na dziewczynę po czym ponownie skierowałem wzrok na jezdnię.
Castor nie bał się sięgać po to, czego chce. Rzeczywiście nie mógł mieć wszystkiego, bo konstrukcja tego świata na to nie pozwalała, ale on nie potrzebował mieć wszystkiego. Dlatego brał tylko to, co chciał i co mógł wziąć bez większych komplikacji, zwykle nie mając z tym problemu, a odnalezienie Abigail i doprowadzenie do spotkania było jedną z takich rzeczy. Chciał tego, zdobył to i na razie niczego więcej nie potrzebował. Reszta pojawiała się samoistnie, chociażby jubileusz, o którym Abigail wspomniała – wiedział, że ona tam będzie i jeśli będzie chciał dopuścić do kolejnego spotkania, to zrobi wszystko, żeby również się tam pojawić. Na tę chwilę niczego nie obiecywał, bo nigdy nie będzie w stanie przewidzieć tego, co spadnie mu na głowę w Camp Murray. Nierzadko zostaje postawiony przed faktem dokonanym, co zmusza go do nagłego wyjazdu ze Spokane, a raz zdarzyło się nawet tak, że będąc w połowie drogi do uniwersytetu, musiał zawrócić, bo wzywały go obowiązki w jednostce.
OdpowiedzUsuńPodniósł się z miejsca, kiedy starsza kobieta zjawiła się przy ich stoliku z sernikiem zapakowanym w papierowe opakowanie. Pozwolił sobie tylko na drobny uśmiech, gdy kobiety wymieniały uprzejmości. Nie mógł za nic podziękować, ani niczego ocenić, bo niczego nie spróbował, chociaż przy następnej okazji na pewno pokusi się o jakieś zamówienie, bo w takim miejscu nie wypada siedzieć o suchym pysku. Nad jaśminowym wywarem będzie musiał się jednak zastanowić, jako że zielone herbaty średnio trafiały w jego gust, za to nie pogardziłby czerwoną herbatą, o ile będzie mógł ją w lokalu dostać.
— Następnym razem z pewnością złożę zamówienie — zapewnił, zwróciwszy się do Hanny i zaraz wymacał w kieszeni spodni kluczyki do samochodu. Zaparkował nieopodal wejścia do lokalu.
Gotów do wyjścia, wsunął krzesło z powrotem pod stolik i zerknął na Abigail, która również miała w zamiarach opuszczenie kawiarni.
— Do widzenia — kiwnął jeszcze lekko głową i skierował kroki w stronę frontowych drzwi. Dopiero teraz zwrócił uwagę na starą tabliczkę, o której wspominała. Zanotował w myślach godziny otwarcia, w razie gdyby miał chwilę czasu, żeby tutaj zajrzeć i wyszedł na zewnątrz, mrużąc nieznacznie powieki wskutek dziennego światła.
Castor Gemayel
Od czasu jego powrotu wszystko wydawało się być takie… inne. Miał wrażenie, że niektórzy – a raczej jego rodzice – traktują go jakby był zrobiony ze szkła. W taki sposób się zachowywał ponad rok temu, kiedy nie dawał sobie z niczym rady i sytuacja go po prostu przerosła. Ale poradził sobie, jakoś sobie wszystko poukładał i jego życie powoli wracało do normy. Co prawda wraz nie było zadowalająco, ale nie było tak jak wtedy. Ten rok dobrze mu zrobił. Narobił co prawda masę głupot podczas tego roku, zranił wiele osób, kiedy wcale się nie odzywał i dostał mocno po tyłku, kiedy został po drodze okradziony, ale dzięki temu tylko się zahartował. Teraz zamierzał dokończyć studia, znaleźć po nich pracę i naprawdę zacząć żyć. Zdarzały się jeszcze noce, kiedy czuł się dokładnie tak w noc, kiedy Lana odeszła. To były rzadkie momenty, ale i tak poprawa była widoczna. A kiedy trzeba było – po prostu brał coś na uspokojenie i świat znowu zaczynał być normalny.
OdpowiedzUsuńNajbardziej stabilną rzeczą, a raczej osobą, w jego życiu była Abigail. Odnosił wrażenie, że po jego powrocie między nimi nic się nie zmieniło i wszystko nadal było dokładnie tak samo. Przestał się dziwić, kiedy w środku nocy ktoś mu walił do drzwi i okazywało się, że to dziewczyna. Jego współlokatorzy mogli nie do końca być z tego zadowoleni, ale dziewczyna w spokoju przesypiała się w jego pokoju. I wyboru nie miała, więc z nim w łóżku, ale Xander nie miał ochoty wcale spać na podłodze czy niewygodnej kanapie, którą mieli w salonie. Dzielił ich za to zawsze stos poduszek i osobne koce bądź kołdry – w zależności co kto dorwał pierwsze. Tej nocy Xander jednak nie otwierał jej drzwi, a odbierał z imprezy. Sam tęsknił za takim beztroskim czasem, ale chwilowo jeszcze nie umiał się chyba do zabawy przekonać. Choć zdecydowanie powinien. W końcu zaraz miną dwa lata, a to było… dość czasu, aby się pozbierać.
— Mam tylko nadzieję, że nie będziesz rzygać — rzucił zerkając w lusterku na dziewczynę, która rozłożona leżała na tylnym siedzeniu. Brunet uśmiechnął się lekko pod nosem, mając w myślach to jak jego często tak odbierano. — Dobrze się tam z tyłu trzymasz? Jakbym się miał zatrzymać to daj jakiś znak, okej?
Uśmiechnął się jednak i pokręcił lekko głową.
[Jakby było coś nie tak to krzycz głośno. Będę poprawiać.:D]
Xander
Skoro Abigail z głębi serca polecała to miejsce, to istniało wielkie prawdopodobieństwo, że Castor zajrzy tutaj nawet szybciej, niż można się spodziewać. I może poza zamówieniem czerwonej herbaty, skusi się jednak na kawałek ciasta? Bo jeśli miał poznać to miejsce, musiał spróbować przynajmniej kilku pozycji z jego menu, a to, poza napojami, opiewało również w desery.
OdpowiedzUsuńMimo, że nie mógł przewidzieć, kiedy ją zobaczy, w ramach pożegnania nie powiedział nic. Utkwił tylko w Abigail swoje spojrzenie, aż do momentu, gdy jasnowłosa odwróciwszy się, podeszła do roweru. Wtedy i on wyciągnął z kieszeni kluczyki i pilot, na którym wcisnął guzik odblokowujący zamek centralny. Nie miał ciekawszych rzeczy do robienia, bo jedyne co mu zostało, to obejrzenie mieszkania, które zamierzał w Spokane kupić – nocowanie w akademiku zaczynało być dla niego uciążliwe, a w okolicy było kilka niedużych apartamentów, które jako sypialnia sprawdziłyby się idealnie. Nie był jednak pewien, czy nie zostawi tego na inny dzień, bo czuł lekkie zmęczenie po ostatnich dwóch tygodniach ciągłej pracy, wszelkiego wkurzenia i ostatecznego wykwitu szczęścia, gdy okazało się, że sytuacja z satelitą została opanowana. Musiał to po prostu odespać. Zatem, gdy Abigail odjechała, wskoczył do czarnego wozu i ruszył spod lokalu w całkiem przeciwną stronę.
Kolejne dwa tygodnie z hakiem spędził raz w Spokane, raz w Camp Murray. W przerwach między wykładami trochę o Abigail rozmyślał, zastanawiał się bowiem, czy minie ją na którymś holu, albo czy zauważy przemierzającą przez kampus w towarzystwie znajomych. O dziwo, ta niewiasta potrafiła ukrywać się nadzwyczajnie zawodowo, bo ani razu nie miał okazji nawet ujrzeć jej ukradkiem w wielkim tłumie. Nie bał się spotkania w szkole, pomimo że z Abigail łączyły go wyjątkowe chwile, które zasłyszane w uszach pani dyrektor, obeszłyby się z prawdopodobnie ogromnie wielkim hukiem i zwolnieniem dyscyplinarnym – ba! Castor szukał nawet możliwości, które pozwoliłyby mu dotrzeć do Smith, aczkolwiek wszystko paliło się na panewce.
W drodze z jednego końca stanu na drugi, rozmyślał jeszcze o jubileuszu. Zmięta ulotka spoczywała na półeczce obok skrzyni biegowej, a Castor zerkał tam, ilekroć debatował w myślach nad udziałem w przyjęciu. Gdy skończył służbę w biurze departamentu i wygodnie uwalił się na materacu łóżka w mieszkaniu w Camp Murray, odpalił laptop i poszukał sobie kilku konkretnych informacji na temat tej uroczystości. Dotarł do programu i kilku wyróżnionych atrakcji: wystawy artystyczne, prace naukowe, pokazy, a nawet krótkie przedstawienie – mniej oficjalna część brzmiała zachęcająco, choć wstęp wolny nie gwarantował, że przyjdą tylko te osoby, które szczerze zainteresują się taką sztuką. Zapewne będą również tacy, dla których bankiet będzie idealną okazją do zamoczenia ust w dobrym alkoholu i do szczególnego poimprezowania.
Wieczorem, gdy zamykał notebook i układał się do snu, niczego nie był jeszcze pewien, aczkolwiek nazajutrz, domknąwszy ostatnie obowiązki w biurze rozpoznania, już wiedział. W mieszkaniu przystanął przed szerokim lustrem. Założył nieskazitelnie białą koszulę od Van Graffa; na jej mankietach zapiął spinki z białego złota, przyozdobione kwadracikiem ze szlifowanego obsydianu – to jego ulubiony szczegół w ubiorze i zawsze przykładał do nich wielką wagę. Pierwsze dwa guziki koszuli zostawił odpięte, bo był przekonany, że zdąży tylko na nieoficjalną cześć jubileuszu, dlatego też odgórnie skazał krawat na potępienie, nawet nie spoglądnąwszy w kierunku tych, które spoczywały w szufladzie. W szlufki ciemnogranatowych spodni od garnituru modułowego, wsunął skórzany, czarny pasek, a na nogi założył eleganckie buty od Jimmy Choo, w których dawno już w gruncie rzeczy nie chodził. Zawsze zakładał je tylko na specjalne okazje.
Do tego wszystkiego użył jeszcze odrobinę charakterystycznych perfum, a marynarkę, dopasowaną do spodni, chwycił w dłoń, bo nie było na tyle chłodno, żeby ją teraz zakładać. Chwilę później siedział już w samochodzie, gdzie nie czekając dłużej, wyruszył w trasę prosto do spokańskiego ratusza.
UsuńNa miejsce dotarł nieco po szóstej. Gdy mieszał się z tłumem, słyszał brawa, żegnające ostatni z pokazów – prawdopodobnie rozpoczęła się już mniej oficjalna część wieczoru, gdzie każdy mógł skosztować przekąsek, napić się wybornych trunków i pogadać bez wymuszania w sobie przesadnej grzeczności. Nie spodziewał się, że przyjdzie tyle ludzi, ale pośród nich widział także znajome twarze swych podopiecznych studentów oraz mniej i bardziej lubianych kolegów po fachu – wykładowców. Wszyscy ubrali się adekwatnie do wydarzenia, tak więc Castor nie odstawał kreacją, dobrze wpasowując się w tłum, przez który zaczął się w końcu przedzierać. Jego spojrzenie błądziło w poszukiwaniu tej jednej, konkretnej twarzy, która musiała tu być, i która była prawdopodobnie tam, gdzie właśnie coś się działo. Intuicja podpowiadała mu, żeby udał się w kierunku wystaw, a że najbliżej było mu do sztalug z pejzażami – od nich postanowił zacząć. I jakże trafnie!
Początkowo nie miał pewności, że to Abigail. Wyglądała tak zjawiskowo, że nie był sobie w stanie tego jakkolwiek przekalkulować na własne wartości. Przewyższała je. Ta długa suknia, upięte włosy i elegancja, jaka od niej biła, sprawiały, że zaczynał odczuwać przyjemne napięcie; zupełnie tak jak tamtego wieczoru w barze, kiedy to napięcie zaprowadziło ich ostatecznie do motelowego pokoju. Ale ta iskra pożądania, która przez moment na nowo w nim rozbłysła, niespodziewanie została zgaszona, szybko przeobrażając się w rosnący gniew. Kim był ten facet, który właśnie jej towarzyszył? Dobrze ubrany, wysoki, wyprostowany – wyglądał na dziecko jakiegoś biznesmena, choćby przez tą przesadną pewność siebie, widoczną w jego ruchach i gestach. Castor ściągnął brwi, obserwując ich z oddali, aczkolwiek nie z ukrycia, bo nie miał powodów, by się chować. Chciał zobaczyć co wydarzy się za chwilę, i może powinien był żałować? Bo w momencie, gdy Abigail odeszła, ewidentnie spławiając mężczyznę, a ten nie dał za wygraną, w żyłach Castora jakby zagotowała się krew. Jego mózg odebrał bardzo niepożądane sygnały w postaci czystego wkurwienia, które mimochodem wylało się na jego twarz. Ruszył w stronę Abigail, która chyba nawet nie zdawała sobie sprawy, że Castor jest praktycznie obok.
I wtem niespodziewanie pojawił się w zasięgu jej wzroku, dochodząc z lewej strony, jakby zza tych wszystkich sztalug. Podszedł bardzo blisko, szybkim i śmiałym ruchem obejmując Abigail w talii. W jego oczach paliły się płomyki gniewu.
— Pięknie wyglądasz, Abigail — rzekł tylko, przelotem zbliżywszy się do jej ucha, po czym zsunął z jej bioder dłonie i stanął dwa kroki przed nią, gotów do konfrontacji z adoratorem. Jeśli postanowi zbliżyć się do niej jeszcze raz, z pewnością pożałuje.
Castor Gemayel
Między Castorem i Abigail nie istniała żadna oficjalna, ani nawet nazwana po imieniu więź, która mogłaby definiować ich relację i odpowiednio ją kategoryzować. Mogli być dobrymi przyjaciółmi, ale równie dobrze, mogli stanowić przykład znajomych, którzy widują się właśnie na takich uroczystych bankietach. Jednak pomimo tego, że w teorii nie łączyło ich nic głębokiego, to wewnątrz sprawy miały się inaczej – dla Castora, który choć nie był w stanie się do tego przed sobą samym przyznać, relacja ta miała znaczenie; Abigail nie była mu obojętna i dobrze to wiedział; jej obecność miała na niego wpływ i tego też był świadom. Ta jasnowłosa kobieta, która wyglądała tego wieczoru niczym wyjątkowy anioł, była jego cholerną pokusą, której nie potrafił ani zatrzymać, ani się oprzeć. I, co gorsza, chciał mieć ją tylko i wyłącznie dla siebie. To dlatego więc zdenerwował go widok innego faceta u boku Abigail. Gdyby nie otaczała ich atmosfera jubileuszu, a wokół nie było tylu ważnych ludzi, dawno sprzedałby mu bombę w nos. Bez względu na to kimkolwiek ten facet jest, czy pływa w pieniądzach, czy nie, dla Castora był nikim. Pionkiem w grze, którego przy użyciu odpowiednich narzędzi bardzo łatwo strącić ze stołka i zmieszać z błotem, jak niedopałek papierosa. I takie miał o nim mniemanie – chociaż go nie znał – a postawa Castora jasno wskazywała na klarowną pogardę. Nie mógł jednak pozwolić ponieść się emocjom, bo to prawdopodobnie zaszkodziłoby nie tylko jemu, ale również Abigail. Castor nie bał się o siebie, bał się o Abi, bo Bóg wie, czy Anders nie szukałby zemsty i nie postanowił za wszelką cenę utrudnić jej życia, albo wywrzeć wpływu na jej przyszłej karierze. W tej chwili istniały ważniejsze rzeczy, niż duma.
OdpowiedzUsuńUścisk rąk tej dwójki był jednak krótki, nawet nie przypominał uścisku, a jakieś grzecznościowe muśnięcie, niepodyktowane nawet minimalną chęcią wzajemnego poznania się. Dlatego to nawet lepiej, że Abigail mówiła za niego, bo Castorowi cisnęły się na język same bluźnierstwa, którymi mógłby zasypać niechcianego towarzysza, ale gdy Anders zainteresował się wspomnianą przez Abigail wyjątkowością i wtrącił tą swoją pustą uwagę o ożywieniu, postanowił użyć ust.
— Za to pan nie wzbudza żadnego ożywienia. Chyba coś kiepski z pana biznesmen, panie... — zaciął się, żeby przypomnieć sobie nazwisko, przy czym zlustrował go z wypisaną na twarzy awersją. — Ach tak: panie Anders.
Kąciki ust Castora powędrowały ku górze, w uśmiechu czysto grzecznościowym, którego sztuczność dałoby się zauważyć już z daleka. Akurat ten wyraz twarzy miał wyćwiczony, bo nierzadko musiał z niego korzystać właśnie na takich bankietach, jak obecny jubileusz. Był jednak wyjątkowo opanowany, i samo to opanowanie mogło wzbudzać irytację. Jego głos nawet nie zadrżał.
— Jeśli będzie miał pan coś ciekawszego do zaoferowania niż swoje towarzystwo, to zapraszam. W imieniu swoim i panny Smith. Tym czasem życzymy miłego wieczoru — dopowiedział, przenosząc błękitne tęczówki na muśniętą ładnym makijażem twarz Abigail. Wyciągnął do niej dłoń, w zapraszającym geście, tak jakby mieli iść właśnie do tańca, choć nie grała żadna muzyka, a przed nimi ciągnął się tylko korytarz. Był to jednak gest szczerze trącający o zasady savoir-vivre, którego celem było przeniesienie się w inne miejsce, bez towarzystwa Andersa. Bo im dłużej stał obok tego faceta, tym większej ochoty nabierał, żeby go strzelić w ten pawi dziób.
UsuńCastor Gemayel
Nora miała zaplanowany cały wieczór. Nie były to może wielkie, zmieniające życie plany, ale po raz pierwszy od dawna miała cały pokój dla siebie – mogła spędzić kilka(naście) godzin z komputerem, zapominając o słuchawkach. Takie chwile celebrowała od zawsze, z racji tego, że od urodzenia musiała dzielić z kimś pokój – najpierw z jednym z braci, później z kolejnymi współlokatorkami. Prywatność i całkowita samotność były więc w jej życiu na wagę złota i Nora nie zamierzała marnować takiej nocy na sen.
OdpowiedzUsuńPierwszych grzmotów nie słyszała, zaalarmowało ją dopiero pierwsze błyśnięcie. Natychmiast podbiegła do okna, żeby je zamknąć i zasłonić, po czym wróciła do łóżka, czując, że zaciska jej się żołądek. Próbowała sobie tłumaczyć, że kampus ma na pewno świetną ochronę przeciwpiorunową i nic nie grozi ani jej, ani jej sprzętom. Przez dłuższą chwilę próbowała na nowo skupić się na grze, ale szło jej średnio. Mimowolnie nasłuchiwała, z niepokojem stwierdzając, że burza jest coraz bliżej, aż w końcu grzmotnęło tak, że miała wrażenie, że wszystko się zatrzęsło. A po chwili walnęło coś jeszcze, zgasło światło i, ku jej ogromnemu przerażeniu, także jej komputer. Natychmiast odłączyła go od prądu, próbowała włączyć, a kiedy nie wychodziło, wmawiała sobie, że może to co najwyżej awaria baterii, a nie wszystkiego, co było jej drogie na tym świecie.
Siedzenie na tyłku i nasłuchiwanie w niczym by jej teraz nie pomogło, więc postanowiła zawalczyć o prąd, żeby jak najszybciej przekonać się o stanie zniszczenia swojego najdroższego, ukochanego komputera.
Ubrała spodnie, stwierdzając, że nawet po ciemku nie powinna chodzić po akademiku w samych majtkach, poprawiła okulary i opuściła swój pokój, ostrożnym krokiem udając się w kierunku, gdzie wiedziała, że znajdują się korki – musiała sprawdzić najpierw, czy tylko odskoczyły, czy całkiem je wywaliło, czy może jeszcze coś innego.
Dochodząc, jak jej się wydawało, do odpowiedniego miejsca, dostrzegła niewielkie światełko; ktoś świecił przed sobą telefonem w niemal całkowicie ciemnym korytarzu.
– Coś wiadomo? – zapytała od razu, widząc, że stojąca tam osoba spogląda w kierunku skrzynki z korkami. Nie miała pojęcia, czy zna tego kogoś, bo zupełnie nic nie widziała.
Nora
W jego zachowaniu zawsze kryła się pewność i surowość, więc trudno oczekiwać od Castora przejawów uprzejmości w sytuacjach, które z uprzejmością mają tyle wspólnego, co piernik z wiatrakiem. Oczywiście, ten brak ogłady mógł nie przypaść Abigail do gustu podczas tak wykwintnego jubileuszu, i kobieta mogła być na Castora zła za lekceważące podejście do Andersa, ale jej złość nie miała w sobie mocy, która mogłaby zmienić jego nastawienie do tamtego faceta. Zapewne nie była świadoma, ale dopóki była w towarzystwie Castora, to szanse, że pozwoli on jakiemuś innemu samcowi na zaloty i puszenie piórek po prostu nie istniały. Nie była jego własnością, owszem, i przez myśli Castora nie przebiegł nawet cień takich możliwości, ale mając na uwadze jego dominujący charakter, jeśli chciała by przestał, musiała mu to powiedzieć. Wystarczy tylko, że wypowie tych kilka słów, które jasno postawią sprawę, a do końca życia będzie miała jego słowo, że już więcej nie przekroczy pewnych granic. Bo, jak sama zauważyła wtedy w kawiarni, Castor bywał wyjątkowo słowny, ilekroć składał jakieś obietnice.
OdpowiedzUsuńWsunął dłonie do kieszeni spodni, gdy oboje przystanęli przed pejzażem, a ich ręce rozplotły się ostatecznie z uścisku. Spojrzeniem błądził po obrazie utrwalonym na płótnie, ale wcale się na nim nie skupiał. Jego myśli krążyły zupełnie gdzieś indziej.
— Nie byłem pewien czy chcę, ale jak widać jestem — oznajmił stoicko. Zachodzące słońce, utrwalone za pomocą akwareli prezentowało się ładnie, ale Castor niekoniecznie miał teraz wenę, by szukać w tych obrazach jakichś głębszych emocji.
Zaraz przeniósł więc wzrok z powrotem na Abigail i lekko przechylił głowę. Jego błękitne tęczówki nieśpiesznie przesunęły się po sylwetce kobiety z nieskrywanym zainteresowaniem, bo dopiero teraz mógł przyjrzeć się jej z całą uwagą. Dopiero teraz mógł dostrzec szczegóły jej kreacji i uznać, że upięte włosy, w połączeniu z gładką bielą materiału, dodają jej animuszu. Kącik jego ust drgnął ku górze na tę myśl, i powróciwszy spojrzeniem do jej twarzy, wymierzył w stronę Abi kilka śmiałych kroków, chcąc skrócić dzielący ich dystans. — A czy to dobry wybór, czy zły, to dopiero się okaże — dopowiedział, zaglądając w tęczówki kobiety być może odrobinę wyzywająco, ale nie miał żadnych złych intencji i niecnych planów. Poza tym, ręce wciąż trzymał przy sobie, w kieszeniach spodni i na razie nie zamierzał ich stamtąd wyciągać.
— Nie zdążyłem zobaczyć jeszcze tych wszystkich atrakcji.
Dlatego ciężko mówić już o ocenie tego wyboru.
Castor Gemayel
Nie oponował, gdy odsuwała go od siebie, bo choć momentami wyraźnie się zapominał to także zdawał sobie sprawę gdzie jest i kogo może na jubileuszu spotkać. Kręciło się tu mnóstwo znajomych, którzy widząc ich w takiej pozycji, z pewnością odebraliby to spoufalanie się w sposób jednoznaczny, a chyba oboje woleli do tego nie dopuścić. Wystarczyło, że Anders był świadkiem ich chwilowych gestów, a przecież mógł puścić parę z ust jeśli chciał. Pod warunkiem, że w ogóle przejął się tym, co miało miejsce chwilę temu.
OdpowiedzUsuńAle odkładając te myśli na bok, powiódł za Abigail spojrzeniem, gdy odwróciła się ku niemu plecami, w dość śmiały sposób ukazując skrawek nagiego ciała. Nie byłby facetem, gdyby nie pokusił się o zbadanie jej sylwetki wzrokiem, dlatego nawet nie próbował się przed tym powstrzymać i lubieżnie pobiegł błękitem oczu od jej pleców do momentu, w którym dopasowana sukienka ściśle przylegała do jej bioder i zaczynała zwężać się apetycznie w okolicy ud. Oczywiście, że ten widok spodobał mu się równie dobrze, co poprzedni i tylko ślepiec mógłby być teraz innego zdania. To bezwstydne spojrzenie ulokował z powrotem w twarzy Abigail, okalanej kręconymi pasmami jasnych włosów. Jego usta wygięły się w swawolnym uśmiechu, gdy odpowiedź na zadane pytanie nasunęła się sama.
— Pokusa — odrzekł lekko, po czym skinął głową w potwierdzeniu. — Zacznijmy. Chętnie się przekonam, czy rzeczywiście nie będę żałował tych wszystkich atrakcji wieczoru — dodał znacząco, przyjmując do wiadomości, że słowa Abigail zabrzmiały dwuznacznie. Ale przebył ponad trzysta mil, żeby wziąć udział w jubileuszu. Głównie dla niej.
Splótłszy dłonie za swoimi plecami, ruszył wolnym krokiem wzdłuż wystawy, wiodąc wzrokiem po mijanych sztalugach, na których stały naprawdę dobre prace wyjątkowo zdolnych ludzi. Akwarele, farby olejne, a nawet technika rysowania węglem, która komponowała pejzaże jakby żywcem wyrwane z realnego życia, mimo że przedstawiała je tylko w wersji czarno-białej. Kawałek dalej stały fotografie, ukazujące kadry z życia w Spokane – ruch na Division Street, ale także samochody pędzące przez I-90, która w tej chwili była najdłuższą autostradą międzystanową w kraju. Widniał na nich również most Monroe Street, który liczył sobie ponad sto lat, i który ciągle zachwycał swoim stanem. Gra kolorów i świateł na niektórych zdjęciach była urzekająca, ale również zachęcająca do odwiedzin tych wszystkich miejsc, prezentowanych na odbitkach. I większość tych prac zdobyła pełne uznanie Castora.
A w kolejnym skrzydle oglądać można było projekty naukowe i techniczne. Castor nie wiedział, jak duża jest ta wystawa, ale została pokazana w sposób tak ciekawy, że aż żal nie rzucić na nią okiem.
— Ciekawe — krótko skomentował w międzyczasie, zastanawiając się przy okazji, czy można zmówić tu coś do picia, i nie chodziło bynajmniej o zwykły sok pomarańczowy. Może jakiś borubon, albo brandy, bo chyba taki alkohol najbardziej wpasowywał się w ramy bankietu. Chociaż podejrzewał, że inne trunki również mogły być dostępne.
Castor Gemayel
[ Więc hej... znasz ją? Prócz sumienności, dobrego humoru, nadgorliwego wypełnienia obowiązków, co jeszcze o niej opowiesz? Franek mówi, że ma ładny uśmiech jest fajną koleżanką, bo daje mu notatki i wymienia się informacjami o wykładowcach. I ją lubi, więc chętnie doda ją do znajomków na SnapChatcie :D
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. I mam nadzieję, że będzie tak jak mówisz :D Widzaiałam Twój komentarz pod kartą mojej poprzedniej postaci - Tessy - ale już nie zdążyłam odpisać, więc odpisuję teraz, że ja na wątek to bardzo chętnie. A Franka i Abi nawet łatwiej będzie postawić w jakieś sytuacji :D Masz może jakieś wątkowe marzenie? Czy cokolwiek? Chętnie spełnię! :)]
Francis
Jubileusz przewyższył jego oczekiwania, bo w trakcie jazdy do Spokane był przekonany, że wystawa ograniczy się zaledwie do stojących w samotności sztalug, na które nikt nie rzuci nawet okiem. Jednak, kiedy tak przechadzał się korytarzami, doglądając prace stworzone przez okolicznych artystów, a w tym także uczniów i absolwentów River Falls, nie uszło jego uwadze, że nie był w tym wszystkim sam. Że nie on jedyny obdarzał zainteresowaniem sztalugi z pejzażami, wystawę zdjęć, czy projekty naukowe i techniczne, które chyba przyciągnęły najwięcej ciekawskich par oczu. Niektóre urządzenia i wynalazki wręcz zadziwiały sposobem działania, wbrew pozorom trudnym do rozwikłania, i chyba tylko twórca był świadom, jak to możliwe, że dana rzecz funkcjonuje, porusza się i wykonuje jakieś czynności.
OdpowiedzUsuńKiedy natomiast postawił swoje stopy na szerokim podwórzu, przez moment miał wrażenie jakby przeniósł się w czasie. Za jego plecami ciągnęła się wystawa, zaś przed nim rozpościerał się jarmark na którym było... chyba wszystko. Stoły z przekąskami, sosami, wypiekami i miodami, zebranymi z prywatnych pasiek; budki z ręcznie tworzonymi ozdobami, począwszy od woskowych świec, a skończywszy na ręcznie robionej ceramice; znalazły się także stoiska z przeróżnymi trunkami, proponując nie tylko długo leżakujące wina, ale także nalewki domowej roboty, które w wiekowych butlach wyglądały na cholernie wartościowe. Teraz już przynajmniej rozumiał, gdzie podziała się prawdopodobnie większa część gości i wcale im się nie dziwił, bo był przekonany, że sam skorzysta z możliwości i na pewno zostawi przy którymś stoisku pieniądze, nawet jeśli niewielkie. Przygotowanie tego wszystkiego musiało wyssać z Abigail chyba wszelką energię, bo zorganizowanie takiej nieoficjalnej części jubileuszu, musiało nieść ze sobą mnóstwo papierkowej roboty, coby dopiąć każdy szczegół na ostatni guzik.
— W porządku — zgodził się, wiodąc spojrzeniem po spacerującym tłumie, który wymieniał się, przechodząc od jednego stoiska do drugiego. — Do zobaczenia, Abigail — spojrzawszy na jasnowłosą, przywołał na usta pewny uśmiech, jakby był absolutnie przekonany, że ich drogi nie rozchodzą się w tej chwili na zbyt długi czas. Zresztą, był o tym przekonany, bo nie zamierzał pozwolić jej tak szybko odejść.
Za moment, swobodnym krokiem i z dłońmi wciśniętymi w kieszenie spodni, szedł już w głąb targu, wymijając przy tym gwarny tłum. Jego spojrzenie błądziło po produktach, które spoczywały na stołach, od czasu do czasu macane przez zainteresowanych kupców. Niektórzy sprzedawcy opowiadali o swoich wyrobach i to głównie oni zyskiwali zainteresowanie Castora, który bez wahania zadawał im także pytania. Pierwszy raz widział bowiem na oczy bursztynową nalewkę i pierwszy raz spróbował wódki o smaku wędzonego łososia, bo dotychczas nie miał nawet pojęcia, że ludzie są w stanie stworzyć wódkę o smaku ryby.
Ciekawiej zrobiło się jednak w momencie, gdy Castor ujrzał stoisko z różnymi pamiątkami ze świata. Flaga Libanu utkwiona w jednym pojemniku z flagą Izraelu odrobinę go zniesmaczyła, ale gładko pozwolił sobie to zignorować, chociaż dla niego był to jeden z najbardziej sprzecznych widoków, jakie mógł ujrzeć. Przy stoisku stały cztery, bliżej nieznane mu osoby, które podziwiały maskę Abuelo z Boliwii, prawdopodobnie ręcznie malowaną, on natomiast skupił się na tym, co było mu bliskie. Kawałki drzewa cedrowego z wypalonymi, libańskimi symbolami na pierwszy rzut oka wyglądały jak atrapy, ale gdy tylko Castor przyłożył drewno do nosa, czując charakterystyczny dla cedrów zapach, nabrał większego zaufania do rzeczy, spoczywających na blacie.
Nie byłby jednak sobą, gdyby nie pokusił się o rozmowę, toteż gdy dziewczyna w wieku około dwudziestu trzech lat, sprzedająca te produkty, przeniosła na niego swoje zainteresowanie, postanowił wdać się w niby głęboką, ale bardzo przyjemną debatę.
Usuń— Jest pan chyba fanem tego kraju — zauważyła w pewnym momencie, patrząc na niego z lekka badawczo i wyczekując odpowiedzi, choć jej słowa nie brzmiały jak pytanie.
— Poniekąd tak — odrzekł, unosząc usta w krótkim uśmiechu. Chwycił flagę Izraela, przekładając ją do innego pojemnika. — Ten, kto choć raz odwiedził Izrael, już nigdy w życiu nie odwiedzi Libanu — powiedział przy tym, zerkając jeszcze na inne upominki.
