Reginald 'Reggie' Pearson
everyday i just play
rozgrywający (11)samotny wilkcharles melton
Najczęściej można go spotkać w dwóch miejscach - hali sportowej podczas treningu koszykówki lub bibliotece, gdzie zamiast kodeksu prawa cywilnego, przegląda materiały dotyczące biologii morskiej. Głównie jednak zaszywa się w swoim mieszkaniu w centrum, oglądając Netflixa, z paniką spoglądając w kalendarz i przeglądając ceny biletu do Peru. W jedną stronę. Jego matka całe dnie spędza w siedzibie swojej fundacji Women's Care, albo na salonach, gdzie razem z innymi zamożnymi paniami domu debatuje nad kulturowymi wydarzeniami Spokane, planuje wakacje na Teneryfie czy też popijając szampana, przeglądają biuletyn country clubu i przechwalają się swoimi dziećmi. Ojca głównie nie ma w domu, gdyż przesiaduje w kancelarii Pearson & Palmer. Na pierwszym miejscu stawia sobie nienaganną reputację kancelarii, której renomę pieczołowicie budowali jego dziadek i ojciec, od 1938 roku, a którą w przyszłości przejmie Reginald. Wieczory spędza zaś z innymi prawnikami nad whisky i cygarami, a co niedzielę można spotkać go z żoną w country clubie. Ona gra w tenisa, on w golfa, a na obiad zawsze jedzą łososia. Reggie nienawidzi łososia, dusi się w rodzinnym domu i żałuje, że jest jedynakiem. Rodzice pobrali się gdy mieli po dwadzieścia lat i są ze sobą nieznośnie szczęśliwi, oczekując, że on też będzie. Wie, że powinien być wdzięczny, że na przyszłą panią Pearson wybrali kogoś kogo zna i lubi, ale prędzej zje własne adidasy, niż ożeni się z Josephine. Uwielbia ją, ale jej również nie uśmiecha się za niego wyjść, czego jednak oczekuje ojciec, matka, rodzice Josephine, połowa wspólników Pearson & Palmer, czytelnicy biuletynu i śmietanka towarzyska Spokane. Niby się boi, niby chciałby się postawić, nie chce dalej studiować prawa, a już z pewnością nie ma zamiaru się żenić, w ogóle, tym bardziej nie z najlepszą przyjaciółką. Jednak życie w luksusie, który zapewniają rodzice jest wygodne, a Reggie nie do końca potrafi z tego zrezygnować. Nie przykłada się do nauki, nie słucha na wykładach, a prawnicze formułki nie wchodzą mu do głowy tak łatwo jak nowa strategia trenera, czy łacińskie nazwy alg. Trochę jest dupkiem, trochę mięśniakiem, a już z pewnością bywa arogancki. Popularność zapewnia mu nazwisko, status majątkowy i umiejętności na boisku, co jednak mu nie przeszkadza, bo lubi być w centrum uwagi. Natomiast wianuszek dziewcząt wokół niego męczy go i zbija z tropu, bo nigdy nie umiał zachować się w towarzystwie dziewczyn. Żaden z niego amant, nad czym ubolewa matka i z czego pokpiwają koledzy. Lubi głupie komedie, imprezować, kocha zwierzęta, grać w koszykówkę i pływać. Ma uczulenie na truskawki, nie cierpi kawy, a w dziesiątej klasie popłakał się, gdy mieli zrobić sekcję żaby. Nigdy nie był zakochany, a jego największym marzeniem jest podroż po Ameryce Południowej. Dlatego wypasanie alpak w Peru brzmi tak kusząco, gdy w perspektywie na następne czterdzieści lat życia ma się gryzące koszule i duszne sale sądowe.
