Dołącz do nas i zasil grono studentów lub pracowników! » Przekonaj się jak wygląda życie w college'u. » Zapoznaj się z odpowiednimi zakładkami! » Aplikuj już teraz!

123Witamy wszystkich serdecznie na River Falls University of Spokane i zachęcamy do zapisów. Życzymy Wam udanej zabawy, mnóstwa weny i wielu ciekawych wątków. Uprzedzamy, że blog jest jeszcze w fazie przygotowań, więc wszelkie ewentualne problemy należy niezwłocznie zgłaszać pod zakładką administracja. Nasz szablon został przystosowany do przeglądarki Firefox i nie posiada wersji mobilnej.
[10.06.2018] lista obecności
Na blogu pojawiła się kolejna Lista Obecności.

[23.05.2018] post organizacyjny
Na blogu pojawił się już pierwszy post organizacyjny.

[05.05.2018] lista obecności
Na blogu pojawiła się już pierwsza Lista Obecności. → ZAKOŃCZONA.

[23.04.2018] nowe ogłoszenie
Zasada komentarzy właśnie weszła w życie.

[20.04.2018] otwarcie bloga
Zapraszamy do zapisów! Potrzeba nam zarówno studentów, jak i pracowników!

...

Spokane, Waszyngton
maj, rok 2018, semestr wiosenny, 17°C,
prognoza: przelotne opady deszczu
W związku ze spadkiem aktywności oraz zainteresowania autorów blog River Falls University zostaje oficjalnie zawieszony. Oczywiście wątki, które chętne osoby wciąż rozgrywają mogą toczyć się dalej, Administracja nie będzie w nie ingerować. Wiedzcie, że żyjemy i życzymy Wam wszystkim udanej zabawy! ;)

22 kwietnia 2018


Audi, vide, sile

castor gemayel
kastor baszir al-dżumajjil
SZTAB KORPORACYJNY NARODOWEGO BIURA ROZPOZNANIA wykładowca
bezpieczeństwo narodowe
wizerunek:
JASON MORGAN
Castor Bachir Gemayel —— poczęty w Bejrucie, zaś urodzony 1 czerwca 1977 roku w Spokane —— pochodzi z wpływowej rodziny szejków Dżumajjil z miasta Bikfajii w Libanie, które stanowi matecznik ich rodu —— z pierwszego związku jedyny syn Baszira al-Dżumajjil, byłego prezydenta Libanu oraz byłego dowódcy wojskowego —— maronita —— uczęszczał do North Central High School w Spokane, następnie wyjechał do Waszyngtonu (DC), gdzie rozpoczął studia w National Defence University, a konkretniej w Joint Forces Staff College na wydziale Dowodzenia, Kontroli i Operacji Informacyjnych —— po ukończeniu szkoły z wyróżnieniem, otrzymał stopień porucznika oraz tytuł specjalisty ds. bezpieczeństwa narodowego w planowaniu i realizacji wspólnych, wielonarodowych i międzyagencyjnych operacji —— aktualnie pół etatu przeznacza na wykładanie w River Falls University, a drugie pół na pracę dla NRO w Washington Military Department w biurze zarządzania kryzysowego, w którym przejął pałeczkę kierownika (State Emergency Management Officer in Washington Emergency Management Division) —— biegle posługuje się językiem angielskim oraz arabskim i piąte przez dziesiąte francuskim —— utrzymuje kontakt z bratem przyrodnim oraz z młodszą z sióstr przyrodnich, jako że starsza zginęła w zamachu bombowym, który był przygotowany dla ich ojca —— cztery razy w roku odwiedza rezydencję w Bikfajii —— ceni sobie sztukę, aczkolwiek jedyne zdolności artystyczne jakie dotychczas w sobie rozwinął, to sztuka origami, gra na mijwiz i pianinie —— po dziadku skrycie zdolny tancerz —— stały bywalec baru Lion's Liar —— w Spokane bywa cztery dni w tygodniu, resztę spędza w kawalerce w Camp Murray —— porusza się czarnym BMW serii 4 Gran Coupe, bo to jedyne auto, które pozwala mu przebyć odległość trzystu mil w lekko ponad trzy godziny —— rodzina wybrała dla niego przyszłą małżonkę, aczkolwiek żadne zaręczyny nie doszły do skutku
GŁÓWNA SZCZEGÓŁY RELACJE DODATKOWE


146 komentarzy:

  1. [Czy mogę skłamać, że na Ciebie nie czekałam? :D
    Myślę, że znasz już cały mój zestaw komplementów na temat Twojej postaci i doskonale wiesz, że jestem ich ogromną fanką. Dlatego nie przedłużając - chodź, wymyślmy coś fajnego. Zważywszy na charaktery naszych postaci, niczego innego byśmy nie mogły wymyślić. :D]

    Annabelle Sanders

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Dziękuję za miłe powitanie. ;) Jeśli mnie wzrok nie mylił, dostrzegłam link do swojej karty, za co także bardzo dziękuję i w ramach wyrównania rachunków, muszę zaproponować choćby zalążek jakiegoś pomysłu. Historia Castora jest niebywale rozwinięta i dopracowana, co bardzo podziwiam, gdyż sama nie potrafię być aż tak skrupulatna. Bez wątpienia nie będzie mógł odgonić się od studentek ogromnie łaknących wiedzy. :D
    Podczas przeglądania karty wpadłam na pewien pomysł. Pomyślałam, iż moglibyśmy wykorzystać jego skryty talent taneczny. Larissa uczęszcza na zajęcia dodatkowo i dla odmiany mogłaby dostać zadanie dotyczące tańca towarzyskiego. Jej partner skręciłby kostkę, a ona pilnie poszukiwałaby kogoś, kto przynajmniej nie zadepcze jej palców. Pytanie tylko skąd wiedziałaby o umiejętnościach wykładowcy? Może ktoś go gdzieś kiedyś podpatrzył i rozeszło się po uczelni? Mogłoby być coś takiego? ]

    Larissa

    OdpowiedzUsuń
  3. Przystanęła na jednej nodze przy drzwiach do sali wykładowej z przedmiotu, którego nazwy wcale jej nie pociągała. Podtrzymując na uniesionym udzie kilka teczek i wypożyczoną książkę z poezją, starała się jak mogła zapanować nad szopą włosów, które po wysuszeniu dogorywającą suszarką, nie nadawały się do niczego innego, jak ujarzmienia w chaotycznym koku. A przy tym nie miała zamiaru wywinąć orła przed innymi studentami spieszącymi już na zajęcia. Obiecała koleżance, że zastąpi ją dziś i zanotuje to, co wydawać się jej będzie najważniejsze i choć zwykle nie poświęcała tyle czasu na nie swoje sprawy, to przywiodła ją tu jeszcze jedna kwestia. Plotki głosiły, że wykładowca jest nieprzyzwoicie pociągającym facetem, więc Abi była pewna, że kilka uwag podczas audycji przysłuży się zyskaniu nowych słuchaczy dla rozgłośni. Szczególnie, ze westchnienia nad rzekomo niebywale przystojną aparycją wykładowcy już kilka razy obił jej się o uszy.
    Była kimś, kto swoją determinacją potrafi zawstydzić. W swojej pracy uwielbiała wyłapywać smaczne ciekawostki i zawsze pilnowała się z tym, aby nikomu nie przysporzyć kłopotów, ani nie wyrządzić krzywdy słowami, jakie padają na antenie. A jako nieznana dziennikarka lokalnej gazety, potrafiła wyszukanym słownictwem zaimponować redaktorce, choć i tak miała wrażenie, że ta jej po prostu nie lubi. Choć ta kobieta o włosach farbowanych na malinową czerwień, nie lubiła nikogo, kto miał piersi, nawet tak drobne jak Abi.
    Bezpieczeństwo narodowe? - spytała przechodzącego obok chłopaka, który kierował się wyraźnie do sali, w jakiej i ona miała się zaraz znaleźć. Chwyciła w ręce swoje rzeczy, prostując się i gdy otrzymała potwierdzającą odpowiedź, wślizgnęła się za nim. Miała nadzieję, że niepostrzeżenie, bo jeśli to bożyszcze, nad którym rosło uwielbienie wśród studentek, skrupulatnie sprawdzał obecność i na wyrywki badał znajomość podstaw przedmiotu swoich słuchaczy, nie chciała się rzucać w oczy pod żadnym pozorem. Sama zresztą nie miała pojęcia o przedmiocie i o tematach, jakie były poruszane na wykładach, nie zerknęła nawet do sylabusa. Mogła zawsze podać się za koleżankę, ale nie chciała napytać ani jej biedy, ani tym bardziej sobie, jeśli zostałaby przyłapana na kłamstwie... Wolała więc i wejść niewidoczna, usiąść gdzieś w tłumie, a najlepiej za kimś wyższym, aby ją zasłonił i uciec stąd tez niczym duch.
    Abi nie była zbyt popularna, a jednak dzięki działalności w rozgłośni i stażu w lokalnej gazecie, który uzyskała czystym fartem, była osobą, której twarz i imię kojarzono. Teraz czułą się jak na misji szpiegowskiej i niestety te kilka osób, które jej pomachały zdziwione jej widokiem w tej sali, sprawiły, iż poczuła jak całe jej staranie pozostania incognito wali się w pył. Usiadła więc potulnie obok znajomej dziewczyny, z którą miała zajęcia na zeszłym roku z filozofii feministycznej i z niezadowoleniem odkryła, że jest na widoku, siedząc widoczna jak na dłoni bo dwa krzesła przed nia pozostawały puste. Nadzieja jednak nie umarła do końca, bo ostatni studenci wchodzili pospiesznie, by zająć miejsca nim pojawi się wykładowca. Bo byli i tacy, którzy dość restrykcyjnie trzymali się regulaminu uczelni i po wybiciu godziny rozpoczęcia zajęć, nie wpuszczali do swojej sali spóźnialskich.
    Usiadła wygodniej, stwierdzając, że pewnie i tak przesadza, uspokajające i trochę lekceważące komentarze studentów wokół jej w tym pomogły. Bo to był pierwsze zajęcia, więc standardowo na pewno zostanie omówiony tryb zaliczenia, zakres materiału do przerobienia na zajęciach i w własnym zakresie. Wykładowca poda literaturę i... może wypuści ich wcześniej. Szczerze, miała taką nadzieję! Musiała biec po kawę, aby nie zasnąć do wieczora, a na dodatek musiała zaraz po zajęciach lecieć w trybie ekspresowym do redakcji! Wpasowała na wymiar swojej luki w planie na dziś te zajęcia i gdy drzwi za ostatnią osobę się zamknęły, podniosła wzrok znad telefonu na wysokiego blondyna, który zamiast usiąść za resztą na jednym z ostatnich pustych krzeseł, wyszedł na podest i zatrzymał się przy mocnym wykładowczym biurku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli miał zamiar zacząć swój wykłąd w tym momencie, to trzask telefonu upadającego na niższy rząd krzeseł skutecznie zagarnął dla siebie całą uwagę wszystkich zebranych., przerywając ciszę. Abigail cała poczerwieniała na twarzy wpatrywała się dobrą chwilę z niedowierzaniem w osobę, którą spotkała już kilka tygodni temu. Wpatrywała się w twarz, szeroki tors, silne ramiona faceta, który dla niej wcale nie był wykładowcą i z którym łączyło ją bardzo szczególne wspomnienie.
      Twoj...? - cichy szept studenta, który usiadł przed nią i unosił rekę w jej stronę z komórką, którą upuściła, przywrócił ją na ziemię.
      Bezgłośne przepraszam uleciało z jej ust ostatkiem tchu, po czym usiadła niżej zsuwając się z krzesła, aby jak najmniej rzucać się w oczy.

      Abigail

      Usuń
  4. Nie zdarzało jej się tracić głowę. Nie miewała gaf. Zawsze była świetnie zorganizowana i poinformowana. Nic co działo się na terenie uczelni, nie mogło jej umknąć. Przygotowana na niemal każdą ewentualność, była trudnym przypadkiem, jesli chodzi o zaskoczenie, czy niespodziankę. Rzadko kiedy widziano ją speszoną, z rozdziawioną buzia, czy wybałuszonymi oczami. Jesli na prawdę nie wiedziała, co dzieje się wokół, łatwo mozna było do dostrzec, bo bladła wtedy przerażająco i jej cera przypominała kolorem biały pergamin, na którym drobne piegi na nosie rysowały sie wyjątkowo wyraźnie. Jak teraz. Trzeba było jednak dobrze ją poznać, aby tak drobne niuanse dostrzec, bo było to na prawdę drobną zmianą.
    Kilka tygodni temu widziała przez krótki okres czasu te cudownie niebieskie oczy z bliska. I wiedziała już wtedy, że zbliżenie do tego mężczyzny, może stanowić bardzo niebezpieczną zagrywkę. Jego spojrzenie zdradzało pewność siebie, determinację i silny charakter, przed którymi nie było szans na ukrycie się, jeśli zostanie się obranym na cel. Wtedy - bardzo tego chciała, potrzebowała, łakneła rozpaczliwie, aż sama się podłożyła. Zawsze imponował jej typ mężczyzn, pociągał i sprawiał, że czuła jak jej ciało słabnie pod samym naporem chłodnych tęczówek. Ale było to przyjemne uczucie, podobnie jak dreszcze pełzające wzdłuż kręgosłupa od karku w dół. A teraz po tych kilku tygodniach, przez które myslała, że nigdy go w życiu więcej nie spotka? Teraz poczuła się mocno zagubiona, niepewna, bo było w nim jeszcze coś, co sprawiało, że czuła przyciaganie tak silne, aż sama się tego bała. Szczególnie, że nie odrywała wzroku od jego sylwetki, nie mogła przestać go obserwować, gdy stał przy biurku, później przemierzał salę i na te kilka sekund, przystanął przy jej ławce. To była stanowczość i to właśnie ona w połączeniu z resztą przymiotów jego charakteru stanowiły dla niej zgubną mieszankę.
    Abigail nie należała do kochliwych i płochliwych dziewczynek, które szukają kogoś, kto otoczy je opieką. Nie miała co semestr innego obiektu westchnień, zresztą na to była już chyba za stara po prostu. Nie, ona była młodą kobietą, wymagającą siły od człowieka, z którym chciałaby stworzyć partnerstwo, bo dojść powaznie rozpatrywała kwestię bliskich relacji. I nie zdarzały jej się upojne chwile zapomnienia w ramionach obcego człowieka! A właśnie na tym, na zapachu jego skóry, na smaku ust i wrażeniu miękkości w strukturze jego czupryny potrafiła się skupić, nie tylko wytrzymując znaczące spojrzenie wykładowcy, ale i odwzajemniając je z niejaką butnością. Była zła, że zjawił się niespodziewanie w jej życiu i wywołał w niej tyle emocji. Rozgniewała ją może nie tyle jego obecność, a to że nie powinien mieć nad nią żadnej władzy, gdy było wręcz odwrotnie. To nie powinno mieć miejsca, szczególnie, że wcale go nie znała. I on nie mógł sądzić, że zna ją, to byłoby po prostu śmieszne po jednym... spotkaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziesięć minut temu, gdy przekraczała próg tej sali, długość zajęć byłaby wybawieniem dla jej napiętego harmonogramu dnia. Teraz jednak nie mogła ruszyć się z miejsca, pozwoliła więc reszcie studentów opuścić salę, co zajęło im też kilka chwil. To była niezwykła sytuacja, a ona na prawdę nie wiedziała, co sądzić i jak się zachować.
      Mężczyzna, który stał wyprostowany za biurkiem był ewidentnie człowiekiem, który w kilka sekund potrafił ją zmiękczyć i rozpalić. I nie była do końca pewna, jak wiele zasługi ma w tym działanie alkoholu spożytego w nadmiernej ilości, a wołała myśleć, że raczej niewiele. Raczej właśnie jemu przypisywała to... cudowne doznanie. Ale był jak sen, nieuchwytny i ulotny. Do dziś. I tak było bezpiecznie, bo nawet jeśli nie chodziło o reputację, tym się nie przejmowała, to dotyczyło spokoju ducha. A ona naprawde nie chciała mieć żadnych kłopotów, na wiele rzeczy miała za mało czasu, na to tym bardziej dodatkowego nie dałaby rady znaleźć.
      Podniosła swoje rzeczy i zeszła w dół, zatrzymując się z naręczem wypożyczonych książek i swoich teczek ściskanych z niebywałą determinacją przed nim. Nie powiedziała jednak nic, bo też nie potrafiła znaleźć żadnego sensownego słowa na tę okoliczność. Koleżeńskie powitanie? Wymiana suchych uprzejmości? Udawanie, że faktycznie jest to ich pierwsze spotkanie w życiu? Miała wrażenie, że mętlik w jej głowie tylko się nasila pod naporem jego spojrzenia a krew, przynajmniej resztka tego co jeszcze nie odpłynęło, opuszcza jej twarz. Poczuła nieprzyjemny chłód i zaciskając usta w wąską kreskę, rzuciła szybkie spojrzenie na jego zegarek, jakby chcąc sprawdzić, czy faktycznie po wybiciu siódmej minuty nie opuści sali i nie zniknie jej z oczu.

      Abigail

      Usuń
  5. [Przyznam szczerze, że Castor zwrócił moją uwagę zanim jeszcze się zapisałam. Ma w sobie coś, co mnie do niego przyciąga jak magnes. Obie z Santaną jesteśmy w tym wypadku całkowicie metalowe. I chętnie poznamy się z tym panem.
    Miałam dylemat, czy jednak mimo wszystko nie odezwać się do Archibalda, ale wygrało moje zamiłowanie do starszych facetów i różnic wiekowych.]

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  6. Abigail nie żałowała i nie miała zamiaru zapomniec o tym, co zaszło między nią a Castorem. A jednak ulotność tamtej chwili i pewność, jaką w sobie do niedawna nosiła, iż było to chwilowe i nie ma szans ponownie się powtórzyć, bo oni nigdy się nie spotkają, dodawała szczyptę rzewnej magii tamtej nocy. A ona mimo praktycznego podejścia do zycia, była kobietą jakich pełno wokół i taka drobna romantyczna cegiełka w jej charakterze, także miała swoje miejsce. I w tym momencie mocno się ujawniła, a w jej głowie to wspomnienie było celebracją nie chwili zapomnienia i szaleństwa, a czegoś głębszego i pieknego na swój sposób. Bo Castor nie pociągał jej i nie znaczył tylko tyle, co ciało i jego bliskość, a dopisała wtedy temu spotkaniu jeszcze coś, czego jej brakowało. Jego widok na uczelnianej sali jednak zmroził ją i sprawił, że piedestał na którym wzniosła ich wspólne momenty runął. I nie obawiała się wcale tego, że ich wspólny sekret ujrzy światło dzienne i się rozniesie po kampusie, to akurat było najmniejszym zmartwieniem dziewczyny. Ona obawiała się, że zobaczy w castorowym spojrzeniu kpinę i rozczarowanie i przekona się kolejny raz o tym, jak niewiele może dla kogoś znaczyć. Bo czy tamtego wieczoru to nie ona sprowokowała mężczyznę? Przecież pierwsza go pocałowała pod naporem myśli, emocji i za namowa promili. Gdyby się nie odważyła... możliwe, że i on nie straciłby kontroli.
    Pod naporem jego spojrzenie wydawało się, że struchlała. Wydawała się być teraz mała i krucha, ale obudziła się w niej butna nuta i chęć udowodnienia, że nie jest wystraszonym dzieckiem, które będzie się przed nim kłaniać, czy uciekać. Szczególnie, że nie miała powodów do żadnych obaw, prawda? To ona jemu mogła zagrozić o wiele bardziej, niż on jej. Nie wiedzieć czemu, pomyslała o tym, że między nimi moze wkraść się nieporozumienie i na prawdę jej to nie przypadło do gustu. Nie chciała mieć w nim nieprzyjaciela. Nie chciała też, aby on w niej widział coś, co kojarzyłoby mu się źle. Nie chciała, aby ta znajomośc opierała się tylko na przeszłym i ulotnym wspomnieniu, które teraz chyba nie miało wielkiej wagi, bo Castor wydawał się niewzruszony. To też trochę ją ubodło. Oba przecież to nieoczekiwanie przezywała w środku w niezwykle intensywny sposób.
    Gdy wyszedł zza biurka, odprowadziła go spojrzeniem i tylko po nagłym huku pchnietych drzwi, drgnęła zaskoczona. Sądziła, że wyjdzie bez słowa i poczuła się tak, jakby otrzymała mocny policzek. Do głowy od razu wpadło jej bardzo nieprzyzwoite słowo podsumowujące jej zachowanie. On jednak pozostał w sali, wtedy też wypuściła powietrze z świstem i oparła się biodrem o blat biurka. Sądziła, że utrzyma dystans i stać będzie przynajmniej na długość wyciagniętych ramiona, a gdy minął ją bez zmieszania i to na tyle blisko, że do jej zmysłów uderzyła mieszanka jego perfum i zapachu skóry, westchneła cicho, obracając się w ślad za nim, jak gdyby prowadził ją na niewidzialnym sznurku. Zmarszczyła gniewnie brwi, gdy padły pytania i ten niewybredny komentarz i przycisnęła do siebie podręczniki jeszcze bardziej w geście samoobrony przed bezpodstawnymi oskarżeniami. Nie przejmowała się tym, że na jej skórze zostaną czerwone linie po podrażnieniu skóry przez ostre krawędzie papieru.
    - Nawet nie wiesz na którym roku i kierunku jestem - mruknęła, nie przypominając sobie, aby się tym z nim podzieliła do tej pory. Być może jakieś skrawki rozmowy był wplecione w inny splot, ten bardziej cielesny, kiedy mieszała się skóra, kości, oddechy i ślina, ale tego już nie pamiętała.
    Brwi ściągnęła jeszcze gniewniej, zatrzymując spojrzenie na jego ustach. Ten uśmiech zdecydowanie jej się nie podobał. Ten uśmiech zdecydowanie coś jej przypomniał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Proszę sobie nie schlebiać, panie Gemayel - zmieniła ton na ten uczelniany i typowo oficjalny, choć jej ton wcale nie pozostawał grzeczny, wręcz przeciwnie, nie kryła się z swoją złością. -Nie przyszłam tu la pana, choć niewątpliwie stanowi pan sensację wśród innych studentek - sprostowała, gdyby jednak miał zamiar obrócić jej oświadczenie na swoją korzyść, co niewątpliwie potrafił czynić bardzo dobrze. A to, że zaznaczyła, iż nie dla niej jest zjawiskiem w ciągu ostatnich dni, zrobiła specjalnie. Był tak niewzruszony i trudny do przejrzenia, że nie mogła tego znieść. Jakby w ogóle nie obeszła go tamta noc i dzisiejsze spotkanie. Paliło ją to i piekło, tym bardziej, że miała świadomość, iż gdyby nadarzyła się okazja powtórzenia tamtych momentów, skorzystałaby z niej bez chwili wahania.

      Abigail

      Usuń
  7. Gdyby była tą dziewczyną, którą widzą wszyscy wokół, zapewne paliłaby się z wstydu, rumieniąc po korzonki włosów na samo wspomnienie ich wspólnych momentów. Czułaby wyrzuty sumienia, ponadto najpewniej starałaby się wyprzeć to, do czego się posuneła, spychając odpowiedzialność na mężczyznę. Bo o ile sama wiedziała doskonale, co się dzieje na terenie uczelni, kto z kim kręci, kto kiedy ma umówioną randkę, a ogłoszenia w charakterze Walentynek, mogłaby codziennie ogłaszać z głośników, sama własne interesy trzymała z daleka od rozgłośni i publiki. Ale była sobą, prawdziwą i mimo słodkich uśmiechów i serdeczności, wiecznej gonitwy za obowiązkami, co widzieli wszyscy, wiedziała, czego chce i wcale nie była zatroskana wyłącznie nauką. Mało tego, nie nalezała do niewinnych i wstydliwych panien i z całą świadomością, że obydwoje podjęli kroki, by finał nocy był taki, jaki obydwoje wspominali, nie miała zamiaru udawać świętoszki. Nie chciała też godzić się biernie na wszystko to, co los jej rzucał pod nogi, ani zgadzać się na każdą ewentualność, dlatego miała sięgać po zaspokojenie własnych potrzeb i ambicji, a Castor... był tego doskonałym przykładem.
    Uznanie, że jedna noc zakończy się na tej jednej nocy tylko, a spotkany mężczyzna to kochanek na krótką chwilę, było ogromną wygodą. Miała ułożone życie i było jej bardzo wygodnie. Akademik stał się jej domem zastępczym, nim ukończy studia i poszuka czegoś na dłuższy wynajem. Praca jaką teraz wykonywała może nie była szczytem marzeń i nie wiązała się ściśle z kierunkiem, jaki studiowała, ale pozwalała jej na szybki rozwój i poszerzanie znajomości, które ceni się wszędzie. Nie miała głowy do związków, nie szukała niczego na siłę. Po prostu nie szukała. Nie narzekała na brak zainteresowań, a jako osoba raczej lubiana, szerokie grono znajomych zawsze sprawiało, że nie odczuwała samotności. Widok Castora dzisiaj, zachwiał fasadą jej świata i mówiąc szczerze, nie polubiła tego uczucia.
    Zacisnęła mocniej usta, gdy potwierdziły się jej przypuszczenia. Był pewny siebie i lubił mieć rację. I bardzo dobrze, bo ona również była uparta i nie odpuszczała, póki nie przebije rozmowy swoimi argumentami, nie uzyska odpowiedzi, lub nie udowodni swojej tezy. Nie miała jednak ani ochoty, ani czasu na słowne przepychanki, poza tym obudziła się w niej chęć rywalizacji w tym sporze. Nie odpowiedziała na jego pytanie i w niechęci udzielenia odpowiedzi nic sie nie zmieniło. Jeśli zależało mu, aby się dowiedziec, wystarczyło mocniej się postarać, a gdyby ciekawiło go coś więcej, mógł po prostu zasięgnąć języka, lub - co było dla niego dziecinnie proste biorąc pod uwagę, że był wykładowcą; zajrzeć do bazy studentów. Milczała więc dalej, nie zdradzając powodu swojej wizyty w jego sali. A nóż dałaby satysfakcje, zaspokoiła ciekawość i czar by prysł, gdy w obliczu przedrzeźniania tego mężczyzny bawiła się wyjątkowo dobrze. No i nie mogła zapomnieć o koleżance, której nie chciała narażać, a z którą musiała sobie pewne rzeczy wyjaśnić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sapnęła zaskoczona, gdy niespodziewanie nie tylko poczuła jego ręce na sobie, ale znalazła się tuż przy nim i w duchu podziękowała książkom, jakie znalazły się między nimi. Skrzywiła się nieznacznie, czując jak brzegi wypozyczonych tomów znów mocniej wbijają się w jej ramiona, zapewne tworząc kolorowe pamiątki na jej skórze na najbliższe dni i w tej krótkiej chwili, gdy ją przytrzymywał, pozwoliła sobie rozluźnić ucisk na tomach, napierając tym samym makulaturą o jego tors. Wytrzymała jego spojrzenie, gubiąc się totalnie w tym, co powstawało w jej głowie. Miała jedynie nadzieję, że nie wyczuł przez kilka tysięcy stron i twarde okładki, jak mocno zabiło jej serce. I nie miał tak wrazliwych dłoni, by rozpoznać iż zadrżała, omiatając jego chłodne niczym lód tęczówki, które dla kontrastu potrafiły ją jednak rozpalić. To było nie fair i znów wezbrał w niej gniew, zbudził się bunt i ściagneła brwi podejrzliwie. Nieczyste zagranie z jego strony to coś, czego nie potrafiła przewidzieć.
      Nabrała powietrza, by odpowiedzieć w sposób niegrzeczny i uniosła jeszcze wyżej brwi, gdy równie nagle jak ją przyciagnął, opuścił ręce. Zrobił to tylko po to, by jej powiedzieć, że nie ma czasu? Serio?! Nie mógł tego powiedzieć bez dotykania jej. Do diaska z nim!
      - Pokonana przez czas - mruknęła z westchnieniem i odsunęła się, dopiero teraz zerkając w kierunku drzwi. Wcześniej nawet nie pomyślała o tym, by upewnić się, czy aby na pewno nikt nie czai sie u progu.
      - Powodzenia - obróciła się na pięcie, ruszając do drzwi. Jej pożegnanie mogło nawiązywać do pracy na uczelni, nie tylko próby odnalezienia jej. Trzeba było znać Smith, aby widzieć, gdzie się kręci. A on chyba nie słuchał audycji kampusowej rozgłośni, bo gdyby włączył radio w poniedziałek, środę, lub czwartek, rozpoznałby jej głos bez trudu i wiedział, kto się bawi mikrofonem, w którym miejscu.
      Nie należała do osób, które śnią na jawie. Rzadko kiedy bywała roztrzepana. Kiedy jednak opuściła salę wykładową, musiała przystanąć na korytarzu, aby uspokoić oddech i wrócić do rzeczywistości. Musiała jechać do redakcji, miała dziś do dopilnowania na prawdę parę ważnych spraw i niech do piorun strzeli, nie mogła się rozpraszać! Gdy zerkneła na zegarek, omal serce nie wyskoczyło jej z piersi, bo nie wiedzieć kiedy wskazówki przeskoczyły o dobry kwadrans od momentu, gdy ostatnim razem kontrolowała czas. Nie wypuszczając z obolałych ramion książek, ruszyła pędem korytarzami, a później uczelnianymi chodnikami ku bramie, modląc się w duchu, aby wstrzelić się w godzine odjazdu autobusu spod bramy kampusu i zyskać kilka minut w redakcji, przed spotkaniem z smoczycą-redaktorką.

      Usuń
    2. Najprościej byłoby sprawdzić rozkład autobusu wczesniej i zaplanować podróż tak, aby wyrobić się z wszystkim na spokojnie. Ale poważnie, kto tak robi? Kiedy więc minęła bramkę, dostrzegła jedynie kopcący tył pojazdu, który znikał za zakrętem.
      - Cholera! - wrzasnęła rozjuszona i na ile starczyło jej jeszcze sił, ruszyła truchtem w kierunku centrum miasta. W obliczu czekających ją wyzwań i prawdopodobnie nieprzyjemności, spotkanie z Castorem odleciało na dalszy plan, choć wciąż przewijał jej się obraz jego twarzy i tego uśmiechu, jakim ja poczęstował na koniec krótkiej wymiany zdań.
      Zatrzymała się przy postoju taksówek, który oczywiście świecił pustkami i zagryzła wargi, czując, jak opuszcza ją determinacja. Jęknęła żałośnie, opierając ciążące jej niemiłosiernie książki o słupek wyznaczający granicę postoju i zgięła się w pół, pozwalając włosom opaść na twarz. Musiała odetchnąć. A może jakas taksówka zaraz nadjedzie...?

      Abigail

      Usuń
  8. Wyprostowała się natychmiast, gdy podjechał samochód, unosząc zaskoczona brwi. Nim jeszcze szyba od strony pasażera została opuszczona, odkrywając przed nią tożsamość kierowcy, do głowy wpadła jej myśl, że przy jezdni może wyglądać na kobietę uprawiającą najstarszy zawód świata, tylko książki do tego nie pasowały. Gdy zaś ujrzała twarz Castora, jej brwi ściągnęły się w dół, jak to było przez większy czas przebywania nie tak dawno temu w wykładowej sali jego przedmiotu. Pełna konsternacja, niepokój i złość mieszały się w niej na pierwszym planie, gdy na niego natrafiała także i teraz. Chwytając pewnie książki, rzuciła tylko przelotne spojrzenie w kierunku bramy, chcąc się upewnić, ze żaden student tego nie widzi. Jesli chodziło o bliższe relacje z wykładowcą, nie tylko on mógł mieć nieprzyjemności z tego powodu. A ludzie bywają złośliwi, więc lepiej było chuchać na zimne.
    - Super – podsumowała, układając swoje tomiszcza na kolanach i sięgnęła po pas, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, w razie gdyby Castor był kierowcą na miarę rajdowca. Nie spojrzała przy tym w jego stronę ani razu, jakby nie tylko nie chciała po raz kolejny zanurzyć się w tym mroźnym spojrzeniu, ale jakby nie ufała samej sobie, co po tym zrobi. On tego nie wiedział, ale Abigail była świadoma tego, jak mocno każdą cząstką ciała odczuwa jego bliską obecność w tej chwili. Wtedy gdy bezceremonialnie przyciągnał ją do siebie w sali, udowodnił jej nieświadomie, jak podatna jest na każdy jego gest i jak szybko traci przy nim rezon. Nie przywykła do tego i bardzo martwiła się tym, że tak prędko traci rezon w obliczu mężczyzny. Mogło to się marnie skończyć.
    - Nawet nie musiałeś się specjalnie starać – zauważyła, dając mu do zrozumienia, że nie ma być z czego dumnym. Otworzyła pierwszy tom, który ułożyła na wierzchu tych kilku, jakie spoczywały na jej nogach, by rzucić okiem na notatki zapisane na wyrwanej z zeszycie kartki, którą wcisnęła rano między pierwsze strony lektury. To było o wiele bezpieczniejsze dla jej myśli i zmysłów, niż skupianie się na tym, że wnetrze jego samochodu nosi nutę aromatu jego obecności, czy że choć nie siedzi ramię w ramię przy nim, czuje ciepło od lewej strony, którą zajmował w pojeździe. Tak było o wiele rozsądniej dla niej, a przynajmniej mogła mieć pewność, że ani się nie rumieni, ani znów nie blednie tak niezdrowo jak podczas jego wstępu do wykładów.
    -Dziękuję – dodała za kolejnym pokonanym skrzyżowaniem, bo przecież w pewnym sensie ratował jej tyłek. No i nie była zła na niego, nawet nie ociupinę obrażona! Sama była sobie winna i to na siebie się teraz gniewała, co pewnie pokazała opacznie, nie chcąc pokazywać tego wcale.
    Podała adres redakcji, zaznaczając, że może wysadzić ją na połączeniu z ulicą główną, na którą mieli zaraz wjechać. Nie chciała, aby przedkładał drogi z jej powodu i choć pewnie nie byłoby to żadnym problemem, czuła się skrępowana tym, ze to właśnie on przyszedł jej z pomocą i ratował cenny czas. Szczególnie, że chwilę temu, właśnie z tego samego powodu, dla którego sapała przy postoju taksówek, on nawet nie rozwinął rozmowy na uczelni. Obydwoje musieli coś załatwić i obydwojgu wskazówki zegara deptały po piętach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy byli chwilę przed jej miejscem docelowym, zamknęła podręcznik, powtarzając wargami bezgłośnie najważniejsze kwestie, które musiała uchwycić w swoim tekście i rzuciła mu przelotne spojrzenie.
      Nawet nie wiedziałam, że przebywasz w Spokane - wyznała, układając jedną dłoń na przycisku od pasa bezpieczeństwa, jakby gotowała się do wyskoku z pędzącego auta. - Wydawało mi się... - tu zawahała się na moment i gdy przejechali przez kolejną przecznicę, a zaraz mieli się zatrzymać, by mogła wysiąść, stwierdziła, że przecież nic ich nie łączy i nie ma nic do stracenia. - Wydawało mi się, że jesteś tylko przejazdem.
      Rzuciła mu krótkie badawcze spojrzenie. Wolałaby, aby nic nie odpowiadał, aby zachował dla siebie to co myśli, jeśli się wygłupiła. Przecież to pewnie nie pierwszy raz dzisiaj i w ogóle.


      Abigail

      Usuń
  9. Sama nie rozumiała, dlaczego będąc przy nim, spotykając go na sali wykładowej i przed kampusem uczelni, wzbierała w niej aż tak wielka złość. Oczywiście czuła się urażona jego chłodem, jak każda kobieta liczyła, że podreperuje jej próżność i może wplecie w zdanie jedno, lub dwa słowa nawiązujące do wspólnych przyjemności, by jej umilić dzień. Komplementem także by nie pogardziła i nadstawiała uszu, by nie umknął jej ani jeden. Nic z tego. Castor wydawał się czysto pragmatycznym facetem, który ani nie rozpamietywał za wiele, ani też nie przykuwał uwagi do czegoś, co zaszło przypadkiem. Nawet jeśli przypadkowi na swój sposób pomógł. Ona z kolei wydawała się zupełnym jego przeciwieństwem i oto nagle dobrze zorientowana i zorganizowana studentka reklamy, czuje się bezbronna i zagubiona. Cudownie, po prostu fantastycznie... Gorycz i niechęć wraz z rozczarowaniem względem samej siebie wzrastały w zastraszającym tempie i to właśnie blondyn się do tego przyczyniał. Nigdy nie podejrzewała, że tak się będzie czuć i tak irracjonalnie zachowywać przez kogokolwiek, a już szczególnie kochanka z chwili zapomnienia. Rozumu jednak miała wystarczająco, aby nie krzyczec o tym głośno i na całe szczęście, to poczucie odepchnięcia nie zaszło tak daleko, by była jakakolwiek mowa o wykorzystaniu. Bo o ile do jakiegokolwiek doszło, to czy nie z obopólną korzyścią i czy nie z intencjonalnym działaniem w ściśle okreslonym kierunku każdego z nich? Tak naprawdę była świadoma tego, że nie ma co rozgrzebywać tamtego wieczoru, a skoro mężczyzna nie wykazywał większego zainteresowania jej osobą, albo naprostowaniem tego co zaszło, pokazując, że dla niego temat jest zamknięty, ona powinna pójść za jego przykładem. Jemu szło to doskonale, więc nie mogło być to az tak trudne, wystarczyło się chyba postarać... Łatwiej mówić, niż zrobić.
    Cichym mhm przyjęła informację o jego wędrownym trybie życia i zanotowała ją sobie w myślach. Warte zapamiętania. To by wyjaśniało, dlaczego jak dotąd wpadli na siebie tylko raz i to poza murami uczelni. On tam bywał właściwie gościnnie, a ona zabiegana tak mocno, że z trudem wyrabiała się na własne zajęcia, była raczej przelotem wszędzie, trochę nieobecna i nieuchwytna. Ale i tak nie mogła się nadziwić przypadkowi i kpinie losu, że nawet nie dosłyszała ani razu jego nazwiska! Choć może zasłyszała je kiedyś, nim spotkała go osobiście ten pierwszy bardzo znaczący raz? Ale wtedy już zupełnie nie potrafiła połączyć faktów, bo działała impulsywnie, by dopuścić do innych połączeń i zmysły miała nieco przysłoniete czymś innym niż rozsądek.
    Biednej Abigail niebawem mogła pęknąć głowa od tych rozmyślań. Niepotrzebnie naprawdę wszystko analizowała, rozkładając na czynniki pierwsze.
    Ale w życiu niektórych ludzi niekiedy faktycznie bywam tylko przejazdem. powiedział, a blondynka odpięła pas, obracając się w fotelu w jego stronę. Na ten moment przestało jej się spieszyć, szczególnie, że była praktycznie na miejscu. Być może nawet uznała, ze to dobry moment, dobre miejsce i czas, aby wyjasnić sobie znaczącą kwestię – ustosunkowanie do wspólnie spędzonej nocy. I tym razem udało jej się bez drgnięcia wytrzymać to spojrzenie, lecz cień usmiechu, który drgał mu na ustach po raz kolejny ją zirytował. Czy ona wydaje mu się śmieszna? Czy on się z niej nabija? Czy to go bawi?
    - W moje wjechałeś już drugi raz – zauważyła butnie. - I to z impetem, bez pasów bezpieczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przechyliła się w jego kierunku, opierając dłoń na zagłówku fotela kierowcy i zmrużyła lekko oczy, nie odrywając ich od jego twarzy, choć drgający kącik ust kusząco przyciągał jej spojrzenie. - Jesteś bardzo nierozważnym kierowcą – podsumowała zarówno tę sytuację - tę podwózke, jak i konkretnie jego jazdę, bo choć nos trzymała w notatkach, zauważyła, że dość lekko podchodzi do zasad ruchu drogowego. Jej słowa mógł także, czy też przede wszystkim odnieść do własnej wypowiedzi i choć nie zadała pytania wprost, na pewno z łatwością odczytał pytanie, które wyzierało z jej tęczówek. Czy w moim też jesteś przejazdem? Czy znikniesz za kolejnym zakrętem? I najwazniejsze pytanie, które kierować powinna ona do samej siebie Czy tego właśnie chcesz, Abi?
      Nie była wcale nieśmiałą i płochliwą dziewczyną. Nie była też szczególnie brawurowa, ale pewna siebie na tyle, by wiedzieć, czego chce i nie pozwolić sobie wejść na głowę. Ale Castor przytłoczył ją własną siłą charakteru. I właściwie nie próbowała z tym walczyc, uległa całkowicie. Jedynie momentami jak teraz, broniła się dumą i zadziornością, ale były to tylko nic nie znaczące chwile, pojedyncze momenty.

      Abigail

      Usuń
  10. Nie miała pojęcia, kto wpadł na tak genialny pomysł, aby przełożyć Carmen na zwyczajne deski teatralne, ale z początku jej się to nie podobało. To jak naruszenie świętości i odarcie opery z tego, co w niej było najpiękniejsze – wysokie, zachwycające dźwięki okraszające dramatyczną fabułę przy akompaniamencie wielobarwnych kostiumów, przepięknych choreografii i zachwycających dekoracji. Chociaż z tymi dekoracjami to akurat bywało różnie, ale teatry przecież też miały swoje ograniczenia. Już i tak sporą atrakcją było wprowadzenie ruchomej sceny i rzutników.
    Niemniej, ktoś był równocześnie na tyle mądry, że zostawił głównej bohaterce i ogólnie – większości Cyganów, role śpiewane. I bardzo dobrze. Bo co to za Cygan, który wróży z kart, ale nie śpiewa ani nie tańczy? Na pewno nie taki, który znajduje się w operze Bizeta.
    I sama rola Carmen odarta by była z jej kokieteryjności. Właśnie przy śpiewie uwodziła najlepiej.
    Kiedy poprosiła Castora o obsadzenie roli Don Jose, twierdziła, że to dobry pomysł. A potem zrobiło jej się go strasznie żal, bo przecież to, co mieli tutaj prezentować, dalece różniło się od studenckiego scenariusza za czasów liceum, kiedy to Annabelle stawiała pierwsze swoje kroki na scenie i ta sama scena połączyła dwóch dzieciaków, na zawsze, jak myśleli. To na zawsze trwało aż kilka lat. Ale dziś oboje nie mieli do siebie żadnego żalu.
    Zaśmiała się serdecznie, gdy usłyszała pierwsze jego słowa, gdy tylko znaleźli się w sali.
    — Mało ambitnie jak na ciebie. Nadajesz się co najmniej na byka, którego w trzecim i czwartym akcie pokonuje Escamillo. Artysta musi znać swoją wartość – dodała ze śmiechem, po czym pierwsze, co zrobiła, to usiadła na krześle. Trochę dalekie to było do ćwiczenia roli.
    — Będziesz wspaniałym Don Jose, usiądź, musimy ci tylko wyjaśnić, jakim on jest człowiekiem – skinęła głową w stronę krzesła obok. – Czytałeś scenariusz, prawda? Fabuła rozgrywa się w Hiszpanii, w Sewilli. Don Jose jest żołnierzem, ma narzeczoną, Mikaelę, i to od niej zaczyna się cała akcja. Szuka swojego narzeczonego wśród żołnierzy, którzy pożerają ją wzrokiem, bo ma mu do przekazania informację. Ostatecznie ucieka, bo nie ma go wśród nich. Następuje zmiana warty, a potem pracownice z pobliskiej fabryki wychodzą na przerwę. W międzyczasie bawią się też dzieci, ale to nie jest teraz istotne, istotny jest fakt, że ty jesteś wśród żołnierzy i ktoś nad tobą mówi ci, że szukała cię kobieta. Mniej więcej. Wychodzą pracownice, żołnierze przyczepiają się do nich, a potem z charakterystycznymi dźwiękami muzyki wchodzi Carmen. Tu jest pierwsza nasza wspólna scena, chociaż też nie do końca. Żołnierze pytają Carmen, kiedy nas pokochasz?, a ona odpowiada w swoim stylu, po czym rozpoczyna się Habanera. To podczas niej, gdy ja śpiewam, że miłość jest jak niezdarny ptak, zauważam ciebie. Ty mnie przez większość czasu ignorujesz, co tylko podnosi zainteresowanie Carmen i pod koniec stara się ściągnąć na siebie uwagę Dona Jose. Udaje jej się to, po czym mija przerwa i pracownice wracają do fabryki. Tyle na chwilę obecną. Masz jakieś pytania, coś jest niejasnego dla ciebie?

    Annabelle Sanders

    OdpowiedzUsuń
  11. [A, bardzo dziękuję za powitanie! Owszem, istnieje kilka dróg, aby do Mayi się dostać i chociaż może to się wydawać super trudne, wcale nie jest tak źle. Mi też do głowy nic zbytnio nie przychodzi, chociaż tak przeglądam kartę Castora z piąty raz i nie mogę się nadziwić jaki cudowny Ci on wyszedł. Mimo wszystko, jeśli coś wpadnie mi do głowy, to zapewne się tutaj pojawię. Tymczasem, cześć! c:]

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  12. Gdy przez ten ułamek sekundy rozpoznała w wykładowcy swojego nocnego kochanka, błędnie oceniła sytuację. Spodziewała się z jego strony ignorowania jej obecności, udawania iż zupełnie jej nie rozpoznaje. Właściwie byłoby to o wiele łatwiejsze do zniesienia, choć wciąż piekące dla kobiecej próżności, niż niewybredne aluzje i złośliwe docinki. Acz gdyby jakkolwiek chciał komentować ich zbliżenie, była pewna, że nie odważy się tego robić przy swiadkach, więc koniec końców cała ich znajomość i tak pozostałaby w tajemnicy. W rzeczywistości jednak zadziwiał ją coraz bardziej, bo wydawało się, że choć uważa na konsekwencje tej relacji, nawet jeśli miała się skończyć na jednej nocy, to nie boi się pokazać i udowodnić jej, że nie będzie jej unikac, ani uciekać przed losem, jeśli ten zechce znów i po raz kolejny ich przed sobą postawić. Nawet dał jej do zrozumienia, że sam kusić będzie los i ją odnajdzie. Jego badawcze spojrzenia, trochę natarczywe i bezwstydne, dorzucały oliwy do ognia i zupełnie mieszały jej w głowie. Nie wiedziała, jak go oceniać, co mysleć o nim i o całej tej sytuacji. Nie miała pojęcia, gdzie jest jej miejsce w całym tym chaosie uczuć i myśli. Acz w duchu cieszyła się i odczuwała ulgę, bo gdyby jawnie dał jej do zrozumienia, że ją skreśla i potrzebna mu była tylko do zaspokojenia żądz, na pewno zdeptał by ją i dokuczył tam, gdzie boli najbardziej. Poza tym... czy ona na pewno chciała, aby jedna noc, pozostała tylko wspomnieniem? Teraz, gdy go spotkała dwa razy tego samego dnia i gdy świadomość, jak mocno odczuwa jego obecność ją dosięgła, nie była pewna, czego sama sobie życzy.
    Usmiechneła się bardzo dumna z siebie, słysząc dźwięk odblokowanych zamków. Jesli w ten sposób się ratował, a zauważyła, że choć miał tendencję do podejmowania tematu i nagłego zwrotu, by pozostawić niedosyt rozmówcy; tym razem ewidentnie ukrócił rozmowę z jej powodu, przez jej naumyślną prowokację. A więc jednak zadziałało. A więc jednak nie był do końca odporny na tak proste kobiece zagrywki! Poczułą się wygrana w tym starciu, bo nieoczekiwanie tak zaczęła rozpatrywać ich spotkania. Przynajmniej to i ostatnie na uczelni. Nie będzie mu miała tego za złe oczywiście, jeśli nie odwzajemni tej oceny, bo może przesadzała. Może to był jej sposób obrony na misz masz, którego nie potrafiła ogarnąć rozumem. Koniec końców, wspólna wycieczka kończyła się tutaj. Miał ją tylko podwieźć. Nie było mowy o niczym więcej. A że Abigail zmieniła nagle swoje zachowanie i przestała go ignorowac, aby dać mu nauczkę... chyba sama nie wiedziała po co i dlaczego. Więc rozsądniej było po prostu wysiąść.
    -Szerokiej drogi, Castor – posłała mu rozbawiony uśmiech, wysiadając. Na prawdę nie sądziła, aby mieli okazję do ponownych spotkań. Do tej pory na siebie nie wpadali, a dziś tylko czystym przypadkiem przez jej wielkoduszność i nawyk pomagania innym, nawet jeśli samej jej to nie na rękę, się spotkali. Poza tym jego zapewnienie, że ja odnajdzie... Przez ostatnie kilka tygodni nie poczynił ani jednej próby... Chyba. Nie słyszała nawet wzmianki o tym, aby ktoś ją szukał, więc... Pewnie to po prostu takie męskie gadanie, aby zachować twarz. Tak, tego była pewna. Nie wiedziała przecież z jak bardzo słownym człowiekiem na do czynienia. Nie wiedziała także, że zapadła mu w pamięć równie głęboko, jak on jej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do redakcji niemal wbiegła. Mimo zaoszczędzonych kilku minut i tak czuła, że się nie wyrobi z swoim materiałem i smoczyca ją połknie nawet bez przegryzania. Przy okazji ten pospiech ustrzegł ją przed obejrzeniem się za siebie. A ochotę na to miała przeogromną, by sprawdzić, czy on spogląda za jej śladem. Chciała się podbudować, jakby jego słowa i zachowanie nie wystarczyły. Bo zachowaniem przypominał górę lodową, ale niekiedy w jego wypowiedziach kryło się coś cieplejszego. Jak przed momentem. Tyle że trwało to chwilę i znów wracał do posagowej pozy. A z tym nie potrafiła się mierzyć.
      Dni Abigail wyglądały podobnie. Codziennie pośpiech. Codziennie dzielenie czasu między uczelnią, zajęciami obligatoryjnymi, dodatkowymi, audycją w rozgłośni i stażem w redakcji. Codziennie rano kawa – karmelowe macchciato doprawiane cynamonem, a wieczorem spacer po kampusie w stroju sportowym do biegania (tylko tempo nie pasowało). Codziennie zażywanie kąpieli jako ostatni student na piętrze w akademiku, żeby nikomu nie przeszkadzać, gdy zajmowała prysznic na niemal czterdzieści minut roznosząc wokół zapachy owocowych peelingów. Niekiedy przygotowywanie do zajęć na trawie za głównym budynkiem uczelni i niekiedy spędzanie popołudniowych godzin w kawiarni w centrum Spokane (zwykle w dni wolne od pracy w gazecie).
      Dziś padło na piątek, a nie mając ochoty na żadną szaloną imprezę, chwyciła za egzemplarz sudoku wytarty na brzegach i niebawem kończący swą karierę w je dłoni i pożyczając rower od współlokatorki, wybrała się do miasta. Pokonała przeogromną ochotę na zatrzymanie się w małej lodziarni i zakupienie dwóch słodkich sorbetowych gałek i skierowała się od razu do swojego miejsca.
      Swoim nazywała mały okrągły stoliczek w skromnej kawiarence ukryty za regałem pełnym starych powieści dla klientów w kawiarni prowadzonej przez starsze małżeństwo. Zwykle jedno z właścicieli tam przesiadywało, lecz od zeszłego roku ten fotel pozostawał pusty. Abi raz zapytała, czy może się tam ulokować i choć otrzymała pozwoleni z uśmiechem, minęło trochę czasu, nim się przełamała i faktycznie ukryła się przed oczami innych. Za to między książkami miała doskonały widok na to, co dzieje się w lokalu, tyle że zwykle siadywała tyłem do wnętrza, podsuwając swoje sudoku pod niewielką lampkę i popijając godzinami białe herbaty w średniej ilości trzech, uzupełniała kolejne przykłady, resetując się od spraw uczelniano-redakcyjnych. Trwało to już kilka miesięcy i nawet nawiązała się nić sympatii między nią, a staruszką, której obecnie w prowadzeniu interesu pomagał syn. Poznała nawet tego syna, ale jego pyszałkowatość już przy pierwszej rozmowie upewniła ją w przypuszczeniu, że się nie zaprzyjaźnią.
      - Nie wcisnę w siebie ani kawałka ciasta – zapewniła, patrząc z skrzywioną miną, na talerzyk z sernikiem obłożonym malinami, który właścicielka pozostawiła obok drugiej filiżanki z zamówiona herbatą, która była upita już w połowie. Abi czuła, że znalazła się w kręgu ulubieńców staruszki i zyskała tym samym miano .


      Abigail

      Usuń
  13. Bella wyglądała na zupełnie niewzruszoną niemrawym nastrojem Castora, a optymizm wręcz z niej promieniował. Nawet jeśli przerabianie Carmen na sztukę teatralną jej się za bardzo nie podobało, była gotowa się w nią wcielić. Tym bardziej, że w teatrze nie miała na to szans – jej głos nadawał się do zupełnie innych partii. Do Mikaeli albo Mercedes, drugiej Cyganki, która potem miała wróżyć z kart. Carmen była partią na mezzosopran, ale sopran dramatyczny też dawał radę. W zasadzie to będzie dla niej jak nucenie, wysiłek jest praktycznie zerowy.
    — I w tej drugiej adaptacji Don Jose byłby wiernym narzeczonym, nie zdezerterowałby czy Carmen nie przestałaby się nim interesować, kiedy on umierał z miłości? – spytała, przechylając głowę w bok, choć na jej ustach wciąż błąkał się zadziwiająco szeroki i zadziwiająco serdeczny uśmieszek.
    Z których za moment wyrwał się cichutki śmiech, gdy usłyszała jego kolejne słowa.
    — Och, Castor, nie zachowuj się tak, jakbyś urodził się wczoraj i nie wiedział, jak kobiety zwracają na siebie uwagę. Szczególnie te, które są femme fatale.
    Choć Annabelle do femme fatale było daleko – tak samo zresztą jak i do związków, bo ostatnio w jej życiu głównie gościła muzyka, opera, śpiew, role, a jedyne pocałunki, jakie skradała, były tymi odgrywanymi na scenach, z innymi aktorami. Ale to było przecież udawanie. Więc choć Annabelle do femme fatale było daleko, nie miała wątpliwości, że sobie poradzi.
    Jakoś na scenie, gdy wszystko jest umowne, wszystko było też łatwiejsze.
    — Potrzebujesz przećwiczyć scenę, w której Don Jose dowiaduje się, że szukała go Mikaela, czy wolisz przejść już do wejścia Carmen?