— Zna pan arabski? — Dopytała nieustępliwie, na co Castor ściągnął brwi nie rozumiejąc, po co tak właściwie zadała to pytanie. Brunetka uśmiechnęła się wyraźniej, wyciągnąwszy spod stolika zeszyt i długopis, w którym notowała utarg. — Jak napisać: miłość?
W jej twarzy widniał proszący wyraz, jakby faktycznie bardzo jej na tym zależało. Castor po chwili zastanowienia wziął więc zeszyt i przetłumaczył to słowo, zapisując je niemalże na całej szerokości kartki. Dziewczyna przyjrzała się symbolowi na kartce i porównawszy go z odpowiednim znakiem, który dołączony był jako zawieszka do wiszących na stojaku rzemyków, wręczyła mu jeden.
— To w ramach podziękowania. Proszę komuś podarować — dodała i uśmiechnąwszy się cieplej, przeniosła zainteresowanie na nowych klientów.
Castor odsunął się kawałek, a po chwili schował upominek do kieszeni spodni.
Proszę komuś podarować.
Castor Gemayel
Rozejrzał się jeszcze w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby przykuć jego uwagę i przyciągnąć tak, jak zrobiło to kilka libańskich upominków, leżących na stole razem z całą resztą światowych pierdółek, ale nim zdążył dobrze się zastanowić, poczuł lekkie szarpnięcie i dłoń, wsuwającą się ciasno pod jego ramię. A później usłyszał ten głos, subtelnie pobudzający dar słuchu, i poczuł ten dotyk, przyjemnie drażniący całą resztę zmysłów, wyjątkowo czułych na obecność tej jasnowłosej niewiasty. Z niebywałą łatwością tracił przy niej kontrolę nad własnymi ruchami, dlatego jego ramię mimochodem oplotło ciało Abigail w talii, rubasznie do siebie przyciągając i zmniejszając tym samym ostatnie centymetry przerwy, jakie ich dzieliły, bez względu na to, czy wokół byli świadkowie. Nie zaglądał jednak w jej oczy w obawie, że polegnie.
OdpowiedzUsuń— Znalazłem — szepnął znacząco do jej ucha. — I faktycznie jest niedaleko. Mógłbym nawet powiedzieć, że bardzo, bardzo blisko.
Uniósł wolną rękę do jej policzka, by nieśpiesznie zgarnąć palcem wskazującym kosmyk włosów, który uczepił się tego miejsca niesfornie – i żeby przy okazji poddać się pokusie muśnięcia skrawka jej skóry – ale dopiero gdy cofnął rękę w bezpieczne miejsce przy kieszeni spodni, wycelował spojrzenie w jej ciemne tęczówki. Jego własne skrywały cień przestrogi, jakby widniały w nich ostrzegawcze iskierki, uprzedzające przed brakiem skrupułów, których w gestach Castora faktycznie nie było zbyt wiele. A za moment, gdy ludzie wokół się rozluźnili, a jego ręce wróciły na swoje miejsce, znów zaczęła dzielić ich przerwa. Całe to chwilowe złączenie wyglądało więc jak unik przed zmierzającym gdzieś tłumem, nie baczącym przy okazji na osoby stojące obok. To normalne, że w takich momentach ludzie często trącają się barkami, wchodzą na siebie nieświadomie, albo wpadają.
Nie wiedział jednak, co Abigail mogła mieć na myśli, mówiąc, że nieopodal kryje się coś, co go zainteresuje. Skąd w ogóle pojawiło się w niej to przekonanie, że Castor faktycznie okaże temu czemuś zainteresowanie? Musiałaby wiedzieć, tym bardziej, że nie wszystko w tym świecie zasługiwało na jego ciekawość, a zważywszy na specyficzny gust mężczyzny, była to nawet znaczna jego mniejszość.
— Prowadź — polecił po chwili, zdając się na zaręczenia Abigail. To poniekąd jej jubileusz – znała wszystkie atrakcje, i nie tylko te, które dostępne były dla każdego odwiedzającego.
Castor Gemayel
Słysząc jej odpowiedź już się ucieszył. W końcu nie powiedziała nie, prawda? Nawet jeśli jeszcze nie zdążyła się rozeznać w temacie i tak wiedziała więcej niż on, co oczywiście nie oznaczało, że zostanie z tym wszystkim sama, jeśli powiedziałaby mu co robić i z kim rozmawiać sam mógłby nawet załatwić sam, ale zawsze dobrze by mieć wsparcie.
OdpowiedzUsuń-Miesiąc. Minus kilka dni, w końcu musimy to jeszcze opisać i tak dalej, już po występie, załatwię pewnie jeszcze kogoś kto nas nagra i to zmontujemy z nagraniem w studio - Mieli takowe udostępnione na uczelni. - No więc trzy tygodnie, żeby tak być dokładnym. Myślisz, że to wystarczająco czasu? I będzie potrzeba żebyśmy mieli te utwory już gotowe za nim występ rozreklamujemy, czy można to robić jeszcze bez nich? Niby napisanie tekstu i muzyki nie powinno zająć aż tak długo... no w sumie to zależy jak będzie z weną, ale później musimy to jeszcze edytować i tak dalej. Także gotowiec będzie pewnie po jakiś dwóch tygodniach. W ogóle... - Zrobił pauzę na chwilę. Naprawdę musiał o nich pamiętać, a raczej sobie przypominać kiedy był czymś tak podekscytowany, bo potrafił się zagalopować tak, że nawet nie zwracał uwagi co dzieje się wokół niego. - To wszystko tak nagle, chcesz się gdzieś spotkać później? Na spokojnie? - Uśmiechnął się, trochę wręcz krzywo, nawiązując do tego, że to jak to wszystko z siebie wyrzucił raczej nie było na spokojnie. - No i... nie powiedziałaś nie.... więc.... to znaczy, że się zgadzasz? - Nie wspominał już, że nie zostanie w tym sama, bo było to wręcz oczywiste. W końcu, to dla jego zespołu była ta reklama, a Abi nie musiała się wcale zgadzać, będzie musiała poświęcić swój własny czas i energię. - Postawię Ci kawę i ciastka? Co tam ciastka, upiekę Ci ciasto. - Jeszcze chwilę na nią patrzył nim rozejrzał się dookoła dla rozeznania i zerknął na zegarek. - I ten, generalnie ja mam wolną godzinę teraz, ty nie musisz nigdzie być, co nie?
Uśmiechnął się kącikami ust przymrużając na chwilę oczy kiedy na nią spoglądał. - W ogóle co o tym myślisz? Wiem, że to projekt narzucony z góry, ale postarali się, to ciekawe zagadnienie... przynajmniej dla mnie...
[ W razie co możemy już skoczyć dalej, może nawet jak będą pracować nad tą reklamą, albo w innym momencie (nawet w sumie można pominąć te spotkanie na kawę i ciastka, bo pewnie nie wymieniliby się zbytnio nowymi informacjami).]
Matty
Było mu jej nawet szkoda, choć jednocześnie go bawiła. I pomyśleć, że sam jeszcze jakiś czas temu był tak zabierany z imprez. Miał wrażenie, że ten rok go zmienił i wydoroślał przez ten czas, choć różnie mogło być, prawda? Ale to teraz nie miało znaczenia. Musiał się tylko upewnić, aby dziewczyna nie narobiła zbyt wielkich szkód w jego aucie, dostarczyć ją bezpiecznie do mieszkania i upewnić się, że kiedy się rano obudzi będzie miała przy łóżku wodę i aspirynę. Nie raz się sobą zajmowali, kiedy byli po imprezach. W ich przypadku to chyba nie było nic zadziwiającego.
OdpowiedzUsuń― Jeszcze trochę i będziemy ― obiecał. W takich chwilach droga chyba zawsze się dłużyła. A przynajmniej jemu, kiedy chciał być na miejscu, a tu się jedzie, jedzie i końca nie widać. Zupełnie jakby tej drogi przybywało, a nie ubywało.
Xander chyba nie do końca pamiętał jak się z Abigail poznali. Jakoś chyba po prostu wyszło, a potem już samo jakoś poszło. Uznał, że dobrze będzie jednak zwolnić. I to właśnie zrobił. Co prawda chciała się znaleźć szybko na miejscu, ale bezpieczniej chyba było jednak odłożyć to na bok i jechać dłużej, ale ze świadomością, że wszystko co ma zostać w środku – to w nim zostanie.
Nie minęło długo, kiedy znaleźli się pod mieszkaniem, które Xander wynajmował razem z kumplem i jego siostrą. Zaparkował na jednym z niewielu wolnych miejsc, które zostały. Denerwowało go, że na parkingu często parkowały osoby, które tu nie mieszkały, a dla mieszkańców brakowało już miejsca.
― Jesteśmy na miejscu ― oznajmił z lekkim uśmiechem, odpinając własny pas i odwracając się do tyłu. ― Zabrać cię czy dasz radę sama przejść ten… niewielki, ale dla ciebie ogromny, odcinek?
Xander
Mimo, że w Spokane żył już jakiś czas, nigdy nie miał okazji przechadzać się progami ratusza, bo do tego miejsca dotychczas było mu nie po drodze, i gdyby nie jubileusz, prawdopodobnie nigdy by go nie odwiedził. Mógł jednak przyznać, że budowla, pomimo remontu i nowoczesności, wciąż emanowała czymś w rodzaju starego klimatu sprzed wieku. Wewnątrz wciąż unosił się charakterystyczny dla wiekowych murów zapach, a wysokie sklepienia przywodziły na myśl dworskie scenerie. Rozłożyste gobeliny, okrywające sędziwe ściany, były nadzwyczajne – te tkaniny, skomponowane na krośnie, wnosiły do wnętrza mnóstwo barw i namiastkę poprzedniej epoki.
OdpowiedzUsuńGdy tylko znaleźli się tuż obok gobelinu, Castor przesunął opuszkami palców po solidnym materiale, prezentującym ornamentalne wzory. Jego wykonanie było staranne i dokładne, a całokształt wyglądał na zadbany, jakby dopiero opuścił krosno doświadczonego tkacza. Castor dawno nie miał okazji ujrzeć czegoś podobnego, bo w tych rejonach świata nie była to popularna forma sztuki, dlatego też spotykana niebywale rzadko – mógł zaliczyć ją do jednych z ciekawszych atrakcji wieczoru, a sądził tak przynajmniej do chwili, gdy jego oczom ukazała się sala, wyrwana jakby z innego świata.
Musiało minąć kilka sekund, nim przyzwyczaił oczy do jednolitego błękitu, pokrywającego wnętrze pomieszczenia. Jego spojrzenie od razu skierowało uwagę na obrazy, ułożone pod jedną ze ścian – oblepione kurzem płótna, przedstawiały ręcznie malowane portretami ludzi, których aparycja jasno wskazywała na przynależność do działaczy, którzy zapisali się na kartach historii Spokane. Nie wahał się wejść głębiej, dlatego stopy Castora śmiało stawiały krok za krokiem, zatrzymując się tuż obok obrazów.
— Sądząc po perspektywie, miękkich światłocieniach i chłodnych kolorach... Wyglądają na portrety z epoki klasycyzmu — wywnioskował, nachyliwszy się lekko nad jednym z obrazów, żeby bliżej mu się przyjrzeć. Zaraz jednak wyprostował się i wrócił uwagą do Abigail.
— Ciekawe miejsce — przyznał, rozglądając się jeszcze krótko. Znacząco odbiegało od tego, co było po drugiej stronie gobelinu.
Castor Gemayel
Kącik jego ust drgnął ku górze, gdy Abigail stanęła przed nim, bez wahania zaglądając w błękitne tęczówki, ale nie pozostając dłużnym, także wycelował w jej oczy swoje bezwstydne spojrzenie, w których tliły się wyzywające ogniki. Dłonie dziewczyny, prowokacyjnie błądzące po klatce piersiowej, okrytej jedynie materiałem jasnej koszuli, sprawiły, że mięśnie Castora lekko się napięły, zaś on sam złapał większy oddech, jakby przygotowując się na walkę z własnym pragnieniem, które za chwilę można stać się nie do ujarzmienia. Przyglądał jej się czujnie, a choć niewzruszenie wlepiał spojrzenie w ciemny koloryt jej tęczówek, dokładnie i w każdym calu analizował jej ruchy, dosłownie tak jakby je widział, mimo że fizycznie nie mógł. Czuł tą gładką skórę jej dłoni, które kokietliwie spoczęły na karku, drażniąc go koniuszkami dobrze spiłowanych paznokci; czuł jej sylwetkę, niemal złączoną z jego własnym ciałem. Czuł tą elektryzującą bliskość, ale kiedy w końcu znów poczuł smak jej miękkich ust na własnych wargach, wiedział, że przepadł. Wiedział, że to droga bez powrotu, że znów nie pozwoli jej odejść. Wiedział, że jej pragnie.
OdpowiedzUsuńDłonie Castora powędrowały do linii jej szczęki, stanowczym gestem ujmując filigranową twarz, żeby w pełni móc nasycać się delikatnością jej ust, tak żeby nie dopuścić do pominięcia żadnego ich szczegółu. Zaraz, nie zaprzestając pocałunków, jedną z nich przesunął niżej, muskając opuszkami palców odkrytą część aksamitnej szyi, i przebrnął do skrawka nagich pleców. Drugą objął jej kark i całą przyciągnął jeszcze bliżej, chociaż nie było między nimi żadnej przerwy. Chciał, żeby nie dzieliła ich żadna, nawet milimetrowa odległość. Pragnął poczuć ją całym sobą, znów pragnął zwiedzić i poznać każdy skrawek jej ciała, i napawać się nim tak długo, aż starczy mu sił. I znów przestawał myśleć – o tym co wydarzy się za chwilę, o tym co będzie jutro, za miesiąc, czy za rok; nie zastanawiał się kompletnie nad tym, jak spojrzy na Abigail kiedy chwila chwyci za nogi koniec. Jego umysł w tej chwili nie dopuszczał do siebie żadnych racjonalnych głosów głębokiego rozsądku, słuchając tylko i wyłącznie wrzawy rozszalałego w duszy pożądania. Chociaż nie powinien.
— Każ mi przestać, Abigail — szepnął i oderwawszy się od ust jasnowłosej, na moment tylko zerknął w jej tęczówki, bo zaraz ułożył wargi na błogiej skórze jej szyi, subtelnie ją łaskocząc i naznaczając zaborczymi acz czułymi pocałunkami. Jego dłonie powędrowawszy przez talię, zatrzymały się na biodrach. Nie przejmował się tym, że nadal przebywał w ratuszu, pełnym dookoła gości, ani że w każdej chwili mogli zostać zauważeni, chociaż miejsce za gobelinem wyglądało na zapomniane. W tej chwili skupiał się na Abigail, która działała na niego jak magnes. Na jej dotyku, jej ciele, na jej szybszym oddechu i ruchach, które tylko wzmacniały go w przekonaniu, że jeśli nie zwolnią, to z pewnością nie będzie już odwrotu.
You know who, too
Poszedł – a właściwie został zaciągnięty przez dziewczynę – w stronę baru, do którego tak czy inaczej wcześniej zmierzał. A przynajmniej tak mu się wydawało, bo co jakiś czas miewał przebłyski trzeźwości, w których uświadamiał sobie, że chyba zapomniał o czymś naprawdę ważnym. Nie trwały one jednak na tyle długo, by mógł się nimi przejąć – zawsze coś rozpraszało wtedy jego uwagę i na kolejne pół godziny zapominał, czy ta impreza kiedykolwiek miała jakiś większy cel. Teraz, na przykład, jego umysł zaprzątała tylko jedna myśl. Jak miała na imię ta niezwykle znajoma z twarzy dziewczyna, która z ochotą prowadziła go do baru? Wiedział, że ją kojarzy i że prawdopodobnie powinien znać jej imię, ale skoro do tej pory blondynka nie obraziła się na niego, to przestawało mieć aż tak wielkie znaczenie.
OdpowiedzUsuń– Na pewno lubię twoje podejście – odparł z uśmiechem, zwinnie – przynajmniej w swoim odczuciu – omijając ludzi będących w jeszcze gorszym stanie niż on.
Gdy już stanął przy barze, oparł się dłońmi o kontuar i zaczął wodzić wzrokiem po butelkach ułożonych obok siebie na podświetlanych półkach. Większość z tych nazw i tak nic mu nie mówiła, więc kiedy barman wreszcie odwrócił się w jego stronę, poleciał tak klasycznie, jak tylko się dało.
– Whisky z colą dla mnie, a dla tej uroczej pani obok, która nie chce mi zdradzić swojego imienia, jakiś ładny, kolorowy drink. Koniecznie z parasolką – złożył zamówienie, rzucając mężczyźnie kilka banknotów. Gdy ten przystąpił do przygotowywania napojów, Quentin odwrócił się w stronę swojej aktualnej towarzyszki.
– To co, powiesz mi wreszcie? Czy mam dalej zgadywać? – zapytał z tym swoim głupkowatym, pijackim uśmiechem, przekrzywiając lekko głowę, gdy się jej przyglądał.
[Abigail była jedną z postaci, która zapadła mi w pamięci przez to piękne zdjęcie i uśmiech. Także ja jestem jak najbardziej chętna na wątek. Z racji, że wolę raczej rozwijające się relacje, może dziewczyny kolegują się i z czasem zaczną się przyjaźnić? Chyba, że rola najlepszej przyjaciółki jest już zarezerwowana, to możemy iść w kuzynostwo, cokolwiek.]
OdpowiedzUsuńThora Lydia Jönsson
Nie potrafiłby nazwać tego, co pojawiło się między nimi i nawet nie wiedział, czy chciał to jakkolwiek nazywać. W jego życiu Abigail pojawiła się niespodziewanie. Wtedy w barze, jeszcze za nim pokusili się o udaną rozmowę, przez moment jej się przyglądał – widział jak się uśmiecha, jaką energią emanuje, widział ile ma w sobie pozytywnego temperamentu, i to wszystko było właśnie tym czymś, co sprawiało, że na tle innych imprezujących do upadłego dziewczyn, Abigail była wyjątkowa. Nie musiała nosić szykownej sukni, żeby pokazać swoją elegancję, bo ona miała ją po prostu w sobie – nie na wierzchu, w postaci materiału wartego tysiąc dolarów, a duszy, która interesowała, upajała, a w ostatnim rozrachunku pozbawiała tchu. Abigail była czymś, czego wolał nie kategoryzować, jakby w obawie, że nazwanie jej poskutkuje jakimiś ograniczeniami i zniszczy węzeł, który trzymał ich ku sobie. Castor był wprawdzie poukładany do takiego stopnia, że wszystko miał klarownie określone, bo perfekcjonizm nie pozwalał mu żyć w chaosie, jednak tyczyło się to każdej dziedziny życia, właśnie oprócz tej związanej z relacjami międzyludzkimi. Bo on z tym swoim spaczonym podejściem do znajomości, zwykle ich nie szufladkował. Miał w tej chwili tylko jednego prawdziwego przyjaciela, z którym notabene pracował w NRO, i był to jeden jedyny wyjątek, który faktycznie otrzymał jakąś nazwę – choć i tak otrzymał ją za sporo zasług.
OdpowiedzUsuńUsłyszawszy jej słowa, uśmiechnął gdzieś między pocałunkami. Traktował je jako zaproszenie; jako pozwolenie, które zaczynało dodawać gestom stanowczości. Jego plecy spotkały się zaraz z chłodną gramaturą muru, choć nawet nie zarejestrował tego momentu, w którym postawił kilka kroków w tył. Jednak bardzo dobrze zarejestrował moment, gdy Abigail odpinała guzik za guzikiem w jego koszuli, odsłaniając klatkę piersiową, przez którą przebiegło nikłe uczucie chłodu, panującego w zapomnianej sali. Zdawało być się jednak niezauważalne w przyjemnym napięciu, które odczuwał, gdy dłonie Abigail pewnie sunęły po jego skórze. Pragnienie zaczynało przeobrażać się w żądzę, której chęć spełnienia wisiała już na włosku, ledwie wypierana przez maleńkie resztki zdrowego rozsądku.
Zaraz więc złapał ją za nadgarstki i jednym, sprawnym ruchem obrócił ich pozycje o sto osiemdziesiąt stopni, w taki sposób, że teraz to Abigail dotykała plecami ściany. Lubieżnie przesunął kciukiem po jej karminowych, apetycznie mokrych ustach, po czym wolno, ale zaborczo powędrował wargami od jej ust, przez rozgrzany policzek, aż po kształtną linię szczęki, którą dotarł bliżej ucha.
Napierając na ciało Abigail, podparł się rękoma o ścianę, które ściśle do niej przyległy, jakby dzięki temu mogły zatrzymać wszystkie grzeszne pobudki. Kilka masywnych żył udekorowało je aż po same łokcie – ciśnienie gnało w nich ze wzburzoną prędkością.
— Zdarłbym z ciebie tę suknię, ale po drugiej stronie ściany wciąż są goście — wyszeptał grzesznie do jej ucha, stale utrzymując dłonie na ścianie w taki sposób, że Abigail znajdowała się pomiędzy. Nie odmawiał sobie jednak pocałunków i krótko po swoich słowach, musnął jej wargi zachęcająco, a za moment uniósł błękitne tęczówki do jej oczu, wbijając w nie swoje bezwstydne spojrzenie, w którym wrzały iskry pożądania. Ich usta wciąż dzieliła niewielka odległość, choć wargi przez moment się nie stykały.
Usuń— Czego pragniesz? — Zapytał. Chciał tej odpowiedzi, szczególnie teraz, kiedy był w stanie oddać się fali pożądania i popłynąć. Chciał poczuć smak jej ciała, wilgotną od podniecenia skórę. Chciał jej. Po raz drugi.
Castor Gemayel
[Taki ma właśnie Syd problem. Podejrzewam, że nawet teraz, gdyby tylko ścięła włosy i odpowiednio się ubrała, przechodziłaby jako facet. Dlatego dba o siebie i nosi sukienki, nawet jeśli nogi ma krzywe i posiniaczone. Ale przynajmniej nikt jej nie myli z chłopcem.
OdpowiedzUsuńJa to widzę nasze panny jako totalnie najlepsze koleżanki, które wychodzą razem, piją razem i nabijają się razem z chłopców. :D]
Syd
Wyjazd do Waszyngtonu w Dystrykcie Kolumbii był nie tylko skuteczną szkołą życia, ale również prowodyrem wielu zmian w jego charakterze – przede wszystkim wyzbycia ów nadziei i cząsteczek wrażliwości oraz wyrobienia nieugiętości i beznamiętności w co niektórych aspektach dotyczących egzystencji. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że nie ma za wiele do stracenia, a jedyne, czemu może się bezgranicznie oddać to niewspominana praca dla rządu, któremu poświęcił całego siebie już w momencie podpisywania porozumienia. A był on niczym pakt z diabłem, który skradł mu duszę, pozbawiwszy ją wszystkich najpiękniejszych w życiu możliwości, począwszy od budowania przyjaźni, a skończywszy na miłości i zakładaniu rodziny. Bo praca dla jednej z najtajniejszych agencji wywiadu narzucała na niego tak cholernie ciężkie restrykcje, że żeby móc je udźwignąć, musiał wyzbyć się wszystkiego innego. I w związku z tymi restrykcjami, nigdy nie pojawiał się w życiu przypadkowego człowieka dwa razy – nawet, jeśli mowa o skoku w bok. Wychodził bowiem z założenia, że częste spotkania prowadzą do przywiązania, dlatego też świadomie ich unikał nie chcąc narażać ani siebie, ani tej drugiej osoby, która mogłaby zacząć wiązać z nim jakiekolwiek nadzieje. I zasada ta miała – i powinna była – dotyczyć także Abigail, bo Castor nie zakładał że kiedykolwiek zbliżą się do siebie raz jeszcze. Ich drogi miały się rozejść, tak jak każde inne, które Castor z góry skazał na rozłąkę.
OdpowiedzUsuńA teraz nie potrzebował już niczego więcej. Żadnych dodatkowych słów ani zapewnień. Błagalna, zrodzona z pragnienia prośba, która padła z ust Abigail, była dla niego jednoznacznym zaproszeniem – oczekiwał tych słów wiedząc, że będą impulsem dla jego dalszych poczynań, że będą kluczykiem, który otworzy klatkę i pozwoli ulecieć pożądaniu. Widział i z każdym muśnięciem jej warg czuł, jak Abigail łaknie jego dotyku, jak potrzebuje jego bliskości i jak dąży do tego, żeby ich ciała złączyły się w idyllicznym akcie upojenia. Chociaż biorąc pod uwagę jego zasady i podejście do pewnych spraw, powinien był w tej chwili przestać, zapiąć guziki i opuścić wykwintny jubileusz – ale nie potrafił. Nie potrafił, a może i nie chciał wypuszczać Abigail ze swych objęć w tak kluczowym momencie, kiedy oboje pragnęli oddać się wzajemnej namiętności i cielesnym doznaniom. Z każdym dotykiem jej gładkiego ciała uświadamiał sobie, że musi ją mieć.
Szorstka faktura jego dłoni spoczęła na zgrabnych udach kobiety. Powoli sunął nimi w górę, śmiało układając na pośladkach, które wyglądały spod materiału podwiniętej sukni. Czuł, że zaczyna oddawać się chwili zapomnienia, że rzeczywistość otaczająca ich dookoła zaczyna znikać na poczet ich małego eldorado.
Ułożywszy dłonie na jej biodrach, obrócił Abigail tyłem, zaraz kurczowo do siebie przyciągając. Wargami musnął odkryty skrawek jej karku i pozostawiwszy jedną dłoń na biodrze, drugą lubieżnie powiódł w górę, przez smukły brzuch okryty materiałem sukni, po piersi, aż z wyczuciem ułożył ją na jej szyi. Lekko przechylił jej twarz, by jeszcze raz sięgnąć swymi wargami miękkość jej ust. I rozpiąwszy zaraz pasek u swych spodni, pochylił jej sylwetkę do przodu, łącząc oba ciała w jedność. Rozlał się żar. Żar uczuć, piekielne ciepło i błogość, która wydawała unosić ich w powietrzu. Oddech Castora mimochodem przyśpieszył. Z każdym ruchem doznawał tak ogromnej dawki ukojenia, że zatracał się w niej radykalnie do szpiku kości. Zatracał się w Abigail, która była niczym twarde, uzależniające bez pamięci opium. Uczucie pragnienia zostało zastąpione przez uczucie posiadania – korzystał z niego, oddając się wyjątkowej rozkoszy, która pojawiała się na zewnątrz w postaci drobnych kropelek potu.
Castor Gemayel
Nie byłby w stanie opisać tego, co czuł jednocząc się z Abigail w tym baśniowym akcie przyjemności. Dotykając jej ciała, czuł się tak, jakby obejmował luksusowy unikat, który po wymsknięciu się z nich mógłby rozproszyć się na milion drobinek. Unoszące się wszem i wobec ciepło było niczym schronienie, do którego ucieczka przenosiła w zupełnie inny, rajski wymiar. Czuł się w nim tak, jak w świecie zatopionym w wielkim oceanie szczęścia, radości i piękna – rzeczywistość rozmyła się radykalnie, pozostawiając oblicze panny Smith i gładkie ciało, w którym zatapiał się bez opamiętania. Rejestrował każdy impuls kobiety, ucząc się jej tak, jak najciekawszej na świecie dziedziny, której wiedza prezentowała w nagrodę cudowne a zarazem bezcenne uniesienie. Nasycał się każdym muśnięciem; raczył się westchnieniami jasnowłosej, które grały dla niego seraficzną melodię z głębi serca. Napędzała go zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Jego ruchy były intensywne, ale pieszczotliwe i nieprzypadkowe. Otaczało go wręcz nierealne eldorado – cholerna utopia, z której będzie musiał zejść na ziemię, ale nie miał teraz sił, na rozważanie tego problemu. Teraz nie miał sił na nic innego, prócz karmienia się bliskością anielskiej kobiety. To wszystko było jedynie drobniusim głosem rozsądku, zbywanym przez gigantyczną falę nieposkromionej ekstazy, która opętała go, gdy ciało jasnowłosej ubrało się w dreszcze spełnienia – chłonął je całym sobą, będąc na skraju wybuchu, który przy ostatnim ruchu i ostatnim nasyceniu się jej ciepłotą wprawił go w stan identycznego napięcia. Jednym ramieniem kurczowo przyciskał Abigail do siebie, ale drugim sam musiał się podeprzeć o ścianę, gdy krew machinalnie odpłynęła z jego głowy, powodując lekki zawrót. Jeszcze przez moment pozwalał mięśniom dojść do siebie; oddychał głęboko, odczuwając pulsującą w okolicach skroni żyłę i walące euforycznie serce, pragnące wyskoczyć z lewego płuca. Zamknął oczy doszukując się w przestrzeni błogostanu głuchej ciszy – charakterystyczny pisk w uszach zrodzony z rozpędzonego ciśnienia powoli ustawał; rzeczywistość mieszała się ze światem mlekiem i miodem płynącym. Było mu wybitnie dobrze.
OdpowiedzUsuńGdy po chwili emocje choć trochę opadły, Castor obrócił Abigail przodem do siebie. Jedna z jego rąk wciąż przylegała do ściany, podpierając ciężar ciała, a druga powędrowała do policzka jasnowłosej, ujmując go pewnie. Błękitne tęczówki Castora powiodły po jej twarzy, zatrzymawszy się na lekko poranionej wardze. Przesunął po niej subtelnie kciukiem, po czym zbliżywszy swe usta, musnął ją łagodnie.
— To zaczyna być niebezpieczne, panno Smith — rzekł półszeptem, zaglądając w jej tęczówki. Miał na myśli całą ich znajomość.
Zaraz cofnął ręce do koszuli i zaczął kolejno zapinać jej guziki, a chociaż zamilkł, stale utrzymując spojrzenie w twarzy Abigail, to w myślach toczył wielką batalię. Dopiero za moment spuścił wzrok, wsunąwszy już nie tak gładko wyprasowaną koszulę w spodnie i zapiął pasek, tuszując dowody zbliżenia.
Castor Gemayel
Mówiąc o niebezpieczeństwie, niekoniecznie myślał o wydaniu się ich romansu, bo ten sekret był ciężki do udowodnienia, i ktoś musiałby się naprawdę dobrze postarać, żeby ich zniszczyć. Mówiąc to, myślał raczej o nich. O relacji, która z każdym spotkaniem przestawała nosić miano przypadkowej, o pożądaniu, które jeszcze chwile temu rozpierało ich z niewiarygodną siłą, a które nie miało nic wspólnego ze zwykłą chęcią ulżenia sobie podczas cielesnych igraszek. Przez ich pragnienie przemawiały także inne pobudki; jakieś bliżej nieokreślone uczucia, których Castor starał się za wszelką cenę nie zauważać, bo wiedział, że gdy pozwoli sobie na przekroczenie pewnych granic, później będzie tego żałował. I chociaż na co dzień nie miał problemu z łamaniem serc, czy ranieniem ludzi swym podejściem do życia, to w kwestii Abigail wolał tego uniknąć. Nie chciał jej ranić, a przywiązywanie się było pierwszym stopniem do zadania takowego cierpienia. To nie były zwykłe zbliżenia – te zbliżenia miały coś, czego mieć nie powinny.
OdpowiedzUsuńPoprawił kołnierzyk swojej koszuli oraz lekko zagięty mankiet, udekorowany czarną spinką. Wydawało mu się, że był gotowy do wyjścia, ale za moment Abigail wręczywszy mu swoją torebkę, postanowiła dodać jego fryzurze nieco więcej ładu i składu, wieńcząc to krótkim pocałunkiem. I zaraz powrócili do stanu sprzed parudziesięciu minut – bardziej formalnego, nie sugerującego niczego więcej, poza pospolitą znajomością, jaka mogła łączyć wykładowcę i studentkę.
— Świetnie — podsumował jej słowa, po czym skierował się do ciężkich drzwi i pchnąwszy je z użyciem większej siły, puścił Abigail przodem, wykonując krótki gest ręką.
Za wielką ścianą wciąż rozgrywał się jubileusz. Zewsząd dochodziły gwarne rozmowy, przerywane co jakiś czas salwami śmiechu tych ludzi, którzy stojąc w grupkach rozprawiali o czymś wyjątkowo zabawnym. Castor nie wiedział nic o spektaklu, także był ciekaw, co aktorzy przygotowali w ramach przedstawienia. Już długo nie miał okazji odwiedzić żadnego teatru i sądził, że musi to nadrobić, a był w stanie wybrać się nawet do Metropolitan Opera w Nowym Jorku, żeby ujrzeć sztukę, która faktycznie go zachwyci. Nie zamierzał jednak gardzić tą, która miała odbyć się na jubileuszu.