data i miejsce urodzenia 11.05.1994 » SPOKANE » WASZYNGTON
stan cywilny ZARĘCZONY (jeszcze nieoficjalnie)
orientacja sam nie wie
rok i kierunek studiów II » PRAWO
miejsce zamieszkania kawalerka w centrum Spokane
zajęcie kapitan drużyny koszykówki
Witamy w River Falls University! Reginald pasuje na prawnika, którego chcą w nim widzieć najbliżsi. Reggie z kolei wydaje się być jednym z tych wolnych duchów, które chcą jedynie, by zostawić je w spokoju i pozwolić im żyć własnym życiem. Ciężko jest pogodzić ze sobą te dwie twarze, ale życzymy mu, by odnalazł swój złoty środek... jak najszybciej. Nic tak w końcu nie męczy człowieka jak brak zdecydowania i niepewność co do własnej tożsamości. Oby wątki pomogły odkryć Tobie i panu Pearsonowi czego tak naprawdę chce od życia i od siebie. Życzymy mnóstwa weny, obyście zostali z nami jak najdłużej!
OdpowiedzUsuńAdministracja RUFUS'a
[ Witaj! Wybacz tak szybkie zakrycie karty. W ramach rekompensaty zapraszam na wątek, szczególnie, że postać Reginalda bardzo mi się podoba. Współczuję mu takich rodziców, ustawiane małżeństwa są rzeczą naprawdę niesprawiedliwą, ale liczę gdzieś w środeczku, że Reggie się zbuntuje. Dzielimy miłość do zwierząt i imprez, a łzy spowodowane krojeniem żabki uważamy za naprawdę urzekające. Nie wiem, czy nasi panowie się dogadają, ale nawet jeśli nie, jestem pewna, że wymyślimy coś ciekawego. Tymczasem, życzę udanej zabawy, mnóstwa wątków i nieskończonych pokładów weny c: ]
OdpowiedzUsuńAnthony
[ Haha, Tony oferuje kopniaki jakby co :D Właściwie to od tego można zacząć - spotkają się na jakiejś domówce, a biorąc pod uwagę, że pewnie obaj będą pijani (lub gorzej) może wyniknąć z tego wiele zabawnych, ciekawych sytuacji. Co prawda nie zawsze pasuje mi takie lecenie na żywioł, ale chyba w tym wypadku jestem gotowa zaryzykować. Nie wiem tylko czy wolisz, by znali się z uczelni czy żebyśmy dopiero ich poznały. ]
OdpowiedzUsuńAnthony
[ Cóż, akurat przyszłej relacji wolałabym nie ustalać, bo lubię jak powiązania wychodzą naturalnie, to też zależy od tego jak postaci się dogadają, ale pomysł z zaproszeniem do domu mi się podoba. Ciekawe tylko czy Tony pomyśli o tym, żeby wykorzystać sytuację x"D Spoko, mogą się znać z widzenia z imprez i różnych uczelnianych wydarzeń. To jak, kto zaczyna? ]
OdpowiedzUsuńAnthony
[ Wybacz lekkie opóźnienie, wczoraj nie miałam już siły nic napisać. Pozwoliłam sobie odrobinkę pokierować akcją, mam nadzieję, że się nie pogniewasz. ]
OdpowiedzUsuńImprezy zawsze stanowiły dla niego pewną formę oderwania się od rzeczywistości. W dniach pełnych pracy nad nowymi projektami, nauki do zaliczeń i cykania zdjęć czy to w formie relaksu czy dla gazety nie znajdował zbyt wiele czasu na takie drobnostki jak dłuższa rozmowa z kumplami czy napicie się piwa przy komercyjnej, królującej na domówkach tego typu muzyce. Takie wieczory wpisywały się w jego grafik w miarę regularnie, a mimo to nadal mu się nie znudziły. Oczywiście za relaks uznawał również przeczytanie dobrej powieści oraz jeżdżenie z aparatem po mieście w poszukiwaniu godnych uchwycenia chwil, ale że większość czasu i tak spędzał w słodkiej samotności, ostatnie wolne godziny wyrwane z wiru pracy wolał poświęcić na jakiekolwiek socjalizowanie się z otoczeniem.