    Annabelle Sanders

    OdpowiedzUsuń
  14. Gdyby tylko mogła usłyszeć jego myśli... Pewnie by się wściekła. Jesli kojarzył ją tylko z tym, co wyczyniali pamiętnej nocy, zasługiwał na siarczysty policzek. Jesli budziła w nim tylko dzikie i pierwotne instynkty... cóż, nie było z nim dobrze. Jako człowiek dorosły, powinien umieć się kontrolować. Kontrolować, a nie zaczynać prowokującą grę, by w połowie, lub jeszcze wcześniej ją przerwac i uciec. Przynajmniej Abigail uważała, że każde z nich zasługuje na więcej, niż to, co sobie do tej pory serwowali przy uczelnianym biurku, lub jego samochodzie, choć niebywale dobrze się wtedy bawiła. Przynajmniej w aucie. A może nawet powiedziałaby mu to wprost, gdyby jednak nadarzyła się jakaś okazja do rozmowy, bo jak do tej pory... tylko się mijali jak nastroszone kociska. I było to po prostu nie do zniesienia, bo choć jak miała okazję się dowiedzieć (przypadkiem!) zniknął, zawieszając swoje wykłady na dwa tygodnie, wciąż czuła się nieswojo. Jakby w ciągłym napięciu, w obliczu zagrożenia, którego zasięgu nie zna.
    Jej miejsce należało tylko do niej. Nie przyprowadziła tu żadnej koleżanki, żadnej osoby, z którą kiedykolwiek randkowała. Tu odnajdywała spokój, mogła poukładać myśli. Sudoku ją odprężało, choć wcześniej równie często sięgała tu po romantyczne lektury, które później zakrzywiały jej obraz poprawnych relacji. Bo bądź co bądź, życie to nie bajka. Lokal nie należał przy tym do tych popularnych miejsc, które odwiedzali studenci, a jeśli już któryś zawitał w te progi, wpadał na chwilę po kawałek ciasta na wynos i tyle. Kawa była o wiele bardziej popularna w firmowych kubkach Sturbucksa. A jej to odpowiadało, bo nie obawiała się, iż nagle zaczepi ją ktoś z dawna nie widziany, wypytując o tym, co słychać. Dlatego właśnie, gdy usłyszała za sobą znajomo brzmiący głos drgnęła zaskoczona i wyprostowała się sztywno, obracając głowę w jego stronę.
    - Castor – mruknęła odkrywczo i na moment mogło się wydawać, ze przez jej twarz przemknał cień. Swoim przybyciem tu zaburzył jej samotnię, jej spokój. - Tu pasuje zarówno siódemka jak i czwórka – sprostowała i zamknęła zeszyt z matematycznymi zagadkami, odkładając go na brzeg stolika, ołówek zaś wetknęła za ucho, by tam wśród jasnych kosmyków czekał na swoją kolej dalszej współpracy z jej smukłą dłonią.
    Jej wzrok nie bez dyskrecji przesunął się po jego sylwetce i wychyliła się w tył na krześle, by spojrzeć na lokal za mężczyzną. Nie spodziewała się go tu i pomyślała, że może wpadł po drodze... dokądś. Albo przyszedł z kimś i po prostu podszedł się przywitać. Nie dostrzegła jednak nikogo, kto mógłby mu towarzyszyć, zatem znów sadowiąc się prosto, zatrzymała ciemne tęczówki na jego twarzy. Musiała przyznać, że w klasycznej bieli wyglądał naprawdę przystojnie i chyba w tym kolorze, polubiłaby go najbardziej. Aż pożałowała, że rano nie poddała się pokusie sięgnąć po coś elegantszego niż basicowy szary sweterek i jeansową spódniczkę, kiedy akurat teraz mogłaby wyglądać lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Masz ochotę? - wskazała skinieniem na talerzyk z sernikiem i wyciągneła dłoń, by odsunąć drugie krzesło, zwykle wsunięte pod blat, bo nikt na nim nie siadał od dawna. Tym gestem zaprosiła go do dołączenia i potowarzyszenia jej przy w wolnej chwili, by może mogli... porozmawiać? Bez przedrzeźniania się. Bez prowokacji i nieczystych zagrywek, które sprawdzały elastyczność granic. Ewentualnie mogli się skupić na wypełnianiu sudoku.
      Mogła spytać, czy gdzieś się spieszy, albo co tu robi. Ale to nie było tak wazne, skoro już ty był. No i tu nie było ryzyka przyłapania przez kogoś, kto mógłby rozpowiedzieć, iż znajomość tych dwojga wykracza poza salę wykładową. A tego bała się równie mocno, jak on.

      Abigail

      Usuń
  15. [Racja, dosyć mocna, przynajmniej jak na mnie, ale mam nadzieję, że sobie z nią poradzę :D W każdym razie dziękuję za przywitanie! I może byłaby ochota na jakiś wątek? Nie wiem czy Castor chodzi do klubów, ale jakby chodził to może raz na jakiś czas zatrzymałby wzrok na tańczącej Neeli? ^^ Zawsze mogła mu też dać jakiś prywatny taniec, a gdyby później spotkali się na uczelni to mogłoby być zabawnie :D]

    Neela

    OdpowiedzUsuń
  16. Nigdy nie zdradzała się z własną wrażliwością i tendencją do naiwnego oczekiwania romantycznych gestów. Pragmatyzm rządził tym światem i doskonale się dostosowała. Nikt, kto by ją zaobserwował z boku, nie powiedziałby, że ma do czynienia z marzycielką. Była dorosła, zaradna i swietnie zorganizowana, a ramiona na których ciążyła jej masa obowiązków, zawsze trzymała prosto. Tyle że praca to nie wszystko i nie tylko nią człowiek żyje. I Abigail chciała, aby kiedyś w jej zyciu pojawiło się miejsce, które wypełni coś innego, coś pięknego i ciepłego.
    Nie oczekiwała, a tym bardziej nie wymagała od niego jakichkolwiek czułości, czy specjalnych względów. To co mógł jej oferowac, zostało w pokoju motelowym, wraz z zmiętą pościelą. Mieli się już więcej nigdy nie spotkać, a skoro się spotkali... nie znaczyło to nic... chyba? Nie powinni na pewno kusić losu. Drażnił ją jedynie tych chłodem emocjonalnym, jak gdyby stanowiła dla niego część otoczenia. A nie chciała, by okazał się tak bezdusznym człowiekiem, gdy dla niej na moment znaczył coś więcej. Właściwie już bezwiednie miała o nim wyrobione zdanie, które na okrągło mieszał z błotem, zaskakując ją nie tyle zimnym profesjonalizmem, bo do tego było mu daleko, co surowością i nieprzystępnością grubą niczym mur bitewny. Przecież ktoś taki, nie może całować z żarliwością i pieścić z czułością, o której nie potrafiła zapomnieć. Te dwa obrazy był zbyt różne i czuła, że ten dysonans to oszustwo.
    Dom może dodać skrzydeł, rodzina kształtuje człowieka przecież. Może też stłamsić i skrzywić charakter. Abigail nie czuła, aby teraz miała dom, nie taki, jaki pamietała z dzieciństwa. Obecnie stanowił on tylko budynek, choć jeden z fundamentów niezachwianie stał i był niezrównanie wazny- matka. O ile Castor nie emanował ciepłem, bo też nie był rozpieszczany i obdarzany szczególnym uczuciem i ciepłem, ona w głównej mierze popisywała się swoją pracowitością, bo też to jej wpajano – dojście do czegoś wymaga starań, a niekiedy wyrzeczeń. A Abi bardzo chciała do czegoś dojść, mieć coś swojego i czuć się niezależna. Przy okazji dobrze by było tą niezależność z kimś wyjątkowym podzielić, ale... nie wszystko naraz.
    - Szkoda – westchnęła, odsuwając od siebie dalej talerzyk z sernikiem i posłała krótkie spojrzenie właścicielce. Na pewno zrobi jej się przykro, gdy kolejny raz dziewczyna zostawi ciasto nietknięte, bo choć uwielbiała słodycze, tutaj tylko herbata szczególnie jej smakowała.
    - A dlaczego nie? - rozbawiona założeniem, że chętnie i z łatwością udzieli mu każdej odpowiedzi, podobnie jak Castor oparła łokcie o krawędź stolika. Wolała jednak nie naśladować go w każdym aspekcie tej pozycji i siedziała prosto, bo pochylając się, jej uwagę znów mogłyby przykuwać szczegóły w jego rysach, których badanie wydawało się za każdym razem zbyt kuszące. Wystarczyło jej aż nadto to napięcie, które rosło, gdy pojawiał się obok, a czynił to zawsze niespodziewanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesunęła ciemnymi oczyma po jego twarzy pobieżnie i uśmiechnęła się do własnych myśli. Uniosła splecione dłonie i podparła na nich podbródek, unosząc pytająco brew. Dziecinnie byłoby robić z tej rozmowy zagadki, kiedy w końcu trafiła się dobra okazja do wymianu kilku zdań na spokojnie, porzuciła więc pomysł zaczepnych przedrzeźnianek.
      -To miłe miejsce – zauważyła prostolinijnie. - Mało popularne i dzięki temu spokojne, ciche. I nie zgubisz się w menu, a Hanna jest kochana – wyjasniła, wskazując na właścicielkę skinieniem. - Poza tym ma swój klimat – dodała, przenosząc wzrok na blado-czerwone ściany, na których gdzieniegdzie mieniły się złote smugi, jakby pod tą warstewką farby krył się cenny kruszec, co współgrając z ciemnymi panelami podłogi przywoływało na myśl salonik w starym domu. - Skąd je znasz? - wróciła spojrzeniem do niebieskich oczu i nieznacznie przechyliła głowę, opierając policzek na jednej dłoni, gdy druga sięgnęła po filiżankę herbaty.
      Umknęło jej przy tym, że Castor nic nie zamówił.

      Abigail

      Usuń
  17. [O, ta opcja z pomyleniem sal mi się podoba! :D To w sumie bez żadnych przedłużeń chętnie nam zacznę, jak nie dzisiaj wieczorem to jutro c:]

    Neela

    OdpowiedzUsuń
  18. To nie był pierwszy kiepski wieczór, jaki miała w tym miesiącu. I z pewnością nie był też tym ostatnim. Co prawda nie musiała iść do pracy, co można było uznać za dobry początek, ale Santana nie lubiła się oszukiwać; chyba jedynie sama ze sobą potrafiła być tak boleśnie szczera. Nic, co zaczynało się od tego, że wstawała z łóżka, nie mogło dobrze się potoczyć, a już tym bardziej dobrze się skończyć.
    Gdy po otworzeniu laptopa wyskoczyło jej kilka zaproszeń na durne imprezy organizowane przez bractwa i któreś urodziny któregoś klubu, do którego kiedyś zupełnie przypadkiem weszła, aż westchnęła ciężko. Już nawet nie chciało jej się sprawdzać, czy coś ciekawego leciało w kinie, choć przecież właśnie po to usiadła do komputera. Takie komunikaty jednak zawsze jakoś psuły jej nastrój i odbierały ochotę na wszystko. Z jednej strony irytowała ją namolność wszechświata, który chciał wciągnąć ją w swój obrzydliwy wir taniego piwa i wrzeszczących studentów, a z drugiej... Przygnębiała ją jej własna dysfunkcja. Czy naprawdę wszyscy poza nią potrafili jakoś sobie zorganizować życie? Czy naprawdę tylko ona jedna skazywała samą siebie na dożywotnią, społeczną banicję?
    Wzięła szybki prysznic, a choć wątpiła, by dobrym pomysłem było kontynuowanie tego dnia, zamiast w piżamę ubrała się w obcisłą kieckę, zrobiła na szybko makijaż i ubrawszy swoje ulubione szpilki, na które odkładała kasę dobre trzy miesiące, wyszła z domu. Już dawno doszła do wniosku, że samotne picie we własnym pokoju było cokolwiek żałosne i niewątpliwie prowadziło tam, gdzie kilka lat temu zawędrowała jej matka. A Santana zdecydowanie nie chciała skończyć jak ona.
    Tłok w Lion's Lair nawet jej nie zaskoczył. Tu zawsze było dużo ludzi i właśnie dlatego Rivers tak bardzo lubiła to miejsce; panujący tu gwar zawsze zagłuszał jej wyjące sumienie. Poczucie, że się uspołecznia oczywiście było złudne, ale w zupełności wystarczyło, zaspokoić jej potrzeby kontaktu z innymi. Poza tym: nie musiała wychodzić do palarni, by uspokoić swojego uzależnionego od nikotyny ducha.
    Podeszła do baru, zajmując jedno z wolnych krzeseł, na blacie przed sobą kładąc kopertówkę. Gdy barman zapytał, czego się napije, bez chwili wahania zamówiła kieliszek czystej. Zaraz też wyjęła z torebki paczkę cienkich papierosów. Jeden z nich już po chwili wylądował między jej pomalowanymi na bordowo ustami, choć po chwili Santana znów złapała fajkę między smukłe palce; jej brwi wykrzywiły się w wyraźnie niezadowolenia, który Castor mógł dostrzec, gdy obróciła się lekko w jego stronę.
    - Masz zapalniczkę? - zapytała, choć nim blondyn zdążył odpowiedzieć, znów się odezwała:
    - Czy my się skądś nie znamy?
    Ta twarz wydawała jej się dziwnie znajoma, choć szczerze wątpiła, by mieli kiedykolwiek okazję ze sobą porozmawiać.

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  19. [ Możemy uznać, że go widziała i dzięki temu poznała jego umiejętności, więc tym bardziej nie przystałaby na odmowę.
    Zamordujesz mnie, gdy poproszę o zaczęcie? c: ]

    Larissa

    OdpowiedzUsuń
  20. [Zapraszam na wątek do Michała :)]

    OdpowiedzUsuń
  21. Do odtwarzacza jednak jako pierwsza dopadła Annabelle. Ustawiła go na krześle i zerknęła jeszcze na Castora, który już był w blokach startowych, aby odgrywać niedostępnego Dona Jose.
    To zabawne, z jak ogromnym uśmiechem przyjmowała fakt, że za moment odegra najbardziej niezręczną scenę w całej swojej karierze, prawdopodobnie.
    — Początek ci opowiem. Jesteś wśród żołnierzy. Rozlegają się te dźwięki – nacisnęła odtwarzanie, a za moment rozległ się motyw skomponowany z instrumentów smyczkowych i dętych drewnianych, który trwał dosłownie 17 sekund, po czym motyw się skończył. – Żołnierze krzyczą coś w stylu przyszła Carmencita, po czym oblegają ją ze słowami Carmen, podążymy za tobą na koniec świata! Carmen, okaż nam litość i powiedz nam, kiedy nas pokochasz! Na to odpowiadam ja.
    Belle odeszła kawałek od krzesełka. Ten czas wykorzystała, aby wyobrazić sobie, że stoi wśród żołnierzy, lecz to ona jest tutaj panią sytuacji. Jednym, gwałtownym i zdecydowanym ruchem przerzuciła czarne włosy na jeden bok i skrzyżowała ramiona pod biustem, patrząc wyzywająco gdzieś w stronę Castora, choć zdecydowanie nie na niego.
    — Mam wam powiedzieć, kiedy was pokocham? – Jej wargi wykrzywiły się w lekkim, odrobinę kpiącym uśmieszku, po czym uniosła brwi i wzruszyła ramionami. – Któż to wie? – ruszyła kawałek przed siebie, omiatając wzrokiem salę. – Może nigdy? – Zatrzymała się i spojrzała na miejsce tuż przed sobą w taki sposób, jakby właśnie samym spojrzeniem chciała uwieść stojącego przed nią mężczyznę i rozbudzić w nim nadzieję. – Może jutro? – Bella rozplotła ramiona i jedną dłonią powiodła po pustej przestrzeni przed sobą powoli, delikatnie w górę. – Ale z całą pewnością… - teraz przesuwała już tylko palcem wskazującym, wyobrażając sobie, że wiedzie po szyi aż do brody jednego z żołnierzy – nie dzisiaj. – I odepchnęła go.
    Dla kogoś, kto nie próbował sobie nawet nic wyobrazić, musiało to wyglądać komicznie. Tymczasem Bella podążyła z powrotem do odtwarzacza i spojrzała na Castora.
    — Teraz będzie część śpiewana, w której Carmen zauważa Dona Jose. Na razie nic nie musisz mówić, skup się tylko na tym, żeby zrozumieć jego sytuację.
    Wcisnęła odtwarzanie, a za moment usłyszeli pierwsze dźwięki Habanery grane przez kontrabas. Annabelle odeszła na miejsce, w którym ostatnio stała, po czym dołączyła się śpiewem:
    Miłość jest buntowniczym ptakiem, którego nikt nie może oswoić i na próżno go wołamy, on nas odrzuca – wraz z tymi słowami przeszła kawałek z powrotem w stronę odtwarzacza i usiadła na krześle, udając, że poprawia fałdy swojej sukienki na udach, po czym jej wzrok spoczął niespodziewanie na Castorze. – Nic tutaj nie pomoże, groźby ani prośby. Możesz mówić do mnie czule, a ja i tak wybiorę tego, który nie odezwał się słowem. – Jej wargi powoli zaczęły rozciągać się w subtelnym uśmiechu, a ruchy dłoni, którymi poprawiała wyobrażone falbanki, zwolniły, gdy wpatrywała się w mężczyznę. – To jest miłość.
    W końcu spuściła wzrok i skończyła poprawiać własną suknię, następnie wyprostowała plecy i przeciągnęła spojrzeniem po pomieszczeniu, które w jej wyobraźni wypełnione było żołnierzami i pracownicami. Wstała z miejsca i przeszła kawałek, zerkając ukradkiem na Castora.
    Miłość to cygańskie dziecko, nigdy nie słucha się zasad. Jeżeli mnie nie kochasz to nie znaczy, że ja nie kocham ciebie. A jeśli ja ciebie kocham – lepiej miej się na baczności!
    Wciąż śledząc wzrokiem ruchy Castora, przeszła kawałek szybszym krokiem w stronę pudełka z rekwizytami, które dzisiaj ze sobą przyniosła, po czym wyłoniła z niego sztuczną różę. Przystanęła na moment, mierząc jego sylwetkę wzrokiem, a następnie odeszła kawałek, patrząc już w zupełnie inną stronę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ptak, którego chciałeś zaskoczyć, zatrzepotał skrzydłami i odleciał. Gdy czekasz na miłość, tracisz tylko czas. Gdy się poddajesz, ona się pojawia. – Bella swobodnym, lekkim krokiem przeszła przez resztę pomieszczenia, aż znalazła się odrobinę za plecami Castora. Wtedy dopiero zwolniła, wpatrując się w niego z ciekawością i śpiewając dalej: - Miłość jest ciągle wokół nas – raz znika, zaraz pojawia się znów. – Zbliżyła się do niego i powiodła delikatnie płatkami róży ku górze po jego plecach. – Kiedy tylko pomyślisz, że ją straciłeś, zjawia się na nowo. – Przysunęła się bliżej, choć wciąż stała za nim, aby powtórzyć kilka razy subtelnie do jego ucha: - To jest miłość… - Sunąc delikatnie płatkami róży po materiale koszuli na jego łopatkach, odeszła powoli w bok, by przejść do przodu, nie tracąc jego profilu z oczu. – Miłość to cygańskie dziecko, nigdy nie słucha się zasad. – Róża ześlizgnęła się po jego ramieniu na tors, a następnie podążyła powoli w dół. Jednocześnie Bella wpatrywała się z delikatnym, zadziornym uśmieszkiem w oczy Castora. – Jeśli mnie nie kochasz to nie znaczy, że ja nie kocham ciebie. – Zmniejszyła jeszcze bardziej odległość ich dzielącą, jednocześnie nie zatrzymując ręki z różą, która właśnie wkraczała na jego podbrzusze. – A jeśli ja ciebie kocham – lepiej się strzeż! – Nagłym podrywem ręki odepchnęła go od siebie i z szerokim uśmiechem odeszła kawałek zalotnym krokiem.
      Dopiero gdy dźwięki muzyki ucichły na dobre, odwróciła się w jego stronę. Tym razem już bez maski Carmen na twarzy.

      [Tutaj masz link do całego muzycznego show:
      https://www.youtube.com/watch?v=dr_tOxi16Ag
      "Wejście" Carmen masz od 0:09 do do 0:26 jakoś. Dalej jest tekst, który Ci opisałam i Habanera leci po recytatywach od 1:11. Gra Belle jednak się różni od tego co widzisz u Eliny. :D]
      Annabelle Sanders

      Usuń
  22. Lewa brew drgnęła jej w wyrazie powątpiewania co do szczerości udzielanej odpowiedzi, czy też nie jej samej, a zbiegu okoliczności, który doprowadził do kolejnego ich spotkania. Przypadki się nie zdarzały tak często, a w przeciągu trzech tygodni spotkali się już dwukrotnie i Abi nie sądziła, aby była to zwykła przekora losu. Może jakiś pech? Bo jeszcze miesiąc temu była pewna, że niebawem rysy tej twarzy, którą miała przed sobą, zaczną się rozmazywać, rozpływać w jej wspomnieniach. Założyła na początku, że skoro z założenia nigdy więcej miałą go nie zobaczyć, pozostanie tylko zmysłowym wrażeniem zapamiętanym mgliście przez zmysły wszystkie inne lepiej niż wzrok. A o ile spotkanie na uczelni mogła zrozumieć, tak to dzisiejsze było zaskakujące, a nawet podejrzliwe. Choć nie podejrzewała Castora o to, że się nią zainteresował na tyle, by dowiedzieć się o niej czegoś więcej, niż już wiedział, o śledzeniu nie było nawet mowy. Dla niej był w końcu tylko wykładowcą obcego przedmiotu, który nawet jej nie pociągał. Wciąz jednak coś jej tu nie pasowało... I w pozbyciu się tego wrażenia nie pomagał fakt, że mężczyzna dość silnie na nią działa, nawet jeśli podpowiada jej jak uzupełnić sudoku.
    - I zachęciła cię do wejścia stara wytarta tabliczka z godzinami otwarcia na drzwiach? - pochyliłą się do przodu, dając upust ciekawości i tej dociekliwości, jaką pobudził staż w gazecie. Czasami zachowywała się jak tania dziennikarzyna, a nie studentka reklamy, której dyscyplina sięga nieco dalej. I czasami przerażał ją wpływ, jaki wywiera na nią ta praca, która miała być jedynie zajęciem dorywczym dla zarobienia kilku groszy na opłatę akademika.
    - Oczywiście, że tak - zapewniła, posyłając mu szeroki i trochę melancholijny uśmiech. Zdecydowanie z tym miejscem wiązała miłe wspomnienia, a na pewno czuła się w nim po prostu swobodnie i mogła po prostu zwolnić.
    Spojrzała znów kątem oka na kawałek ciasta i przeniosła wzrok na puste dłonie Castora. Przyszedł do kawiarni, w której głownym punktem atrakcji była najlepsza herbata w mieście, przysiadł się do stolika i nic nie zamówił. Dziwność tej sytuacji podkreślał fakt, że nie wydawał się w ogóle zainteresowany menu, a ona czuła się nieco niespokojna, jak ostatnim razem na sali wykładowej, później w jego samochodzie. Budził w niej napięcie, irytację tym spokojem i wrażeniem, że wszystko ma pod kontrolą, do czego ona sama z determinacją całe lata dążyła. Z tym że ona musiała się nabiegac, by cokolwiek osiągnąć i wszyscy wokół widzieli jej pełne zaangażowanie i pośpiech w każdą rzecz, jakiej się podejmowała. A on wydawał się osiągać swoje cele tak bezproblemowo i bezwysiłkowo... Chyba to ją tak w nim urzekało i zarazem budziło poczucie niesprawiedliwości, przez co i złości. Był po prostu nieszablonowy, trudny do rozpracowania, a Abi nie nawykła do wysilania się, aby kogoś rozgryźć, choć ten nie obracała się w towarzystwie zbyt trudnym. Był wyzwaniem.
    - Skoro już cię tu mam... - zmieniła temat, niefortunnie ale i z premedytacją dobierając właśnie takie słowa. Może i nie czuła się zbyt pewnie, bo wciąż nie potrafiła ułożyć sobie własnych emocji, które budził i myśli, ale nie znaczyło to, że miał być tego świadom.
    W pewnym momencie sięgneła do torby, zawieszając wzrok na suficie ponad jego głową, chwilę wyszukując czegoś niebywale waznego w swoich szpargałach. Jesli już o wysiłkach i celach była pomyślała mimochodem, a nadarzyła się okazja, aby ponad schematem i planem realizować projekt reklamy, nie tylko na ocenę z wiodącego kierunku jej studiów przedmiotu, ale i dla własnej korzyści i rozwiniecia skrzydeł, nie miała zamiaru rezygnować z szansy. Poza tym Castor wydawał się być osobą, z którą o wiele swobodniej byłoby jej rozmawiać poza niechcianymi spojrzeniami kolegów z kampusu, jakby każde słowo, czy sam oddech mógł podsunąć skojarzenie tego, jak zaczeła znajomość z wykładowcą. Czuła się na korytarzu o wiele bardziej zagrożona przyłapaniem na gorącym uczynku, mimo że nie robili nic złego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Mam coś dla ciebie - uśmiechneła się i skupiając znów na jego twarzy spojrzenie, podała mu nieco zmiętą ulotkę. - Spokane organizuje jubileusz odbudowy ratusza, a po części oficjalnej, na której przemawiać będzie burmistrz i głowni inwestorzy miasta, nasi studenci przedstawią swoje prace i projekty twórcze. Będzie wystawa fotografii, obrazow, kolaży, pokaż tańca, może też krótki spektakl koła teatralnego z RUFUS'a, drobne projekty naukowe. Na pewno któryś z twoich studentów mógłby cię zaskoczyć, bo z tego co kojarzę przynajmniej dwóch się pojawi. - Wygładziła papier bez cienia wstydu, że poplamiony jest błyszczykiem i pachnie morelami jak jej nowy krem do rąk, na blacie stolika i podsunęła pod drugą krawędź, tuż pod jego nos. - Przyjdź, będzie świetnie! - Ciemne tęczówki utkwione wciąz bez zmian w jego twarzy, nabrały na intensywności, jakby świdrowała go spojrzeniem i jakby właśnie tylko nim chciała wymusić na nim obietnicę przyjścia. I oczywiście nie działała wcale egoistycznie, na prawdę chciała, aby zobaczył, co udało się zorganizować, nie miało to żadnego związku z jej osobistym pragnieniem doprowadzenia do kolejnego spotkania. Przynajmniej nie miała zamiaru się do tego przyznać. Dość miała przypadków i niespodzianek, które tylko ją peszyły i zbijały z tropu.
      Abigail gdy tylko dowiedziała się o organizowanym jubileuszu, poszła osobiście do burmistrza. I osobiście zaproponowała, aby rozbudować uroczystość o część nieoficjalną, z pełnym zaangażowaniem studentów, którzy stanowili sporą część społeczności Spokane. Wzięła na siebie rozreklamowanie tego przedsięwzięcia i nie miala zamiaru ponieść porażki, zatem obecnie na kampusie uchodziła za capo, które wyłapuje uzdolnionych studentów i ich wciąga w projekt róznymi metodami. Miało to jej dodać kilka punktów, bo przecież za kilka miesięcy miała skończyć studia!

      Abigail

      Usuń
  23. Dostrzegając ten błąkający się na jego ustach przez ułamek sekundy uśmiech, sama również uśmiechnęła się zalotnie; jak każda kobieta lubiła kusić, tym bardziej gdy widziała, że podoba się mężczyźnie już od samego początku. A w tym wypadku niewątpliwie tak było, choć nie można powiedzieć, by była zaskoczona. Po to przecież się tak wystroiła, by przykuwać spojrzenia. Niemal obrazą byłoby dla niej, gdyby jakiś mężczyzna się na to nie złapał.
    - Cóż, jestem jeszcze zbyt trzeźwa, by w tej chwili iść do twojego samochodu po zapalniczkę - stwierdziła z niejakim rozbawieniem, w następnej chwili już zwracając na siebie uwagę barmana, by zapytać go o ogień. Na szczęście, tak jak Castor zakładał, chłopak za barem mógł ją poratować i odpalić jej papierosa.
    Zaciągnęła się, a gdy wypuszczała dym z płuc, odwróciła głowę, by blondyna nie owiał siwy woal o zapachu palonego tytoniu.
    - Może się skusisz? - zaproponowała, wyciągając do niego na wpół pełną paczkę. - Mam wrażenie, że gdzieś się minęliśmy... Ale może po prostu wpadłeś mi kiedyś w oko, jak byłam na mieście - skwitowała, lekko wzruszając odkrytymi ramionami, nim znów zaciągnęła się papierosem; przez cały ten czas nie spuszczała z niego spojrzenia granatowych oczu, podkreślonych mocnym makijażem.
    Poprawiła się na stołku i założyła nogę na nogę. Jej kusa sukienka podsunęła się nieco; wystarczyły jakieś dwa centymetry, by odsłonić koronkowe wykończenie jej samonośnych pończoch. Dwa centymetry, by krótkość sukienki można uznać za wulgarną, choć już teraz znajdowała się tak blisko granicy, że większość kobiet zapewne szybko by to skorygowała, zasłaniając się bardziej. Santana jednak nawet nie zerknęła na swoje odsłonięte uda. Nie przyszła tu przecież po to, by siedzieć samotnie w kącie i zasłaniać się menu. Nie należała do wstydliwych dziewczyn, a już na pewno nie w takie wieczory. Dziś chciała się tylko rozerwać i może lekko wstawić, a nieco mocniej obnażone, smukłe uda mogły jej jedynie ułatwić zadanie. Już tyle wystarczyło, by nie musiała sama za siebie płacić.

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  24. Abigail nie miała czasu planować sobie pokazywanego ludziom wizerunku. Nigdy też nie zastanawiała się nad tym, czy jest prawdziwa, czy ludzie widzą w niej to, kim była, czy mają zniekształcony obraz jej osoby polegając głównie na tym, co widzą, a więc pośpiech, ambicje, podejmowanie się wiecznie nowych wyzwań. Castor dostrzegł w niej autentyczność, nad którą się nie rozwodziła. I może coś zupełnie przeciwnego, co jednak nie łamało także autentyczności w mężczyźnie było tym, co ją do niego przyciągało? Ona nigdy nie kryła się z swoimi uczuciami i myślami, wykładała kawę na ławę od razu. Obiecywała dużo i nawet jeśli miała sobie samej robić jakiekolwiek wyrzuty i z czegoś dla siebie rezygnować, spełniała wszelkie obietnice, nie łamała przysięg, dotrzymywała sekretów i umów. A on był taki.... nieuchwytny. Nawet teraz, przy zwykłym zaproszeniu na jubileusz miasta połączony z mniej oficjalnym przyjęciem i pokazem talentów i prac nie potrafił powiedzieć prosto ani nie, ani tak. A przy tym nie kręcił i nie udawał ani wielce zainteresowanego, ani przeciwnego podejmowanego projektu przez blondynkę. Trudno było czegokolwiek się po nim spodziewac, był skryty i nieprzystępny, ale to co ujmowało Abi najbardziej była jego dosadna szczerość.
    -Jasne – z westchnieniem sięgnęła po ulotkę, spuszczając wzrok z jego twarzy na skrawek zmiętego kolorowego papieru. Czy to zawód? Czy smutek? Oczywiście, bo każdego gościa chciała traktować jak kogoś wyjątkowego, w końcu zaproszenie jak najszerszego grona było jej osobistym zadaniem, którego sama się podjęła. Ale w jego przypadku sięgało to głębiej, bo to była porażka w szansie na udowodnieniu mu, że jest kimś więcej niż podchmieloną dziewczyną, którą można łatwo zaciągnąć do łóżka. Tak się poznali, ale nie miała wiele wspólnego z tą osobą, z którą spędził całą noc i część poranka. Była kimś więcej niż wspomnienie siebie, jakie mu pozostawiła w rozrzuconej pościeli.
    Zgarneła ulotkę, lecz zamiast schować ją z powrotem do torebki, wygładziła ją bardziej zdecydowanie palcami i zgięła w pół, później po raz drugi. Papierek wylądował znów od jego nosem, a Abigail znów się uśmiechnęła.
    -Zatrzymaj ją. Może się przyda. I żebyś nie zapomniał – zaproponowała, nie namawiając go, ale ewidentnie nie dając do końca za wygraną. Jego odpowiedź, która oznaczała brak konkretnej odpowiedzi wcale jej nie usatysfakcjonowała.
    Siegnęła znów po swoją filiżankę i dopiła małymi łyczkami herbatę. Kiedy jej się tak przyglądał, nie czuła się skrępowana, nie był to natarczywy, ani lubieżny wzrok. Męczyło ją, że nie potrafi go rozgryźć i nie wie, jakie ma zdanie na jej temat. Lubiłą wiedzieć, jaką jej rozmówca ma opinię na temat swojego towarzystwa i jakim sam jest człowiekiem. Castor był dla niej zagadką pod wieloma względami i nie czuła, aby posunęła się w jej rozwiązywaniu choćby o krok. Z drugiej strony nie chciała też podejmować się żadnych śmielszych działań... w obawie co może znaleźć. Chodził do barów, nie unikał ładnych dziewczyn, nie uciekał od okazji. Tyle wiedziała i tyle jej starczyło dopóki nie zobaczyła go na sali wykładowej. Ale pojawił się, później znów i kolejny raz dzisiaj, a to co wiedziała, było za mało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Wszystko w twoim zyciu jest takie? - podchwyciła strzepek z jego wypowiedzi i odwracając wzrok od chłodu niebieskich tęczówek, odstawiła pustą filiżankę na spodek, uważając, by nie stuknąć za mocno porcelaną. - Ulotne? - zaznaczając co konkretnie ma na mysli, wróciła do niego spojrzeniem i wydawało się, że teraz jej ciemne tęczówki nie potrafią się skupić na jednym punkcie jak wcześniej. Skakały z oczu, do ust, okalały całą twarz, mierzyły szerokość ramion i znów zatrzymywały się na jego spojrzeniu. Jakby to pytanie zmierzało do konfrontacji, której właściwie nie chciała, czy też nie była pewna, czy chce. Bo pytanie to nie tyczyło tylko niepewności jutra, ale w jej ustach zabrzmiało to tak, jakby Castor do wszystkiego podchodził lekko i bagatelizująco. Z nią włącznie.

      Abigail

      Usuń
  25. Ulotność chwili z wspólnie spędzonej nocy była zapalnikiem w jej przypadku. W innym razie nie poddałaby się nastrojowi, nie dała porwac chwili. Bo ta dziewczyna zwykle panowała nad sytuacją i była zachowawcza, nie popełniała błędów. Właściwie jak na swój wiek była nieco trochę zbyt rozważna, jakby musiała zbyt szybko dorosnąć i dojrzeć. Oczywiście miała swoje lata, ale nie chodziło tylko o metryczkę. Było w niej coś powaznego i mimo ciepłej serdeczności kierowanej do ludzi, coś nazbyt rozsądnego, co widać było już na pierwszy rzut oka. Abigail była panią swojego życia, lecz bez zbędnej zarozumiałości.
    Pewność, że tak prędko jak pojawił się Castor, tak szybko zniknie, złamała bariery i pokonała hamulce. Tamtej nocy nie myślała o uczelni, o redakcji, nie myślała nawet o sytuacji w domu. Była kobietą, która uwolniła skrywane pragnienia i ruszyła w wir żądzy, pozostawiając studentkę, córkę i stazystkę daleko za sobą. Nazajutrz z kolei prócz powracającego głosu rozsądku, ktory wcale nie pochwalał takiego zachowania, musiała szczerze przed samą sobą przyznać, ze taka terapia odstresowania i odreagowania codziennych trosk była znakomita. I cóż... Castor też okazał się być wspaniały i to nie tylko pod względem zbliżenia. Nie, on miał w sobie taki magnetyzm, który silnie ją przyciągał, tamtego wieczoru nie zastanawiała się nad tym, ale teraz... teraz gdy spotykali się już któryś raz z kolei, zaczynała się pojawiać niewielka obawa, że to ją zgubi. Bo Abigail mimo wszystko nie uciekała od tego, czego pragnie, wręcz przeciwnie. Osiągała wszystko pracą, spełniała swoje pragnienia, dążąc do celu konsekwentnie, niestety nie była pewna, czy tym razem to nie za wiele... Bo chęć poznania mężczyzny nie malała, wręcz przeciwnie, choć spotykając go na uczelni doznała szoku i chciała w pierwszym odruchu wycofać się, uciec, gdy jej misterny plan jednorazowego wyskoku spalił na panewce. Teraz jej stosunek do blondyna zmienił się, choć sama uważała, że na o wiele bardziej moralny i lepszy, nie wiedziała, dokąd ją to zaprowadzi.
    Jego posągowa postawa, niewrażliwy ton, ten chłod, jakby całym sobą walczył z światem, aby trzymać wszystko na odległość, był niezwykle irytujący. Facet był jak z kamienia, nie mogła nic dostrzec, nic wyczuć, był zagadką nie do rozwikłania. I miała wrażenie, że to nie tylko wyuczona poza, ale to jego charakter, który dyktował warunki znajomości z samym Castorem. Nie podobało jej się to. Właśnie przez to ona sama nie wiedziała, kiedy mężczyzna żartuje, kiedy się złości i na czym sama stoi. Jeszcze bardziej złościła ją świadomość, że w kontraście przy nim, wydaje się być otwartą księgą! To dobijało jeszcze bardziej.
    - A twoje odpowiedzi jak zwykle są wyczerpujące, dosadne i konkretne - stwierdziła z pomrukiem, lekko mrużąc oczy.
    Ich relacja, jeśli można mówić o jakiejkolwiek w tym przypadku, wydawała jej się kiepskim żartem. Gdyby był to tylko jeden raz, jedna noc i poranek, mogła by to uznać za miłe odrealnione spotkanie. Teraz gdy spoykali się już trzeci raz od wspólnie dzielonych namiętności, pogubiła się w tym wszystkim. Nie był jej wykładowcą, nie tylko, ale nie potrafiła go zaszufladkować chociażby w jednej kategorii z panną Sanders. Nie był kimś więcej, a na pewno nie mniej. Stał w miejscu, w którym nie było nikogo, a przy tym i ona czuła się dziwnie samotnie, jakby blondyn definiował jej uczucie pustki.
    - Nie byłbyś draniem, tylko kłamcą - sprostowała z lekkim wzruszeniem ramion, jakby to i tak nie robiło jej różnicy, bo miała o nim lepsze zdanie. A jakieś już mieć musiała, przynajmniej po pierwszym razie, prawda?
    Zabębniła lekko paznokciami o blat stolika i na moment ściągnęła brwi w skupieniu. Może doszła do mylnych wniosków, właściwie bardzo by chciała, aby były mylne, bo nie przypadły jej do gustu. Wsparła łokiec o brzeg stolika i pochyliła się nieznacznie w jego kierunku, zatrzymując wzrok na jego jasnych tęczówkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - I zupełnie ci to nie przeszkadza? Że coś jest, a później tego nie ma? Nawet jeśli to wciąż wiele, ale nie wszystko? Nie chcesz czasami zatrzymać czegoś dla siebie? Na dłuzej? - w jej głosie pojawiła się nie tylko ciekawość, ale też nadzieja. Bo choć sama nie wiedziała, czego może się spodziewac, na co liczyć i co sama może dać od siebie, to ten stan spoczynku, niepewności w jakiej utkneła, nie był tym, co jej odpowiadało. Pytanie tylko, co by to miało być?
      Kolejny raz dostrzegła, jak bardzo się od siebie różnią. Bo on potrafił odciąć się najwidoczniej od tego, co jest mu niepotrzebne. A ona wręcz przeciwnie. Chciała mieć w swoim życiu wszystkiego wiele, jakby szła po omacku i sama nie wiedziała, co jej się moze kiedyś przydać. W gruncie rzeczy, panna-mam-wszystko-pod-kontrolą mogła być tylko maską.
      - Kochani, nie smakuje ciasteczko?! - rozmowę przerwała starsza pani, która znikąd pojawiła się przy stoliku. Jej zatroskane oczy okalane drobną pajęczynką załamań w zmęczonej twarzy spoczęły na Abi, później na jej towarzyszu, by na końcu dostrzec, że sernik nie został nawet spróbowany.
      - Ja dziękuję, Hanno - dziewczyna podniosła ręce w geście poddania, kręcąc głową. - Po herbacie w takiej ilości, na prawde jestem pełna.
      - A pan nic nie ma do picia - zauważyła kobiecina z żalem, który wcale nie był skierowany do klienta, a do jej własnej nieuwagi. - Czego się pan napije?
      Podwójna para oczy, bo Hanna nosiła okulary i te młodsze spoczeły na nim z uwagą. Abi miała wrażenie, że Castor w tym momencie oznajmi, ze już wychodzi i faktycznie stąd pójdzie. Siedział tu już chwilę i nic nie zamówił... Przeszło jej przez myśl, ze nie przyszedł do lokalu dla poznania menu, tylko coś zupełnie innego go tu ściągneło... Ale głupstwo.

      Abigail

      Usuń
  26. Castor pod wieloma względami był dla ludzi nieosiągalny. Mur jakim się otoczył był dostatecznie gruby, by zniechęcić każdego do poznania mężczyzny. Do tego dochodził fakt, że on sam nie wydawał się niebywale towarzyskim charakterem i szczególnie przyjaciół do szczęścia nie potrzebował. Do tego szczypta informacji o jego pochodzeniu i instrukcja z wyjasnieniem sposobu na komplikację w życiu był gotowy. Miał w sobie jednak coś ulotnego, coś pociagającego, co Smith wręcz pchało w jego kierunku. Nie wpadła na to, aby sprawdzić nazwisko wykładowcy w internecie, choć pewnie będzie to tylko kwestią czasu, jak znajdzie informacje na temat jego rodziny i szybko doda dwa do dwóch. Nie wypytywała o niego na uczelni. Właściwie nie poczyniła choćby najmniejszego kroku w kierunku poznania blondyna, wręcz przeciwnie. Wydawało się, że jest jej zupełnie obojętny, a nawet że jej nie obchodzi, bo podczas ostatnich dwóch audycji nawet słowem nie wspomniała o wykładowcy, którym podnieciły się już studentki z jego kierunku. A przecież obiecała zbadać tę sesnację i niebawem będzie musiała w żartach skomentować to poruszenie, bo też nie było w jej stylu ignorowanie gorących wydarzeń na kampusie.
    Chyba nie do końca zadowolił ją odpowiedzią. Bo jego słowa mogły niekoniecznie nawiązywać do tego, co miała na myśli, ale czego nie ubrała bezpośrednio w słowa. I chyba nie miała odwagi tego robić. Bo właściwie sama nie była do końca pewna, jak go spytać o to, co uważa, że jest między nimi. Przecież nie potrafiła nawet sama tego nazwać. Po prostu... nie byli sobie obcy, to jedyne trafne sformułowanie relacji, jaka istniała niepewnie w eterze. Poznanie było intymne, namiętne i pełne doznań, ale później... nie było nic. Teraz znów było napięcie i elektryzująca aura, ale Abi nie wiedziała, co to oznacza.
    Wytrzymała dzielnie to spojrzenie, w duchu wdzięczna Hannie za to niespodziewanie zainteresowanie ich stolikiem. Jej stolikiem, do którego przysiadł się niespodziewany gość. Jego oczy spoczywające na jej twarzy paliły jasną skórę. Ta niebieska otchłań świdrowała jej duszę na wylot.
    -Mogłabyś spakować mi to na wynos? - poprosiła nagle, chcąc mieć jeszcze chwilę na osobności z mężczyzną i dając znać, że żadne z nich na pewno nie przemyśli odmowy w kolejnym zamówieniu. - Scott na pewno miał pod ladą papierowe pudełka – uśmiechneła się ciepło w kierunku starszej pani, a gdy ta zostawiła ich samych, jasnowłosa wróciła spojrzeniem do mężczyzny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyszedł tu, nie znając tego miejsca. Dosiadł się i niczego nie zamówił. Nie miał też takiego zamiaru i to było bardzo podejrzane. Nie mówił nic wprost, unikał deklaracji, ale Smith czuła się tak, jakby ją prześladował. Miał zamiar stać się jej samozwańczym duchem-opiekunem-straszydłem? Zacisnęła usta na krótką chwilę i układając dłonie na brzegu stolika, pochyliła się konspiracyjnie w jego kierunku.
      -Skąd się tu dziś wziąłeś, Cast? - spytała, nieświadomie używając zdrobnienia imienia, którego nie wypowiadała przy nim na głos. Zwykle zwracała się do niego w formie bezosobowej, albo pomijając wszelkie formy grzecznościowe. Gdyby przyszło im rozmawiać na terenie uczelni, na pewno bardziej by się pilnowała, ale teraz...? Nie widziała w tym sensu.
      Kątem oka dostrzegła, że Hanna znalazła pudełka do pakowania zamówień na wynos i znów skupiła się na blondynie. Założyła przy tym ręce na piersi, jakby postawą dając mu do zrozumienia, że powinien przestać owijać w bawełnę, bo jej się te gierki słowne nie podobają.

      Abigail

      Usuń
  27. Belle przypatrywała mu się trochę z zaciekawieniem, trochę ze zmartwieniem. Dla niej była to tylko gra – a przynajmniej tak usiłowała myśleć. Może popełniła błąd, prosząc właśnie jego, ale sądziła, że przez to, że znali się tak dobrze, a w przeszłości łączyło ich coś więcej, teraz będzie im łatwiej.
    Chyba się myliła.
    Chociaż była zmartwiona, uśmiechała się łagodnie i podążyła za Castorem. Po drodze zaciągnęła za sobą drugie krzesło i postawiła obok, siadając na nim. Przez moment wpatrywała się w niego w milczeniu, myśląc, gdzie i na czym powinna zacząć.
    Jeśli teraz już było mu ciężko – a było i widziała to wyraźnie – to co będzie, gdy przejdą do Seguidilli…?
    Zagryzła na moment dolną wargę, po czym nachyliła się w jego stronę. Na chwilę obecną postanowiła powstrzymać się od oceny jego gry aktorskiej. To im nie ucieknie, a sprawa teraz zdawała się jednak znacznie poważniejsza.
    — W porządku, Castor? – spytała tak neutralnie, że aż zabrzmiało to głupio w jej uszach. – Jeżeli jest coś, z czym czujesz się źle, albo co ci nie pasuje, powiedz mi o tym, dobrze? Będziemy mogli temu zaradzić tylko wtedy, gdy oboje będziemy zapoznani z przeszkodą…
    Westchnęła cicho. Chociaż nie była pewna czy chciała usłyszeć, co tak naprawdę tą przeszkodą było. Miała bardzo dziwne, bardzo nieprzyjemne wrażenie, że to wszystko ma związek z przeszłością, a Castor, jako że nie jest zawodowym aktorem, nie potrafi się od tego tak po prostu emocjonalnie odciąć, udając, że jego ciało używane jest przez zupełnie inną osobę.
    — A potem pójdziemy się napić, oboje – dodała i uśmiechnęła się do niego, chcąc dodać otuchy.

    Annabelle Sanders

    OdpowiedzUsuń
  28. Abigail nigdy nie miała problemu z złapaniem kontaktu z innymi. Zdarzało jej się samej zaczepiać obcych, zagadywać, podejmować luźne rozmowy, a przy tym nigdy nikogo z góry nie odtrącała i musiała się naprawdę wiele razy na kimś mocno zawieźć, by kończyć znajomość. Może nie miała wielu drogich i bardzo bliskich przyjaciół, ale zawsze była otoczona znajomymi. Była osobą bardzo towarzyską, otwartą, lecz wbrew temu, pozostawała skryta, choć nie każdy potrafił to dostrzec. Mówiła dużo, śmiałą się jeszcze więcej, lecz o sobie nie zdradzała za wiele. Zyskać jej zaufanie było na pozór łatwo, bo wierzyła ludziom i w nich. Jej sympatię zdobyć było niezwykle łatwo, jakby dziewczyna po prostu od pierwszego spotkania była w stanie polubić każdego. A uchodząc za wesołą, ambitną i pomocną studentkę, nie mogła narzekać na samotność. Zatem nieco zadziwić mógł jej wybór mało popularnej kawiarni, którą odwiedzali raczej starci mieszkańcy Spokane, a studenci RUFUSa właściwie nie przestępowali progu lokalu. Tyle, że jej uśmiechy choć szczere, nie odzwierciedlały wszystkiego. Jej troski, smutki i żale to było coś, co było ukryte pod codziennością, która z wyboru jasnowłosej wciąż parła do przodu z sporym pędem. Smith bardzo to wszystko odpowiadało, bo nie mogła pochwalić się niczym poza osiągnięciami z uczelni i pracy, planami na przyszłość, a nie było w jej życiu nikogo na tyle bliskiego, by mogła się z nim podzielić całą sobą i odkryć cały wachlarz sprzeczności, jakie splatały się w jej charakterze. Poza tym nie oszukiwała ani siebie, ani innych, bo była przeważnie po prostu wesołym człowiekiem.
    Różnice jakie dostrzegała między sobą a Castorem, nie budowały przepaści między nimi. Ona tam była od początku, mimo iż przy pierwszym spotkaniu pominęli wszystko, ciesząc się chwilą. Teraz cienka nić łącząca dwa odległe brzegi zmieniała się w solidniejszy most, bo choć niekoniecznie go rozumiała, nie widziała w jego postawie i zachowaniu nic, co by mogło jej przeszkadzać. Złościła się i była spięta, ale bardziej z własnego powodu i tego, że sama nie rozumie czego chce, na czym stoi i dlaczego nie potrafi albo po prostu odtrącić mężczyzny, albo jasno wyrazić swojego zainteresowania. Gdyby powiedziała wprost, że jednorazowy wyskok był tylko jednorazowym wyskokiem, którego nie życzy sobie nawet przywoływać w rozmowie, byłoby inaczej. A tak zachowywała się... jak ktoś, kto wciąż może na coś liczyć. Bo w gruncie rzeczy chyba troszkę tak było... Nie powiedziała, aby się odczepił, nie uciekała przed nim, a przecież to rozwiązałoby tę dziwną relację. Bo i on ewidentnie zaintrygowany jej osobą, nie miał zamiaru jej unikać, co i jej pochlebiało i znów mieszało w głowie.
    Zaskoczona przywołaniem tej obietnicy złożonej w aucie, którą właściwie się nie przejęła, bo nie brała jej na poważnie, rozchyliła usta. Nie wyleciało z nich jednak żadne słowo, bo Abi zabrakło jakiegokolwiek w tym momencie. Nie widziała go przez następne dwa tygodnie i nawet nie minęła go na korytarzu, a nie do końca przypadkiem kilka razy przeszła korytarzami wydziału, na którym wykładał. Stwierdziła w końcu, że czar prysł, a spotkanie mężczyzny to był dziwny psikus losu, któremu odwidziało się pogrywanie z tą dwójką. A teraz miała niezbity dowód na to, że dzisiejsza wizyta Castora to nie przypadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Teraz już wiem – kiwneła głową w zamyśleniu i uśmiechnęła się lekko. - Zapamiętam -obiecała. Musiała przypisać kolejny przymiot do listy jego cech, jakie już znała, słowność.
      Nie do końca była pewna, czy jego odpowiedź, kolejny raz ogólnikowa i wymijająca, mogła zostać zaliczona do pozytywnych. Zabrzmiała bardzo zuchwale, choć nie uraziło jej to. Tak naprawdę niewiele rzeczy mogło ją obrazić, czy skrzywdzić, też właśnie dzięki temu, że nie nawykła za bardzo się przed ludźmi odkrywać. Nie mogła się jednak powstrzymać przed krótkim upomnieniem mężczyzny.
      -Musisz zdawać sobie sprawę z tego, że nie można mieć wszystkiego, co się chce. Nawet jeśli jest się tak upartym i pamiętliwym – zauważyła, nim do ich stoliczka podeszła Hanna, a przy tym nie traciła uśmiechu, posłała mu nawet taki swobodny, szeroki, zdradzający niemal rozbawienie. Obserwowani z boku wyglądali zapewne jak dwa skrajne bieguny, on zachowawczy z ściągniętymi ustami, ona zaś rozanielona i wesoła. Jakby dostawała naganę, która ją śmieszyła; lub jakby próbowała rozśmieszyć bardzo przystojnego gburka.
      W momencie kiedy starsza pani podeszła do ich stoliczka, Abigail wstała, odbierając od niej kartonik z podziękowaniami. Wiedziała na pewno, że jej prośba o spakowanie ciasta które stąd wyniesie, znaczy dużo dla kobiety, która całe swoje serce włożyła w to miejsce i ten biznes. A nie miała serca sprawiać jej choćby najmniejszej przykrości, dlatego nie mogła zostawić sernika nieruszonego i wyjść. Nie czuła się jednym z wielu anonimowych klientów i nie chciała też się tak zachowywać.
      Następnym razem zjem na miejscu - zadeklarowała, zbierając swoje rzeczy wolną ręka, by wrzucić je do torby. Herbaty wypiła, odpoczęła, wypełniła kilka arkuszy sudoku, mogła się więc zbierać. Prawdopodobnie gdyby Castor się nie dosiadł i tak nie zostałaby tu dużo dłużej, ale teraz widząc, że i on nie ma powodów, aby tu zostać, chciała wyjść razem z nim. Zakładała że na zewnatrz i tak każde pójdzie w swoją stronę.
      -A ten pan na pewno spróbuje twojej wyśmienitej jaśminowej herbaty – dodała wskazując skinieniem na blondyna i tak swobodne mówienie o nim i traktowanie jak dobrego znajomego, sprawiło jej niebywale frajdę, bo uśmiechnęła się do niego kolejny raz.

      Abigail

      Usuń
  29. Annabelle uśmiechała się do niego łagodnie, próbując go tym samym zapewnić o swojej wyrozumiałości. Bo naprawdę rozumiała. A przynajmniej się starała – jak zawsze. W końcu też była człowiekiem, też miała swoje problemy, dylematy, trudności. Też walczyła, też przełamywała trudności i przez długie lata przekonywała siebie, że granica to pojęcie abstrakcyjne. Gdyby nie to – pewnie niczego by nie osiągnęła. Ale musiała do tego dojść sama.
    Człowiek powinien sam radzić sobie z problemami. Ktoś inny może go tylko wesprzeć, wskazać drogę – ale przełamywanie trudności za kogoś… nigdy nie kończyło się dobrze.
    — Wiesz, wśród śpiewaków jest takie powiedzenie, że artysta ma tylko dwa dni, w których brzmi doskonale. I te dwa dni nigdy nie wypadają wtedy, gdy ma się występ. Ale było bardzo dobrze. – Z własnego doświadczenia mogła stwierdzić, że tak właśnie jest. Kilka lat temu sama potrafiła się rozpłakać, bo coś jej nie wyszło tak, jak poprzedniego dnia.
    Wiele nieudanych podejść było też chichotem natury. To śmieszne, jak wiele zewnętrznych czynników ma wpływ na pracę artysty!
    — Jeśli jesteś zmęczony, możemy przełożyć tę próbę na inny dzień. Nic się nie stanie.