— Cóż to za przedstawienie? — Podpytał więc, zerknąwszy na Abigail z lekko uniesioną brwią. Zakładał, że ona wie na ten temat wszystko, w końcu to jej sprawka.
Castor Gemayel
Jego spojrzenie błądziło po gościach tylko pobieżnie, bez większej ekscytacji i błysku w oku. Niektórych znał ze szkolnych korytarzy, ale nie czując potrzeby wymieniania uprzejmości, kiwał jedynie głową w ramach grzecznościowego powitania. Miał wyrażenie, że ludzi zrobiło się jakoś więcej, a szczególnie w chwili, w której znaleźli się na rozwidleniu korytarzy, tuż przed jarmarkiem. Stoiska z alkoholami cieszyły się ogromną popularnością, a każdy, kto stał przy takim stoisku, do twarzy miał przylepiony uśmiech jasno wskazujący na uraczenie się wystarczającą dawką promili. Gdzieś przez moment przemknęła mu przed oczyma twarz Andersa, ale zbagatelizował ją równie prędko, co zobaczył.
OdpowiedzUsuńSzedł w kierunku sali, w której miało odbyć się wspomniane przez Abigail przedstawienie. Jako, że Smith niewiele o nim wiedziała, tym bardziej czuł się zaciekawiony fabułą spektaklu, a gdy dotarli na tyle blisko, żeby ujrzeć scenę, Castor rzucił okiem na przygotowania, które jednak niewiele dały mu do myślenia. Widział tam jakieś rekwizyty, trącające o historię, ale charakteryzacja aktorów nie sugerowała, żeby akcja przedstawienia miała rozgrywać się w czasach średniowiecznych, czy innych podobnych.
— Mam wrażenie, że to będzie komedia — powiedział po chwili, chociaż nie mógł jasno określić, co wysunęło w nim takie wnioski. Ludzie zaczynali się stopniowo już zbierać i w sali zaczynał się robić tłok, kiedy zaczęto zajmować miejsca. Castor zerknął krótko na zegarek, coby zorientować się w czasie i lekko się zdumiał, bo nie sądził, że większa wskazówka przesunęła się aż o dwie cyferki.
Rozejrzawszy się po sali, przeniósł spojrzenie na Abigail. Nie był pewien, czy mają zająć jakieś konkretne miejsca na widowni, skoro Abigail zaliczała się do organizatorów, dlatego poczekał na jej ruch.
— Gdzie siadamy? — Dopytał dla pewności, błądząc wzrokiem po sali.
Castor Gemayel
Zająwszy miejsce na ostatnim krześle pierwszego rzędu, utkwił czujne spojrzenie w obliczu sceny. W sali zapadła ciemność, a snopy światła zostały skierowane na dechy ratuszowego teatru, na których zaczęli pojawiać się pierwsi aktorzy, kolejno odgrywając swe role. Całość prezentowała się bardzo ciekawie i chociaż początkowo Castor powątpiewał w zachowanie pewnego rodzaju atmosfery, jaka towarzyszy wielkim wystąpieniom, doszedł do wniosku, że sztuka wystawiona na scenie wcale nie była gorsza od tych, które widywał w gmachu opery. Kilku aktorów nawet kojarzył, choć nie był sobie w stanie przypomnieć, w jakiej sztuce ich widział – w tej prezentowali się równie dobrze. Scenariusz okazał się naprawdę przemyślany, a wszelkie towarzyszące mu efekty, były dobrane idealnie do scen. Czuł się także wyraźnie zaskoczony studentami, których widywał na korytarzach River Falls, i którzy brali udział w szkolnym drama clubie, bo energia towarzysząca im podczas odgrywania ról emanowała szczególnym entuzjazmem. Na scenie wyglądali bowiem jak ryba w wodzie, i Castor aż sam przypomniał sobie swoje lata w liceum, kiedy to brał udział w przedstawieniach teatralnych. Pewnego razu odegrał nawet scenę z Romea i Julii, wcielając się w rolę głównego bohatera. Ale teraz, biorąc pod uwagę ukształtowany charakter, nie byłby już w stanie udawać nikogo innego, dlatego doglądał spektakli tylko z pozycji widza.
OdpowiedzUsuńGdy w pewnym momencie, już pod koniec przedstawienia, Abigail wyszła odebrać telefon, krótko powiódł za nią spojrzeniem i zaraz powrócił uwagą do ostatnich aktów. Sam, zdając sobie sprawę, że jego telefon podejrzanie długo nie dzwonił, odruchowo sięgnął dłonią do swoich kieszeni, jednak od razu przypomniał sobie, że marynarkę z telefonem zostawił przecież w samochodzie. Może to i lepiej – Bóg wie, czy nie byłby już w drodze do Camp Murray, gdyby okazało się, że dzwonił ktoś z jednostki. Oczywiście, Castor nie musiałby tam obowiązkowo jechać, jednak jako kierownik musiał być o wszystkim poinformowany, dlatego też jego telefon dzwonił dość często. On natomiast jeździł, bo wolał mieć wszystko pod kontrolą.
Na scenie zaczynała się już ostatnia, wieńcząca koniec scena. Castor w pewnej chwili, kiedy wydało mu się, że Abigail coś długo nie wraca, spojrzał w kierunku, w którym jakiś czas temu wyszła. Musiał dobrze wytężyć niebieskie ślepia, gdy za lekko odsłoniętą kotarą ujrzał scenę, która wznieciła w nim nerwy, bo nie dowierzał, że widzi tam tego pajaca Andersa, którego łapa bezwstydnie znalazła się na ręce Abigail.
Wstał bez wahania i ruszył w ich kierunku. Jego kroki były czytelnie ofensywne,w pięściach wzbierał siłę, którą zamierzał bez żadnych ogródek wyładować na pijackiej mordzie tego faceta. Minął kotarę nerwowo, zwracając tym na siebie uwagę, i wymierzywszy atakujące spojrzenie w twarz Andersa brnął ku niemu gotów do sprania go na kwaśne jabłko. Już nawet zaciskał dłonie, już był nawet gotów.
Ale Abigail pojawiła się raptem na jego drodze, blokując tym samym dostęp do Andersa.
— Zbliż się do niej jeszcze raz, a obiecuję że cię zniszczę — pogroził mu znacząco, próbując jeszcze przejść przez blokadę Abigail, jednak nie chciał swoim szamotaniem wyrządzić jej krzywdy, dlatego spasował. Był jednak zły i złość ta czytelnie dekorowała jego twarz.
Castor Gemayel
To było niepojęte jak ten facet działał mu na nerwy. Jak cholernie mocną wzbudzał w Castorze chęć mordu, a że ten z natury nie uznawał jednostek słabych, a Anders ewidentnie taki był, miał wielką ochotę zutylizować go w najbliższym śmietniku. I rzeczywiście, przez zszargane nerwy cały lekko drżał, z trudem powstrzymując się od potrzeby złapania go za fraki i przyłojenia w ten głupi pysk. Może sam nie był idealnym przykładem księcia, bo niekiedy faktycznie ranił, ale ten brak szacunku do kobiety, wypływający z postawy Andersa, po prostu sprawił, że coś w nim pękło. Nie panował nad sobą. Nie potrafił się okiełznać. Ostatni raz, gdy przechodził przez taki napad furii, to zdarzył się on kilka lat temu, jeszcze w Libanie, za co stanął przed sądem, choć tak czy siak uniknął wtedy zarzutów.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, chęć zniszczenia tego człowieka osiągnęła apogeum, czego nie dało się zresztą przeoczyć, a głos Abigail docierał do niego jak przez dźwiękoszczelne szyby – stłumiony i niewyraźny. Chociaż dobrze wiedział że jest tu obecna, i że to właśnie ze względu na jej słowa powstrzymywał się od dalszych poczynań, ale prośby te tak czy siak odbijały się od niego niczym piłeczka kauczukowa od twardej posadzki. Bagatelizował je, bo miał przed sobą faceta, którego marzył zniszczyć, i którego chciał zniszczyć z czystą przyjemnością już podczas pierwszego spotkania. Zatem jego spojrzenie, utkwione w posturze Andersa, już na pierwszy rzut oka zdradzało, że wieczór nie skończy się tylko na wymianie zdań, bo palące się w nich ogniki przypominały wrzące piekło.
Ułożył dłonie na ramionach kobiety, obrzuciwszy ją chwilowo swoim spojrzeniem.
— Proszę odsuń się, Abigail — rzekł zapobiegawczo, siłą swoich rąk lekko ale stanowczo przesuwając kobietę gdzieś za siebie, tym samym wyswobadzając się z jej barykady.
To była dosłownie chwila, gdy postąpiwszy kilka kroków, dopadł bezceremonialnie do Andersa. To była chwila, jak chwycił materiał koszuli pod jego szyją i zamachnąwszy się wyraźnie, wymierzył ostry cios w twarz inwestora. Z jego nosa zaraz pociekła blado-czerwona krew, plamiąc białą koszulę Castora w okolicach klatki piersiowej. Anders zachwiał się niemalże tracąc równowagę, a starszy mężczyzna, który nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, aż złapał się chwilowo za głowę. Castor poczuł jak od uderzenia zapiekły go kłykcie, ale zamierzał zamachnąć się po raz drugi. Był gotów dotrzymać swych słów i go zniszczyć – tak jak obiecał chwilę temu. Bo nie rzucał słów na wiatr.
Castor Gemayel
I gdyby nie gest Abigail, zapewne przydzwoniłby mu raz jeszcze. Gdyby nie Abigail i dwoje mężczyzn, zapewne rozegrałaby się z tego awantura, zakrawająca o interwencję policji. Castor musiałby się wtedy ostro tłumaczyć przed swoim przełożonym z Camp Murray, a o dyrektorce uniwersytetu nawet nie wspominając – dawno pożegnałby się z fuchą wykładowcy, gdyby wieść o bijatyce dotarła do uszu zarządców uniwersytetu. Dlatego czując, jak jasnowłosa ciasno obejmuje go w pasie, ustąpił ostatecznie cofnąwszy swoją pięść. I w tym samym momencie zainterweniował kierowca, który zwinął Andersa na polecenie jego ojca. Castor kilka razy odetchnął głębiej, żeby ostudzić rozpalone nerwy i spojrzał krótko na swoją koszulę, chociaż niewiele się nią przejmował, bo może kupić drugą, po czym skupił uwagę na siwym mężczyźnie. Wizytówkę wziął głównie dlatego, by dowiedzieć się przy najbliższej okazji z kim ma do czynienia, a nie żeby ustalać warunki zadośćuczynienia, bo czuł się w miarę usatysfakcjonowany już samym faktem, że sprzedał Andersowi bombę w nos.
OdpowiedzUsuńDopiero po chwili dotarły do niego gromkie brawa i nazwisko Abigail, wywoływane gdzieś ze sceny. A ona wciąż tu stała, kurczowo obejmując jego sylwetkę, którą puściła dopiero po kilkunastu sekundach od całego zajścia. Gdy odczuł pociągnięcie w tył, odwrócił się ku niej bez żadnego protestu.
Powiódł łagodniejszym spojrzeniem po jej twarzy. Złość ulatywała z jego tęczówek, a kącik ust drgnął tylko lekko w górę w ramach zapewnienia, że nie zniknie bez pożegnania.
— Idź już — powiedział, kiwnąwszy głową w kierunku sceny, która w tej chwili oczekiwała nadejścia Abigail. Na widowni powstało już bowiem delikatne poruszenie, gdy po wywołaniu nazwiska nastała cisza, a Smith nie pojawiła się na podium, zupełnie tak, jakby była nieobecna na jubileuszu.
Odprowadziwszy ją wzrokiem, zerknął jeszcze na czerwony ślad, który przyozdobił jego prawą dłoń tuż po uderzeniu. A kiedy Abigail zniknęła za kotarą, przeszedł na zewnątrz budynku, żeby usiąść na schodach, bo gdy uleciały z niego nerwy, czuł się tak, jakby przebiegł maraton. Potrzebował odetchnąć świeżym powietrzem, a na salę wrócić nie mógł, bo koszula, którą miał na sobie, nosiła ewidentne ślady krwi i nawet ciężko byłoby skłamać, że to ketchup. Poza tym potrzebował odtajać w miejscu, które nie jest przepełnione gośćmi – tu na zewnątrz było cicho, jakby wszyscy faktycznie zebrali się na spektaklu. Delikatny wiatr kojąco muskał jego twarz. W mieście zapadł już wieczór i jedynie żółte światła ulicznych latarni rozświetlały pobliskie ulice i chodniki, którymi spacerowały nieliczne grupy osób.
Castor Gemayel
Gwar dobiegający z sali, w której odbywał się spektakl, w pewnym momencie zaczął znacząco cichnąć, jakby goście powoli ewakuowali się do domów, a cały jubileusz dobiegał końca. Castor nie ruszył się jednak z miejsca i siedząc na chłodnych, marmurowych stopniach, odchylił na chwilę głowę, wiodąc spojrzeniem po ciemnym sklepieniu, dekorowanym średnio widocznymi gwizdkami. Łuna padająca z miejskich świateł, utrudniała obserwację rozgwieżdżonego nieba, ale Castor i tak widział je inaczej, a mianowicie przez pryzmat swojej pracy. Bo do nieba nie miał wcale daleko, pracował bowiem dla wywiadu satelitarnego, dlatego ciągle grzebał przy kosmosie, mimo że nigdy w jego przestrzeni fizycznie nie przebywał. Gdy tylko pomyślał o pracy, od razu kontrolnie chwycił się za kieszeń spodni, żeby sprawdzić czy nie zgubił przypadkiem kluczyków od auta, bo zapasowe miał w Camp Murray, czyli ponad trzysta mil stąd. Wszystko było na szczęście na swoim miejscu, a on powrócił zaraz do poprzedniej pozycji, podpierając przedramiona wygodnie o własne kolana.
OdpowiedzUsuńDookoła było tak pusto, że stukot obcasów bezproblemowo dotarł do jego uszu – od razu wiedział, że to Abigail, dlatego nie zdziwił się ujrzawszy za moment jej sylwetkę, okalaną jasną suknią. W tej kreacji róże dodawały jej wyjątkowego animuszu, zresztą uważał, że w przypadku organizacji nieoficjalnej części jubileuszu otrzymała je słusznie.
Utrzymał spojrzenie w obliczu Abigail, gdy ta kucnęła naprzeciwko, wyciągnąwszy rękę do jego koszuli.
— To tylko kawałek materiału — rzekł po chwili. Nie ważne, że miał on swoją cenę; to nie jedyny egzemplarz tej koszuli na świecie, a jeśli będzie miał potrzebę, a pralnia chemiczna nie upora się z krwią, zakupi nową. Najważniejsze, że nie zgubił spinek, bo tych byłby w stanie żałować, jako że przywiózł je z rodzinnego Bikfajji i miały dla niego wartość sentymentalną. Być może drugie takie nie istniały.
Gdy Abigail pochyliła głowę, wymijając jego spojrzenie, uniósł jej podbródek lekko w górę i w taki sposób, żeby ich oczy mimo wszystko wzajemnie się napotkały. W jego własnych nie było już gniewu, a raczej coś w rodzaju chłodu, który pojawiał się przy kumulacji zmęczenia. Przesunął kciukiem przez kącik jej ust, zahaczając o skrawek policzka. Odgarnął zagubione pasmo włosów.
— Wróć dziś ze mną. Do mnie — powiedział, błądząc wzrokiem w ciemnym kolorycie jej tęczówek. Miał na myśli nowe mieszkanie w Spokane, bo na podróż do Camp Murray raczej by się dziś nie pokusił. Mieszkanie było wprawdzie w fazie urządzania, a Castor nie miał tam zbyt wielu swoich prywatnych rzeczy, choć i tak nie zamierzał niczego szczególnego do Spokane zwozić, ale posiadało już wszystko to, co potrzebne do życia. Dobre whiskey, wannę i wygodne łóżko.
Castor Gemayel
Hailey wymamrotała pod nosem podziękowania dla niebios. Nie na mojej zmianie! zagrzmiał w jej wnętrzu potężny głos pełen dumy, że udało jej się opanować sytuację, chociaż tak naprawdę jej zasługa była niewielka. Mimo wszystko ulżyło jej, że uniknie tłumaczeń przed Starszą Bibliotekarką i zamieszania związanego z karetką. Pomogła Abigail wstać i poprowadziła ją za bibliotekarski kontuar.
OdpowiedzUsuń- Bez sensacji, zwykłe omdlenie, rozejść się – potoczyła wzrokiem po zaciekawionych gapiach przybierając swoją możliwie najsroższą minę, której chyba nikt, łącznie z jej kotem, się nie bał. Wśród zebranych wypatrzyła jednego z reporterów szkolnej gazetki, niskiego grubszego chłopaczka w baseballowej czapce, i wskazała na niego długopisem.
- Ty! Mam cię na oku… -
Pokiwał głową i zniknął między półkami, jednak Hailey miała wrażenie że obserwuje je, gotów w każdej chwili cyknąć zdjęcie swoim oldschoolowym aparatem na pasku.
Nalała wody do szklanki i podała ją Abigail. Usiadła naprzeciwko niej wpatrując się w dziewczynę przenikliwym wzrokiem bibliotekarki.
- No, mów co ci tam w duszy gra, bo po moim trupie uwierzę, że to ze zmęczenia. A jak nie zechcesz to i tak się dowiem, bo mam skaner w oczach, więc wychodzi na to, że nie masz wyjścia. – Hailey założyła ręce na piersi i zamrugała wyczekująco.
Hailey Redmayne
Wybacz, że tak długo musiałaś czekać, ale miałam maturalny szał i dopiero teraz mogę zebrać się do kupy i coś skrobnąć <3
W normalnym przypadku tak by było – pożegnałby się zdawkowo i odszedł, nawet nie spoglądnąwszy za ramię i nie zastanowiwszy się, czy właśnie nie postąpił jak największy dupek świata, zostawiając kobietę samą w niemalże pustym ratuszu. Odszedłby bez większego przejęcia, zostawiając cały jubileusz za plecami, nazajutrz nie wracając do niego nawet we wspomnieniach, bo nigdy nie wracał do przeszłości i tego, co znajdowało się w czasie przeszłym dokonanym. I do wielu życiowych kwestii Castor podchodził bez emocji – przede wszystkim do ludzi, traktując niektórych w sposób tak brzydki, że aż godny statuetki prymitywa wszech czasów. Płci pięknej zawsze okazywał należyty szacunek, bo został wychowany zgodnie z zasadami savoir-vivre, ale ten szacunek kończył się jedynie na obyciu, bo nie był w stanie dać im żadnego głębszego uczucia. Po prostu tego nie potrzebował. Miłość i przywiązanie w jego świecie zaliczały się do cech słabych, które zwykle wprowadzały w życie więcej chaosu, niż pożytku. W takim przekonaniu był wychowywany i w takim dotychczas żył, nie sądząc, że kiedykolwiek ulegnie zmianie. A zakochał się jeden jedyny raz, z obietnicą, że nigdy więcej tego nie powtórzy.
OdpowiedzUsuńPrzypadek Abigail nie mógł zaliczać się jednak do normalnych. Ten wieczór, z bliżej nieokreślonych powodów, Castor poświęcił dla niej. Dla niej przyjechał z Camp Murray i dla niej pojawił się na jubileuszu. Może kierowała nim chęć zbliżenia, może miało to głębsze dno, wiążące się z emocjami, które kobieta w nim wyzwalała... W każdym razie, ponieważ zaczął ten wieczór z nią, również z nią chciał go skończyć, nawet jeśli wrócą do jego mieszkania, walną się na łóżko i po prostu zasną. Nie oczekiwał niczego więcej, bo wiedział, że jutro przyjdzie nowy dzień, ich drogi znów się rozejdą, on znów na jakiś czas wyjedzie, i wszystko wróci do względnej normalności.
Usta mężczyzny na chwilę powędrowały ku górze, gdy usłyszał zgodę. Zaraz podniósł się z chłodnej posadzki i razem z Abigail ruszył w kierunku parkingu, na którym stało jego BMW.
— Nie mam żadnych niecnych planów — zapewnił ją w związku z lekkim wahaniem, które zauważył w jej tęczówkach tuż po swojej propozycji, po czym nacisnął guzik na pilocie, by odblokować centralny zamek. Otworzył drzwi od strony pasażera, gestem ręki zapraszając Abigail do środka i zamknąwszy je z wyczuciem, przeszedł przed maską, żeby okazyjnie zerknąć, czy zderzak nie nabawił się po jubileuszu żadnych rys.
Za moment siedział już na miejscu kierowcy, zapinając pas bezpieczeństwa i uruchamiając silnik wozu. Sięgnął jeszcze na tyle siedzenie po marynarkę, z kieszeni której wyjął na sekundę telefon komórkowy. Widząc na wyświetlaczu sześć nieodebranych połączeń, odrobinę się zniesmaczył, ale bez słowa odłożył komórkę do schowka i przeniósł uwagę na Abigail.
— To był bardzo udany jubileusz, panno Smith — podsumował, wrzucając pierwszy bieg i włączając samochód do niewielkiego ruchu. Jako, że byli praktycznie w samym centrum, do mieszkania Castora nie było daleko.
Castor Gemayel
Akurat tego momentu z Andersem nie brał pod uwagę, jeżeli mowa o ocenie jubileuszu, bo dotyczyła ona tylko tych aspektów, które przygotowała Abigail, natomiast mała awantura, która rozegrała się w korytarzu, była od Smith niezależna. Nie mogła przewidzieć, że uczepi się jej jakiś głodny samiec, chociaż było to prawdopodobne, zważywszy na emanującą od niej zmysłowość, która działa także na samego Castora. A on oczywiście nie zamierzał szukać w tym zajściu dziury w całym, bo to nazwisko znaczyło dla niego tyle co nic, a takie batalie nie były czymś czego nigdy w życiu jeszcze nie doświadczył. Ale z czystej ciekawości prześwietli ich obu, żeby na przyszłość móc pociągnąć za odpowiednie sznurki.
OdpowiedzUsuńNa jej słowa tylko krótko się uśmiechnął, skupiając uwagę na trasie, którą miał za szybą. Gdyby kobiecie nie zależało na jego obecności, na pewno by się nie pojawił, ale od spotkania w kawiarni dobrze wiedział, że Abigail tego chce. Dlatego przybył.
Kiedy dojechali już przed odpowiedni budynek, Castor wyskoczył z auta i otworzył przed Abigail drzwi, dla ułatwienia wyciągając ku niej również dłoń. Miała odrobinę więcej bagażu, niż on – Castor miał jedynie marynarkę – a róże nie wyglądały na wygodne, bo ich ilość ledwie mieściła się w objętości rąk jasnowłosej. Na szczęście, kamienica w której mieszkał nie miała dziesięciu pięter, a cztery i do tego posiadała windę, która bezproblemowo dowiozła ich na szczyt.
Samo mieszkanie faktycznie nie było bogato urządzone, choć nie dlatego, że kupił je jakieś trzy dni temu, a dlatego że nie miał tylu rzeczy, by zapełnić nimi oba mieszkania. Mebli było niewiele, ale cała kolorystyka wnętrz została zachowana w jasnych odcieniach, szczególnie salon, któremu towarzyszyły ściany w kolorze écru i ciemna podłoga z drzewa wenge oraz kominek, obłożony szarym kamieniem. Półki dekorowało tylko kilka zdjęć rodziny Gemayel, które zabrał z mieszkania w Camp Murray, bo nie było tam dla nich już miejsca, a za przeszklonym barkiem stały trzy butelki alkoholu i komplet szklanek oraz literatek, mimo że część z nich nie była nawet używana i robiła jedynie za tło. Żarówki kinkietów, rzucały ciepłe światło na sofę narożną i fotel w kolorze beżu, które stały na jasnym dywanie, tuż obok drzwi na balkon, za których szkłem widać było dobrze oświetlony, stary ratusz.
Wpuściwszy Abigail do środka, od razu zamknął za nimi drzwi na klucz, a później ściągnąwszy obuwie, przeszedł w głąb, rozpalając w mieszkaniu część świateł.
— Rozgość się, Abigail — rzucił, kierując swe kroki do salonu. Łapiąc za guziki koszuli, zaczął je kolejno rozpinać, w międzyczasie podchodząc także do okien, które okrył jasnymi zasłonami. Zdjąwszy koszulę, przewiesił ją przez oparcie narożnej kanapy i przystanął przy barku, z którego wyciągnął borubon i szklaneczkę. Dopiero w tym świetle dało się zauważyć, że jego plecy, między prawą łopatką a kręgosłupem, dekorowała cienka, podłużna blizna.
— Napijesz się czegoś? — Zapytał, zerknąwszy przez ramię na Abigail, którą zlustrował analitycznie. Doszedł bowiem do wniosku, że byłoby jej stokroć wygodniej, gdyby zdjęła suknię i założyła chociażby którąś z jego koszulek.
Castor Gemayel
W swoim życiu nie miewał ciętych kwiatów, dlatego zupełnie zapomniał, że powinny były stać w wodzie, by dotrwać rana. Jednak pytanie o wazon odrobinę go rozbawiło, bo nie miał tu połowy podstawowych rzeczy, a co dopiero szklany pojemnik, przeznaczony specjalnie dla kwiatów. Uzupełniwszy więc swoją szklaneczkę pokiwał głową przecząco, na moment się przy tym uśmiechając.
OdpowiedzUsuń— Może w kuchni znajdziesz coś, co świetnie sprawdzi się w roli wazonu — polecił, sięgnąwszy druga szklankę, którą także uzupełnił smaczną Winchester Single Barrel, zakupioną podczas służbowego wyjazdu do Kentucky, gdzie mieści się jedna z destylarni tejże whiskey. Nie był pewien, czy Abigail będzie chciała raczyć się tym trunkiem bez rozcieńczenia z colą, dlatego też wyjął butelkę słodkiego napoju, stawiając ja od razu na stoliczek przy narożnej kanapie. Jemu akurat nie przeszkadzał mocny smak bursztynowego alkoholu, który i tak był dużo słodszy, niż popularne bourbony, ale zdawał sobie sprawę, że kubki smakowe kobiet są delikatniejsze.
Akurat w momencie, w którym Abigail wróciła do salonu, Castor zakręcał butelkę z zamiarem odstawienia jej do barku. Nie spodziewał się jakiegokolwiek dotyku, a tym bardziej wilgotnego, dlatego gdy poczuł raptem chłodne palce Abigail na swoich plecach i to w miejscu, naznaczonym nieprzyjemnymi wspomnieniami związanymi z atakiem Hezbollahu, drgnął lekko. Jego z natury ciepła skóra ubrała się w krótki dreszcz pod pływem zimnych opuszków, którymi Abigail musnęła jego plecy. Nie ruszał się tak, jak nakazała, a jego ręka z butelką zastygła w połowie drogi do barku, zakładając, że musiała zauważyć coś niepożądanego... Ale po chwili zrozumiał konkretny powód tego nakazu.
Odstawił butelkę do szklanej gabloty i kiedy Abigail się odsunęła, odwrócił się w jej stronę z uważnym spojrzeniem, którym przesunął po jej twarzy nieśpiesznie. Wręczył jej szklaneczkę i sięgnąwszy swoją, upił od razu łyk, nie zmieniając położenia swoich oczu, które przypatrywały się już nie tylko oczom, ale również ustom Abigail. Być może nie wiedziała, ale niektóre jej gesty miały moc wzbudzania w nim pewnych uczuć, których przesyt mógł doprowadzić do powtórzenia sceny z tajnego pomieszczenia ratusza. Uśmiechnąwszy się w ten swój apetyczny sposób, zsunął na chwilę spojrzenie na lustro, zawieszone na jednej ze ścian, w którym odbijały się odkryte plecy Abigail. Wolną rękę ułożył w jej talii i obrócił przodem do lustra, w którym mogła zobaczyć ich odbicie.
— Lecz choćby oczy jej były na niebie, a owe gwiazdy w oprawie jej oczu, blask jej oblicza zawstydziłby gwiazdy jak zorza lampę. Gdyby zaś jej oczy wśród eterycznej zabłysły przezroczy, ptaki ocknęłyby się i śpiewały, myśląc, że to już nie noc, lecz dzień biały — zacytował lekko, gdzieś nieopodal jej ucha i uniósł usta wyraźniej. Dopiero teraz cofnął rękę z jej tali i wyprostowawszy się tuż za jej plecami, raz jeszcze przyłożył szklankę do ust, by upić z wolna większy łyk bourbonu. Wzrok Castora wciąż spoczywał niewzruszenie na jej odbiciu w podłużnym lustrze, śledząc badawczo sylwetkę, aż cofnął się o kilka kroków, z zamiarem opadnięcia na narożną kanapę.
Castor Gemayel
Zaraz opadł wygodnie na sam środek kanapy, ale jego spojrzenie wciąż ulokowane było w aparycji Abigail, która poruszyła się z miejsca dopiero po kilku sekundach. Kiedy wymierzyła tych kilka pewnych kroków w jego stronę, nie szczędząc przy tym kocich ruchów, które zwykły mieć działanie hipnotyzujące, już mimochodem niezauważalnie wziął w płuca głębszy wdech. Wiedział, że ciężko będzie mu powstrzymać swoje pragnienie przed tymi kuszącymi zagrywkami, tym bardziej że Abigail faktycznie go pociągała, a była na wyciągnięcie ręki.
OdpowiedzUsuńSzklankę trzymał w dłoni, podpartej o własną klatkę piersiową, a druga swobodnie spoczywała na materiale kanapy ale nie drgnął gdy Abigail nachyliła się ku niemu. Jedynie nieznacznie się odchylił, kiedy poczuł jej miękkie usta za swoim szorstkim policzku, a sekundę później do jego uszu dotarły słowa, wypowiedziane w podświadomie zapraszającym tonie. Kącik jego ust mimowolnie powędrował ku górze w swawolnym wyrazie, jeszcze za nim ich oczy się spotkały. Oboje dobrze wiedzieli, do czego ich to zaprowadzi, ale żadne z nich nie protestowało. Castor także nie zaprotestował, kiedy Abigail wykradła z jego dłoni szklaneczkę, odstawiając na tyle daleko, żeby nie miał ochoty się po nią dźwignąć. Jego spojrzenie, utkwione w sylwetce kobiety, zaczynało powoli płonąć czymś w rodzaju chęci, a było intensywne, jakby rejestrowało każdy szczegół i gest, który ruchem rąk na swej talii naznaczała Abigail. I naprawdę lubił, gdy prosiła. Szczególnie w tak ponętny sposób, w jaki robiła to właśnie teraz, gdy zniżyła się do wygodnej dla niego wysokości, żeby mógł wyswobodzić ją z materiały sukni. .
Przysunął się więc na brzeg sofy. Sylwetkę kobiety miał między swymi kolanami, kiedy jego dłonie spoczęły na jej ramionach, żeby za chwilę nieśpiesznie powędrować po gładkim materiale do jej karku i ostatecznie odpiąć te dwa zapięcia, które trzymały górę kreacji w ryzach.
— Myślę, że pani wie, panno Smith, że lubi doprowadzać mnie pani do szaleństwa — wypowiedział, zbliżywszy swe wargi do wrażliwej skóry jej szyi, której po odpięciu dwóch zamków, miał nieco więcej. Musnął ją starannie i wyjątkowo dostrzegalnie, ale zaraz odsunął się wróciwszy do pozycji, którą zajmował jeszcze chwilę temu, nim przysnął się do brzegu kanapy. Na moment zacisnął swe usta i przechylił głowę lekko w bok, obserwując poczynania Abigail.
Castor Gemayel
Zbyt czesto inni wykladowcy zarzucali mi, ze jestem bardzo wyluzowany i bardzo nieformalnie rozmawiam ze studentami. Prawda byla taka, ze inaczej nie umialem. Z reszta byli to ludzie dorosli a nie llicealisci, ktorzy dopiero wkraczali w swiat doroslych. Czesto mowilem do nich po imieniu, czesto tez oni mowili po imieniu do mnie. Doskonale wiedzialem tez, ze miedzy soba nie mowia o mnie po stopniu czy tez "pan Sawicki" tylko "ten Sawicki" albo "no, a my wlasnie mielismy zajecia z Michalem" (tak, czesto tez uczylem jak w miare poprawnie wymawiac moje imie).
OdpowiedzUsuń- Wydaje mi sie, ze tak samo kazdy by mowil o swoim miescie, gdzie sie wychowal i wszystko juz tam widzial. - Zasmialem sie cicho pod nosem. - Ja o swoim miescie to samo zazwyczaj mowie, a znajduja sie osoby, ktore potrafia wynalezc tam jakies perelki. - Kiwnalem lekko glowa. - Jak nie znajde nic ciekawego to pojade dalej przed siebie. Ale nie na tyle daleko, aby nie wrocic w niedziele wieczorem, aby w poniedzialek rano pojsc do pracy. - Juz dawno chcialem wziac jakis maly urlop. Pojechac gdzies na dluzej. Moze nawet poleciec do Polski, aby spotkac sie z przyjaciolmi i rodzina. Matka juz od dawna wypomina mi to, ze zbyt rzadko sie widujemy.