Nie do końca pamiętał, ile piw, drinków i skrętów przewinęło się przez jego usta w ciągu tych kilku godzin, jakie spędził na domówce, której gospodarza ledwo kojarzył. Dla niego nie miało to większego znaczenia. Po paru latach doświadczenia umiejętnie nauczył się wyczuwać odpowiedni moment, cienką granicę między byciem odurzonym, a kompletnie nieświadomym. Parę razy sprowadził się do przerażającego stanu niedyspozycji skutkującej czarną dziurą w pamięci i od tego momentu coraz bardziej się pilnował. Głowę miał mocną, zapewne po ojcu, więc wciśnięcie w siebie większej ilości alkoholu, szczególnie w te ‘dobre dni’ nie stanowiły dla niego większego problemu.
W pewnym momencie wstał z kanapy, którą od pewnego czasu zajmował wraz z paroma znajomymi, szepnął coś na ucho najbliżej siedzącej osobie i wcisnął się w ścisk tańczących ciał. Sunął pomiędzy wirującymi na prowizorycznym parkiecie imprezowiczami, by po parunastu sekundach dotrzeć do celu swojej małej podróży - niewielkiej kuchni nieopodal schodów. W środku dudniące w salonie piosenki nie uszkadzały bębenków tak bardzo i przede wszystkim dało się tu chwilę odpocząć od ludzi. No, prawie. Poza nim w pomieszczeniu stała jakaś para - chłopak, którego ledwie kojarzył z kampusu i odpicowana blondynka ze zbyt dużym dekoltem, wyglądająca jak ‘ta wredna zołza psująca życie głównej bohaterce’ żywcem wyjęta z głupich amerykańskich filmów dla nastolatków. Dziewczyna chyba nie zwróciła na niego większej uwagi, zajęta robieniem słodkich oczek do swojego kompana. Tony obserwował sytuację kątem oka, nalewając sobie do papierowego kubka kolejną porcję piwa. Odniósł wrażenie, że szatyn nie do końca życzył sobie tak nachalnego zachowania ze strony blondyny, a jednocześnie chyba potrafił się od niego odgonić. Przewrócił oczami, słysząc jej sztuczny śmiech i zalotne uwagi, w opinii Anthony’ego bardziej odstraszające niż zapraszające do łóżka. Zawahał się - z jednej strony to zdecydowanie nie była jego sprawa, a z drugiej czuł powinność, by pomóc nie-do-końca-nieznajomemu w ramach męskiej solidarności. Ostatecznie westchnął teatralnie, zwracając na siebie jej uwagę i podszedł bliżej nich, przywołując na twarz krzywy uśmiech.
- Hej, skarbie. Twój były tu idzie, lepiej uciekaj jak nie chcesz awantury, bo wygląda na ostro wkurwionego. - Powiedział z sztucznym zmartwieniem w głosie i poklepał ją po opalonym ramieniu. To był czysty strzał, ale okazało się, że celny. Po raz kolejny udowodnił sobie, że ryzyko popłaca. Dziewczyna wyszczerzyła na niego oczy, wybełkotała coś do swojej ofiary i czym prędzej się oddaliła. Prychnął śmiechem, nie wierząc w to jak łatwo mu poszło i przeniósł wzrok na chłopaka.
- Nie ma za co. - Mruknął, kręcąc lekko głową i pociągnął parę łyków piwa.
Anthony
// Tak sobie myślę, że matka Reggiego i matka Cat mogłyby się znać jeszcze z czasów liceum, przyjaźnić wtedy. Teraz raczej czasem tylko widzą się na jakichś spotkaniach towarzyskich. Czasami pani Banks wpadnie na wieczorek kulturowy pań. Może kilka razy Cataleya została wysłana do pomocy w organizacji Womens Care. Może nawet zanim zaczęła pracować w firmie ojca, pracowała tam jako wolontariuszka, albo jej mama pracowała nad wizerunkiem organizacji, a ona w tym pomagała, a może jest to organizacja pod patronatem Banksów? W każdym razie myślę, że Reggie i Cat mogliby się już znać od dłuższego czasu, bo w innym razie Cattie chyba zbyt mocno by go zdominowała. Tymczasem może być już nieco oswojony z jej ciężką osobowością.