    Annabelle Sanders

    OdpowiedzUsuń
  30. Z lekkim uśmiechem wyszła wraz z mężczyzną na ulicę. Uniosła dłoń nad oczy, by osłonić je przed ostrym jasnym światłem słońca i zerknęła na Castora. Jej zmiany nastrojów w jego towarzystwie były zadziwiająco prędkie, lecz jej samej to raczej nie przeszkadzało, czy może nawet nie zwróciła na to zbytniej uwagi. Od rozdrażnienia, przez nerwowość, aż po niezwykłą wesołość, wszystko miało związek z tym, jak on sam się zachowywał, lecz sama Abi nie odwzajemniała w najmniejszym nawet calu tego spokoju i zachowawczości, jaką prezentował blondyn. Wręcz przeciwnie, wydawała się liściem na wietrze, niezwykle podatnym na każdy podmuch.
    - To miejsce jest naprawdę wspaniałe, myślę, że ci się tu spodoba – poprawiła ramię torby, wygodniej chwytając ją w dłoń. - Jeśli przyjdziesz tu dla jego poznania oczywiście – stwierdziła i zgarniając długie proste kosmyki z karku, by przerzucić je przez lewe ramię, odwróciła spojrzenie od jego twarzy, lokując je na pożyczonym od współlokatorki rowerze, który wciąż stał przypięty przy słupku nieopodal lokalu, który opuścili. Na szczęście, zawsze gdy go pożyczała, wzrastała obawa, że nagle w Spokane zaroi się od złodziei i każdy będzie czyhać właśnie na ten pojazd dwukołowy.
    - Nie będę cię zatrzymywać, na pewno masz coś ciekawego do zrobienia – uśmiechneła się lekko, znów spoglądając na niego, choć już bez tej wesołości, co chwilę temu, jakby sama wątpiła w to co mówi. - Miłego dnia, mam nadzieję, że zobaczymy się na jubileuszu. Na prawdę będzie warto tam zaglądnąć – powstrzymując się przed objęciem go na pożegnanie, na co ochota i to przemożna pojawiła się znikąd i równie nagle co wzrosła, tak Abi szybko ją ugasiła rozsądkiem; obróciła się i już chwilę później odpinała rower, na którym po chwili odjechała.
    Miała cichą satysfakcję z tego, że tym razem ona pierwsza odeszła i zakończyła to niespodziewane spotkanie. Choć raz! Bo przecież zwykle to on dyktował warunki i to on decydował do którego momentu rozmawiają, a kiedy nagle się rozchodzą. Pomijając fakt, że wspominany jubileusz miał się odbyć za kolejne dwa tygodnie z hakiem, niemal trzy, nie napomknęła słowem o nadziei, że może miną się na terenie uczelni. Nie, dla niej uniwerek był do nauki i nie potrzebowała komplikacji i rozkojarzeń, jakie mógł jej przysporzyć mężczyzna. Spinała się, gdy wzrastało ryzyko choćby minięcia go na korytarzu, bo choć wiedziała, że on sam z siebie nigdy nie zdradzi się przed ludźmi, co ich kiedyś połączyło na chwilę, świadomość oczu naokoło budziła w niej nieprzyjemne obawy. Jakby samym spojrzeniem, czy też tym usilnym odwracaniem wzroku i przybieraniem znudzonej miny mogła sama się zdradzić. Bo ona taka nie była, uśmiechała się do każdego i każdego zagadywała, niezależnie czy to student, czy profesor, czy pan od napraw technicznych w budynku. Ale tu jakoś zdobyć się na swobodę nie potrafiła, więc najprościej było go unikać, lub szukać wzrokiem tak, by on jej nie zauważył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ***
      Każde przedsięwzięcie, jakiego podejmowała się Smith, musiało być perfekcyjnie zorganizowane, każdy szczegół dopięty na ostatni guzik a ryzyko niepowodzenia, czy zakłócenia zaplanowanego przebiegu zminimalizowane. Nie była przy tym potworem, który tyra współpracowników, żeby wszystko wyszło doskonale, raczej sama gotowa była zaharować się do upadłego, bo podpisując się pod zadaniem, chciała mieć pewność, ze wykonała je jak najlepiej mogła. Jubileusz odnowy miejskiego ratusza z początku miał być spotkaniem dla mieszkańców, z krótką przemową burmistrza i kilku inwestorów Spokane. Miało być to uroczyste i przyjemne popołudnie, prezentujące postępy miasta, jego rozbudowę i plany na najbliższe kilka lat. W pierwszym pomyśle chciano się ograniczyć głównie do rozmów, pokazu slajdów z statystykami, wyświetleniu zdjęć z pierwszych lat założenia Spokane i najnowszych, aby pokazać zmiany, jakie zaszły i jakie oczywiście wyszły wszystkim na dobre. I wtedy wkroczyła Abigail, która chciała aby te obchody nie były tylko dla wpływowych ludzi, ale dla wszystkich mieszkańców, szczególnie że miasto należało do tych nastawionych na studentów, a zostali oni pominięci. Dlatego pierwsze dwie-trzy godziny przemów i prezentacji zostały bez zmian, ale rozbudowano jubileusz o drugą mniej oficjalną część, w której w głównym budynku w sali konferencyjnej i na korytarzach, rozstawiono artystyczne i naukowe prace studentów, ale też absolwentów uniwerku i miejskich artystów. Pejzaże malarskie, fotografie, rzeźby, zdjęcia z spektakli, prototypy technicznych wynalazków mających ułatwić życie mieszkańców a nawet krótkie przedstawienie przewidziane na sam koniec dnia, miało dostarczyć rozrywki gościom. Bo Abigail postarała się o wstęp wolny dla każdego, ale i o dobrą reklamę. Regionalni dostawcy wyrobów spozywczych i artystycznych mogli się rozstawić z swoimi wyrobami za symboliczną kwotę na podwórzu ratusza, zapowiedzi wystaw prac zostały rozgłoszone nie tylko w kampusowej audycji na terenie uczelni blondynki, ale w miejskiej stacji radiowej. W gazecie kilkakrotnie wstawiono małe ogłoszenia o obchodach tej wyjątkowej daty, a gdy wydarzenie ruszyło, Abigail nie mogła wyjść z podziwu nad sukcesem, jaki odnieśli. Bo na to wszystko, co można było dziś zobaczyć, składała się praca wielu osób, ona jedynie popchnęła ludzi do działania i nie ustąpiła przed pierwszymi niezdecydowaniami.
      Wieczór był uroczysty, a ona jako kobieta, która czasami musi dać upust swej próżności, nie miała zamiaru hamować się z pokazaniem tego przez dobór stroju i dodatków. Codzienne jeansy i koszulkę rzuciła w kąt, decydując się na białą suknię do ziemi, dopasowaną na całej długości, jedynie lekko rozkloszowaną na dole z mocno wyciętymi plecami. Była to kreacja pełna szyku i nienarzuconego seksapilu, a drobne srebrne kolczyki i błyszczące sandałki na szpilce w połączeniu z małą brokatową torebką, która mieściła się w dłoni sprawiały, że Abigail czuła się jak dama. Włosy podpięła kilkoma szpilkami nad karkiem, odsłaniając ten efektowny tył sukni i nie przejmowała się tym, że może wystroić się za bardzo, a porównaniu z innymi gośćmi prezentować jak lalka w cyrku z małpami. Skąd, znała żonę burmistrza głównie z jej upodobań do mocno ekstrawaganckich i przesadnie karnawałowych strojów, znała swoją redaktorkę, która jak tylko mogła, pokazywała światu swój gust do strojnych kostiumów i była pewna, że przy nich nie będzie się wcale wyróżniać. Lubiła prostotę, skromność i klasę, a że nieczęsto miała okazję się tak ubierać, dziś czułą się niezwykle wyjątkowo. Poza tym jubileusz był niezwykle uroczystym wydarzeniem, a i była pewna że większość przyjdzie pod krawatem.

      Usuń
    2. Podczas przemów siedziała na widowni obok swojej redaktorki. Dziś była tu nie jako studentka, ale jako stażystka lokalnej gazety i ignorowała jej złośliwe uwagi, bo tego wieczoru nie przejmowała się tym, że kobieta jej nie lubi. Nie był w pracy, tylko jako goście na uroczystości, w której gazeta miała swój wkład, a więc bardziej towarzysko. A dzięki temu dziś i Abigail mogła poznać kilka ważnych ludzi, którzy może w przyszłości mogą mieć coś wspólnego z jej karierą. I choć bardziej ciekawiła ją druga mniej oficjalna część wieczoru, bo za tamto odpowiadała sama, czas wcale jej się na szczęście nie dłużył. Nie mogła tylko oprzeć się wrażeniu, że brakuje jej w zebranym gronie jednego gościa.
      Wybiła szósta po południu, gdy ostatnia prezentacja została nagrodzona brawami. Burmistrz wraz z żoną i radą Spokane zadbali o to, by oficjalna część była głośno komentowana i długo wspominana, więc zakończono ją lampką szampana, co Abi nieco zbiło z tropu. Na prawdę było uroczyście. Jej znajomi z uczelni, absolwenci RUFUSa i regionalni działacze swobodnie i już bez krawatów rozgościli się na terenie miejskiego budynku i gdy Abi miała zamiar przejść korytarzami i zajrzeć do zajętych sal, by sprawdzić jak finalnie wszystko się układa, drogę zajął jej młody syn jednego z starszych inwestorów, którego jeszcze przed pierwszą przemową burmistrza przedstawiła jej Susan – redaktorka i jej szefowa. Był to wysoki trzydziestoparoletni ambitny biznesman, który przejął interes rodzinny i chciał mieć spory wkład w rozwój miasta, a w ciągu ostatniego roku zdążył wykupić akcje z trzech podupadających przedsiębiorstw, które przebranżowił i teraz trochę na nich zarabiał.
      -To wspaniałe przedsięwzięcie, udało ci się Abigail – pochwalił z swobodą i poufałością, która ją zaskoczyła, bo rozmawiali z sobą drugi raz tego wieczoru i w ogóle i chyba tylko ze względu na jej wiek, zbagatelizował zwroty grzecznościowe.
      - Dziękuję, to nie tylko moja zasługa – zauważyła z uprzejmym uśmiechem, po czym wskazała na najbliższe im ogromne pejzaże ustawione na sporych sztalugach. - Idzie pan obejrzeć prace? - zagaiła, nie chcąc niegrzecznie go spławiać, ale też nie chciała zostać w tyle, a raczej jako pierwsza zobaczyć to, co działo się dalej, bo przecież miała za to albo otrzymać pochwałę, albo naganę.
      -Nie bądź taka skromna, słyszałem, że dużo się mówi, jak uparta jesteś i jak nieustępliwie walczyłaś o to, by ten dzień wyglądał właśnie tak – utkwione ciemne oczy w jej twarzy, skrzyły się albo od dobrego humoru, albo od wypitych lampek w większości więcej niż jedna, jak strzelała blondynka. - Sama wyglądasz zjawiskowo – na otrzymany komplement odpowiedziała uśmiechem i skinieniem głowy, lecz kolejne słowa, ją zamurowały. - Ciekawi mnie, czy poza pracą też jesteś taka zaradna i waleczna jak kotka.

      Usuń
    3. Może była nieprzyzwyczajona do takich rozmów, w których czaiły się aluzje i subtelne prowokacje. Może była przewrażliwiona, ale nie spodobał jej się pomruk, z jakim facet wymówił ostatnie słowa. Był niebywale atrakcyjny i wpływowy i to na pewno wystarczyło, aby robić dobre wrażenie na kobietach. Ale brakowało mu ogłady, a Smith do tego momentu nie zdawała sobie sprawy, że może na siebie zwracać uwagę. Tego wieczoru na pewno nie swoją pracą i choć nie pożałowała wyboru kreacji, bo czuła się w niej piękna i silna, to pożałowała, że nie przewidziała, jak może zostać odebrana. Przecież nie przyszli tu tylko kulturalni goście, bo skoro postarała się o wejście otwarte dla każdego, mógł się trafić i ktoś taki jak ten tu- szukający okazji do pokazania się i rozrywki.
      - Panie Anders – poufale, lecz z zaciętym wyrazem twarzy pochyliła się w jego kierunku, skromnie przykładając dłoń do dekoltu, bo była naprawdę poruszona jego zainteresowaniem. Bardzo poruszona nawet. - Pochlebia mi pan, niestety nie sądzę, aby miał pan w najbliższej przyszłości okazję się o tym przekonać – uśmiechneła się delikatnie, raczej powściągliwie i wyminęła go, kierując się ku korytarzom. I tylko mocno zaciśnięte palce na srebrnej torebce zdradzały, jak bardzo się tą krótką wymianą zdań przejęła.
      Nim jednak doszła do pierwszej wystawionej pracy, usłyszała za sobą zdecydowane, miarowe kroki i zwolniła, odwracając się gotowa do ostrzejszej konfrontacji.

      Abigail

      Usuń
  31. Zatrzymała się i powoli obróciła w kierunku mężczyzny za sobą. Nie chciała wywoływać scen, wszczynać awantur, nie miała zamiaru nawet podnosić głosu. Ale nie dopuszczała do siebie blisko wielu ludzi, natarczywości nie znosiła, a dziś nie był to wieczór, kiedy szukała ukojenia i upojenia w męskich ramionach po męczącym dniu. Nie robiła takich rzeczy, wyjątki mogła policzyć na palcach jednej dłoni, a najświeższy taki wyjatek, który nie uleciał wraz z minięciem nocy, znikąd pojawił się tuż obok niej.
    Nie zdawała sobie sprawy z obecności Castora. Sądziła nawet, że go tu nie ma i nie będzie. Że miał swoje wazniejsze sprawy, albo w ogóle nie był zainteresowany tym wydarzeniem. Nie mogła go wypatrzyć w tłumie, a była tu już dobre trzy godziny, założyła więc, że w ogóle się nie pojawił. Nie obiecał jej, że się zjawi, ale też nie oznajmił, ze go nie będzie, więc żywiła nadzieję na kolejne spotkanie, ale przeliczyła się. Jak sądziła mylnie.
    Gdy go zobaczyła, jej usta muśnięte karminową pomadką rozszerzyły się w uśmiechu i w duchu podziękowała sobie za tak wyrafinowaną kreację. Kobieta podobno ubiera się na pierwszym miejscu dla siebie, ale gdy wkłada taką suknię... śmiało w to można wątpić. Abigail dostrzegając iskry gniewu w jego oczach, zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, co może go tak rozwścieczyć. Nie sądziła, aby obudziła się w nim zazdrość, aby był świadkiem jej krótkiej wymiany zdań z panem Andersem, czy w ogóle dostrzegł zainteresowanie mężczyzny blondynką, która je odtrąciła.
    - Udało ci się przyjść – zauważyła z ożywieniem, unosząc wolną dłoń, by przesunąć nią po ramieniu blondyna. Mimo iż widziała tu wiele znajomych twarzy, dopiero teraz przestała czuć się obco, w tym właśnie momencie. Starała się zignorować przyjemny dreszcz, który przebiegł po odkrytych plecach, w momencie kiedy ją objął i choć trwało to zaledwie moment, gdy zsunał dłonie z jej bioder, wciąż miała wrażenie, że czuje jego dotyk, ciepło przebijające lekki materiał sukni. Może to wyjątkowość wieczoru, tej chwili, ta uroczysta atmosfera, ale czuła ciekawość, fascynację nim na nowo i nie chciała tego tłumić. Spodobało jej się to uczucie.
    - Dziękuję, ty też prezentujesz się fantastycznie – przyznała, lustrując go otwarcie od stóp w górę, aż zatrzymała ciemne tęczówki na jego twarzy. Ulżyło jej, że tu był, że mógł to zobaczyć. Pół dnia czekała w napięciu, wypatrując go w zebranych. Ciekawa była też jego oceny, a zdążyła się zorientować, że był w tym i surowy i do bólu szczery. A przy tym mimo iż bez krawata, wyglądał elegancko, szykownie, jakby zupełnie nie potrzebował wiązać czegokolwiek pod szyją, aby pokazać klasę. On ją w sobie po prostu miał.
    - Poznaj proszę, to pan Anders - położyła ponowne dłoń na ramieniu Castora, stając obok, aby odwrócił się w kierunku mężczyzny, któremu wręcz zastąpił drogę, za co była mu wdzięczna po cichu. - Jest inwestorem Spokane i przedsiębiorcą, który dba o rozwój miasta – jeśli przed chwilą były jakieś zgrzyty między tą dwójką, nigdy nikt by tego nie odgadnął, bo Abigail po prostu nie miała zamiaru brać takich zalotów i niemoralnych propozycji na poważnie. - To pan Gemayel, wyjątkowy gość na uniwersytecie – przedstawiając sobie tych dwóch, dopiero po dłuższej chwili przesuneła palcami po ramieniu blondyna, w końcu zabierając dłoń. Miała nadzieję, na szybki uścisk dłoni i możliwość oprowadzenia Castora po wystawach, przy braku dodatkowego towarzystwa.
    Zwykle nieporuszona postawa blondyna ją drażniła i posunęła ją do wysunięcia nawet wniosków, że tak naprawdę on się tylko bawi. Może i jest nią zainteresowany, ale na pewno nie w takim stopniu, jak ona nim. Nie budzi w nim to tyle emocji, nie burzy tak często myśli. Spędzili miłą noc i już, a może nadarzy się okazja do powtórki. Nie sądziła więc, by jej wypatrywał na terenie RUFUSa, by kusił los do ponownego spotkania. Sam zresztą powiedział, że robi co chce i zatrzymuje w swoim zyciu to, czego chce, zatem strzelała, że działał bezpośrednio i bez skrywania się, jak ona. Nigdy by nie sądziła, że może za nią zatęsknić, za jej widokiem, choćby mieli się jedynie minąć mimochodem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Scott Anders – tamten wyciągnął dłoń, wyprostowany jak struna i bez ekscytacji zatrzymał spojrzenie na Castorze. On również nie dał po sobie poznać, że właśnie dostał kosza, bo możliwe że ani się tym nie przejął, ani odmowy nie brał na poważnie. Nie wyglądał jednak na chama, jakiego zaprezentował Abi sprzed chwili, trudno więc było rozgryźć, co mu chodzi po głowie i może nawet nie zauważył tego ożywienia, jakim emanowała blondynka, gdy obok niej stanał ten obcy mężczyzna. - Co to znaczy, że jest pan wyjątkowym gościem? - podchwycił jednak zaintrygowany doborem słów Smith.
      Pracując w gazecie zaraziła się bakcylem na wyszukiwanie informacji o wszystkim i o wszystkich. Nie trudno więc zgadnąć, że i o Castorze nieco poszperała. I może teraz lepiej rozumiała, skąd się wzięła ta bariera, jaką się otoczył i nie dopuszczał do siebie nikogo. Choć pojawiło się przy tym więcej pytań, niż otrzymała odpowiedzi. Ale dokonując prezentacji, nie chciała, aby obok siebie staneły słowa jak inwestor-przedsiębiorca i wykładowca. Jakoś to drugie wypadało dużo słabiej, a to jej się nie podobało.
      - Budzi pan spore ożywienie wśród studentek – dodał nieco kpiąco i Smih poczuła, jak robi jej się niezdrowo ciepło z złości. Miała nadzieję, że ten komentarz dotyczył nie tylko jej, ale i kilku studentek gdzieś się kręciły po korytarzu i coś podszeptywały. Bo nie wydawało się, aby tą trójką ludzie szczególnie się zainteresowali.

      Abigail

      Usuń
  32. Stojąc obok Castora wyczuwała z każdą chwilą coraz wyraźniej napięcie, jakie nosił w ramionach. Obserwowała jednego i drugiego pana niby to spokojnie, w duchu jednak czując niepewność. Co tu się odgrywało do jasnej cholery?! Ta scenka pokazu męskiego ego, jakiejś zaborczości zupełnie nie pasowała ani do miejsca, ani okoliczności, a już szczególnie do osób tu stojących. Wszyscy troje byli sobie obcy. No... prawie. Ona i pan Anders, pan Anders i pan Gemayel na pewno byli dla siebie osobami nic nie znaczącymi, nie na dłuższą metę. Za to ona i blondyn... cóż, zawiła relacja, której ani nie można było ubrać w słowa, ani przemilczeć. Ona wiedziała, że coś dla niej już zaczynał znaczyć, że budził w niej emocje i uczucia, które były niezdrowe, budził ciekawość, entuzjazm, sprawiał, że chodziła jak po zastrzyku energetyzująco-otumaniającej mieszanki. Nie sądziła jednak, że działa to także w drugą stronę. Ale to i lepiej, mętliku w głowie by jej tylko przybyło.
    - Proszę korzystać z wieczoru – próbowała załagodzić szorstkość słów Castora uprzejmym uśmiechem. - Pokazy artystycznych i naukowych talentów Spokane na pewno przypadną panu do gustu – pożegnała tamtego skinieniem i ujeła podstawioną dłoń blondyna, odwracając się za nim i ruszając w głąb korytarza. Nie dała po sobie poznać nic, pozostając przy kulturalnej, grzecznej postawie, której nie można było nic zarzucić. Choć właśnie z niej mogły zrodzić się jej problemy.
    Nie była Castorowi wdzięczna za taki ratunek. Zacisneła palce na torebce, zasznurowała usta i dopiero gdy odeszli bezpieczny kawałek, aby jej słowa nie zostały podsłuchane przez cudze uszy, rzuciła mu krótkie spojrzenie z wyrzutem. Wydawało się, ze była zła nie na Andersa, z którym była pewna, że sama sobie poradzi, ale na Castora. To zachowanie sprzed chwili przeczyło wszystkiemu, czym ją raczył od ostatnich spotkań. Nie dał jej nic poza znakiem, że jest jej ciekaw, że chce ją poznać, ale po swojemu i w sumie nie wyjaśnił nawet dlaczego. Nie potrafiła za nim nadążyć.
    - Zawsze pojawiasz się w najmniej oczekiwanym momencie – podsumowała tą nagłą obecność i zatrzymała się przed pierwszym pejzażem, zawieszając na nim spojrzenie. Wysunęła własną dłoń z męskiej, która ją podtrzymywała i oplotła się rękoma, jakby marzła. - Myślałam, że nie przyjdziesz – rzuciła cicho z smutkiem, jakby to na jego obecności dziś najbardziej jej zależało.


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie poznała go na tyle dobrze, by wiedzieć jak zaborczy i dominujący potrafi być ten mężczyzna. Brak ogłady w krótkiej wymianie zdań z Andersem nie przypadł jej do gustu, owszem, ale ze względu na tak lekceważące potraktowanie tamtego przez Castora. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Sądziła, ze sytuacja będzie wyglądać zupełnie inaczej, właściwie to odwrotnie. To po Andersie spodziewała się bardziej braku kultury, bo jak do tej pory, tylko tamten takim niegrzecznym traktowaniem ludzi się popisał. Poza tym nie sądziła, aby młody inwestor był kimś, z kim trzeba się liczyć i należy uważać, nie wydawał się ani mściwy, ani zawistny. Chodziło tylko o kulturę, a poczuła, że stawia to także ją w złym świetle. Dziś chciała, aby wszystko przebiegało gładko i bez komplikacji.
    - Co cię skłoniło do zmiany zdania? - zadarła głowę, zatrzymując spojrzenie na jego niebieskich tęczówkach i nie poruszyła się o krok, gdy przysunął się do niej o dwa kroki, które do tej pory budowały bezpieczny dystans. Przemożna chęć dotknięcia go, by dosięgnąć policzka, czy przeczesać jego jasne włosy, dopadła ją znienacka i już nawet uniosła dłoń, by ostatecznie ułożyć ją miękko na torsie mężczyzny, tym samym odsuwając od siebie.
    Nie mogła zapomnieć, gdzie jest i co to za wieczór. To było dla niej niezwykle ważne, bo właściwie wszyscy ważniejsi goście, przemawiający dzisiaj w pierwszej części i wystawiający się w tej drugiej, wiedzieli, że wzięła się do pracy ostro i zorganizowała większą część dzisiejszego jubileuszu. Także jej praca będzie oceniana przez pryzmat przebiegu tutejszej uroczystości. A pociągający Castor jej nie ułatwiał, by wypaść nienagannie.
    - Chętnie cię oprowadzę – zaproponowała, w obydwie dłonie chwytając niewielką torebkę, by mieć pewność, że zajete ręce znów nie wymkną się spod kontroli. - Zadbam o to, abyś nie pożałował przyjścia tu dzisiaj i poznał wszystkie atrakcje wieczoru – obiecała świadoma dwuznaczności swoich słów. Nie spuściła z niego ciemnych oczu, które mogły wydawać się jeszcze ciemniejsze niż zwykle, zdradzając poruszenie, jakie w niej wywoływał.
    Najbardziej niebezpieczne było w spotkaniach z nim to, że nie wiedziała, czego się spodziewać. Nie wiedziała, jak się ten mężczyzna zachowa, co powie, nawet jak zinterpretuje jej słowa i gesty. Ta niepewność zwykle ją fascynowała, bo chciała go poznawac, odkrywać i wiedzieć, kim i jaki jest. Dzisiaj mogło być to niebezpieczną grą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obróciła się do niego plecami, zerkając przez ramię na mężczyznę i miała nadzieję, że ten widok jaki ma przed sobą teraz, podoba mu się równie mocno, co ten gdy stała przed nim chwilę temu. - Możemy zacząć? - pytając niewinnie, usmiechnęła się lekko.
      Co prawda nie miała zamiaru poznawać go osobiście z każdą napotkaną osobą, ale chciała go spokojnie i powoli oprowadzić po wszystkich zakamarkach ratusza, bo zdązyła je w przeciągu ostatnich dwóch tygodni poznać, jak mało kto. Szczególnie miała nadzieję na to, że faktycznie o kilku kącikach wiedziała tylko ona. Zdmuchneła z policzka krótki kosmyk, kilka godzin temu podkręcony jak kilka innych okalających jej szczupłą twarz w delikatną falę i uśmiechając się nieprzerwanie ruszyła naprzód. Pierwsza była wystawa obrazów z akwareli i farb olejnych, kolejne dwie to pejzaże wykonane również farbami, lub węglem. Dopiero później przechodzili do kilku sesji fotograficznych, uwieńczających najczęściej ruch miejski Spokane, lub spokojne wschody słońca na obrzeżach miasta. Były też fotografie z najgłośniejszych spektakli teatru w mieście, dopiero w kolejnym skrzydle znajdowały się projekty bardziej techniczne i naukowe.

      Abigail

      Usuń
  34. Abigail o wiele bardziej wolała uważać na osoby z uczelni, niż na takiego miejscowego biznesmena, który właściwie był jej obcy i niewiele miał z nią wspólnego. Nawet swoją redaktorką by się równie mocno nie przejęła, co wykładowcą, czy niech Bóg broni, dziekanem, którzy mogliby ich zobaczyć. Castor wykładał na jej uniwerku, ona jeszcze kilka miesięcy miała tam studiowac i to było jedyne środowisko, gdzie bliższa relacja tej dwójki mogła im zaszkodzić. Dlatego musiała się pilnować, choć szczerze powiedziawszy, urok tego wieczory był niezwykle kuszący i miała szczerą ochotę się zapomnieć.
    Oprowadzając go po wystawach, czuła się naprawdę dumna z swojej pracy. Nie chodziło tylko o to, że sam Castor chłonął wszystko z szczerym zainteresowaniem, ale dostrzegała, że zebranym gościom i samym wystawiającym tez taka forma zaprezentowania się przypadła do gustu. Atmosfera była przyjemna, lekka, rozmowy swobodne, mimo iż wszyscy i ubrani byli elegancko, jakby odświętnie i zachowywali wysoką kulturę osobistą. Sama idąc korytarzem uśmiechała się szeroko, gdy jej towarzysz oglądał coś w skupieniu, pozostawiała go na moment samego, by zagadnąć gości, by porozmawiać kilka minut z osobami, które w współpracy z nią dzisiaj postarali się urozmaicić ten jubileusz.
    Między korytarzem z wystawą prac artystycznych, a tym w którym rozłożone były bardziej techniczne i naukowe projekty, a mózgi tam po prostu parowały od próby rozwikłania mechanizmu urządzeń i wynalazków – czasami bardzo zabawnych, było zejście do szerokiego podwórza. A tam Abigail była pewna, że na sam koniec wieczoru zbierze się najwięcej przybyłych. Urządzili tam bowiem niewielki targ z lokalnymi produktami. Rzędy stołów z jednej strony oferowały słodkie sosy bez cukru, zupełnie ostre, róznego rodzaju miody, wypieki słodkie i słone, zaś z drugiej strony można było napić się wyśmienitych trunków, zakupić drobiazgi do ozdoby domu jak zapachowe świece, ręcznie robione ceramiki, albo przekąski do pochrupania. Już zaczynało robić się tam gwarno, a gdy dochodzili do schodów prowadzących w dół, zerknęła pytająco na blondyna. Ona sama tak mocno przejmowała się przebiegiem wieczoru, że była pewna, iż nie jest w stanie nic przełknąć. Chciała mu pokazać jeszcze drugie skrzydło, może wykorzystać chwilę i udowodnić, że atrakcji jest tu naprawdę sporo, w tym także kilka ukrytych niespodzianek! No i czekało ich jeszcze krótkie przedstawienie, którego sama była ciekawa, bo nie widziała żadnej próby, nawet nie widziała scenariusza i nie bardzo wiedziała, czy tematyka spektaklu dotyczyć będzie historii, czy bardziej zakręci się wokół twórczości i codziennego tempa życia w Spokane.
    - Jesli masz ochotę, możemy się rozdzielić, ja muszę sprawdzić jak idzie przygotowanie sceny na ostatni punkt programu – zaproponowała, dając mu wolną rękę. Przecież nie musieli cały czas trzymać się razem, a być może właśnie przez to, że pilnowali swojego towarzystwa, nie mógł swobodnie przywitać się z znajomymi wykłądowcami, lub swoimi studentami. Nie miałaby w żadnym wypadku nic przeciwko, bo mógł być pewien, sama szybko by wróciła i go odnalazła.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  35. Odprowadziła go wzrokiem, nie odchodząc od razu, jakby chciała zapamiętać, jak się prezentuje na tle innych zebranych. Jakby chciała zanotować w pamięci, jak wygląda, jak białą ma koszulę, jak zaczesane włosy w tył, by w razie potrzeby i chęci odnalezienia go, wiedzieć na pewno, że to on, gdy napotkają go jej ciemne tęczówki. Poza tym do tej pory nie mogła nacieszyć się widokiem Castora w tak odświętnym wydaniu nawet jeśli marynarkę trzymał w dłoni, a nie miał jej założonej, bo wciąż się mocno pilnowała. Może nawet tego wieczoru bardziej niż on.
    Nie mogła zapomniec o swoich obowiązkach. To był po części jej wieczór, mały test jej umiejętności nie tylko rozreklamowania jubileuszu, bo z tego wywiązała się jak widać bez zarzutu; ale też i jego przygotowania. Wszelkie komentarze i opinie przebiegu wydarzenia, czy program przypadł zebranym do gustu, czy wszystko przebiegło płynnie i bez zgrzytów, ocena gości będzie miała wpływ na jej kolejne kroki w karierze, bo dziś mogła podpisać się swoim nazwiskiem przy liście organizatorów, nawet jeśli były to niewielkie literki i ginęły na dole tej listy. Dla Abigail znaczyło to naprawdę bardzo dużo. Gdy więc blondyn wmieszał się w resztę gości, obróciła się i pospieszyła wgłab korytarza do kolejnej udostępnionej na ten wieczór sali, w której miał się odbyć spektakl w wykonaniu nie tylko studentów, ale też profesjonalnych aktorów. To było zaskoczeniem, bo niektórzy pochodzili z Spokane i okolic, czasami działali w miejskim teatrze, ale też kilkoro wróciło na tę okazje, by się zabawić i zagrać krótkie przedstawienie, bo na co dzień wyjechali daleko za chlebem. I Smith rozmawiając z grupą w pewnym momencie się wzruszyła, nie spodziewając się takiego zaangażowania i pomocy obcych ludzi. Nie sądziła, że w to wydarzenie włączy się tylu mieszkańców, lub ludzi urodzonych w tym rejonie, nie podejrzewała, że jej audycja i ogłoszenia z gazety miały większy zasięg! Nikt jej nawet nie poinformował, że gruba przygotowująca spektakl tak się poszerzyła, bo zobaczyła naprawdę spory tłumek pracujący przy scenie, by i elementy scenografii były odpowiednio ustawione, światła na odpowiedniej wysokości, kostiumy dopięte na ostatni guzik – dosłownie. Uwagę o niesprawiedliwym zatajeniu rozmachu tego przedstawienia przekazała znajomemu z teatru, ale on tylko poklepał ja po ramieniu.
    - Nie możesz wszystkim zajmować się sama, kwiatuszku, bo nam padniesz – usłyszała z śmiechem i została po prostu odpędzona od przygotowań z zaproszeniem do pierwszego rzędu na widownię.
    Zabierając się za rozbudowanie jubileuszu, podjęła się sporego wyzwania. Pogodziła chyba tylko cudem zajęcia, staż w redakcji i bieganie od drzwi do drzwi, by zaprosić kupców, artystów, przedsiębiorców na to wydarzenie. I w pewnym momencie wydawało jej się, że nie da rady, a gdy dochodziła do tego papierologia... tylko pomoc bardziej doświadczonych osób pozwoliła jej zachować spokój, bo bliska była paniki. Dzisiaj zadowolenie ludzi i utrzymujące się dobre nastroje, wynagradzały każdą sekundę stresu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie było jej chwilę, może pół godziny i była pewna, że Castor zdążył w tym czasie zobaczyć przynajmniej ciekawsze stoiska, które przykuły jego uwagę. Gdy wróciła do zejścia na podwórze, przystanęła na schodach, wypatrując go. Odnalazła bez trudu sylwetkę mężczyzny, bo wiedząc czego szuka, łatwiej jej było to znaleźć. Zeszła w dół, przytrzymując palcami brzeg sukni, bo w tłumie nie chciała o nic zahaczyć i ubrudzić, czy zahaczyć tej kreacji. Nim jednak do niego dotarła, zaczepiła ją Hanna, która również przyszła tu jako gość wraz z synem i zaciągnęła ją do stoiska z domowymi nalewkami swojej starej przyjaciółki. Abigail nie miała wyboru, nie miała też sumienia odmawiać krótkiej rozmowy z starszymi paniami i wypiła bez sprzeciwu kieliszek trunku z ciemnych jak noc jeżyn, która co prawda nie paliła w gardło, ale to chyba tylko dzięki umiejętnemu przyrządzeniu, bo po przełknięciu płynu Smith poczuła, jak w żołądku rozlewa jej się małe piekło. Wiedząc, że zaraz zostanie namówiona na kolejne kosztowanie, może innego smaku, szybko się wycofała, by znów odnaleźć w tłumie Castora. Nie przeszedł dalej, niż od momentu, kiedy go wypatrzyła i tym razem dotarła do niego bez przeszkód.
      - Czy znalazł pan coś, co szczególnie pana zainteresowało? - spytała, wsuwając mu dłoń pod ramię, by już go więcej nie zgubić w tłumie i przysuneła się blisko, przepuszczając nadchodzących z naprzeciwka ludzi, którzy ich mijali od strony stoiska z regionalnymi miodami i świecami z pszczelego wosku. - Bo mogę zaręczyć, że jest tu niedaleko jeszcze coś, co szczególnie się panu spodoba – zapewniła półszeptem, dosiegając jego ucha, które musnęła na moment karminowymi wargami, gdy znów mijało ich kilka osób tym razem z drugiej strony, a ona wykonała unik, by nikt jej nie potrącił. I tylko stając tak blisko niego, że niemal stykali się ciałami, była w stanie uniknąć niemiłego stratowania przez ludzi, którzy ich otaczali.

      Abigail

      Usuń
  36. Wstrzymała oddech, gdy objął ją i tak zdecydowanie do siebie przyciągnął, że pominął jakikolwiek dystans, który ich dzielił i poczuła jego ciepłe ciało przy swoim. Zagryzła dolną wargę, próbując podchwycić jego niebieskość oczu, ale nie patrzył na nią. Ludzi wokół było mnóstwo, mnożyli się jak mrówki, ściągani wystawą i mini jarmarkiem regionalnym, ale w tym krótkim momencie, Abigail świadoma była jedynie obecności Castora. Gdy jego palce musneły jasny policzek dziewczyny, odchyliła twarz w kierunku za jego dłonią, jakby nie chciała pozwolić, aby trwało to tak krótko. Magiczna atmosfera wieczoru naprawdę gubiła rozsądek i choć starała się myśleć trzeźwo, czuła, że granice jej się rozmywają, a niebawem możliwe, że zupełnie nie będzie się pilnować i popełni jakieś głupstwo.
    Całe szczęście te intymne momenty pary nie były niczym dostrzegalnym dla pobocznego obserwatora. Mężczyzna pomógł kobiecie zejść z drogi nadchodzącym ludziom; rozmawiali półszeptami, aby nie musieć podnosić głosu, by przebić wrzawę. Te drobne gesty jak dotknięcie jej policzka, czy muśnięcie jego ucha, mogło wynikać z przypadku tej nagłej bliskości. Miała nadzieję, że to tylko na nich tak wpływało i nikomu nic nie wydało się nieodpowiednie, czy podejrzane. Miała nadzieję, nikłą, tłukącą się w tyle głowy, na końcu świadomości, bo w tym momencie zupełnie na czymś innym się skupiała.
    Zsunęła dłoń po jego ramieniu w dół i chwyciła go za dłoń, splatając ich palce. Za jego poleceniem obrała kierunek, obracając się na palcach i ruszyła między ludźmi, nie puszczając jego ręki, aby się nie rozdzielili. Jeśli ktoś jej teraz potrzebował, musiał liczyć się z koniecznością poczekania odpowiednio stosownej chwili, bo Smith na ten moment miała wszystko skontrolowane i wiedziała, że kolejne paręnaście minut nic nie runie, o co mogła być spokojna.
    Gust i upodobania Castora były przez nią niezgłębione i nie miała pojęcia, co mogło by go zainteresować. Właściwie wiedziała o nim tyle co nic, ale pewne szczegóły, te istotne dla niej, była w stanie już zapamiętać. Poprowadziła go korytarzem, lecz kiedy mieli wejść w tę część, gdzie rozstawiono się z artystycznymi wystawami- tymi otwierającymi nieoficjalną część jubileuszu, skręciła gwałtownie ku grubemu gobelinowy i odchylając jego brzeg od lewej strony, pociągnęła mężczyznę za sobą. Budynek ratusza utrzymany był w nowoczesnym stylu, lecz nie wolno było zapomnieć, że nie był wybudowany od zera, a na starych ścianach, które uległy zniszczeniu po pożarze sprzed kilkudziesięciu lat; kiedy to sam ratusz liczył sobie ponad dobry wiek. Wszystko utrzymane było w charakterze prostych linii, połączenia bieli i szkła i drewna przy budowie były futurystyczne, teraz przypominały chłodną galerię sztuki, lub podstarzały biurowiec. Niektóre wnęki, lub przejścia do nieużywanych, nieczynnych korytarzy i sal pozasłaniane były jednak nie kotarami, nie zabudowane nawet gipsowymi ściankami, ale aby nadać głębi tym wnętrzom, wzorzystymi gobelinami, o które bardzo dbano, bo to jedyny akcent kolorystyczny, który wnosił tu stary klimat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Abigail odnalazła ten wąski korytarz przypadkiem, gdy niosąc kartony z dokumentami do rozniesienia zainteresowanym artystom, kupcom i wytwórcom do wypełnienia, w razie chęci pojawienia się na jubileuszu, wpadła na gobelin, przewracając się i rozbijając kolano. Wtedy nie wiedziała, że na końcu korytarza jest niewielka salka tonąca w błekinych chłodnych tonach, na ścianach której widniały kiedyś niezwykłe obrazy pierwszych znaczących działaczy w historii Spokane. Płótna były wyblakłe, ramy pordzewiałe, wszystko okurzone i oblepione brudem, pajęczynami, ale nie wisiały na ścianach. Te nosiły głównie jaśniejsze plamy jako ślad miejsc, gdzie dawniej prezentowały się portrety, z kolei te leżały poukłądane pod jedną z ścian za cięzkimi drzwiami, które pchnęła z wysiłkiem, aby mogli wejść do środka. Tylko te lepiej zachowane obrazy, których repliki mogli znać z miejskiego muzeum, podsuwały myśl, że stanowią jedynie część kolekcji, a reszta nie do odratowania, jest zapomniana tu. Co zaskakujące, żarówka u sufitu dawało światło bez migotania i kiedy Abi stanęła na środku małej salki, z podekscytowaniem spojrzała na Castora.
      -Zaginiony świat – oznajmiła półgłosem, nie mogąc się przemóc by mówić swobodnie i głośno. Nikt nie mógł ich tu usłyszeć, ale jakoś... klimat tego miejsca kazał jej się trochę bać.

      Abigail

      Usuń
  37. Wciąz trzymając w palcach rąbek dołu sukni, aby ta nie zebrała niczym miotełka wszystkich paprochów i kurzy z zakamarków tego pokoju, spoglądała na pordzewiałe, stare ramy, wyblakłe i zapomniane portrety. Nie mówiła nikomu o tym małym odkryciu, dopiero pierwszemu mężczyźnie je pokazała. Ale i tak szkoda by było to tak zostawić... Więc prawdopodobnie na dniach zgłosi się do burmistrza z kolejną sprawą, jaka ją zainteresowała i powiadomi dyrektora muzeum o znalezisku. Choć to na prawdę zadziwiające, że takie historyczne skarby leżały nietknięte i nikt się tym nie zainteresował. Przecież gobeliny były czyszczone, bardzo zadbane, a więc na pewno ludzie wiedzieli o tym przejściu.
    Nie czuła jeszcze zmęczenia po przygotowaniach do dzisiejszego dnia. Wciąż trzymała ją adrenalina, ekscytacja, ciekawość końca jubileuszu. Była tu także gościem przecież i sama chciała skorzystać z kilku atrakcji, o jakie zadbali. Poza tym była tu z osobą, która sprawiała, że całe znużenie odlatywało hen i rozpadało się w pył. I byli sami z całkowitą pewnością, że ani żadne słowo nie zostanie podsłuchane, ani żaden gest podpatrzony i świadoma pełnej swobody, na jaką może sobie w tym momencie pozwolić, podeszła do ułożonych przy sobie w pionie obrazów, by na ramach odłożyć swoją torebkę, która do tej pory zajmowała jej zniecierpliwione dłonie.
    - Byłam pewna, że to docenisz - stwierdziła z nikłym uśmiechem i obróciła się w kierunku blondyna, podchodząc bliżej. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że te atrakcje są tylko dla wyjątkowych gości - uniosła pytające spojrzenie, dosięgając jego niebieskich tęczówek, w których była pewna, że jest w stanie utonąć, po czym zniknąć bez pamięci. I ta niepokojąca myśl, zupełnie nie przyprawiała jej o dreszcz trwogi. Teraz gdy wiedziała, że są sami i nie istnieje żadne nawet najmniejsze ryzyko na zdradzenie tej dziwnej i pogmatwanej relacji, nie czuła potrzeby aby się hamować, trzymać w ryzach własne pragnienia. A teraz pragnęła jego.
    Stanęła tuż przy nim, równie blisko jak w jarmarkowym tłumie i przesunęła dłońmi po białej koszuli na jego torsie w górę, dosiegając ramion Castora, aż ułożyła je miękko na karku blondyna, którego odkryty skrawek skóry nad jasnym kołnierzykiem musnęła paznokciami. Dziś miała wysokie szpilki, nie było potrzeby wspinać się na palce, by dosięgnąć jego ust, a jedna chyba z przyzwyczajenia uniosła się jeszcze i dosięgła warg mężczyzny, przylegając do niego żarliwie. Musiała przypomnieć sobie jak smakuje, musiała zaspokoić to pragnienie, które zaczynało motać zmysły niczym niezdrowy nałóg. Gdyby był zwykłym chwilowym zapomnieniem, nie miałby nad nią takiej władzy, a czuła coraz mocniej po każdym mniej i bardziej przypadkowym spotkaniu, że jego moc nad nią rośnie. I już zaczynała się nawet wahać nad oceną, czy jej to w ogóle przeszkadza.

    you know who

    OdpowiedzUsuń
  38. Od momentu, gdy opuściła pokój, który wynajęli na kilka cudownie niepoprawnych godzin, brnąc przez kilka przypadkowych spotkań, aż do teraz, cała gama uczuć i wrażeń, jakie jej zaserwował zatoczyła krąg. Była to jednak szeroka gama najrozmaitszych emocji i doznań, nie zawsze pozytywnych, głównie ze względu na brak uściślenia, co jest między nimi. A była na pewno iskra, było pożądanie, namiętność i najprostsze i najbardziej przyziemne pragnienia ciała, które teraz przysłoniły umysł i porwały ich ciała do siebie, do bliskości.
    Powiedzieć, że Abigail z czystą premedytacją zapędziła go tu, by go skusić i doprowadzić do zguby, to byłoby niesprawiedliwe. Dziś szczególnie czuła napięcie między nimi i była wrażliwsza na jego nastrój, na jego spojrzenie, kierunek jego uwagi, spięcie mięśni, mowę ciała. Ale sama odczuwała tęsknotę za mężczyzną, za smakiem jego ust, zapachem skóry, siłą jaką miał w ramionach i z jaką się zdradzał, gdy zaborczo i nagle ją obejmował. I wiedziała, że choć na moment muszą zostać sami, przeczuwała też, że obydwoje tego pragną i tylko potrzeba im odpowiedniego zbiegu okoliczności, aby się zgubić na kilka cennych chwil. Więc porwała go z tłumu, lecz nie sądziła nawet, że tak łatwo i prędko ulegnie swoim zmysłom, które w chwili obecnej oszalały. O ile jeszcze przed sekundą, nim poczuła jego dłonie na swojej skórze, tliła się w niej nadzieja, że zapanuje nad sobą w odpowiednim momencie, tak teraz wiedziała, że na to nie ma najmniejszych szans. Przepadła, a to właśnie Castor porwał ją w otchłań żądzy.
    - O Boże, nie! - wyszeptała zlękniona, jakby faktycznie szansa na jego opamietanie była straszna i nabierając powietrza w płuca, wsuneła palce w jego gęste włosy, burząc gładkie zaczesanie czupryny w tył. - Nie przestawaj, nie waż się! - zagryzając na ten moment wolne wargi, na których czuła mrowienie od pierwszych zapalczywych pocałunków, odchyliła głowę w tył, prezentując mu łabędzią szyję, gotową do przyjęcia wszelkich pieszczot.
    Był to moment, gdy poczuła jak pożądanie rozlewa się po jej żyłach. Zrobiło jej się gorąco do tego stopnia, że pożałowała dzisiejszego wyboru sukni. Jedynie odkryte plecy, bez dekoltu, z długimi rękawami nie pozwalały jej nacieszyć się pocałunkami Castora na jej skórze. Nawet ten niewielki skrawek szyi nie zakryty materiałem, to było za mało o stokroć, bo na karku kreację podtrzymywały dwa drobne guziczki, pilnujące aby wszystko było zakryte i wieńczyły suknię półgolfem, który teraz utrudniał wszystko. Aż westchnęła z żalem, po czym objeła jego twarz w dłonie i znów całując chciwie, naparła na niego, zmuszając do tych kilku kroków w tył, nim nie dotknął plecami ściany. Zsunęła po chwili ręce do koszuli blondyna, zaczynając wędrówkę od kołnierzyka przez wszystkie guziki, by każdy po kolei rozpinać i by pozwolić niecierpliwym palcom przypomnieć sobie jak ciepłą ma skórę, jak mięśnie grają na napietym torsie, bokach i brzuchu i jak idealnie jego ciało pasuje do jej. I zupełnie nie myslała o tym, że biel jego koszuli, biel jej sukni zbierze ślady z tej schadzki, bo najwazniejsze było ugaszenie pragnienia, które aż szumiało jej w głowie, gdy zmysły zwariowały. Nie miała nawet odwagi oderwać od niego ust, gdy zachłanne pocałunki mieszały się z przyspieszonym oddechem, jakby w tej sekundzie rozłąki, mógł jej umknąć.

    very bad girl xD

    OdpowiedzUsuń
  39. Jej ciało samo reagowało i odpowiadało na każdy jego ruch, każdy gest, musnięcie warg, dotyk dłoni, bliskość rozgrzanej skóry, przyspieszony oddech. Jej rozsądek dawno temu uleciał w zapomnienie i w tym momencie zmysły, żądza i może coś głebszego kierowało jej ruchami, podejmowało ten wybór za nią. Nie chodziło już tylko o to, że w żyłach krew płyneła dwa razy szybciej, w głowie jej szumiało, a usta łakneły kolejnych pocałunków, bardziej zaborczych, bardziej natarczywych. Castor był tu z nią i równie mocno jak ona, popadał w szaleństwo upajając się jej ciałem. Poległ przed nią, tak samo jak ona przed nim i w tym momencie, nie chciała niczego więcej, jak popłynąć na tej fali rozkoszy, aby razem zgubili się do samego końca.
    Gdy poczuła na skórze pleców chropowatą zimną ścianę, wypięła klatkę piersiową, dotykając piersiami o jego tors. Czuła, że ciało ma napięte, że skóra jest gorąca i niemal się skrzy w pożądania pod bielutkim materiałem. Uniosła powieki i dopiero po chwili, jej półprzytomne spojrzenie dosięgło błekitu tęczówek, które były teraz ciemniejsze i intensywniejsze w swej barwie.
    - Nie obchodzą mnie goście – rzuciła półszeptem, odrobinę ochryple, nie panując nad głosem. - Chcę ciebie – odpowiedziała bez cienia wstydu i uniosła dłonie, obejmując jego twarz na krótką chwilę, niemal czule muskając jego usta. Przesunęła palcami, ledwie dotykając jego ciała opuszkami palców, do ramion blondyna, by dotrzeć do jego nadgarstków. O wiele bardziej podobało jej się, gdy czuła dłonie mężczyzny na sobie, gdy niemal odbierał jej dech z płuc, gdy przyciągał ją do siebie i sprawiał, że traciła poczucie rzeczywistości. Teraz to nie tlen był jej konieczny do życia, a on. Złapała go za nadgarstki pewnie i ściagneła je z ściany, układając zaraz na swoich biodrach, przesuwając nawet pewnie niżej, by chwycił ją za pośladki. Wypięła biodra ku niemu, drażniąc go i prowokując i zaśmiała się cicho wprost w jego usta.
    - Pragnę cię – powtórzyła dosadnie, mając szczerą nadzieję, że nie potrzebuje więcej jej zapewnień, bo nie była pewna, czy będzie w stanie cokolwiek więcej powiedzieć za chwilę. - Weź mnie, Cast – jęknęła cichutko, wodząc ustami po jego szyi i przesuwając własnymi dłońmi po jego, pokierowała jego rękoma tak, aby podciągnął w górę jej suknię, odsłaniając zgrabne nogi. Nie musiał jej z niej zdzierać, a nawet byłaby wdzięczna, gdyby uszanował fakt, iż zbierała na taką kreację dobre trzy miesiące każdy znaczący grosz. I nie myslała teraz o tym, że suknia będzie może pognieciona, a może nawet brudna gdy stąd wyjdą i że ludzie cokolwiek zauważą. Miała gdzieś w tym momencie ludzi, jubileusz, swoją pracę. Liczył się teraz Gemayel, liczyli się oni oboje.
    Nie chodziło tylko o seks, czy o złudną chwilę bliskości i jakiś uczuć. To mogła mieć po imprezie w klubie z kimkolwiek, na kogo by się zdecydowała. Ale po pierwsze, ona nie chciała kogokolwiek, tylko jego. Po drugie nie potrzebowała takich chwil, nie poddawała się namiętnościom, to nie leżało w jej naturze. On sprawiał, że odkrywała siebie na nowo. Ob budził w niej te skrawki, które były uśpione. To o niego wołała jej dusza.

    OdpowiedzUsuń
  40. Taniec nie był dla niej wszystkim. Nie opierała na nim swoich planów względem przyszłości. Taniec nie był całym jej życiem, acz od wielu lat stanowił jego ważną część. To było zajęcie, w którym się spełniała, wykorzystywała swoją aktywną i kreatywną stronę. Wyrażała emocję poprzez mowę ciała, ponieważ czasami nie wiedziała jak powinna ubrać je w słowa. Taniec był też ściśle powiązany z jej ambicją i kwestią zaangażowania. Rzadko kiedy robiła coś na pół gwizdka, w szczególności, gdy miało dla niej duże znaczenie. Wkładała w to całą siebie i za to oczekiwała należytych efektów. Nic więc dziwnego, że utrata partnera w kluczowym momencie nie była dla niej sytuacją, z którą zamierzała się tak po prostu pogodzić.
    Niegdyś myślała, że na uczelni znajduje się masa studentów, którzy znają przynajmniej podstawy tańca. Niestety, gdy przyszło co do czego, okazało się, że ci, którzy cokolwiek potrafią, są zajęci, mają masę innych zajęć i najzwyczajniej w świecie nie będą w stanie jej pomóc lub wręcz przeciwnie, mają dużo wolnego czasu, ale za to praktycznie zerowe wyczucie rytmu i umiejętności zbliżone do drewnianego pnia. Nie pozostało jej wystarczająco dni, by móc wcielić się w rolę nauczyciela i nauczać podstaw. Potrzebowała kogoś, kto już je znał. Z całą pewnością nie zamierzała też odpuszczać, ponieważ wewnętrzny potwór, który w niej żył, zwany ambicją, najzwyczajniej by jej na to nie pozwolił.
    Gdy nie udało jej się znaleźć nikogo w gronie studentów, po wielu rozmyśleniach postanowiła postawić na grono wykładowców. Zdawała sobie sprawę, że było to rozwiązanie niekonwencjonalne, w czym zresztą upewniły ją przyjaciółki, acz Larissa była jedną z tych osób, które jak już coś sobie postanowią, dobrną do tego za wszelką cenę, nie zważając na poboczne głosy i przeszkody. Poza tym nikt nie był w stanie zaoferować jej innego rozwiązania, więc postanowiła wykonać skok w przepaść i odwiedzić wykładowcę bezpieczeństwa narodowego. Miała stuprocentową pewność, iż on bez wątpienia posiada podstawy, ponieważ miała okazję zobaczyć to na własne oczy. Zdawała sobie sprawę, że jej prośba nie będzie typowa, ale człowiek postawiony pod ścianą jest w stanie zrobić wiele rzeczy.
    W taki sposób dotarła przed salę, w której wykładał, przez kilka minut wpatrując się w drzwi. Dopiero po krótkiej mowie motywacyjnej wzięła głęboki wdech i weszła do środka niczym człowiek przygotowany do walki. Całe szczęście, w środku nie było już nikogo poza mężczyzną, co ułatwiało jej zadania, a jednocześnie czuła się odrobinę przytłoczona panująca wokół pustką i ciszą. Cóż, kobiecie ciężko dogodzić. Mimo to przywdziała na twarz swój firmowy uśmiech i szybkim krokiem podeszła do biurka, próbując wymyślić od czego powinna zacząć. Żałowała, że nie przemyślała tej rozmowy wcześniej, najwyraźniej była zbyt podekscytowana i przepełniona nadzieją, by dopuścić do siebie głos rozsądku.
    — Dzień dobry. — jej pierwsze słowa nie zależały do zaskakujących, ale nie zamierzała od razu przechodzić do rzeczy. Co więcej, potrzebowała kilku dodatkowych sekund, by przemyśleć najbliższy plan działa i dobrać odpowiednią strategię. Zapisała sobie w głowie, by opcja z klękaniem i błaganiem była wersją ostateczną, a na początku powinna spróbować zwykłej uprzejmości i może odrobinę kobiecej zalotności. Bądź co bądź, to ostatnie nieraz ratowało ją z opresji.
    — Umie pan tańczyć, prawda? — cóż, nie można było tego nazwać przejściem do sedna sprawy, a jedynie zbliżeniem się do tematu. Jej czas dobiegał końca, a jej pokłady cierpliwości najwyraźniej były na wyczerpaniu.