- Jak sprawy rodzinne to tym bardziej nie moga czekac. - Stwierdzilem. U mnie zazwyczaj "sprawy rodzinne" oznaczaly bardzo powazna sytuacje. - Ze spokojem. Podrzuce gdzie trzeba. - Stwierdzilem.
Tym razem nie zamierzał się powstrzymywać. Abigail była na jego terytorium, wokół nie było żadnych świadków, którzy mogliby coś zauważyć, a następnie puścić parę z ust, a on mógł dać ujście swym emocjom w taki sposób, w jaki tylko chciał. Nie zamierzał toczyć walki z samym sobą, bo w tym miejscu nie musiał, i nawet jej nie zaczął. Chciał zobaczyć, jak Abigail będzie się starać, jak zacznie go pobudzać i w jaki sposób okaże potrzebę zaspokojenia rosnących w swym wnętrzu pragnień. Pozwalał jej uwodzić, kusić, zmysłowo prowokować – chciał tego. Chciał widzieć, że go potrzebuje i że z każdym ruchem łaknie coraz bardziej jego bliskości. On wiedział, że ją tutaj ma, że jest jego, dlatego nie bał się, że umknie mu w kluczowym momencie, a on sam obudzi się z ręką w nocniku. I nie zamierzał tak szybko spełniać tych pragnień, a dokładniej do momentu, w którym Abigail nie zacznie o nie błagać.
OdpowiedzUsuńByła przed nim, jej dłonie błądziły w okolicy jego ud, skutecznie potęgując w Castorze uczucie chęci posiadania. Nie bronił się przed nim, tym bardziej, gdy Abigail wskoczyła wyżej, a ich usta spotkały się w pocałunku, krótkim na poczet zainteresowania skórą jego szyi.
— Cieszę się, że nie — odpowiedział jakby w pomruku i przeniósł swe dłonie na jej nogi, śmiało podginając materiał sukni coraz wyżej, w górę, by ostatecznie wyswobodzić spod gładkiego materiału całe jej ciało. Złote, pofalowane włosy opadły kaskadą na ramiona, swobodnie okalając aksamitną skórę kobiety, a sukienka wylądowała na drewnianym parkiecie. Spojrzenie Castora powędrowało niżej, do jej biustu, przez brzuch i odkryte, zgrabne nogi, które rozchylały się, mając pod sobą jego uda. Usta mężczyzny wygięły się w zadowoleniu, a spojrzenie nabrało intensywności, a nawet gorliwości. Miała piękne ciało, mogące rozpalać facetów do czerwoności. Czuł potrzebę dotykania jej, dlatego stanowczym ruchem ułożył łapy w jej talii, przyciągając Abigail kurczowo do swej klatki piersiowej, tak że mogła poczuć jego rozgrzany tors i napięte mięśnie. Zaraz zsunął dłonie niżej, do pośladków wyraźnie je łapiąc, a usta wręcz wpił w wargi Abigail, obsypując je żarliwymi pocałunkami, nawet do takiego stopnia, by zabrakło tchu. Niesforne kosmyki jej włosów łaskotały jego skronie, gdy z każdym pochyleniem, lądowały również na jego twarzy, dlatego jedną z rąk uniósł do jej policzka i szyi, by musnąwszy je zewnętrzną częścią dłoni, odgarnąć blond pukielki na plecy kobiety.
Jego ruchy były zaborcze, jakby sięgał po coś, co faktycznie do niego należy. Chciał dać Abigail taką rozkosz, jaką tylko był w stanie, i w taki sposób, żeby oboje na długo nie zapomnieli tego wieczoru.
Castor Gemayel
Jego serce znów zaczęło bić szybciej, a oddech wezbrał na sile, przez co klatka piersiowa unosiła się i opadała miarowo, gdy Casotr wręcz sycił się obecnością Abigail. Ona bezwzględnie rozpalała w nim wszelakie żądze, momentami pchając w otchłań tak głębokiego zapomnienia, że aż niebezpiecznego. Każdy ruch jej bioder, każdy dotyk wilgotnych ust, każde westchnienie i każdy inny dowód, wskazujący na jej silne pragnienia, po prostu wrzucał go w wir przeszywającej do szpiku kości ekstazy. Ona uzależniała, zaś on pozwalał temu uzależnieniu płynąć w żyłach, oplatać tętnice i docierać do samego środka tego przeklętego, momentami cholernie lodowatego serca, które biło – nie tylko po to by pompować krew. Ono jeszcze nigdy nie biło tak wyraźnie, jak dziś.
OdpowiedzUsuńMogłoby się zdawać, że temperatura w jakiej się znaleźli, przekracza jakiekolwiek normy. Gdy przesuwał dłońmi po ciele Abigail, wręcz czuł jak go parzy. Była tak rozpalona, że aż drżała w jego objęciach, a ilekroć zaglądał w jej oczy, w ciemnych tęczówkach widział jak bardzo potrzebuje tego spełnienia, jak wręcz rwie się do otrzymania rozkoszy. On zaś żarliwymi ruchami rąk tak jakby chciał poznać każdy szczegół jej nieskazitelnie gładkiego ciała – sunął nimi po plecach, tali, brzuchu, pośladkach i piersiach, nie tylko po to, żeby zadowolić samego siebie, ale żeby zadowolić także ją. Kiedy Abigail pozbyła się jego ciuchów, on jednym ruchem zdjął z niej koronkową bieliznę. Każde zetknięcie ich nagich ciał powodowało niemalże widoczne iskry. Castor raptem zmienił ich pozycję – plecy Abigail przyległy do miękkiego materiału kanapy, a on zawisł nad nią, podtrzymując ciężar ciała na przedramionach. Jego usta zaczęły dekorować szyję kobiety pocałunkami, cholernie czułymi, podyktowanymi nie tylko chęcią ulżenia sobie w fizycznej postaci. Przesuwał swe ciepłe wargi niżej, do jej ramienia i obojczyka, grzesznie muskając piersi i idąc dalej, do brzucha, bioder i ud... Aż w końcu wrócił do jej ust i całując je pieszczotliwie, pozwalając językom toczyć zawziętą batalię, złączył ich ciała w jedność, bezwzględnie ulegając jej wdziękom i oddając się czemuś, co przypominało jakąś nierealną utopię. Krainę cudów.
Poruszał się z wyczuciem, łapczywie, zaborczo, ale z wystarczającą dozą łagodności. Swoją rękę ułożył bliżej jej szyi, czując jak przełyka ślinę między głuchymi jękami. Błądził spojrzeniem w jej oczach, chociaż tego je wyglądały na nieobecne, i momentami sięgał jeszcze do jej ust, chcąc chłonąć ich smak. Odczuwał jej paznokcie, kurczowo wbijające się w plecy pod naporem upojenia i to, kiedy momentami unosiła niespokojnie biodra. Ona była warta tego grzechu – cholernie warta tego transu i chwili zapomnienia. Mógłby tak cały czas, do białego rana... Do końca życia. Rozlewał się bowiem żar. Żar uczuć, piekielne ciepło i błogość, która wydawała unosić ich w powietrzu. I jeśli to jest niebo, to on chce wracać.
Castor Gemayel
Najgorszy był ten moment, w którym świadomość brutalnie zaczynała wypierać błogostan i z niewiarygodną siłą wyrzucała rozhukane serce do szarej, nazbyt brudnej rzeczywistości, każąc mu ponownie się w niej odnaleźć – ta chwila, gdy myśli zaczynały krążyć wokół najbliższej przyszłości; tego co będzie za minutę, dzień i tydzień. Kiedy mózg zaczynał oceniać sytuację przez pryzmat rosnącego realizmu, a nie malejącego już pożądania, i kiedy zaczynały pojawiać się w głowie pierwsze znaki zapytania, którym nie było można przypisać żadnej odpowiedzi. Castor był świadom tych zbliżeń, które dzielił z Abigail. Był świadom, że Abigail jest w jego życiu znacznie dłużej, niż przewidywał, i znacznie dłużej niż powinna w nim być... Tylko nie potrafił sobie odpowiedzieć dlaczego. Nie potrafił znaleźć konkretnych powodów, które sprawiły, że po części wciąż przy niej trwał, że spędzał z nią kolejną noc, w kolejnym cudownym akcie. I nie chodziło bynajmniej o jej piękne ciało, gorący temperament czy zwykłą potrzebę bliskości, bo po takie spełnienie mógł sięgnąć za każdym razem, ilekroć odwiedzał tłoczny bar. Tu chodziło o coś, czego nie mógł nazwać.
OdpowiedzUsuńPrzebiegł spojrzeniem po jej smukłym ciele, które prężyła pod napływem rozpierającej ekstazy, jednak milczał nie potrzebując w tym momencie żadnych słów. Blond pasma długich, aktualnie pofalowanych włosów falowały razem z jej klatką piersiową, która unosiła się i opadała lekko, żeby unormować oddech, a tętno przywrócić do poprzedniego stanu. Ujął w dłoń jej twarz, nieśpiesznie, jakby poznawczo, pogładziwszy kciukiem policzek i spierzchnięte wargi. Przyglądał się im z bliżej nieokreślonym wyrazem twarzy, a za moment podniósł spojrzenie do jej oczu, których kolor mógłby porównać z błyszczącym w słońcu onyksem. Utrzymał w nich własne tęczówki przez kilkanaście długich sekund i cofnął najpierw rękę, a później całe swoje ciało, wracając do pozycji siedzącej. Zaczesał opuszkami palców pukielki swoich włosów i przymknąwszy powieki, ściągnął chwilowo łopatki, żeby rozluźnić mięśnie ramion.
Castor Gemayel
Zawsze powtarzalem sobie, ze jezeli zostane kiedys w przyszlosci jakims nauczycielem to nie bede takim sztywniakiem jakimi sa ludzie dorosli. Wieczne trzymanie na dystans. Uczniowie za bardzo nie chcieli spoufalac sie z belframi. Studencitez nie bardzo. W koncu nie wiadomo bylo, gdzie, do kogo i jakie informacje trafia. Nie przejmowalem sie tym dopoki bylo niby to pewne, ze nie zostane jakims psorkiem czy kims tam w tym pokroju. Niestety zycie potoczylo sie u mnie inaczej i los zweryfikowal i przekreslil moje plany dotyczace niezle zapowiadajacej sie kariery pilkarskiej. Troche szkoda mi tego bylo. Co tam "troche". Ja z tego powodu cierpialem mocno! I trzeba bylo znalezc na szybko inny plan na zycie. A ze poza sportem nic innego mi tak dobrze nie wychodzilo to poszedlem w tym kierunku.
OdpowiedzUsuń- Podroze poza tym tez edukuja. Nawet te male, ktore mogloby sie wydawac, nic nie znaczace. - Usmiechnalem sie lekko w kierunku dziewczyny. - Ucza nieco zaradnosci i samodzielnosci. Nawet jezeli podrozuje sie w grupie. Poza tym po kilku takich wypadach czlowiek uczy sie brac tylko to co jest najbardziej potrzebne. - Zasmialem sie cicho pod nosem. - No i uczy tez rozsadnego wydawania pieniedzy. - Powiedzialem pol zartem, pol serio. Ale cos w tym jednak bylo. - Ja o swoim tez tak mowie. W koncu znam Gdansk jak wlasna kieszen. Ale sa ci, ktorzy pierwszy raz widza inne miasto i sie tym zachwycaja. - Stwierdzilem. Zaraz potem blyskawicznie rzucilem okiem na psa. - Nie mieszkam w kampusie. - Odpowiedzialem po chwili zastanowienia. - Wynajmuje tanio mieszkanie na obrzezach Spokane. Mam tam sporo przestrzeni, gdzie moge wyjsc z psem na spacer i nikomu nie bedzie to wadzilo. No i nie naruszam regulaminu uczelni. - Raczej nie przypominalem sobie, aby cos zmienilo sie w zapisie regulaminu, gdzie byla czesc odnosnie zwierzat w mieszkaniach studenckich, jak i tych przeznaczonych dla pracownikow. Troche szkoda, ale regulamin to regulamin. No i tez nie chcialem nikomu podpasc. - Troche tez ze wzgledu na Groota nie zamieszkalem w mieszkaniu dla pracownikow. Ale jakos tego nie zaluje. - Zasmialem sie cicho pod nosem.
Czy chciał żeby wyszła? Powinien. Tak byłoby lepiej zarówno dla niego, jak i samej Abigail, bo prawda jest taka, że ilekroć się spotykają, ich relacja rozwija skrzydła i brnie do przodu w nikomu nieznanym kierunku. A Castor nie mógł i nawet nie potrafił obiecać, że kierunek ten zostanie przez niego kiedykolwiek określony. Nie chciał ranić Abigail, a wiedział, że wystarczy tylko czas, nim ziarenko przywiązania wykiełkuje do takiego stopnia, by opleść korzeniami tę znajomość i nie dopuścić do ich zerwania, albo dopuścić do nich z trudem, włączając w to przy okazji całą pulę przykrości. To byłby kiepski scenariusz dla kobiety, która wydaje się przykładać większą wagę do uczuć.
OdpowiedzUsuńOtworzywszy oczy, przeniósł spojrzenie na Abigail i zlustrował ją krótko. W pozycji, którą przyjęła, wyglądała tak... niewinnie, jakby nagle uleciała z niej cała pewność, która chwilę temu emanowała z każdego jej gestu.
Odchylając się na moment, sięgnął po swoje spodnie i wsunąwszy je na siebie, zgarnął z oparcia kanapy koszulę.
— Jeśli chcesz, możesz wyjść — powiedział, podrzucając swoją koszulę na podsunięte pod brodę kolana Abigail. Tak żeby nie musiała paradować nago. — Najdalej do łazienki. Ze mną — dokończył, a kącik jego ust powędrował na chwilę ku górze.
Zaraz zapiął guzik u spodni i wstał, zabierając ze stolika swoją porcję whiskey, z której upił większy łyk. Gdy podniósł się z pozycji siedzącej, od razu poczuł, że mięśnie wciąż ma lekko napięte – potrzebował odprężenia i rozluźnienia, na co najlepiej nadawała się w tej chwili kąpiel. Dlatego, ze szklaneczką w dłoni, przeszedł wolnym krokiem przez salon, znikając za progiem łazienkowych drzwi, żeby odkręcić kran i uzupełnić wannę wodą, a także dolać do niej odrobinę mocno pieniącego się płynu do kąpieli o zapachu wanilii. Przysiadł na rancie wanny i odstawiwszy na chwilę szklankę, zdjął zegarek z lewej ręki, kładąc go na półkę obok.
Castor Gemayel
Z Nory elektryk był także słaby, elektryki by sobie w domu sama nie załatwiła, ale z korkami miała już do czynienia, i zdarzało jej się bawić różnymi sprzętami. Nie mogło być tak trudno, prawda? Gorzej, jeśli coś faktycznie burza wywaliła, wtedy już potrzebny byłby specjalista.
OdpowiedzUsuńI nagle przypomniała sobie o tym, że przecież na zewnątrz burza szalała w najlepsze, a ona chciała zabierać się za naprawianie prądu. Brawo, Nora. Dostałaby za to nagrodę Darwina.
Kiedy więc ogarnęła pobieżnie sytuacje i okazało się, że nie wystarczy przesunąć bezpiecznika w górę, a w dodatku znowu huknął potężny grzmot... Nora zrozumiała, że nie mają co liczyć w najbliższym czasie na światło.
Skierowała telefon na dziewczynę stojącą obok i wtedy rozpoznała jedną ze swoich pierwszych znajomości w Spokane; Abi, która dzielnie i cierpliwie oprowadzała ją po kampusie, próbując zmusić do socjalizacji. Prawie jej się udało, ale sama Abi zdążyła się rozgościć w życiu Nory od jesieni.
– Obawiam się, że jeśli nie chcemy się usmażyć, powinnyśmy poczekać na osoby bardziej kompetentne. Tym bardziej, że... – Znów huknęło i Nora aż podskoczyła, przybliżając się do koleżanki. – No właśnie. Nienawidzę tego zjawiska od dziecka i nie dam mu się zabić. – zakończyła stanowczo, spoglądając raz jeszcze w stronę skrzynki i wzdychając ciężko, jakby demonstrując swoją niemoc.
Wycofała się za koleżanką, nie gasząc jednak telefonowej latarki.
– Źle się czujesz? – zgadła natychmiast, kiedy oświetliła ją nieco. – Chodź, może odprowadzę cię do pokoju. I... może się tobą zajmę, żebym nie musiała wracać do siebie. – Zaśmiała się nieco nerwowo, słysząc kolejne grzmoty i łapiąc Abigail za ramię. – Możemy wywoływać duchy, może któryś z nim będzie lekarzem i nic pomoże.
Nora
Milczał, chociaż w momencie, w którym smagała z delikatnością powierzchnię tej bladej blizny, przecinającą jego plecy między łopatką, a kręgosłupem, mimowolnie chciał podnieść rękę i zapobiegawczo chwycić ją za nadgarstek. Był to odruch zupełnie bezwarunkowy, na którego nie miał wpływu, a który siedział gdzieś głęboko zakorzeniony w jego głowie i podświadomości – powstrzymał się, bo Abigail wbrew pozorom nie jest mu już tak zupełnie obca; jej dotyk jest mu znany, a to delikatne muśnięcie opuszkami palców było nawet bardziej kojące, niż dociekliwe. Spojrzał na nią znad ramienia, z lekko zaciśniętymi ustami i wyrazem twarzy, w którym można było ujrzeć cień jakichś niekoniecznie przyjemnych wspomnień. Po zadanym pytaniu zapadła cisza, przerywana jedynie szumem lejącej się wody, której zbierało się w wannie coraz więcej, razem z rosnącą, strzelającą cichutko pianą.
OdpowiedzUsuńZastanawiał się nad odpowiedzią, utrzymując spojrzenie w jej tęczówkach, chociaż była ona absurdalnie prosta. Wtem podniósł się z kantu wanny, na którym chwilę temu przysiadł i dał te kilka kroków ku Abigail, stając tuż przed nią. Bardzo blisko.
— Mam — odpowiedział, chwytając jej lewą dłoń, którą podniósł niewysoko, by odpiąć z mankietu błyszczącą spinkę. To samo zrobił z prawą jednak nim opuścił jej dłoń, przysunął do swojej lewej piersi, gdzie skóra wciąż była jeszcze lekko rozgrzana. Jego czujne spojrzenie zawisło w źrenicach Abigail. — Gdzieś tam głęboko jest ich całkiem sporo — dodał i chyląc lekko głowę, przebiegł spojrzeniem po jej gładkiej twarzy, na której w świetle jasnej żarówki nie było praktycznie żadnych skaz. Przyłożył na sekundę palec wskazujący do jej policzka, żeby tylko krótko musnąć jej cerę i zaraz cofnął się o te kilka kroków do wanny. Odłożył spinki obok zegarka, po czym zanurzył dłoń w wodzie, w celu sprawdzenia jej temperatury.
Jego zdaniem była w sam raz.
— Wskakuj, Abigail — rzekłszy, podniósł usta zapraszająco i podszedł do wysokiej, ale niezbyt szerokiej szafki, z której wyciągnął złożone w kostkę, dwa białe ręczniki.
Castor Gemayel
[Dziękuję za powitanie :)). Śliczna pani na zdjęciu. No cóż zawsze nasze błędy odbijają się na dalszym życiu, czasem pozytywnie, czasem negatywnie ;)
OdpowiedzUsuńWątek bardzo chętnie, tyle że mam w głowie pustkę. Może mogłyby być po prostu koleżankami? Czasem jakieś wspólne wyjście? Byśmy od takiego bezpiecznego etapu zaczęły, a potem by się samo potoczyło.]
Alice
Krył w sobie emocje i energię, ale nie były one w ogóle związane ze śmianiem się w niebo głosy czy szczerzeniem do każdego napotkanego przechodnia, bo Castor nigdy nie należał do grona ludzi tak radosnych, żeby widzieć świat przez różowe okulary. Nigdy nie było mu bowiem dane pławić się w niezliczonych pokładach szczęścia. A z realisty nie da się zrobić niepoprawnego optymisty, więc wszelkie prowokacje mogą spalić na panewce, albo przynieść odwrotny skutek od zamierzonego. Castor uśmiechał się tyle ile chciał i ile potrzebował się uśmiechać – jednego dnia zdarzało się to niebywale często, a drugiego praktycznie wcale. Dlatego ten surowy wyraz, bez względu na to czy do niego pasował czy nie, był naturalnie przyklejony do twarzy mężczyzny.
OdpowiedzUsuńPozostawiwszy ręczniki na wieszakach, przeszedł bliżej wanny i zdjął z siebie spodnie. Zgarniając swoją szklaneczkę z brzegu wanny, zanurzył się w wodzie do połowy i wygodnie oparł, upijając łyk bursztynowego alkoholu.
— Bo czas nie goi ran — powiedział, pozwoliwszy Abigail ułożyć się na swojej klatce piersiowej. Odłożył szklaneczkę na brzeg wanny i chwycił waniliowy płyn oraz miękką gąbkę, na którą wylał odrobinę kosmetyku. Nabrał jeszcze troszkę wody, żeby wytworzyć piankę i zaczął sunąć wolno i z wyczuciem po smukłych ramionach Abigail. — Po prostu pozwala się do nich przyzwyczaić.
Jego spojrzenie błądziło za ruchem własnej ręki, która ściskała nieznacznie gąbkę i wędrowała po skórze kobiety.
Ciepła woda zaczynała skutecznie rozluźniać jego mięśnie i odprężać po dniu, spędzonym w pracy i na jubileuszu. Wiedział, że to chwilowe, bo nazajutrz przyjdą kolejne obowiązki, ale na tę chwilę nie myślał jeszcze o jutrze. Teraz korzystał z relaksu, chwili wytchnienia i ogarniającego łazienkę spokoju.
Castor Gemayel
(ostatnio coś mój internet w domu odwala i nie dodaje mi komentarzy. Odpisywałam ci kilka dni temu, ale no, widocznie stwierdził, że po co opublikować komentarz, a ja też nie sprswdzilam, czy się dodał. Dzisiaj to nadrobię, bo w końcu mam dłuższe wolne, więc będę się wygrzebywać z zaległości :)
OdpowiedzUsuńOphelia
Po części to prawda, że kolejna blizna dodaje sił, ale Castor ich już nie zbierał, a przynajmniej starał się nie zbierać, będąc obojętnym na większość życiowych spraw, i głównie tych związanych z ludźmi, bo to oni najczęściej są twórcami wszelkich ran. A odkąd postanowił trzymać ludzi na dystans i jak najrzadziej dopuszczać ich do siebie, tym mniej miał problemów. Czasami naprawdę prościej pojawić się w czyimś życiu na chwilę, a później zniknąć i zostawić wszystko tak, jakby nigdy nie istniało – i dotychczas Castor tak postępował, oczywiście dając tym chwilowym towarzyszom do zrozumienia, że ich drogi rozejdą jeszcze za nim zawita słońce, wobec czego każdy z nich był świadomy w co się pakuje. Bo Castor zawsze stawiał sprawy jasno już na samym początku, a choć zdarzało się, że ktoś przejawiał nadzieję, że może jednak będzie z tego coś więcej, to ostatecznie i tak zderzał się z brutalną rzeczywistością, dla której on nie miał żadnej litości. W przypadku Smith sprawa znów wyglądała nieco inaczej.
OdpowiedzUsuńGdy zadała pytanie i zechciała, żeby coś o sobie opowiedział, zamoczył gąbkę w wodzie i uniósł ją nieco ponad jej lewe ramię, a później ścisnął materiał gąbki w taki sposób, żeby wyrznięta woda ciurkiem zmyła z ramion Abigail pianę.
— Zależy czego chciałabyś się dowiedzieć i czego zdążyłaś się już dowiedzieć we własnym zakresie — powiedział, przełożywszy gąbkę do drugiej ręki, by powtórzyć czynność sprzed chwili na jej prawym ramieniu. Nie miał powodów karmić ją bajkami. Zawsze był szczery i jedynie nie mówił wszystkiego, bo nie sądził, że jest zobowiązany do rozgłaszania historii swego życia z każdym szczegółem. Mówił o tym, o czym chciał mówić i o czym, zważywszy na relację, powinien był powiedzieć.
— W Spokane, w przeciwieństwie do ciebie, się urodziłem i po części dorastałem. To miasto nie jest mi obce, ale bywam tu stosunkowo rzadko.
Sięgnął po szklankę i upił łyk trunku, pozostawiając w niej niewielką już ilość. Gąbkę odłożył na brzeg wanny i odchylił lekko głowę, przymykając oczy. W tej chwili czuł, że odpoczywa, a chociaż zwykł leżeć w wannie w milczeniu, to rozmowa z Abigail nie była uciążliwa. Była to całkiem świeża odmiana, biorąc pod uwagę ciszę, która towarzyszyła mu przy kąpieli najczęściej.
Castor Gemayel
[Trzy partyjki pokera przy piwie i Abi przemyśli swoje postępowanie względem wyboru kierunku studiów. Reklama, też mi coś. Pf, komercha :D Też ubolewam nad wyglądem swoich wykładowców, bo w najlepszym razie przechodzi u nas stwierdzenie - o, ten musiał być niezły. 40 lat temu. No i koleżanki jednak nie wszystkie tak udane, jak Abigail. W każdym razie, na wykładach u Austina zawsze znajdzie się wolne miejsce, tak w gwoli ścisłości. A czy do pokera w pubie trzeba dodawać coś więcej? Chyba tylko tyle, że po prostu nam zacznę i nie będziemy bawić się w dalsze ustalenia :D]
OdpowiedzUsuńA. Maxwell
[Opóźniam strasznie, ale to przez to słońce, które ciągle wyciąga mnie poza cztery ściany mieszkania^^
OdpowiedzUsuńW takim razie pomysł z zacięciem się w klasie to dobry plan. Może nawet pokusiłabym się o coś bardziej ekstremalnego - Elizabeth siedziałaby po godzinach, bo oczywiście nie potrafi zostawić niczego niedokończonego i chciałaby mieć wszystko gotowe, Abigail pojawiłaby się w sali, zamknęła drzwi (a Elizabeth nie wiedziała, że nie powinny tego robić), a po dziesięciu minutach zamek automatyczny zablokowałby drzwi. Załóżmy, że to część kampusu, gdzie są drogie materiały i założone są automatyczne czujniki, które zamykają drzwi o danej godzinie, chyba że są otwarte - znak dla ochrony, że ktoś jeszcze jest w tym budynku i nie powinni wszystkiego zamykać. A tu co, one zamknięte, perspektywa siedzenia do rana w sali, a Elizabeth przecież nigdy nie robiła czegoś takiego jak rozwalanie zamka nawet w oknie i wychodzenie przez nie. :D]
Elizabeth Cotton
[Ja widzę Abigail jako starszą siostrę Julki. :D Co prawda Julka nie robi wielkich głupot, ale jak już się jej zdarzy to na przypale, albo wcale, więc może Abi chciałaby jej przy tym towarzyszyć? No i tequilę obowiązkowo będa razem pic. :D]
OdpowiedzUsuńJules
Sceptycznie podchodził to wspomnianego przez Abigail: „nie wiem nic”, bo nie uszedł jego uwadze fakt, że na jubileuszu określiła go mianem wyjątkowego. Już wtedy założył, że musiała szukać jakichś informacji na własną rękę, bo z pozoru wyglądał przecież jak przeciętny mężczyzna, podążający ulicami Spokane, który nie rzuca się zbytnio w oczy. I dobrym tego przykładem był Anders, który nie widział w nim jako w wykładowcy nic nadzwyczajnego, a już tym bardziej tego, co widziała Abigail, kiedy wspominała o tej wyjątkowości. Bo Anders z pewnością nie wiedział o nim nic, ale czy Abigail również niczego nie wiedziała?
OdpowiedzUsuńGdy poderwała się nieco ku górze, wręcz nakazując ich spojrzeniom się skrzyżować, pewnie utrzymał wzrok w jej ciemnych tęczówkach. Rzeczywiście była czujna, bo nie bez kozery wstawił między słowa te cztery wyrazy, które zdradzały, że wie coś, o czym wcale mu nie mówiła, a właśnie po to żeby poznać jej spostrzegawczość i przy okazji także wrażliwość na pewne tematy. Wyglądała nawet na nieco podirytowaną, jakby tym głośnym obwieszczeniem o posiadanej wiedzy, przekroczył pewne intymne granice.
W chwili milczenia prześledził rysy jej twarzy, ubrane w cień podejrzenia, malującego się szczególnie w okolicy oczu, a kącik jego ust drgnął rubasznie ku górze.
— Moim źródłem informacji są ludzie i powszechne dokumenty — odpowiedział bez żadnego zawahania, jakby to była oczywista oczywistość, i po części tak było, bo właśnie stąd pozyskał swoją wiedzę. Nie używał do tego żadnych narzędzi – inni ich używali, ale Abigail pytała o jego źródła, a nie źródła innych. Był więc zupełnie szczery w swoich odpowiedziach, a jego postawa nie wskazywała nawet na krztę niepewności. Przechylił lekko głowę w bok, zatrzymawszy niebieskie oczy w jej tęczówkach. — Uprawialiśmy seks trzy razy, przebywasz w moim mieszkaniu i relaksujesz się ze mną w wannie, dziwne gdybym nie wiedział z kim mam do czynienia — rzekł, a jego usta uniosły się na moment wyraźniej, nawet w nieco żartobliwym zabarwieniu. — Ty też to wiesz. Inaczej nie stwierdziłabyś, że jestem wyjątkowy... — chwycił w palce kosmyk jasnych włosów, którymi przeciągnął po całej jego długości, zgarnąwszy ostatecznie ze smukłego ramienia gdzieś na plecy. — Wiemy więc po tyle samo, tylko że ja jeszcze nie wiem, jakie jest źródło twoich informacji, Abigail? — Uniósł brew, wędrując spojrzeniem z powrotem do jej oczu, aczkolwiek w tej chwili bez uniesionych ust. Był cholernie ciekaw co mu odpowie, głównie dlatego, że był świadom gdzie mogła szukać informacji. Na terenie uniwersytetu nie było bowiem osoby, która znałaby jego korzenie; która mogłaby opowiedzieć o historii jego nazwiska, ponieważ Castor z nikim o tym nie rozmawiał. Jakieś strzępki mogły krążyć między studentami, ale nie w takim stopniu, żeby dawać jednolity obraz jego pochodzenia. Ktoś musiał interesować się albo Libanem, albo samym Castorem, żeby wiedzieć kim jest – ewentualnie zajrzeć do wszechwiedzącego internetu, aczkolwiek ten nie zawsze mówił prawdę. Chociaż trzeba zadać sobie pytanie: czy mógłby kłamać o nazwisku Gemayel, które na kartach historii rzeczywiście naznaczyło tak wiele dziejów?
Castor Gemayel
Wcisnął dziesięciodolarowy banknot w tłustą, chciwą łapę swojego rywala i trochę nienawistnym, ale też pełnym politowania dla samego siebie wzrokiem odprowadził go w drodze do wyjścia z baru. Austin nie był urodzonym hazardzistą i niejednokrotnie przekonał się o tym, że znajomość zasad gry w pokera to jedno, ale umiejętność blefu i zachowania kamiennej twarzy wykraczała poza jego możliwości. Jeśli sprzyjały mu karty, natychmiast można było zauważyć kąciki ust mężczyzny wędrujące wbrew jego woli ku górze i drgające niepewnie, kiedy przewidywał już swoją przegraną. Był równie beznadziejnym pokerzystą, co kłamcą i może w tym tkwił cały jego problem – nie potrafił udawać radości, kiedy był smutny, ani rozpaczy, kiedy rozpierała go energia. Jedyną sztuczką, która zawsze udawała mu się bezbłędnie, było oszukiwanie samego siebie, ale tym razem nie miał przed sobą byłej żony, którą mógł wyłączyć ze swojego życia, tylko paskudnego, nad wyraz pewnego siebie mieszkańca Spokane, o spojrzeniu godnym prawdziwego władcy wszechświata. Na tym musiała zakończyć się ich rywalizacja. Typ w ciemnej skórzanej kurtce zniknął za drzwiami baru, pozostawiając Austina przy stoliku z pustym kuflem po piwie i stertą rozrzuconych kart, które ten szybko upchnął w zniszczonym kartoniku. Przynajmniej na pusty kufel istniała niezawodna rada.