OdpowiedzUsuńCataleya Banks
[Wpadam tutaj z lekkim opóźnieniem, wybacz, ale nie chciałam jednak zrezygnować z przywitania Ciebie i Twojego bardzo intrygującego pana. Podoba mi się, jak bardzo ładnie i realistycznie ujęłaś jego dylematy, że tak je nazwę, jako dziecka bogatych rodziców, nadają postaci bardzo wiele kolorytu. Ogromna szkoda, że i Reginald, i Josephine, mimo że się bardzo lubią, nie mają ochoty wspólnie spoglądać w przyszłość, ale z drugiej strony - lepiej tak niż łamać komuś serce albo męczyć się z osobą, której się nie znosi. W ten sposób chociaż zostaje przyjaźń. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że rodzice Reggiego wyrażą jednak odrobinę zrozumienia do potrzeb i powołań syna, a jemu życzę przede wszystkim szczęścia, za którym tak goni! :)
Bardzo chciałabym zaprosić do swojej Belle, ale jest mi ciężko znaleźć jakiś punkt zaczepienia, który nie zamykałby się "lubi chodzić do teatru i kiedyś ją widział" albo po prostu "musi chodzić do teatru, bo należy, i ją tam widział". Można by ewentualnie jakoś powiązać rodziców Reginalda z Belle, bo z całą pewnością tak szanowane osobistości bywają w teatrach i znają solistów, ale nie wiem czy udałoby się na tej podstawie zbudować relację. Daj znać, co o tym sądzisz. ;)]
Annabelle Sanders
// Myślę, że taki pomysł ma jak najbardziej ręce i nogi ^^
OdpowiedzUsuńCattie
[ Ja tu szykowałam już elokwentny komentarz i zostałam wyprzedzona. W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak podziękować za komplementy i zapewnić, że nie ma szans na odmowną odpowiedź. :D Reggie już na początku zwrócił moją uwagę i jestem ciekawa co może wyjść z takiego połączenia. Teraz trzeba wymyślić tylko jakieś powiązanie albo wątek, który miałby jako tako rączki i nóżki. Jakby co, zawsze możemy chwytać się koszykówki. Rywalizacja to też jakiś materiał. ]
OdpowiedzUsuńLarissa
// Myślę, że lepiej już na samym przyjęciu, będzie ciekawiej. ^^
OdpowiedzUsuńCataleya
[ Tak też będzie dobrze! Lara mogłaby mieć jeden z tych trudnych dni albo po prostu wstać lewą nową i warczeć na wszystko, co się rusza. W końcu to kobieta, kto takiej zabroni? :D Przyszłaby poćwiczyć na halę, by rozładować napięcie, a wtedy pojawia się Reggie i próbuje zawładnąć jej terenem. Żadne z nich nie ustąpi, więc postanawiają się założyć, a szczegóły owego zakładu ustalmy już podczas wątku. :D ]
OdpowiedzUsuńLarissa
[ Skoro już proponujesz... :D Chociaż z drugiej strony chyba będę czuła się jak wyzyskiwacz i naciągacz, biorąc pod uwagę fakt, że pomysł był także twój. Te dylematy moralne! :D ]
OdpowiedzUsuńLara
[ A Matty może pojechać z Reggim do Peru pasać alpaki, jest do tego stworzony. Właściwie pod tym kątem chłopacy są podobni. Taka jakaś odludnia, jakieś spokojne zajęcie i można żyć.
OdpowiedzUsuńAle no na tą chwilę są tutaj także, alpaki muszą poczekać, chociaż Matty bez problemu może zapraszać Reggiego na swoje odludzie, żeby razem rozmawiać z roślinkami w szklarni.