    [ Przepraszam za zwłokę i obiecuję poprawię! :D ]

    Larissa

    OdpowiedzUsuń
  41. Była pewna, że pragnie jej równie mocno, co ona jego, widziała to i czuła wyraźnie w jego gestach, spojrzeniu, przyspieszonym oddechu. Była pewna, że granice jego wstrzemięźliwości są już na wyczerpaniu i zaraz zostaną zerwane. I o ile w motelu to ona niejako mu uległa, teraz była gotowa kusić go i uwodzić, póki on nie podda się przed nią. Chciała go i potrzebowała i choć nie myślała o tym, co dzieje się zaraz za ścianami tego błekitnego pokoju, to wiedziała, że pozostawi na jego ramionach ślady paznokci i zębów, bo nie będzie mogła pozwolić sobie na żadne krzyki. A chciała cholernej swobody, chciała móc krzyczeć i robić z nim tu tylko to, co zechce, do czego posunie ich fantazja. Nie sądziła, aż do teraz, że to pragnienie jest tak silne, iż odczuwać je może niczym fizyczny ból. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo i na jak wielu płaszczyznach Castor stał jej się niezbędny do ukojenia i zaspokojenia.
    Doskonale wiedziała, że nie ma nikogo zbyt blisko, może dlatego że sam nikogo nie dopuszczał. Był zdystansowany, zachowawczy i niedostępny. A przy tym cholernie pociągający i nie zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że blondyn posiada kilka psychofanek. Pewnie odnalazłaby je wszystkie i sama stanęła na czele takiego funclubu, bo w tym momencie nie dało się ukryć, że zrobiłaby dla niego wszystko, o co tylko by ją poprosił. Potrafił jednym wyszeptanym słowem złamać jej charakter, nagiąć wolną wolę i sprawić, że była cała jego.
    Gdy została obrócona twarzą do ściany, wiedziała już na pewno, że wygrała, że mężczyzna nie miał sił się opierać dłużej. Poczuła satysfakcję i jeszcze większą żądzę, która rozlała się w jej żyłach niczym ogień. Czując jego silne dłonie sunące po smukłym ciele, wyprostowała się, ściągając łopatki, by nagimi plecami poczuć gorąco jego skóry z torsu i odchyliła głowę ulegle za jego ruchem, oddając pocałunek. Sięgnęła jedną ręką nad głowę, przesuwając palcami po policzku mężczyzny, na którym już pod opuszkami wyczuła drapiący zarost dalej i przytrzymała go przy sobie jeszcze chwilę za kark, czerpiąc natarczywie bliskości jego warg do utraty tchu. Kiedy pochylił ją do przodu, oparła obie dłonie o ścianę dla równowagi, poddając mu się bez reszty. Nieznośne pragnienie zbliżenia zostało zaspokojone, lecz obudziło się kolejne, aby zalać błekit pokoju tą faerią doznań, jaką odczuwała, a która obierała coraz to nowe, czerwieńsze i gorętsze odcienie z każdym zaborczym ruchem kochanka.
    Nie słyszała gwaru zza ścian, zapomniała o tym, co dzieje się wokół. Wychodząc naprzeciw mężczyźnie, odpowiadała na każdy ruch na ile pozwalała jej pozycja i ograniczająca kreacja, za każdym razem coraz mocniej zagryzając wargi, by nie zdradzić się z głośnymi jękami. Nie czuła jak chropowata faktura ściany drapie skórę przy nadgarstkach i wewnętrznej strony dłoni, doprowadzając do czerwonych śladów. Nie pomyslała o tym, że zamiast szminki, jej własna krew zabarwi dolną wargę, gdy przebije delikatny naskórek zaciskając zęby. Upojona całkowicie Castorem trwała z nim w tym szalonym pędzie, zatrzymując całe swoje istnienie w tyk akcie.
    - Jestem tylko twoja – wyszeptała drżąc na całym ciele, gdy rozkoszny szczyt sprawił, że niemal ugieły się pod nią kolana i oparła czoło o zimny mur, wdzięczna za silne ramię, które ją podtrzymało. Potrzebowała chwili, żeby wrócić zmysłami do rzeczywistości, by uspokoić oddech. By wiedzieć kim jest.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  42. Spod półprzymkniętych powiek docierało do niej światło jeszcze trwającego dnia. W pokoju panował niemal półmrok bo stara żarówka cudem świecąca, nie dawała zbyt wiele jasności, ale jej zmysły potrzebowały kilku chwil, aby wrócić do rzeczywistości. Ekstaza wypełniła jej żyły i gdy Cast obrócił dziewczynę w swoją stronę, w jej ciemnych tęczówkach wciąż jeszcze tańczyło to ich wspólne szaleństwo sprzed chwili. Nawet gdy już bez pożądania, wręcz niewinnie dotknął jej policzka, po jej skórze przeszedł podniecający dreszcz. Delikatne muśnięcie ust to było za mało i bezwiednie przysunęła się bliżej, chcąc skraść mężczyźnie prawdziwy pocałunek, lecz jego słowa zatrzymały ją w bezruchu. Odetchnęła głebiej, i zamrugała kilka razy, by odzyskać rezon i równowagę.
    - Skąd – zaprzeczyła z figlarnym uśmiechem błądzącym na jej twarzy. - To po prostu ekscytujące i niepoprawne – poprawiła go i widząc, że doprowadza się do porządku, przesuneła dłońmi po sukni w dół, aby sprawdzić, ile wygnieceń na niej pozostawili. Nawet ten ruch własnych dłoni sprawił, że poczuła jak jej ciało reaguje, jeszcze nieuspokojone po osiągniętej rozkoszy.
    Szczęściem kilka wygnieceń nie było czymś, co w wieczornym świetle może rzucić się w oczy, więc zupełnie się tym nie przejęła, szczególnie że w odpowiednich miejscach suknia opinała jej szczupłą sylwetkę. Sprawdziła więc jeszcze uczesanie, podnosząc dłonie do włosów i poprawiają każdą z wsuwek po kolei. Został już tylko makijaż, a była pewna, że Castor zcałował z niej całą pomadkę, nawet jeśli ta była trwała i mogła pozostać nienaruszona przez kilka dobrych godzin na wargach nosicielki. Jego zaborcze i zachłanne pocałunki na pewno pobiły wszelkie zapewnienia producenta kosmetyku. Wyminęła go bez słowa, sięgając przy ramach po swoją torebkę i gdy spojrzała w lusterko, dostrzegła stan swoich ust, na co zareagowała zadowolonym uśmiechem. Zamaskowała to wpierw balsamem, później karminem i pewna, że ponownie prezentuje się nienagannie, znów staneła przodem do blondyna. Była gotowa stąd wyjść.
    Nie widziała w ich znajomości nic niebezpiecznego. Nic. Uważali, aby nikt się nie dowiedział, aby nikt nic nie zobaczył, nie usłyszał, nie wychwycił w rozmowie. To nie było zakazane, to nie było wbrew prawu! Poza tym była dorosłą kobietą i za kilka miesięcy ukończy naukę na uniwersytecie, a on nigdy nie miał z nią zajęć i mieć nie będzie. Zaczynało ją to irytować, szczególnie że jej łaknienie mężczyzny zaczynało rosnąć.
    Naciągneła rękawy, poprawiając suknię też na piersiach i w ramionach i podeszła do Castora. Przesuneła ciemnymi tęczówkami po całej jego sylwetce, oceniając jego stan i gotowość do pojawienia się między ludźmi i wsuwając mu bezceremonialnie w dłonie swoją torebkę, uniosła ręce do jego czupryny. Trochę musiała go poczochrać, bo kilka kosmyków sterczało niesfornie w różne strony, psując zaczesanie gładkich pasm w tył. Wystarczyło jedna kilka prostych ruchów, przeczesanie całości palcami z wyczuciem, aby uczesanie wróciło do początkowego stanu. Zanim zabrała dłonie i odebrała swoją własność z jego rąk, ujęła jego twarz z czułością i pocałowała go krótko. Kciukiem starła jeszcze odrobinę czerwieni, która zakradła się tam nie wiadomo kiedy, z jego kącika i obróciła się do cięzkich drzwi, gotowa wrócić do gości.
    - Myślę, że zdążymy jeszcze na przedstawienie, panie Gemayel – zasugerowała, znacząco wypowiadając jego nazwisko. Tak, to był czas powrotu do formalnego tonu.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  43. Nie chciała niczego analizować, niczego nazywać. To co ją przyciągało do blondyna było czymś więcej, niż pożądaniem, niż apetytem na jego ciało. Nie kierowała nią żądza, bo na tak płytkie podejście była zbyt dojrzała. Nie bawiła się też w żadne układy, typu przyjaźń z dodatkiem, czy też prosty romans polegający na spotkaniach, aby zaspokoić pragnienia ciała. Chciała go poznać, chciała aby wkroczył w jej życie i zatrzymał się, żeby zwolnił i został. Na razie jednak wiedziała tylko tyle, że jak sam mówił o swoim życiu i tym, co się w nim pojawia sporadycznie, spontanicznie i czasami tylko jeden raz - coś jest, a później tego nie ma i tak też było z samym Castorem. Kiedy więc tylko nadarzała się okazja, nie tylko chciała, ale wręcz musiała być przy nim. Nie mogła od tego uciec, nie potrafiła się powstrzymać. I jeśli tkwiło w tym niebezpieczeństwo, ignorowała je całkowicie. Nie była przecież jeszcze świadoma, z kim ma do czynienia i do czego mężczyzna jest zdolny.
    Uśmiech który posyłała gościom, był szczery, ale szerszy niż wcześniej, a oczy aż błyszczały z podekscytowania. Teraz jednak nie tylko sam jubileusz i jego powodzenie napawało ją radością. Szedł obok niej ktoś, kogo się tu nie spodziewała, mimo iż liczyła na jego obecność i nie tylko się pojawił, ale i dał jej się porwać. Teraz naprawdę czuła, ze ma siłę i może dokonać wszystkiego!
    - Nie mam pojęcia – wzruszyła ramionami i zaśmiała się perliście, sięgając dłonią do małego kolczyka, aby sprawdzić, czy nie zgubiła drobnego zapięcia. - Obiecano przedstawienie, które zapadnie w pamięć i zdobędzie owacje na stojąco i nie widziałam na oczy nawet scenariusza, więc wiem tyle co reszta gości w tym przypadku – wyjaśniła spokojnie. Ufała ludziom, z którymi współpracowała, nie miała przecież podstaw, aby wszystkich i wszystko kontrolować. Aż tak chorobliwie nie pilnowała wszystkiego, aby zatruwać zdrową atmosferę przy tworzeniu tego wieczoru. Ona wywiązała się z swojej puli obowiązków, nawet tych które wzięła na siebie niepotrzebnie, miała tylko nadzieję, że się nie zawiedzie, ani nie rozczaruje.
    Gdy dotarli do rozwidlenia korytarzy i zejściu do części z jarmarkiem na podwórzu, przystanęła i uniosła brwi, widząc burmistrza i kilku inwestorów na dole. Ludzie stłoczyli się przy straganach i miała wrażenie, że największym zainteresowaniem cieszą się stanowiska z regionalnymi wyrobami alkoholi, głównie zdradzieckich nalewek, które sama dobrze znała. Te słodkie napoje niby nie pozostawiały nawet posmaku alkoholu, ale w pewnym momencie uderzały w człowieka z niespodziewaną siłą. I dostrzegając przy kubeczkach z trunkami do spróbowania swoją redaktorkę, Andersa i jeszcze jednego inwestora, który włożył sporo wysiłku w pomoc przy organizacji, zacisnęła usta. Taki zestaw towarzystwa nie przypadł jej do gustu, nie skomentowała jednak tego ani słowem, po prostu keirując się w stronę sali, w której już rozstawiano światła i oczekiwano na publikę. Czekał ich finał wieczoru i miała nadzieję, ze obejdzie się bez fajerwerek.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  44. Będąc tutaj jako jeden z organizatorów, musiała pilnować zadowolenia gości, przebiegu jubileuszu, ale też mieć na uwadze innych ważnych gości. Burmistrz i jego żona to była para numer jeden, szczególnie, że w tej oficjalnej części stanowili pierwsze skrzypce, a ich przemówienie było najważniejsze. Ale równie ważni byli inwestorzy nie tylko tego wydarzenia, ale ci wkładający wiele prac i pieniędzy w rozwój Spokane. Susan też chciała mieć na oku, bo redaktorka niezależnie od tego, czy ją lubiła, czy nie, była jej szefową i jej repitacja też miała wpływ na to, jak ludzie ocenią samą Abigail. W związku z czym czuła, że musi mieć oczy naokoło głowy i pilnować totalnie każdego szczegółu przy tym wieczorze. Czuła się zoobligowana działać, gdyby coś się wymskneło spod kontroli, nieważne czy część programu, czy zachowanie któregoś z uczestników.
    Położyła poufale dłoń na ramieniu blondyna i wskazała na pierwszy rząd krzeseł. Dostała zaproszenie od samych aktorów, a nie czuła nawet cienia skruchy, czy speszenia przed zajęciem kluczowych miejsc. I tak sam środek rzędu na pewno przypadnie głowie miasta i jego małżonce, a najbliżej nich, po bokach i z tyłu otoczą ich ci ważniacy, którzy mieli się podpisać pod organizacją, planowaniem i realizacją przebiegu wieczoru.
    - Niech się pan nie wstydzi, panie Gemayel, tu nie ma rezerwacji – rzuciła rozbawiona i usiadła swobodnie, układając na udach niewielką błyszczącą torebkę, a Castorowi pozostawiając ostatnie miejsce w rzędzie. Obróciła się jeszcze do tyłu, aby zlustrować salę. Chciała mniej więcej orientować się, gdzie kto siedzi.
    Dostrzegła na samym końcu kilku znajomych studentów, którym pomachała. Gdzieś przy przejściu od korytarza zauważyła wykładowców z RUFUSa od języków i panią z dziekanatu, co ją po prostu wzruszyło i wszystkich pozdrowiła skinieniem, choć nie była pewna, czy to dostrzegli, bo nim jeszcze przyciemniono światła i skupiono lampy na scenie, każdy zajęty był rozmową z swoim towarzystwem. Podobało jej się to, że ta druga mniej oficjalna część przybrała formę spotkania towarzyskiego. Miała niemiłe wrażenie, że może to przypominać wycieczkę szkolną po muzeum, bo jednak sama świadomość, że są w budynku, gdzie wszystko załatwia się formalnie, trochę ostudzi zapał gości. Obawiała się z początku, że będzie to raczej sztywne i naciągane, a ludzie nie poczują się swobodnie. Mile ją zaskoczyli i teraz nie mogła przestać się uśmiechać.
    Wyprostowała się i gdy zebrali się wszyscy, czy też niemal prawie wszyscy, rzuciła krótkie spojrzenie na profil mężczyzny po swojej prawej stronie, by już później skupić się na spektaklu. Mieszanka starych aktorów, którzy mogli popisać się doświadczeniem i ilością rozdanych autografów, tych którzy dopiero raczkowali w studenckim klubie dramy i gra była ich pasją, a nie kierunkiem kształcenia; a także tych, którzy na co dzień z tego żyli, acz nie mogli popisać się sławą, dała fenomenalny efekt. Znani z telewizji ludzie, nie obrali głównych ról, aby błyszczeć, a wydawało się że wspierali młode talenty. Abi z rozchylonymi z wrażenia ustami oglądała znajomych, których znała z innego środowiska. Bo jeden chłopak nawet nie wydawał się nigdy zainteresowany sztuką, a po prostu wszyscy go znali z doskonałej wiedzy i umiejętności programowania, więc naprawiał wszelkie sprzęty za czteropaki piwa. A tamta dziewczyna, która otrzymała główną rolę, była typowym mulem książkowym, który interesował się najczęściej urazami i zapowiadała się doskonałym lekarzem, najpewniej chirurgiem. Abi przeżywała ten spektakl prezentujący historię powstania miasta w ramach czasów współczesnych bardzo żywo i to nie tylko przez świetną grę i doskonały scenariusz. Ona po prostu cieszyła się z tych sukcesów swoich kolegów i koleżanek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy zapowiadało się, że są to ostatnie akty przedstawienia, a Smith wiedziała, że zarówno jej jak i reszcie widowni przypadło ono bardzo do gustu, poczuła jak jej torebka cała wibruje. Nie odrywając oczu od sceny, sięgnęła po telefon, wyjmując go i pochyliła się, aby nie świecić do tyłu wyświetlaczem. Spojrzała na kontakt, który do niej dzwonił i musząc odebrać od drugiej redaktorki z gazety, przeprosiła cicho Castora czmychając z sali bokiem. To był kiepski moment na wybadanie sytuacji i reakcji zebranych, ale wiedziała, że jeśli nie odbierze i nie zapewni, że wszystko się podobało i wszystko też poszło zgodnie z planem, a nawet lepiej, kiedy pojawi się nazajutrz w pracy, zmyją jej głowę. I Susan jej nie obroni, bo nie miała w obowiązku przekazać do gazety sprawozdania z wydarzenia, które sami ogłaszali, a Smith owszem.
      Rozmowa na szczęście była krótka. Abigail starała się zwięźle i wyczerpująco zapewnić o sukcesie jubileuszu a gdy się rozłączała, poczuła na plecak dotyk czyjejś dłoni. Wrzuciła aparat do torebki i odchyliła głowę w tył, gdy palce suneły wzdłuż kręgosłupa przez łopatki do jej karku. Była pewna, że wie, kto za nią stoi.
      - Ten wieczór zapowiadał się od początku wspaniale, ale teraz może nawet przebić najśmielsze wyobrażenia – usłyszała zupełnie inny głos, niż ten którego się spodziewała i momentalnie odskoczyła od Andersa, obracając się w jego kierunku. - Potrafisz zaskakiwać , Abigail – twarz miał bardziej czerwoną niż te kilka godzin temu, gdy widziała go ostatni raz i oczu mu błyszczały niezdrowo.
      Nie odezwała się słowem, nie wiedząc nawet, co odpowiedzieć na taką aluzję. Poza tym czuła wstyd za własne zachowanie. Tak łatwo było ją podejść!
      - Wszystko już się kończy, chodź, odwiozę cię – zaproponował i śmiało podszedł do niej, chcąc objąć ją w talii. Jego zachowanie dalekie było do kulturalnego, a kwaśny oddech jasno wskazywał na upojenie nalewką. - Chodź! - nakazał łapiąc ją za nadgarstek, gdy się wywineła i nie zdołał jej objąć, a gdy palce zacisnął mocno na podrażnionej skórze, jęknęła z wyrzutem. Uniosła drugą rękę, by go spoliczkować, gdy dodał kolejny niewybredny komentarz, lecz złapał ją za dłoń, także czerwoną od schadzki w błekitnym pokoju zapomnianym przez wszystkich, a tego już zupełnie się nie spodziewała.
      - Puść! - zarządała podniesionym głosem, gotowa się teraz szamotać. Skoro wieczór się kończył, to może mogła już przestać się pilnować przy niektórych?

      Abigail

      Usuń
  45. Abigail znana była z tego, że nie słychać było o niej żadnych plotek, nie pcha się w tarapaty, jest zorganizowana i rzetelna. I nie robi scen, a właściwie w razie kłopotów, to jest tym głosem rozsądku, który wszystkich uspokaja i szuka rozwiązania, albo kompromisu. Tutaj nie było opcji na żadne ultimatum. Anders szukał okazji do umilenia sobie wieczoru i ulokował swoje chwilowe zauroczenie w niej. I doskonale wiedziała, na co liczył, a czego na pewno nie dostanie. Nie było opcji, żadnych szans na to, aby z nim poszła, aby w jakikolwiek sposób się z nim spoufaliła. A aluzje komentujące jej strój tylko podsyciły w niej złość, która mieszała się także z obawą o własną reputację i później uwagi innych, jeśli cokolwiek zostanie zauważone.
    Moment kiedy Castor wyszedł zza kotary zarejestrowała pierwsza. Jego zamaszysty krok i mina zdradzały wściekłość, zresztą ta jawnie malowała się na twarzy blondyna. I Smith była pewna, że tym razem nie skończy się to spotkanie tylko na pogawędce. Z całej siły wyszarpnęła rękę z palców Andersa, sycząc pod nosem, gdy zabolały ją poobcierane miejsca. Wystraszyła się tej wściekłości, która wręcz ciskała gromy z lodowatych tęczówek Gemayela w kierunku inwestora. Nie znała go, więc i nie wiedziała też, do czego jest zdolny. Ale podejrzewała jedynie jak silny ma prawy sierpowy, bo wiedziała już, że kiedy chciał, potrafił zaimponować siłą. No i jego temperament zwykle trzymany na wodzy, też już poznała, gdy go uwalniał i ujawniał w pełnej krasie, więc... więc się bała, do czego może dojść.
    - Nie, nie rób nic – stanęła zaraz na drodze blondynowi, układając dłonie na jego torsie, aby go powstrzymać przed głupstwem, jaki miał zaraz popełnić. - Proszę, odpuść – wpatrywała się uporczywie w jego twarz, chcąc zmusić go aby skupił spojrzenie na niej, a nie na osobie, która stała za nią. Starała się ściągnąć na siebie jego uwagę i jego wzrok, lecz wydawało jej się, że z złości aż cały drży. I sama przy tym zadrżała, czując niepokój.
    Zniszczysz? A kim ty jesteś? Co ty mi możesz zrobić? - zaszydził Anders, któremu również alkohol w afekcie mocniej uderzył do głowy i który już uniósł się nie tylko dumą, ale wyczuł silną rywalizację. - Co tobie w ogóle do tego profesorku? Czemu się wtrącasz? To tylko dziewczyna, jak każda inna! - machnał reką na Abi, która wciąż trzymała się przy Castorze i trzymała też swoje dłonie na torsie blondyna, powstrzymując go przed doskoczeniem do pijanego, by mu przyłożyć. Acz w tym momencie sama miała ochotę obrócić się i wymierzyć mu w szczękę! Całe szczęście Anders nie myślał trzeźwo, właściwie nie myślał najwidoczniej wcale, bo troskę i zaaferowanie tym zajściem Castora w żaden sposób nie powiązał z tym, co mogło wiązać go z Smith. Choć może wystarczyła jeszcze chwila, kolejne wymienione groźby i kilka gestów, aby machina pod jego czaszką ruszyła. Całe szczęście z drugiego końca korytarza wyłoniła się wysoka szczupła postać starszego mężczyzny, który miarowym krokiem dotarł do całej trójki. Rzucił krótkie spojrzenie na kobietę, na dwóch panów i zwęzone w irytacji oczy spoczęły na Andersie.
    - Wracamy do domu. Koniec przedstawienia, koniec wieczoru – zarządził, łapiąc syna za ramię. I wydawać by się mogło przez moment, że Anders już pokornie usłucha i położy po sobie uszy, wycofując się do wyjścia, kiedy prychnał tylko i wyswobodził rekę bez trudu.
    - Jak chcesz to wracaj. Ja jeszcze muszę zaopatrzyć się w nalewkę z dzikiej róży. To jedna z niewielu ciekawych atrakcji tego jubileuszu, nie licząc oczywiście zjawiskowej pani- tu skłonił się z szyderszym uśmiechem w kierunku Abigail, jakby wszystko co się wydarzyło, było występem kabaretu, a on świetnie się bawił.

    OdpowiedzUsuń
  46. - Co?- już miała nadzieję, że koniec z awanturami i nieprzyjemnie zaskakującymi ją sytuacjami, a Castor da się udobruchać. Jednak chyba prędzej zdziwiłaby się, gdyby faktycznie jej posłuchał, jak dotąd nie miała nad nim żadnej mocy. Może prócz razu... czy dwóch. Ale były to zupełnie inne sytuacje. Tak więc machinalnie przesunęła ręce na ramiona blondyna, zaciskając na jego koszuli palce, aby go powstrzymać przed popełnieniem jakiegoś głupstwa, dy ten bezceremonialnie odsunął ją na bok i wyminął.
    Miała wrażenie, że ta scena rozegrała się jak w zwolnionym tempie. Wymierzany cios w twarz Andersa, jego zachwianie się w tył i tryśnieta krew inwestora plamiąca koszulę blondyna. Doskoczyła zaraz do mężczyzny, obejmując go oburącz w pasie od tyłu, aby zatrzymać. Nie powiedziała nic, z wysiłku tylko jękneła, czując jaki jest spięty, jak gotowy do skoku i przyłożenia tamtemu po raz drugi. I wiedziała, że jeśli się nie opamięta, ona nie będzie w stanie go powstrzymać. Starszy pan podniesionym głosem zawołał syna, lecz ten zupełnie zignorował upomnienie i podkasał wściekły rękawy swojej koszuli, gotów oddać Castorowi. Nie dosięgnął go jednak, bo zza pleców starego Andersa wybiegł mężczyzna ubrany na czarno od stóp do głów i złapał tamtego mocno za ramię. Unieruchomił go wręcz i Abigail wydawało się, że do jej uszu doszło Przepraszam pana, musimy wracać , nie mogła mieć jednak pewności, bo w tym czasie przedstawienie dobiegło końca i z widowni zaraz obok rozległy się gromkie brawa. Mało tego, nie ustawały, co w tym momencie przyniosło im szczęście i pewność, że nikt nie zorientował się w scenie, jaka miała miejsce.
    - Proszę, Cast, daj spokój! - zaznaczyła wyraźnie i nie puszczając go, wręcz przylgnęła do jego pleców, opierając policzek na wystającej łopatce mężczyzny. Nie było szans, aby go puściła, aby pozwoliła dość do większej bójki. W duchu cieszyła się z obitego, a może nawet złamanego nosa Andersa, choć nie słyszała aby cokolwiek mu chrupnęło w twarzy. Ale nie chciała, aby to było kontynuowane, bo nie doprowadziłoby ich to nigdzie.
    Dosyć tego! - zakomenderował ostro starszy pan i podszedł bliżej, stając między Castorem a swoim niepoprawnym synem. Obrócił się do kierowcy, który zawsze był w pobliżu jako zaufany pracownik i nakazał przeczekać w samochodzie, po czym zwrócił się do blondyna. - Proszę się ze mną jutro skontaktować, omówimy zadośćuczynienie – wręczył mu niewielką gładką wizytówkę z wypisanym nazwiskiem i numerem telefonu i wycofał się za pozostałą dwójką.
    - ...Abigail Smith – usłyszała za plecami po raz chyba drugi i zorientowała się, że wzywają ją na scenę. Zapewne w ramach podziekowań i gratulacji za organizację jubileuszu, bo wieczór dobiegł końca, a wszelkie podsumowania na szybko wieńczyły wydarzenia na wzniesieniu po spektaklu. Dotarło do niej także, że wciąż obejmuje ciasno blondyna, zatem natychmiast cofnęła ręce. Cofnęła się od niego o krok, oddychając głeboko, oszołomiona nieco gwałtownym zajściem i przetarła wierzchem dłoni suche usta, krzywiąc się z uczucia lekkiego podaznienia warg, które teraz dopiero zaczynała odczuwać.
    - Proszę cię, nie znikaj, zaraz wrócę – powiedziała, łapiąc go za ramię i obracając w swoją stronę i gdy zobaczyła że spojrzenie ma już spokojniejsze, wycofała się do sali obok, by wejść na scenę i zamknąć uroczystość.
    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie spodziewała się niczego poza wypisaniem swojego nazwiska pod oficjalnym ogłoszeniem organizatorów i osób dbających o przebieg jubileuszu. Już podczas wydarzenia kilkakrotnie ktoś ją zaczepił i gratulował wkładu w całe przedsiewzięcie i wyników tejże pracy. Będąc na korytarzach słyszała podziękowania, ale gdy weszła nieco oniesmielona i wciąż oszołomiona na scenę, nie wiedziała, co powiedzieć. Szczęściem nikt tego od niej nie wymagał, po prostu usłyszała słowa uznania i wsparcia w dalszej karierze, a później otrzymała kwiaty. Jeden ogromny bukiet chyba trzech tuzinów róż, który cięzko opadł w jej rękach, aż poczuła jak kolce z smukłych łodyżek wbijają się w jej skórę. Tyle że myślami była za gruba kotarą, przy mężczyźnie którego miała nadzieję jeszcze raz dziś ujrzeć. W tej chwili jej profesjonalizm zupełnie uleciał i Abi nie skupiała się na słowach, które padały z ust burmistrza, gdy ten odebrał mikrofon od aktorki prowadzącej krótkie podsumowanie od strony prezentujących a nie gości i dziękował w imieniu tych, którzy pracowali, aby ten wieczór właśnie tak wyglądał. Byłą wdzięczna, że nie musiała się teraz wysilać i prezentować, bo chyba nie byłaby w stanie z siebie nic sensownego wydukać.
    Po kolejnej serii braw, przyszła kolej na uścisk dłoni, kilka zdjęć z organizatorami, inwestorami, a także gośćmi i miała nadzieję, że nie wygląda na tak roztrzepaną, jak się czuła. Uśmiechała się delikatnie, skupiając na aparatach i błysku fleszy, który oślepiał ją raz po raz. Miała nadzieję, że ani po sukni, ani po makijażu, czy fryzurze nie można nawet zgadywać o wzburzeniach, jakie dziś przeżywała. Nie starała się wypatrywać Castora w tłumie, nie byłaby nawet w stanie go dostrzec w tym niemałym zamieszaniu. Dopiero gdy wszystko nieco się uspokoiło i pierwsze fale gości ruszyły do wyjścia, mogła także się zebrać spod sceny.
    Przed budynek wyszła w jednej dłoni obejmując kwiaty, by jak najmniej kuły ją w i tak poranioną rękę i by nie naruszyły materiału drogiej sukni. A kreacja już drugi raz, nawet trzeci aż okazywała się problematyczna! Drugą ręką zaś unosiła jej dół, aby na koniec wszystkiego jeszcze się nie potknąć i skończyć z wybitymi na schodach jedynkami. Staneła z boku, odprowadzając część gości spojrzeniem i skinieniami na pożegnanie. Miała wrażenie, że w zaledwie kilka minut cały tłum się rozproszył i ratusz stał teraz pusty, nieco nawet przerażający. Czuła się zmęczona i senna, na dodatek rosło poddenerwowanie, bo nie widziała Castora i zaczęła się obawiać, że jednak zniknął bez słowa pożegnania. Nie widząc go nigdzie przy wejściu, ani przy kilku zaparkowanych autach na poboczu jezdni, wróciła korytarzem do środka, odtwarzając trasę, jaką dziś razem pokonali. Gdy dotarła do podwórza, gdzie prowizoryczne niewielkie stoiska stały już puste, dostrzegła jego sylwetkę siedzącą na schodach. Odetchnęła z ulgą, podchodząc bliżej i zatrzymała się przed nim. Odłożyła kwiaty obok na stopnie razem z torebką i kucneła na wprost blondyna, chwytając go za dłoń, aby obejrzeć jej stan, bo wczesniej nie miała na to chwili. Zmarszczyła brwi i zatrzymała zatroskane spojrzenie na plamach, które zniszczyły koszulę.
    - To się chyba da usunąć – stwierdziła niepewnie i wyciagneła ręke, aby poprawić kołnierzyk przy jego szyi, po czym przesunęła palcami po czerwonych kropeczkach. Nie podnosiła wzroku do jego twarzy, obawiając się, że znów zobaczy w jego niebieskich tęczówkach gniew, a tego akurat nie chciała więcej oglądać, był wtedy przerażający. Zamknęła oczy i pochyliła głowę, dotykając policzkiem jego pokiereszowanych kostek. Na prawdę chciała już skończyć ten dzień.
    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  48. [Dziękuję uprzejmie! Maylis wciąż jest trochę smutna, ale szuka swojego miejsca na świecie. Może finalnie odnajdzie je jeszcze tutaj, kto wie. ;D]