OdpowiedzUsuńPrzy barze było tłoczno, mimo późnej godziny. Barman uwijał się sprawnie, jakby magicznie wyrosła mu druga para rąk, a kelnerki lawirowały miedzy stolikami, znając już swoje trasy na pamięć. Mogły pokonywać je z zamkniętymi oczami, instynktownie wyczuwając na swojej drodze za daleko wysunięte krzesło albo rozprostowane w przejściu nogi jednego z klientów. W sobotni wieczór to miejsce nabierało niepowtarzalnego klimatu, ciągle nieco kameralnego ale przez to czuło się w otoczeniu niemal rodzinną atmosferę. Wchodząc tu około dziesiątej wieczorem można było z dużym prawdopodobieństwem założyć, kogo spotka się przy stoliku przy oknie, a kto już dawno zakończył swój weekend z głową w klozecie. Cały urok barów w Spokane. Nikt nie był w nich anonimowy. Tym bardziej pewien pracownik uniwersytetu, który regularnie przegrywał w nich swoje ciężko zarobione pieniądze.
— Hej, a ty nie jesteś na to za młoda? — dłoń Austina najpierw zawisła kilka centymetrów przed twarzą dziewczyny, palcem wskazującym celując w czubek jej nosa, a potem owinęła się palcami na kuflu jej piwa, który wykładowca bez wahania przysunął ku sobie. Twarz kruchej blondyneczki, która wyrosła niespodziewanie tuż obok niego, niewiele mu mówiła i to był wystarczający bodziec do tego, by połączyć ją z imieniem, uśmiechem, jakimkolwiek słowem. Chęć poznawania nieznanego zawsze była silniejsza od woli Austina — Oddam, jeśli ze mną wygrasz — sięgnął do kieszeni swoich spodni, do której wcisnął kartonik z talią kart i to ją podsunął dziewczynie w zamian za odebrany kufel piwa. Był zdecydowanie mniej pewny swojej wygranej, niż wskazywał na to wyraz jego twarzy, spokojny i odprężony.
A. Maxwell
[ W tym wypadku wątek to chyba konieczność! :D Mam tylko nadzieję, że Abigail za mocno go przedrzeźniać nie będzie, bo z jego brakiem cierpliwości różnie mogłoby się to skończyć. Chyba że tak chcesz! :D]
OdpowiedzUsuńBasil
Każdy miał swoje sekrety, więc Castor nawet nie wykluczał, że Abigail niczego nie kryje za kotarą swoich emocji. Nie brnął jednak tak głęboko, by zaglądać w czeluście tematów intymnych, bo po pierwsze nie miał takiego powodu, a po drugie nie miał również takiego prawa. Owszem, mógł sprawdzić co studiuje, skąd pochodzi i gdzie najczęściej chadza żeby się odrobinę zrelaksować, głównie po to by wiedzieć o niej jakieś podstawy, ale nic poza tym. Jeśli miałby kiedykolwiek dowiadywać się tych wszystkich rzeczy, związanych z jej sytuacją rodzinną, wolałby gdyby Abigail sama mu o tym powiedziała. Bo nie interesowały go suche fakty, które mógł przynieść mu na tacy znajomy z pracy – on chciał znać jej punkt widzenia, chciał usłyszeć jej emocje, a wypunktowana treść na kawałku papieru nigdy mu tego nie odda w taki własnie sposób.
OdpowiedzUsuń— Z kawiarnią pomógł mi znajomy, który jest kimś w rodzaju detektywa — wyjaśnił krótko, nie robiąc żadnych podchodów, bo w zatajaniu tego nie widział nawet sensu. — Nie powiem ci jednak w jaki sposób to zrobił, bo mi o tym nie opowiedział. Zresztą, nie interesował mnie proces, a jego efekt — dodał, chwyciwszy szklankę, w której ostały się może ze dwie kropelki bourbonu. Rzeczywiście znajomy Castora jest detektywem, ale odrobinę innego pokroju, bo zalicza się do agentów wywiadu, a ponieważ pracuje dla NRO, któremu podlegają satelity, zlokalizowanie Abigail nie było żadnym wyzwaniem. Tym bardziej, jeśli miała przy sobie telefon komórkowy, który bez przerwy wysyła lokalizację do satelity GPS – jeśliby go nie miała, także nie byłoby problemu bo historia lokalizacji zapisuje się w sposób tak błahy, w jaki zapisują się pliki cookies, więc wystarczyło prześledzenie jej i wyciągnięcie odpowiednich wniosków. I Castor nie miał wyrzutów sumienia, że skorzystał z takiej opcji, obiecał bowiem że znajdzie Abigail, a przecież nie pokusiłby się o odwiedzanie każdego lokalu w Spokane, bo zbrakłoby mu na to życia.
Zajrzał jeszcze raz do pustej szklanki i westchnął nieznacznie. Zwykle siedział w wannie ze alkoholem pod ręką, a tego towarzysza właśnie już zabrakło. Poza tym, woda zaczęła się schładzać, a skóra błagać o choć odrobinę suchej przestrzeni.
— Mi wystarczy już kąpieli — doszedł do wniosku, widząc lekko pomarszczone dłonie. — Będę czekał na ciebie w salonie — zaznaczywszy, opuścił wannę i zaraz owinął się do połowy ręcznikiem. Nie wiedział, czy Abigail nie będzie potrzebowała się jeszcze jakoś ogarnąć, gdy wyjdzie z wanny, bo on nie miał takiej potrzeby.
Zgarnął z półki spinki oraz zegarek i spojrzawszy na jasnowłosą, uniósł usta w krótkim uśmiechu. Patrząc na wskazówki zegarka, nocy zostało im stosunkowo niewiele.
Castor Gemayel
[Trochę tak, a jednak Una tęskni za tamtym poprzednim życiem, jak to dziecko, które nie rozumie, że czegoś brakuje, że coś jest nie do końca normalnie. Za beztroską, za brakiem zmartwień. :D
OdpowiedzUsuńJasne, zawsze mam ochotę na wątek! Aczkolwiek z wymyślaniem dzisiaj u mnie kiepściutko... Masz jakiś pomysł?]
una devarden
Gdy wyszedł z łazienki, na moment zajrzał do sypialni, żeby załatwić dla siebie jakieś spodenki, a dla Abigail koszulkę, bo temperatura w mieszkaniu nie przewyższała tej pokojowej, a nie sądził, że po kąpieli będzie Abigail gorąco. Przy okazji położył na szafkę nocną zegarek i spinki do mankietów, a później z powrotem znalazł się w salonie, z zamiarem uzupełnienia szklanki płynnym złotem w postaci bourbonu. Przewiesił przez oparcie kanapy koszulkę i podszedł do barku, wyciągając zza szkła butelkę, z której ulał odpowiednią ilość alkoholu do szklaneczki. Lubił ten mocny smak, chociaż to arak darzył większą sympatią niż whiskey – w USA bourbon był jednak popularniejszy niż arabski alkohol.
OdpowiedzUsuńJeżeli zaś chodzi o metodę zdobywania wiedzy na temat Abigail, to i tak naprawdę dobrze, że kobieta uznała to za coś w rodzaju pochlebstwa, niżeli gestów trącających o zaburzenia psychiczne. Śledzenie zwykle zakrawało o lekkie problemy z głową, choć na etapie ich znajomości faktycznie mogły mieć charakter zalotów i poniekąd takie właśnie były – Castor nie zamierzał tego w żaden sposób wykorzystywać, chciał jedynie poznać miejsca, w których mógłby ją znaleźć. Tak, jak obiecał.
— Mógłbym mieć przyjemniejsze zagrywki — rzucił rubasznym tonem, unosząc przy tym usta w równie bezwstydnym uśmiechu, który ukrył za szkłem, z którego upił odrobinę trunku. Powiódł wzrokiem za Abigail, czując jeszcze na swych plecach jej chłodne opuszki palców, którymi musnęła jego ciepłą skórę.
— Chcesz się rozgrzać, Abigail? — Dopytał, podnosząc na moment brew i podążył za nią, stając przy jednym z blatów i opierając się bokiem o mebel. Spojrzenie wciąż utrzymywał w jej sylwetce, okrytej jedynie krótkim, białym ręcznikiem. — Znalazłem dla ciebie koszulkę — powiedział, stawiając chwilowo szklankę na blat. — Ale wydaje mi się, że w łóżku, pod kołdrą, będzie dużo cieplej — dodał, a na jego usta wkradł się lekki, zapraszający uśmiech. Oczywiście miał herbatę i nawet chętnie ją poczęstuje, więc jeśli Abigail faktycznie miała ochotę napić się herbaty, to śmiało mogła ją sobie zaparzyć. Cukier także znajdzie w jednej z wiszących szafek.
Castor Gemayel
Castor również czuł do Abigail jakieś magnetyczne, bliżej nieokreślone przyciąganie, które nie było ponadto wzbudzone tylko i wyłącznie ich łóżkowymi przyjemnościami, a także czymś, czego nie potrafił jasno określić. Jego znajomości z płcią piękną zwykle nie wybiegały tak daleko i kończyły się tuż za startem, nie dając nawet cienia nadziei na jakikolwiek rozwinięcie relacji. W przypadku Abigail sprawa wyglądała inaczej, bo ich relacja rozwinęła się wraz z momentem, w którym drugi raz się spotkali i zbliżyli, ciągnąc tę znajomość coraz dalej i dalej.
OdpowiedzUsuńCzas, który w tej chwili spędzali razem, niekoniecznie wpasowywał się w czas, który spędzają ze sobą kochankowie. Wspólna kąpiel, rozmowa, zaproszenie do łóżka – ich drogi powinny były rozejść się zaraz po cielesnym akcie; powinni wrócić do swoich prywatnych światów i własnych rzeczywistości. Ale wciąż trwali w tym samym miejscu – w świecie, który należał tylko do nich.
— Jesteś pierwsza, która w ogóle odwiedziła te progi — przyznał, odwróciwszy się na moment przez ramię w drodze do sypialni. Mieszkanie należało do niego niecały tydzień, dlatego nikt nie zdążył się przez nie przewinąć, oprócz samego Castora. Ale jeśli mowa o traktowaniu kobiet w taki sposób, jaki sugerowała w swych słowach Abigail, to nauczył się go dzięki własnemu doświadczeniu oraz temu, co przekazywano mu ilekroć odwiedzał Liban. Pomimo zimnego chowu i matki, która stopowała w nim uczucia, nie potrafił zignorować kobiety w potrzebie, ani przejść obok niej obojętne. To oczywiste, że z uwagi na zdrowie nie pozwoli biegać Abigail nago – chociaż nie miałby nic przeciwko – i odda jej swój skrawek odzieży, żeby nie musiała wybierać między mniej komfortową sukienką, a marznięciem.
Gdy przekroczyli próg drzwi do sypialni, Castor wcisnął przycisk, który włączał ścienną lampę. Jej światło pozostawiało pomieszczenie w lekkim, ciepłym półmroku, ocieplając tym samym jasne ściany i ciemniejszą podłogę. Poza większym łóżkiem, stojącym naprzeciwko okna, szafką nocną i wbudowaną w jedną ze ścian, lustrzaną szafą, wewnątrz nie było niczego więcej. Minimalizm znacząco górował, tak jak w całym jego życiu.
Zamknął za Abigail drzwi i podszedł bliżej, zatrzymawszy się za jej plecami. Dłonie ułożył na jej odkrytych, chłodnych ramionach i zaraz przesunął je do materiału ręcznika, żeby pozwolić mu opaść na drewnianą podłogę. Zbliżył wargi do jej lewego ramienia, na którym złożył jeden, delikatny pocałunek, a później ujął jej dłoń, prowadząc na miękki materac łóżka, okryty satynową pościelą w kolorze écru i grafitu. Zapach wanilii wciąż im towarzyszył.
— Nie miałem okazji jeszcze na nim spać — przyznał po chwili. Można powiedzieć, że to jego pierwsza noc w tym mieszkaniu, bo dotychczas nie było mu po drodze, żeby się tutaj przespać.
Castor Gemayel
[Dziękuję za miłe słowa <3
OdpowiedzUsuńOj tam, proteza nie jest najgorszym, co zrobiłam postaci XD Przynajmniej żyje.
No pewnie, mogą się tam spotkać, ale jak będą tylko tak siedzieć, to trochę nudno, nie uważasz? Może wymyślimy im jakąś fajną akcję :D ]
Othello
Kiedy dziewczyna odsunęła dłonie, Shay ujęła ją ostrożnie pod brodę i obróciła jej twarz w prawą stronę, by w świetle reflektorów móc ocenić obrażenia. Opuszkiem palca drugiej dłoni delikatnie ucisnęła miejsce zaczerwienienia, ale nie wyglądało to aż tak poważnie. Blondynka miała jednak pełne prawo odczuwać ból, pijany facet nie należał w końcu tak do końca do wagi piórkowej, to trzeba było przyznać.
OdpowiedzUsuń— Oko jest całe — mruknęła i zmarszczyła brwi mimowolnie, gdy nieznajoma zdradziła się z tym, że większym zainteresowaniem darzy swój wygląd niż stan zdrowia. Mimo wszystko Johnson postanowiła jej w ten sposób nie oceniać i zaraz pokręciła przecząco głową. — Nie, ale powinnyśmy przyłożyć lód jeśli chcesz żeby opuchlizna szybko zeszła — oznajmiła i obejrzała się na bar, gdzie zastąpiła ją już jedna z pozostałych dziewczyn.
Shaylee skinęła tamtej w podzięce i chwytając oszołomioną klientkę kontrolnie za łokieć wskazała jej wyjście na zaplecze.
— Chodź, poradzimy coś na to — zapewniła, nim nieznajoma zdążyła zaprotestować i pociągnęła ją w stronę drzwi dla obsługi. — Kręci ci się w głowie? — dopytała, bo chciała się upewnić, że towarzyszce faktycznie nic nie jest.
Poprowadziła blondynkę do pomieszczenia socjalnego i usadziła ją na krześle przy stoliku, a sama zajęła się okładem. Wyjęła czystą ściereczkę, nasypała do niej trochę lodu i podała nieznajomej, raz jeszcze obrzucając ją uważnym spojrzeniem. Chwilę później postawiła też przed nią małą butelkę wody niegazowanej.
— Przyszłaś ze znajomymi? Mam kogoś zawołać? — zapytała, ponieważ wątpiła by Abgail przyszła do klubu całkiem sama. To się dość rzadko zdarzało. Lepiej żeby dziewczyna miała towarzystwo, ponieważ do przyjazdu policji musiała tutaj zaczekać. Denver na pewno już ich wezwał.
— Cóż, uwierzysz jeśli ci powiem, że to wcale nie jest mój najgorszy wieczór?
Shay oparła się biodrem o aneks kuchenny i skrzyżowała ramiona na kletce piersiowej. Dziękowała sobie w duchu, że w pomieszczeniu nie ma żadnego lustra, bo coś jej mówiło, że poszkodowanej mogłoby się teraz nie spodobać własne oblicze.
Shay.
Nie zastanawiał się nad jutrem, chociaż zbliżało się ono z każdą sekundą i z pewnością było bliżej niż dalej. Wiedział, że ich drogi się rozejdą, bo jakby nie patrzeć każdy miał nieco inny świat – Abigail wróci do swoich uczelnianych obowiązków, a on do zadań, które już czekają na niego w Camp Murray. Nie wiedział jednak kiedy ponownie się zejdą. Za parę dni, czy znów za kilka tygodni, tak jak było w przypadku jubileuszu, a może dłużej? Planowanie w przypadku Castora nie miało sensu, bo obowiązki dopadały go niekiedy nagle, dlatego też zdarzało się, że musiał z czegoś niespodziewanie rezygnować. Zresztą, czy oni w ogóle powinni się spotykać?
OdpowiedzUsuńGdy Abigail wskoczyła pod kołdrę, Castor włączył lampkę nocną i przeszedł do drzwi, żeby wyłączyć kinkiet. Po chwili przysiadł na brzegu łóżka, ściągnął szorty i wsunął się pod gładką pościel, tuż obok Abigail.
Materac był odpowiednio miękki, dlatego na tę chwilę wszystko wydawało mu się w porządku, chociaż dopiero nazajutrz się okaże, czy jest wygodny, czy nie. Zakładał jednak, że skoro teraz leży mu się przyjemnie, to jutro nie obudzi się z uciążliwym bólem w plecach.
— Nie brałem pod uwagę, że coś mogłoby zapowiadać się źle — powiedział, zakładając swoje ramię za głowę Abigial, by mogła się wygodniej ułożyć. Jego dłoń spoczęła gdzieś na jej plecach. Nie wybrał pierwszego, lepszego mieszkania, a jedno z tych pewniejszych, które nie okaże się zaraz w trzech czwartych do remontu, bo nie miałby po prostu czasu czuwać nad tym całym bałaganem, związanym z remontami.
Wyciągnął na moment jedną rękę w kierunku lampki nocnej i chwyciwszy włącznik, wcisnął go, a pokój oblała ciemność. Jedynie światło wchodzące przez okna dodawało mu odrobinę jasności, w której mogli ujrzeć po części swoje twarze.
Castor Gemayel
W wyborze wanilii nie kryły się żadne dziwności, bo choć owoce w formie przyprawy rzeczywiście posiadają szczególnie pożyteczne właściwości dla człowieka, to w płynie do kąpieli na pewno mają ich już dużo mniej. Mówi się, że wanilia ma dobry wpływ na sen, aczkolwiek Castor dokonał takiego wyboru głównie przez sam przyjemny zapach, bo intensywna, lekko balsamowa woń płynu unosi się w powietrzu jeszcze na długo po otarciu skóry ręcznikiem, ale to zapewne dzięki nietypowej produkcji – Castor nabył butelkę z gęstą cieczą podczas wyjazdu do Meksyku, u jakiejś starszej babki na straganie, która sprzedawała mnóstwo różnych olejków, balsamów i kremów domowej roboty. Początkowo miał wrażenie, że tysiąc meksykańskich peso to za dużo, jak na buteleczkę z płynem, ale teraz mógł zacząć żałować, że nie kupił drugiej, bo w północnej części USA na pewno nigdzie takiego wynalazku nie dostanie. Miał przynajmniej powód, żeby znów odwiedzić piękny Meksyk i kto wie, czy w przyszłości tego nie zrobi nawet w ramach spontanicznego wyjazdu.
OdpowiedzUsuń— Nic nie pachnie tak przyjemnie i łagodnie, jak wanilia — oznajmił po chwili gdybania nad doborem słów, jako że woń wanilii jest charakterystyczna i mogłoby się wydawać, że momentami trudna do jasnego określenia. Gdy Abigail przysunęła się jeszcze bliżej, jego dłoń zsunęła się na jej talię, gładząc nieśpiesznie skórę, ukrytą pod materiałem lekkiej pościeli. Jej bliskość za każdym razem była pokusą i za każdym razem niebezpiecznie zachęcała, jakby ruchy kobiety miały w sobie jakiś ukryty przekaz, podświadomie i niezauważalnie wnikający w czeluście głowy.
— Ale teraz cię już chyba nie zaskoczę — dopowiedział półszeptem i w mgnieniu oka znalazł się nad ciałem Abigail, które chwytał wzrokiem jedynie po części, bo światło wpadające przez okno apetycznie uwydatniało tylko jego fragmenty. Zbliżył swe usta do jej warg, racząc je dokładnym pocałunkiem, tak żeby pomiędzy gramaturą ich ust nie znalazł się nawet rąbek miejsca na pustą przestrzeń, a później znów pozwolił sobie na chwilę zapomnieć o otaczającym ich świecie i rzeczywistości.
Ranek przyszedł szybko – promienie słońca skutecznie wdzierały się pod powieki mężczyzny, zmuszając do nagłego przebudzenia. Jednak jeszcze za nim je otworzył, czuł, że objęciach wymiętej pościeli i świeżo przetestowanego łoża leży sam, tak jakby to, co działo się wczorajszego wieczora było zaledwie barwnym, wyjątkowo realnym snem. Tylko kontrolnie przesunął ręką po miejscu obok, gdzie niedawno spała jeszcze Abigail (choć snu za wiele nie mieli) i przewróciwszy się na plecy, otworzył oczy, obrzucając pustą połówkę łóżka krótkim spojrzeniem. Spodziewał się tego, dlatego też nie czuł się źle z faktem, że Smith postanowiła tak szybko dać nogę – bo może to i lepiej? Może wspólnie spędzony ranek nie byłby tym, czego oboje mogliby oczekiwać? Ich relacja należała do nieokreślonych, natomiast wspólne śniadanie mogło zacząć po części coś kategoryzować, a to właśnie tej kategoryzacji Castor chciał uniknąć.
Gdy tylko się zebrał, od razu ruszył do Camp Murray, zaszywając się tam na trzy dni przy jednym z projektów, dotyczących przekazów satelitarnych, a czwartego dnia pojawił się na uniwersytecie w Spokane, żeby poprowadzić swoje trzygodzinne wykłady z obrony terytorialnej i zacząć przygotowywać swoich podopiecznych do kolokwium. Materiału było dość sporo, jednak Castor postarał się go przebrać i odsunąć chwilowo na bok te zagadnienia, które sprawiały drugorzędną rolę w całym procesie obrony. A po skończonych wykładach został jeszcze na chwilę przy biurku, kreśląc w notatkach to i owo, zaś wrzucając część do niszczarki.
Na korytarzu panował dziwny chaos, gdy zmierzał w kierunku biura administracji wydziałowej. Jakaś kłótnia i strzępki słów o seksie wirowały w powietrzu, między zgromadzonymi studentami, którzy skupili się na zajściu i wymianie zdań. Przez grupę gapiów przedostał się zręcznie i szybko, chociaż nie w celu zobaczenia, kto jest w centrum uwagi i komu nie wypalił, albo i wypalił jakiś tam seks, a żeby przejść dalej do biura... Jednak jego stopy samoistnie stanęły w miejscu, gdy błękitne tęczówki napotkały sylwetkę Abigail, od której biła złość, celowana najprawdopodobniej w strojącego naprzeciwko niej chłopaka. Dopiero po chwili połączył fakty i zdał sobie sprawę, że kłótnia, odnoście jakiejś wspólnej nocy i plotek, dochodziła właśnie od nich – od Abigail i innego studenta.
UsuńKącik jego ust powędrował ku górze, ale tylko w sztucznym wyrazie uprzejmości, gdy ucichło, a część par oczu powędrowała w jego stronę. Na moment skrzyżował swoje spojrzenie z Abigail, jednak nie powiedział nic. Bo nie mógł, nie powinien, a może i nawet nie chciał. Po kilku sekundach ruszył dalej tam, gdzie zamierzał.
Castor Gemayel
Minąwszy korytarzowe zgromadzenie, jego dłoń jakoś automatycznie mocniej zacisnęła się na teczce, którą niósł w drodze do biura. Chociaż starał się zupełnie olać sytuację sprzed chwili, której częściowo był świadkiem, jego mózg usilnie nakazywał mu szukać odpowiedzi na pytania, krążące wokół wymiany zdań Abigail i Quentina. Ale, prawdę powiedziawszy, nie powinno go to wcale obchodzić, bo nie był w żadnym calu uprawniony do interesowania się życiem Smith, jako że sam nie dał jej do zrozumienia, jakoby ich romans zaczął posiadać podłoże zbudowane z uczuć i emocji, jednak odczuł nagły przypływ lekkiego poddenerwowania. Nie chodziło bynajmniej o seks i to, że Abigail mogła sypiać z kimś innym, niż on sam, bo mogła przecież robić co zechce ze swoim życiem – mogła umawiać się z kim chce i sypiać z kim chce, tak jak i Castor, i on był tego dobrze świadom. Chodziło bowiem o istotny fakt, że ktoś inny oprócz niego mógł korzystać z tego magnetycznego uczucia, jakie Abigail w nim wyzwalała; że komuś mogło być dane poczuć gładkość jej ciała, smak jej ust, siłę jej pragnień. Z jakiegoś nieznanego sobie dotychczas powodu był podirytowany faktem, że ktoś miał możliwość czerpania z niej przyjemności w stopniu niemalże równym, co on. Chociaż nie powinien, bo sam nie był w tej dziedzinie przykładem człowieka bezkrytycznego.
OdpowiedzUsuńPrzez dalszą część dnia sytuacja ta krążyła jeszcze z tyłu jego głowy. Nawet, gdy sączył arak w progach Lion's Liar, momentami zaczynał się zastanawiać nad plotkami, o których usłyszał podczas reprymendy, którą Abigail prawiła Quentinowi. Dopiero, kiedy ilość procentów w jego organizmie wzrosła, poczuł się na tyle wyluzowany, żeby zapomnieć o obowiązkach, a do mieszkania wrócić taksówką, w towarzystwie sympatycznego, starszego kierowcy, do którego Castor miał prywatny numer, i któremu zawsze zostawiał napiwek. Ot, taki interes – kierowca jest na zawołanie ale pod warunkiem, że ma zapewniony bonus. A następnego dnia, a właściwie cały piątkowy ranek do południa, spędził na uczelni, wykładając bezpieczeństwo narodowe. Po powrocie odbył dłuższą rozmowę z rodziną, jako że szykował mu się wyjazd do Bikfajji, a familia zawsze urządzała wtedy przyjęcie na większą liczbę osób, zaś wieczór spędził przy zapoznawaniu się z najbliższymi ćwiczeniami wojskowymi, które również były nadzorowane przez satelity.
Pukanie do drzwi wybiło go zdecydowanie z rytmu, bo gości się o tej porze nie spodziewał, ale instynkt odgórnie mu podpowiedział, że za drzwiami może czekać Abigail – i duża szansa, że wcale nietrzeźwa. Odłożył więc plany ćwiczeń do szuflady biurka i dźwignąwszy się z krzesła, podszedł do frontowych drzwi, otwierając je bez uprzedniego zaglądania w wizjer. Nie mylił się, chociaż widok, który mu zaserwowała siedząc pod ścianą, wzbudził w nim lekki niepokój.
— Wejdź — rzekł tylko, dając w przejściu krok w bok. Raz, że nie chciał rozpoczynać jakiejkolwiek rozmowy na korytarzu, a dwa, że nie chciało mu się zapinać guzików ciemnej koszuli. Poza tym, miał na sobie krótkie, jasne szorty, a na klatce schodowej nie było zbyt przyjemnie ciepło. Swoje uważne spojrzenie utkwił jednak w jej obliczu, chcąc się zorientować w jej aktualnym stanie. Nie wyglądała na pijaną.
Castor Gemayel
W milczeniu zamknął za nimi drzwi i dalej w milczeniu przeszedł za Abigail do salonu, po czym zatrzymawszy się po drugiej stronie stolika, zawiesił w niej bliżej nieokreślone spojrzenie. Dłonie wsunął do kieszeni, gdy zaczęła mówić o skradzionej torebce i fakcie, że nie miała gdzie się podziać – tym drugim był bardziej zdumiony niż pierwszym, bo dotychczas był niemalże przekonany, że Abigail ma na uniwersytecie sporo przyjaciół, którzy poratują ją kawałkiem podłogi, gdy zajdzie taka potrzeba. Tymczasem ona odwiedziła jego, chociaż oni nie mogli nazwać się przyjaciółmi, bo ich relacja nie wklejała się w żadne standardy tego słowa. Dopiero po chwili przyjrzał się jej twarzy, na którą padało ciepłe światło żarówek i ściągnął wyraźnie brwi, gdy lekką opuchliznę i zaczerwienienie koło oka połączył ze skradzioną torebką. W jakie tarapaty się do cholery wpakowała? Pierwsze, co przyszło mu na myśl, że jakiś zbir ją napadł podczas nocnego spaceru w nieznane mu miejsce, ale odnosił wrażenie, że wracała z imprezy. Może ktoś chciał ją zmusić do czegoś, czego kategorycznie odmówiła, a to poskutkowało szarpaniną? Już na samą myśl klął w myślach jak szewc, dlatego natenczas milczał, bo był przekonany, że nie wysili się na tak spokojny ton, jakby chciał.
OdpowiedzUsuń— Siedź — nakazał, gdy Abigail spróbowała wstać i zaraz przeszedł do kuchni, żeby wyciągnąć z zamrażalki woreczek z kostkami lodu, których zwykle używał do whisky. Owinął go w kuchenny ręcznik i podał Abigail, gdy z powrotem pojawił się w salonie.
Odetchnął w głębi, znów zawieszając spojrzenie w obliczu Abigail. Teraz było bardziej rozgniewane, niż przed pójściem po lód.
— Nie sądzisz, że powinnaś być w tej chwili w drodze na szpitalny oddział ratunkowy? — Oparłszy się plecami o barek, splótł ręce na wysokości torsu. Dla niego odpowiedź była prosta, ale od Abigail spodziewał się raczej negatywnego nastawienia. Oczywiście to dobrze, że postanowiła przyjść do niego, niż spać na dworcu, czy w innym miejscu, równie niebezpiecznym co kawałek ławki w parku, i oczywistym jest, że Castor chciałby wiedzieć co się u licha zadziało, że przyszła w takim stanie, ale najpierw chciał ustalić czy ma iść po kluczyki i jechać od razu na szpital, czy jednak nie. Pytania mogą zaczekać – zdrowie w takim przypadku już niekoniecznie, ale na siłę jej przecież do auta nie wrzuci. Chociaż, jeśli zaszłaby taka konieczność, z pewnością by się przed tym nie zawahał.
Castor Gemayel
Miał pytać, ale doszedł do wniosku, że to co usłyszał jest wystarczającym wytłumaczeniem jej aktualnego stanu i nie potrzebuje znać więcej szczegółów z imprezy, w której uczestniczyła, ani z bójki, której była świadkiem, i w której przez przypadek wzięła poniekąd udział. Wychodzi na to, że poza śladem dekorującym część jej twarzy i poza delikatnym wpływem alkoholu na organizm, wszystko było w jak najlepszym porządku. Nazajutrz będzie musiała się wprawdzie uporać z fioletowym sińcem i dogorywającym bólem, ale to i tak dobrze, że jej przypadkowa obecność w miejscu bójki nie poskutkowała gorszymi, nieznikającymi szybko znamionami.
OdpowiedzUsuń— Owszem — potwierdził po chwili jej ostatnią uwagę, kiwnąwszy przy tym lekko głową. — Chociaż nie powinienem — zauważył, postąpiwszy kilka wolnych kroków w stronę Abigail, zatrzymując się tuż przed krzesłem, na którym siedziała. Właściwe to wcale nie musiał się przejmować jej życiem – mógł zignorować pukanie do drzwi, albo faktycznie zatrzasnąć je przed nosem blondynki. Mógł kazać jej wyjść, odejść i całkowicie zniknąć, definitywnie zatrzymując tym samym karuzelę, którą oboje zakręcili. Mógł, wiedział, że powinien, ale nadal tego nie zrobił.
Jego dłoń powędrowała z kieszeni szortów do podbródka kobiety. Ujął go i z wyczuciem podniósł ku górze, żeby móc prześledzić błękitnymi tęczówkami zaczerwienienie w okolicy oka, bardziej uwydatnione przez zimny lód, i doszukać się ewentualnie innych śladów, ale takowych na szczęście nie dostrzegł. Za moment przesunął spojrzenie odrobinę w bok, prosto w głąb jej ciemnych oczu, w które zajrzał pewnie.
— Człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za uczucia, które ma dla innych, ale i za te, które w innych budzi — rzekł po kilku sekundach, cofnąwszy dłoń z powrotem do kieszeni swoich jasnoszarych szortów. A później przeszedł za krzesłem do półki na której spoczywał jego telefon.
— Czy w tej skradzionej torebce jest twój telefon? — Dopytał, przewijając na dotykowym ekranie listę swoich kontaktów. Bo jeśli tam jest, albo był, być może odzyskają ją naprawdę szybko. Może wciąż leżała gdzieś w barze pod którymś ze stolików, albo za którymś z siedzeń.
Castor Gemayel
Cytując Wyszyńskiego nie miał na myśli tylko i wyłącznie siebie oraz ich relacji, ale także innych. Nawiązał między innymi do plotek, które obiegły szkołę, a którym Quentin bodajże nawet nie zaprzeczał, bo to także było związane z budzeniem jakichś uczuć, nawet jeśli chwilowych i niedługotrwałych. Nie wnikał już ile było w tym wszystkim kłamstwa, ile prawdy, bo to co łączyło go z Abigail nie było wcale moralniejsze. Między nimi pojawiło się wprawdzie uczucie, przyciąganie i pragnienie zupełnie inne, niż te związane tylko z cielesnością, ale trwali pomiędzy tym, że się znają, a tym, że się nie znają – pomiędzy tym, że coś między nimi jest, ale jednak nie ma. Publicznie nie mogli sobie pozwolić na za wiele, bo obowiązywał ich klarowny stosunek, narzucony przez uniwersytet, ale prywatnie złamali już mnóstwo barier. Brnęli więc do jakiegoś nieznanego portu, który albo okaże się bezpieczną przystanią, albo katastrofą. Ich spotkania wciąż były jednak po części przypadkowe, a rozmowy łukiem omijały sprawy związane z uczuciami.