Hm... co by im tu wykombinować? W ogóle się zastanawiam czy oni by się już znali, czy właśnie dopiero by się poznali, w końcu kierunki bardzo inne, szanse są spore, że jedyne co to mogli się gdzieś minąć a to i tak w sumie niewiele. W sumie całkiem śmieszkowo by było jakby faktycznie zaczęło się że Reggie by usnął, nie musi być nawet impreza, może został zaproszony na jedną z imprez Alpha Lambda Mu, a że z bractwa Mattiego ludzie częstą zostają zaproszeni no to po coś mógłby wpaść, a tu Reggie na kanapie kima, właśnie umazany markerem, Matt wyciąga mu telefon z kieszeni i robi sobie z nim zdjęcie. I śmieszkuje, bo do zdjecia dodaje podpis typu 'Whoa what a night, you rock dude', no a Reggie mógłby chcieć to investigate, bo to trochę vague i trudno stwierdzić co takiego narobił. I może generalnie Matty byłby trochę nieuchwytny przez kilka dni i spotkaliby się znów gdzieś... tylko jeszcze nie wiem gdzie ... ]
Matty
PS. to mój ulubiony fragment tak jakoś mnie rozśmiesza za każdym razem 'a na obiad zawsze jedzą łososia. Reggie nienawidzi łososia'.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[Cześć i czołem, przyjacielu ^^]
OdpowiedzUsuńJOSEPHINE
[ polecam się nie przyznawać. Poczekać aż przejdzie. Napić się wina.
OdpowiedzUsuńA tak serio to jestem jednocześnie ucieszona i trochę też mi Reggiego szkoda, bo biorąc pod uwagę charakter Finna to ten z początku go nie polubi :v chociaż może? ]
Finn
Sączy kieliszek szampana, trzymając go lekko między smukłymi palcami. Przejeżdża paznokciami po gładkim szkle z wyczuciem, z niejakim znużeniem, choć jej twarz wyraża zainteresowanie. Słucha nudnej opowieści dyrektora pobliskiej sieci fabryk. Uśmiecha się łagodnie na słaby żart, popijając go pokrzepiającą dawką alkoholu. Kiedy, konsumując, relaksuje się, pogrążając się we własnych myślach, wydaje się bardzo spokojna. Niegroźna. Jej wyciszona, stagnatyczna twarz nie zdradza żadnych negatywnych emocji, a łagodny, rozświetlający oczy uśmiech dodaje jej uroku, kiedy z grzecznością kiwa głową potwierdzająco na kolejną mało błyskotliwą uwagę syna pana Whipple’a. Śmieje się dzwięcznie na jego komplement i kiedy gotowa jest już odejsć, sprawnie wymierzając bezpieczny czas, po jakim może to zrobić, pomaga jej w tym ciężar czyjejś dłoni w pasie. Zanim Cataleya orientuje się co się dzieje, przyjemny zapach męskich perfum owiewa jej nozdrza. Przywiera biodrem do stabilnego, męskiego ciała, zręcznie unikając rozlania ostatniego łyku szampana w lampce. Opiera się jedną dłonią na piersi młodego mężczyzny. Instynktownie, wyczuwa błysk fleszy. Jej twarz reaguje automatycznie. Przybieraja odpowiednią pozę, naturalnie, uśmiecha się do zdjęcia. Jakby była na to przygotowana. Kiedy chwila aktorstwa mija, wzdycha, opadając lekko na ramię chłopaka, wspieraja się na nim podbródkiem. W sposób, którego Reggy mógłby nie lubić, który jej nigdy nie krępował. Spogląda za jego ramieniem na salę. Widzi dużo starszych w większości od nich ludzi i tych buców, takich samych jak ona, obserwuje córki i synów bogatych rodziców.
OdpowiedzUsuń— Najpierw ze mną zatańcz — mruczy uratowana, odkładając pusty kieliszek na tą samą tacę, z której Reginald zgarnia kolejne kieliszki — Proszę — wydaje się niezbita, bo nie dając mu dojść do odpowiedzi, jedną dłonią odbiera mu szampana, drugą chwyta go za dłoń, ciągnie na parkiet, przy wolnym utworze. Opiera jego dłoń na swojej talii. Daje ludziom powód do plotek. Nie jest Josephine, a obejmuje go za szyję, oddychając mu na odsłonięty fragment skóry. Drażni się z nim, zabija nudę, ryzykuje dezaprobatą jego rodziców, niezadowoleniem jego matki.