    Maylis

    OdpowiedzUsuń
  49. Czuła się po części winna dzisiejszej sytuacji z Andresem, choć nie zrobiła nic, co by zachęciło i prowokowało tamtego. Nie sądziła, że tak elegancka, choć także kusząca pod wieloma względami kreacja, w takim stopniu pobudzi męskie zmysły. I choć w przypadku pewnego blondyna spełniła swoją rolę idealnie, tak nikomu innemu nie musiała się nawet nie podobać. Dlatego nie podnosiła wzroku do twarzy Castora, obawiając się, że w jego niebieskich tęczówkach prócz złości ujrzy zazdrość, a także wyrzut. I nie umiałaby się do tego odnieść, bo przecież nie łączyło ich nic, co by mogło rodzić takie uczucia. On przynajmniej wydawał się zupełnie niezdolny do przywiązania, przez co musiała uciekać się do sprytnych prób uwiedzenia go, jak to się stało w błekitnym pokoju.
    Gdy jednak zmusił ją do spojrzenia mu w oczy i padła propozycja, uniosła brwi, nie kryjąc zdziwienia. Spodziewała się po nim raczej krótkiego pożegnania, zaznaczenia granicy której nie mogą pod żadnym pozorem ponownie przekroczyć. I życzenia bezpiecznego powrotu do domu. Obawiała się, że pożegna ją w dwóch, trzech krótkich słowach, klepnie w ramię jak kumpelę i odwróci się na pięcie, odchodząc w swoją stronę. Wciąż miała na uwadze jego zachowanie z sali wykładowej i kawiarni, gdzie raz przyciągnał ją do siebie, a później żegnał, a innym razem pojawiał się blisko, lecz pozostawał nieosiągalny, zbyt odległy. Takim go widziała, takim jej się wciąż wydawał. Ona nie miała żadnej mocy, ani siły, by go przy sobie przytrzymać i mogła jedynie z łaknieniem zbierać jego względy i bliskość, gdy sam na to pozwalał. Wcześniej było to irytujące, doprowadzało ją do szału, a teraz zaczynała z pokorą przyjmować te okazje do przebywania z nim, choć nie miała zamiaru nie prowokować i nie doprowadzać do zbiegów okoliczności.
    Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie miała pojęcia, jak zinterpretować to zaproszenie. Chwilę temu odczuwała przemożne zmęczenie i pragnęła jedynie wrócić do swojego pokoju w akademiku, aby wreszcie się położyć i dać odpocząć ciału, które przez ostatnie kilka godzin przeżyło nieco napieć i uniesień. W tym momencie zupełnie nie myślała jednak o wygodnej poduszce i lekkiej pościeli. Pytanie tylko, czy powinna? Bo że chciała korzystać z każdej możliwości bycia z nim to było pewne. Wiedziała tylko, że to nie bardziej niepoprawne nić ich schadzka w zapomnianym ratuszowym pokoju i że pewnie drugi raz podobne słowa nie padną z jego ust, decyzja więc nie okazała się wcale trudna do podjęcia. A jednak moment zawahania i kalkulacji mógł dostrzec w jej ciemnej tęczówce.
    -Tak – zgodziła się miękko i przechyliła głowę, aby własnym policzkiem dotknąć jego dłoni, której pociętą skórę na kostkach wyczuła bez trudu. - Jedźmy już – poprosiła cicho, po chwili wstając i zbierając z stopni swoje piękne róże, które zdradziecko kłuły w ramiona, gdy je obejmowała, a także torebkę. Nikogo nie zdziwi, jeśli nie wróci na noc, a współlokatorka pewnie pomyśli, że Abigail udała się na jakieś przyjęcie po jubileuszu i zabalowała do rana. Poza tym jechać z nim było o wiele przyjemniej, niż łapać nocny transport komunikacji miejskiej, czy czekac na taksówkę.
    No i była ciekawa, jak mieszka... Umknęło jej, że wyniósł się z zajmowanych kwater wykładowców na kampusie.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  50. Wsiadła do samochodu uważając, aby jej suknia tego wieczoru nie ucierpiała jeszcze bardziej. Wygniecenia to i tak niewiele, co ta kreacja wynosi po wieczorze obfitym w tyle wrażeń i chyba tylko cudem nie znalazła się na niej żadna plama. Odprowadziła go wzrokiem, gdy obchodził samochód od przodu, a gdy ruszyli, odchyliła głowę na oparcie fotela i przymknęła powieki. Na uznanie odpowiedziała uśmiechem.
    - Mhm... Też jestem zadowolona z jego przebiegu - zgodziła się, nie uznając, aby spotkanie z Andersem brało jakakolwiek choćby najmniejszą część w ocenie przebiegu jubileuszu. W tamtym momencie bała się tego, co Castor mógłby zrobić młodemu inwestorowi. Nie pomyślała zupełnie o tym, co mógłby zrobić tamten, jak mógłby im zaszkodzić. Był pijany i uważała, że nieszkodliwy, po prostu namolny, nachalny. Tym bardziej teraz była pewna, że nikt nikomu nie bedzie miał zamiaru brudzić w życiu, o ile blondyn też miał zamiar pozostawić tę sprawę oczywiście, bo zrozumiała to po zachowaniu i słowach starego Andersa, a widać było, ze chciał uniknać skandalu.
    -Jasne, że nie. Nigdy takich nie miewasz - zgodziła się rozbawiona, sądząc, że to prędzej ona mogłaby mieć niecne zamiary i skłaniać go do mniej moralnych uczynków. I jej to zupełnie nie przeszkadzało, choć nigdy nie uważała się za femme fatale.
    Podczas krótkiej jazdy ułożyła kwiaty i torebkę na kolanach, aby rozmasować obolałe ręce. Kolce tych róż nie znały litości i miała wrażenie, że jej skóra jest ponakłuwana w każdym mozliwym miejscu, a poobcierane nadgarstki i część wewnątrz dłoni pulsowały. Gdy dojechali na miejsce, odpięła pas, lecz zanim wysiadła i pozwoliła wysiąść mężczyźnie, ułożyła dłoń na jego ręce, zatrzymując go na moment w samochodzie.
    - Cieszę się, że dziś tam ze mną byłeś - zapewniła i miała na myśli cały ten czas, który spędzili razem. Nie wiedzieć czemu, mimo iż teraz się nie rozchodzili w dwie różne strony, chciała zamknąć bezpiecznie i zapieczętować jubileusz w jednym, miłym wspomnieniu. Jakby czekało ich coś innego w jego mieszkaniu.
    Wysiadła po chwili, gdy otworzył jej drzwi. Była urzeczona tymi manierami, a teraz gdy niosła kwiaty, swoją drogą ważące swoje, tym bardziej nieocenione były dodatkowe ręce przytrzymujące drzwi. I gdy szła obok niego, jeszcze nim dotarli do lokalu oznaczonego konkretnym numerkiem, ogarnęło ją przeczucie, że zmęczenie i sennośc nie będą wcale tak obezwładniające, że jej nie pokonaja, jak sądziła jeszcze chwile temu.
    Zdziwiłaby się, zastając bogato urządzone mieszkanie. Castor był prosty i stawiał na pragmatyzm, nie bawił się w nic, co by nie było przydatne. Gdyby znaleśli się w miejscu pełnym przepychu, zamiast prostoty jak tutaj, mogłaby zgadywać, że pomylił mieszkania. Gdy przekroczyli próg i jej oczom ukazała się typowo męska miejscówka, prosta, schludna i czysta, oparła się plecami o drzwi, które za nimi zamknął i z ulgą zdjęła srebrne sandałki, odrzucając szpilki na bok i powracając do swojego wzrostu o te kilka centymetrów bliżej ziemi.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  51. Już w momencie gdy jej stopy dotknęły chłodnej posadzki, poczuła ulgę. Uwielbiała prezentować się tak nienagannie jak dziś, choć zwykle wybierała zamiast szpilek wygodne obuwie na płaskiej podeszwie, coś bardziej casualowego, ale teraz była już bliska znienawidzenia tych błyszczących sandałków. Uchyliła powieki i powiodła wzrokiem za sylwetką Castora, który od razu przeszedł do barku. Skwitowała to delikatnym uśmiechem i na propozycję trunku, jedynie skinęła głową. Nie widziała jednak dokładnie, co ma w swoich zapasach, pozwoliła mu więc na nalanie jej tego, co uzna za najlepsze i była pewna, że pozna dziś nowy smak trunku. Nie wyglądało na to, aby popijał dla przyjemności tanie piwo z sokiem, albo kolorowe drinki jak ona podczas studenckich imprez z karaoke w tle.
    - Masz może jakiś... wazon? - spytała, szczerze jednak wątpiąc, aby coś podobnego znalazło się w tym mieszkaniu. Nie czekając jednak na odpowiedź, skierowała się do kuchni w poszukiwaniu czegokolwiek, w czym mogłaby przetrzymać przez noc kwiaty. Zadowoliłby ją zwykły pojemnik do przechowywania żywności, dzbanek na napój z szerokim ujściem, ewentualnie wysoki garnek.
    Poza tym musiała odwrócić uwagę od jego odkrytych pleców. Nie mogło być przecież tak, że gdy tylko był w zasięgu i to jeszcze bez ubrania, czuła palące dreszcze przebiegające po jej własnym ciele. To było... nie do przyjęcia.
    Wróciła po chwili, rzucając niedbale na brzeg sofy torebkę. Podeszła do barku, przy którym wciąż stał i zatrzymała ciemne tęczówki na rysie, która burzyła gładkość skóry jego pleców. Dłonie miała chłodne i mokre, od nalewania wody do naczynia, w którym zostawiła kwiaty na blacie w kuchni, oczywiście najszybciej znalazła garnek i nie zajmowała się szukaniem czegoś bardziej odpowiedniego. Uniosła dłoń i powiodła w ślad za blizną palcami, po czym podeszła blisko niego i objęła go, wtulając się w plecy mężczyzny.
    - Nie ruszaj się – nakazała, potrzebując chwili, aby odnaleźć w tej bliskości ukojenie i uspokoić swoje bijące serce. Oparła policzek o jego łopatkę i zatrzymując dłonie z przodu na jego mostku i znów przymknęła na moment powieki. Czuła się zmęczona, lecz senność jej wcale nie męczyła, uleciała pozostawiając miejsce na spokój. Mocno zaangażowała się w jubileusz i zjadła sporo nerwów, zbierając podpisy, ustalając przebieg wieczoru, dbając o to, aby wszystko miało taki efekt, jaki mógł dziś oglądać blondyn i reszta gości. I dopiero teraz mogła odetchnąć, choć czekało ją kilka krótkich podsumowań w formie artykułów do gazety, może audycji na terenie kampusu, bo przecież studenci też brali w tym udział. Ale teraz nie musiała już niczym się martwić i niczego dopilnowywać, teraz miała czas tylko dla siebie.
    Wyprostowała się po dobrej minucie i z delikatnym uśmiechem wyswobodziła go z swoich objęć, stając obok, by odebrać szklankę trunku, który jej nalał. Przesuneła bezwstydnie ciemniejącymi tęczówkami po jego brzuchu i klatce piersiowej i zatrzymała wzrok na jego twarzy, bez słowa przystawiając szklankę do wciąż karminowych warg.
    - Podoba mi się tu – oznajmiła swobodnie i koniuszkiem języka przesunęła po tej nieszczęsnej dolnej wardze, która nosiła wyraźne pamiątki po jej staraniach pozostania cicho, gdy się kochali w ukrytym pokoju ratusza.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  52. Była dorosłą, dojrzałą kobietą świadomą swych wdzięków i choć nie była kusicielką, która wodziła na pokuszenie, z premedytacją podestepnymi krokami zdobywając swoje cele, to sposób w jaki działała akurat na Castora sprawiało jej niebywałą przyjemność. Niektóre gesty wychodziły jej mimochodem, wręcz niechcący, acz uwaznie śledząc droge jego oczu, dostrzegała jak ciemnieja, jak pracują źrenice skupiając się na jednym fragmencie jej ciała, by zaraz sunąć dalej. I podniecało ją to.
    Obrócona do lustra, słysząc cytat przy uchu, zacisnęła palce na chłodnym szkle z trunkiem. Ten nie będzie jej ulubionym, zbyt ostry jak na upodobania kobiecych kubków smakowych, ale drażnił gardło, co w tym momencie podsycało inne odczucia i zupełnie jej nie przeszkadzało. Lustrując ich odbicie w lustrze jeszcze chwilę, musiała przyznać, że podoba jej się ten obrazek... i pasują do siebie, nawet jeśli on był bez koszuli, a ona bez butów. Obróciła się do blondyna, lecz ten zdążył się już odsunąć i zajął miejsce na kanapie. Abigail w tym momencie upiła jeszcze jeden spory łyk trunku, którym ją poczęstował i resztę odstawiła na blat barku, podchodząc wolnym krokiem do mężczyzny. Nie zapomniała przy tym zakołysać biodrami.
    - Pomożesz mi? - pochyliła się nad nim, opierając dłonie na jego udach i przesunęła wargami po policzku blondyna, by dotrzeć do jego ucha, którego płatek również lekko musneła. - Muszę w końcu zdjąć tę suknię – westchnęła, dopiero po chwili się odsuwając i z błyskiem w oku dosięgła jego niebieskich tęczówek. Miała ochotę zrobić dużo więcej już teraz.
    Bezceremonialnie odebrała mu jego alkohol z dłoni, odstawiając na niski stolik przy kanapie i przesunęła powoli palcami po sukni, znacząc krzywiznę bioder, wąskiej talii i piersi. Powoli znów obróciła się tyłem do mężczyzny i zeszła niżej, przysiadając na pietach, tak aby mógł pomóc jej odpiąć dwa drobne zapięcia z karku, nie musząc ponownie wstawać. I zupełnie nie przeszkadzało jej, że nie ma nic na przebranie, bo nawet jeśli miałaby chodzić tylko w koronkowej bieliźnie z odkrytym biustem, nie czułaby się wcale skrępowana. Nie przy nim i nie dziś. Uniosła dłonie wyżej, zbierając luźne kosmyki znad karku, by nie zahaczył o żadne pojedyncze włoski, które mogły wplatać się w zapięcie i zerkneła na niego przez ramię.
    - Proszę – rzuciła cicho, nie kryjąc lekkiego uśmiechu, który zdradziecko wkradł się na usta, ukazując jej prawdziwe zamiary raczej wykraczające poza jedynie rozebranie się z ograniczającej, ale pieknej i efektownej sukni.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  53. W odpowiedzi nieznacznie, ledwo dostrzegalnie jedynie skineła głową. Powoli obróciła się w jego kierunku, sadowiąc wygodnie na panelach przy kanapie i powędrowała wzrokiem po jego sylwetce w górę, a docierając do twarzy, ulokowała spojrzenie w jego błyszczących niebieskich tęczówkach, które w tym świetle wydawały się niezwykle intensywne w swej barwie. Nieczęsto odkrywała w sobie pokłady takiej kobiecej siły i taki apetyt, a jednak Castor budził w niej nuty, uśpione do tej pory. I nie mogłaby zaprzeczyć, że jej się to podobało.
    Skoro już ją tutaj miał, mógł lepiej spożytkować ten czas wspólnie spędzony, niż dać odpocząć zmeczonemu ciału. Szczególnie, że atmosfera zmieniła się wyczuwalnie, a ona własnego znużenia już nie odczuwała zupełnie. Nie czuła też wstydu, ani skrępowania faktem, że prawdopodobnie przyjeżdżając tu, zgodziła się na dość jasny scenariusz co do spędzenia tej nocy z mężczyzną. Bo tylko przez moment naiwnie sądziła, że po prostu się prześpią, on u siebie, a ona gościnnie na kanapie... I może tak właśnie by to było, gdyby nie to magnetyczne przyciąganie, które nawzajem do siebie czuli.
    - Uwielbiam to – przyznała z serdecznym krótkim śmiechem, który wyrwał się z jej rozciągniętych w szerokim usmiechu warg i podniosła ręce do włosów, by powoli wysunąć z upięcia każdą szpileczkę po kolei. Drobne wsuwki odkładała na brzeg stolika i dopiero po dobrej minucie cała gama ozdób, które cały wieczór podtrzymywały długie pasma, została wyciagniete i ułożone w szeregu na gładkim blacie. Zwykle proste kosmyki, teraz od lakieru i długich godzin w ciasnym splocie przypominały nieregularne fale i sypką kaskadą w kolorze mieszanki zbóż rozlały się po ramionach, osłaniając je wraz z plecami swym płaszczem.
    Abigail wyciagnęła dłoń i przesuneła nią po kolanie Castora, od kolana w górę uda, nie spuszczając z jego twarzy swojego spojrzenia. Chciała widzieć tę wewnetrzną walkę, jaką z sobą toczy, jak trzyma się w ryzach i moment, gdy granica zostaje przekroczona. I wiedziała, że jego zachowawczość, pozorny spokój to tarcza, jaką trzyma, aby się nie dać porwać pożądaniu zbyt prędko. Nie mogła jednak zrozumieć, po co to robi. Przecież i tak przegra tę walkę.
    Podniosła się z desek i przysuneła na klęczkach do brzegu sofy, zatrzymując przed nim. Oparła obydwie dłonie na jego udach i uniosła twarz, by lekko musnąć jego usta, by poczuł jak cała drży z napięcia oczekiwania. Chciała go sprowokować, bo lubiła ten moment, gdy tracił panowanie nad sobą i zaborczo ją do siebie przyciagał, całuje tak mocno, aż bolą ją wargi, dotyka zapalczywie, aż na jej skórze zostają czerwone ślady. Wpatrywała się więc w niego nieprzerwanie, czekając aż dojdą razem do granicy, gdy pragnienie siebie nawzajem będzie tak nieznośne, że nic ich już nie powstrzyma przed sięgnięciem do posiadania siebie.
    - Niestety nie mam nic na przebranie – wyszeptała mrukliwie w jego usta, pewna, że na pewno coś na to zaradzi. Gdyby jednak nie mógł jej pomóc... to nie będzie jej przykro, szczególnie, że czuła jak jego mięśnie tężeją i jak jest pobudzony. Musneła jego wargi raz jeszcze i zsunęła usta niżej, pieszcząc delikatną skórę na szyi mężczyzny, a jej dłonie przesuneły się ciasno wyżej z ud, dosięgając paska spodni.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  54. Jego władczość podsycała jej żądzę. Dźwignęła się z parkietu i już w następnej chwili siedziała na nim, obejmując go ciasno ramionami. Sykneła krótko, czując jak podrażnione usta pieką od natarczywości pocałunków, nie przerwała ich jednak, oddając się tańcowi języków i warg bez reszty. Będąc z Castorem pozwalała ujść swojej zmysłowości bez reszty, pozwalała się porwać namiętności, która zalewała ją tak potężną fala, aż czuła ucisk w piersi. Wyzwalał w niej taką nieposkromioną namiętność, która musiała mieć swoje ujście, której nie była w stanie w żaden sposób stłumić, ani stłamsić, którą odczuwała jak uciskające pulsowanie przeistaczające się w nieznośny ból.
    Uniosła ramiona w górę, unosząc także biodra, gdy przeciagnał w górę jej suknie, aby całkowicie ją z niej rozebrać i po chwili znów dosięgła jego pleców, błądząc po nich dłońmi, gdy jej wargi odnalazły jego i znów złączyły się w głebokim pocałunku do utraty tchu. Długa wąska blizna, jaką wcześniej dostrzegła przy jego łopatce, była teraz doskonale wyczuwalna pod palcami, jednak Abigail nie była w stanie okazać mu w tej chwili ani krztyny czułości, a jej pieszczoty nie należały do tych delikatnych. Napierała na niego swoim ciałem, głodna, spragniona mężczyzny. Sięgnęła w dół, pospiesznie i jakby nerwowo przez niecierpliwość zsuwając się z jego ud, aby czym prędzej pozbawić go spodni i bokserek i już zaraz była blisko, jeszcze bliżej.
    Nie miała zamiaru kolejny raz prosić o cokolwiek. Teraz chciała brać i jednocześnie dawać mu tyle, ile będzie w stanie od niej wziąć i znieść. I nie krępowała jej nagość, ani sąsiedzi za ścianą, bo tu nikt jej nie znał. Była u blondyna w jego mieszkaniu i ten fakt pozwolił jej czuć się dostatecznie swobodnie, aby nie musiała się martwić kolejny raz o zachowanie ciszy, zatem już niebawem mógł usłyszeć jej krókie jęki, gdy doprowadzał ją do szaleństwa. Zaciskała mocno uda wokół jego bioder, a w plecy wbijała paznokcie odpowiadając z dzikością na każdy jego ruch, co chwila przerywając głodne pocałunki, aby móc spojrzeć mu w oczy. Chciała widzieć w nich to, co miała w swoich własnych. Chciała dostrzec to zatracenie i nieprzytomność.
    Jego pewność siebie podziałała również na nią, wyzwalając ją z ostatnich resztek zachowawczości. Ta zresztą była domeną Gemayela, a nie jej. Działał zaborczo, siegając po nią jak po swoją i w akcie zjednoczenia dała się ponieść tej ułudzie, że on także należy do niej. Były już to momenty, gdy chciała go mieć dla siebie, gdy zachłannie pragnęła go na własność i jej chciwość mógł czuć w każdym ruchu, w każdym geście, pieszczocie. Oszałamiał ją sobą, a ona nie była w stanie oprzeć się temu, co ja tak pociągało. Była wobec niego bezbronna i całkowicie uległa. Miał ją tu teraz i mógł z nią zrobić wszystko.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  55. Miała wrażenie, że jej skóra płonie, że każdy fragment, kiedy jej ciało styka się z ciałem kochanka wrze. Dziwiła się, że mieszkanie jeszcze nie staneło w ogniu, od sypiących się od nich na wszystkie strony iskier. Oddając żarliwe pocałunki, czerpała przyjemność nawet z bólu warg, które piekły od podrażnień i suchości, a które natarczywe, napierające usta Casora jeszcze bardziej raniły. Zaciskała powieki mocno, gdy silne pchnięcia jego bioder unosiły ją niemal, lecz odpowiadała na każdy ruch, nie pozostając mu dłużna ani na moment. Ten seks był wirem doznań, był szaleństwem, który strącał ich coraz głebiej w otchłań. Nie chciała się budzić z tego szaleństwa, chciała utonąć w zapomnieniu i błogości. Jesli Castor dopiero co się wprowadził i nie kojarzył nawet twarzy najbliższych sąsiadów, mógł być pewien, ze po tej nocy on sam będzie bardzo dobrze kojarzony. Abigail nie tylko ciałem udowadniała mu, jak bardzo go pragnie, jak łaknie i potrzebuje tego spełnienia, ale także jej jęki, w pewnym momencie krótkie krzyki były jawnym dowodem na jej zaangazowanie w ten akt.
    - Nie puszczaj mnie -wychrypiała w końcu w jego usta, gdy przesunał dłonie z jej ciała obok, aby podeprzeć się o sofę i uniosła kolana wyżej, ciasno oplatając go nogami, przyciagając mocniej do swoich bioder tym ciasnym uchwytem ud. Wygięła się w łyk, unosząc i znów dosięgła jego ust, tłumiąc w pocałunkach kolejne jęki. Chciała go mieć blisko, wręcz boleśnie blisko, aby ich skóry ocierały się o siebie do czerwoności rozpalając wzajemnie dalej i wciąż.
    Gdy ciało kobiety wilgotne od potu rozkoszy zaczeło drżeć, zacisnę palce na jego łopatkach, wbijając mu w skórę starannie spiłowane w kształt migdałów paznokcie. Abigail nie chciała tego kończyć. Nie chciała nawet osiągać orgazmu, bo samo obcowanie w akcie zbliżenia z Castorem było dla niej najcenniejsze. Poczucie posiadania, poczucie brania i należenia do niego nasycało ją i pobudzało. Gdyby mogła, kochałaby się z nim nieprzerwanie cały czas. Chciałaby tego, lecz wiedziała, że nie jest zdolna powstrzymać się przed tym pociągiem do mężczyzny, który wręcz wyrywał się do zapalczywych ruchów.
    Uniosła powieki, odszukując nieprzytomnym wzrokiem jego twarz. Dostrzegła sklejone przy skroni włoski, kilka pasemek opadających mu na oczy i rozchylone od wysiłku usta, do których sięgnęła, aby przesunąc po nich palcami. Czuła posmak osocza na dziąsłach i wiedziała, że poraniła mocniej własne wargi, co ją w tym momencie rozbawiło. Uniosła głowę i przesuneła językiem po jego obojczyku, sprawdzając jak smakuje jego zroszona skóra, a przyjemnie słonawy posmak sprawił, że uśmiechneła się do siebie. Opuściła nogi, którymi obejmowałą go ciasno przy sobie, opierając pięty o brzeg kanapy i wyciągnęła ramiona nad głową, prężąc się rozkosznie pod nim. W jej oczach czaiły się jasne iskry spełnienia i radości.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  56. Leżała jeszcze chwilę, sycąc się momentem spełnienia. Oddychała głośno, oblizując spierzchniete i rozciete wargi, z rekoma założonymi nad głowę. Gdy Castor się odsunął, ziąb pokoju momentalnie owiał jej ciało, aż wzdrygnęła się lekko, czując jak na skórę wyskakują dreszcze i przebiegają po niej swawolnie. Bardzo nie chciała dopuścić do ciebie kotłujących się myśli, sprzeczności i absurdów, które z zatrważającą siłą zbliżały się do świadomości, aby uderzyć w jej umysł i zepsuć tę chwilę z blondynem. Wsiadając z nim do samochodu, była pewna, że tak to się skończy. I nawet jeśli on nie miał niecnych zamiarów, ona o sobie tego samego powiedzieć nie mogła. Ona go chciała mieć dla siebie, pragnęła go i chciała znów się z nim kochać, ale potrzebowała go nie tylko dla zaspokojenia własnego ciała, po prostu jego osoba, towarzystwo ją uspokajało, sprawiało jej przyjemność na wiele różnych sposobów. On koił jej niepokój, wyciszał smutki, tępił tęsknotę wszystkich zmysłów na raz i pozwalał poczuć bliskość, której nie czuła od dawien dawna. To było coś więcej niż seks, ale... ale nie wiedziała, jak to nazwać, aby nie zniszczyć tego, czego nie określili. Choć wiedziała też, że tak wiecznie być nie może.
    Uniosła powieki i zlustrowała jasny sufit, dopiero po chwili przechylając głowę tak, aby spojrzeć na mężczyznę. Wyciągnęła dłoń, aby go dotknąć, lecz usiadł dostatecznie daleko od niej, by nie mogła go dosięgnąć. Czy specjalnie?
    - Castor... - z wahaniem, widząc jak siedzi z zamkniętymi oczami, jakby bił się w środku z samym sobą, obróciła się na bok i podparła na łokciu, unosząc lekko, a przy tym uporczywie świdrując jego twarz wzrokiem. - Chcesz, żebym wyszła? - spytała ciszej. Nie była pewna, czy powinna zadać to pytanie, bowiem nie wiedziała, co się stanie, gdy otrzyma twierdzącą odpowiedź. Nigdy nie dał jej do zrozumienia, że traktuje ją jak przygodę, jak kogoś, kogo potrzebuje tylko do własnego zaspokojenia. Ale może... może ona sama szukając czegoś ponad to, nie chciała dostrzec oczywistości? I może teraz to bedzie ten moment, gdy będzie musiała zabrać swoje rzeczy i stąd wyjść, bo stanie się dla niego taka, jak ją dziś potraktował na jubileuszu Anders? Nie chciała w to wierzyć i do tej pory taka myśl nawet nie zakwitła w jej umyśle. Ale wszystko samo toczyło się tak, że nie mogli się sobie nawzajem oprzeć, a przecież byli dla siebie zupełnie obcy.
    Usiadła, podciagając kolana pod brodę i objęła nogi ramionami. W tym momencie jej nagość była krępująca i wstydliwa. Teraz nie chciała mieć na sobie jedynie powietrza, które łaskotało gładką skórę, przyprawiając ją o ciarki i gęsią skórkę. Oparła podbródek na kolanach i spoglądała na niego ponuro, lecz wciąż dociekliwie. Nie chciał stąd wychodzić, chciała go poznać. Chciała nadać kształt tej znajomości, albo jeśli tak wolał, ustalić, ze to tylko przyciąganie, zwykły i pusty romans. Choć może sama już w duchu czuła, że z jej strony nie tylko... Ale za daleko zabrnęła w tej fascynacji Castorem, aby powtarzać błahe błedy i nie wiedzieć nadal, na czym stoi. Poza tym ani razu nie zachował się wobec niej jak perfidny cham, więc liczyła na to i tym razem.
    - Boże, powiedz coś - mruknęła z naciskiem, wysuwając nogę do przodu i trącając go w uda palcami.
    Nie chciała też zachowywać się tak, jakby przychodziła do niego po seks nie pierwszy raz. Nie czuła się tak zresztą i wcale tak nie było. Ale nie mogła, nie była w stanie panoszyć się swobodnie po mieszkaniu. Nie teraz, gdy pojawiły się znaki zapytania. Jeszcze chwilę temu była pewna, że spacer po pokojach jedynie w bieliźnie trzymającej się koronką na biodrach to bedzie coś, co ją podnieci, a jego kolejny raz uwiedzie. Teraz nie była tego taka pewna, głównie przez jego milczenie, bo choć zwykle ono jej nie przeszkadzało, a zmuszało ją do wciągnięcia go do rozmowy, tak teraz nie wiedziała, czy może milczał z jej winy. Może zrobiła coś źle? Może go rozczarowała, zawiodła, lub po prostu stwierdził, że jest zdobyta, łatwa i wcale nieinteresująca.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  57. Zacisnęła palce na własnych nogach, patrząc na niego wyczekująco. Straciła całą pewność siebie w tym momencie. Nie chcę wyjść, nie chcę, nie każ mi wychodzić! miała ochotę aż krzyknąć. Nie wiedziała, jakby zniosła takie upokorzenie, na które zresztą sama się pisała. Nie mogła niczego oczekiwać, choć chciała przypisać mu więcej szlachetności, niż przypisać mogła ich relacji. W ogóle już chyba i tak oczekiwała od niego więcej, niż powinna, ale sama angażowała się także o wiele bardziej i przeżywała to mocniej... A było to niezdrowe i z taką tendencją, mogło się skończyć tylko źle. Bardzo źle. Nawet jeśli jakieś formalne nieprzyjemności, które by miały ich dosięgnąć, jeśli ta bliskość znajomości by się wydała, zaszkodziłaby bardziej mężczyźnie, Smith była pewna, że ona sama zostanie dotknięta w głębi dużo dotkliwiej. Nie powstrzymywało jej to jednak ani trochę przed brnięciem dalej. Bo właściwie tego właśnie chciała.
    Uśmiechnęła się szeroko na jego odpowiedź i gdy zniknął w łazience, narzuciła na siebie męską koszulę, zapinając dwa losowo złapane guziki na wysokości biustu i przy biodrach. Wygładziła materiał, pociagając go nieco w dół, aby zakryły jej pośladki i skrzywiła się na moment, gdy dostrzegła czerwone kropki na przodzie pod kołnierzykiem, przypominające o nieprzychylnym jej zakończeniu wieczoru. Dotknęła delikatnie pięknych spinek i poszła w ślad za Castorem, zgarniając po drodze swoją szklaneczkę. Alkohol co prawda nie smakował jej jakoś szczególnie, ale lepiej z każdym kolejnym łykiem, poza tym potrzebowała rozluźnienia. Stając w progu łazienki, skupiła spojrzenie ciemnych tęczówek na tej podłużnej bliźnie, która szpeciła gładkość jego pleców.
    - Masz tego więcej? - spytała, podnosząc wzrok na jego odbicie w niewielkim lusterku nad zlewem, by pochwycić jego wzrok.
    Zapachu wanilii się nie spodziewała. Kolejny raz ją zaskakiwał. I mimo iż niestety znówgwałtownie uderzyła ją ta świadomość, że nic o sobie nie wiedzą i właściwie są sobie obcy, w tym momencie jej to szczególnie nie zabolało. Była okazja do nadrobienia zaległości i to niebywale przyjemna.
    Podciągneła rękawy koszuli i podeszła do niego, by przesunąć palcami po tej bliźnie. Delikatnie i powoli zbadała ją opuszkami, uważając przy tym, jak gdyby mogła mu tym dotykiem przysporzyć jakiś ból. W salonie też ją dostrzegła i to zaraz gdy weszli i się rozebrał, ale teraz dopiero gdy napięcie opadło, a po części też zostało rozładowane, miała odwagę pytać. Uniosła szklankę do ust i upiła niewielki łyk, zaciskając zęby, aby się nie skrzywić od mocnego smaku alkoholu. Odsunęła się, aby oprzeć ramieniem o ścianę i powiodła jeszcze raz wzrokiem po jego sylwetce, dosięgając oczu. Ona sama wydawała się... ciekawa, zbita z tropu, trochę może zmartwiona. Trudno zdecydować, bo ewidentnie teraz chciała po prostu rozmawiać. A przy tym zanurzyć się w kojąco ciepłej wodzie i rozmasować mięśnie.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  58. Mina z tym zaciętym wyrazem nie należała do jej ulubionych w wykonaniu mężczyzny. Zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, jak to się mogło stać, że dorobił się tej blizny. Może miał jakąś operację...? Ale wtedy ślad po cięciu nie byłby tak długi, na pewno nie. Może wypadek...? Chyba granice byłyby bardziej poszarpane, czyż nie? Mogła jedynie zgadywać, a śmiałości żeby spytać wprost jeszcze w sobie nie znalazła.
    Obserwowała go spokojna, gdy odpinał spinki i rzuciła tylko krótkie spojrzenie na półkę, gdzie wylądowały wraz z zegarkiem. Cenne rzeczy. Skupiła wzrok na jego piersi, marszcząc brwi jeszcze bardziej i dopiero gdy musnął leciutko jej policzek, dosięgła spojrzeniem jego oczu. Nie o te blizny pytała, ale jego odpowiedź tym bardziej dała jej do myślenia. I pozwoliła jej upewnić się, że jest równie tajemniczy, jak się wydaje i przeszedł pewnie więcej, niż mogła domyślić. Ale ta szczerość ją ujęła, choć także zaskoczyła. Nawet trochę oniesmieliła, więc na moment zamilkła. Szum lejącej się wody skutecznie wypełnił przestrzeń niewielkiej łazienki i na szczęście nie ogarnęła ich cisza, a tej teraz się mogła obawiać.
    - Nieziemsko – podsumowała, gdy zrzuciwszy na podłogę koszulę, powoli, ostrożnie weszła do wanny, zanurzając się. Mokrymi dłońmi zaczesała włosy gładko w tył, aby nie łaskotały jej policzków, aby nie leciały też na oczy. Przesunęła mocniej palcami po zmęczonych udach i łydkach, które w wodzie dopiero jakby zaczęły się rozluźniać pod wpływem ciepła wody i spojrzała na niego, przesuwając się tak, aby zrobić mu miejsce za sobą. Ta wanna była ogromna, ale chciała go mieć blisko.
    - Zdecydowanie za rzadko się uśmiechasz – stwierdziła z westchnieniem i oparła łokieć o brzeg wanny, podpierając na przedramieniu podbródek i z ciekawością patrzyła jak się rozbiera. - Ten surowy wyraz zupełnie do ciebie nie pasuje – skwitowała, zaraz krótko się śmiejąc tak po prostu, sama do siebie.
    Sprawiał wrażenia surowego i zawsze opanowanego, a przecież już nie raz przekonała się o tym, jak wiele emocji w sobie kryje. Buzowała w nim energia, której nie dawał ujścia, miała wrażenie. Ale jeśli potrzebował prowokacji i powodów do wyładowania się, to ona mogła mu w tym pomóc i konsekwentnie sprawdzać, jak wiele i niewiele trzeba, aby to opanowanie przestało trzymać się w ryzach.
    Zaczesała zbłakany kosmyk za ucho i przesunęła się, robiąc mu miejsce. Spojrzała przy tym tęsknie za szklaneczką trunku, który zostawiła na szafce. To nic, najwyżej zostawi mokre ślady na podłodze, cofając się po całą butelkę później.
    - One się nigdy do końca nie goją - stwierdziła cicho, opierając plecy ufnie o jego tors i odchylając głowę na jego pierś. A jednak wróciła do tematu, choć teraz chyba niekoniecznie mówiła o nim.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  59. Widząc go własnymi oczami, a przy tym nie znając go prawie wcale, nie wiedziała co go ukształtowało, co przeszedł i jak to się stało, że stał się taki, jaki był teraz. Zresztą nie jej wina, iż sądziła, że to nie surowość mu najlepiej leży, bo tej względem siebie jeszcze za wiele nie poczuła. Właściwie prawie wcale. Wobec niej bywał na prawdę różny, ale nigdy surowy, czy chociażby nieprzyjemny. Choć na jubileuszu widziała go nawet wściekłego, a to co zobaczyła wtedy w jego oczach tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że lepiej nie mieć w nim wroga.
    Westchnęła z błogiego spokoju, który ją ogarnął. Uniosła ramiona, opierając je o brzegi wanny i na moment przechwyciła porzuconą szklaneczkę Castora, by przekonać się, jak smakuje trunek z jego szkła. Równie mocno. Odchyliła głowę w tył, zgarniając włosy przez ramię na pierś, oparła ją na ramieniu mężczyzny. Spod półprzymkniętych powiek, wodziła wzrokiem za jego dłońmi. Tak jej było dobrze, błogo, tak mogłoby zostać. Wiedziała jednak, że za kilka godzin będą musieli być wobec siebie jak obcy i tam, gdzie prawdopodobieństwo spotkania się jest największe, nawet nie będzie w stanie go dotknąć, czy chociażby posłać uśmiechu wyrażającego więcej niż uprzejme pozdrowienie wykładowcy. I choć ten przymus pilnowania się, bo tej relacji nie powinno być, nie podobał jej się ani trochę, budził szczyptę ekscytacji. Castor był jej zakazanym owocem, a choć Abi nie należała do buntowniczek, to tym razem oprzeć się nie mogła.
    - Każda kolejna paradoksalnie dodaje ci sił, wiesz o tym? - uśmiechnęła się kącikiem ust i uniosła podbródek, by choć kątem oka dostrzec jego twarz. Uniosła rękę i przesuneła lekko palcami po jego szorstkim policzku, zaraz wracając do pozycji sprzed chwili.
    Nie zastanawiała się do tej pory ani razu nad różnicą wieku, jaka ich dzieliła. Nie odczuwała jej. Castor nie był starym prykiem, standardowym wykładowcą z łysiną i rosnącym od siedzenia przy biurku brzuszkiem. O, zdecydowanie nie! Pociagał ją, a choć pierwszy raz to jego apetyczna aparycja złamała jej silną wolę, tak teraz zaczęła odkrywać, że jego charakter i jego umysł to coś, czemu nie potrafi się oprzeć. Całokształt emanował do niej magnetycznym przyciąganiem, a ona czuła się jak wytopiona z metalu, który szczególnie na tę moc nie ma innej mocy jak się poddać, a nawet odpowiedzieć tym samym z wielką siłą.
    - Jak znalazłeś się w Spokane? - spytała cicho, w głowie dodając krótkie i dlaczego dopiero teraz? . O tak, to był ten moment, kiedy chciała pytać go o wiele rzeczy i chciała dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Dość miała tych ogólnikowych wypowiedzi i faktu, że nie wie nic o niczym. A o facecie, z którym nie pierwszy raz się przespała, wypadałoby raczej. Choć coś podpowiadało jej, że trudno będzie cokolwiek z niego wyciągnąć. Miała też wrażenie, że on sam nie pała taką ciekawością o jej osobie, co sprawiło jej niejaką przykrość.
    - Opowiedz mi o sobie - poprosiła, choć tonem pozbawionym nuty łagodności, bo wcale nie prosiła do końca. I o ile zdawała sobie sprawę, że może nakarmić ją bajkami, warto było zapamiętać choć tą większą część, jaką usłyszy, o ile w ogóle, by później mieć co sprawdzać.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  60. Przesunęła lekko palcami po jego przedramieniu, gdy odłożył gąbkę i zmarszczyła brwi. Cieszył ją fakt, że w łazience lustro jest zawieszone tak, iż Castor nie mógł jej widzieć inaczej, niż ona sama na to pozwalała. Miał na nią zdecydowanie zbyt wielki wpływ, a ona to uczucie bezbronności wobec niego chciała zmniejszyc do minimum. Nawet teraz, gdy żądała wręcz opowieści, zdradzenia o sobie czegoś, potrafił odpowiedzieć tak, że znów musiała pierwsza zdradzić się z tym, co wie.
    - Nie wiem jeszcze nic - oznajmiła ponuro, najwidoczniej niepocieszona tym faktem i przechyliła głowę w bok, by lekko policzkiem dotknąć skóry na jego piersi. - Nie zaczełam nawet szukać - wyjaśniła, a to lekkie muśnięcie przyprawiło ją o delikatny uśmiech.
    Wyprostowała nogi w kolanach i uniosła je nad, wodę, aby oprzeć stopy o przeciwległy brzeg wanny. Nie cierpiała, gdy skóra na palcach tak mocno się marszczyła, jak u suszonych owoców, jak u starców. To było ohydne!
    - Wiem tylko tyle, co mi powiedziałeś, co pokazałeś przy tych paru krótkich spotkaniach. I nie narzekam oczywiście, ale nie wystarcza mi to także, jestem bardzo dociekliwa. Lubię wiedzieć wszystko - znów przesunęła palcami po jego ręce i nim minęła dobra chwila, wyprostowała się, chwyciła lewą ręką za brzeg wanny, odwracając w jego kierunku. Zatrzymała ciemne tęczówki na jego twarzy dosięgając niebieskość męskiego spojrzenia i nim jeszcze otworzyła usta kolejny raz, na pewno już wiedział, że wyłapała coś, co ją zaskoczyło, nawet jej się nie spodobało.
    Ona o sobie nie mówiła wiele. Buzia co prawda jej się nie zamykała, ale niewiele mozna było wyczytać o niej samej z tego potoku słów, bo po prostu skrzętnie intymne informacje zatrzymywała dla samej siebie. Nie było mowy o tym, aby wiedział coś o jej domu, o rodzinie, o tym, jaka teraz napieta sytuacja panuje między nią, jej matką, a nowym partnerem starszej Smith.
    -Skąd wiesz, że nie jestem z Spokane? Nigdy ci o tym nie mówiłam - dość wrażliwa na zachowanie swojej prywatności, odrobinę się zjeżyła. Mógł oczywiście sięgnąć po akta w dziekanacie i prześledzić jej dokumenty jako studentki, ale coś jej podpowiadało, że to nie stąd czerpie swoją wiedzę.
    Ona sama chciałaby głównie wiedzieć o tym, co lubi, czego nie cierpi, jaka jest jego rodzina i czy dobrze kojarzy jego nazwisko... bo nie należało do tak pospolitych, jak jej, a jednak nie do końca była pewna, czy dobrze strzela, łącząc go z rodziną z innego kraju. Bo może to tylko zbieg okoliczności? Nie powiedziała jednak ani słowa więcej, patrząc wyczekująco w twarz mężczyzny.
    - Dobrze wiedziałeś, że wolne chwile spędzam w tej kawiarni blisko rynku, prawda? - zmrużyła podejrzliwie oczy i przysuneła się nieznacznie, wygodniej opierając o kraniec wanny. - Też chcę tyle wiedzieć o tobie. Chcę znać to twoje źródło informacji - oświadczyła śmiało, pewna, że jej się to należy, aby było sprawiedliwie. Tym właśnie tonem rozmawiała z ludźmi, z którymi współpracowała i z reguły załatwiała wszystko po swojej myśli.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  61. Nie potrafiła zapanować nad tym krzywym grymasem, który wkradł się na jej twarz, gdy Castor tak bezceremonialnie wymienił ile razy uprawiali seks i co właściwie z sobą robią. Póki pewne kwestie nie zostawały wypowiedziane głośno, póki niczego nie nazywali jeszcze, Abi łudziła się, że może to być w jakiś sposób ładne. Bo ładne w tej chwili wydawało jej się jedynie to, co moze czuć, a czemu sama nie miała zamiaru pozwolić wykiełkować, świadoma że tylko ona przy tym ucierpi. Bo cóż mogłoby się wydarzyć między nimi poza spotkaniem ciał, pragnących rozkoszy? On miał swój świat i zupełnie się nie obracał za ludźmi, na nikogo się nie oglądał, choć zaczynała dostrzegać jak wielki wyłom w sobie nosi i jak paradoksalnie potrzebuje kogoś, kto mu okaże nieco ciepła. Byłaby gotowa być tą osobą. Sama potrzebowała kogoś, kto będzie w stanie znieść te uczucia, jakie się w niej kłębią i nie ucieknie z przerażeniem na ich ogrom. A jednak realizm uderzał w nią na każdym kroku, tak jak i teraz w jego słowach, stąd nie znajdowała w sobie dostatecznie dużo odwagi, aby otworzyć się i zaangażować. Zresztą z wykładowcą, który co chwila znika gdzieś nie wiadomo gdzie? Z mężczyzną nieco starszym, któremu sama nie ma nic do zaoferowania, prócz zgrabnych nóg i spręzystej skóry? O nie, Abigail była świadoma powagi sytuacji, ale i jej nietrwałości, bo choć ona sama mogła śmiało przyznać, że czuje nieodparty pociąg do Castora, o nim samym nie mogłaby zaświadczyć tego samego. On lubił się z nią zapominać, ale byli sobie obcy, o czym wydawało się, ze blondyn nie był w stanie zapomnieć ani na moment.
    - Gdybyś nie wiedział nic poza tym, co wiedziałeś w motelu, to byłby większy dreszczyk emocji, niepewności, tajemnicy. A na pewno nie czułbyś ani niepokoju, ani trwogi pod żadnym względem, bo nie jestem w stanie ci zaszkodzić poza kampusem. Pytanie więc, po co chciałeś dowiedzieć się czegoś więcej i skąd wziąłeś te informacje - stwierdziła jedynie i ściągnęła brwi, nieporadnie i nieco z trudem przez brak miejsca, ale obracając się tak, aby usiąść twarzą do niego. Podciągnęła kolana pod brodę i odsunęła się na drugi kraniec wanny, aby wygodniej podeprzeć plecy. Przy okazji zgarnęła z krawędzi jego szklaneczkę, którą jednym haustem opróżniła, co skończyło się krótkim kaszlem. Trunek był dla niej zdecydowanie za mocny.
    W papierach nie odczyta, że nowy partner matki był wieloletnim przyjacielem jej ojca, którego straciła w wypadku mając szesnaście lat. Nie znajdzie też w dokumentacji z uniwerku wzmianki, że obecnie widnieje jako współwłaściciel spółki budowlanej, którą odziedziczyła po ojcu, a z którą praktycznie nie ma nic wspólnego, prócz wpływów, które sukcesywnie spływają na osobne konto, z którego dziewczyna nie korzysta na ten moment. A już docierając tylko do samego Roberta, mógłby się dowiedzieć powodów, dla których unika jakiegokolwiek kontaktu z nim i czemu mimo upływu lat wciąż jest przeciwna jego związkowi z mamą. Docierając do tego człowieka, dotarłby do największych sekretów Abi, które ujawniłyby mu o niej wszystko, czemu tak lgnie do ludzi, na każdym kroku ma przyjaciół, a jednak w jakiś sposób jest samotna, bo nikogo wyjątkowego przy jej boku nie widać.
    - Nie, nie, nie - podniosła dłonie, machając w geście protestu i wycelowała w niego paluchem. - Nie wiem jak to robisz, ale przestań odwracać kota ogonem. Ja zadałam pytanie i nie będe pierwsza ci się z wszystkiego zdradzać. Dokumenty z dziekanatu mają wpisane miejsce urodzenia, to jasne że wpisując moje nazwisko w systemie, mogłeś przejrzeć podstawowe dane. No ale kawiarnia? - oparła dłonie o brzegi wanny i pochyliła się, patrząc na niego spod byka. - Skąd wiedziałeś? - spytała ponownie, krótko, zwięźle i mógł być pewien że nie odpuści, póki nie uzyska satysfakcjonującej odpowiedzi.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  62. Mozna by śmiało rzec, że Abigail niewiele wiedziała o świecie. Na pewno nie tyle, co Castor, a i tak ich życia biegły tak odmiennymi torami, że to niemal cud, iż ta dwójka na siebie wpadła. Jeszcze większy, że każde z nich zwolniło i na moment te losy się przypadkowo z sobą splątały. Choć teraz ewidentnie żadna z stron nie spieszyła się do ich rozdzielenia.
    Wyprostowała się, odprowadzając go wzrokiem. Nie kryła lekkiego usmiechu, słysząc, że będzie na nią czekał. Przyjemnie było usłyszeć coś podobnego. Musiała przyznać, że sposób w jaki się do niej zwracał, z jaką łagodnością ją traktował, sprawiał jej przyjemność. Aż za bardzo, a do tego zdecydowanie łatwo się przyzwyczaić. Abigail uchodziła za osobę, dla której nic nie jest niemożliwe, ale ta siła też nieco ją kosztowała, a tego już ludzie nie dostrzegali. Była tą niezawodną studentką, lecz ile pracy kosztowało ją to, aby zawsze z wszystkim zdązyć na czas, a organizacja nie zawodziła... nikt się nie zastanawiał. Za to blondyn wydawał się dostrzegać w niej coś więcej, jakby skóra, pod którą wszystko tłamsiła, nie stanowiła dla niego bariery, której nie może pokonać.
    Jej chłodna woda nie przeszkadzała. Właściwie na zmęczone ciało letnia temperatura i aromatyczna woń wanilii działały kojąco, skorzystała więc z możliwości i spędziła w wannie dodatkowe parę chwil. W tej typowo męskiej łazience brakowało jej takich rzeczy jak balsam do ciała, lekki krem, drobiazgów typowo kobiecych, ale nie miała prawa narzekać, choćby słówkiem pisnąć. Już i tak w duchu cieszyła się i była pełna entuzjazmu, że ten wieczór tak się kończy.
    Gdy wyszła okryta krótkim ręcznikiem, który sięgał ledwie połowy ud, na ramionach pojawiła się już gęsia skórka. Podeszła do barku i zabrała pozostawioną tam wcześniej swoją szklankę z alkoholem, którego kilka łyków mógł ją rozgrzać. Przesadziła z tą kąpielą, więc gdy usiadła na kanapie, wsunęła się na niej głębiej, sadowiąc sie na własnych piętach, bo miała wrażenie że stopy ma jak z lodu.
    Potarła skroń, czując jak zmęczenie zaczyna objawiać się tepym pulsowaniem i bólem głowy i przysunęła szkło do ust. Od ostatnich kilku nocy nie spała za wiele, a i tej nie wydawało się, aby miała szansę na regenerację, choć tu nie miała zamiaru narzekać.
    - No nie... - mruknęła, gdy kolejny łyk wciąż jej nie posmakował, za to poczuła drapanie w gardle po przełknięciu trunku. - To cholernie seksowne, że kazałeś mnie wyśledzić, wiesz? - stwierdziła z rozbawieniem, wodząc wzrokiem w ślad za mężczyzną. - Masz więcej takich zagrywek? Schlebia mi to - zaśmiała się krótko i wyprostowała nogi, spuszczając je z kanapy, przy czym potarła wolną dłonią skórę na udach, aby pozbyć się dreszczy.
    Wstała, odstawiając na blat niedopity trunek, którego raczej nie miała zamiaru dalej ruszać i obeszła kanapę, przechodząc obok niego. Musneła palcami łopatki blondyna, lustrując kolejny raz łapczywym wzrokiem jego plecy i skierowała się do kuchni, obracając się tak, aby kawałek przejść tyłem,a jego wciąż mieć w zasięgu wzroku.
    - Masz herbatę? - musiała wypić coś gorącego. Odpowiedź na to pytanie jednak zupełnie jej nie ciekawiła, bo mogła napić się tylko gorącej wody. O wiele bardziej interesująca będzie ta z poprzedniego tematu, którego nie chciała porzucić.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  63. Gdyby Abigail miała w każdym geście i słowie mężczyzny doszukiwać się czegoś niezdrowego i podejrzanego, oszalałaby prędko. Dość często musiała głowić się już i tak nad znaczeniem jego zachowania, bo był tak skryty, a przy tym i niejednoznaczny - szczególnie w rozmowach, gdy próbowała coś od niego wyciagnąć, że stanowił zagadkę. Kolega detektyw... warte zapamiętania, acz przecież nie dostrzegała żadnej obsesji, jaką mógłby wobec niej zywić, nie czułą się zagrożona, ani nic jej nie zaalarmowało do tej pory. Ona sama wszak w internecie próbowała coś znaleźć, a choć szukała przede wszystkim danych o wykładowcy, natknęła się na historię jego rodziny. Lecz nie brnęła głebiej, wolała w rozmowie, poznając go, dowiedzieć się tego, kim jest. Internet kłamał, a suche fakty nie mówiły tyle, ile sama chciałaby wiedzieć. Te fakty nie pokazałyby jej, jaką Castor ma dusze, jakie serce. Acz już miała niewielki skrawek całości w swoich dłoniach, rozumiała już tę tajemnicę, jaka się wokół blondyna unosiła. Mało tego, była w stanie lepiej zrozumiec, czemu nie dopuszcza do siebie ludzi, a przy tym musiała w zarodku zdusić myśl, że może... może ona sama jest kimś wyjątkowym, bo jak na razie, zamiast ukrócić tej relacji, pozwalali jej się rozwijać.
    - Mógłbyś? - uniosła zadziornie brew, opierając się już w kuchni o blat biodrem i zastukała palcami w zamyśleniu o płytę. - Nie narzekałabym - zapewniła rozbawiona. Lubiła gdy się w ten sposób uśmiechał. Lubiła to, jak błyszczały jego oczy, gdy w myśli wkradało się coś bezwstydnego. Wtedy jego rysy nabierały jakby ostrzejszego wyrazu, a on sam wydawał się być jak przyczajony kot - cholernie pociągający. A przy okazji, gdyby zaskoczył ją kiedyś czymś równie śmiałym, jak wyśledzenie, na pewno by się ucieszyła. Sama nie miała serce go ścigać... choć mogłaby, acz wtedy kto tu by wyszedł na wariata?
    Szczególnie pić jej się nie chciało, chodziło o ciepło. te kilka chwil dłuższego siedzenia w letniej wodzie zdecydowanie była przesadą, a alkohol nie smakował jej aż tak, aby wychylić szklaneczkę i dać mu się rozlać w żyłach i je ogrzać. Herbata była bezpiecznym i sprawdzonym sposobem, acz biorąc pod uwagę jego propozycję... Odpowiedź była jasna, nie potrzebowała tego mówić chyba głośno?
    - Dobrze by było coś zaradzic, na te dreszcze - przyznała, obracając się w jego stronę i uniosła rękę, wskazując na gęsią skórkę na swoim ramieniu. Z uśmiechem przysunęła się i wspięła na palce, aby krótko pocałować go w usta. - Prowadź - zachęciła i by nie zapomniał szklaneczki, chwyciła ją z blatu i podała mu w dłoń.
    Nie sądziła, aby ta koszulka była jej potrzebna... Czy jakakolwiek inna część okrywająca ciało. Przy nim czuła tak silny magnetyzm, że na prawde nie potrafiła trzymać rąk przy sobie. Choć całe szczęście, tak na prawdę to było tylko wtedy, gdy byli sami, bo w obecności innych, potrafiła zachowywać się poprawnie i nie traciła zdrowego rozsądku. Nie poznawała się. Choć z drugiej strony zupełnie jej to nie przeszkadzało. Zawsze poprawna Abigail, nie miała sobie nic do zarzucenia za tę własną niepoprawność.
    Sypialnia była najbardziej intymnym, osobistym kącikiem w miejscu zamieszkania. Poczuła się nieco mniej pewnie, gdy uderzyła w nią świadomość, że choć kochali się już z sobą, to nigdy nie uprawiali seksu w jego łóżku. I nie wazne, że nie było ku temu okazji! Jakby tę strefę uważała za tylko i wyłącznie jego, bo to co było między nimi, przecież nie znaczyło nic wielkiego, prawda? Możliwe, że niepotrzebnie przypisywała sypialni jakieś głębsze znaczenie, ale jego słowa ją poruszyły.
    - Wydajesz się mieć całkiem niezłą wprawę w obchodzeniu się z kobietami, które zjawiają się u ciebie na noc spontanicznie - mrukneła zaczepnie, kierując się z nim do pokoju, a miała na myśli koszulkę, kąpiel. Chodziło jej ogólnie o całość, nie mówiła o tym i nie miała na pewno na myśli tego, że sprasza sobie studentki. Jezu, oby tak nie było!

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  64. Trochę lat już miała i znała siebie najlepiej. I dlatego właśnie powinna być bardziej ostrożna. Powinna sama złapać dystans, jeśli nawet samemu Castorowi nie było spieszno do ochłodzenia tej relacji, choć akurat ta kwestia była dla niej zaskoczeniem. Po tym chłodzie, zasadniczości, dystansie jaki pokazywał ludziom, spodziewała się, że po kolejnym szybkim numerku, będzie udawał, że nic ich nie łączy. Że nie ma chemii. Ale dla niej to nie był tylko seks, a blondyn nie był tylko środkiem do zaspokojenia potrzeb swojego ciała. Szczególnie, że ten apetyt jaki wspólnie zaspokajali, to właśnie on pobudzał. Była to zagwozdka, nad którą w ogóle się nei zastanawiała, choć już wiedziała podświadomie, że pragnienie rozwijania i ciągniecia dalej tej relacji jest niezdrowe. I nie chodziło tu o to, że on jest wykładowcą na uniwerku, którego ona wciąz nie ukończyła. Bardziej o to, że jeśli w pewnym momencie coś się zepsuje a to co mieli teraz, zostanie zerwane, to ona przezyje to mocniej i ją zaboli to bardziej. A choć nie trwało to długo, wiedziała, że zbyt szybko się przyzwyczai do obecności Castora w swoim życiu i do tajemnicy, którą wspólnie dzielili i którą pielęgnowali.
    Sypialnia podobnie jak reszta mieszkania była prosta, schludna. Minimalizm aż bił od gołych ścian, jak na jej gust aż za bardzo. Chętnie na jego miejscu wstawiłaby tu jakiś regał dodatkowo na ulubione książki, ewentualnie powiesiła jakiś obraz może... Było tu jakoś pusto, goło... trochę strasznie. Strasznie samotnie, jakby w mieszkaniu nie było miejsca nawet dla jego mieszkańca, ani nawet ślady jego pobytu w tym miejscu.
    - Doprawdy? - uśmiechnęła się kącikiem warg i wzdrygnęła lekko, gdy ręcznik opadł na panele podłogi, a chłód pomieszczenia owiał jej skórę, którą do tej pory chronił materiał. I nawet jeśli poczuła się w jakikolwiek sposób niespokojnie, ten delikatny pocałunek męzczyzny przewiał jakiekolwiek wątpliwości i obawy. Zerknęła przez ramię na zamkniete drzwi, jakby chciała się upewnić, ze nikt nieproszony nie wtargnie do ich małego świata i chwyciła blondyna za dłoń.
    Spać z kimś, ale nie uprawiając seksu to było coś, co utożsamiała z związkiem, w którym było zaufanie i już zbudowana zażyłość, głebsza relacja. Cast wydawał się nie myśleć nad tym w tych kategoriach. Acz nie mogła powiedzieć, że nie poczuła się wyjątkowo, gdy zdradził, że nie spał jeszcze w tym łóżku, a zatem to z nią spędzi w nim pierwszą noc. Nawet jeśli miałoby do niczego nie dojść, co podejrzewała, jest niewykonalne.
    Obróciła się do niego i znów pocałowała krótko, przesuwając palcami po ramionach blondyna. Nie mogła przestać tego robić, nie mogła nie korzystać z okazji, że ma go blisko. Zwykle przecież trzymali się na dystans, udawali obcych, nie związanych z sobą w żaden sposób.
    - Przekonajmy się, czy jest wygodne - posłała mu uśmiech z rodzaju tych rozbawionych i pełnych żywej radości i wsunęła się pod miękką, lekką pościel. Zadrżała, gdyż i materiał nie był jeszcze za ciepły i przesunęła się na jedną stronę, robiąc mu miejsce. Podciągneła kołdrę, przykrywając się nią aż do piersi i opierając plecy o mięciutkie poduszki, uniosła dłonie do góry, aby związać włosy na noc w luźną kitkę. Nie lubiła mieć kosmyków na twarzy podczas snu, ani budzić się z pasemkami w ustach. I w tym momencie zupełnie nie poczuła skrępowania własną nagością, choć pamietała gdzieś z tyłu świadomości, że gdzieś tu została przygotowana dla niej koszulka.
    - Zapowiada się dobrze - stwierdziła, kokosząc przez chwilę, nim zsunęła się niżej, aby ułożyć wygodniej przy mężczyźnie.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  65. Ta dwójka zdecydowanie nie powinna dalej brnać w to, co się działo. Intymna zażyłość, poczucie bliskości mogło być zgubne. W tym momencie żadne z nich nie popisywało się rozsądkiem. Najgorsze że ewidentnie ani ona, ani on nie chcieli sie obudzić z tego przyjemnego snu, w który zapadli i to już jakis czas temu. Ta tajemnica, której nikt nie mógł poznać, była pasjonująca i ekscytująca i Abigail podniecała myśl, że mają z Castorem tylko coś swojego. Choć nie było to coś, co moze twrac wiecznie i nie przysporzy im zmartwień.
    W jej przypadku wszystko musiało byc zorganizowane i zaplanowane. Brała na siebie tyle obowiązków, że musiała mieć wszelkie zadania i obowiązki uporządkowane, aby sie nie pogubić. Poza tym pracując na podstawie gotowych list, było wygodne, a ona już do tego przywykła. Nie znaczyło to, że nie stać jej było na spontanicznośc, o nie! Po prostu nie miała na to czasu.
    Uniosła twarz, opierając podbródek na jego torsie i przesuneła po skórze mężczyzny palcami. Wspólne leżenie, kiedy nawet nie musieli rozmawiać było kojące. I wydawało sie tak normalne, jakby robili to co noc, jakby nie znali się zaledwie kilka tygodni, a w tym mieszkaniu, w łóżku mężczyzny, spała nie pierwszy raz. Dziwne poczucie, że łączy ich cos wyjątkowego i trwalszego, niż oceniłaby to bedąc zupełnie rozsądna, nasilało się tym bardziej, im dłużej przebywała blisko niego. Jakby nawzajem się potrzebowali, jakby się uzupełniali. Trochę tak, jakby ich towarzystwo nawzajem spełniało potrzeby drugiego.
    - Czemu wanilia? - spytała, czując jak ten aromat wciąż im towarzyszy. Wydawał jej się z początku zbyt słodki i delikatny, nie pasujący do Castora, w ogóle do kawalera-samotnika. Teraz musiała stwierdzić, że dobrze pasuje do skóry blondyna, choć wciąz wybór wydawał jej się osobliwy.
    Przysunęła się bliżej i odetchneła spokojnie głebiej. Nie czuła na ten moment senności. Ułożyła się wygodniej na boku, układając jedną stopę na jego nogach. To był chyba taki odruch, aby go objąć całą sobą i zatrzymać przy sobie blisko jak najdłużej.
    - Za każdym razem mnie czymś zaskakujesz - wyznała, obawiając się, że może jej pytania zaczynają go juz męczyć.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  66. Gdy tylko zaprowadził ją do sypialni, wiedziała, że tej nocy nie prześpi. Nie chodziło o to, że apetyt rósł w miarę jedzenia, że czuła nieodparty pociąg do Castora, ale po prostu... On jej dawał więcej, niż orgazm przy zbliżeniu. Budziło się i rosło coś, co nazwane na głos, mogłoby ją wystraszyć, spłoszyć i zmusić do zatrzymania tego mechanizmu, który sprawiał, że ta do tej pory nieskonkretyzowana relacja, rozwijała się i zmieniała z każdym ich spotkaniem bardziej. Dlatego nie mogła zostać do rana i wykorzystała moment, kiedy mężczyzna spał głeboko i spokojnie, a w tedy ona sama wysunęła się spod jego ramienia, spod kołdry i uciekła. Jak tchórz, jak niewychowana kobieta bez poczucia przyzwoitości i bez manier. Za to z poczuciem winy i ulgi jednocześnie. Egoistycznie chciała zatrzymać go przy sobie, chciała wciąż go mieć jak do tej pory dla siebie, odpędzając od siebie masę wątpliwości, niepokojących myśli. Niczego sobie nie obiecywali, nie deklarowali, nie było tu nic, co mogłoby im kazać oczekiwać coś więcej, a skoro obydwojgu było tak dobrze... to po co psuć cokolwiek? Abigail miała mocno zorganizowane i uporządkowane życie i jak na razie wszystko się sprawdzało. Castor był jedynym elementem, który za bardzo wyróżniał się w układance i nie pasował do całości, ale był jej ewidentnie niezbędny.
    Wiedziała, że szybko go nie spotka, przeczuwała to. Ogłoszenie odwołania dyżurów w kolejnym tygodniu wykładowcy Gemayel, potwierdziło jej przypuszczenia, że ten człowiek pojawia się i znika kiedy chce i jest to całkiem pozbawione logiki, czy jakiegokolwiek porządku. Nie zabolało jej to w żaden sposób jednak, bo mogła pielęgnować wspomnienia jubileuszowego wieczoru i nocy po wydarzeniu. Poza tym sama musiałą wrócić do rzeczywistości, skupić się na pracy i przygotowaniu do kilku zaliczeń. I na rozwiązaniu problemu, który pojawił się znikąd, a który burzył jej krew, jak dawno nic.
    - Czy ty zdajesz sobie sprawę, że ja wcale nie mam tych plotek w dupie jak ty?! - wrzasnęła, uderzając kolegę w ramię, podczas gdy on ewidentnie nie przejmował się gadaniem na kampusie. On po prostu przywykł do tego, że ludzie plotkują z kim sypia, albo i nie, na nim to ewidentnie wrażenia nie robiło. Zresztą... jako facet, raczej szczycił się wysoką liczbą zaliczeń studentek i kolejne punkty świadczyły o jego męskości, więc zupełnie nie rozumiał oburzenia i złości Smith.
    - Masz czas do końca tygodnia, żeby wyjasnić, że z tobą nie spałam, idioto!
    - Po prostu to olej, czego się tak rzucasz? - wzruszył ramionami i chwycił ją za nadgarstek, wyswabadzając rękaw swojej bluzy z jej uścisku.
    - Nie życzę sobie takich insynuacji, byłeś zalany w trupa, nawet jakbyś chciał, to byś nie był w stanie nic zrobić, tępa pało! Masz wyjasnić swoim kolegom, że tylko cię dotaszczyłam do akademika i już - zażądała znów, mierząc w niego palcem, gdy zainteresowani wokół nich ucichli. Szczególnie nie zwracała uwagi na tłum, który ich otoczył, na te rozbawione jej złością szydercze miny i złośliwe podszeptywane komentarze. Ignorowała towarzystwo, które gapiło się na nich, jak na sensację, ale ta cisza mogła oznaczać, że nieco się zagalopowała i zaraz popadnie w tarapaty. Bo jeśli na tej awanturze przyłapie ich któryś z bardziej surowych wykładowców, może nakazać w ramach zadośćuczynienia sprzatanie swojej pracowni, albo... godzinę dyżuru w bibliotece przy archiwizacji dyplomów poprzednich roczników, na co Abigail nie miała totalnie czasu. Gdy się odwróciła i jej ciemne tęczówki napotkały te juz tak dobrze znane, jęknęła. Gorzej być nie mogło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. -Przepraszam - bąkneła skruszona nie tylko awanturą, ale i faktem, że swoim wybuchem zakłóciła cisze i porządek uczelnianego porządku. Odsunęła się na bok, gdy przechodził i znów skierowałą złość na kumpla. - Masz to wyjasnić do końca tygodnia - powtózyla, nie podnosząc już głosu. - A jak nie, to postaram się odwdzięczyć i nie zagrasz w kolejnym meczu - zagroziła z sykiem i odwróciła sie, odchodząc w przeciwnym kierunku niż profesor.
      Nie poczuła nic prócz rosnącej złości, gdy to własnie on został świadkiem tej awantury. Złości i wstydu, bo plotki, które obiegły kampus nie tylko kładły mocny cień na jej reputację, ale po prostu były niesmaczne. Wiedziała, że jej kolega się tym nie przejmuje, ale chociażby z szacunku do niej, mógłby sprostować to głupie gadanie kolegów z akademika. To było po prostu podłe.
      Co roku, gdy tylko pogoda zaczynała dopisywać, bractwa prześcigały się w urządzaniu imprez. A choć w tym roku Abigail szczególnie nie angażowała się w organizacje żadnej z nich, na kilku ostatnich była. Jedna skończyła się szczególnie nieprzyjemnie, gdy zalanego studenta niemal na własnych plecach doniosła do jego pokoju w akademiku męskim, a później rozniosła się plotka, że nie tylko go odprowadziła, ale i dopieściła na noc, ale to nie zniechęciło jej do zabawy z znajomymi. Szczególnie kiedy miała za kilka miesięcy pożegnać się z uczelnią i może części z kolegów i koleżanek więcej nie spotkać. Ten wieczór nie zapowiadał sie wcale inaczej od pozostałych, ale był istnym szeregiem niefortunnych wypadków. Najpierw rezerwacja w klubie okazała się nie potwierdzona i stoliki przepadły, więc grupa z PhiSigmaPi przeniosła się do mniejszego baru z karaoke, później dwie z koleżanek po dwóch piwach poczuły się źle i zielone na twarzach wróciły taksówką do siebie, później doszło do bójki studentów z stałymi bywalcami baru, a na koniec okazało się, że dwie torebki dziewczyn wsiąkły w eter. Abigail miała szczególnego pecha brać udział w dwóch ostatnich i najbardziej widowiskowych punktach wieczoru. Widząc jak znajomy, któremu niewiele trzeba do wybuchu i zaczepek, pcha się w tarapaty, starała się go wyciągnąć na zewnątrz baru, kusząc papierosem, choć sama nie paliła. Nie mając doświadczenia i wprawy w unikaniu podobnych kłopotów, stała za blisko już toczącej się bójki słownej, która rychło przerodziła się w tę na pięści i nim się zorientował czyjś łokiec trzasnął ją w twarz. A później z lodem owiniętym w serwetkę i przyłożonym do oka, wychodząc z znajomymi i keirując się do akademika, zorientowała się, że nie ma torebki. A w niej miała wszystko: dokumenty, pieniądze, klucze, telefon i notes, w którym notowała wszystko, bo i spotkania i terminy kolokwium, ważne numery telefonu, umówione wizyty u lekarza, dosłownie wszystko. Oczywiście jej zguba się nie znalazła, nawet gdy wraz z dwiema koleżankami wróciła przeszukać miejsca w barze, które zajmowali. Została więc z podbitym okiem sama na środku ulicy, bo każdy już się zebrał do siebie i na prawde nie potrafiłaby wyjaśnic, co ją podkusiło, aby przejść pieszo spory kawał pod adres, który odwiedziła tylko raz.
      Pod blok Castora doszła, cięzko powłócząc nogami. Pulsujący ból czaszki promieniował i czasami był lżejszy, a później miała wrażenie, że ją zabija. Gdy zastukała lekko do drzwi z odpowiednim numerem, licząc się z tym, że blondyn może już spać, odsunęła się, by oprzeć plecy o przeciwległą ścianę i powoli osunęła się po zimnej powierzchni w dół, aby usiąść na środku korytarza. Mogła iść do znajomej przekimać się u niej na kanapie w wynajmowanym mieszkaniu, ale nie przepadała za jej współlokatorkami. Mogła iść do przyjaciela, który nie raz odstępował jej nawet własne łóżko. Przyszła jednak tutaj i nigdzie indziej nie chciała się znaleźć.

      obraz nędzy i rozpaczy

      Usuń
  67. Nie nazywała tego, co mieli romansem, bo nikt nikogo nie zdradzał, nie oszukiwał, nie krzywdził. Właściwie nijak to nazywała, ciesząc się z tego, co po prostu było. Zresztą tak blisko teraz była tylko z Castorem, a nawet jeśli by go nie było w jej życiu, to awantura sprzed kilku dni i tak by się odbyła. Abigail nie lubiła niedopowiedzeń, plotek, kłamstw i zatajania prawdy, czy wykorzystywania jej w połowie. Pracowała w gazecie i udzielała się w kampusowej rozgłośni i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak niesprawiedliwie mozna wykorzystać słowa i interpretację niektórych zdarzeń, bez pewności o ich prawdziwym znaczeniu. Poza tym poczuła się skrzywdzona, jej dobroć została wykorzystana do rozweselenia towarzystwa i gotowało to w niej krew. I do tego kolega, który miał w pompie, jak to się odbije na samej Smith, po prostu ją rozczarował i rozwścieczył swoim olewatorskim nastawieniem. Nawet nie pomyślała o tym, że plotki mogą dotrzeć do Castora i co też on sam mógłby pomysleć, nie, tak daleko nie zabrnęła w analizie tej sytuacji. Choć może powinna i wtedy może nie wydzierałaby się tak głośno na środku korytarza...
    Gdy blondyn otworzył drzwi, podniosła na niego wzrok, lustrując pobieżnie jego sylwetkę. Zmrużyła przy tym oczy, choć światło płynące z mieszkania mężczyzny nie było zbyt jasne. Mruknęła coś nieprzyjemnego pod nosem i z jękiem podniosła się z posadzki. Nie była pijana! Wypiła dwa kolorowe drinki i to wcale nie mocne. Była zmęczona, obolała, a ból głowy rozsadzał czaszkę. Minęło prawie dwie godziny jak dostała cudzym łokciem w twarz i nie spieszyło jej się spojrzeć w lustro. Barmanka z baru pomogła jej się podnieść z posadzki, gdy upadła i przyłożyła jej lód pod oko, ale Abi była pewna, że policzek i powieki ma opuchnięte i pewnie czerwone, a rankiem obudzi się z kolorową śliwą pod okiem. Teraz jednak bardziej przejmowała się tym, że chce spać, odpocząć i spędzić noc gdzieś indziej niż na ulicy, niż swoim wyglądem. Przy nim czuła się dostatecznie swobodnie, by nie martwić się o to, czy prezentuje się powabnie i atrakcyjnie, zresztą nie było sensu się oszukiwać, doskonale wiedziała, że jest obrazem nędzy i rozpaczy.
    - Dzięki - weszła do mieszkania i od razu za drzwiami zrzuciła miękkie espadryle z stóp, które poczuły ulgę przy spotkaniu z zimnymi panelami.
    Abigail odetchneła znów głeboko, jakby była o wiele bardziej zmordowana niż w rzeczywistości i bez słowa, bez pytania przeszła do salonu. Usiadła na krześle, zatrzymując na moment spojrzenie na barku, w którym Cast trzymał alkohol i schowała twarz w dłoniach. To był błąd, zapomniała, że lepiej nie dotykać stłuczonego miejsca i jękneła cicho, cofając ręce. Krzywy grymas przemknął po jej twarzy, gdy oparła ręce na blacie stolika i zwiesiła głowę.
    - Ukradli mi torebkę - powiedziała mrukliwie. - Miałam w niej dokumenty, bez nich nie wpuszczą mnie do akademika. Nie miałam dokąd pójść, Cast - wyjaśniła brak miejsca do spania w tym momencie, w tym także powód swojej nocnej wizyty i podniosła oczy na mężczyzne, dosiegając jego jasnych tęczówek. Mógł ją wyprosić w każdej chwili i bez słowa by stąd wyszła, choć liczyła na udostępnienie kanapy na te kilka godzin do rana. Nie sądziła, aby mogli spędzić tę noc podobnie do ich ostatniej, szczególnie że słyszał plotki i nie miała czasu mu tego wyjaśnić. A nie świadczyło to o niej wcale dobrze i kto wie, może właśnie po słowach, które usłyszał na uczelni, cały czar prysł?
    - Masz lód? - spytała nim się odezwał, chwiejnie podnosząc się z krzesła. Potrzebowała przyłożyć coś zimnego do twarzy, bo to uśmierzało ból i koiło na moment. Oparła dłonie o blacie i zamrugała kilka razy, gdy pojawiły się mroczki przed oczami. Nie było potrzeby się niepokoić, barmanka stwierdziła, że prócz opuchlizny i siniaka nic jej nie będzie, a ten ból i zwroty głowy to pewnie efekt uboczny na następne kilka godzin, a Abigail też nie przepadając za lekarzami, nie spieszyła się do kontroli.

    pokiereszowana Abi

    OdpowiedzUsuń
  68. Abigail była osobą, którą niemal zawsze widziano w jakimś towarzystwie. Zawierała znajomości bez trudu, a nawet ich utrzymywanie nie sprawiało jej większego problemu. Otaczała się ludźmi, z którymi studiowała, współpracowała w rozgłośni kampusu, w gazecie lokalnej, przy projektach – bo tych podejmowała się ponad miarę własnych rozsądnych możliwości. Ale prawdziwych przyjaciół od biedy miała zaledwie garstkę i faktycznie może i znalazłyby się osoby, za które mogłaby poręczyć i dziś u którejś znalazłaby kawałek podłogi do spędzenia nocy, ale nie chciała. Może ryzykowała zatrzasnięciem jej drzwi przed nosem przez Castora, ale to u niego chciała się zatrzymać. Bo choć sama znajomość nie została jeszcze nazwana, relacja skonkretyzowana, to on sam wydawał jej się przystanią, w której może czuć się bezpiecznie. Mimo iż zwykle ich spotkania był raczej obfite w poczynania mało spokojne, a raczej pełne entuzjazmu i doznań.
    Z wdzięcznością chwyciła w palce woreczek z lodem i delikatnie, ostrożnie przyłożyła do twarzy. Cholera miała nadzieję, że nie napuchnie jak bania, nie zsinieje jak śliwka, a rano nie będzie przypominać kosmity. Spojrzała na niego wyraźnie zaskoczona i zacisnęła usta, aby nie wymalował się na nich wyraźniej rozbawiony uśmiech. Okej, przedstawiała po prostu marny widok i z tego zdawała sobie sprawę, ale co on myślał...? Że się z kimś tłukła na ulicy? Albo sama rozpętała jakąś bójkę? Nie było jej jednak do śmiechu, w głowie jej się tłukło wszystko, myśli nieuporządkowane, nie mogła się skupić, a najgorsze, że zagniewany wyraz twarzy blondyna też nie zachęcał do wesołości.
    - Ale po co?- pokręciła głową i przesunęła niżej woreczek z lodem, zatrzymując dłoń bardziej przy boku skroni. Chciała tym zimnem znieczulić wszystko, co nie tylko bolało, ale co mogła zaboleć za chwilę.
    Sapnęła cicho i wyprostowała się, siadając na krześle i odchylając głowę w tył. Poczuła jak kosmyki zsuwają się z ramion w tył i opadają na plecy prostą kaskadą. Mrużąc lekko jedno oko, spojrzała po chwili na mężczyznę.
    - Po prostu oberwałam w barze. Jakiś idiota wszczął bójkę, a ja stałam za blisko – wyjaśniła w skrócie, oczekując pytań. Choć i tak dość dziwne, że jeszcze nie padły.
    Pochyliła się do stolika, kładąc na blacie dłoń. Castor wydawał jej się w tym momencie tak niedostępny, odległy i zdystansowany, że pojawiły się pierwsze wątpliwości. Być może pozwoliła sobie na zbyt wiele. Poczuła się zbyt swobodnie, a on zupełnie sobie tego nie życzył... Do tej pory ich spotkania miały całkiem przyjemny charakter i nigdy nie było w tym nic, co by kazało się martwić i angażować w sprawy tej drugiej osoby. Więc może taki układ mu pasował, a ona już w tym momencie zdradziła się z tym, że angażuje się o wiele bardziej i prędzej?
    - Jesteś zły – zauważyła i odłożyła woreczek z lodem na blat, skupiając na nim ciemne tęczówki.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  69. Chociaż nie powinienem zabolało. Uświadomiło jej, jak bardzo do niego lgnie, jak mocno ignoruje własne podszepty rozsądku i na dodatek także dobrą reputacje ich obojga. Ona sama jeszcze niezbyt wiele osiągnęła, a więc też niewiele mogła stracić, najwyżej w niedalekiej przyszłości jeszcze ciężej pracowac, aby odratować to, co by pozostało. Z kolei Castor może i by się nie przejął utratą posady wykładowcy, ale jakiś szum, który by wyniknął z ujawnienia ich zażyłości, na pewno by mu zaszkodził. I chyba tylko tym powinni się martwic, jak odczytała z jego słów. I sprawił jej tym przykrość, bo zaczeła już sobie wyobrażać, że to co jest między nimi posiada jakąś głebie i znaczy coś więcej, niż spotykanie się dla dobrego seksu. Przecież poznawali się, rozmawiali, spędzali wspólnie czas w różnoraki sposób i... i pojawiła się nadzieja, nieskonkretyzowana, tak samo jak ich znajomość, ale już się coś w dziewczynie tliło. Zadziwiające, jak łatwo Cast potrafił wszystko w niej pobudzić, a później zdusić.
    Gdy padły kolejne słowa, nie powstrzymała warg przed zadrżeniem, choć zwykle gdy się wahała i czuła zmieszana, po prostu zaciskała usta i przybierała niedostepny wyraz twarzy. Uniosła własną dłoń, lecz nie zdązyła go chwycić za rękę, gdy się odsunął i sięgnął po swój telefon. Abigail nie chciała teraz rozmawiać, nie była w stanie się skupić, poza tym chyba nie przygotowała się na poważne tematy. Jej głowa po prostu pękała, a ona sama marzyła o zanurzeniu się w pościeli i śnie do ranka co najmniej. Ale prócz tego, że nie mogła za nim dziś nadążyć, choć zresztą nie pierwszy raz i nie tylko dzisiaj, czuła się po prostu przytłoczona natłokiem przeczących sobie wzajemnie myśli i słów. Raz dawał jej do zrozumienia, że zachowanie dystansu i ukrócenie zażyłości i polegania na sobie, szukania siebie nawzajem jest niepotrzebne, a właściwie powinni się pilnować, aby pewnych granic nie przekraczać. A w następnej chwili jawnie przyznaje, że coś się tu między nimi rodzi... Coś do czego sami dopuszczają, jednak zupełnie się nie pilnując. Nie wiedziałą tylko, co go bardziej denerwuje i czego ma dość, choć akurat nawet jeśli teraz by jej jasno powiedział, czego chce, czego oczekuje, a czego sobie nie życzy, nie mogłaby dać gwarancji, ze zapamięta jego słowa i ustosunkuje się do życzeń.
    -Powinien być – przyznała po chwili, przykładając znów woreczek z lodem do twarzy i obracając się w jego kierunku. Ciemne tęczówki prześlizgnęły się znów po sylwetce mężczyzny i Abi utkwiła spojrzenie w jego twarzy. - Chcesz zadzwonić i poprosić o oddanie cudzej własności? - spytała naiwnie, nie sądząc, aby mógł wpaść na jakikolwiek inny pomysł. Zresztą w barze pewnie nikt nie usłyszy dzwonka, zakładając oczywiście, że telefon wciąż znajdował się w lokalu, w co osobiście blondynka wątpiła. Szukała torebki i swoich rzeczy z dwiema koleżankami, Pytała klientów i pracowników, czy niczego nikt nie znalazł, zaglądała nawet pod stoliki, choć moment pochylenia się to była katorga, gdy głowa pulsowała jej bólem.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  70. Przychodząc tu nie wiedziała sama, czego się spodziewać i oczekiwać. Wiedziała tylko tyle, że jego osoba, towarzystwo i sama obecność ją uspokoją. Absurdalne, bo nie był w żadnym stopniu stałą opcją w jej życiu, wręcz stanowił najmniej pewny element.A jednak nie żałowała przyjścia tu, choć moze nie tyle tu przyszła, co po prostu się przytaszczyła, powłócząc nogami już pod samym blokiem. Nie pomyślała w ogóle o tym, że go zaniepokoi, rozgniewa, czy może rozśmieszy swoją naiwnością, szukając tu schronienia. Nie potrafiła zresztą przewidzieć jego reakcji, liczyła tylko na wyrozumiałość. A jednak nie odwrócił się od niej i znów podążyli mały krok do przodu, zaś ona mogła stwierdzić, że może na niego liczyć i mu ufać znów trochę więcej.
    Gdy przyłożył telefon do ucha, jej brwi powędrowały ku górze, słuchając wypowiadanych słów. Porucznik... jej usta bezgłośnie powtórzyły tytuł wojskowy, a kolejne frazy stanowiły zlepek, który wydawał jej się obcy i zupełnie niezrozumiały. Jakby nagle blondyn zmienił się w kosmitę i własnie coś ustalał z swoim statkiem macierzystym. Abigail musiała wiedzieć rózne rzeczy, na rózne tematy, musiała być obyta i umieć poruszać się swobodnie w tematach różnych płaszczyzn, ale teraz poczuła się totalnie głupia. Obserwowała go przez cały czas trwania rozmowy czując że skomplikowane słowa jeszcze bardziej przykładają swoją cegiełkę do nieznośnego bólu czaszki i dopiero gdy mężczyzna zwrócił się bezpośrednio do niej, proponując skorzystanie z łazienki i położenie się w jego łóżku, pokręciła głową. Akurat tego się nie spodziewała, ale był za dobry.
    - A ty się nie kładziesz? - zmarszczyła brwi i wstałą od stołu, robiąc te kilka kroków ku niemu, aby usiąść obok na kanapie. -Dlaczego jeszcze nie spałeś o tej porze? - nie kierowała nią zwykła ciekawość, lecz troska. Otworzył jej drzwi całkiem rozbudzony, wcale niezaspany i tu już na pierwszy rzut ją zaskoczył tym. Pytania o porucznika o takie telefony w środku nocy i takie załatwianie niektórych spraw, wolała zostawić na porę, kiedy będzie w stanie normalnie sklecić dłuższe i trudniejsze zdanie. Obawiała się, że zacznie bredzić.
    Pogłądziła miejsce na kanapie obok i odchyliła się na oparcie, układając wygodniej.
    - Myślę, że tu dziś się prześpię - stwierdziła, już nie wspominając, że kolejny raz odwiedzając jego mieszkanie, nie ma przy sobie ani nic na przebranie do snu, a przy tym przydałby się jakiś koc chociażby. Ale jego łóżka nie chciała mu zabierać, to już by był szczyt chamstwa z jej strony. Już i tak wystarczająco się wstydziła swojej sytuacji.
    To czego nie pokazywała po sobie to strach. Wystraszyła się cholernie w tym przeklętym barze! I bała się całą drogę tutaj. O reakcję Castora, ale przede wszystkim o siebie, czy aby nie bagatelizuje tego nokauty, jaki otrzymała i zaginięcia jej rzeczy. Nie przydarzały jej się zwykle takie rzeczy, a dziś została zaskoczona i to w była niespodzianka sporej wagi. Nerwy jej nie zjadały, ale wykańczały i wiedziała, że gdy się wygodnie zwinie do snu, Morfeusz zabierze ją w dwie minuty.
    - Dziekuję - obróciła twarz w jego stronę i położyła dłoń na przedramieniu mężczyzny. - I przepraszam - dodała z krzywym uśmiechem, bo czuła skruchę jedynie z powodu nachodzenia go w takim stanie i w takiej awaryjnej sytuacji. Nie nachodzenia go w ogóle, choć nie powinien się obawiać, że będzie go tak zaskakiwać częściej.