OdpowiedzUsuń— Nie zamierzam o nic prosić, Abigail — oznajmił i wcisnąwszy odpowiedni kontakt, przyłożył telefon służbowy do ucha. A tam po kilku sygnałach odezwał się męski głos.
— Porucznik Gemayel. Przełącz mnie, James, do sztabu korporacyjnego wywiadu satelitarnego — przekazał do telefonu, oczekując aż pracownik biura, który miał nocną zmianę, wykona polecenie. Zerknął w tym czasie na zegarek, żeby zorientować się co do godziny i osób, które mogą w tej chwili siedzieć przy biurkach. Od razu skojarzył kobiecy głos po drugiej stronie z odpowiednią osobą. — Sophia, odbieranie telefonów ode mnie to robota Thomasa. Podaj mi go — polecił, odczekując kilka sekund. — Wytłumaczysz się jutro, Tom — przerwał mu gładko. — Teraz mam pilną sprawę. Skontaktuj się z biurem telefonicznej sieci radiowej i satelitarnej, i namierz mi telefon, który działa w sieci UMTS, na sterowaniu mocą pętli zamkniętej. Numer dostaniesz w smsie na prywatny telefon, udostępnij mi lokalizację do Alfatrack. I zostaw mi raport, ja się nim zajmę, a gdyby ktoś pytał po co ci to, po prostu odeślij z pytaniami do mnie — powiedział, a gdy usłyszał potwierdzenie, podniósł usta nieznacznie. — To ważne. Będę czekał na informacje, dzięki.
I zaraz się rozłączył, jednak nim odłożył telefon, przesłał najpierw numer. Możliwe, że trochę to potrwa, jako że nie takimi kwestiami zajmowało się na co dzień NRO, a te banalne rzeczy robiły niekiedy więcej problemów, niż te skomplikowane.
Położył telefon na swoje miejsce i usiadł na kanapie, wygodnie układając plecy na oparciu w rogu.
— Możesz skorzystać z łazienki i odpocząć. Wiesz gdzie znaleźć łóżko — zaproponował, gdy zawiesił na niej spojrzenie. Wyglądała na zmęczoną.
Castor Gemayel
Zdawał sobie sprawę, że to co wypływało z jego ust, dla osoby trzeciej mogło być niczym szyfr z Enigmy, albo kod samego Leonarda Da Vinci, i wiedział, że te niezrozumiałe słowa mogą być podstawą dla budzących się w głowie, różnych pytań. Nie było jednak cienia szansy na to, że którekolwiek z tych nasuwających się pytań otrzyma choć odrobinkę, rozświetlającej sprawę odpowiedzi. Dla Castora był to temat tabu, a każde pytanie o jego drugie życie w Camp Murray odpijało się od niego, jak echo od ściany lasu, a choć docierało do jego uszu, to stamtąd nie brnęło już nigdzie dalej. Po prostu rozmywało się w momencie dotarcia. Nie było w życiu Castora osoby, która cokolwiek wiedziała o jego pracy dla Narodowego Biura Rozpoznania i w tym przypadku wykluczał jakiekolwiek wyjątki. Było więc tak, jakby sytuacja sprzed chwili w ogóle nigdy się wydarzyła.
OdpowiedzUsuńAle prawdopodobieństwo znalezienia telefonu było w tej chwili pewne, jedynie wiązało się z kwestią czasu, która według Castora nie powinna przekroczyć dwóch godzin. Jeśli więc dalej spoczywał on w torebce, to wszystko powinno jutro wrócić do rąk Abigail, jeszcze za nim Castor ruszy w drogę na drugi koniec stanu.
— Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia — rzekł w odpowiedzi, bo faktycznie siedział przy planach wojskowych ćwiczeń, nim Abigail niespodziewanie pojawiła się u progu jego mieszkania. — I nie szkodzi — dopowiedział, gdy z ust Abigail wydostał się lekko skruszony ton głosu, a za moment podniósł się z miejsca, żeby przygotować dla niej wszystkie potrzebne rzeczy do noclegu. Wyciągnął więc swoją koszulkę, która powinna sięgać do połowy jej ud oraz ręcznik, jeśli zechce skorzystać z łazienki. Abigail zdecydowała wprawdzie, że chce przespać się na kanapie w salonie, ale na razie jeszcze nie zorganizował dla niej koca – weźmie go bowiem sobie, a jej odda kołdrę, bo w salonie na pewno jest chłodniej, niż w mniejszej metrażem sypialni.
— Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, to skorzystaj — dodał, pojawiwszy się w salonie i wręczył jej koszulkę oraz ręcznik. Uznał, że pytania będą zbędne – jeśli zechce zaparzyć sobie herbatę, może to po prostu zrobić bez uprzedzania.
Castor Gemayel
W chwili, gdy Abigail zniknęła za drzwiami łazienki, Castor przyniósł kołdrę z poduszką i przełożył obie rzeczy przez oparcie kanapy. Później zgarnął stertę papierzysk i zaszył się w nich dogłębnie, przelewając całe skupienie na różnej maści plany, wyliczenia i notatki, jakie rozłożył przed sobą na stole. Do tego towarzyszyła mu również długa linijka i kalkulator, na którym co rusz wystukiwał jakieś równania, zapisując je później ołówkiem na lekko zmiętych mapach formatu A5, które przedstawiały trajektorię lotu i inne bajery, bliżej nieznane przeciętnemu człowiekowi. Gdy główkował, stukał końcówką ołówka w drewniany blat, a na drugiej dłoni podpierał skroń i czoło, wzrokiem wędrując po cyferkach, literkach, liczbach i oznaczeniach. Później bazgrał coś na kartce w kratkę, skreślał i poprawiał, będąc całkowicie zaabsorbowanym zadaniem, które ciążyło na jego barkach.
OdpowiedzUsuńKiedy Abigail przysiadła nieopodal z kubkiem herbaty nie oderwał się od razu, a jedynie zerknął na blondynkę kontrolnie. Ciszę, która wypełniała całą przestrzeń salonu, zakłócało jedynie tykanie wskazówek zegara, szmer ołówka i szelest kartek, gdy Castor przekładał jedne z nich na prawą stronę, inne na lewą, a jeszcze inne po prostu przedzierał wpół i odkładał gdzieś dalej. Dlatego słowa, które nagle padły z ust Abigail wydały się wyjątkowo głośne na tle cichości i dźwięcznie dotarły do uszu Castora. Zatrzymał ołówek w bliżej nieokreślonym miejscu nad kartką i podniósł spojrzenie na Abigail. Zdał sobie sprawę, że jej głos był lekko niespokojny i zabarwiony delikatną chrypką, dlatego w jego oczach tliły się badawcze ogniki, którymi uważnie i nieśpiesznie mierzył rysy jej smukłej twarzy.
— Dlaczego uznałaś, że należą mi się wyjaśnienia? — Zapytał tonem łagodnym, wypranym z jakichkolwiek oznak zdenerwowania i pasywizmu, chociaż mogło się zdawać, że to drugie nadal wisi w powietrzu. Jego spojrzenie powędrowało z powrotem do kartki, nad którą trzymał ołówek. To pytanie nie padło jednak bez przypadku.
Castor Gemayel
Gdyby temat go nie obchodził, na pewno nie zadałby pytania – ono natomiast padło nie dlatego, że kusiła go ciekawość czy plotka ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości, czy została wyssana prosto z palca. Pytając chciał się dowiedzieć, jaki Abigail ma stosunek do ich relacji, bo teoretycznie, skoro uznała, że powinien wiedzieć, to jego zdanie wcale nie było jej obojętne – chciał się dowiedzieć dlaczego uznała, że należą mu się wyjaśnienia, czy było to związane z potrzebą bycia fair, czy może dotyczyło to jakichś głębszych, wewnętrznych pobudek. Z drugiej jednak strony, Castor doszedł właśnie do wniosku, że wcale nie musiały kryć się pod tym żadne uczucia, a Abigail wcale nie musiała uznać, że należą mu się wyjaśnienia, a po prostu chcieć sprostować sprawę zupełnie tak, jak miało to miejsce na korytarzu w otoczeniu innych studentów. Wiedziała, że do Castora dotarło to i owo, a teraz po prostu nadarzyła się okazja do wyjaśnienia po której stronie leży prawda. Możliwe, że to on błędnie zinterpretował wyznanie, a ona po prostu chciała, żeby wiedział i tyle.
OdpowiedzUsuń— Okej, w porządku, Abigail — rzekłszy, kiwnął głową na znak zrozumienia. Nie potrzebował dowodów, w tym przypadku jej słowa były dla niego wystarczające. Kiedy ułożyła poduszkę na kanapie, zaczął zgarniać swoje manatki w jeden stosik, chociaż w taki sposób, żeby nic się nie pomieszało. Podniósł się z kanapy i przeszedł na moment do kuchni, że wyrzucić te przedarte rysunki techniczne. Dla niego to był jasny znak, że Abigail chce odpocząć, więc nie zamierzał jej przeszkadzać. Zostało mu wprawdzie niewiele, jednak na spokojnie dokończy to w sypialni, bo i tak chciał poczekać na jakieś znaki odnośnie jej skradzionej torebki. Dlatego też nie pokusił się jeszcze o szklaneczkę bourbonu, bo możliwe, że będzie musiał usiąść tej nocy za kierownicą.
— Tam jest czujnik ruchu — wskazał palcem na obiekt umieszczony w kącie pod sufitem, gdy Abigail znów wróciła na kanapę, tym razem z zapasem lodu. — Światło samo się wyłączy, jeśli zaśniesz, więc nie musisz się tym przejmować — dodał, chociaż istniała oczywiście możliwość, żeby wyłączyć je ręczenie, tak jak robi się to w każdym innym mieszkaniu. Wsunął pod ramie papiery, a ołówek wrzucił do kieszeni rozpiętej koszuli. I to chyba tyle co chciał przekazać, resztę już wiedziała.
Castor Gemayel
Na życzenia dobrej nocy zareagował krótkim uniesieniem ust, a później zgarnął telefon i przeszedł do sypialni z całą stertą swoich papierów, pozostawiwszy je na stoliku nocnym. Zaraz opadł swobodnie na materac łóżka i przymknął na moment oczy. Chciał przez chwilę sobie poleżeć, bo siedząc przy stoliku nad kreśleniem planów, doznał lekkiego zdrętwienia mięśnia czworobocznego i zaczynał odczuwać tam większy dyskomfort. Ale po kilku minutach jego uwagę zwróciło dźwięczne powiadomienie Alfatrack, podpiętego pod tablet z szyfrowanym protokołem SSL, który spoczywał w szufladzie nocnej szafki. Wyciągnął go i z powrotem obróciwszy się na plecy, odblokował urządzenie hasłem. Tam wyskoczył mu obraz, przedstawiający mapę i błyskający na niej, czerwony punkt – Tom był prawdopodobnie połączony zdalnie z tabletem, bo na jego ekranie pojawiały się i znikały różne okienka; chciał ustalić dokładny adres. I za chwilę rozległ się dźwięk komórki, którą Castor odebrał szybkim ruchem. Thomas wyjaśnił mu gdzie dokładnie znajduje się telefon i prawdopodobnie także torebka: podał ulicę, wszelkie dane włącznie z właścicielem obiektu i godzinę ostatniej transakcji kartą płatniczą – po tym wywnioskował, że bar wciąż jest otwarty, więc jeśli się pośpieszy, to na pewno zdąży.
OdpowiedzUsuńPodziękowawszy mu, podniósł się z łóżka i błyskawicznie zapiął guziki grafitowej koszuli, którą miał na sobie, i która w zapięciu ciasno okalała jego ciało. Szorty zmienił jednak na dłuższe spodnie i zmierzwiwszy dłonią włosy, zgarnął czarną, sportową marynarkę, gdyby noc okazała się jednak zbyt chłodna.
Wyszedł z sypialni, spojrzeniem obrzucając kanapę, na której spała Abigail. Kołdra niemalże zsunęła się z jej ciała na podłogę, dlatego nim skierował się do wyjścia, postanowił okryć jasnowłosa choć do połowy. Przy okazji podniósł roztopiony lód i położył go na razie na stoliku, w razie, gdyby Abigail poczuła nagłą potrzebę przyłożenia czegoś chłodniejszego do obolałej części twarzy. Nie sądził, że istnieje potrzeba budzenia jej i ciągania do baru ze sobą, więc przeszedł jeszcze do komody, by z niedużego, słomianego koszyczka wziąć kluczyki do auta.
Castor Gemayel
Gdy wsunął kluczyki do kieszeni spodni, po cichu przedostał się na korytarz, naciągnął buty i przekroczył próg drzwi, bezszelestnie je za sobą zamykając. Zamknął je na klucz, chociaż nie był pewien, czy Abigail się nie obudzi i nie zechce po protu opuścić mieszkania, ale trudno – jeśli wyjdzie, najwyżej zostawi je otwarte. Prawdopodobieństwo kradzieży było o tej godzinie małe, tym bardziej, że w tym nowym bloku nie mieszkali degeneraci, a dobrze ułożeni ludzie. Już się dowiedział, że dwa piętra niżej mieszka lekarz internista, który ciągle o szóstej dziesięć wychodzi z psem na spacer, a jego żona prowadzi dobrze prosperujące biuro podróży.
OdpowiedzUsuńZbiegłszy po schodach na parking, szybko wskoczył do auta, w którym podłączył kabel zasilania, włączył tablet z lokalizacją, a ze schowka wyjął niezawodny detektor Protect 1205M, wykrywający fale radiowe, który miał w formie długopisu. Położył je na miejscu pasażera i ruszył we wskazane miejsce, ciesząc się tym, że w Spokane o tej godzinie ruch był niewielki, a drogi szerokopasmowe praktycznie puste. Jedynie ludzie błądzili chodnikami – jedni pijani i uśmiechnięci od ucha do ucha, a drudzy wymiotowali w najbliższych krzakach, ledwie stojąc na nogach. Możliwe, że w którejś grupce byli studenci River Falls, ale gdy stał na czerwonym świetle, nie zdążył przyjrzeć się młodzieży, przechodzącej przez pasy z zapasem alkoholu.
Przed barem nie bawił się w poprawne parkowanie, a zatrzymał się tuż nieopodal wejścia, gdzie kręcili się jeszcze ludzie. Spodziewał się na bramce ochroniarza, ale nikogo takie nie zastał, więc wszedł do środka, rozglądając się jedynie kontrolnie po wnętrzu, okupowanym przez w większości wesołych ludzi, z których część sączyła drinki, a część kołysała się w rytm muzyki. Piątkowy wieczór trwał w najlepsze, na szczęście nie było tak tłoczno, jak w innych popularnych pubach, które pękają zwykle w szwach. Uruchomił detektor, ustawił odpowiednie pasmo częstotliwości, którą w danych otrzymał od Thomasa i zaczął podążać za sygnałem, starając się przy okazji nie wyglądać jak jakiś James Bond, a jak jeden z klubowiczów. O dziwo torebkę znalazł za skórzaną sofą, na której spał jakiś chłopak, chociaż podejrzewał, że ktoś po prostu ją sobie przywłaszczył. Zgarnął więc to, co należało do Abigail i wrócił z powrotem do auta, informując Toma, że akcja przebiegła pomyślnie, a on wpisze mu za to w grafik dzień wolnego, jeśli będzie potrzebował.
Minęła około godzina, jak wsunął kluczyk w dziurkę i przekręcił go kilkakrotnie, odblokowując zamek frontowych drzwi w swoim mieszkaniu. Od razu zwrócił uwagę na włączone światło, dlatego zapobiegawczo nawet nie zdjął butów ani marynarki, a przeszedł od razu do salonu, trzymając luźno w jednej dłoni tablet, a w drugiej damską torebkę.
— Dlaczego nie śpisz, Abigail? — Zapytał mimowolnie, gdy ujrzał jasnowłosą w przejściu do kuchni, a na jego czole pojawiła się lekka zmarszczka, kiedy ściągnął w zastanowieniu brwi. Położył tablet na stół, a rękę z torebką wyciągnął w jej kierunku. Nie interesował się co jest w środku, ale nie sądził, że coś zniknęło.
Castor Gemayel
Uznał, że nie musiał odpowiadać na serię pytań, skoro odpowiedź znajdowała się już teraz w dłoniach Abigail. Natomiast powód, który dotyczył tego dlaczego zaczął szukać torebki także powinien być jej znany – miała w niej sporo ważnych przedmiotów, bez których funkcjonowanie byłoby odrobinę utrudnione, więc podejrzewał, że zależało jej na odnalezieniu zguby i dlatego pokusił się o namierzenie miejsca, w którym mogła ją zostawić. Ale jeśli pytała o głębszą stronę tego działania, to chciał po prostu zaoszczędzić jej zmartwień. Bo znalazca pewnie nie widziałby co zrobić z kluczami, jednak telefon mógł wykorzystać już na różne sposoby, a pewnie oboje woleli tego uniknąć. Abigail ze strony praktycznej, zaś Castor ze względu na własne pobudki i fakt, że nie chciał oglądać jej rozbitej z tego powodu.
OdpowiedzUsuńNie potrafił jednak zrozumieć tego strachu o... siebie? O niego? Uczucie przeszywającego niepokoju było mu odrobinę zapomniane, ponieważ jako realista podejmował decyzje bardzo uważnie, mając na uwadze ewentualne konsekwencje, dla których już przy samym wyborze szukał odpowiedniego rozwiązania. Wiedział na ile może sobie pozwolić w danej sytuacji, wiedział jak szukać wyjścia dla ewentualnych problemów, i dlatego, że czuł, że ma całkowitą kontrolę nad swoim życiem, wyeliminował uczucie strachu praktycznie do zera. Nie musiał się bać. Do tego niewiele miał poza pracą do stracenia i świadomość ta jedynie dodawała mu pewności bo utrata życia nie jest wcale najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka – najgorsza jest utrata tego, po co się żyje, a nie istniało nic, co byłoby dla niego tak bezcenne. Nie bał się więc o siebie, a o innych nie musiał, bo innych nie miał.
— Dlaczego się wystraszyłaś, Abigail? — Zapytał więc, chwytając ją z wyczuciem za dłoń, żeby skrócić dzielącą ich odległość. Przesunął palcem wskazującym po jej nieobitej skroni, żeby założyć za ucho kosmyk wilgotnych blond włosów i puścić go razem zresztą pasm na plecy. — Przecież wyszedłem tylko na chwilę — dopowiedział ciszej, jakby mówienie na głos wzbudzało jakieś mało przyjemne wibracje. Cofnął dłonie do swojej marynarki, by się z niej wyswobodzić i położyć ją na krześle. Czuł zapach waniliowego płynu, gdy po części z powrotem zamknął Abigail w swoich ramionach. Utkwił błękitne oczy w jej tęczówkach, próbując odgadnąć wzburzone w nich uczucia.
Castor Gemayel
Cały problem polegał na tym, że Castor będzie znikał nie raz i nie dwa, bo taką miał pracę, a właściwie dwie i to na przeciwnych końcach stanu Waszyngton. O tyle, o ile praca wykładowcy nie zmuszała go do wyjazdów, tak praca dla Narodowego Biura Rozpoznania dość często wysyłała go w różne zakątki Ameryki, a niekiedy – chociaż rzadziej – także Europy. Dlatego nawet jeśli chciałby jej obiecać, że nie z niknie – nie mógł, bo złamałby tę obietnicę jeszcze w tym tygodniu. Jemu to znikanie nie sprawiało problemów, ponieważ do przemieszczania się był przyzwyczajony, ale był niemalże świadom, że dla Abigail wyjazdy bez wyjaśnień będą cholernie trudne nie tylko do zrozumienia, ale również do zaakceptowania. Był to jeden z powodów, który nakazywał mu trzymać tę relację na krótkiej uwięzi, i właśnie ze względu na własne tajemnice nie chciał, żeby relacja ta brnęła za daleko – głównie dla dobra Abigail, bo poza pracą w charakterze top secret, ciążyły jeszcze na nim libańskie obowiązki, a w nich różne polityczne zagrywki, sięgające choćby ustawionego narzeczeństwa. To, co działo się w jego życiu było chore, urodził się jednak w elitarnej rodzinie, więc obowiązywały go pewne zasady.
OdpowiedzUsuń— Będę znikał, Abigail — powiedział,utrzymując wzrok w jej oczach. Nie mógł przecież łgać jak pies, kiedy ona postanowiła zdobyć się na rąbek szczerości. — Będę znikał, bo takie wybrałem życie, ale jeśli będę mógł to będę wracał — rzekł, wierzchem dłoni pogładziwszy jej policzek, zahaczając przy tym o kącik ust. Za ruchem swej dłoni powiódł spojrzeniem, a jego własny jakby drgnął niespostrzeżenie.
Prawa dłoń za moment dołączyła do lewej i obiema ujął jej twarz delikatnie, w taki sposób, żeby nie naruszyć tej obolałej części. Zbliżył swe usta do jej lekko suchych warg, muskając je niepokaźnie, zdawkowo, jakby chciał zrobić to tylko powierzchownie.
Spoglądnął jeszcze na moment w jej oczy, gdy odsunął się na milimetrową odległość.
— Zawsze — wyszeptał i złączył ich usta w pocałunku tak dokładnym, jakby nie chciał pominąć własnymi wargami żadnego skrawka jej ust. Nabrał on intensywności, jednak nie był łapczywy i podyktowany pożądaniem. Pomimo dokładności i pieczołowitości miał w sobie wyczuwalną dozę delikatności.
Castor Gemayel
Nie składali sobie wprawdzie żadnych obietnic, a już szczególnie Castor, który będąc świadom swojego zmiennego życia, obiecywania wystrzegał się jak ognia. Poza tym nie zastanawiał się co będzie między nimi za jakiś czas, bo oboje nie mogli w tej chwili niczego przewidzieć – czy stracą sobą zainteresowanie? Znudzą się? Zaczną dostrzegać więcej wad, niż zalet? Możliwe, wszystko przecież ma w tym życiu swój koniec, ale nie było sensu gdybać nad tym właśnie teraz, bo równie dobrze jutro może skończyć się świat i we wszystkim ich uprzedzić. Dla niego największy priorytet miała w tej chwili teraźniejszość i bardzo bliska przyszłość, i to na tych dwóch aspektach życia się skupiał, choć zdawał sobie sprawę, jak bardzo ulotne są niektóre rzeczy. A już szczególnie ludzie i ich uczucia. Ale nawet, gdyby to Abigail kiedykolwiek postanowiła zniknąć – nie miałby jej za złe, bo czasami nadchodzi moment, kiedy trzeba wybrać między tym co dobre, a tym co łatwe.
OdpowiedzUsuń— W porządku — odpowiedział, układając palce na guzikach koszuli, którą zaczął od góry rozpinać. W drodze do łazienki miał już je z głowy, więc za drzwiami ściągnął tylko materiał odzieży, a chwilę później całą resztę rzeczy, jaką miał na sobie.
Chociaż z reguły wolał kąpiel, tym razem postawił na szybki, ale chłodny prysznic. Czasu na sen z każdą minutą było coraz mniej, a byłoby dobrze, gdyby w dzień był choć odrobinę przytomny, jeśli miał sensownie przedłożyć przed załogą plany, nad którymi przesiedział całe popołudnie. Swoją drogą, miał jeszcze odrobinę do dokończenia, ale był przekonany, że zdąży to zrobić już na miejscu.
Minęło kilkanaście minut, jak w szlafroku pojawił się u progu sypialni. Nie włączał głównego światła, bo nie było takiej potrzeby, dlatego zamknąwszy za sobą drzwi, podszedł od razu do łóżka. Na szafce nocnej zostawił skórzany zegarek i telefon komórkowy, w którym wyciszył dźwięki, po czym przeniósł spojrzenie na Abigail. A za chwilę był już obok.
Castor Gemayel
W każdym człowieku drzemią jakieś uczucia – jeśli nie te dobre, to złe. Można było wyzbyć się empatii, ale nigdy nie uczuć, dlatego Castor nie był zupełnie wyssanym ze wszystkiego wrakiem. Jednak to, co zalegało gdzieś w głębi jego duszy na pewno nie było ani wybitnie wielkie, ani przeogromnie czułe, i z pewnością nie zbawi świata. Niemniej jednak wzbudzenie jego cieplejszej strony nie będzie tak proste, jak bułka z masłem, za to będzie wymagało przede wszystkim zaufania i cierpliwości. Chociaż mówi się, że dla chcącego nic trudnego, ale o dziwo jeszcze nikt nie miał w sobie tyle samozaparcia, by dobrnąć do celu.
OdpowiedzUsuńGdy ułożył się wygodnie pod kołdrą, objął Abigail ramieniem, uważając przy okazji na pasma jej włosów, gładko rozłożone na miękkiej poduszce. Nie czuł się senny, ale miał ochotę poleżeć i świadomie odpocząć, bo zdawał sobie sprawę, że nazajutrz czeka go trochę obowiązków.
— Zniknę — potwierdził, zamykając za moment oczy. W pomieszczeniu i tak było ciemno, a z zamkniętymi oczami zdecydowanie łatwiej jest pogrążyć się w myślach.
— Ale tylko na chwilę — dodał jeszcze, jako że jego jutrzejszy wyjazd nie rozciągnie się na dłużej niż dwa dni i lada moment, a znów będzie z powrotem w Spokane. Musiał podzielić obowiązki, ze względu na nadchodzące egzaminy, do których chciał dobrze przygotować swych podopiecznych. Teraz więcej pracy wkładał więc w wykłady.
Castor Gemayel
On także w głębi duszy wiedział, że relacja z Abigail nie jest jedną z tych ulotnych, które przewinęły się przez jego egzystencję tylko w ramach ekscytującej chwili, która ostatecznie znika, niczym bańka mydlana oddana w ramiona wiatru. Już sam fakt, że ich spotkanie nie ograniczyło się do tego jedynego, zakończonego w motelu, był istotnym dowodem na to, że obecność Smith nie była mu obojętna. I nawet, jeśli nie potrafił tego konkretnie nazwać; nawet, jeśli w tej chwili nie chciał naznaczać konkretnych granic, dobrze wiedział, że prędzej czy później będzie musiał przyznać przed sobą samym, kim ta niewiasta dla niego jest. Bo już teraz byli na którymś z etapów – ziarenko przyzwyczajenia zaczynało cicho i powoli kiełkować, i zaraz się okaże, że porzucenie tego wszystkiego nie jest wcale tak proste, jak mogłoby się wydawać. O ile w ogóle któreś z nich postanowi to porzucić, jako że na tę chwilę pchali to dalej i w zupełnie przeciwnym kierunku.
OdpowiedzUsuńPoleżał sobie jeszcze chwilę pod osłoną nocy, aż w końcu ogarnęła go senność i na dobre zapadł we własnych marzeniach sennych, których nazajutrz już nie pamiętał. Obudził się na kilkanaście sekund przed wejściem Abigail do sypialni, jednak nie zerwał się od razu z miękkiego łóżka, a jedynie odkrył swoją klatkę piersiową, pozwalając jej zderzyć się z chłodniejszą temperaturą. Spojrzeniem pobieżnie ocenił aparycję jasnowłosej, szybko dochodząc do wniosku, że prawdopodobnie zamierza wyjść, skoro nałożyła pełny makijaż – który swoją drogą całkiem dobrze maskował podbite oko – i zgarnęła swoje ciuchy.
Zapach świeżo zaparzonej kawy szybko stał się wyczuwalny, gdy Abigail przysiadłszy na brzegu łóżka, pozostawiła kubek na blacie nocnej szafki. Nie czuł się nachodzony, bo bez zaproszenia odwiedziła go dopiero pierwszy raz, więc trudno tu mówić o jakimkolwiek napastowaniu wbrew woli. Poza tym, gdyby naprawdę nie chciał, to wcale nie pofatygowałby się, żeby otworzyć przed nią drzwi.
— A ty uważaj na siebie, Abigail — rzekł jeszcze za nim wyszła, odprowadzając ją błękitnymi tęczówkami aż do momentu, kiedy znikła za drzwiami sypialni. Po jakiejś godzinie Castor również opuścił jej progi. Zaszedł jeszcze na uczelnie, a następnie wyruszył do Camp Murray, gdzie spędził kolejne dwa dni, trzeciego wracając późno wieczorem. Za nim dotarł, pozwolił sobie jeszcze wykonać telefon do jednego z uczniów, który naprawdę cenił sobie jego zajęcia – przypomniało mu się bowiem o konferencji, zbliżającej się ogromnymi krokami, a jako że sam nie był w stanie niczego zorganizować na odległość, poprosił Tedda o przejęcie inicjatywy w tej kwestii. Napomknął, że może wziąć sobie kogoś do pomocy, ale wszystko mają dopiąć na ostatni guzik. I się nie przeliczył, bo gdy czwartego dnia pojawił się w progach uniwersytetu, wszystko miał skompletowane. No, może oprócz jednej kwestii, która wykruszyła się nagle – brakowało osoby, która potrafiłaby stworzyć artykuł.
Akurat siedział przy biurku w swojej sali, gdy zaczął przez moment nad tym dumać. Jego myśli szybko zostały przebite chaosem, który rozegrał się raptem przy frontowych drzwiach, wyrywając go nie tylko ze skupienia, ale odciągając również od pisania, przez co z głowy wyleciały mu dalsze zdania, jakie miał przenieść na papier. W ciszy wyprostował się na fotelu, odkładając pióro obok notesu, i splótłszy palce u dłoni, wlepił w nich zjeżone spojrzenie.
— Po pierwsze, zamilczcie — powiedział, przesunąwszy wzrokiem po ich twarzach. — Po drugie, jeśli któreś z was raz jeszcze przekroczy próg tej sali bez uprzedniego pukania, zrobię wszystko, żeby zepsuć wam życie na tej uczelni — oznajmił głosem, w którym brzmiały dźwięcznie nuty zirytowania. Jego spojrzenie powędrowało na twarz Abigail; było oficjalne, nieco oschłe i posągowe. Mogła być świadoma, że Castor w pewnych kwestiach jest w stanie zrobić wszystko, skoro znalazł ją w kawiarni i odzyskał jej torebkę.
Usuń— Dobrze, panno Smith. Jeśli nie ma pani czasu, znajdziemy kogoś innego, kto zajmie się artykułem — rzekł, jeszcze przez moment utrzymując wzrok w jej ciemnych oczach. Za moment przeniósł go na Tedda. — Proszę więc zapytać kogoś z gazety akademickiej, panie Salinger — polecił, a kącik jego ust drgnął jedynie lekko.
— Dziękuję, to wszystko — dodał i wrócił do pisania, co było równoznaczne z ostatecznym, zakończeniem tego tematu i wyraźną sugestią na to, żeby cała gromada opuściła salę. Najlepiej teraz.
Castor Gemayel
Nie bardzo był w stanie zrozumieć zachowanie Abigail, która w pewnym momencie, po wejściu do sali, zaczęła przypominać mu rozwydrzoną małolatę, której właśnie spadła z głowy korona i szczerze mówiąc, nie zdążył jej z tej strony dotychczas poznać. Bo nikt jej do niczego nie zmuszał, a panowie z bezpieczeństwa narodowego podjęli jedynie próbę przekonania jej do udziału i pomocy przy konferencji, zaś gdy wszyscy wparowali do sali to wszystko wyglądało tak, jakby Smith nie miała już szansy odwrotu i wyjścia z tej sytuacji, a wręcz podpisała jakiś cyrograf. A tak się składa, że miała wyjście, bo Castor nie miał w zwyczaju prosić, więc usłyszawszy odmowę od razu przyjął ją do wiadomości, szukając w głowie kogoś innego, kto sklei nieco zdań na stronę gazety. Rozumiał, że mogła nie mieć czasu – to oczywiste, biorąc pod uwagę nadchodzące egzaminy, ale mogła to przekazać bez zbędnego chaosu, który przyniosła za sobą do sali, nie tylko w postaci uniesionego tonu, ale także Tedda i reszty. Miał w rękawie kilka asów, więc gdy cała grupka zeszła z jego oczu, przestając zakłócać ciszę, postanowił z nich skorzystać.
OdpowiedzUsuńPopołudniu spotkał się w umówionym miejscu z jedną ze studentek dziennikarstwa, która również zaczynała przygotowywać się do magisterki. Ponieważ planowała związać swoją przyszłość także z imagistyką społeczną i z karierą rzecznika prasowego albo korespondenta wojennego, kiedyś zagaiła do Castora o kilka informacji. Wiedziała, że wykładowca pracuje w waszyngtońskim departamencie wojskowym, a chciała poznać niektóre kwestie od strony wewnętrznej tych zawodów, dlatego też nie zawahała się pytać, gdy miała okazję. Castor nie był oczywiście pewien, czy Stephanie się zgodzi, jako że dobrze wiedział o ciążącej na barkach studentów nauce, ale jak się na spotkaniu okazało – była skłonna podjąć się wyzwania. Wyjaśnił jej więc szczegóły wyjazdu, choć dogadali się tak, że Stephanie dotrze we własnym zakresie, bo nie będzie mogła zerwać się o tak wcześniej godzinie. Musiała odprawić młodszą siostrę do szkoły, a nie miała jej z kim rano zostawić.