    wariatka Abi

    OdpowiedzUsuń
  71. Rzuciła jedynie przelotne spojrzenie w kierunku stołu zalanego papierzyskami i kiwnęła w zrozumieniu. Nie sądziła, aby były to prace zaliczeniowe studentów, lub cokolwiek co by się wiązało z uniwerkiem, ale nie miała prawa wściubiać nos w nie swoje sprawy. Już i tak wparowała tu porzucając wszelkie resztki rozsąku, właśnie na nim polegając i u niego szukając schronienia i bezpieczeństwa. Dlatego po prostu poczekała, aż wróci i odebrała od niego rzeczy, podnosząc się z kanapy, by zniknąć w łazience. Nie pokazywał po sobie wiele, ale prócz złości obawiałą się dostrzec w jego oczach rozczarowanie. Być moze nie tego się po niej spodziewał. Ona sama po sobie nie tego na pewno oczekiwała, ale była dziś ofiarą niefortunnych wypadków. Ostatnio zresztą też... a nie zdązyła mu jeszcze wyjaśnić plotek, które krążyły po kampusie, a przez które paliła się z wstydu.
    Wzięła ciepłą kąpiel, pozwalając sobie wlać do wanny kilka kropel waniliowego aromatu. Ten zapach kojarzył jej się z nim i z jego mieszkaniem. A gdy moczyłą ciało w przyjemnie kojącej wodzie, woreczek z lodem przytrzymywała na oku. Mimo słów Castora, że nie ma za co przepraszać, ani za co dziękowac, choć nie wiedziała któe stwierdzenie pasowało do jego odpowiedzi bardziej, czuła się zoobligowana nie tylko podziękować, ale i okazać to jakoś inaczej. I wyjaśnić wszystko. Ich relacja opierała się na wzajemnym przyciąganiu nie tylko ciał, nie opierali znajomości wyłącznie na pociągu fizycznym, widzieli w sobie coś, co atrakcyjne było też pod innym względem, ale choć niczego nie deklarowali, ona nie chciała mieć żadnych domysłów i niejasności między nimi. Po prostu nie. Może kierowała się tym, że sama chciałaby wiedzieć, gdyby blondyn widywał się i sypiał z kimś poza nią. Teraz więc chciała aby miał pewność, że ona ma tylko jego.
    Wyszła z łazienki, układając swoje rzeczy na brzegu kanapy. Koszulka zakrywała jej tyłek, siegając do połowy ud, a przy tym nie czuła się skrępowana. Bardziej zażenowana i zawstydzona. Poszła do kuchni, aby zaparzyć sobie herbaty, choć musiała sprawdzić kilka szafek, nim trafiła na tę, w której trzymał ciemne suszone liście. Później z gorącym parującym znad kubka napojem wróciła do salonu, aby usiąść na kanapie i zawiesiła na nim spojrzenie. Nie odzywała się, nie chcąc mu przeszkadzać. Potrzebowała się uspokoić i wiedziała, że niebawem zmęczenie ją zmorzy i prędko zaśnie. Była wdzięczna za to, że w mieszkaniu panowało łagodne światło, a on skupiał się na papierach, bo nie mógł dostrzec jej zaczerwienionych od płaczu oczu. I miała nadzieję, że szum wody zatuszował jej ciche łkanie, gdy brała kapiel. Niezawodna Abigail nie była niezniszczalna.
    - Nie spałam z Quentinem - mruknęła po dobrym kwadransie, gdy ponad połowa kubka świeciła pustkami, a Castor był w trakcie odkładania jednej kupki kartek na drugą i pewnie zamierzał przejrzeć kolejną porcję zapisków. Czemu to powiedziała, mógł nie zrozumieć. Właściwie mogłoby to go nie obchodzić nawet, choć taka mozliwość była w jakiś sposób raniąca. Nie chciała jego zainteresowania tylko wtedy, gdy była obok. Ona myślała o nim często i to nawet wtedy, gdy nie widziała go długo, gdy nie było szans, aby chociażby minęli się na korytarzu. Czy on byłby w stanie tak samo się zaangażować? Smith już wiedziała, ze pcha się w tarapaty i nic z tym nie robiła, czekała z nadzieją, że to wcale tak nie zaboli - zderzenie z rzeczywistością. Bo otrzymywała od niego gesty czułości, pokazy zazdrości nawet, a więc coś więcej poza czystym żądaniem przyjemności. Więc może poza popapraną nieprzyzwoitością znajomości, mogli do siebie zywić coś więcej?

    Abigail <3

    OdpowiedzUsuń
  72. Widząc, jak jest zajęty, jak pochłania go to, co miał rozłożone przed sobą na stole, nie odzywała się dostatecznie długo, aby upewnić się, że jedno, czy dwa zdania, które chciała by dziś usłyszał, nie odciągną go od pracy na dobre. Może na moment go zmieszają, albo zmuszą do zwrócenia uwagi ku niej, ale nie chciała mu przeszkadzać, a była też w jakimś stopniu przekonana, że nawet jeśli oderwie uwagę i wzrok od tego, nad czym siedział, zaraz na powrót bez problemu do tego wróci. Sądziła więc, że obejdzie się bez rozmowy, a on po prostu kiwnie głową, czy innym gestem da znać, że ją usłyszał. Ale podjęcia tematu się nie spodziewała. Dziś wyjątkowo łatwo można było ją zaskoczyć i zdezorientować, była oszołomiona, roztargniona i czuła, że zaraz sama się pogubi.
    Jej brew nad nienaruszonym okiem lekko drgnęła, gdy zarejestrowała zatrzymanie dłoni z ołówkiem w jednym miejscu i zacisneła palce na brzegu koszulki, naciagając ją mocniej na odkryte uda. Znów poczuła chłód, jaki panował w pomieszczeniu, nie rozumiejąc, jak mu moze to nie przeszkadzac, że siedzi taki porozpinany i to w środku nocy, gdy z uchylonych okien do środka wdzierało się więcej chłodu.
    - Może to cię zupełnie nie obchodzić - przyznała, odczytując to z jego zachowania, choć miała na uwadzę możliwość pomyłki, bo nie łatwo było za nim nadążyć. Zresztą też niełatwo było go poznac, gdy nie dopuszczał do siebie ludzi, a trzeba było wykazać się determinacją i cierpliwością w dociekaniu, z kim na się do czynienia.
    Spojrzała w bok i sięgnęła bez słowa po poduszkę i kołdrę. Pierwsze rzuciła na brzeg, nie rozkładając kanapy, bo tyle miejsca jej wystarczało w zupełności, drugim się okryła w kokon, nie kładąc się jednak jeszcze, a wciąż siedząc. Tylko nogi podkuliła, aby wszystko przykryć ciepłym okryciem.
    - Po prostu chciałam, żebyś wiedział.
    Kiedy zajęty był pracą, niebywałą przyjemność sprawiało je obserwowanie go gdy skupiał się na czymś tak bardzo, iż nie panował nad odruchami wynikającymi a nawyków. Jak stukanie ołówkiem, marszczenie brwi, czy zagryzanie momentami dolnej wargi.
    Woreczek z lodem zostawiła w łazience i dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Odkryła się więc, lekko wzdrygając na spotkanie z niższą temperaturą, choć nie zdążyła się jeszcze dobrze ogrzać i poszła po to, co z niego zostało. Nie było tego za wiele, spora część już zdążyła się roztopić, dlatego wyrzuciła resztki i przeszła przez mieszkanie do kuchni, aby wyjąć świeży zapas lodu. Bez tego nie zasnie, była tego pewna. Przyklękła więc przy zamrażarce i kilka kostek lodu oddzieliła od reszty z woreczka, po czym owineła te, które już zabrała w ściereczke i zamykając lodówkę, skierowałą się na kanapę. Nie była w nastroju na nic innego, poza marudzeniem, a mijając stół odwróciła wzrok.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  73. To było zadziwiające, jak mało obyty w relacjach był ten stary facet. Były momenty, jak ten właśnie, gdy miała wrażenie, iż on zupełnie nie odczytuje wysyłanych sygnałów. Oczywiście wina mogła leżeć po jej stronie, bo nie mówiła niczego wprost, ale też między nimi nigdy nic nie padło bez aluzji i nie nawykli do tego, aby wykładać kawę na ławę. No poza zbliżeniami, gdy bez krepacji i owijania w bawełnę dawali jasno do zrozumienia czego im trzeba. W tym jednak momencie Abigail miała wrażenie, że Castor zupełnie na opak rozumie i jej słowa i jej zachowanie.
    Przyszła tu bo go potrzebowała i to u niego chciała się uspokoić po wieczorze pełnym wrażeń. Powiedziała mu o plotkach, wyjasniając, ze to tylko pogłoski i niewyjaśnienie, nie sprostowanie prawdy, bo chciała, aby wszystko było jasne. Przynajmniej z jej strony. Bo jak to wygląda u niego, nawet jesli zżerałaby ją ciekawość, nie zebrałaby się na odwagę, aby zapytać. Za bardzo podobała jej się iluzja tego, że mają tylko siebie i to co ich łączy jest w istocie wyjątkowe, niedostępne dla innych. Więc jej wyjaśnienia i potrzeba powiedzenia mu, jak jest na prawdę miały pobudki czysto egoistyczne. Jeszcze się nie domyślił, ze ma do czynienia z kims, kto jego ciepła łaknie?
    - Dobranoc - odprowadziła go wzrokiem, a gdy zniknał za drzwiami, ułożyła się na boku. Nie przeszkadzałoby jej światło, przyjemnie byłoby słyszeć hałas przewracanych kartek, sortowanych stron i skrobania ołówka po papierze. Wolałaby aby został w salonie i dalej pracował, jak zwykle, niż uciekał do mniejszej sypialni... W końcu to ona go dzisiaj naszła i to ona powinna postarać się pozostać niezauważona, aby mu nie zawadzać.
    Była tak zmęczona, że zasnęła w kilka minut. Nie zarejestrowała momentu, w którym ściereczka z kostkami lodu spada na podłogę, nawet ten głuchy huk jej nie przebudził. Pod kołdrą było jej ciepło, w pewnym momencie nawet za bardzo, więc rozkopała całą pościel. Gdy po jakimś czasie drzwi sypialni się uchyliły, także nie zareagowała, spiąć głeboko wtulona w poduszkę, która pachniała blondynem.

    Charlie

    OdpowiedzUsuń
  74. Zwykle nie miewała problemów z snem i zdrowiem. Tym razem także spała jak suseł, a dzięki wygodnej poduszce i okryciu, jakim się podzielił, ból od lima też jej nie dokuczał, w śnie nawet nie była go świadoma. Gdy Castor wyszedł, spała nadal, ani jego kroki po mieszkaniu jej nie zbudziły, ani snu nie zakłócił ten gest naciągnięcia na niej skopanej kołdry. A jednak nie spała tak twardo aż do rana, bo po godzinie jak drzwi się za nim zamknęły, przebudziła się niespokojna. Przewracając się z pleców na bok, przycisnęła twarz do poduszki a wrażliwa, wciąż spuchnięta skóra odezwała się bólem, przez co wyrwana została nieprzyjemnie z morfeuszowych objęć.
    Przewróciła się z sapnieciem na plecy z powrotem i przecierając ostrożnie oczy, wsłuchiwała się w odgłos mieszkania. Podniosła się na łokciach, wpatrując w drzwi sypialni, z której nie sączyło się już światło, sądziła więc, że i przyszła pora, aby i gospodarz położył się spać. Odkryła się, składając kołdrę na bok i na palcach przeszła do łazienki, aby chłodną wodą przemyć twarz. Nie chciała w tym momencie nakładać na podbite oko lodu, w obawie że zupełnie ją to rozbudzi, a jak strzelała, nie spała długo, więc i do świtu miała odrobinę czasu. Zresztą i tak do szóstej rano nie miała co z sobą począć, a bez dokumentów i tak nikt jej nie wpuści do akademika.
    Wyszła do salonu i stanęła przy oknie. Pierwszy raz mogła spojrzeć na widok na ulicę, bo wcześniej jakoś nie miała ku temu okazji. Cisza jaka panowała w tych ścianach była dziwnie przytłaczająca, poczułą ciarki na plecach. Zerknęła w dół, wodząc spojrzeniem po linii zaparkowanych na noc aut mieszkańców bloku i gdy trafiła na puste miejsce, które powinno zajmować czarne sportowe auto, zmarszczyła brwi. Gdy wieczorem tu przyszła, pamietałą to wyraźnie, samochód Castora był zaparkowany w tym miejscu. Obróciła się na pięcie i po cichu zajrzała do sypialni, aby tylko upewnić się, że blondyna nie ma w mieszkaniu.
    Wystraszyła się. Nie była pewna czego dokładnie, ale senność odeszła jak ręką odjął. Wciągnęła na tyłek spodnie, nie zmieniając jednak męskiej koszulki na swoją bluzkę, a jedynie związała ją w talii w supeł dla wygody i już miała opuścić mieszkanie, gdy uświadomiła sobie, że nie moze zostawić go otwartego. Złożyła więc kołdrę w kostkę na boku kanapy, położyła na niej poduszkę i usiadła sztywno, wpatrując się w drzwi z napięciem jasno wymalowanym na bladej twarzy, którą teraz kolorował niezbyt urokliwy fiolet po jednej stronie. Gdzie on poszedł? Dlaczego wyszedł w środku nocy? Czy to przez nią? Dokąd pojechał? Czy spotykał się z kimś jeszcze?
    Z zdenerwowania dość szybko poczuła, że stopy i dłonie jej marzną i stają się lodowate. Zaparzyła sobie więc kolejnej herbaty i w kuchni nasłuchiwała powrotu Castora.

    Abigail taka zatroskana!

    OdpowiedzUsuń
  75. Drgnęła niespokojnie na dźwięk przekręcanego w zamku klucza, choć od dobrej godziny właśnie na to czekała. Poderwała się z stołka i stanęła w progu przejścia do kuchni, z napięciem wypatrując wysokiej sylwetki, wyłaniającej się zza rogu ścianki. Co się z nią działo, skąd niepokój, nie potrafiłaby wyjaśnić. Albo może po prostu by nie chciała analizowac tego, co nią dyktowało, co napędzało troskę, zmartwienie i burzę nieposkromionych myśli, które odpędzały sen i burzyły rozsądek.
    -Dlaczego ja nie śpię? - powtórzyła głucho, zatrzymując ciemne tęczówki na swojej torebce, której znikniecie tak ją zasmuciło, a której odnalezienie nie było w tym momencie zupełnie ważne. Miał ją w ręce, ale teraz nie to ją interesowało. Podniosła oczy do jego twarzy i bez słowa podeszła blisko, wyciagając dłoń, aby palcami przesunąć po jego czole, aby wygładzić tę bruzdę, która pojawiłą się w wyrazie zastanowienia.
    - Dlaczego cie nie było, kiedy się obudziłam? - spytała niemal z wyrzutem. - Zniknąłeś - zauważyła i chyba to że było to niespodziewane tak ją dotknęło. Bo choć wiedziała, ze to co ich łączy nie jest trwałe, a wręcz ulotne, to nie była gotowa na to, aby go tak nagle tracić. Teraz się zdenerwowała, choć była w jego mieszkaniu, do którego by wrócił, a zatem gdyby nagle mieli wszystko skończyć, choć nic konkretnego jeszcze się nie zaczeło, nie była pewna własnych reakcji.
    - Wystraszyłam się - wyjaśniła, wsuwając lekko dłonie pod jego ramiona, aby go objąć. Podniosła wzrok, dosięgając jego oczu i choć nie zadała pytania, mógł je bez trudu odczytać z wyrazu jej twarzy. Gdzie byłeś? Dlaczego wyszedłeś?
    Cofneła sie jednak zaraz i znów spojrzała na swoją torebkę, którą miał w dłoni. Fakt, że był jej bohaterem nie pierwszy raz, był zabawny, bo jednak od lima jej nie uchronił. Ale przecież za głupotę pchania się w tarapaty trzeba płacić.
    - Jak ją znalazłeś? - spytała, odbierając od niego swoją własność i zaglądając do środka, aby upewnić się, że nic nie zginęło. Był tam telefon, dokumenty, klucze do szafki w redakcji i kampusowej rozgłośni, czyli najważniejsze rzeczy. Brakowało pieniędzy, ale nigdy nie brała z sobą tyle, aby ich ewentualna nieprzewidywalna utrata zabolała, zatem mogła odetchnąć.
    -Dlaczego jej szukałeś? - odrzuciwszy przedmiot na kanape, znów zatrzymała na nim oczy. Nie mówili sobie niczego wprost, nie było wyznań, ani zapewnień o czymkolwiek. Ale niektóre pytania i niektóre odpowiedzi nasuwały to, co omijali słowami i to, co sprawiało, że tym bardziej była gotowa skoczyć głebiej w tę relację. A teraz to było coś więcej niż jedna noc i przypadkowy kochanek w motelu po wypiciu zbyt dużej ilości tequili. teraz to zabrnęło dalej, bo pojawiła się troska, strach i zazdrość i uzależnienie, które wcale nie malało, a wręcz odwrotnie, oplatało ją coraz ciaśniej pozbawiając tchu.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  76. Zapominała wciąż i wciąż na nowo musiała się przekonywać o sposobie w jaki Cast prowadzi rozmowy. Nie udzielał odpowiedzi, a jesli już, to tylko na wybrane pytania. A i tak kończyło się to tym, że odbijał piłeczkę w taki sposób, że to rozmówca tłumaczył się przed nim, nigdy odwrotnie. I o ile na początku tych bardziej przypadkowych spotkań ją to irytowało, tak teraz zupełnie nie zwracała już na to uwagi, choć cień niezadowolenia przemknął po jej twarzy.
    Przechyliła twarz, tuląc policzek do jego dłoni i przymknęła powieki. Gdy już tu był, znów mogła być spokojna i znów dopadała ją senność, bo w gruncie rzeczy nie odpoczęła zbytnio śpiąc jedynie godzinę z kawałkiem.Tak czuła, ze to ona pierwsza będzie się zdradzać z tym, co czuje i jak bardzo jest już do niego przywiązana, musiała więc znaleźć odpowiednie słowa w obawie, że zbyt mocne po prostu wystraszą blondyna i odsunie się od niej. A przecież tego właśnie nie chciała.
    - Po prostu... - zawahała się, wciąż szukając sformułowań najbardziej odpowiednich dla tej sytuacji i dla nich. - Nie podoba mi się to, kiedy tak nagle ciebie nie ma. Nie lubię, kiedy znikasz tak nagle. Nie chcę, żebyś znikał.
    Choć wiedziała, że nic nie trwa wiecznie i w końcu ich drogi będą musiały się rozejść, to w momentach jak te, ta bliskość była zbyt cenna, aby z niej rezygnować. Może już zrodziła się w niej egoistka i zachłanność brała górę nad rozsądkiem, chcąc więcej i to nie tylko w gamie pieszczot i gestów zdradzających pragnienia i czułości.
    - Wystraszyłam się, że wyszedłeś przeze mnie - wyznała, omiatając spojrzeniem jego twarz i zatrzymując własne ciemne tęczówki na dwóch bryłkach lodu, które w nią wbijał ostro.
    Nie chodziło jej o torebkę, o ten pechowy wieczór, a raczej o obawę, że już miał dość jej osoby, zmęczył się, być może znudził. Kradzież, czy zaginiecie torebki mogła nazajutrz zgłosić na policji, mogła zablokować karty, zapłacić karę za zgubienie i wyrobienie nowych kluczy i wnieść wniosek o wyrobienie także nowych dokumentów i z wszystkim by sobie poradziła w ciągu tygodnia, choć tracąc przy tym pewnie większą część wypłaty, co by się jej odbiło mocną czkawką. Tak więc nie myslała o torebce w momencie, kiedy nie zastała go w sypialni, a sięgła domysłami głebiej. Może niepotrzebnie? Gdyby faktycznie chciał zakończyć to, co się między nimi toczyło prawdopodobnie nie obejmowałby jej teraz, nie spoglądał w jej oczy i nie był tak spokojny, prawda?

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  77. Nie pierwszy raz zauwazyła, że nagle go brakowało na wykładowym dyżurze, że nieobecność przeciągała się z kilku dni na tydzień, albo tydzień z kawałkiem i domyślała się, że ma poza pracą w kampusie inne obowiązki. Nie to stanowiło problem. Przecież mieli dwa odrębne i zupełnie nie związane z sobą życia, tak jej się przynajmniej wydawało. Sekrety, tajemnice, niedomówienia w pewnych kwestiach były zrozumiałe, ona nawet będąc zżyta z przyjaciółmi, nie była w stanie podzielić się wszystkim, ale i nie wymagała tego od nikogo nigdy. Jej słowa i strach, który obnazyła przed Castorem wiązały się z tą relacją i tylko z nią.
    Obawiała się, że zniknie, bo będzie miał dośc i to dużo szybciej, niż ona zdołałaby się na to przygotować. Bała się, że w pewnym momencie wyda mu się zbyt młoda, dziecinna, naiwna i infantylna i poza utratą zainteresowania, zacznie odczuwać irytację na jej widok, brzmienie głosu i potrzebę bliskości, jakie do tej pory chyba mu nie przeszkadzały. I zacznie uciekać właśnie od niej. Bo może to, co ich do tej pory tak silnie do siebie przyciągało, obróci się przeciwko nim? A to co wydawało się najbardziej atrakcyjne, okaże się szare i nieciekawe? Nie była pewna tego, co się dzieje, nie mogła mieć tym bardziej pewności, jak to się potoczy i jaki będzie tego koniec. A że znaczył dla niej już wiele... to było jasne. Stąd i strach przed utratą tego, co było jej drogie.
    Uniosła dłonie, układając je na ramionach blondyna i z czułością odwzajemniła pocałunek, unosząc sie na palcach, by przylgnąć do niego na krótką chwilę. Przesunęła palcami na jego kark i wplotła je zaraz w jasne, miękkie kosmyki, by mocniej przyciagnąć go do siebie i pocałunek pogłebić. Nie było w tym jednak nic z dzikiej żądzy i zapalczywości, wciąż pozostawała delikatna, choć także zaborcza. Odsuneła się, łapiąc oddech i roziskrzonymi oczyma spojrzała w jego tęczówki. Musneła jeszcze raz krótko usta Castora, odsuwając się zaraz i cofając dłonie. Nie miała dziś sił zdecydowanie na tak namiętne figle, które zwykle wyczyniali, była senna i zmęczona, a strzelała, że i on potrzebuje się odświeżyć przed położeniem do łózka, na co był najwyższy czas.
    - Mogę poczekać na ciebie w sypialni? - spytała, mając na myśli wspólne spanie w jednym łóżku. To zdecydowanie nie odnalezienie torebki, ani nawet nie jej wyjaśnienia krążących po kampusie plotek i przebieg dzisiejszego wieczoru zmieniły jej zdanie, gdzie chce spać. Jej szczerość i szczerość mężczyzny przełamała kolejne bariery. I chyba ta czułość w jego pocałunku i spojrzeniu ją rozckliwiły.
    Zaskakiwał ją na wiele róznych sposobów. Ale właśnie takie chwile jak ta sprzed minuty to była bomba, jakiej się nie spodziewała. Nie pierwsza i miała nadzieję, że nie ostatnia także. Nigdy by nie mogła przypuszczać, że potrafi być delikatny, czuły i troskliwy, to co pokazywał na zewnątrz to była maska oziębłości, dystansu i szorstkiego, sztywnego zachowania, z odpowiednią dozą dobrych manier. Był nawet odrobinę przerażający z tą zachowawczością, ale poznając go coraz lepiej, dostrzegała złożoność jego charakteru i pewne wypaczenia, które jeszcze bardziej ją do niego przyciągały. Nie była w stanie sobie wyobrazić co prawda, jak on widzi ją i co takiego w niej dostrzegł, że pozwalał jej przy sobie wciąż trwać, ale miała cichą nadzieję, że dadzą sobie dostatecznie dużo czasu i szans, aby przekonać się, o co warto się starać.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  78. Odprowadziła go wzrokiem do łazienkowych drzwi i zabrała z kanapy poduchę wraz z kołdrą, które jej tu wcześniej podrzucił. Upewniając się, że szklanka po herbacie znalazła się w zlewie i nie zostawiła po sobie żadnego bałaganu, zdjęła szorty, zostawiając je obok reszty ubrań i rozwiązała supeł w koszulce, aby ta luźno objęła jej ciało, dosięgając do ud. Wraz z pościelą w ręku wróciła do sypialni, aby poduszki ułożyć tak, jak zwykle sypiał na nich Cast i położyła się, zajmując jedną stronę łóżka.
    Gdy wrócił do pokoju, już drzemała w półśnie i tylko przesunęła się, robiąc mu miejsce, a gdy się ułożył, obróciła ku niemu, obejmując mężczyznę w pasie i układając policzek na jego piersi. Lekko zadrżała, czując chłód od odświeżonej pod prysznicem skóry, lecz nie odsunęła się, wręcz bardziej się weń wtulając, jakby z zamiarem podzielenia się własnym ciepłem.
    Abigail zwykle nie okazywała zbyt wiele siebie. Na co dzień nie miała na to czasu, będąc wiecznie zabieganą, zresztą mimo iż była dostatecznie otwartą osobą, nie należała do tych szczególnie wylewnych. Był czas i miejsce na sympatię, uśmiechy i szczerość, która nie zawsze bywa innym wygodna. Ale to bardziej intymne, wszelkie czułości, potrzeby wsparcia, bliskości, to było to, czego ludzie nie dostrzegali. Nie nosiła maski, nie udawała kogoś, kim nie jest, po prostu te głęboko skrywane uczucia i pragnienia, pozostawiała dla wyjątkowej osoby, tylko takiej którą dopuści do siebie naprawdę blisko.
    - Jutro znikniesz? - spytała cicho, nim jeszcze zupełnie Morfeusz całkowicie zamknął ją w swych objęciach. Przesunęła się wyżej, aby lekko musnąć wargami jego szyję i lekko uniosła powieki, aby w półmroku pokoju dostrzec profil blondyna.
    Ostatnim razem uciekła zanim jeszcze zdążył się obudzić, unikając niezręczności o poranku. Teraz jednak zupełnie o tym nie myślała, czując o wiele większą swobodę, niż poprzednim razem, gdy zasypiała w jego mieszkaniu.

    Abi <3

    OdpowiedzUsuń
  79. Wspólne śniadania już zaczynały definiować relację. Dlatego ostatnim razem wyszła, zanim jeszcze Castor zdołał jakkolwiek się rozbudzić i ocenić sytuację po poranku, z dziewczyną w swoim mieszkaniu. Ułatwiła mu poczatek dnia, sobie samej zresztą także. Wciąż nie wiedziała, dokąd to co ich łączy brnie i jak daleko już zaszli, a skoro jemu nie spieszyło się do rozmów na ten temat, ona także nie miała zamiaru pierwsza rzucać się w ogień. Wciąż dobrze było tak, jak było do tej pory, z serią niedomówień, bez okreslania tego, co było. Nie mogła jednak nie zauwazyć tego, że poznają siebie coraz bardziej, a choć nie była do końca pewna, nie mogła byc, co siedzi mężczyźnie w głowie, ona czuła, że zaczyna budzić sie troska, chęć dzielenia się każdym dniem, poszukiwanie wsparcia i schronienia przed przykrościami, po prostu zaczyna jej zależeć. Bardziej i mocniej i tak samo angażowanie zaczynało rosnąc, nie tylko fascynacja i nie tylko pociąg. Musiała się zastanowić, czy gra jest warta tej świeczki i czy ona jest gotowa podjąć ryzyko, czys tarczy jej odwagi i sił, bo nie miała wątpliwości, że bliżej jej do zderzenia z twardą rzeczywistością, niż uniesieniem ku niebu. Castor nie był facetem, który okazuje uczucia i jest wylewny, na dodatek zajmowana przez niego posada wiązała im obojgu ręce w pewnym sensie. Nie oczekując od niego wiele, od samej siebie musiałą już wymagać decyzji i podjęcia jakiś kroków, bo ileż można się tak wahać, jak liść na wietrze? Musiała wiedzieć lepiej czego chce, aby nie tylko móc polegać na przypadkowych sytuacjach.
    Nie przeszkadzał jej charakter blondyna. Był wyzwaniem, które gotowa była podjąć. Nie znając go jeszcze zbyt dobrze, nie wiedząc tak do końca co kryje ta zagadkowa poza i nieprzenikniony wyraz twarzy, chętnie była podjąć próbę odnalezienia tych ciepłych, czułych i delikatniejszych zalążków w jego duszy, które tak mocno skrywała silna, chłodna tarcza zachowawczości i opanowania. Była pewna, że gdzieś w głebi bijącego serca, jest coś więcej niż krew, a płonące oczy mają tak intensywny wyraz nie tylko od odpowiedniego odbicia światła. Nie mógł być ani draniem, ani oziębłym posągiem, udowodnił jej to juz nie raz i nie chodziło tylko o akt fizyczny, kiedy człowiek poddaje się najniższym instynktom, a górę nad rozsądkiem biorą pragnienia. Na przyjęciu, kiedy bronił jej przed Andersem, może odgórne przemawiała zazdrość przez Castora, ale musiała się ona brac także z uczucia, że Abigail jest z nim i tylko on może jej dotykać. Dziś idąc po jej torebkę, choć nie musiał, pokazał że zależy mu na tym, aby nic jej nie trapiło. Popisał się już do tej pory nie jednym takim gestem, w którym odczytywała dobroć i może nad wyraz wszystkiemu przypisywała szlachetne cechy, ale w nim szukała wyłącznie dobra i gotowa była cierpliwie szukać dalej, nim sam Castor nie każe jej przestać, mając dość. Kiedy miała cel, nie brakowało jej determinacji i wytrwałości w podążaniu drogą do jego zdobycia. Nie wiedziała jedynie, że na drodze do poznania Castora jest już od pewnego czasu i nie stoi już na samym początku mety.
    Zgarnęła włosy na jedno ramie, aby mężczyzna nie musiał uważać, czy aby na pewno nie kładzie się na jej kosmykach. Odetchnęła głeboko, napawając się jego bliskością i aromatem skóry i nim zdążyła zapamietać jego odpowiedź, zasnęła na dobre. Sen zwykle miała lekki i tym razem też obudził ją jakiś szmer u sąsiada. Wstała pierwsza, lecz nie spieszyła się jak ostatnim razem i nie stapała na paluszkach, aby wyjść niepostrzeżenie. Dzisiejszej nocy spali razem i nie wystraszyło jej to uczucie naturalności, że tak właśnie być powinno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podjęła zamiar zaprzestania tych analiz i po prostu popłynięcia z prądem. Troszkę pomagając, aby nurt płynął w odpowiednim kierunku. To myślenie nad wyraz i tak głównie ją stresowało, bo zdążyła zauważyć, że chcąc czegokolwiek się dowiedzieć od blondyna, wystarczy, a najlepiej by było aby bez podchodów to po prostu zrobić, zadać pytanie i drązyć, do uzyskania odpowiedzi. Przy okazji nie dając się złapać w krzyżowy ogień pytań, bo facet sprawnie odbijał piłeczkę i człowiek sam kończył, odpowiadając na nie swoje zagadki.
      - Hej... Cast - ubrana, z makijażem zakrywającym siniaka i po obkładaniu się dobre dwa kwadranse woreczkami lodu do zmniejszenia opuchlizny; przysiadła na brzegu łóżka, na szafce obok ustawiając kubek z mocną, parującą kawą. Chyba taką pijał...? Nie zdązyła zapamiętać.
      - Wiem, że dziś gdzieś jedziesz... uważaj na siebie - pochyliła się lekko nad twarzą blondyna i lekko musnęła go w policzek. - A ja obiecuję więcej nie wpadać w podobne tarapaty jak ostatnio - zapewniła i miała na myśli i bijatyki w barze i plotki na kampusie i całą gamę nieprzyjemności, jakich mógł być świadkiem nawet jeśli nie bezpośrednio.
      Takie obeitnice w jej przypadku, nawet jesli chęci i zamiary były szczere, nie do końca mogły być traktowane poważnie. Pracowała w gazecie, która węszyła za skandalami i choć była stażystką, zajmowała się obróbką tekstu na najniższym stanowisku, to czasami biorąc pod uwagę jej chęć do działania, angażowała się w projekty, napotykając na swej drodze ludzi, którym niekoniecznie udawało się rozwiązywać sprawy jedynie rozmową. Taki Anders, który nawet czasami dzwonił do gazety, co niedawno odkryła, choć Suzie uważała, że facet po prostu chce ją - redaktor naczelna, poderwać. Taki Quentin, który miał w nosie opinię na swój temat i tak samo nie bawił się w prostowanie nieprzyjemnych plotek o jego znajomych. Taki Kevin (sam w domu xD) który w barach szukał zaczepki. Abigail bywała w róznych miejscach, a gdy coś się działo, zamiast uciekac, parła w samo centrum wydarzeń, aby ewentualne konflikty rozwiązywać. Lubiła po prostu działać.
      - Nie będę cię więcej tak nachodzić - obiecała, a tej jednej obietnicy miała zamiar trzymać się choćby nie wiem co. Nie chodziło jej o przychodzenie do niego, bo upilnować samej siebie nie byłą w stanie, przed napadnięciem go tu i powinien dobrze o tym wiedzieć. Miała raczej na myśli własny stan i dodatkowo niegodziwą porę odwiedzin... Zaczesała krótkie kosmyki nad ucha Castora na tył, przesuwając palcami po jego ramieniu następnie i wstała, wychodząc z mieszkania. Nie czuła się źle, wcale się nie wymykała. Nie byli parą, ale był dla niej ważny i uznała, że przed kolejnym rozstaniem, keidy znów nie wiadomo w jakim odstępie czasu się spotkają, wypadałoby jakkolwiek się pożegnać.
      Nie sądziła nawet, że los spłata im figla, każąc jechać razem na konferencję naukową, a na dodatek spać w jednym hotelowym pokoju! Na to ani na tamto nie narzekałaby, gdyby nie fakt, że tematyka konferencji to nie był jej konik, została podstawiona za koleżankę z gazetki uniwerku, która dostała tak szalonego ataku alergii, że biedna wylądowała w szpitalu po spożyciu truskawkowego koktajlu, a na domiar wszystkiego razem z nimi miało jechać pięciu członków klubu naukowego...

      Usuń
    2. - Nawet nie wiedziałam,że wy wszyscy chcecie być tacy bezpieczni - zauważyła kąśliwie, wychodząc z rozgłośni, zagryzając rozbawiona wargi, gdy dreptało za nią pięć par nóg. - Nie należę do waszego koła, nie wiem nic o bezpieczeństwie narodowym, poza tym nie działam w gazetce kampusu, tylko jak widzicie, rozgłośni - wskazała na tablicę ogłoszeń, powieszoną zaraz przy sali, z której wygłąszano audycje.
      - No niby tak - wysoki, chudy Tedd poprawił okulary na spiczastym nosie i wsunął ręce w luźne portki. - Ale studiujesz reklame, masz gadane i pracujesz w lokalnej gazecie, w której na pewno odnotują nasz sukces.
      - I Kim cię już wpisała do Gemayela na listę do wyjazdu - dodał równie wysoki, ale bez okularów Adam i gdy ciemne spojrzenie Smithówny padło na jego piegowatą twarz, odwrócił wzrok, ze niby wcale nie patrzył na jej dekolt. Wcale!
      - Słucham?! A od kiedy bez zgody osoby zainteresowanej, można ją wpisać na listę...? - zmrużyła powieki co najmniej zirytowana i obróciwszy się na pięcie, ruszyła zdecydowanym krokiem do odpowiedniego gabinetu. - Nawet nie wiedziałam, że wrócił... Nie widziałam żadnego ogłoszenia i odrabianiu wykładu.. A teraz mnie chcą w coś wrobić.. - mamrotała pod nosem, nie słysząc kroków za sobą.
      W plątaninie korytarzy z łatwością odnalazła najkrótsza trasę do sali z bezpieczeństwa narodowego. Mijała ludzi, ignorując upomnienia, gdy Tedd, Adam albo pozostała trójka, która przyszła do niej z misją przekonania do wyjazdu i udokumentowania konferencji w formie zdjęć i artykuliku, bez gracji wpadała innym pod nogi.
      - Proszę powiedz, że ta lista z członkami klubu i moim nazwiskiem nie została podana dalej do zatwierdzenia u dziekana! - zawołała od progu, zatrzymując się w drzwiach i celując ostrym spojrzeniem w Castora. Sala była chwilowo pusta, być może miał dyżur seminaryjny, albo okienko, nie wnikała.
      - Co ty, Abi... - Tedd stanął obok i złapał ją za ramię, chcąc wyciągnąć na korytarz.
      - Panie profesorze - dodała z naciskiem i wyswobodziła się z uścisku nie-kolegi, wchodząc do sali. Stanęła przy biurku i opierając na blacie dłonie, pochyliła się ku blondynowi. W tym momencie zachowywała się odwaznie i bezpośrednio, ale bez zdradzieckiej intymności. Jak po prostu niewychowana dziewucha, wykładowcom nie okazuje należytego szacunku, traktując na równi sobie. - Ja się nei nadaję na ten wyjazd, proszę znaleźć kogoś z gazety akademickiej, oni tam świetnie się bawią na takich wyjazdach. Poza tym na prawdę nie mam czasu, bo za półtora miesiąca zdaję dyplom!
      - Panie Gemayel, Abigail po prostu nie jest pewna, czy podoła - wtrącił najniższy z całej piątki i dość pulchny Tom, który odzywał się rzadko, ale kiedy już otwierał usta, to załagadzał spory, wyciszał kłótnie i ogólnie zadziwiał błyskotliwością. - Trochę dziewczyna niepotrzebnie panikuje...
      - Nie panikuję - wyprostowała się, przerywając chłopakowi w pół słowa, obrzucając go przy tym morderczym spojrzeniem i zakładając ręce na piersi, odwróciła się w kierunku Castora. - Ja po prosu wiem, że nie opisze tego odpowiednio, bo mnie to nie interesuje - wyjaśniła zupełnie szczerze. Nie musiała się obawiać o zaniżenie oceny za ten krok, bo nie chodziło do niego na zajęcia. Poza tym została wrobiona w coś, na co nie ma czasu!

      Abigail

      Usuń
  80. Nie spotulniała. Wręcz przeciwnie. Najeżyła się jeszcze bardziej, co było widać po uniesionych barkach i zmrużyła powieki, zagryzając wargi, gdy wpatrywała się w niego wściekła. Nie tego się spodziewała i nie na to liczyła. Skoro miał jechać z studentami na konferencję, jako opiekun grupy i pewnie osoba, która miała też jakiś wpływ na organizację tego wszystkiego, mógł się choć odrobinę wysilić i w kilka chwil zadecydować, że ona po prostu nie jedzie. A nie zostawiać wszystko do załatwienia Teddowi, który biedny pewnie się zestresuje i zaraz nic nie ogarnie.
    - Przepraszam za wtargnięcie - mruknęła, choć nie słychać było w jej tonie skruchy, więc te przeprosiny nie mogły być szczere. Nie były, mógł być pewien. Była zła za wkopanie w konferencję, na którą nie miała czasu, ani ochoty jechać i nawet jesli oznaczało to możliwość spędzenia czasu z Castorem... Nie, nie mogła sobie na to teraz pozwolić.
    - Niewiele mi może zepsuc, bo więcej się tu nie zjawię i zaraz mnie tu nie będzie - stwierdziła pod nosem, zamykając za sobą drzwi i posyłając mu ostatnie gniewne spojrzenie. Tego jednak już nie mógł dostrzec, bo znów skupiony był nad swoimi notatkami.
    - Abi, ja już wszystkich pytałem - Tedd nie pozwolił jej na wyminięcie grupy i czmychnięcie w swoim kierunku, łapiąc za ramiona. I możliwe, że gdyby Smith go znała lepiej, wiedziałaby, że swoją przyszłość, karierę, ścieżkę zawodową łączy z tym przedmiotem a konferencja jak ta, jest dla niego możliwością nie tylko udowodnienia swej wartości, uzyskania dyplomu i dodatkowych punktów na programie studiów. On tam mógł być w swoim żywiole, a może nawet nawiązać obiecujące znajomości. To tak jak ona, angażując się w projekt jubileuszu miasta.
    - I co? - spytała ponuro, doskonale znając odpowiedź, dlatego nawet nie czekając na to co oczywiste, pacnęła go po palcach i odwróciła się do Adama. -Chce mieć plan tej konfy, z rozpiską godzin, co i ile trwa. Zaznacz mi kolorem to co najwazniejsze i opisz, na czym mam się skupić. A jak znajdziesz stare dobre artykuły z poprzednich edycji wydarzenia, to już będzie miodzio. Wszystko jasne? - opierając dłonie na biodrach, pochyliła się do kolegi wyczekując pozytywnej odpowiedzi. A odchylony dekolt bluzki miał go tylko utwierdzić w przekonaniu, że bardzo, bardzo chce pomóc koleżance jak najbardziej gładko i bezproblemowo ogarnąć ten artykuł.
    Odeszła od grupy, która za jej plecami przybijała sobie piątkę. Jakby osiagneli sukces.
    - Jeszcze was słyszę! - krzyknęła z końca korytarza i dopiero wieczorem jeszcze bardziej pożałowała swojej zgody na to wszystko. Sądziła, ze rano wyjadą i późnym wieczorem wrócą. A gdy otrzymała maila i dostrzegła, że w planie wpisany jest już opłacony, zaklepany na amen dla całej siódemki nocleg w jakimś całkiem imponującym hotelu, pozostało jej jedynie się przeżegnać. Musiała się nieco natrudzić, aby poudawać przez telefon przed redaktor naczelną gorączkę, nawet wysłała jej zdjęcie, na którym ma czerwoną twarz, szyję i dekolt, że niby taka jest rozpalona... To nic, ze fotkę zrobiła kilka dni temu w castorowej łazience, gdy ostatniego ranka jak się widzieli oglądała opuchnietą twarz. Na szczęście teraz na skroni widniał jedynie ledwie widoczny siniak pod postacią podłużnej żółto-brązowej smugi, a poza tym nic jej nie bolało i nie tłukło. Lecz nawet jeśli uporała się z wolnym na stażu, pozostawały jeszcze rzeczy z uczelni, których nie mogła zaniedbać. Gdy więc przyszła na parking uczelni o nieprzyzwoicie wczesnej porze, bo nie było jeszcze nawet szóstej rano! miała z sobą średniej walizkę, ciężką jak diabli! A w niej głównie notatki na spory egzamin, książki do opracowania na jeden referat i własny tekst do dyplomu, który musiała przerobić. Ta jedna noc i dwa dni to były dla niej godziny po prostu bezcenne! I czuła się wykorzystywana w sferze, w której nie mogła się popisać, ani tym bardziej na prawdę pomóc chłopakom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. -Nie rozumiem, po co dziewczyny zawsze biorą z sobą tyle ciuchów - żachnął się Tedd, podchodząc do niej z kpiącym uśmiechem na widok jej bagażu. - Ale dobrze, że jesteś - poklepał ją po ramieniu i chwycił za rączkę walizki, a gdy pociagnał ją kawałek do swojego suta, zrobił nietęgą minę. I pewnie pomyślał, że Abigail zabiera z sobą cegiełkę dla każdego z nich, bo ma takie hobby, aby kamienie taszczyć.
      Blondynka postępując niepewnie w ślad za nim, oparła się o maskę długiego sedana. Ziewnęła potężnie, zasłaniając usta wierzchem dłoni i przetarła palcami wciąż zaspane oczy. Powiodła spojrzeniem po zebranych, a o ile wciąż potrafiła liczyć, doliczyła się już wszystkich poza Gemayelem. Była ich więc szóstka, gdy w aucie pozostawało pięć miejsc, łącznie z tym dla kierowcy.
      - Kto jedzie w bagażniku? - spytała bez uśmiechu, domyślając się, że ktoś zostanie wykopany do drugiego auta. O ile ktoś przekazał wykładowcy, że tu się spotykają o tej godzinie i sam już nie pojechał, nie wiadomo gdzie. Bo ona nie miała na pewno zamiaru łapać stopa, czy autobusu i prędzej się wypnie na to wszystko, niż... I w momencie gdy w złości zaczeła się rozkręcać z nienawistną wiązanką na chłopaków, samego blondyna i całą konferencję, nadjechało znane jej już auto. Spochmurniała.
      - Czy zostanę po raz kolejny postawiona przed faktem dokonanym? - spytała pod nosem, posyłając każdemu z studentów po kolei nieprzychylne spojrzenie i wyprostowała się, przechwytując od Tedda, swoją własność. - Dziekuję wam bardzo, jesteście kochani - zironizowała, gdy próbowali pobrzdąkiwać pod nosami jakie debilne jej zdaniem wyjasnienia i usprawiedliwienia. O ile w ciągu nocy, gdy spala, złość jej przeszła, tak teraz wróciła i uderzyła w nią z zdwojoną siłą.
      Zatrzymała się przed ciemnym samochodem Castora, kiwnęła mu na dzień dobry i przeszła na tył, do bagażnika. W tym czasie Tedd podszedł się przywitać i przekazać jakąś teczkę wykładowcy, a jej z pomoca przyszedł Adam z swoim zezującym na jej piersi spojrzeniem, które za każdym razem niezmiernie ją bawiło.
      - Jezusie... - sapnął, podnosząc walizkę i rzucił jej niemal przerażone spojrzenie. Nie miała chyba dostatecznie rozbudzonej fantazji, aby zgadywać, co oni sobie wyobrażają, podnosząc takie ciężary, gdy zakładali że bierze same ciuszki.
      - Dostałam wczoraj twojego maila. Chyba dam rade, dzięki - poklepała go po ramieniu, chcąc rozładować napięcie i tę gniewną atmosferę, którą była świadoma, że sama wprowadza. - Panie Gemayel, dzień dobry! Jadę z panem, już pan wie? - stanęła przy drzwiach od strony pasażera, gotowa wskoczyć do auta i mieć to przedstawienie za sobą. Zawiesiła na nim spojrzenie tylko na moment i spojrzała wymownie na zegarek. Wydawało jej się, że to nie jej najbardziej się spieszy.
      Plan był prosty: przespać drogę, przed konferencją ogarnąć jeszcze raz maila od Adama, w międzyczasie nanieść poprawki do swojego tekstu. Później wieczór poświęcić na naukę do egzaminu. Jutrzejszy czas między wykładami przeznaczyć na pisanie referatu, albo przynajmniej jego zarysu, a w drodze powrotnej znów poprawiać swój tekst. Wszystko wydawało się wykonalne...

      Usuń
  81. Już nie raz i nie dwa miała brać udział w jakimś uczelnianym wydarzeniu, a zwykle bywało tak, że gdy lista trafiała do dziekana, wszystko było zatwierdzone i dopięte na ostatni guzik. I wtedy już nie było odwrotu, nie można było się wycofać i z jej strony, gdy tak bardzo angażowała się w eventy, przypominało to cyrograf. Choć gdy sama się zgłaszała, nie przyjmowała tego jako coś złego, bynajmniej. Teraz jednak zaczynało się nieco gmatwać w jej życiu i nie tylko przez skomplikowaną relację z wykłądowcą, która nie powinna mieć w ogóle miejsca. Zbliżające się końcowe egzaminy, obrona i zdanie dyplomu, latanie z obiegówkami, dopilnowywanie, czy wszystko zostało rozwiązane, podpisane, zakończone odpowiednio, spędzało jej sen z powiek. Dodatkowo ostatnio w redakcji, miała wrażenie, że trochę bardziej na niej polegają, jakby dopiero po udanym jubileuszu spostrzegli, że stać ją na wiele. Nie oszczędzała ani sama siebie, ani inni jej także nie dawali żadnych forów. I o ile zawsze żyła w pędzie, tak teraz czuła przemozną potrzebę zwolnić, aby choć wszystkie sprawy z uniwerkiem dopiąć na ostatni guzik. Obawiała się, że w takim tempie coś po prostu przeoczy. Czuła, że choć raz musi się skupić tylko na sobie i swoim dobru, dlatego to jak przedstawił jej całą sytuację Tedd i jego banda... to wyprowadziło ją z równowagi. Castor bynajmniej nie powinien się dziwić temu, że jej nie zna i niektóre zachowania i wybuchy dziewczyny są dla niego niezrozumiałe. Wciąż w jakimś sensie pozostawali dla siebie obcy. Poza tym... ile on tak na prawdę o niej wiedział?
    - Mhm - przytaknęła, kiwając dodatkowo głową i pomachała chłopakom, wsiadając do auta.
    Zapięła pas i odchyliła fotel do tyłu, jak najmocniej się dało, aby się położyć i po prostu dospać tyle, ile będzie w stanie. Jeśli było jej wstyd za ostatni wybuch i zamieszanie, jakie wprowadziła w jego sali wykładów, nie dała po sobie nic poznać. A jednak gdy wsiadł za kierownicę i wyruszali z parkingu, uchyliła zamknięte do tej pory powieki i spojrzała na jego profil.
    - Przepraszam za wybuch na uczelni, poniosło mnie - powiedziała krótko i wyprostowała się, poluźniając nieco pas. Przez moment spoglądała w jasne niebo widoczne przez szyby i znów pozwoliła powiekom opaść. Nie zasneła od razu, czekała na... reprymendę, może upomnienie. Albo coś, co jej zdaniem zdecydowanie zbyt często opuszczało jego usta. Suche w porządku, Abigail . Nie wiedziała, czy w ogóle otrzyma odpowiedź, choć gdy przypominała sobie jego zjeżone spojrzenie, czuła ciarki. Jakkolwiek dobrze potrafił nad sobą panować, nie chciałaby zaleźć mu za skórę.
    Zsunęła z stóp trampki i wyprostowała nogi, ignorując pragnienie uniesienia ich i oparcia o swoją stronę nad deską rozdzielczą. Już takiej bezczelności nie chciała pokazywać.
    - Postaram się napisać to dobrze - zapewniła i mógł być pewien, że da z siebie wszystko. Gdy już się czegoś podejmowała, nie było pracy na pół gwizdka, choć w tym przypadku początek nie był obiecujący.
    Czując, jak zaczyna ogarniać ją senność, rozluźniła się, wciąż jednak nie puszczając pasa. Nawet nie wiedziała ile czasu zajmie im droga.