Dlatego, kiedy kolejnego dnia Castor zjawił się na placu w swoim aucie, wyraźnie się zdziwił, widząc w towarzystwie swych podopiecznych Abigail. Nikt go bowiem nie poinformował, że zmieniła zdanie, może dlatego, że nie chcieli dawać żadnych zapewnień, skoro sami nie byli do końca pewni, co do decyzji Smith.
Zatrzymawszy wóz, wysiadł obrzucając zebranych kontrolnym spojrzeniem, i przyjął od Tedda teczkę, dziękując mu krótkim skinieniem. Dopiero po chwili zatrzymał wzrok na Abigail, gdy z jej ust padło pytanie
— Teraz już wiem — odparł tylko, po czym nachylił się do samochodu, żeby wyciągnąć ze schowka swój telefon komórkowy. — Ktoś z was musi jechać ze mną, bo się nie zabierzemy w jedno auto — oznajmił, przesuwając kciukiem po ekranie telefonu. Decyzję kto będzie tym kimś, pozostawił już w ich dłoniach, a sam przyłożył telefon do ucha i dał kilka kroków w bliżej niekreśloną stronę, oddalając się nieznacznie.
— Dzień dobry, Stephanie. Okazało się, że mamy jednak komplet, także dziękuję za pomoc — powiedział do komórki, słysząc po drugiej stronie entuzjastyczne nic nie szkodzi, nie ma problemu. — Pozdrawiam, do zobaczenia — dodał w ramach pożegnania i wrzucił telefon do wewnętrznej strony granatowej marynarki. Przystającc przy karoserii auta, położył teczkę na siedzenie i spojrzał jeszcze na zgromadzonych studentów.
Usuń— Gotowi? — Dopytał lekko unosząc brew. Miał na myśli również to, czy wzięli ze sobą wszystko, co potrzeba, bo na zawrócenie okazji nie będzie.
Castor Gemayel
Nie było żadnej reprymendy, ani suchego w porządku, bo choć usłyszał jej słowa – nie odpowiedział. Uznał bowiem, że odpowiedź nie jest w tym przypadku potrzebna, a skoro Abigail faktycznie zapewniała, że dobrze napisze artykuł z konferencji, to pozostało mu jedynie wierzyć, że tak będzie. Dlatego na autostradę I-90 wyjechał spokojnie, zerkając jedynie kontrolnie w lusterka, czy reszta ekipy trzyma się gdzieś nieopodal, a ponieważ wiedział, że tego dnia nie jedzie sam, starał się trzymać odpowiednią prędkość i nie wymijać dziesiątek aut, zmierzających w tą samą stronę. Gdyby postanowił gnać tak, jak robi to zwykle, jadąc ze Spokane do bazy i odwrotnie, prawdopodobnie już dawno zgubiłby Tedda i ekipę.
OdpowiedzUsuńNa szczęście pogoda była dobra, zarówno do jazdy samochodem, jak i życia. Wprawdzie słońce, dopiero niedawno wyjrzało zza horyzont, ale dzień już na wstępie zapowiadał się słoneczny, jedynie z niewielką ilością obłoczków i delikatnym wiaterkiem, wiejącym z zachodu. Termometr na dotykowym ekranie samochodu przewidywał na dziś temperaturę dwudziestu stopni i brak jakichkolwiek opadów, dlatego jak dobrze pójdzie, a sprawa konferencji uwinie się szybko, może skoczą nad American Lake na jakiś dobry obiad.
Po jakichś dwóch godzinach jazdy, gdy byli już prawie w połowie drogi do wyznaczonego miejsca, Castor zjechał z głównej autostrady, kierując się zjazdem do niedużej miejscowości Moses Lake, w której czasami zatrzymywał się na jakąś przekąskę. Nad zatoką Parker Horn znajdowało się naprawdę dobre bistro, gdzie prócz jedzenia, można było napić się świeżo mielonej kawy, a właśnie tego w tej chwili Castor potrzebował, żeby się bardziej ocucić.
Dla upewnienia spojrzał jeszcze w lusterko, czy kierowca drugiego auta zrozumiał manewr i nie pojechał w siną dal, a później przeniósł wzrok na Abigail, gdy się przebudziła. Zatrzymał wóz na parkingu przed niedużym lokalem.
— Masz ochotę na drugie śniadanie? — Dopytał, wyłączywszy silnik samochodu. Zaraz odpiął pas, pozostając jeszcze w fotelu kierowcy, ze spojrzeniem utkwionym w twarz Abigail. — Mają tu całkiem smaczne tosty — przyznał, jako że nie składały się tylko z chleba i plasterka sera. Zresztą, w menu było całe mnóstwo innych rzeczy, a nawet dobre piwo, czy shot smacznej wódki.
Castor Gemayel
Usłyszawszy pozytywną odpowiedź, wyciągnął kluczyki ze stacyjki i zaraz wysiadł z auta. Słońce, otoczone niedużymi obłokami, oślepiało niemiłosiernie, dlatego Castor osłonił ręką oczy, żeby zbadać czy chłopaki wysiedli ze swojego auta w komplecie. Na całe szczęście nikogo nie brakowało, więc cała ekipa ruszyła do niedużego lokalu, z którego już przed wejściem docierały różne zapachy, począwszy od smażonego serca, a skończywszy na boczku. Wewnątrz nie było wiele ludzi – o tej porze siedzieli tu tylko ci, którzy jechali do pracy – a przy stolikach na zewnątrz siedziało dwóch tirowców, w rozmowie zajadających się omletem.
OdpowiedzUsuńCichy dzwoneczek obwieścił o przybyciu nowych gości, chociaż ekspedientki kojarzyły już Castora.
— Dawno pan u nas nie gościł! — Przywitała go jedna z nich, niewysoka brunetka z włosami upiętymi w koński ogon. Jej spojrzenie powędrowało po reszcie towarzyszy, z którymi przybył, a uśmiech wciąż nie schodził z twarzy.
— A witam, dzień dobry — odpowiedział również unosząc przy tym kąciki ust. Zaraz spojrzał jednak na Abigail, gdy usłyszał pytanie. Lokal miał w ofercie całkiem sporą gammę różnych śniadań, włącznie z deserami w postaci ciast, donutsów i muffinów. Do tego dobrą kawę z ekspresu i różne herbaty liściaste, których składniki można było dobrać wedle życzenia, za dodatkową opłatą.
— Bistro słynie z tostów — podpowiedział, wskazując palcem na tablicę z rodzajami tostów, których lokal rzeczywiście miał w ofercie pokaźną ilość. Tosty z szynką, pomidorem, czarnymi oliwkami oraz fetą; były też z serem szynką i ananasem, albo z mozzarellą, rzodkiewką i sadzonym jajkiem przepiórczym. Można by rzec, że do wyboru do koloru, choć niektóre składniki zadziwiały.
— A dla pana to co zwykle? — Sprzedawczyni podpytała, nim wbiła zamówienie w komputer, na co Castor pokiwał głową. Chodziło oczywiście o dwa bagle ze stekiem i małą porcję hash browns, bez żadnych słodkich dodatków.
— I kawa, podwójne espresso — dodał, a gdy po chwili każdy otrzymał swoje zamówienie, całą grupką zasiedli przy podłużnym stole na zewnątrz, pod cieniem rozłożystego parasola. Z ich miejsca całkiem dobrze widać było zatoczkę, na której bujało się kilka żaglówek, i której brzegiem truchtali ranni biegacze i właściciele psów. Miejsce było spokojne, jako że od ruchliwej ulicy dzielił je wystarczający kawałek.
Castor zajął miejsce naprzeciwko Abigail, tuż obok Tedda, ale nie bez kozery. Dzięki temu mógł zachować stosowną odległość od jasnowłosej, ale z drugiej strony, wciąż bez ogłady ją obserwować. Choć jej zamówienie rzeczywiście nie było kolosalne, a następne większe jedzenie dopiero po konferencji.
— To prawda — przyznał na jej słowa. — Całkiem przyjemne miejsce na ziemi. Warto odwiedzić te strony — rzekł, zajadając się drugim śniadaniem i popijając przy tym mocną kawę niewielkimi łyczkami.
Castor Gemayel
W tej chwili nie mieli zapasu czasu na jakiekolwiek przyjemności, a w drodze powrotnej zapewne każdy będzie na tyle zmęczony, że jedyne marzenie będzie dotyczyło snu i wypoczynku w miękkim łóżku. Może, gdyby wcześniej o tym pomyśleli, udałoby się nieco czasu przeznaczyć na atrakcje i zwiedzanie, ale Castor nie zastanawiał się nad żadnymi pobocznymi przyjemnościami, kiedy ustalał szczegóły konferencji. Po prostu nie przewidział, że ktoś z ekipy zechce się odrobinę rozluźnić w taki właśnie sposób jak żaglówki, chociażby, którymi rejs na pewno byłby dość ekscytujący. A przynajmniej dla tych, którzy potrafią bywać, bo na łodziach bywa przecież różnie.
OdpowiedzUsuńDlatego ucieszył się, gdy panowie zaproponowali Abigail wspólny wypad, bo nie musiał odmawiać. Jakby nie patrzeć, wyjście z ekipą Toma to całkiem dobra alternatywa, tym bardziej, kiedy mogli jej zagwarantować przednią zabawę. Zresztą, weekend na działce w otoczeniu jeziora sam z siebie brzmiał bardzo zachęcająco.
— Z pewnością się pani spodoba, panno Smith. Newman Lake to całkiem ładna okolica — rzekł, a w jego głosie pojawiły się entuzjastyczne nutki, które zdradzały jedynie tyle, że pomimo trafnego kopnięcia, jego zdanie i tak leżało po stronie chłopaków.
Zaraz upił łyk mocnej kawy, wracając uwagą do drugiego śniadania, które z każdą minutą ubywało z jego talerza. I dopiero w momencie, gdy Abigail zapytała o żeglarstwo, pokiwał głową przecząco, podnosząc na nią spojrzenie, a przy tym zerkając również na resztę towarzyszy.
— Nie żegluję. Do tego potrzeba czasu i wody, a mam zdecydowane braki w każdej z tych rzeczy — odparł, unosząc kącik ust symbolicznie. Chyba nie musiał niczego tłumaczyć, wystarczy, że bardzo często znikał i z reguły zwykle wyglądał na zabieganego albo zajętego. Mniejsza o to, że czasami wyglądał tak głównie po to, by uniknąć przeszkadzania ze strony interesantów, bo bywały chwile, kiedy każda sekunda naprawdę była na wagę złota.
— Ale, jeśli znajdę te kilka nadprogramowych minut, zwykle wykorzystuję je we freeflying'u, albo zwykłym skydiving'u, jeżeli mówimy o sporcie — odpowiedział, wracając zainteresowaniem do jedzenia, żeby powoli skończyć już swoją porcję. W porównaniu do joggingu, jazdy na rowerze czy grze w którąś z piłek, spadochroniarstwo było mało popularną dyscypliną, być może nieco zapomnianą. Wymagała ona w prawdzie sprzętu i wyzbycia się akrofobii, ale dostarczała mnóstwa adrenaliny i spełnienia. Skok z czterech kilometrów to całkiem solidne wyzwanie, tym bardziej dla kogoś, kto chciałby przełamać swoje bariery.
Poza tym, chyba pierwszy raz zdarzyło mu się rozmawiać ze studentami o czymś innym, niżeli tematach związanych z jego wykładami.
Castor Gemayel
Nie spodziewał się takiej salwy pytań od chłopaków, może dlatego, że zwykle nikomu nie mówił o swoim hobby, a osoby, z którymi rozmawiał na temat skoków, należały właśnie do skoczków i ich tematy sięgały nieco innych aspektów. Niemniej jednak, odpowiedział na każde zadane pytanie, skoro ktoś wykazał zainteresowanie, i może odpowiedzi nie były bujne, jak baśnie braci Grimm, ale zdradzały wystarczająco, by zaspokoić ciekawość swoich studentów. Przy okazji zaproponował im spróbowanie, jeśli kiedykolwiek będą mieli okazję wykonać skok spod sklepienia, bo jak to się mówi – strach ma wielkie oczy.
OdpowiedzUsuń— Też nie sądziłem, że zdobędę się na wiele różnych rzeczy, panno Smith. A jednak — odrzekł, uśmiechnąwszy się przy tym krótko, ale szczerze, bo faktycznie w życiu Castoria istniało całkiem sporo kwestii, których kiedyś nie miałby odwagi się podjąć, a które w tej chwili miały już status osiągniętych.
Gdy wszyscy skończyli drugie śniadanie i zebrali się w końcu od stołu, zgarniając ze sobą manatki, ruszyli do odpowiednich samochodów. Za nim każdy zajął miejsce w aucie, Castor omówił jeszcze drogę do celu, jako że nie mieli się nigdzie zatrzymywać, a mieli przed sobą około dwóch godzin jazdy autostradą. Po dogadanych szczegółach, gdy wszyscy byli gotowi znów do drogi, Castor zajął miejsce kierowcy i uruchomił silnik samochodu, skupiając uwagę na słowach Abigail.
Spojrzał za moment na nią, wzruszywszy po sekundzie lekko ramionami.
— Nie wiem, czy można zaskakiwać w nieskończoność. — Uniósł lekko usta, jeszcze chwilę utrzymując spojrzenie w twarzy jasnowłosej, po czym zapiął pas i przeniósł wzrok za szybę, ruszając zaraz w dalsza drogę. — I podejrzewam, że będą męczyć pytaniami, ale tutaj nie ma o czym mówić. Trzeba spróbować — przyznał, skręcając na wjazd, prowadzący do głównej I-90, którą podążali ze Spokane.
— A ty co robisz w wolnych chwilach, hm? — Dopytał, zdając sobie nagle sprawę, że nie miał okazji zapytać jej o tak podstawową rzecz, jaką jest spędzanie wolnego czasu. Był ciekaw, czy miała jakieś hobby, zainteresowanie, czy może wolała swój wolny czas przeleżeć, gapiąc się w sufit.
Castor Gemayel
Nie było w jego życiu osoby, którą zdołałby poznać od deski do deski, bo przyjaciela miał jednego, ale widywał go głównie w pracy, a cała reszta relacji, jakie zawierał w ramach rozrywki, była na tyle krótka, że nie sięgała innych aspektów, niż podstawowe dane. Kiedy spędzał czas w barze, pośród obcych ludzi, zwykle nie interesowały go czyjeś zainteresowania czy miejsca, w które ludzie lubią zaglądać, bo nie potrzebował tej wiedzy w znajomości, która zerwie się po jednym, góra kilku spotkaniach. Owszem, rozmawiać mógł na różne tematy, a jeśli ktoś sam z siebie zaczął opowiadać o swoich przeżyciach, pasjach i marzeniach, potrafił wysłuchać, jednak nie miał potrzeby dociekania, bo miał świadomość, że widzi tę osobę pierwszy i ostatni raz w życiu. I w przypadku Abigail również miało tak być – ich znajomość miała zacząć się w motelu i tam nazajutrz skończyć, natomiast siedzieli teraz raz w aucie, rozmawiając o swoim hobby i zastanawiając się w myślach, czy z czasem można się przestać zaskakiwać albo czy coś się w ludziach wypala i zaczynają się sobą nudzić – a tego wprawdzie nie wiedział, bo nie dotarł do takiego etapu, w którym poznałby wszystkie sekrety drugiego człowieka, chociaż w jego przypadku, jeśli okazał komuś zainteresowanie i czuł potrzebę poznania, nie było mowy o późniejszym odchodzeniu. Jeżeli rzeczywiście chciał kogoś poznać, a przy tym pozwolić na poznanie także samego siebie, to nie z zamiarem późniejszego opuszczenia.
OdpowiedzUsuń— Każdy mierzy brawurowość swoją miarą. Dla jednych brawurowe są skoki, a dla innych pływanie — powiedział, spojrzawszy na Abigail, gdy cofnęła już swoją dłoń z powrotem na klawiaturę laptopa. Miał oczywiście na myśli to, że dla osoby, która nie umie pływać, wejście dla basenu będzie stokroć bardziej odważne niż skok ze spadochronu. Wszystkie zależy bowiem od człowieka i jego wewnętrznych obaw.
Za moment niespodziewanie rozdzwonił się telefon Castora. Wyciągnąwszy go ze schowka, zerknął na ekran i ściągnął brwi w lekkiej konsternacji, a dopiero później zerknął w lusterko, nie widząc w nim auta, którym podróżował Tedd i reszta.
— Co tam, Tedd? — Zapytał, tuż po odebraniu i przyłożeniu komórki do ucha. Gdy student wspomniał o zostawionej w bistro rzeczy, Castor spojrzał kontrolnie na zegarek, żeby upewnić się, czy ekipa z drugiego auta wyrobi się z dojazdem do Camp Murray.
— Dobrze — potwierdził zaraz. — Spotkamy się na miejscu, informujcie mnie o przebiegu trasy — polecił i pożegnawszy się krótko, odłożył telefon z powrotem do schowka i zmieniwszy pas na ten dla szybszego poruszania się, zerknął na Smith.
— Tedd i ekipa wrócili do bistro, bo któreś z nich zostawiło telefon w lokalu. Spotkamy się z nimi w Camp Murray, bo będą mieli przynajmniej z godzinny poślizg — oznajmił, układając obie dłonie na kierownicy, jako że przyśpieszył. Skoro mają odnaleźć się na miejscu, to nie było sensu się wlec. Im szybciej dojadą, tym lepiej.
Castor Gemayel
Rzeczywiście nie w smak były mu te nagle komplikacje, zresztą, Castor w ogóle nie był zwolennikiem nagłych zmian, które burzyły dokładnie rozplanowaną strategię. Oczywiście, w rękawie miał plan B, a nawet i plan C, ale już sam fakt, że pojawiał się jakiś szkopuł, wzbudzał w nim pokłady irytacji. Dlatego gdy odłożył telefon, na dłuższą chwilę zamilkł, wlepiając spojrzenie w trasę za szybą, która przy zwiększonej prędkości zaczęła mijać znacznie szybciej, i nie odpowiedział od razu na pytania Abigail o ich zgubieniu – nie spojrzał też w jej kierunku, tylko zaciskał dłonie na kierownicy auta, którym wiatr niestabilnie kołysał pod wpływem szybkości. Chociaż jej słowa, a nawet dyskretna sugestia, świetnie poradziła sobie z przejściem przez uszy i dotarciem do odpowiedniej części mózgu, bo ostatecznie zaczął ją nawet rozważać. Wiedział bowiem czego chciała, ale zastanawiał się jak bardzo tego chciała. Jak bardzo pragnęła jego bliskości, ciepła i dotyku, a kiedy usłyszał dźwięk rozpinanego pasa, zdał sobie sprawę, że jej apetyt na wszystkie te aspekty zaczynał wzrastać. Zaraz poczuł wędrówkę palców po materiale swojej odzieży, ale spojrzał w stronę Abigail dopiero w momencie, gdy jej dłoń śmiało wtargnęła pod bawełnianą dzianinę, drażniąc zachęcająco skórę. Zlustrowawszy krótko jej twarz, nic nie powiedział i powrócił uwagą do drogi za oknem, jednak zauważalnie zwolnił, zmieniwszy pas na prawy. A później poprowadził samochód dalej, przez węzeł drogowy nieopodal Ellensburg, aż główna droga przeobraziła się w lokalną, niemalże wiejską. Tym sposobem znaleźli się na uliczce, będącej odgałęzieniem Umptanum Road, tuż nad Yakima River, gdzie o tej porze nie było jeszcze żadnej żywej duszy.
OdpowiedzUsuńZatrzymawszy wóz na szutrowym skrawku ziemi, zgasił silnik i odpiął swój pas, po czym wysiadł z auta bez żadnych uprzedzeń. Zamknąwszy za sobą drzwi, przeszedł przed maską do tych od strony pasażera i otworzył je pewnym ruchem, zaraz wyciągając w kierunku Abigail rękę.
— Wysiądź — polecił, chociaż brzmiało to tak, jakby miał zaraz przywiązać ją do drzewa i odjechać w siną dal. W jego twarzy nie skrywał się jednak żaden szaleńczy wyraz, który mógłby zdradzać, że Castor zamierza popełnić jakąś brutalną zbrodnię. Bo nie zamierzał, a przynajmniej nie sądził, że to co ma w planach może być jakąkolwiek zbrodnią. Chociaż, kto wie?
Gdy ujęła jego dłoń, pomógł jej wysiąść z użyciem własnej siły w ramieniu, po czym z trzaskiem zamknął za za nią drzwi i przyciągnął do siebie okrutnie blisko. Tak blisko, że nie dzieliły ich nawet milimetry, a jego usta muskały płatek jej ucha.
— Owszem, nie odezwałem się — potwierdził szeptem, zbliżywszy swe wargi ku jej szyi. — Bo działasz jak twardy narkotyk, panno Smith — dodał, zaczepnie musnąwszy gramaturą ust skrawek jej skóry, choć zaraz powrócił do ucha, a jego dłonie zsunęły się odrobinę poniżej jej pośladków. — Nadal chcesz się zgubić, hm? — Pytał nęcącym półszeptem, ale nie czekał na pozwolenie, bo po sekundzie podniósł ją w górę i posadził na masce, stanąwszy między kolanami. Dopiero teraz skrzyżował ich spojrzenia, nie szczędząc sobie wyzywającego spojrzenia błękitnych tęczówek.
Castor Gemayel
Objąwszy dłońmi jej uda, pozwolił Abigail śmiało, choć nieśpiesznie, odpinać guziki swej koszuli. Jej kuszący ton głosu i gładko wypływające z ust słowa, pobudzały niemalże każdą komórkę ciała, siejąc cichutki, emocjonalny chaos, który wręcz gotował krew w jego żyłach. A kiedy błądziła smukłymi palcami po skórze jego ciała w dół, czuł, jakby zostawiała na niej namacalne, głębokie ślady. Ten cholerny, swawolny dotyk naprawdę był wart grzechu i zapomnienia. Zaraz machinalnie przesunął swe dłonie wyżej po gładkich udach, a gdy Abigail wyraźnie się odsunęła, wycelował pewne spojrzenie w jej oczy, unosząc przy tym kącik ust. Wiedział bowiem, do czego dążyła zadając pytania, ale on wcale nie zamierzał udzielić jej banalnej odpowiedzi, a ten uśmiech idealnie to odzwierciedlał.
OdpowiedzUsuńMarynarkę, która zsunęła się z jej ramion, przerzucił dalej, na przednią szybę wozu, i ułożywszy dłonie na jej kolanach, wysupłał się z uścisku, w którym go zamknęła, głównie po to, by dać krok w tył. Za sekundę chwycił Abigail za nadgarstki i zsunąwszy jej cało z maski auta jednym konkretnym ruchem, obrócił tyłem do siebie.
— Dziś nie zamierzam walczyć — szepnął tuż za uchem i pchnął jej sylwetkę w przód, wręcz zmuszając do położenia się na masce. Sam podparłszy się rękoma o ciepłą blachę, nachylił się tak blisko, że mogła wyczuć wiszący nad nią ciężar. — Chętnie skosztuję tej używki, niepasującej do mojego świata — powtórzył jej słowa i odrobinę się wyprostował. Ciężko i niechętnie, ale byłby w stanie odłożyć to skosztowanie na później.
Castor Gemayel
Dotychczas nie zastanawiał się nad tą relacją, która aktualnie łączyła go z Abigail. To, że wykroczyła ona poza sfery zwykłego romansu, dało się wyczuć podczas każdego spotkania – one miały bowiem charakter długotrwały i bardziej, niż przelotny romans, przypominały z zewnątrz koleżeństwo lub przyjaźń. Jednak wewnątrz cała ta relacja była wyjątkowo skomplikowana, i nie chodzi nawet o sam fakt, że Abigail wciąż jest studentką na uczelni, na której on wykłada, a o przywiązanie, jakie między tą dwójką się narodziło. Bo nawet, jeśli Castor starał się nie zwracać uwagi na to, że obecność Abigail jest lepsza od jej nieobecności, to znajomość ta dalej brnie do przodu i dalej się rozwija w kierunku, którego nikt nie zna. Za jakiś czas porzucenie tego wszystkiego będzie niebywale trudne, o ile w ogóle zyska status możliwego, i o ile Castor zdecyduje się żeby cokolwiek porzucać, bo na ten czas wcale tego nie chciał. Korzystał, chociaż nie z seksu i ciała Smith, a z niej całej, bo była w tej chwili drugą kobietą na świecie, która zdołała zatrzymać go w swoim życiu i pierwsza, której po chwili nie skreślił. Czy ostatnią?
OdpowiedzUsuńKiedy Abigail pozbyła się koszulki, pozostając w pastelowym biustonoszu, Castor obrócił ją przodem do siebie. Chciał pochłonąć wzrokiem jej ciało i smukłą talię, ale przede wszystkim chciał spojrzeć w jej piękne, ciemne oczy. Chciał odczytać w nich emocje, wiedział bowiem, że dla Abigail to nie tylko zaspokajanie cielesnych potrzeb, ale także akt, który niesie ze sobą ważne uczucia, na które swoją drogą zasługiwała w całej okazałości.
Zaraz jednym ruchem przyciągnął ją do siebie, składając na ustach czuły pocałunek, okraszony dawką rosnącego pożądania. Dłonie zsunął niżej, do szortów, które miała na sobie, żeby sprawnie odpiąć ich guzik i bezwstydnie pozwolić im opaść na ziemię. Jej dotyk niesamowicie pobudzał każdą komórkę jego ciała.
— Jesteś taka piękna, Abigail — szepnął, błądząc dłonią po ramieniu, aksamitnych plecach i kształtnych pośladkach. I po sekundzie ponownie podsadził ją na maskę, zręcznie zawieszając swoją sylwetkę nad jej filigranowym ciałem, płasko przylegającym już do nagrzanej blachy. Zbliżył usta najpierw do szyi, by musnąć je lubieżnie szorstką gramaturą swych warg, później przesunął je niżej, do obojczyka i złączywszy oba ciała w jedność, oddał się ogromnej rozkoszy. Jej ciało było niczym gładki jedwab, któremu nie można się oprzeć, a głos i każdy dźwięk przypominał najczystszą melodię. Ona cała była jak drogi i kruchy skarb.
A czas jakby się zatrzymał, choć w rzeczywistości biegł cholernie szybko. Jego ruchy były intensywne, ale pieszczotliwe i nieprzypadkowe – w tej cudownej przyjemności łączył się z Abigail, a każdy jęk zadowolenia tylko go pobudzał. Chciał jej – był przekonany. Ona sprawiała, że świat nabierał kolorów.
Castor Gemayel
Przy każdym zbliżeniu z Abigail zdawał sobie sprawę, że to co ich łączy nie jest już pustą, krótkoterminową relacją, opierającą się tylko i wyłącznie na zaspokajaniu potrzeby bliskości. Zdawał sobie sprawę, że to, co kiełkuje między nimi zaczyna mieć wartość o wiele większą, niż znajomość dla nocnych igraszek i chwil zapomnienia. Oboje rozumieli bowiem swoje potrzeby i oboje próbowali stawić im czoła nie tylko po to, żeby sobie ulżyć. Oni podświadomie byli już poddani przywiązaniu, i choćby któreś z nich zapierało się rękami i nogami – to nie ma znaczenia, bo oboje wpadli w pułapkę częściowego oddania się sobie, bez względu na to, czy są w stanie zdobyć się na głębsze uczucia, czy nie. To nie był zwykły seks, a Castor nie wykorzystywał samolubnie jej ciała tylko w ramach swojego zadowolenia. Sycił się jej jękami, ruchami i rejestrował każdy impuls, włącznie z wbijanymi w plecy paznokciami, ale oddawał jej tyle samo rozkoszy, momentami wręcz zapominając o jakimkolwiek wyczuciu. To było niczym hipnoza, zogniskowana tylko na obliczu Smith – na jej pełnych wargach, palącej skórze i pożądaniu, którym silnie emanowała, leżąc tuż pod jego ciałem, na masce nagrzanego słońcem samochodu. Delektowanie się tą przyjemnością w towarzystwie Abigail było czymś innym. Czymś wyjątkowym.
OdpowiedzUsuńKiedy silnie przyjemne napięcie osiągnęło swoje apogeum, Castor z trudem utrzymał ciężar własnego ciała na wpół zgiętych ramionach. Uderzająca go fala spełnienia, wytrąciła jego orientację z równowagi, jednak nie opadł bezwiednie na sylwetkę Abigail, w dobrym momencie odnajdując resztkę sił. Musiał odczekać tak kilka sekund, aż jego rozkołatane serce nieco przystopowało, a szum w głowie ucichł. I pomyśleć, że trasa i cale spotkanie nadal przed nimi!
— Ja przy okazji też — dopowiedział, a jego kącik drgnął ku górze. Gdy stanął na twardej, stabilnej ziemi, zapiął spodnie, pasek i kolejno guziki koszulki. Czuł pieczenie na plecach, ale było tak lekkie, że mógł pozwolić sobie je zbagatelizować, choć niewątpliwe, że Abigail pozostawiła na jego skórze pamiątki.
Zaraz spojrzał na zegarek, zdobiący lewą rękę, a przez jego twarz przebiegł cień niezadowolenia.
— Obyśmy tylko nie zgubili się raz jeszcze, bo już i tak jesteśmy prawdopodobnie spóźnieni — rzekł. No, chyba że mocniej przyciśnie pedał gazu i nieco ponagina zasady.
Castor Gemayel
Akurat nie sądził, że ktokolwiek mógłby się czegokolwiek domyślać, bo jego relacja z Abigail była dla osób trzecich tylko oficjalna, pomijając rozmowy takie jak ta w bistro, czy na parkingu, jednak one nie zdradzały niczego, co tak naprawdę tę dwójkę łączyło. Nie spędzali ze sobą czasu w publicznych miejscach, na otwartej przestrzeni, gdzie mogłyby ujrzeć ich setki par oczu, a zachowywali całkowitą dyskrecję, pozostawiając tę znajomość tylko dla siebie. Bo tak było w ich sytuacji najlepiej, a przynajmniej do momentu, gdy Smith nie skończy szkoły – gdyby romans wyszedł na jaw, zapewne odbiłoby się to na reputacji ich obojga, a problemy z taką łatką były im zupełnie niepotrzebne.
OdpowiedzUsuń— I teraz także nie zamierzam się nikomu tłumaczyć — potwierdził jej słowa, gdy tylko zajął miejsce kierowcy i zapiął pas. Rzeczywiście nigdy tego nie robił, a już tym bardziej nie w takich przypadkach jak spóźnienie. Gdyby wyszło na jaw, że nadużywa uprawnień służbowych, to wtedy faktycznie musiałby się wytłumaczyć i zapewne zrobiłby to w ramach załagodzenia sytuacji i wzburzonych nerwów swojego przełożonego.
— Po prostu nie lubię się spóźniać — dodał, zerknąwszy krótko na Abigail, a później przekręcił kluczyk w stacyjce, żeby uruchomić silnik wozu i odrobinę go rozgrzać.
Zaraz znów znaleźli się na ruchliwiej trasie, która prowadziła prosto do Camp Murray, a Castor zaczął utrzymać na liczniku nieco większą prędkość, niż regulowały na danych odcinkach przepisy. Wciąż jednak zachowywał zdrowy rozsądek, nie kusząc losu, tym bardziej, że samochód był niestabilny przy podmuchach wiatru, ilekroć mijali się z wielkimi tirami.
— Liczę na to, że ta konferencja minie szybko — stwierdził w pewnym momencie z wyczuwalną niechęcią w głosie. — Średnio mnie satysfakcjonują takie mityngi — dodał, a jego kącik ust podniósł się ku górze. Miał ze sobą zdolnych studentów, więc nie bał się, że coś się schrzani, ani że to na jego barkach będzie ciążyć całe to przedsięwzięcie. Chociaż po tak intensywnym zażywaniu narkotyku w postaci Smith, wolałby się po prostu odprężyć.
Castor Gemayel
Miniony okres należał do wyjątkowo gęstych, jeżeli mowa o obowiązkach, i wymagających, jeżeli mowa o czasie, którego w ogólnym rozrachunku było zdecydowanie za mało, aby podzielić dwie funkcje – pracę w NRO oraz wykładanie z uniwersytecie. Nieustanne gnanie z jednego końca stanu na drugi już kilkakrotnie skończyło się dla Castora mandatem za przekroczenie prędkości, a mała ilość snu momentami dawała się we znaki, szczególnie w biurze NRO, podczas słuchania raportów takich i owakich, gdzie oczy same zamykały się gotowe do drzemki. Praca nad nowymi strategiami wymagała od Castora mnóstwo skupienia, które z drugiej strony zakłócały egzaminy na uniwersytecie, do których musiał dobrze przygotować swoich podopiecznych. W związku z tym, Castor cały swój dostępny czas poświęcał w tej chwili pracy i ludziom, którzy potrzebowali uwagi – jedni, żeby dobrze zdać egzaminy, drudzy, żeby bezproblemowo poprowadzić misję satelity do celu.