    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  82. Wyruszając na tę konferencję zupełnie nie przejmowała się, ani tym bardziej obawiała tego, jak ukryje to, co ją łączy z wykładowcą. Nie mieli z tym problemów do tej pory i była pewna, że nic w tej kwestii sie nie zmieniło. Jednak brak uszanowania jej wolnej woli i dość napietego grafiku wściekł ją i do tej poru budził burzowe chmury, gdy o tym myślała.
    Przebudziła się już w momencie, gdy Castor zjeżdżał z autostrady. Leżała jeszcze moment, przecierając leniwie powieki, aby trochę się rozbudzić. Usiadła po chwili, ustawiając fotel do poprzedniej pozycji i rzuciła mu krótkie spojrzenie. Dobrze wyglądał milczący i skupiony na drodze. Te dwie godziny snu, już czuła, dobrze jej zrobiły. A w momencie gdy już na postoju zaproponował drugie śniadanie, które w jej przypadku miało być pierwszym posiłkiem tego dnia, uśmiechnęła się, odpinając natychmiast pas. Odruchowo i bez namysłu uniosła dłoń i musneła palcami jego policzek; bywały takie momenty, rzadkie i spontaniczne, kiedy takie gesty wydawały jej się naturalne i dopiero po fakcie rejestrowała co sama robi.
    - Jasne, jestem głodna jak wilk - oświadczyła i schyliła się, aby ubrać z powrotem tenisówki. Poprawiła zaraz przekręconą od pasa jeansową kurtkę i sięgnęła do drzwi.
    W bocznym lusterku dostrzegła, że chłopaki parkują zaraz obok, więc zgarneła torebkę i wysiadła z auta. Oparła się o bok samochodu i przeciągneła, wyciągając ramiona w górę i zaraz poprawiła ubranie, ściągając koszulkę i kurtkę w dół, aby nie świecić gołym brzuchem. Przymrużyła powieki przed jasnym słońcem i zakrywając krótkie ostatnie ziewnięcie wierzchem dłoni, ruszyła za ekipą do lokalu. Zapach jaki unosił się z środka pobudzał jej i tak burczący już żołądek.
    - Co pan tu poleca? - dopytała Castora, stając przed ladą z wystawionymi smakołykami i na widok kolorowych składników, z których robiono na miejscu i tosty i sałatki, a już szczególnie wystawionych pysznych ciast, poczuła, że dzisiejsze śniadanie będzie na pewno nieskromne.
    - Ja biorę jajka sadzone z bekonem - oznajmił Tedd, który choć nie było tego po nim widać, ewidentnie jadł za dwóch. - I kawę, bo umrę - dodał, wyciągając z tylnej kieszeni wyświechtany portfel i podchodząc do pracownicy, złożył zamówienie prosząc jeszcze o kawałek brownie.
    Abigail cofnęła się o krok, robiąc miejsce ekipie bardziej zdecydowanej od niej i sama nie wiedząc, co chce, a stawiając na wspomniane wcześniej tosty, przysłuchiwała się zamówieniom kolegów. Nie dziwiła się, że biorą rzeczy tłuste i ciężkie, to akurat do nich pasowało, ale sama wolała nie brac nic takiego "męskiego", bo coś jej podpowiadało, że ani nie przetrawi tej ilości tak szybko jak oni, ani nie uchroni się przed bólem brzucha po tak tłustym śniadaniu.
    - Zjemy na zewnątrz? - zaproponowała, czując na lewym ramieniu, jak wpadające do środka słońce mocno grzeje. I wreszcie podeszła do kasy, prosząc o klasycznego tosta, choć widziała że zawarte w nich składniki nie ograniczają się jedynie do plastra szybki i sera, pomarańczowy sok i kawałek sernika z truskawkami. Wolała jeść mniej a częściej, a pewnie gdy dotrą na miejsce, podskoczy do restauracji w hotelu, albo jakiegos sklepiku i zaopatrzy cię o jakieś przekąski, bo przecież tej nocy nie pośpi za wiele.
    - Najesz się tym? - powątpiewającym spojrzeniem jej śniadanie skwitował Adam i podsunął jej swoją tacę, na której widniała spora jajecznica, dwa tosty i jeszcze dwa batoniki białkowe. - Weź batonika - zaproponował i uśmiechnał się zadowolony, gdy przełożyła jednego do siebie. W sumie... możliwe że pod koniec drogi taki batonik się przyda.
    Gdy każdy po złożeniu zamówienia miał je już podane, Abigail znów poprosiła o zjedzenie na zewnątrz, bo zapowiadał się piękny dzień i wszyscy mogli spokojnie zasiąść do jedzenia.
    - Fajne miejsce - podsumowała, chwytając za szklankę z sokiem.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  83. W towarzystwie takiej grupy wcale nie czuła się niezręcznie, choć z początku miała obawy, jak się odnajdzie wśród takiej ekipy. Nie znała tych chłopaków i właściwie jedynie kojarzyła Tedda i Adama z widzenia, z ogólnych zajęć filozofii, które sama też musiała odbyć. Po prostu tak sobie rozpisała zajęcia, że na jeden semestr trafili na wykłady do jednej grupy, ale jakoś wspólnego języka szczególnie nie chwycili. I ona i oni obracali się w zupełnie innym towarzystwie, a na imprezach też szczególnie często się prawdopodobnie nie pojawiali, więc nie mieli skąd pogłebić znajomość. Teraz jednak odkrywała, że są to przyjemne chłopaki, a przynajmniej nie tak dociekliwe i wścibskie jak osoby, z którymi na co dzień i studiowała, ale przede wszystkim pracowała, bo na ten moment głównie siedziała w redakcji i w własnym pokoju bez nikogo, dopieszczając dyplom.
    - Wow... pan jest tu chyba dość popularny - zauważyła z zaczepnym uśmiechem, komentując krótką wymianę zdań z kasjerką. Nie przemawiała przez nią zazdrośc, żeby źle tego nie ocenił! Zaskoczyło ją jednak, że tak swobodnie i nawet z uśmiechem, bez zbędnej momentami powagi i sztywnej postawy z kimś rozmawiał. Właściwie to bardzo dobrze, bo czasami zaczynała się bać, czy aby na pewno nie żyje tylko pracą, a czuły potrafi być głównie dla ostrożnie przewracanych kartek papieru z swoimi projektami.
    - Nie mamy zapasu czasu, prawda? - spytała z żalem, spoglądając tęsknie w kierunku odcinka spacerowej drogi przy zatoce.
    W tym momencie chętnie chwyciłaby swojego tosta w garść i pobiegła choć na kilka minut na pomost, aby spojrzeć z bliska na żaglówki. Bo choć sama nie potrafiła pływać żadną łodzią, a pewnie nawet prosty kajak byłby ekscytującą przygodą, to ciekawość zawsze pchała ją w nieznane. Wyprostowała się zaraz i chwyciła za szklankę z sokiem, aby popić kolejny gryz sytego tosta. Nie żałowała, że zamówiła tak niewiele, bo mozna było się najeść tak skromną porcją.
    - A czy w drodze powrotnej, moglibyśmy tu zajechać, żeby na moment pocheatować i przejść się nad wodą? - zaproponowała, spoglądając kolejno po kolegach, jakby szukała u nich wsparcia i wreszcie jej ciemne tęczówki spoczeły na twarzy wykładowcy. Usmiechnęła się przy tym jak najładniej umiała, przegryzając śniadanie, a pod stołem lekko stuknęła czubkiem swojego trampka o jego buta. Przynajmniej miała nadzieję, że to jego trąciła...
    Jeśli jeszcze do tego nie doszedł, to każda przygoda ją wzywała, nawet tak mało dla jednych ciekawa jak zanurzenie dłoni w chłodnej o tej porze roku jeszcze wodzie. Ale nic w tym dziwnego, była mieszczuchem, choć nie pozbawionym wyobraźni.
    - Jeśli lubisz żeglować -wtrącił Tom, dotąd standardowo siedzącyc w milczeniu - czasami z Adamem i znajomymi wybieramy się na weekend nad wodę. Moi rodzice mają sporą łodkę i zawsze jest sporo zabawy - zaproponował grzecznie, co zaraz pochwycił wspomniany kolega.
    - Jasne, powinnaś koniecznie kiedyś się z nami wybrać - stwierdził i uśmiechnął się szeroko. - Jak się trafi cieplejszy weekend, to już odpowiedni czas, żeby popływać po Newman Lake, spodoba ci się! - zapewnił z ożywieniem, a Abigail jedynie pokiwała głowa, zamykając sobie usta kolejnym gryzem.
    Nie o to do końca jej chodziło... Chciała teraz po prostu chwycić chwilę.
    - A pan żegluje, panie Gemayel? - spytała po chwili, znów skupiając się na blondynie i chcąc wykorzystać okazję do odwrócenia uwagi od siebie i tego niefortunnego zaproszenia, a przy okazji poznać Castora z innej strony.

    Abigail osaczona przez chłopy xD

    OdpowiedzUsuń
  84. Gdy podzielił się kolejną nowością o samym sobie, na moment musiała przestać rzuć ugryzionego tosta z obawy, że się zadławi. Uniosła zadziwiona brwi i wpatrywała się w niego wielkimi oczami, pozwalając chłopakom przejąć prym w rozmowie, bo oni na te informację mocno się podekscytowali i zaczęli zadawać Castorowi pytania o sprzęcie do spadochroniarstwa, konieczności ukończenia jakiś szkoleń, najlepszych warunkach do skoków i inne typowe dla laików. I okej, dla niej też to było imponujące, robiło wrażenie, ale... przeraziło ją to w pewien sposób. Ile on musiał skrywać, skoro na co dzień tak opanowany i spokojny wykładowca, który znikał raz na jakiś czas i przepadał bez wieści, a komórkę zgubioną, czy skradzioną, potrafił wyśledzić jak tajny agent z mocno popularnych filmów szpiegowskich, w ramach hobbystycznego uprawiania sportu wybierał coś tak ekstremalnego? Nie powinna się dziwic, wszak ona była mu obca, ale i on nie zdradził o sobie jak do tej pory za wiele, a ten wyjazd mógł okazać się wręcz kopalnią wiedzy o Gemayelu, ale jakoś... Zaskakiwał ją nie raz, a każda kolejna niespodzianka była bardziej szokująca.
    Poczuła ciarki, w wyobraźni próbując zobaczyc chmury pod sobą i cały świat wywrócony do góry nogami. Nie miała co prawda lęku wysokości, ale taki dystans od ziemi... to nie było nic normalnego. Brakowało jej zdecydowanie odwagi, ale i wyobraźni, spontaniczności na takie rozrywki. Koniec końców, chyba nie potrafiła az tak zaszaleć.
    - W życiu bym się chyba na skok nie zdobyła - mrukneła, otrzepując palce z okruszków po toście, gdy skończyła jeść i usiadła bokiem do stołu, wystawiając twarz do gorących promieni słońca. - Podziwiam, ale to nienormalne - rzuciła w żartobliwej uszczypliwości i podniosła do ust sok. Mogła nacieszyć sie przez chwilę przyjemnym widokiem, gdy reszta ekipy kończyła swoje śniadanie i dopić swój napój. A zanim wszyscy się zebrali od stołu, wróciła do środka lokalu, aby kupić jeszcze dwie butelki napoju na drogę.
    Gdy wszyscy znaleźli się na parkingu, staneła z boku, sprawdzając skrzynkę mailową na telefonie i pozwoliła reszcie ustalić szczegóły co do pozostałej części drogi. Nie prowadziła, więc się nie udzielała i nie wtrącała w dyskusję. Chociaz takowej nawet nie było, bo wykładowca po prostu prowadził, nadając tempo i wybierając trasę.
    - Tak się zastawiam... - podjeła, obracając się w jego stronę, gdy znów siedzieli w samochodzie Castora tylko we dwójkę - Czy jest choć jedna rzecz, którą o Tobie wiem i z którą mnie nie zadziwisz?
    To nawet nie było pytanie, ani żaden żal, żeby źle tego nie ocenił. Te rosnące niespodzianki i odkrywanie kolejnych ciekawostek o nim sprawiało, że wydawał się jeszcze bardziej interesujący, a ich relacja ekscytująca. Choć na pewno miło by by było czuć jakąś pewność, choć jej zalążek co do niektórych aspektów. Tak się akurat składało, że nie była pewna niczego, co miało choćby najmniejszy związek z blondynem.
    Pochyliła się z uśmiechem, aby sięgnąć w dół po laptopa, którego wczesniej razem z torebką położyła pod fotelem pasażera. Teraz był dobry czas, aby godzine poświęcić na zapoznanie się dokładniej z planem konferencji, którą przesłał jej Adam.
    - Mysle, że od teraz gdy będą jakieś konferencje, albo luźniejsze tematy poruszane w waszym kole, to na pewno chłopaki wymęczą cię pytaniami o skoki i latanie w chmurach w wolnych chwilach - skwitowała, zerkając na niego z uśmiechem, gdy czekała aż jej laptop się uruchomi i zaktualizuje.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  85. Gdyby na moment zwolniła i skupiła się na tym, jak niewiele ich łączy, bo przecież niezwykle mało o sobie wiedzą, a uzbierane do tej pory informacje to mało imponująca niewielka ilość, wręcz garstka, a gdyby przede wszystkim otrzeźwiała na chwilę chociaż, stuknełaby się w łeb. Siedzący obok niej mężczyzna był człowiekiem zupełnie obcym i jedyne, co logicznie mogła wyjawić jako powód tego przyciagania, to zwyczajna chemia. Tylko dlaczego akurat tu i teraz się pojawiła? To kolejne pytanie, które prawdopodobnie zostałoby z echem po drugiej stronie. Pozwalała więc zaskoczeniu napadać na nich oboje, bo miała nadzieję, że nie jest dla niego już tak oklepana i łatwa do poznania i choć odrobinę stanowi dla niego tajemnicę. On dla niej był cały nieodkryty, a każde kolejne szczegóły, jakie o sobie wyjawiał, okazywały się cennymi niespodziankami. Nigdy nie usiedli i nie bombardowali się pytaniami, choć tak byłoby najprościej i pewnie wiele by się wtedy rozjaśniło. Przede wszystkim oni sami przekonaliby się, czy w ogóle stracili głowę dla odpowiedniej osoby i czy coś uda się z tego zgrać. To jednak najwidoczniej nie było w ich stylu, a Abigail na siłę niczego nie chciała przyspieszać. Właściwie to, jak się poznawali i wciąż poddawali tym magicznym chwilom przyciągania, to było tempo jakie prowadziło tę relację od początku. I chyba te chwile najbardziej stanowiły o wzajemnym poznaniu.
    Zagryzła wargę, skupiając spojrzenie na ekranie. Jego pytanie, zrodziło w jej głowie kolejne. Czy kiedy zaskoczenie minie, wszystkie karty, a przynajmniej większość i to ta najistotniejsza zostanie odkryta, czy gra dalej będzie warta swieczki? Boże to własnie to nieznane, tak ich ku sobie ciągneło? Może gdy kurtyna opadnie, któreś się znudzi i odejdzie? Była kobietą, a wątpliwości, dociekania i szukanie dziury w całym, miała w genach. Nie należała jednak do tych, którzy szukają problemów tam, gdzie ich nie ma, więc na szczęście także dla samej siebie, nie miała w naturze komplikować niczego na siłę.
    - Chciałbyś sie przekonać? - spojrzała na jego profil kątem oka i zaśmiała się pod nosem. - Jak na razie idzie ci doskonale - zauważyła, opuszczając odrobinę fotel w tył, aby kolejny etap podrózy spędzić w wygodnej pozycji i pracując, nie nabawić się ścierpnięć, ani skurczy w mięśniach.
    Dwoma kliknięciami otworzyła folder z plikami swoich rozdziałów na pracę dyplomową i już zaraz jej oczom ukazał się dokument, którym miała się zająć, zredagować i dopieścić, tak by nikt nie mógł się do niczego przyczepić. I żeby w końcu jej samej się to podobało. Była wymagająca, pracowita i rzetelna, ale też bardzo surowa w ocenie pracy cudzej, ale i przede wszystkim swojej własnej. Jakby nie patrzeć, odrobina tej surowości widoczna była w każdym jej projekcie, każdej pracy, referacie, artykule i audycji, za jaką stało jej nazwisko. Wszystko było dopracowane i dopiete na ostatni guzik, ale by były tak imponujące efekty, musiała się starać i zawsze chcieć piąć w górę.
    Oh, jej hobby to była jej praca. Przynajmniej dązyła do tego, aby żyć w ten sposób, pewna że tą drogą osiągnie i sukces i szczęście i spełnienie. Nie chciała skończyć jako osoba, która pracuje bo musi, a w wolnych chwilach robi to, co kocha, co chce. Chciała połączyć wszystko w jedno i choć dopiero się rozwijała, a jej kariera miała nabrać tempa, to jak najbardziej chciała spełniać swoje cele i marzenia tak, aby jedno było tuż obok drugiego. Mógł zauwazyc, że była dość aktywna i wolnego czasu miała niewiele, ale znajdowała chwile na oddech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Czytam powieści i rozwiązuję sudoku w znanej ci kawiarni, pływam na uczelnianym basenie o świcie, fotografuję trawę. Wszystkiego po trochu, niedostatecznie aby móc się tym chwalić. I ciężko pracuję - wyjaśniła, uśmiechając się lekko i scrollując dokument, aby dojśc do fragmentów, nad którymi musiała przysiąść. - Nie jestem tak brawurowa, jak ty - spojrzała na niego i na chwilę położyła mu dłoń na ramieniu, przesuwając nią po ręce Castora w dół, aby zatrzymać ją na dłoni, opartej o kierownicę. - Ale to mi się podoba - dodała, gdyby ocenił jej słowa jako kpine, lub sarkazm, acz dopiero po dobrych kilku sekundach cofneła własną dłoń i znów skupiła się na laptopie.

      Abigail <3

      Usuń
  86. Zerknęła tylko na moment na profil kierowcy, gdy przyłożył telefon do ucha. Zaskoczył ją, bo sądziła, że ma gdzieś tu słuchawkę z zestawu głośnomówiącego (?), a tymczasem narażał się na otrzymanie mandatu. I niby był to powazny, odpowiedzialny i bezpieczny facet?
    Z uniesioną zagadkowo brwią wsłuchiwała się w szum, jaki panował wokół, gdy samochód gładko sunął po jezdni, przyspieszając. Dźwięk silnika na krótką chwilę wypełnił szczelnie wnętrze pojazdu, gdy Castor wrzucił wyższy bieg po chwili, a po skończonej rozmowie okazało się, że droga nie minie im zgodnie z założonym od początku planem mężczyzny. Nie skomentowała tego, domyslając się, że niekoniecznie jest to w smak jej towarzyszowi. Musiała jednak skupić się na poprawkach swojej pracy. Te dwa dni zapowiadały się bardzo pracowicie, choć cieszył ją ten wyjazd. Teraz ją cieszył, mimo zbyt żywej reakcji na decyzję, jakiej nie podjęła sama. Ale dzięki podstępowi uwolniła się przynajmniej od redakcji, zatem znajdzie się chwila dla ogarnięcia własnych spraw, czego nie byłaby w stanie zrobić, zostając w Spokane i pojawiając się przy swoim biurku w gazecie.
    - A może i nam by się udało zgubić na moment? - zasugerowała, marszcząc w skupieniu brwi, gdy dostrzegła złą konstrukcję w zdaniu, co zirytowało ją o wiele bardziej niż gdyby znalazła niepotrzebny, nadgorliwy przecinek w treści. - Co o tym sądzisz? - nie odrywając wzroku od monitora, przesuneła delikatnie palcami po touchpadzie i usunęła dwa i pół wiersza drogocennej treści, aby na nowo wystukać zdanie, mające brzmieć lepiej, logiczniej, sensowniej.
    Wydawać by się mogło, że mówi od niechcenia i proponuje coś tak zwyczajnego, jak postój w kolejnym bistro po drodze. Znów tost i sok. Jednak biorąc pod uwagę ich relację, tę namiętną zażyłość, która głównie tworzyła wyjątkowość ich znajomości, potajemne zbliżenia i ukrywanie wszystkiego przed światem, co stanowiło fundament bliskości, jaka się między tę dwójką narodziła, mógł być pewien, że w tym momencie Abigail proponuje coś, co dobrze pamiętać mógł z pierwszego ich spotkania. Może nie dotykała go, nie wpatrywała się w niego znacząco, ale jednak przygryzła wargi, czego nie czyniła zwykle skupiając się na pracy. Nie, teraz coś innego chodziło jej po głowie i skutecznie rozpraszało, dlatego gdy z zadowoleniem stwierdziła, że naniesiona poprawka to jest szczyt jej możliwości w tym momencie, wyprostowała się i spojrzała błyszczącymi oczyma na Castora.
    Tęsknię za tobą. Równie mocno jak chciałą to powiedzieć, tak wiedziała, jak byłoby to mało rozsądne. Nie mówili sobie nic bezpośrednio, wyrażanie emocje, pragnień i potrzeb pozostawiali ciału. I choć miała wrażenie, że rozumieją się nawzajem lepiej bez zbędnych słów, obawiała się, że niebezpiecznie prędko zbliża się do momentu, w którym te słowa będzie musiała wypowiedzieć i nie zdoła się ugryźć w język. I moze Castor też już przeczuwał, że w tym tempie, zabrną za daleko i zajdzie to w inna stronę, niż miało, niż nawet byli w tym momencie. Dlaczego więc żadne z nich nic nie robiło?
    - Godzina to bardzo dużo czasu - przechyliła głowę na bok i zamknęła laptopa, odkładając go pod fotel, ktory zajmowała. - Na pewno dotrzemy na czas, prawda? Musimy się tak spieszyć, Cast? - odpięła swobodnie pas, który trzymał ją w ryzach i obróciła się na bok, wygodniej układając w fotelu. Uniosła dłoń i niespiesznie zaczęła wędrówkę palców po jego barku do piersi, aby wsunąć opuszki pod materiał koszuli przy kołnierzyku. Musiałą dotknąć jego skóry, poczuć ciepło i spręzystość, to było jak nałóg. Czy to już uzależnienie?
    Nie czuła się z tym źle. Nie palił jej żaden wstyd. Byli wolni i ciągneło ich ku sobie. Nie miała wyrzutów sumienia, nic jej nie gryzło. Czasami obawiałą się odtrącenia, negatywnej reakcji z jego strony. Nie liczyła na to, że zawsze będzie jej ulegał, bo wciąż badała grunt, wciąż go poznawała. Ale do tej pory nauczył ją, że najbardziej naturalna i swobodna, wydaje mu się najpiękniejsza. Pokazał jej, że przy nim nie musi hamować się z swoimi pragnieniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Nie odezwałeś się po powrocie - mrukneła nie z wyrzutem, ale z nutą żalu. W swoim mieszkaniu zapewnił ją, że mimo zniknięć, będzie wracał, jesli będzie mógł. Ale gdy wrócił, w żaden sposób nie dał jej znaku i to był ten jeden z wielu momentów, który utwierdzał ją w przekonaniu, ze to ona jest słabsza stroną w tym duecie. Słabszą, bo zależy jej bardziej. A zależało już od pewnego czasu, choć dopiero teraz zdając sobie z tego sprawę, próbowała to logicznie wyjaśnić samej sobie.
      Powiodła delikatnie dłonią po obojczyku mężczyzny i cofneła lekko dłoń, aby zatrzymać ją na jego ramieniu.
      - Czy czeka nas tam coś ciekawszego, niż to, co oferuje sama droga? - wspięła się na fotel, aby przysiąść w nim na pietach i przysuneła się do blondyna, aby lekko musnąć go w policzek. Nie odsuwając się, trąciła go lekko nosem, powoli wdychając jego zapach. Uwielbiała tę mieszankę perfum, kosmetyku do golenia i jego skóry.

      Abigail <3

      Usuń
  87. Powoli zaczynała się przyzwyczajać do tego, że gdy Castor potrzebuje chwili na skupienie, po prostu milknie. Zresztą, zdążyła już zauważyć, że nie odzywa się w momentach, gdy nie ma nic sensownego do powiedzenia, czy nie potrzebuje po prostu przekazać czegoś istotnego. Ważył słwoa i dobierał je tak, aby bez zbędnego paplania przekazać to, co ma do przekazania. Nie potrafiła tylko rozgryźć, czy w momentach, gdy rozmówca oczekiwał reakcji, niekoniecznie tylko słownej odpowiedzi, a otrzymywał milczenie, to był ignorowany. Nie wiedziała więc teraz, czy Castor ignoruje jej sugestie i propozycje, bo nie uznaje jej godnej swej uwagi i po prostu oszczędza jej kompromitacji, czy woli te kwestie pozostawić na później. Bo że znów dojdzie do zbliżenia i posypią się iskry miedzy nimi, była tego pewna. W końcu świadomie na tym oparli tę znajomość.
    Gdy zorientowała się, że zmienił najbliższy cel ich drogi, usiadła na powrót prosto, lecz pasa nie zapięła z powrotem. Zjazd z szybkopasmówki na nieuczęszczaną boczną drogę był bardziej wymowny od słownej odpowiedzi. Zagryzła wargę, uśmiechając się kącikiem warg, które mrowiły od pragnienia przypomnienia sobie smaku ust mężczyzny. Przesunęła dłońmi po odkrytych udach, bo miała na sobie jedynie krótkie szorty i bawełnianą marynarkę narzuconą na klasycznie biały t-shirt i obróciła twarz w bok, aby zlustrować okolicę, w której wjechali, jakby potrzebowała upewnić się, że i tu nie zostaną przyłapani.
    Obserwowała go czujnie, gdy zatrzymał auto, wysiadł z pojazdu i zaraz stał przed nią, wyciągając dłoń z poleceniem, aby i ona wysiadła. I gdy przyciągnął ją momentalnie do siebie, gdy stanęła boso na ziemi bez tenisówek- zdązyła je zdjąć zaraz jak ruszyli po sniadaniu w dalszą drogę; niemal straciła oddech, odruchowo układając dłonie na jego ramionach. Przymknęła powieki, czerpiąc już niewielką przyjemność z muśnięć jego warg na skórze swojej szyi, z świadomości tego, jak znów ma go przy sobie blisko. I gdy niespodziewanie podniósł ją, sadzając na masce samochodu, objęła go pewniej, zarzucając mu ręce na kark.
    Uniosła powieki i wycelowała ciemne tęczówki w ten wyzywający błekit. Nie bała się go i takie wyzwania z nim w roli głownego przeciwnika podejmowała już nie raz. Właśnie to ryzyko, że zgubią się w sobie i nie odnajdą drogi powrotnej podniecało ją równie mocno, co niepewność następnych wydarzeń w ich relacji. Tak jak sam Castor.
    - Marzę o tym - przyznała, pochylając się i muskając ustami jego wargi, dłonie zaś przesunęła do górnych guzików jego koszuli i poczeła odpinać je po kolei niespiesznie. - Mogę się zgubić i po omacku szukać drogi powrotnej - przyznała. - Mogę tez wcale nie wracać - dodała ciszej, niemal szeptem i zsunęła dłonie po odkrytej skórze mężczyzny w dół, drażniąc go przy spodniach.
    Zaraz jednak cofnęła ręce i oparła je za sobą o jeszcze rozgrzaną pojeździe masce samochodu. Oczy miała ciemniejsze, błyszczące, a jednak powstrzymywała się w tej chwili, choć to ona go pierwsza prowokowała, kusiła i naprowadziła sugestią do zjazdu z drogi. Obserwowała go, odszukując w nim jakiegoś znaku, sygnału, który odpowie na jeszcze nie zadane pytanie. Nie dostrzegła jednak odpowiedzi.
    - Będziesz walczył z tym uzależnieniem? - zmrużyła lekko powieki i nim otworzył usta, uniosła kolana wyżej, ściskając go udami. -Będziesz uciekał, unikał tej używki, która nie pasuje do twojego świata? - lustrując jego twarz, śledząc każdą zmianę w rysach twarzy, w mimice, zsuneła z siebie marynarkę.

    Abigail <3

    OdpowiedzUsuń
  88. Pytania i dążenia do otrzymania jakiejkolwiek odpowiedzi, która by klarownie przedstawiła jej sytuację w jakiej się znaleźli z jego strony, brały się z potrzeby zdobycia pewności, w co się pakuje. Minął już pierwszy etap zwykłęgo zafascynowania i pociągu fizycznego, chęci przeżycia przygody, czy nic nie wnoszącego w jej życie romansu, którego głownym celem jest zaspokajanie bardzo niskich potrzeb ciała. W tym momencie zaczynały się w niej budzić gorętsze uczucia, przywiązanie, lojalność, także chęć poczucia się potrzebnej, upragnionej i przywiązanej do mężczyzny. Nie wiedzieć jak i kiedy przeskoczyła ten luźny etap znajomości, kiedy spontaniczne spotkania, kończyły się uległością wobec wzajemnego zauroczenia. Pragneła czegoś więcej, a jednocześnie wciąż się przed tym broniła.
    Castor nie należał do mężczyzn, którzy z łatwością składają obietnicę i deklaracje, tego już była pewna. Wiedziałą też, że jeśli nie zapyta go wprost, nie otrzyma żadnej odpowiedzi na to, co ją interesuje. Zamiast jednak doprowadzić do rozmowy, wciąż wolała zostać przy tym, co potrafili najlepiej. I choć dawno już ta relacja wyszła poza obręb tylko seksu bez zobowiązań, bo zdecydowanie za wiele okazji już razem przeszli wspólnie i poznawali się na róznych sferach życia, to obawiała się, że gdy dojdzie do poważnej konfrontacji i wyboru, dokąd to zmierza, blondyn się wycofa. A za nic w świecie nie chciała teraz zostać sama. Jesli tak by się miało stać, potzrebowała jeszcze chwili, aby się nim nasycić i przygotować do tego, że zniknie na dobre. Stąd mógł zauważyć już pewne wahania w jej zachowaniu i brak ich konsekwencji niekiedy.
    - Więc na co czekasz? - mruknęła, gotowa oddać mu się w tej chwili w całości. Gotowa aby brać równie wiele, ile sama dawała.
    Nigdy nie miała go drania bez duszy. Mimo niefortunnego rozpoczęcia tej znajomości, zachowywał się zawsze szczerze, nie zapewniając jej ani o wielkim przywiązaniu, ani tym bardziej o uczuciu, któego tu nie było. Nie z jego strony, bo i nad tym sama Abigail w własnym przypadku zaczynała mieć wątpliwości.
    Podniosła ramiona, tylko po to by zdjąć z siebie bluzkę i odsłonić jasny, kremowy biustonosz. Lubiła gdy latem od smagniete słońcem cery pastelowe kolory odbijały się kontrastem od opalenizny. Przesuneła dłonią po dekolcie i brzuchu w dół, czując jak jej ciało jest już pobudzone, jak skóra naelektryzowana pragnieniami.
    -Zażyj tego narkotyku - kusiła, prężac się i przylegając do niego jak faktycznie uzależniona od jego bliskości.

    Abi <3

    OdpowiedzUsuń
  89. Rzadkie momenty czułych gestów i pieszczot jego strony, były słodkie, urocze i niezwykle cenne. I zawsze zaskakiwały ją tak samo, bo po tak pewnym siebie, silnym, niezależnym mężczyźnie, nie spodziewała się nigdy ani krzty delikatności. Wydawał jej się zbyt mocno stąpać po ziemi, a jednak gdy ją obejmował, gdy podtrzymywał jej dłoń, lub pieścił drobnymi pocałunkami, odkrywała w nim te nuty charakteru, które mogło by się wydawać, że przed światem są ukryte. Budził w niej wtedy potrzebę nie tylko odwzajemnienia czułości, ale pokazania jak wiele ciepła w niej siedzi i jak bardzo ona sama także otacza się murem pozorów.
    Zagryzła wargi, odchylając głowę w tył z przeciągłym jękiem, gdy ją posiadał, a jego dłonie coraz bardziej niecierpliwie dotykały jej ciała. Czuła jak skóry płoną, a oddechy są coraz bardziej ociężałe, rzuty bioder żwawsze i toną w szaleńczym rytmie chuci. On ją doprowadzał do szaleństwa, był jej zgubą, ale nigdy nie pozwoliłaby mu teraz odejść, cofnąć się, zapomnieć. Nazywał ją narkotykiem, ona z kolei miała wrażenie, że on jest dla niej powazniejszym zagrożeniem. Już totalnie w nim przepadła.
    Odszukała jego usta, głodna ich smaku, ich natarczywości. Chciała wręcz bolesnych i szorstkich pocałunków, które pozostawią pamiętliwe mrowienie przez resztę dnia na wargach. Odpowiadając na to pożądanie własnym ogniem, czując bliskość, w której nie było więcej miejsca poza ciałem dotykającym ciała, tłumiła jęki w jego skórze, w jego ustach, wbijając paznokcie w jego ramiona. Trzymał ją mocno i nie bała się, że zsuną się z maski, że spadną, po prostu chciwie chciała mieć go przy sobie, chciała go zagarnąć całego dla siebie tylko. Przy nim czuła się piękna, pożądana, rozumiana i na moment zapominała że na zewnątrz udają sobie obcych. W chwilach jak ta, zbierała to złudne uczucie jakby na zapas.
    Gdy przez ciało przeszła gorączka i po niej fala spełnienia, przeciągły,głośny jęk bez kontroli uleciał z jej spierzchniętych od pieszczot warg. Ciało Abigail zadrżało, gdy mocno obejmując Castora, uległa tej rozkoszy, wyginając się w łuk pod nim. Może tylko jej się wydawało, ale każda kolejna chwila, kiedy ulegała pragnieniom i się z nim kochała, była coraz bardziej intensywna. Wręcz zabrakło jej tchu i gdy w końcu wciąż nieobecnym spojrzeniem dosięgła niebieskich tęczówek, dostrzegła, że ich koloryt ginie za mgiełką doznań, które także przeżywał w tym momencie. Zwilżyła usta koniuszkiem języka i zsunęła ramiona z jego pleców, pewna że zostawiła na nich kilka podłużnych czerwonych śladów tym razem- to zupełnie nie przyniosło żadnej skruchy.
    - Zgubiłam się... - przyznała cicho i pocałowała go delikatnie w policzek. Potrzebowała chwili aby ochłonąć, a czuła że jej ciało wciąż płonie, skóra niemal iskrzy, a serce trzepocze jak ptak w niewoli.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  90. Podparła się na łokciach, spoglądając na Castora i zaraz zsunęła z maski, stając boso na ziemi przy samochodzie. Uważając, aby nie nadepnąć na nic ostrego, twardego, ani kanciastego, zebrała swoje rzeczy i pospiesznie wciągnęła bieliznę i szorty, by w następnej chwili stanąć za blondynem.
    - Nie ruszaj się przez chwilę - nakazała, korzystając z tego, że jeszcze nie uporał się z wszystkimi guzikami koszuli i odchyliła kołnierzyk na jego karku w tył, by spojrzeć na podrapane plecy. Syknęła z troską, ściągając w zamyśleniu brwi i delikatnie poprawiła koszulę, jakby w obawie że choćby dotyk materiału odzieży o skórę, przysporzy mu dyskomfort. - Później się tym zajmę - obiecała, nie dodając jednak nic na swoje usprawiedliwienie, ani żadnych przeprosin. Coż, sam do tego doprowadził, prawda?
    Nim wskoczyła z powrotem do auta, poprawiła swoje ubranie i po chwili nie mogąc się powstrzymać, wyciągneła ręce w górę do pszenicznych, ciemnozłotych krótkich pasm nad czołem Castora. I jak kiedyś po schadzce w ratuszu w ukrytej sali, w kilku ruchach doprowadziła jego fryzurę do porządku z szerokim uśmiechem zadowolenia wymalowanym bezwstydnie na twarzy.
    - Z tego co zauważyłam, nie tłumaczysz się nigdy nikomu - zauważyła rozbawiona nie tylko jego komentarzem sugerującym spóźnienie, ale przede wszystkim grymasem niezadowolenia. Bo ten jakoś nijak jej nie pasował do poważnego, niewzruszonego oblicza pana Gemayel.
    Położyła dłoń na nadgarstku mężczyzny, zasłaniając tarczę zegarka i podchwyciła jego spojrzenie.
    - Zawsze możesz powiedzieć prawdę - zasugerowała. - Że to moja wina - zaśmiałą się krótko i wycofała, aby niespiesznie zająć miejsce w aucie. - Nie sądzę, aby ktokolwiek miał z tym problem i tak. Albo żeby się przejęli. Lub tym bardziej zaczęli czegokolwiek domyślać - podsumowała, gdy zajmował miejsce za kierownicą.
    Usiadła wygodnie, opierając stopy o deskę rozdzielczą przed sobą. Uchyliła szybę gotowa do dalszej drogi i choć teraz wydawała się totalnie z siebie dumna, zadowolona i odprężona, to mógł być pewien, że jej celem nie było perfidne ściągnięcie go na manowce. Poza tym i konferencja i reszta drogi przed nimi i obydwoje mieli jeszcze trochę pracy. Ale w tym momencie potwierdzały się jego słowa. Była jak narkotyk, on dla niej także i teraz dopiero nasyciła się nim, a głód i tęsknota złagodniały.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  91. Jej kluczem do sukcesu było skupienie, dobre planowanie i organizacja czasu i miejsca wywiązywania się z swoich obowiązków. Biorąc na siebie sporo powinności, nie zawodziła, wywiązywała się z terminów, wykonywała zadania rzetelnie i wyczerpywała zakres tematu. Gdy więc znów ruszyli w drogę, musiała się wreszcie skupić! Była typową kobietą, a jakkolwiek bystrą, to jednak motyw przewodni w jej zyciu zawsze wybierało serce.
    Była świadoma tego, że jej fascynacja i zainteresowanie Castorem dawno już przeszły poza zdrowe granice przelotnej znajomości. Teraz był to już romans, bo zdążyła się zaangażować i gdy powalała sobie analizować rozwój tej relacji, dostrzegała jak prędko zbliża się do niebezpiecznej granicy, gdy pojawi się uczucie. Usilnie więc ignorowała natrętne myśli, nie chcąc z niczym zwalniać, ani tym bardziej o zgrozo z czegokolwiek rezygnować! W tym ukłądzie odnajdywała się doskonale, a własnie to, że nie było żadnych deklaracji i umów między nimi, pozwalało jej na pełną swobodę. Tak przynajmniej sama przed sobą się tłumaczyła, chcąc jakoś uspokoić sumienie.
    Do końca drogi jeszcze mieli ponad godzinę, z tego co zdążyła zapamiętać, na powrót więc odpaliła laptopa i wzięła się ostro do poprawek swojej pracy dyplomowej. Wiedziała, że jeśli dobrze sobie zaplanuje ten weekend i wolne chwile na konferencji poświęci swoim obowiązkom, to z wszystkiego jakoś uda jej się wybrnąć. Problem polegał na tym, że musiałaby nie spać... ale to właściwie nawet nie był problem, bo gotowa była zaopatrzyć się w kilka napoi energetyzujących, mieć w zanadrzu mocną kawę i jedna nieprzespana noc, czy dwie w zapasie, krzywdy jej nie wyrządzą. Po prostu może odespać po powrocie do kampusu. I trzymając się tej myśli do końca trasy zdązyła nanieść poprawki i zmodyfikować niemal cały rozdział, który musiała, aby promotor uznał jej tekst za, jak to nazwał, dostatecznie treściwy i brzmiący jak praca naukowa, a nie ścierwo.
    - Będą jakieś przerwy w międzyczasie? - spytała, zerkając na niego katem oka, gdy znajdowali się już niedaleko ich celu. I nie miała niz zdrożnego na myśli, po prostu pęcherz ją wzywał, przez co od ostatniego kwadransu zaciskała uda na fotelu.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  92. Każdy kolejny krok nie przynosił spokoju, jakiego oczekiwała i czuła, że potrzebuje więcej czasu na ochłonięcie, niż zajmie jej dotarcie do kampusu. Kroczyła więc wolno, zaciskając zęby, aby nie ulec emocjom, aby nie pozwolić brodzie drżeć. Szczęściem smutek i wzbierające łzy ustępowały miejsca rosnącej goryczy i złości, a z tym była gotowa sobie poradzić dużo lepiej, na przykład obracając je w energię do pracy nad poprawkami w dyplomie. I wiedziała już na pewno, że na tym musi się skupić i liczyć tylko na siebie w tej sytuacji, bo pocieszenie i poklepanie po ramieniu nic nie zdziałają, a jej nie pomogą. Szkoda tylko, że na prawdę nie było teraz nikogo, komu mogłaby się wyżalić.
    Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jedno słowo za dużo może przegonić z jej życia mężczyznę, z którym nie chciała się rozstawać. Nie była jeszcze gotowa, aby zostać sama, bo chociaż Castor pojawił się w jej życiu przypadkiem i dziwnym przypadkiem także zagościł w nim na dłużej, to z kadą chwilą, gdy poznawała go coraz lepiej, czuła też, że nie ma dość. Wręcz przeciwnie, wciąż ją fascynował i jej zainteresowanie nim przeszło z początkowej ciekawości i pożądania w szereg głębszych uczuć, rosło w wielką gamę i bynajmniej nie czuła się nasycona. Gdy spędzali wspólny wieczór ostatnim razem, w chwili uniesienia nie ugryzła się w język i zdradziła się z tym, że jej serce jest na drodze bez powrotu. I choć Cast nie dał jej odczuć żadnego dystansu, nie zbudował żadnego muru, była pewna, że zasiała mętlik w jego głowie I tym bardziej teraz nie mogła się z nim skontaktować. Zresztą nawet nie była pewna, gdzie jest, bo ostatnimi czasu mijali się nieustannie (miała nadzieję, że to nie z jej winy i niepotrzebnych wyznań, a autentycznie przygniotły go obowiązki). Dlatego gdy nagle wyrósł przed nią jak spod ziemi, zatrzymała się gwałtownie i bez słowa pozwoliła odebrać sobie z rąk karton pełen szpargałów, które przez kilka miesięcy nagromadziła na biurku. Zaskoczona patrzyła na niego i dopiero po chwili spuściła ciemne spojrzenie na swoje dłonie, rozcierając czerwone linie od krawędzi ciężkiego pudła jakie niosła.
    - Zwolnili mnie -wyjaśniła cicho i nieco ochryple, bo od wyjścia z redakcji nie odezwała się do nikogo słowem, nie odchrząknęła i gardło wciąż ściskało poczucie niesprawiedliwości. - Gazeta nawiązała spółkę i tną poboczne koszty- dodała krótko i wycelowała w niego czekoladowe tęczówki, jakby nie chciała nic więcej dodawać, ale nie mogła się powstrzymać przed jeszcze jednym zdaniem, tym razem pytającym.Czy ciebie to na prawdę obchodzi?.
    Mimo że była zła, rozgoryczona i miała ochotę albo krzyczeć na całe gardło, by pozbyć się z siebie tych negatywnych emocji; albo schować się gdzieć i wypłakać, na jego widok poczuła ulgę. Jakby sama jego obecność zdejmowała z niej część ciężaru z jakim się mierzyła i bynajmniej nie chodzi o karton, który od niej przejął. Po prostu sam fakt, że ktoś ją widzi i się przejmuje, choćby odrobinę, bardzo się liczył. To zadziwiające, że pojawiał się zawsze wtedy, gdy go potrzebowała i gdy coś się działo. Po prostu nagle był, znikąd, niespodziewanie. I teraz choć nie chciała go przytłaczać, ani w żaden sposób dawać do zrozumienia, że czegoś oczekuje, czy wymaga, odetchnęła głeboko. Nawet powiedzenie głośno, że została wywalona, podziałało uspokajająco -nie był to przecież dramat, ani docelowa praca marzeń i musiała w końcu stamtąd odejść, skoro zatrudniła się na czas studiów a teraz przecież studia kończyła.
    - Anders jej przewodniczy - dodała jeszcze, wciskając zmarzniete dłonie w kieszenie kurtki i odwróciła wzrok, zapatrując się w zaparkowany samochód blondyna. Nie była to raczej istotna informacja, ale może to właśnie ten facet, a nie ogół sytuacji tak ją wytrącił z równowagi. Nienawidziła szczerze idiotów, którzy są osobami decyzyjnymi i źle traktują ludzi niższych stażem i rangą od nich. Nienawidziła niesprawiedliwości i dzisiaj możliwe, że własnie przez to wypadła jak huragan z budynku i do tej pory była tak rozbita.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Nie wiedziałam, że jesteś...- mruknęła i od kolejnego powiewu zimnego powietrza zadrżała, szybko więc wyjęła ręce z kieszeni i zapięła kurtkę. - Rozchorujesz się - wskazała na jego rozpiętą marynarkę i wyciągnęła ręce, aby odebrać karton, choćby na chwilę, aby blondyn zadbał o siebie.
      No cóż... sam fakt, że kolejny raz nie wiedziała co się z nim dzieje uświadomił jej mocnym i twardym ściągnięciem na ziemię, że nigdy nic sobie nie obiecywali i nigdy nikt nic nie deklarował. No.. prócz niej, kilka dni temu... Bo przecież słowa Castora o tym, że gdy będzie mógł, zawsze będzie wracał rzucone w uniesieniu, chyba nie miały aż takiego znaczenia, prawda? Szczególnie, że ona wciąż pozostawała studentką na uczelni, na której on wykładał. Szczególnie, że on jak zdążyła się dowiedzieć, pochodził z rodziny, która od jej własnej różniła się wszystkim, czym tylko mogła. I szczególnie, że facet miał pracę, która go potrafiła pochłonąć niczym morski tajfun. Oni nawet nie omówili tego, co ich łączy. Nawet nie wiedziała, czy to co jest, mozna nazwać związkiem. A jednak tęskniła. I czekała. I nawet się z tym zdradziła, bo choć jej słowa rzucone były ogólnie, to wyjawiły wszystkie uczucia. I teraz obawiała się na niego spojrzeć i skonfrontować, bo oczekiwała, że Castor będzie tym, który przywróci ją do rzeczywistości i przypomni, że to tylko gra. A chciała się łudzić.

      Usuń
  93. Wystarczyło jej jedno spojrzenie na twarz Gemayela, aby wiedzieć, że niepotrzebnie wspomniała Andersa. Ale to właśnie przez tego idiotę, czuła się tak przybita, stłamszona i potraktowana niesprawiedliwie. Bo szczerze wątpiła, aby musieli ciąż budżet, aby po nawiązani spółki musieli się z czymkolwiek ograniczać - wręcz przeciwnie, bo przecież rozwijali skrzydła... Ale najwidoczniej nie znała się na tym interesie zupełnie, a obok logiki jej tok myslenia nawet nie leżał. Jakby nie patrzeć jednak, gdyby spojrzała dalej niż na dzisiejszy poranek, mogłaby dostrzec, że właściwie Anders wyświadczył jej przysługę, bo samodzielne podjęcie decyzji o odejściu także wiele by ją kosztowało, skoro już się przywiązała do redakcji i ludzi, z którymi tam przyszło jej pracować. No i nie było sensu płakać nad rozlanym mlekiem.
    Pokiwała głową i bez słowa skierowałą się do samochodu. Cudownie było oddać komuś prawo do decydowania, w tej chwili właśnie tego potrzebowała. Wsiadła i od razu zapięła pas bezpieczeństwa, czekając aż kierowca też znajdzie się w środku.
    - To nieważne - zapewniła odnośnie swoich planów, bo tak po prawdzie nie miała żadnych konkretnych i pokiwała głową, dając znać, że zgadza się na wszystko, co pojawia się w castorowej głowie. Przy tym wydawało się, że szelmowski uśmiech, jaki wykwitł na jego ustach został niezauważony, a przecież do tej pory Abi doskonale wyłapywała każdą zmianę i każdą iskierkę humoru, czy wesołości w jego zachowaniu, gdyż te stanowiły raczej rzadkość. Teraz jednak zagłebiła się w fotel, przymknęła powieki na dźwięk blokowanych drzwi i odwróciła twarz w kierunku okna. Zagryzła mocno wargi i odpięła kurtkę, czując że ogrzewanie w aucie to zbyt wielka różnica temperatur z tą na zewnątrz i zaraz się zgrzeje.
    Cieszę się, że jesteś, chciała powiedzieć. Przede wszystkim chciała móc to powiedzieć, a jednak czuła, że teraz tym bardziej powinna trzymać język za zębami. I denerwowało ją to, ale dzisiaj nie miała siły na nic. Nie w tym momencie. Nie chciała też poruszać tematów, które mogłyby doprowadzić do kłótni, bo tego jeszcze nigdy nie przerabiali i nie była pewna, jakby się to mogło skończyć.
    - Drań z niego - mruknęła, gdy ruszyli dalej i była pewna, że nie musi tłumaczyć, o kogo jej chodzi. To jednak wciąż nie dawało jej spokoju i potzrebowała czegoś więcej niż spacer po zimnie, aby oczyścić głowę z wydarzeń, które zaskoczyły ją o poranku.
    Wciąż siedząc z twarzą odwróconą od Castora w stronę okna, sięgnęła dłonią w bok, aby odszukać jego dłoń, na której ułożyła zimne palce. Potrzebowała go i bardzo pragnęła, aby on był tego świadom i sam się tego nie obawiał. Właśnie tak, aby się jej nie bał i jej potrzeby bliskości, bo przecież nie tylko o seks tutaj chodziło. Castor nie był głupi, wiedziała, była niemal pewna, że dla niego ta relacja też znaczy coś więcej, nie wiedziałą tylko ile. I ile jest gotów jej poświęcić, albo czy w ogóle gotów o to się starać. Była tylko pewna, że to ona szybciej i mocniej się angażuje i o wiele bardziej emocjonalnie wszystko przeżywa, ale dzisiaj te troski zeszły na dalszy plan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Potzrebowała aby zajął jej poranek, jeśli zdoła także resztę dnia, bo odechciało jej się kierować na kampus i uczęszczać w czymkolwiek. Nabrała ochoty na wagary, na które i tak mogła sobie pozwolić, bo prócz obrony dyplomu, została jej tylko jedna prezentacja do opracowania na zaliczenie i zebranie podpisów na zakończenie nauki na uniwerku. Jeden dzień, jeśli zniknie, nie będzie wiele znaczył.
      Droga do jego mieszkania zajęła im niewiele, gdy zaś zaparkowali pod blokiem mężczyzny, na dźwięk odblokowanego zamka, wysiadła pierwsza.
      - Zostawmy te rzeczy na razie w twoim samochodzie, proszę - zaoponowała, nim Castor cofnął się do bagażnika po jej pudło. Nie chciała na nie teraz patrzeć, najchętniej odcięłaby się od wszystkiego co związane z redakcją i przede wszystkim Andersem, który był jak pasożyt i gdziekolwiek się pojawiał, siał zamęt.
      Postawiła kołnierz kurtki na sztorc, nie zapinając jej jednak, bo do bramy dzieliło ich zaledwie parę metrów i skierowała się do bloku. Gdy dotarli do mieszkania, bez słowa zrzuciła buty zaraz za progiem i poszła do łazienki, gdzie odkręciła kran. Szum wody skutecznie maskował szloch, który wreszcie wyrwał jej się z gardła, gdy oparła się o zlew i zwiesiła głowę. Zawsze tak mocno się starała, angażowała w wszystkie swoje obowiązki i powinności wykonywała z sercem, ale nigdy nie została tak potraktowana. Wywalona jak nic nie warty śmieć.
      dramatyczna Abi!

      Usuń
  94. Castor poznał już zachęcającą do zabawy i wodzącą na pokuszenie Abi, taką jaką znali ją wszyscy - pogodną, obowiązkową, towarzyską, pomocną. Znał jej śmiech, jej pomruki i nawet jęki, które nie były przeznaczone dla każdych uszu. Wiedział, że kiedy coś jej się nie podoba, zaciska mocno wargi, ale rozwaznie dobiera słowa, aby nikogo nie urazić, aby nie narobić sobie samej nieprzyjemności. Ale nie widział nigdy jak płacze, nie wiedział, jak mierzy się z swoimi problemami, jak walczy z słabościami. Bo Abigail widziana była tak przez innych, bo nie pokazywała swojej słabej strony, a z tym, co sprawiało jej trudności, chowała się tam, gdzie nikt inny nie miał dostępu. W gruncie rzeczy była silna, ale też pod pewnymi względami samotna, mimo że otaczali ją zewsząd znajomi i przyjaciele. Dlatego uciekła i miała nadzieję, że szum wody i zapalone światło w łazience pozwolą jej się wyszumieć z smutku i żalu, bo choć obecność Castora i fakt, że nie zostawił jej samej przyniósł ulgę i spokój, to nie wyciszył tego, co w środku niej aż grzmiało.
    Na dźwięk otwieranych drzwi, obróciła się gwałtownie, opierając plecami o zimny brzeg zlewu. Nie chciała, aby ktokolwiek widział ją zapłakaną, właściwie podobało jej się, że ludzie w nią wierzą i na niej polegają, to też dodawało jej pewności siebie. A teraz nie chciała, aby Cast szczególnie poznał te jej stronę, przecież sama jej nie lubiła. Gdy jednak chwycił jej podbródek i nie pozwolił uciec spojrzeniem, zacisneła mocno powieki, dopiero po chwili je uchylając, aby odnaleźć błekit jego tęczówek. Wypuściła powietrze powoli, czując że od zagryzania warg usta ma spierzchnięte i uniosła dłonie, aby położyć je na jego torsie. Jakby tym gestem nie chciała uspokoić siebie, ale właśnie jego. Choć przeciez nie było powodu, aby go uspokajać, prawda?
    - Nie - zaprzeczyła i gdy odsunął dłonie, ona także cofnęła swoje, choć miała ogromną ochotę go mocno objąć i się wtulić w te dobrze jej już znane ramiona. - Poradzę sobie z Andersem, jeśli znów się spotkamy - stwierdziła cicho. Nie miała zamiaru dać się znów zajść po cichu i zaskoczyć. - Ale doceniam fakt, że byłbyś gotów się nim zająć - uśmiechnęła się lekko z świadomością, że oto własnie pan Gemayel zaoferował się być jej rycerzem. Było to z jednej strony urocze i sprawiło, że coś w jej klatce podskoczyło przez moment dwa razy szybciej niż standardowo. Ale było też trochę niepokojące, bo nie wiedziała, co mógłby Castor zrobić i do czego się posunąć. Właściwie nie wiedziała, jak załatwia niewygodne sprawy, ale czuła, że to nic miłego, pamiętając, jak jednym telefonem namierzył jej zagubioną komórką, tamtego feralnego wieczoru, gdy została przez przypadek znokautowana i przyszła do niego w środku nocy z podbitym okiem.
    Wyprostowała się i wspieła na palce, aby lekko pocałować mężczyznę, bo ona nie potrafiła oprzeć się pokusie, gdy znajdował się tak blisko. Było to jednak delikatne i czułe i nie posunęła się dalej. Stanęła znów pewnie, opuszczając pięty i wzruszyła ramionami, bo odpowiedzi na jego pytanie nie znała. Ona chciała się tu zaszyć i przeczekać dzień, obudzić jutro i uznać wszystko za sen. Albo po prostu ochłonąć i nabrać dystansu. Bo dzisiaj nie straciła tylko pracy i zarobku, dzięki któremu się utrzymywała, ale straciła miejsce, gdzie mogła jakoś wyrazić siebie, nawet jeśli w lekki, żartobliwy i mało patosowy sposób. Straciła mozliwość oderwania się od spraw uczelni, które zwykle były większością jej codzienności. I straciła też te codzienne rytuały, gdy przy spotkaniach na których omawiało się nastepne numery gazety, wszyscy dzielili się kawą, aby nie usnąć, gdy Su się zapominała' albo organizowali konkurs na rzucanie papierowymi kulkami do kosza; czy... swobodę bycia kims innym niż studentką, bo współpracownikiem i koleżanką zza biurka. Abigail się przyzwyczajała, do miejsc, do ludzi przede wszystkim i już teraz wiedziała, że to ich będzie jej brakowało najbardziej, nawet naczelnej, choć nie pałały do siebie szczególnie ciepłymi uczuciami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Ty mnie porwałeś, na pewno miałeś nie jeden pomysł - uśmiechnęła się kącikiem ust, starając się wrócić do tej słodkiej beztroski, którą zwykle wokół siebie roztaczała i dzięki której żadna atmosfera nie była zbyt ciężka. - Nie wiem, nie chciałabym ci przeszkadzać - przechyliła głowę, lustrując go uważnie, jakby dopiero teraz na prawdę go dostrzegła.
      I starczyła jej chwila, aby rozpoznać zmęczenie, jakie mu dokuczało. Wydawało się, że ramiona ma spięte, powieki może mu nie ciążą, ale spojrzenie nie jest tak czujne jak zwykle i facet wydaje się po prostu lecieć na oparach własnych sił. Wyciągneła dłoń i troską pogładziła jego policzek, czując gładko ogoloną skórę pod opuszkami, przy czym poczuła szczyptę wstydu, że tak skupiona na sobie, nie zorientowała się, że ciągła praca i wieczne dojazdy z jednego krańca stanu na drugi, wykańczają blondyna.
      - Masz w barku może coś dla mnie? - zapytała, proponując, aby mimo wczesnej pory wspólnie się czegoś napili. Liczyła tylko, że nie otrzyma szklaneczki z bursztynowym alkoholem, bo nie lubiła i nie potrafiła go pić bez krzywienia się.

      wracająca do zdrowych zmysłów Abi

      Usuń
  95. Wcześniej jakoś nie zaglądała do barku Castora i nie oglądała kolekcji trunków, jakimi mógł poczęstować gości. O ile w ogóle jakichkolwiek poza nią miał, bo jak zdążyła zauważyć, żył w niejakim zamknięciu, dość mocno pilnując swojej prywatności i bez powodów, nie dopuszczając do siebie nikogo bliżej. Gdy o tym myślała, czuła się szczęściarą, bo ona już dość długo mogła się poszczycić możliwością przebywania w jego towarzystwie. I nie tylko.
    Może to kwestia wieku, może świadomości różnorodności alkoholi, albo obycia, ale była totalnym laikiem. Lubiła słodkie i półsłodkie wina, najchętniej te czerwone. W klubach zwykle prosiła o coś również słodszego, lub orzeźwiającego,a le mocne smaki do niej nie przemawiały. Wskazała więc butelkę ginu i poprosiła o zmieszanie z Sprite'm, po czym cofnęła się po szklanki do kuchni. Przebywała na tyle często w tym mieszkaniu, że zdążyła już zapamiętać, gdzie co znajduje się przynajmniej w tym pomieszczeniu. Zresztą biorąc pod uwagę, że Castor nie należał do zbieraczy/chomików, mieszkanie miał uporządkowane i urządzone w prosty i praktyczny sposób, znała więc większość kątów i zawartości mebli.
    Tak prosta zmiana tematu pozwoliła jej odpędzić ponury nastrój i skupić myśli faktycznie na wyborze trunku. Nie było sensu poświęcać reszty dnia na Andersa, on nie zasługiwał nawet na sekundę skupienia, gdy tak traktował ludzi. Poza tym nie znaczył w jej życiu właściwie wcale, więc dalsze rozgrzebywanie żali niczym by jej się ne przysłużyło. Teraz też mogła przynajmniej odetchnąć i skupić spojrzenie jak i myśli na czymś, co było równie emocjonujące, a nawet bardziej - na mężczyźnie i jej relacji z Castorem, bo ta mknęła w nieokreślonym kierunku, choć dla niej klarownym, zrozumiałym i bardzo intensywnym, lecz zarazem budzącej niepokój.
    Dzisiaj najwidoczniej był tej dzień, kiedy jej nastroje zmieniały się z minuty na minutę, acz wszystkim kierowało serce. No i kwestie związane z blondynem były o wiele bardziej dla niej istotne, nie chciała więc wracać do tych pierwszych, które zepsuły jej poranek, bo choć dochodziło niedługo południe, wolała postarać się o to, aby dalsza część dnia nie wyciskała z niej już więcej łez.
    Otarła piekące oczy palcami, dziękując w duchu, że ostatnimi czasy przeszła ma maskarę wodoodporną. Kątem oka obserwując jak spokojnie Castor nalewa do szklanek trunku, każdy w innym kolorze i zapewne smaku, związała rozpuszczone pukle w niskiego kuca, zarzucając włosy na plecy. Nie musiała próbować tego, który sporządził dla siebie, wiedziała już, że jej nie podpasuje. Oparła dłonie o brzeg barku i przysunęła się bliżej, opierając o ramię Castora na moment, ciepło bijące od niego było kojące i spokoju, jakim on sam emanował, bardzo potrzebowała.
    - To do ciebie niepodobne, żeby popijać od samego rana, Panie Obowiązkowy - rzuciłą zaczepnie i odsunęła się, aby odebrać szklankę, jaką jej podał.
    Zmiana tematu na cokolwiek, była teraz zbawienna. No ona sama była rozemocjonowana, ale wiedziała, że Castor reaguje na palanta-Andersa alergicznie. A za nic w świecie nie chciała dopuścić, aby ten uległ własnej irytacji i zrobił coś, czego mógłby później żałować, lub po prostu coś niepotrzebnego.
    - Tęskniłam za tym - przyznała, upijając pierwszy niewielki łyk i oblizując zaraz usta, gdy na spierzchniętych wargach osiadł piekący alkohol. Bynajmniej nie mówiła tylko o piciu, ale o towarzystwie i tym, że mogą z sobą przebywać z taką swobodą i naturalnością, przy czym na pewno pojął jej słowa w odpowiedni sposób, gdy przy okazji spojrzała mu w oczy. Odeszła kilka kroków z lekkim uśmiechem i przysiadła na kanapie, zsuwając się niżej, aby wyprostować przed sobą nogi. Nie przejęła się, ze przy tym bluzka podwinęła się w góre, odsłaniając połowę pleców i kawałek brzucha, bo nie czuła chłodu już w tym momencie. Upiła znów łyk i spojrzała na blondyna, marszcząc lekko nos. Dostrzegała coś, co jej się nie podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Wydajesz się wyczerpany, Cast - zauważyła z westchnieniem, bo najwidoczniej ten fakt ją przejął i zasmucił. Przesunęła dłonią po materacu obok, aby nie stał tak daleko, gdy mógł znaleźć się tuż obok. I już wszystko wróciło do normy, bo nie przejmowała się sobą, a spojrzenie kierowała na innych, w tym przypadku- niego. - Teraz jesteś nieustannie w rozjazdach, prawda?
      Cóż, co prawda nie miał obowiązku jej mówić, gdzie i kiedy jedzie, na ile, kiedy przewiduje powrót, ale lubiła to wiedzieć. I nie bała się pytać, bo nie lubiła niespodzianek. Nie lubiła, gdy stawał przed nią jak dzisiaj a ona nie była pewna, czy nie ma przywidzeń, bo wydawało jej się, że on w danym dniu Spokane nie uraczy swoją obecnością. Jednym słowem - martwiła się o niego.
      - Też bym chętnie wyjechała - mruknęła, mocząc usta w szklance, choć nie miała na myśli służbowego wyjazdu, które jego dotyczyły w głównej mierze przecież.