OdpowiedzUsuńCzwartkowy poranek spędzał jednak na uczelni, prowadząc dodatkowy wykład z zarządzania kryzysowego, na który zgłosiło się dość dużo chętnych. Dwie godziny spędzone na tłumaczeniu działań z zakresu tworzenia, weryfikacji i aktualizacji planów wznawiania działania w obszarze kluczowych procesów organizacji, w przypadku wystąpienia katastrofy, były wyczerpujące nawet dla samego Castora, który po wykładzie po prostu opadł na krzesło za biurkiem i odetchnął głębiej, dopijając kilka łyków zimnej już herbaty. Kontrolnie zerknął jeszcze na wskazówki zegara i podziękował bogu, że dziś będzie mógł chociaż przez moment odpocząć, za nim znów wyruszy do Camp Murray na kolejną debatę, związaną już ze sprawami strategicznymi.
Zebrawszy w końcu swoje manatki, przeszedł na parking i wsiadł do samochodu, obierając azymut prosto do mieszkania w centrum Spokane. Dopiero w chwilach takich, jak ta, mógł pomyśleć o czymś innym, niż zawodowe obowiązki – o relaksie i odprężającej kąpieli; o wybraniu się do klubu na kręgle; o umówieniu się z kolegami na skydiving... I o Abigail Smith, która w jego myślach i tak pojawiała się częściej, niż powinna, a po ostatnim spotkaniu, w którym padło kilka jednoznacznych słów, pojawiała się praktycznie nieustannie.
Los nie byłby sobą, gdyby i tym razem nie postanowił spiknąć ich w najmniej oczekiwanym momencie, więc sam widok idącej chodnikiem blondynki, gdy mknął niespiesznie prostą ulicą, nie zdziwił go tak, jak w rezultacie powinien. Zdziwiło go jednak pudło, które niosła i chód, który nie wskazywał na to, jakoby była cała w skowronkach, a wręcz przeciwnie – jakby właśnie pożegnała się z czymś ważnym.
Zatrzymał wóz na poboczu, kilkadziesiąt metrów przed Abigail, i wysiadł z auta od razu krocząc w jej stronę. Wiatr targał lekko połami marynarki, którą miał na sobie, ale wciąż nie na tyle skutecznie, by zmusić go do zapięcia guzika.
— Co to za zmiany? — Dopytał, ściągnąwszy lekko brwi, gdy znalazł się kilka kroków przed Abigail. Zauważywszy wysiłek, jaki wymagało od niej niesienie kartonu, od razu wyciągnął ręce, żeby zabrać od Smith pakunek i wyswobodzić ją z targania ciężkiego pudła. Miał wrażenie, że to żadna dobra zmiana.
Nie miał w zwyczaju uciekać – mierzył się ze wszystkim, co stawało mu na drodze, włącznie z uczuciami, mimo że sam nie mógł pochwalić się bogatym zasobem emocji. Dlatego też, gdy Abigail oznajmiła mu za pomocą ukrytego przekazu, że zaczęła coś do niego czuć, nie zbudował wokół siebie muru, ani nie sprowadził jej na ziemię za pomocą słów, którymi jasno i klarownie określiłby kim dla siebie są. Zrobiłby to, gdyby ta relacja faktycznie od samego początku opierała się tylko i wyłącznie na seksie, uprawianym od czasu do czasu, ale znaczyła coś więcej i fakt ten potwierdzały wszystkie te gesty, które nie powinny mieć w takiej znajomości miejsca. Sam, pozwalając Abigail zasypiać i budzić się u swego boku oraz okazując jej własne wsparcie, doprowadził do tego, że pojawiło się przywiązanie i potrzeba wzajemnej bliskości. Castor był świadom, że miał w tym swój udział, dlatego nie próbował uświadamiać Abigail, że oszalała mówiąc mu takie rzeczy, bo wyszedłby na hipokrytę – pozwolił tej relacji rozwinąć skrzydła, podczas gdy mógł podciąć je już na starcie i sprawić, że oboje zapomnieliby o sobie jeszcze za nim opuściliby progi hotelu. Ale z jakiegoś powodu utrzymał tę więź przy życiu.
OdpowiedzUsuńPrzejąwszy pudło w swoje dłonie, zamierzał powiedzieć, że nic nie dzieje się bez przyczyny, a ona na pewno znajdzie zaraz w zamian lepszą ofertę – mógłby jej nawet pomóc – ale wzmianka o Andersie znacząco wpłynęła na nastrój wypowiedzi. Zbagatelizował przy okazji moment, w którym Abigail zwróciła uwagę na jego rozpiętą marynarkę, bo to była drobnostka przy informacji, dotyczącej palanta Andersa. Ale teraz nie potrzebował niczego zapinać.
— Przestanie, niebawem — zapewnił, wyraźnie przełykając wraz ze śliną całą resztę epitetów, jakimi miał ochotę go określić. Nie musiał być wróżką, żeby dojść do pewnych wniosków. To oczywiste, że facet zrobił Smith na złość, być może wciąż żywiąc urazę za sytuację w ratuszu, która cholernie uraziła jego dumę i przerośnięte ego. Chociaż to zachowanie nie było godne miana mężczyzny – gdyby nim był, uderzyłby tam, gdzie powinien i bynajmniej nie w niewinną Abigail.
W twarzy Castora zagościły oznaki złości i nawet nie tyle co widoczne w zaciśniętej szczęce, a w oczach, w których już czaiło się przynajmniej kilka planów na skuteczne unicestwienie tego faceta. Pomijając rosnącą ochotę zdzielenia go raz jeszcze w pysk, a byłby zdolny pójść do redakcji i zrobić to przy świadkach, jeszcze chętniej wysłałby go kosmos. Dosłownie, tak jak te wszystkie satelity, które już stamtąd nie wracają.
Skupił się jednak na obliczu Abigail, bo brnięcie we własne pragnienia, dotyczące skasowania Andersa przyniosłoby w efekcie niepożądane efekty, i drgnął zdając sobie sprawę, że doskwiera jej uporczywy chłód. Zaraz przypomniał też sobie, że trzyma dość ciężkie pudło i wciąż stoi na środku chodnika.
— Dziś i jutro jestem — odpowiedział, wróciwszy do jej wcześniejszego spostrzeżenia i skierował się w kierunku samochodu. — Wsiadaj do auta, tam jest o dwadzieścia stopni cieplej — rzekł, jako że poza ciepłem, był jeszcze bagażnik, który w przeciwieństwie do jego rąk, został stworzony do targania ciężkich rzeczy. I gdy znaleźli się przy wozie, Castor podparł karton o kolano i otworzywszy klapę bagażnika, wsunął go do środka, zamykając bagażnik z cichym trzaskiem. Zaraz znalazł się na miejscu kierowcy i przekręcił kluczyk w stacyjce, by odpaliwszy wóz, zagwarantować stały dopływ ciepła. Podparłszy rękę o kierownicę, nie wrzucił jednak biegu.
Zlustrował sylwetkę Abigail bacznie, nieznacznie mrużąc przy tym oczy.
Usuń— Nie wiem dokąd zmierzałaś z tym pudłem, ale trochę pokrzyżuję wam plany — oznajmił, wciskając guzik automatycznego zamka, który ze skrzypnięciem zablokował wszystkie drzwi samochodu. W kąciku castorowych ust pojawił się cień szelmowskiego uśmiechu. Nie oczekiwał od Abigail pozwolenia, jak zwykle, ale był ciekaw czy zaprotestuje, czy sytuacja ze zwolnieniem z pracy sprawi, że będzie jej wszystko jedno. Oczywiście nie zamierzał robić nic głupiego, a zabrać Abigail do siebie, bo miał wrażenie, że nawet, jeśli zmierzała do akademika, nie spotkałoby jej tam nic korzystnego. U niego zaś mogła wypić dobrą, rozgrzewającą herbatę, ba! Istniało jeszcze kilka innych sposobów na skuteczne rozgrzanie. Poza tym, zostawienie jej w takim stanie samopas byłoby nie w porządku, choćby miała w zamiarach spiknięcie się z jakąś przyjaciółką.
Już samo myślenie, a co dopiero rozmowa, o Andersie doprowadzało go białej gorączki, więc w samochodzie po prostu milczał, bojąc się, że ciągniecie tematu zaowocuje obraniem azymutu na redakcję, a wtedy negacje Abigail nie będą miały już żadnego znaczenia i przełożenia na rzeczywistość. Z drugiej jednak strony wolał, żeby Smith trzymała się od tego faceta z daleka (czy też raczej on od niej), więc świadomość, że Anders tym zwolnieniem równocześnie uciął siebie drogę do Abigail, robiła mu akurat dobrze. Być może Anders miał nadzieje, że Smith zacznie błagać go na kolanach o pomoc, albo że zgodzi się za małe co nieco utrzymać ją na tym stanowisku, które akurat w oczach Catora nie było warte zachodu. Abigail miała predyspozycje do pełnienia znacznie lepszej fuchy, więc rozstanie się z redakcją może w efekcie okazać się rozpoczęciem czegoś nowego, stokroć lepszego, co zaowocuje pasmem dalszych sukcesów.
OdpowiedzUsuńSkupił się na jeździe, korzystając z wolnego lewego pasa, by pomknąć do mieszkania szybciej, niż przewidywała średnia prędkość na najbliższym odcinku. Płynnie zmieniał biegi, co rusz zerkając w lusterka, ilekroć zamierzał kogoś wyprzedzić, chociaż sygnalizacja świetlna i tak robiła co swoje, żeby zatrzymać auta i opóźnić drogę do domu.
Gdy poczuł chłodną dłoń Abigail na swej własnej, trzymanej stale na gałce biegów, nie cofnął ręki. Zerknął tylko kontrolnie w stronę Smith, chcąc upewnić się, czy nie chciała mu czegoś przekazać w sposób niewerbalny, ale jej spojrzenie wciąż utkwione w widokach za oknem dało mu do zrozumienia, że ten gest wcale nie miał na celu zwrócenia jego uwagi. Przemilczał go tak, jak przemilczał sytuację ze zwolnieniem Abigail z pracy, chociaż nie wątpił, że dla samej Smith to zwolnienie było czymś przykrym i denerwującym zarazem, co nader wszystko wzbudziło w niej całą gammę przeróżnych emocji, począwszy od złości, skończywszy na żalu. Nie wiedział, czy poznała tam kogoś, z kim warto było nawiązać nić przyjaźni, ale biorąc pod uwagę osobowość Abigail, sądził, że znalazła kogoś godnego tego miana i rozstanie to również odbiło się na jej aktualnym nastroju.
Zatrzymawszy wóz na parkingu przed kamienicą, zabrał ze schowka telefon i wysiadł z zamiarem zgarnięcia pudła. Zdążył już podejść do bagażnika, kiedy Abigail poprosiła, żeby zostawić te szpargały w samochodzie. Nie miał nic przeciwko, więc pokiwał tylko głową i wcisnął guziczek na pilocie auta, żeby uruchomić alarm. Za moment oboje wspinali się już po schodach odpowiedniej klatki i przekraczali próg frontowych drzwi.
Castor ściągnął z siebie marynarkę, zaraz przewiesiwszy ją przez oparcie salonowej kanapy i opadł na nią chwilowo, naprawdę ciesząc się z faktu, że ma wreszcie odrobinę wolnego, które może spożytkować wedle własnego widzimisię. Zdjął buty i rozpiął kilka guzików koszuli, odstawiając obuwie do przedpokoju. Szum wody w łazience trochę go zaintrygował – szybko połączył fakty: to nagłe ukrycie się w łazience z nastrojem Abigail i zachowaniem, zupełnie niepodobnym do tej Smith, którą znał na co dzień. Nie oczekiwał wprawdzie, że będzie śmiać się w niebo głosy w takiej sytuacji, ale nie musiał zbyt długo się zastanawiać, by dojść do wniosku, że zakamuflowanie się w łazience było równoznaczne z ukryciem swoich słabości, a nie załatwieniem potrzeb.
Śmiałym krokiem przekroczył próg łazienki, wlepiając spojrzenie swych tęczówek w Abigail. Podszedł do niej blisko i ułożywszy dłonie na smukłych ramionach, zajrzał w jej zaszklone tęczówki. Uniemożliwiając jej ewentualne cofnięcie spojrzenia, ujął w palce jej podbródek, delikatnie zadzierając go ku górze, tak by patrzyła w tej chwili w jego błękitne oczy.
— To też jest droga bez powrotu — oznajmił dość klarownie, odnośnie utraty tego stanowiska, ale dając jej tym samym do zrozumienia, że dobrze pamięta te kilka słów, które wydobyło się z jej ust podczas poprzedniego spotkania. Delikatnie musnął kciukiem jej spierzchniętą wargę, na chwilkę zsuwając tam swe spojrzenie. — Ale jeśli ten facet jeszcze raz ci na niej stanie, powiedz mi o tym. Twoja droga rozkwitnie, a jego na pewno się wtedy skończy — zapewnił, choć z wymuszonym spokojem, bo wspominanie Andersa bez towarzystwa irytacji, było niemożliwe.
UsuńNiewiele dzieliło go od ust Abigail, ale zdołał oprzeć się pokusie pocałowania jej. Uśmiechnął się tylko delikatnie, jakby na poprawę nastroju, i opuścił obie dłonie wzdłuż własnego ciała.
— Masz na coś ochotę, Abigail? — Zapytał, śledząc wzrokiem rysy jej twarzy. Jego brew uniosła się w pytającym wyrazie. Sam z pewnością zamierzał napić się czegoś dobrego i mocniejszego.
Castor miał to do siebie, że jeśli cholernie mu na czymś zależało, był w stanie poruszyć niebo i ziemię, aby do tego doprowadzić, i bez względu na to czy chodziło o coś niebywale ważnego, czy o zrujnowanie komuś życia. Chociaż z tym drugim musiał się pilnować, bo nadużywanie uprawnień agencji wywiadowczej mogło przynieść efekt odwrotny od zamierzonego i przy okazji zrujnować jego własną egzystencję w sposób dość bezwzględny, aczkolwiek jeśli nadużywał ich z głową, to przy takim dostępie do informacji, mógł zdziałać naprawdę wiele, albo i wszystko. A był święcie przekonany, że Anders nie jest czystym graczem, bo w tym świecie tacy nie istnieją. Wystarczyło tylko przyjrzeć się jego działalności, prześledzić wszystkie dane telekomunikacyjne za pomocą oprogramowania Carnivore – począwszy od rozmów, skończywszy na wiadomościach. A to tylko początek – jest bowiem całe mnóstwo możliwości! Istnieją programy komputerowe typu Magic Lantern czy CIPAV, które można zdalnie zainstalować w systemie komputerowym, w celu monitorowania aktywności komputera. W ramach programu Mail Isolation Control and Tracking, amerykańska poczta państwowa fotografuje zewnętrzną stronę każdej poczty papierowej przetwarzanej w Stanach Zjednoczonych, udostępniając te obrazy organom ścigania oraz agencjom rządowym, do których NRO ma dostęp. Dodatkowo agencje te zbierają informacje na temat dokumentacji finansowej, zwyczajów surfowania w Internecie i monitorowania wiadomości e-mail. Przeprowadzili również szczegółową analizę sieci społecznościowych, takich jak Myspace, Facebook, Twitter – ba! Istnieje ustawa Communications Assistance for Law Enforcement Act (CALEA), która wymaga, aby wszyscy amerykańscy dostawcy usług telekomunikacyjnych i internetowych zmodyfikowali swoje sieci w taki sposób, aby umożliwić łatwe podsłuchiwanie ruchu telefonicznego, VoIP i szerokopasmowego Internetu. Na tym świecie nikt nie jest wolny, natomiast każdy (w tym przypadku głównie organy ścigania i rząd), kto ma dostęp do takich danych, trzyma drugiego człowieka w garści. Pomyśleć, że to wszystko, w teorii, ma zapobiegać terroryzmowi. Aż się włos na głowie jeży.
OdpowiedzUsuńNiemniej, wierzył, że nie jest to etap, który wymagałby od Castora użycia takich środków, tym bardziej słysząc zapewnienia z ust Abigail. Dopóki Anders nie sprawi, że Smith zacznie się obawiać, Castor będzie trzymał ręce przy sobie, przynajmniej na tyle, na ile będzie mógł, bo jak dorwie faceta na chodniku, to z pewnością nie będzie tylko stał i się gapił. Proste, że użyje wtedy pięści.
Jednak to krótkie, ale czułe muśnięcie ust szybko zyskało całe skupienie Castora, pozwalając chociaż na chwilę wytrącić Andersa z pamięci. Całowanie Abigail było czymś z pewnością niezwykłym.
— Nie porwałbym cię, gdybyś miała mi w czymkolwiek przeszkadzać — zauważył i złapał Abigail za dłoń w chwili, w której musnęła skórę jego policzka. Na pytanie o alkohol dla niej, podniósł tylko usta i częściowo splatając ich palce, poprowadził Abigail do salonu. Zawsze miał coś więcej, niż bourbon, kwestia tego, czego Abi zechciałby skosztować.
UsuńOtworzywszy barek, wskazał ręką na kilka butelek.
— Arak raczej nie — stwierdziwszy, od razu przesunął szeroką, acz niską butelkę całkiem w bok. — Gin? Mam butelkę Sprite'a — zaproponował, unosząc lekko brew, ale po sekundzie powiódł jeszcze swym wzrokiem po etykietach na butelkach. — A może Martini?
Dla siebie postanowił wyciągnąć butelkę bursztynowego Henry'ego McKenny, chociaż nie zamierzał wypić wtenczas więcej jak jedną szklankę, bo pora była wczesna i niewykluczone, że będzie musiał jeszcze dziś wsiąść w samochód. Chociaż prawda jest taka, że Castor ostatnio w ogóle nie orientował się w czasie, natomiast dziś miał wrażenie, że jest już daleko po piętnastej.
Gdy Abigail zdecydowała się na gin i przyniosła dwie szklanki, Castor uzupełnił je nieprzesadną ilością alkoholu. Do szkła blondynki wlał jeszcze gazowany napój, zaś swoją porcję pozostawił niemieszaną. I to się zgadza – naprawdę rzadko sięgał po trunki o porze takiej jak ta, z tego względu, że po pierwsze nie lubił popijać przed południem, a po drugie w normalnym trybie życia nie ma nawet możliwości, by sięgnąć po alkohol wcześniej niż na wieczór. Dziś było o tyle inaczej, że wreszcie miał chwilę aby odetchnąć po ostatnim cholernie gęstym w obowiązki tygodniu i nacieszyć się tym rąbkiem wolnego czasu, za nim ponownie przygniecie go nawał zadań, zarówno ze strony uniwersytetu, jak i departamentu.
OdpowiedzUsuń— Ja myślę, że to moja jedyna szansa na sięgnięcie po alkohol w tym tygodniu i w przyszłym, być może, także — odpowiedział, wręczając Abigail drinka, z którego wyskakiwały raz po raz maleńkie bańki gazu.
Zakładał, że ten kocioł w pracy potrwa już do zakończenia roku na uniwersytecie, ale pocieszającym był fakt, że zaraz po nim połowa obowiązków odejdzie i pozostaną tylko te, które stale towarzyszą mu w pracy dla Narodowego Biura Rozpoznania. Jeszcze się nie zastanawiał gdzie wtedy osiądzie, ale cóż – istniało duże duże prawdopodobieństwo, że podczas wakacji to w mieszkaniu w Camp Murray spędzi większość swojego czasu. Bazę miał tam bowiem na wyciągnięcie ręki.
Kącik jego ust drgnął symbolicznie, kiedy Abigail wspomniała o tęsknocie. Zdawał sobie sprawę, że zaczynała śmielej mówić o swoich uczuciach, choć dotychczas największym uczuciem, o którym mu powiedziała, było to związane z drogą serca.
Upił łyk złotego płynu i podążył spojrzeniem w ślad za Smith, która opadła na kanapę. Na wzmiankę o wyczerpaniu, westchnął tylko i przysiadł obok, wygodnie układając plecy na oparciu.
— Prawda — przyznał. — Do tego niebawem kończy się rok akademicki, poza tym, na drugim końcu stanu stale walczymy z nowymi strategiami w departamencie. I już chyba wszyscy przyzwyczailiśmy się do nadgodzin — rzekłszy, ułożył szklankę z alkoholem na swoim brzuchu, obejmując ją obiema dłońmi. — A w tym wszystkim muszę jeszcze odwiedzić Liban — dodał trochę zrezygnowanym tonem i wzruszył przy tym ramieniem, bo nie miał pojęcia, gdzie teraz wciśnie ten kilkudniowy wyjazd, kiedy nie miał nawet chwili by zjeść porządny obiad. Sięgnął zaraz po łyk bourbona i obrócił głowę w kierunku Abigail, lustrując jej twarz z bacznym wyrazem.
Rzeczywiście, Castor zwykle nie zwierzał się ze swoich podróży; nie podawał konkretnej daty powrotu, czy długości swego wyjazdu. Pojawiał się i znikał, czasami w najmniej oczekiwanym momencie, chociaż zapytany o te kwestie, z pewnością nakreśliłby choć trochę plany przyszłej nieobecności.
— Gdzie chciałabyś pojechać? — Podpytał, będąc w gruncie rzeczy ciekaw, czy miała na myśli jakieś konkretne miejsce na ziemi. I kto wie, czy ta informacja ostatecznie nie okaże się dla Castora przydatna.
Wykładanie kierunku na tutejszym uniwersytecie było tylko życiowym dodatkiem, jako że to praca dla Narodowego Biura Rozpoznania stanowiła w tej chwili kluczowy aspekt jego kariery i gdyby przyszło mu kiedykolwiek wybierać, to oczywistym byłoby całkowite oddanie się właśnie tej agencji. Nie wiedział zresztą, jak długo potrwa jego profesorska kadencja, choć nie ze względu na jakieś uwagi do wykonywanego obowiązku nauczania, a w związku z własną wolą. Uczenie nigdy nie było jego marzeniem, ani życiowym celem – do Spokane został zwerbowany z polecenia i zgodził się, bo został zapewniony, że grupa, którą przejmie, wybrała ten zawód świadomie, a nie z braku laku. Uczył przyszłych fachowców, którzy chcieli się kształcić i to dzięki temu jeszcze nie rzucił tego całego wykładania w cholerę. Ale zdawał sobie sprawę, że obecni studenci w końcu zakończą swoją edukacje na tym etapie i pójdą w świat, a wtedy, cóż – istnieje prawdopodobieństwo, że i Castor się oddeleguje.
OdpowiedzUsuńDopiero, gdy usłyszał to naprawdę? z ust Abigail, przypomniał sobie, że nie nadarzyła się jeszcze okazja, w której zdradziłby jej swoje korzenie i cokolwiek związane ze statusem społecznym, dotyczącym jego rodziny. Przyłożył więc szklankę do swoich warg i nieśpiesznie upił z niej dłuższy łyczek, żywiąc jakieś nadzieje, że temat ten nie zainteresuje Smith w żadnym stopniu. A jakże złudne nadzieje to były!
Wlepił w Abigail spojrzenie, gdy ze szczerą ciekawością podparła dłoń na jego udzie, wyczekując jakiejś historii. Sam nie wiedział jak ugryźć ten temat, bo zwykł go unikać – raz, że w związku z kwestiami politycznymi, które ciążyły na jego nazwisku, a dwa, że było kilka tajemnic, które nie mogły ujrzeć światła dziennego. Jedną z nich było ustawione małżeństwo, w którego sprawie między innymi miał tam jechać.
— Liban to moje rodzinne państwo, Abigail — wyjaśnił, zastanawiając się nad dalszym ciągiem opowieści. — Moja matka wyjechała do USA kiedy była w ciąży i tutaj mnie urodziła, ale zarówno ona, jak i mój ojciec, to Libańczycy z krwi i kości — rzekł, pochyliwszy się na moment w przód, aby odstawić szklankę z alkoholem na stolik, po czym powrócił do tej samej pozycji. — Muszę załatwić tam kilka spraw, stąd ten wyjazd, a pamiątki, tak, były autentyczne — dodał, przypomniawszy sobie o pewnej drobnostce, którą przyniósł wtedy ze sobą z jubileuszu. Pamiętał o tej zawieszce w kształcie arabskiego słowa, bo zamierzał ją wykorzystać, gdy przyjdzie na to czas.
Mając wolne obie dłonie, zbliżył palec wskazujący do policzka Abigail, by wolnym i czułym ruchem zgarnąć opadający na niego kosmyk, delikatnie muskając opuszkiem jej skroń. Powiódł spojrzeniem za ruchem swej dłoni, wróciwszy zaraz błękitnymi tęczówkami do jej czekoladowych, które błyszczały lekko.
— A jeśli chodzi o wakacje i pobyt w Spokane... — wrócił do tematu, urywając na moment. Ułożył ręce wygodnie po bokach i przechylił głowę, śledząc w chwilowym milczeniu rysy twarzy blondynki. — Wszystko zależy, czy powód, dla którego mógłbym tu zaglądać, nie postanowi wrócić do Wilbur — dokończył klarownie, wcale nie kryjąc się z tym, że mówiąc o powodzie, miał na myśli właśnie Abigail. Po za jej obecnością nie byłoby tutaj nic, co sprawiłoby, że zechciałby poświęcić czas na dojazd.
Nawet jeśli Castor w teorii starał się nie zwracać uwagi na to, że obecność Abigail jest lepsza od jej nieobecności, to podświadomość skutecznie mu o tym przypominała, choćby w chwilach takich jak ta, gdy siedzieli ciszy mieszkania, korzystając z własnego towarzystwa. Nie zastanawiał się też nad łączącą ich znajomością i nie rozdzielał jej na części pierwsze, tak jak zwykł rozdzielać niemalże wszystko w swoim życiu, a choć dobrze wiedział, że im bardziej będzie w to brnął, tym gorzej za jakiś czas będzie odstawić używkę w postaci Abigail na bok – bagatelizował to. Było mu dobrze z takim stanem rzeczy; z faktem, że ich znajomość nie miała żadnego określenia, ani kategorii, że nie musieli się w niej ograniczać, bo nie wcisnęli jej w żadne, konkretne ramy, które miałyby narzucać im jakikolwiek granice. Wiedział wprawdzie, że brak granic może doprowadzić tę relację do czegoś głębszego, że może zasiać ziarno przywiązania ale wiedza ta nie była na tyle skuteczna, aby odciągnąć go dotychczasowych działań i zmusić do zerwania kontaktu ze Smith. Pozwalał jej trwać, bo zarówno zerwanie tej relacji, jak i jasne określenie jej, nie były na tę chwilę dobrym rozwiązaniem.
OdpowiedzUsuńUsta Castora drgnęły w górę, gdy Abiagil usiadła okrakiem na jego udach. Objąwszy ją w biodrach, przysunął do siebie bliżej i zadarł nieznacznie głowę, jako że tym razem to Smith była odrobinkę wyżej. Był zadowolony z odpowiedzi, że w Wilbur nie ma niczego (czy też nikogo), co mogłoby tam na nią czekać, bo było to równoznaczne z jej dalszym pobytem w Spokane.
— Świetnie — skomentował tę kwestię, błądząc spojrzeniem po twarzy Abigail, gdy skradła mu czuły pocałunek. W przeciwieństwie do wzmianki o zostaniu w Spokane, nie był tak zadowolony kiedy Smith odsunęła się od jego ust tylko po to, by wypytać go Liban. Oczywiście, nie miał oporów przed opowiadaniem o rodzinnym kraju, bo państwo to było mu bliskie, a częściowo także go fascynowało, więc mógł zdradzić kilka szczegółów. Tyle, że w tej chwili nabrał ochoty na coś zgoła innego.
— Nie można porównać Libanu do USA w żadnym przypadku — rzekł. — To dwa inne światy — podniósł lekko usta i powiódł dłonią po ramieniu Abigail w górę, do barku, będąc bardziej zainteresowanym w tej chwili swoim ruchem, niżeli opowiadaniem o Libanie. — Nie żyję tam, bo nie mogę — powiedział, spojrzawszy w jej tęczówki. Dłoń przesunął z ramienia na szyję, aż ujął jej twarz.
— Ale Liban może chyba jeszcze chwilkę poczekać... — zauważył, zbliżając jej usta do własnych warg, aby musnąć je zachęcająco. Zaraz chwycił twarz Abigail w obie dłonie, chcąc smakować jej ust w taki sposób, aby nie pominąć żadnego ich skrawka. Zdawał sobie bowiem sprawę, że każda pieszczota z udziałem Abigail jest wyjątkowa i niepowtarzalna, a nader wszystko cholernie uzależniająca. Bywały takie momenty, w których Castor pragnął jej w sposób inny, niż dotychczas – pragnął zatracić się w czymś więcej, niż jej piękne ciało. To było karygodne, ale silniejsze, niż sądził.
Jego praca nie była związana z realnym zagrożeniem, a obowiązki nie sprowadzały się do walk na froncie, które mogłyby pozbawić go życia. Jedyne co mogło mu poważnie zaszkodzić, to niespodziewany atak na jednostkę, choć to mało prawdopodobne, albo zdradzenie tajemnicy wojskowej i pociągnięcie do odpowiedzialności. Mimo, że posiadał stopień wojskowy, nie był zobligowany do wyjazdów na misje militarne, a jedyna wojaczka, do której musiałby przystąpić to ta, która rozegrałaby się ewentualnie na terenie USA – co też było nierealnie z tego względu, że USA nigdy nie nie robi chlewu u siebie. Wcześniej, kiedy uczestniczył w zamieszkach na terenie Libanu, bardziej narażony był na uszczerbek zdrowotny, czy utratę życia, ale obecnie sytuacja w Libanie się uspokoiła, a Castor nie wyjeżdża do rodzinnego kraju by brać udział w demonstracjach przeciwko Hezbollahowi, stąd światełko jego istnienia jest w tej chwili bardziej bezpieczne.
OdpowiedzUsuńUsta Casotra drgnęły ku górze, gdy Abigail dobrała się do guzików jego koszuli, powoli odsłaniając jego ciało.
— Może jednak troszeczkę dłużej, niż chwilkę — szepnął filuternie, oddając się całowaniu miękkich warg Abigail. Jego dłonie spoczęły na jej biodrach, zaraz wdzierając się pod materiał bluzki, którą podciągnął ku górze, by za chwile wyswobodzić spod materiału jej ciało, a ciuch porzucić w bliżej nieznane miejsce za kanapą.
Musnął wargami jej szyję, stopniowo zwiększając czułość swych pocałunków, składanych tuż pod linią szczęki i obojczyka, wokół którego zawędrował, rozkoszując się gładkością jej skóry, jak i całą bliskością. Sam także wyzwolił zaraz swe ciało z materiału koszuli, kiedy Abigail rozpięła guziki, i porzucił jasny materiał nieopodal mebla, na którym siedzieli.
— Cholernie tęskniłem — przyznał, spoglądnąwszy w ciemne tęczówki Smith, po czym zwinnie zamienił ich miejscami, zwisając nad sylwetką Abigail, przylegającą płasko do siedziska kanapy. Złożył pocałunek na jej ustach i przeniósł się w okolice mostka, który drażnił językiem. Nie ważne ile już razy dane im było sycić się wzajemnie bliskością własnych ciał – doznania za każdym razem były wielkie i jedyne w swoim rodzaju, choć apetyt wzrastał w miarę jedzenie także i tym razem – z każdym ruchem, pocałunkiem, cichym westchnięciem, przymknięciem powiek i chwilowym wstrzymaniem oddechu, by skupić się nawet na najdrobniejszym skrawku jej ciała i przyjemności, którą mu ofiarowała współdziałając w tej grze. Ich relacja była pokręcona do takiego stopnia, że nikt o zdrowych zmysłach nie byłby w stanie się w niej połapać. Oboje zapierali się rękami i nogami, że to co ich łączy, to tylko niezobowiązująca gra i zabawa, polegająca na spędzaniu soczyście przyjemnych nocy w objęciach własnych i pikantnego seksu, ale gdy tylko pojawiała się między nimi sytuacja godna prawdziwych uczuć – oboje poddawali się im tak naturalnie, jakby łącząca ich więź była czymś więcej, niż tylko znajomością z dodatkiem. Wbrew wszelkim pozorom, była to cholernie trudna relacja, która wymagała od nich znacznie więcej wkładu, niż więź szczelnie zaszufladkowana w konkretnych ramach, tutaj bowiem byli dla siebie przyjaciółmi, kochankami, partnerami i znajomymi w jednym.