      Abigail Smith

      Usuń
  96. Pokiwała głową w milczeniu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że koniec roku akademickiego nakłada dodatkowe dyżury na mężczyznę, a przecież w Camp Murray miał drugą pracę. I o ile Abi się nie myliła, ta była dla Castora zdecydowanie cenniejsza, bynajmniej ze względów wysokości wynagrodzenia. Rozumiała więc, że kilka dodatkowych godzin jazdy co kilka dni mogą być wyczerpujące, a zarazem nie są usprawiedliwieniem dla odchylania się w wykonywaniu obowiązków, teraz więc blondyn musiał dawać z siebie sto dwadzieścia procent. Nie wątpiła, że wytrzyma te ostatnie tygodnie w tak intensywnym trybie pracy, działając na podkręconych obrotach, po prostu martwił ją widok jego zmęczonych oczu i nieco poszarzałej twarzy. I nic nie mogła poradzić na to, że ten widok budził w niej troskę i czułość, która pchała ją ku drobnym gestom, jak delikatne muśnięcie palcami policzka blondyna, jego dłoni opartej przy szklance na brzuchu, czy oparcia się o jego ramię, co też uczyniła za moment.
    Obróciła się na bok, pozostając w takiej półleżącej pozycji i opierając własną szklaneczkę o biodro, wtuliła się w jego ramię. Odwagi aby nazwać to, co działo się w jej sercu, wciąż jej brakowało, bo choć sama przed sobą potrafiła już się przyznać do tego, co czuje do Castora i jak daleko może to zajść, tak przed nim nie chciała się całkowicie otworzyć. Może i by to zrozumiał, może i by przyjął z stoickim spokojem, który od zawsze wydawał jej się cholernie pociągający. Nie sądziła jednak, aby był w stanie odpowiedzieć jej tym samym, odwzajemnić pełną gamę jej uczuć. Obawiała się też pustej rycerskości, przez którą mógłby to zakończyć, aby jej nie ranić. Bo przecież nie był draniem, a przynajmniej nie takim, aby ją wykorzystać, bo była pewna, że dla niego nie tylko seks był najcenniejszym elementem tej relacji. Ale mógłby też po prostu to zakończyć, aby wyeliminować jakiekolwiek komplikacje i zawiłości w swoim życiu, a to pasowałoby do niego jak ulał. Teraz jednak, gdy rzuciła słowa o tęsknocie, broniła się zaczepnym tonem, aby tory rozmowy nie zaszły na zbyt poważne tematy.
    - Przez okres wakacji, nie masz powodu, aby przebywać w Spokane... - zauważyła, gdy wspomniał o końcu roku akademickiego. - Nie będziesz tu zaglądał wcale przez blisko trzy miesiące? - podniosła na niego czekoladowe spojrzenie, w duchu czując ucisk na samą myśl o rozłące, o niemożliwości choćby przypadkowego spotkania go na ulicy przez tyle czasu. Nie podobało jej się to. Nie chciała się z nim rozstawać, gdy wyjeżdżał choćby na kilka dni, już tęskniła, a gdy znikał, natychmiast czuła jego brak. To uzależnienie zaczynało być niepoważne.
    - Na prawdę? - podparła się o materac i usiadła prosto, upijając łyk drinka, na wspomnienie o Libanie. Nigdy jej nie opowiadał o swoich stronach, właściwie dowiedziała się skąd pochodzi jego rodzina z studenckich plotek i ogólnych informacji z uczelnianej strony, bo nie szperała o nim zbyt skutecznie w internecie. Mogłaby i pewnie wtedy byłaby lepiej poinformowana o jego statusie i sytuacji życiowej, ale nie to ją interesowało, a to, co miała przed sobą- on sam. Zresztą wolała polegać na rzeczywistości, sama przecież wiedziała, jak powstają i jaką mają moc wiersze w wirtualnym świecie.
    -Nie wiem, nigdy nigdzie nie byłam, to po prostu takie marzenie ściętej głowy - machnęła ręką, bagatelizując jego pytanie o jej wyjazd. - To jak życzenie odcięcia się od codzienności, aby choć na kilka dni znaleźć się w innym świecie, odpocząć, poznać coś nowego - wyjaśniła. - Opowiedz mi o Libanie - zażądała jednak po chwili, pochylając się w jego stronę i układając przy tym dłoń na jego udzie, aby się podeprzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Abigail była ciekawska, choć nie wścibska. Lubiła wiedzieć dużo i o wszystkim po trochu, aby samej poznać dalszą część tego, co ją zainteresuje, a to nieco wyrobił w niej staż w redakcji. Podróże były jej małym marzeniem, bo nigdy nie miała możliwości zniknąć ani z rodzinnego Wilbur, ani Spokane. Kiedy jeszcze żył jej ojciec, lubiła nakreślać swoją przyszłość jako ruchliwą, pełną energii, gdzie jako kobieta odnosząca sukcesy ciągle podróżuje, choć zawsze znajduje czas aby odwiedzić dom. Po jego śmierci osiadła w Spokane i nawet gdy miała wolną chwilę, nie odwiedzała matki... Ale pragnienie zobaczenia świata gdzieś wciąż się tliło i karmiła je opowieściami znajomych, którzy na wakacje, czy ferie wyjeżdżali do Europy, lub nawet dalej. Aż dziwne, że nie wymolestowała Castora do tej pory o opowieści o Libanie.
      - Podczas jubileuszu zainteresowało cię stoisko z upominkami z wschodu, prawda? Były autentyczne? - przechyliła głowę na bok, zgarniając kosmyk który opadł na policzek z twarzy za ucho i wbiła w nieco błyszczące ciemne tęczówki.
      Dzięki jego wzmiance o podrózy do domu, całe ponure wrażenie i przykre doświadczenie z poranka prysnęło, kolejny raz dzięki niemu odżywała.

      Abi

      Usuń
  97. Tak na prawdę, nigdy też nie doszło do rozmowy, z której Abi dowiedziałaby się o tym, jak doszło do zatrudnienia Castora przez uczelnię. Bo to zupełnie do niego nie pasowało, jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało dla innych profesorów, on wydawał się zbyt bystry, zbyt silny pod względem charakteru, zbyt zdecydowany i ambitny, jakby to nie było wystarczająco dobre, a właściwie wręcz niskie jak na jego możliwości. Bo Abigail wiedziała, że stać go było na o wiele więcej, a upewniła się o tym przy krótkiej akcji odzyskiwania jej torebki, kiedy usłyszała jak przez telefon wydał zadanie, niczym rozkaz i jeszcze padł tytuł Porucznika... No... wtedy to już był kolejny stopień zafascynowania mężczyzną, jaki pokonała i to na ślepo.
    Możliwe, że to tylko wrażenie i na dodatek mylne, ale mogłaby przysiąc, że ten temat był dla Castora niewygodny. I zupełnie jej to nie zdziwiło, zdązyła już na początku zauważyć, że blondyn lubił być dobrze poinformowany o tym, co się dzieje w jego otoczeniu, ale sam o sobie zdradzał niewiele. Nie mogła się więc powstrzymać przed ponownym zmarszczeniem nosa, ściągając na moment usta, lecz delikatne muśnięcie jej skroni przez mężczyznę rozpogodziło ten grymas. Miał już nad nią taką moc, że delikatny dotyk potrafił ją rozproszyć i zawsze gdy sobie to uświadamiała, w jej głowie zapalały się kolejne ostrzegawcze lampki.
    Gdy padł temat jego wyjazdu podczas wakacji i jasno dał jej do zrozumienia, że to ona byłaby w stanie go sprowadzić do Spokane poza okresem wykładania na uniwerku, na moment zabrakło jej tchu. Bo to ona była tą mniej rozważną w dobieraniu słów osobą z ich dwójki i to ona pierwsza zdradzała się z jakimikolwiek uczuciami, choć do tego już zaczynała przywykać. On wydawał się zadowolony z jej obecności, gdy była przy nim, ale nie zabiegał o to, by rozwinąć to dalej i też nigdy nie powiedział ani słowa, które mogłoby jej zasugerować, że sama Smith ma jakikolwiek wpływ na blondyna. Więc może to właściwie nie było nic wielkiego, ale poczuła, że serce rośnie jej w piersi, a na policzki wykwita delikatny rumieniec. Zagryzła wargi i pokręciła głową.
    - Nigdzie się nie wybieram - zapewniła i odwróciła się, aby odłożyć swoją szklaneczkę obok tej z ciemniejszym czystym trunkiem Castora. - Muszę znaleźć nową pracę, jakiś kąt do wynajęcia, bo jako absolwent nie mogę już zajmować pokoju w akademiku i nie potrafiłabym już mieszkać z mamą - wyjaśniła i oparła obydwie dłonie na jego udach, aby unieść się, lekko go pocałować i przerzucić nogę przez jego uda i na koniec nim usiąść.
    Powiodła dłońmi po jego ramionach i oparła je na barkach blondyna, pochylając się blisko. Z Wilbur wyjechała, oddychając z ulgą, nie miała zamiaru tam wracać. Gotowa była wyjechać dalej, przenieść się gdzieś, gdzie czekało ją po prostu dobre życie i jeszcze niedawno myślała o tym, aby przenieść się do większego miasta, gdzie jest więcej możliwości, perspektyw, więcej zabawy, rozrywki, właściwie wszystkiego. Teraz nie chciała się stąd ruszać, bo trochę się obawiała, że wielki świat ją po prostu pożre.
    - W Wilbur nic na mnie nie czeka - wyjawiła ściszonym głosem, bo choć nie był to powód do wstydu, nie było się też niczym chwalić. Tutaj w Spokane miała przynajmniej jego - swoją słabość i swój mały sekret, który rozsadzał jej serce. - Więc twój powód, nigdzie się nie ruszy, a nawet będzie tu na ciebie czekał - obiecała i musnęła go czule w usta, obejmując za kark. Możliwe, że było to za wiele o jedno słowo po raz kolejny, ale na prawdę teraz się tym nie przejęła. Poza tym... nie powiedziała nic, czego by nie wiedział, świadom jej zaangażowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Opowiedz o Libanie - powtórzyła, bo właściwie skutecznie ją rozpraszał, odwracał uwagę, cudownie mącił w głowie, ale nie mówił nic, co by odpowiedziało na jej prośbę. - O jego kulturze, o zapachach, smakach i kolorach. Jak bardzo się różni od Stanów? - spojrzała w niebieski, chłodny kolor tęczówek. - Czy jest ci drogi? Dlaczego tam nie żyjesz? - Chciała aby opowiedział jej to tak, aby poczuła, że się tam znalazła. A przy tym chciała poznać jego stosunek do kraju jego rodziców, bo założyła, że skoro urodził się w Stanach, to tutaj czuje, że przynależy, że tutaj się wychowywał, tutaj się uczył i tutaj tylko czuje się jak u siebie.
      Nie podejrzewała żadnych tajemnic rodzinnych, żadnych zagmatwanych kompilacji, które mogłyby go męczyć, czy psuć relacje z najbliższymi. Właściwie nie znała jego stosunku do rodziny, nie miała pojęcia nawet jak często z nimi rozmawia i czy w ogóle. Nie dotarła do obecnej sytuacji w libańskim rządzie, choć zdawała sobie sprawę, że rodzina Gemayel jest mocno związana z polityką i to od pokoleń, bo wystarczyło wpisać jego nazwisko w google, a już było wiadomo, z kim ma się do czynienia.
      - Nie tęsknisz? - uniosła jedną dłoń i kciukiem przesunęła po jego ustach. W takich chwilach jak ta niezwykle jasne było, jak Abigail ceni dom i rodzinę, czego zwykle po sobie nie pokazywała, stawiając na rozwój zawodowy, na inwestowanie tylko w siebie poprzez rozwój na wielu szczeblach życia. A jednak była bardzo ciepłą i wrażliwą osobą, która bardzo mocno się przywiązywała i kierowała zarówno rozumem, jak i sercem. Ostatnio częściej tym drugim...

      Abi

      Usuń
  98. Świadomość tego, jak łatwo ulega mężczyźnie i jak rosnie jego wpływ na nią samą, już dawno klarownie dała Abigail do zrozumienia, że przekroczyła granice rozsądku i własnego bezpieczeństwa w swojej fascynacji Castorem. Nie umiałaby powiedzieć, kiedy dokładnie zapadła się w całości dla niego, keidy wykonała ten ostatni krok bez powrotu z drogi, na której jeszcze mogłaby zawrócić i skrócić zażyłość, aby ograniczyć tę znajomość tylko do zazywania przyjemności, albo totalnie zakończyć tę relację. Z jej strony wywiązało się już przywiązanie, pragnienia wyższe niż zaspokojenie zmysłów, tęsknota i uczucia wręcz górnolotne. I ona sama wiedziała o tym, obawiała się jednak momentu, kiedy sam blondyn uświadomi sobie, jak wiele znaczy dla Smith. Bo on nie robił deklaracji, nie rzucał słów na wiatr, nie obiecywał niczego i wydawał się trzeźwo stapać po moście, jaki był między nimi i który ich wiązał. On wydawał się być tym, który jako jedyny będzie zdolny zerwać tę drogę, po której dziewczynie ufnie kroczyła w jego kierunku. Dlatego milczała i pozwalała brnąć wszystkiemu wciąż dalej, głebiej w własne serce, ale jednocześnie bez nazywania tego, co się dzieje, aby ta piękna historia nie dobiegła końca. Bo tego się spodziewała i dla niej to byłoby najgorsze, ale i najbardziej prawdopodobne zakończenie. Znajomość, która rozpoczęła się w barze, od początku nosiła miano wyjątkowe, bo Abi nie była dziewczyną, która wyrywa facetów na pocieszenie i dla własnej ulgi, sama też nie była łatwa do poderwania, a jednak od razu Gemayel ją przyciągnął. I niemal od razu w całości pochłonął. A teraz bez niego czuła się, jakby czegoś jej brakowało, jakby bez niego była niekompletna. Zaczynała go kochać. I było to cholernie przerażające.
    Westchnęła w jego usta, wplatając smukłe palce w krótko przycięte gęste kosmyki koloru zbóż. Podsunęła się wyżej na jego udach, aby przylgnąć do ciepłej piersi mężczyzny i w ten pocałunek przelać cały żar, jaki się w niej kotłował od momentu, gdy się rozstali jak ostatnim razem wyjechał. Nie do końca pojmowała, czy jego praca wiążę się z realnym zagrożeniem, ale zawsze martwiła się, że nie wróci i że coś mu się stanie tam, gdzie ona nie ma wstępu. Budził w niej nie tylko żar, który sprawiał, że krew w żyłach się gotowała, a skórę obsypywały dreszcze podniecenia; ale i czułość, troskę, chęć dzielenia się każdą chwilą. Budził w niej chęć odsłonięcia się z wszelkich warstw pozorów, leków i słabości, które ubierała dla świata niczym wyrafinowany płaszcz. Nigdy jej nie zawiódł, niejednokrotnie ją wspierał, pocieszał i budował w niej poczucie piękna, pewności siebie i pożądania, był dla niej opoką, której się nie spodziewała, a której jej brakowało. Chciała go przy sobie, chciała w swoim życiu i gdy zdawała sobie z tego sprawę, ogrom jej uczuć przyprawiał ją o dreszcze. Jak teraz, gdy pod naporem jego bliskości jej skórę przebiegły ciarki i odetchnęła głeboko, przesuwając ustami w kierunku jego ucha, po policzku który zdobił już krótki zarost. Cholera, nawet keidy się nie ogolił, nie irytowało jej to, a dodając mu drapieżnego animuszu, pociągało jeszcze bardziej. Chyba tak widzą tę drugą osobę ludzie zakochani - bez wad.
    - Pan chyba też tęsknił, panie Gemayel - mruknęła zduszonym głosem w jego ucho, przygryzając na moment delikatnie płatek, aby odsunąć się i z błyskiem w oku, sięgnąć w dół między nich.
    Nie spodobało jej się stwierdzenie, które padło z jego strony. Nigdy nie spotkała się z tym, aby z czymś się mierzył i poniósł porażkę. Nigdy nie była świadkiem, aby coś go pokonało, aby była bariera, której nie mógł przejść. Nie mogę w jego ustach brzmiało zdecydowanie abstrakcyjnie, acz kiedy on sam tak skutecznie odwracał jej uwagę od tematu Libanu, nie miała mocy aby go zatrzymać, ani sił by oponować. Zresztą nie byłaby sobą, gdyby nie zapamiętała tego, do czego ma zamiar później wrócić i w chwili obecnej skupiła się na czymś, co czekać nie mogło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Tylko chwilkę? - powtórzyła dla pewności, aby usłyszeć zapewnienie, które da jej powód do powrotu do rozmowy o jego pochodzeniu i o nim i powoli pociągnęła jego koszulę w górę, aby wysunąć ją z spodni. Zdecydowanie wolała go bez niej, a on o tym wiedział na sto procent, bo nie raz jej dłonie błądzące z głodem po skórze mężczyzny zdradzały to, jak wielką chęć zbadania mapy jego ciała odczuwa blondynka.
      Znów dosięgnęła jego ust choć tym razem napierając na niego śmielej i z większym apetytem na pieszczoty, rozpinając przy tym powoli każdy z guzików ubrania, jakie miał na sobie blondyn. Fakt, że i on nie mógł doczekać się jej dotyku, smaku jej ust i bliskości, pociągał ją i rozpalał od środka. To co nosiły dodatkowo ich skóry mogło być teraz zbędne.

      Usuń
  99. Nawet jeśli nie wiedziała dokładnie, czym się Castor zajmuje, jaki stołek obejmuje i na czym tak do końca polega jego praca, to ta niewiedza nie przeszkadzała jej w martwieniu się o niego i tęsknieniu. Bo teraz względem niego gama uczuć, jaką odczuwała, rozrosła się w zastraszającym tempie i była czymś totalnie innym od tego, czym mogła popisać się z początku. Wcześniej kierowała nią namiętność i fascynacja, mężczyzna starszy o kilka lat i tak cholernie pociągający przez własną powściągliwość kusił, był wyzwaniem i jednocześnie chwilą odskoczni. Z nim zaznawala rozkoszy, które pozwalały jej zapomnieć o całym świecie, o codziennych trudach, troskach i dylematach. Przy nim czuła się pożądana, diabelsko piekna, silna w ten typowy kobiecy sposób, w jaki może czuć sie kobieta zdobywająca na własność uwagę mężczyzny. Ale to trwało zaledwie pare tygodni, bo Abigail nalezała do tych ludzi, którzy kierują się sercem, a w wszystko co pojawia się w ich życiu, angażują bezapelacyjnie. Teraz więc, i to niezależnie czy Castor brał jej ciało niczym wygłodniały kochanek, dla którego liczył się tylko dotyk i doznania płynące z bliskości, czy kochał ją z uwagą odpowiadając na jej potrzeby; ona sama obdarowywała go wszystkim, co miała do zaoferowania. Była w jej gestach czułość, tęsknota, pasja i głebokie uczucia których jeszcze nie miała odwagi nazwać. Ale jednak już zaczynała zdawać sobie z nich sprawę i już nie zapierała się przed nimi tak usilnie, jak jeszcze na początku semestru, gdy próbowała wbić sobie do głowy, że to co ich łączy, to niepoprawny, ale gorący romans wykłądowcy i studentki. O nie, w tym momencie Castor już znaczył dla niej zbyt wiele, aby tę więź zniżać do poziomu tylko romansu.
    Gdy przyznał, że tęsknił, do tego okraszając to seksownym pomrukiem, przyciągneła go do siebie, wpijając w jego usta natarczywie. Mogli zaczynać delikatnie i czule, ale zawsze w pewnym momencie uczucia brały górę i Abigail zaczynała odczuwać przemożną potrzebę pochłonięcia go. Tęskniła jak diabli, na dodatek niemożność swobodnego odwiedzenia go, czy zadzwonienia, kiedy działo się coś, czym chciała się z nim podzielić, dobijała ją. Męczył ją fakt, że to, albo tamto im nie wypada, zaczynała być nieco niecierpliwa, choć na tę szybką irytację miał też wpływ burzliwy okres, który przeżywała. On jednak byl doskonałym kochankiem, miała wrażenie, że pragnie jej równie mocno, jak ona jego i przy nim nigdy nie musiała niczego udawać, a on wręcz sycił się tą pasją, z jaką się nim dzieliła. Tak jak i teraz, gdy jego dłonie poznawały jej ciało tak, jakby kochali się po raz pierwszy.
    - Na twoich ustach whisky smakuje doskonale - wymruczała, przygryzając delikatnie jego dolną wargę i zatrzymując jedną dłoń na piersi mężczyzny. Jego serce łomotało z siłą, ktora przyprawiała ją o dreszcze, jakby ten rytm mówił do niej, przyciągał i hipnotyzował. A ona jak zawsze ulegała wszystkiemu, co Castor gotów był jej dać.
    Dziś już nie chciała nigdzie wychodzić, szczególnie teraz, gdy mężczyzna jak nieczęsto kiedy przyznał się do swoich uczuć i tym samym rozpalił w niej kolejne iskry. Chciała się zatopić w jego ramionach i zapomnieć o świecie, który szczególnie w przeciągu ostatnich kilku tygodni nieustannie z niej drwił. Nie zareagowała nawet na dźwięk komórki, która odezwała się krótkim sygnałem z jej torebki rzuconej przy wejściu do mieszkania. Zapewne kolejna dziwna i niepokojąca wiadomość, którą ignorowała, jak wiele poprzednich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Cast... - mruknęła między pocałunkami, łapiąc oddech. - Zabierz mnie do łózka - poprosiła szeptem w jego usta, gdy pozostała jej jeszcze ostatnia trzeźwa klepka w umysle, nim rozgrzane serce zupełnie odbierze zdolność ubierania pragnień w słowa.
      Uwielbiała to mieszkanie i znała już każdy jego kąt. A każdy kąt znał apetyt na siebie nawzajem tych dwojga, a jednak to w łóżku Castora teraz chciała się znaleźć, z niemalże nagim już blondynem nad sobą. Tam było tak intymnie i fakt, że to jego sypialnia, najbardziej osobiste pomieszczenie w domu, pozwalało jej czuć, że jest wyjątkowa. Że nie jest przypadkowo spotkaną dziewczyną w barze, z którą facet lubi się pieprzyć. Bo choć oczywiście tak go nie postrzegała, nie mogła zapomnieć, że to co mieli dla siebie teraz, zaczęło się od przypadku. Nie zmieniało to jednak faktu, że za godzinę, sama nie zaciągnie go do kuchennego blatu, aby wziął ją raz jeszcze, tym razem bez czułości, oddając się zwykłej, brutalnej wręcz rządzy, ale teraz potzrebowała czegoś, co da złudzenie głebszych uczuć.
      Już raz wyznała o jedno słowo za dużo i myslała, że wszystko skończy się szybciej, niż rozwinęło. Wiedziała też, że w tej relacji ona jest kilka kroków przed Castorem, to jednak nie przeszkadzało jej w smakowaniu jego ust, w błądzeniu dłońmi po jego ramionach i obejmowaniu jego bioder udami, aby nawet nie myślał o oddaleniu się choć na najmniejszy dystans. Uwielbiała zapach jego skóry, smak pocałunków i iskry w tych lodowych tęczówkach, które były dla niej niczym najbardziej magiczny płomień, pobudzający każdą komórkę jej ciała. On dla niej był marzeniem i jeszcze nie chciała z tego rezygnować, gotowa była czekać, aż i sam Gemayel będzie gotów skoczyć w przepaść. Ona już była. A przy nim, gdy tak jawnie okazywał własne pragnienia i uczucia, nie myślała zupełnie o tym, co ostatnimi czasy ja trapiło. Fakt o dziwnych mailach i smsach wyparował z jej myśli, tak samo jak i utrata pracy, jak coraz wiekszy stres związany z zbliżającą się obroną, to wszystko przestało mieć znaczenie przy kolejnych pocałunkach, jakimi obdarowywał ja blondyn. Teraz miała przy sobie osobę, która liczyła się dla niej bardziej, niż ktokolwiek inny i na niej w tym momencie skupiła się cała jej osoba. Musiała tylko pamietac, aby znów go nie wystraszyć, czy nie zmieszać czyms, co może samo niekontrolowanie uciec z jej ust.

      Usuń

  100. Dzisiaj nie potrzebowała, aby Castor ją pieprzył, albo pochłonieci sobą, zapomnieli o świecie w grze pasji, żądzy i czystej namiętności. Znała już jego ciało, on nie raz smakował jej i wiedziała, jak smakują jego usta, jak spinają się mięśnie pod dotykiem jej palców, jak zmienia się jego oddech, gdy powoli ogarnia go pożądanie, a w żyłach zaczyna gotować się krew z całą gamą uczuć i emocji, jakie nawzajem w sobie wyzwalają. Dzisiaj nie potrzebowała tego wulkanu, który wysysa z niej oddech i energię, który sprawia, że zroszona potem pada bez tchu na łózko, odnajdując w jego ramionach niebo. Dzisiaj chciała czegoś więcej, chciała czułości, namiastki zapewnienia, że nie zniknie znów tak szybko, a jeśli wróci, nie zapomni jej pierwszej o tym powiedzieć. Chciała, aby jej pokazał, że to co się zmienia w niej samej, ma wpływ także na niego i ze akurat dzisiaj, gdy spotkało ją coś przykrego, on jest z nią po to, aby po prostu być.
    Ona go pragnęła, potrzebowała i chciała i o ile nie przyznawała tego na głos, o tyle każde jej westchnienie, pocałunek i pieszczota jaką dawała zdradzały wszystko. Nawet gdyby ostatnim razem nie przyznała się o kiełkującym uczuciu, Castor byłby ślepym głupcem, nie domyslając się, że jej serce zaczęło go wołać. Już dawno temu przyzwyczajenie, pragnienie i potrzeby zaczęły rosnąć, doszło przywiązanie i jeszcze rodziło się coś, czego żadne nie miało odwagi nazwać. Nie chciała udawać, że są sobie obcy, ze wiąże ich jedynie relacja oficjalna na poziomie studentka-wykładowca, bo nigdy tak nie było. I choć nie przeszkadzało jej to do tego stopnia, aby drażnić, nie czuła się z tym tak obojętnie, jak jeszcze na początku semestru. Przestało ją to nawet bawić, choć nosiło w sobie namiastkę pikanterii; i choć wciąż podniecała Abigail mozliwość podjęcia tej gry, lubiła gdy byli wobec siebie tak szczerzy i otwarci jak teraz.
    Widziała, jak Castor się zmienia. To nie był ten sam mężczyzna, którego poznała w barze. Choć byli z sobą nie raz, to teraz już nie dotykał jej tak samo, jak za pierwszym razem. Ich wspólne zbliżenia wciąż były namiętne, pełne gorączki, iskier, ale dochodziła czułość i pewna tęsknota, a ciało znało już drugie ciało, wiedziało gdzie sięgnąć i jak dotknąć, by rozkosz przyszła tak dalece upragniona. Mimo to wciąż się badali i poznawali od nowa z ciekawością, której nie brakowało. Ale nawet nie o sam orgazm chodziło, sam akt wydawał się teraz najważniejszy i nie osiąganie i nie branie, a dawanie tego skrawka nieba, więc i on i ona, porzucili gdzieś egoizm. Gdy w jego oczach, pocałunkach i gestach dostrzegała, ile dla niego znaczy, nie potrzebowała żadnych zapewnień, deklaracji, ani ustalania na czymś toi ta relacja, bo to starczyło jej aż nadto. I była pewna, że nie tylko ona tonie, nie tylko ona jest zagubiona i jednocześnie woli skoczyć do przodu w tę otchłań nieznanego, niż się wycofać.
    -Nie chcę skrawka – mruknęła, otaczając go ramionami i przyciągając do siebie, po czym zwinnie obróciła ich pozycje, a gdy Castor wylądował na poduszkach, oparła jedną dłoń na jego brzuchu, drugą sięgnęła w tył, aby rozpiąć biustonosz. - Chcę cały – sprostowała i rumianą twarzą zrzuciła stanik, pochylając się do niego, aby dotrzeć do ust, które uwielbiała całować coraz bardziej.
    Castor był z pozoru wstrzemięźliwy, zdystansowany i niedostępny. Przed nią się odsłonił, a w łózku, już nie tylko uprawiali seks, a kochali się. I to nie raz. I to nie raz udowadniał jej, że w jego żyłach potrafi płynąc prawdziwa lawa i tym żarem potrafi zalać ją całą bez litości. I uwielbiała kiedy uwalniał własną zmysłowość, kiedy brał ją tak namiętnie, że zaskakiwał. Nie interesowało jej nigdy ile miał kobiet, z kim był związany, czy kiedyś kochał. Ona przepadła dla niego totalnie i choć wciąż mogłaby się jeszcze odciąć, uwolnić i odzyskać zmysły, które jej nieustannie mącił swoją osobą, nie chciała. Nie chciała się chwytać żadnej wątłej nici, nie potrzebowała ratunku, pragnęła tylko jego.

    OdpowiedzUsuń
  101. - Chcę... wszystko... - sapnęła, czując jego dłonie błądzące po swoim ciele i usta schodzące z pieszczotami w dół piersi, aż zabrakło jej tchu.
    Obawiałą się, że nawet wszystko, co mógł jej teraz dać, to wciąż byłoby za mało. Bo ona i jej serce gotowe były złapać cały świat i nawet Liban nie przerażał jej ogromem, mimo ostrzeżeń Castora. Chciała czegoś, co ją oszołomi, ogłupi, co stłamsi rozsądek i sprawi, że realność na moment zostanie wyparta i wszystko zmieni się w niebo, w marzenie i uniesienie, którego nie jest się w stanie objąć zmysłowo czy myślowo. Prosta sprawa, była kobietą, która chciała miłości zdolnej pokonać wszystko, wszelkie trudności, dystans, czas i przeciwności. A z Castorem coraz bardziej czuła, że to jest ktoś, dla kogo chciałaby się zgubić w tym uczuciu.
    Nienazywanie tego co było między nimi, dawało poczucie komfortu, choć dla niej tylko z początku. Brak deklaracji pozwalał jej myśleć, że moze wycofać się w każdej chwili, wtedy też myslała, że o jakimkolwiek większym zaangażowaniu nie może być mowy. Taka niepewność na początku podsycała fascynację i pożądanie, na których oparli tę znajomość, ale teraz gdy wiedzieli o sobie więcej, gdy razem już coś przeszli, było to przeszkodą do pełnej szczerości. Bo Elizabeth już wiedziała, co się rodzi w jej sercu, jakie uczucie zapuszcza korzenie i śmiało kiełkuje do rozmiarów, kiedy nie moze ich ignorować. O jej przywiązaniu Castor już wiedział, doskonale zdawał sobie także sprawę z tego, jak Abigail za nim tęskni, gdy wyjeżdżał. I na pewno też dostrzegał w jej oczach to ciepło, tę troskę, które odbijały się w czekoladowych tęczówkach, lecz mimo to jeszcze nie dane mu było usłyszeć klarownych słów, które by nazwały to, co czuje blondynka. Bo ona sama bała się z czymkolwiek zdradzić w obawie, że to wystraszy Gemayela. Bała się go stracić i to niezależnie czy od wspólnej decyzji o zakończeniu tego związku, czy od zostania postawioną przed faktem i wyborem mężczyzny. Wmawiała sobie, że owszem kiedyś się to skończy, ale to ona wybierze moment, w którym będzie gotowa do tego dopuścić - oszukiwała samą siebie.
    Na początku w ich zbliżeniach więcej było niecierpliwości, jakby droga do połączenia ciał była mniej ważna, niż sam akt. Teraz jednak z lubością poznawali swoje ciała, mimo ze znali je już niemal na pamięć, a każda pieszczota doprowadzała ich na skraj niemal tak samo skutecznie, jak wspólne oddawanie się rozpędzonej żądzy. Gdy zatem Castor odkrywał przed nią własną zmysłowość inaczej niż do tej pory, ona z ufnością poddawała się każdemu gestowi mężczyzny, zapominając że dopiero minęło południe i jego sąsiedzi mogą poczuć się zniesmaczeni. I były to momenty, w których musiała mocno gryźć się w język, by kolejny raz z jej ust nie wyleciały słowa, mogące coś zmienić, bo na razie nie wiedziała jeszcze, że zmiany mogą być tylko lepsze.

    <3

    OdpowiedzUsuń
  102. Abigail nigdy nie myslała o tym, jaki powinien być dla niej ideał. Bo w kogoś bez skaz nie wierzyła, nawet nie czekała na żadne olśnienie, ani oszołomienie, bo nie sądziła, aby mogła nagle się zakochać, doświadczyć trafienia strzałą amora jak to bywało w filmach. Była raczej realistką, za to wiedziała, że kiedy jej serce już kogoś sobie wybierze, to nawet największe wady partnera będzie w stanie pokochać. I gdy poznała Castora, wydawał jej się zbyt oziębły, mimo że seks z nim był niezrównany, wydawał się za stary, zbyt pochłonięty swoją pracą, za surowy i zdecydowanie za mało romantyczny – choć nie miała okazji poznać na jak wiele go stać w czułych gestach i okazywaniu uczuć. Słowem – poza byciem doskonałym kochankiem, nie sądziła, aby mógł stać się kimś więcej. Po prostu nie brała nawet pod uwagę, że mógłby cokolwiek dla niej znaczyć. A jednak z czasem gdy poznawała go coraz lepiej, wreszcie dotarło do niej, że w Castorze nie ma ani jednej rzeczy, która nie byłaby jej droga i nawet te jego wyjazdu, które irytowały ją i napawały smutkiem i tęsknotą, miały w sobie coś wyjątkowego, bo niosły szansę czułych i ciepłych powitań po powrocie blondyna. Gdyby tylko wiedziała, co i dlaczego wstrzymuje mężczyznę przed jakąkolwiek rozmową, która mogłaby rozjaśnić im obojgu to, co się między nimi dzieje, może sama nie bałaby się aż tak bardzo poruszać tego tematu. Ale wciąż mnóstwo było tajemnic, które obydwoje skrywali przed sobą i często się nie potrafili zrozumieć.
    Koniec roku zbliżał się nieubłaganie i już trzy tygodnie przed obroną, Abigail czuła się mniej związana z uczelnią. Całą naukę w River mocno angażowała się w zajęcia, brała na siebie dodatkowe obowiązki, zbierała sukcesy i starała się nagromadzić dodatkowe punkty, by na sam koniec edukacji dostać imponujący dyplom. Powoli jednak sobie odpuszczała i pozwalała na swobodę, która wiązała się z spontanicznymi wyjściami z znajomymi na kawę, czy piwo w środku tygodnia, na co wcześniej nie znajdowała czasu. Jej praca do obrony była już gotowa, złożona w dziekanacie, wszystko w odpowiedniej ilości kopii wydrukowane i przygotowane na ten szczególny i wyjątkowy dzień. Ostatnią audycję w rozgłośni miała poprzedniego dnia, na przyszły tydzień była umówiona z studentami informatyki i programowania, bo chciała swoje staranne notatki wrzucić na wspólny dysk i udostępnić jako skatalogowane vademecum dla młodszych roczników i obecnie jedyne co ją zajmowało, to poszukiwanie pracy.
    Incydent z przykrym zwolnieniem został skutecznie zamaskowany przyjemnym dniem z blondynem, bo gdy wracała pamięcią do tamtego piątku, widziała głównie błyszczące niebieskie oczy mężczyzny i wspólne chwile w jego mieszkaniu. I miał rację – nie było czego żałować, choć wciąż brakowało jej pracy w gazecie i ludzi, z którymi zdążyła się zżyć. Ale ci z którymi chciała utrzymywać kontakt, sami po kilku dniach od jej odejścia pisali i dzwonili i z nimi miała stały kontakt. Teraz zaś gdy przewijała ogłoszenia w internecie, lub gdy przeglądała te z gazety, skupiałą się już nie na takiej dorywczej, ale związanej z jej kierunkiem wykształcenia. I znalazła kilka ofert, nawet w okolicy, bo nie sądziła, by musiała szukać gdzieś dalej, aby czuć się spełnioną, no i do Wilbur nie chciała wracać. Nie czuła jednak żadnego ciśnienia i przymusu w podjęciu pracy natychmiast, bo wypłacony ekwiwalent za niewykorzystany urlop i zadośćuczynienie za nagłe zerwanie umowy od redakcji nie tylko ją usatysfakcjonowało i uspokoiło na kolejny miesiąc, ale też dzięki kilku eventom, w których się angażowała i przy których pomagała w organizacji z znacznym udziałem, otworzyły jej drzwi, o których nie miała pojęcia, czy zapomniała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak tego dnia dostała maila z zaproszeniem do współpracy w reklamowaniu regionalnego projektanta biżuterii, który wypuszczał bardzo ozdobną i oryginalną linię. Dostała szkic umowy, katalog biżuterii i nawet na zachętę naszyjnik, choć sądziła, ze to ostatnie to po prostu próba ostatecznego przekonania ją do podjęcia się roli, w jakiej chcieli ją widzieć i projektant i menadżer pracowni. I o ile wszystko wydawało się wręcz wymarzone, łącznie z wynagrodzeniem i oczywiście prezentem, a była pewna, że gdy się zgodzi do wisiorka dołączy reszta błyskotek do kompletu, to rola jaką jej przypisano, była wprost zaskakująca, ja nie szokująca. Stąd jej wahanie, mimo że propozycja jej mocno schlebiała i po prostu wprawiła od rana w doskonały humor.
      -Czy profesor Gemayel jest w sali, bo potrzebuję podpis na obiegówce – spytała wychodzących z jego wykładu studentów, poprawiając pasek płaszcza, który trzymał klasyczny trencz w wzorowym ułożeniu, mimo że guziki nie był zapięte. Szczęściem pogoda jeszcze nie zdążyła się rozkręcić i słońce nie paliło tak, jak potrafiło już w czerwcu chociażby w zeszłym roku, zatem nikogo jej cienkie okrycie wierzchnie nie dziwiło.
      -Wyszedł wczesniej, jest chyba w bibliotece – podpowiedział wysoki chłopak, skinieniem wskazując szerokie drzwi na końcu korytarza.
      Abigail z szerokim uśmiechem podziękowała i skierowała się w wskazanym kierunku. Biblioteka- lepiej trafić nie mogła, szczególnie że księgozbiory które mogłyby interesować profesora, były raczej z tyłu, bliżej archiwum i raczej nikt tam nie zaglądał już o tej porze, a dzięki temu mogła go złapać i zaskoczyć tak, jak planowała od momentu otrzymania paczki z biżuterią! Ostatnie tygodnie widywali się rzadko, ale zawsze gdy dochodziło do tych momentów, gdy byli sami, wybuchała pasja, tęsknota, czułość i Smith nie potrafiła już ukrywać tego, ile Castor budzi w niej radości. I nie bała się już, nie wstydziła nawet pokazywać mu, jak na niego reaguje i co jest gotowa zrobić, aby i jego mile zaskoczyć.
      Do biblioteki weszła cicho, starając się za bardzo nie stukać obcasami, bo dzisiaj pokusiła się o wyższe szpilki zamiast wygodnych tenisówek, w których zwykle śmigała. Minęła głowne przejścia, przy którym był ustawione długie ławy dla zapalonych czytelników i obrała kierunek na wyższe piętro, idąc śmiało w kierunku, w którym miała nadzieję zastać blondyna. Gdy dostrzegła go w ślepej alejce, uśmiech rozjaśnił całą twarz dziewczyny. Uniosła ramiona i smagając palcami obydwu rąk grzbiety ksiąg, syciła się tym momentem niespodzianki, jaką miała zamiar mu zrobić. Świadomość, ze w teraz pewnie nie ma w bibliotece nikogo, bo nie widziała, ani nie słyszała nikogo a przeszła całe pomieszczenie, dodawała jej pewności siebie.
      - Mam cię – stanęła za jego plecami, szepsząc do ucha i przesunęła dłonie pod jego rękoma w których trzymał jakiś tom do przodu, zatrzymując je na umięśnionym brzuchu. I tak obejmując Castora, przytuliła się do jego pleców, wdychając zapach.

      Usuń
    2. Po chwili dopiero cofnęła się o krok, uwalniając go z swych objęć i nonszalancko oparła się o regał ramieniem, opierając jedną dłoń na biodrze, a drugą poluzowała pasek ciasno trzymający płaszcz na jej ciele. Taka wyzwolona Abigail to obraz, który widywał tylko w swojej sypialni, zatem ta kusicielska poza i drapieżny błysk w oku mógł go zaintrygować. Ba! Powinien!
      - Dostałam dzisiaj prezent – oznajmiła z uśmiechem, który powinien przygotować go na kłopoty. - Od wielbiciela – dodała, obserwując go bacznie, w poszukiwaniu jakiejkolwiek iskry zazdrości. - Musisz mi pomóc ocenić, czy jest wart zatrzymania – westchnęła, jakby faktycznie to ją tu przywiodło.
      Powolnym pociągnięciem rozwiązała pasek i zaraz sięgnęła poły trencza, aby rozchylić ubranie. Na dekolcie widniał smukły kryształ bez dodatkowych ozdób, zwieńczony drobną ozdobną przez misterny grawerunek srebrną zawieszką która łączyła się z gładkim i delikatnym łańcuszkiem. Jeśli zdaniem blondyna była to ozdoba tandetna i zupełnie niewarta jej uwagi, to niestety musiałaby się z nim pokłócić, bo od pierwszego wejrzenia zakochała się w tym prostym, ozdobnym przez szczegóły i unikatowym naszyjniku i uznała że jest tak piękny, że tylko on na nagiej skórze musi zostać oceniony przez kogoś, kto znał ją i potrafił docenić walory tego kruszcu na jej skórze. I właśnie dlatego pod płaszczem miała jedynie koronkowe figi, by nic nie przysłoniło uroku naszyjnika, czekała więc na ocenę blondyna, obserwując go ciemniejącymi oczyma.


      <3333333

      Usuń
  103. Westchnęła niby to wciąż bijąc się z myślami, czy faktycznie prezent godny jest noszenia i pokazywania go światu. Dzisiaj chciała pokazać go tylko jemu, acz jego opanowanie, które właściwie za każdym razem ją zadziwiało i wprowadzało w pełen podziw, teraz dało poczucie rozczarowania. Nie tego powinna chyba spodziewać się kobieta, która jedynie w bieliźnie, okryta płaszczem i na wysokich szpilkach odsłania się ufnie przed kochankiem? Przechyliła głowę na drugą stronę, pozwalając kilku krótszym kosmykom opaść na obojczyk i niby od niechcenia poprawiła płaszcz, który rozchylił się nieco śmielej, odkrywając jasną nagość. Dłoń z biodra przesunęła po brzuchu w górę, sunąc palcem między piersiami, aż dosięgła czysty kryształek i obróciła delikatnie.
    - Masz rację – przyznała, postępując niewielki krok ku mężczyźnie. - Zatrzymam go – zdecydowała z delikatnym uśmiechem. Czy aby na pewno mówiła o naszyjniku?
    Chłód panujący w bibliotece sprawił, że jej skóra ubrała się w drobną gęsią skórkę, ale bynajmniej nie od tego czuła że drży, a sutki jej twardnieją. Odetchnęła głeboko, zatrzymując ciemne tęczówki na jego dłoniach, które w tym momencie jej zdaniem nie powinny obejmować wcale tomiszcza, a coś bardziej żywego. Sięgnęła po jego rękę i chwytając go za nadgarstek, ułożyła jego dłoń przy swojej piersi.
    - Wahałam się, bo nie byłam pewna, czy aby na pewno mi pasuje – przyznała, czyniąc jeszcze jeden drobny krok ku blondynowi, aż znalazła się tak blisko, że mógł poczuć jakie ciepło od niej bije. - I czy wypada zatrzymać taki prezent – wyjaśniła, aczkolwiek było to ostatnie było wierutnym kłamstwem. I nie chodziło tylko o proste zatrzymanie biżuterii. Prezenty tego typu nigdy nie były czymś drobnym, to nie był gest uprzejmości. Widać było gołym okiem że jest to drobne arcydzieło, lecz nie miała zamiaru zdradzać, że nie jest to żaden wyraz uwielbienia od wielbiciela, akurat z tym odrobinę kłamała, by sprawdzić reakcję Gemayela. Chciała się przekonać, czy świadomy jest iż nie tylko on może pozostać niezależny i wolny, choć ona wolna od niego już nie była. I chciała się dowiedzieć, czy byłby zdolny do zazdrości,b o to też byłaby niejako deklaracja jakichś uczuć, przynajmniej takiego, które zdradza poczucie posiadania jej i jakiejś zachłanności, pragnienia które nie gaśnie.
    Pochyliła się w jego kierunku i zerknęła na ksiązkę, na której zacisnął palce. Swoje własne zsunęła z jego nadgarstka i przesunęła nimi po rękawie koszuli do ramienia Castora, aby zatrzymać dłoń na jego ramieniu. Wreszcie podniosła teraz niemal onyksowe tęczówki do jego twarzy i ściszonym głosem zapytała.
    - Na prawdę podoba się panu to co pan widzi, panie Gemayel? - pamiętała doskonale, że takie oficjalne zwroty działały na niego jak płachta na byka, a teraz nie oczekiwała niczego więcej jak ugięcia się przed emocjami. Tak- prowokowała, tak- kusiła i wcale nie czuła się z tym źle. Właściwie było jej z tym cholernie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  104. Biorąc pod uwagę fakt, że do tej pory Abigail skupiała się na obowiązkach i nie pozwalała sobie na żadne folgowanie, mogła zadziwiać otoczenie teraźniejszym zachowaniem. Nie znaczyło to jednak, że w pewnej chwili zmieniła się i była teraz inną osobą, otóż wręcz przeciwnie. Nadal była sumienną kobietą, która angażuje się w to, czego się podejmie, która lubi żyć aktywnie i wypełnić swój dzień rozmaitymi obowiązkami. Po prostu w chwili obecnej mogła sobie pozwolić na chwilę wytchnienia i korzystała z luzu, jaki miała. No i była młoda, kiedyś musiała się wyszumieć, a incydenty jak ten teraz, gdy nago prezentowała się castorowi, nie należały i tak do tych najbardziej brawurowych, na które mogłaby się skusić. Bo należała do osób odważnych, co zresztą widać po projektach jakie wykonywała i na które się decydowała czy to w pracy, czy podczas nauki, jednak zawsze wszystko trzymało się w ryzach przyzwoitej i grzecznej ramy. Skąd więc teraz pokusa w obliczu Castora, która mogłaby zakrawać na miano nawet wyuzdanej i bezczelnej? Może nawet i głupiej, biorąc pod uwagę stopień ryzyka zdemaskowania? Cóż... tak naprawdę teraz, gdy mogła pomysleć o sobie, o tym w jakiej sytuacji się znalazła, mogła spojrzeć nie na studentkę, nie na pracownicę, ale na kobietę. I teraz kiedy była właściwie tuż u progu edukacji i za bramą Uniwersytetu, któremu poświęciła siebie na kilka lat, kiedy szykowała się w progi niezależnej pracy w wyuczonym zawodzie, dostrzegała nie tylko siebie. Widziała obok mężczyznę, z którym nie chciała się rozstać, nie chciała aby cokolwiek się zmieniło między nimi, mimo że w przypadku jej osoby zmieniało się praktycznie wszystko. A więc to sam Castor i sytuacja jaka była między nimi -czy której nie było, bo niczego nawet nie ustalali, sprowokowała ją i dodała brawury w dzisiejszym występku.
    Abigail chciała rozmowy, która nakreśliłaby granice. Przede wszystkim chciałą wiedzieć, co czuje Castor. Zaczynała się gubić. Była co prawda pewna, że sama wdepnęła w coś, co może okazać się niezłym bagnem – a co sugerowało jej wieczne opanowanie Castora o ile nie przebywali poza jego mieszkaniem, ale wiedziała już dokąd zmierza jej serce. Nie była jeszcze gotowa zwierzyć się z swoich uczuć, bo wciąż badała Gemayela i próbowała dowiedzieć się, w jakim stopniu on się zaangażował, ale trwające w zawieszeniu czułości, namiętności, odrobina troski i rosnące przywiązanie jej nie wystarczały. Niestety gdy tak jak teraz próbowała go sprowokować i pobudzić w nim zazdrość, on wydawał się zupełnie nieczuły... I choć wiedziała, że na jej nagość nie pozostanie obojętny, tak tym razem pokusa cielesna schodziła w jej zamiarach na drugi plan. Bo czy w pewnym stopniu zazdrość nie potwierdzała uczuć takich jak przywiązanie, posiadanie i pożądanie? Bo przecież blondyn był charakterem zdecydowanym i raczej zaborczym względem tego, co uznawał za swoje, a ona mu wszak nie raz przyznała, że może ją uważać za swoją... Nic więc dziwnego, że zagryzła wargi, nieco strapiona tym spokojem. Wtem jednak mężczyzna objął ją i przyciągnął do siebie, obracając tyłem, a jego dłonie zawędrowały po jej ciele do piersi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie krępuj się – zachęciła z nikłym uśmiechem wypuszczając powietrze z świstem, bo z zaskoczenia aż straciła tchu. Staneła pewniej na lekko rozchylonych nogach, wyginając biodra w tył, aby otrzeć się pośladkami o jego spodnie. Wyciągnęła ramiona i podparła się o regał z ciężkimi tomami, ufając że mebel nawet się nie zachwieje, gdy oprze na nim swój ciężar.
      - Gdyby nie podobało się wielbicielowi, nie byłoby mnie tu, bo nie miałabym nic, czym mogłabym się pochwalić – zapewniła, kolejny raz jeszcze kusząc się na próbę wzbudzenia zazdrości. Nawet jeśli została przejrzana, nawet jeśli Castor doskonale wiedział, że blefuje z wielbicielem, nie przejęłaby się wytknięciem tej głupiej zagrywki. Nie wiedzieć czemu coś ją blokowało przed szczerością. Możliwe że po prostu obawiała się, iż poznając jej uczucia, ich ogrom i szczerość, sam Castor w jednej chwili się wycofa. A ona nie chciała go stracić. I o ile wcześniej wierzyła, że jej to nie obejdzie i z czasem przyzwyczai się do jego nieobecności, tak teraz po prosu nie chciała, aby do tego doszło.
      - Chcę się z tobą kochać, Cast – mruknęła, sięgając swoją dłonią po jego, aby zsunąć ją po swojej skórze nisko, między własne uda. - Chcę cię poczuć – odchyliła głowę, muskając ciepłymi wargami jego żuchwę.
      Nigdy nie odważyła się wyjść na ulicę nieubrana. Nie należała do wyuzdanych , a tym bardziej wulgarnych kobiet, a jednak jej własna nagość, możliwość zostania przyłapanym w miejscu publicznym i fakt, że to co robią jest owocem zakazanym, podniecała ją.

      Usuń
  105. Bardzo fajny wpis. Będę zaglądać częściej.

    OdpowiedzUsuń