I cieszy się każdą sekundą swojej niesubordynacji.
— Lepiej, że tańczysz ze mną. Mi Twoja matka wybaczy. Ode mnie lubi jeszcze bardziej tylko Josephine. Dlaczego nie zaręczyła Cię ze mną, Reggy?
Pyta poważnie, albo na żarty. Trudno stwierdzić.
Cattie
[hej, w Starbuniu mają też jakieś wyroby herbatopodobne. Chyba że Reggie ma naturę męczennika c:
OdpowiedzUsuńTakże ten, jakaś podwalina jest, teraz tylko pytanie kto ma zacząć ]
Finn
[Cześć! Wow... arogancki, bogaty i przystojny. .. pewnie wojuje z Jake'm o tytuł mistera uniwerku xD na bank nie raz i nie dwa plotki o nim musiały przewijać się w rozgłośni, ale przychodzę z propozycją! ;) Abi to dziewczyna, której wszędzie pełno, która każdemu pomoże i w razie kłopotów poratuje. Sama raczej nie miewa kłopotów, ale może podczas jednej z imprez integracyjnych kampusu wylała piwo na któregoś z kolegów z drużyny Reggiego i ten zlitowałby się i jej pomógł ujść cało? Przy okazji wymusiłby obietnicę, że więcej nie usłyszy z głośników nic na swój temat, nawet aluzji! No i w sumie Abi mogła kiedyś należeć do jego fanklubu, a plotki o zaręczynach złamały jej serce i zakończyły platoniczne zauroczenie xd a poza tym Smith doskonale nadaje się na kumpelkę ;) skusisz sie?? ]
OdpowiedzUsuńAbigail
[ Hej, hej, wracam, bo zdałam sobie sprawę, że chyba trochę po bandzie poleciałam, także nie bój nic, mój pomysł raczej kupy się nie trzyma, także w wątek nie musimy iść, ale Reggie już zawsze zostanie tym oślinionym, pomazanym markerem kolegą, nawet bez naszego wątku, tą pozycję ma w kieszeni ;) ]
OdpowiedzUsuńMatty
Poniekąd współczuł takim dziewczynom jak tamta blondynka. Sprawiały wrażenie zagubionych i zakompleksionych, zasłaniających prawdziwą twarz toną makijażu oraz innych świństw jakie nakładają na sobie dziewczyny w dzisiejszych czasach, ale tak naprawdę większości z nich taki wizerunek pasował. I właśnie dlatego czuł do nich litość - fatalny gust bywa prawdziwą skazą na życiorysie. Oczywiście ubiór Anthony’ego również pozostawał wiele do życzenia, jednak on w przeciwieństwie do tamtej laski, zakładał takie ubrania dla siebie, a nie po to by przypodobać się pijanym półgłówkom.
OdpowiedzUsuńSkinął więc jedynie głową, samemu się sobie dziwiąc, że zrobił coś dobrego dla zupełnie nieistotnej dla niego osoby. Wziął od niego wódkę, pociągnął jej kilka łyków, krzywiąc się na palące uczucie rozlewające się po gardle. Popijał piwo czystą, to chyba zakrawało już na alkoholizm. Założył, że to koniec ich rozmowy więc dopił swoje piwo i odstawił pusty kubeczek na blat, gotowy wrócić do salonu z miną męczennika.
Niespodziewaną propozycję ciemnowłosego skwitował uniesieniem brwi. Nie codziennie padały takie zaproszenia, szczególnie od praktycznie obcego chłopaka. Był zdecydowanie pijany. Anthony zawahał się - z jednej strony pójście z do mieszkania z nieznajomym wydawało się niebezpieczne i po prostu nie do końca pasowało do jego natury, z drugiej miał z lekka dość tej imprezy z kiepską muzyką i zbyt dużą ilością ludzi, a poza tym ryzyko często niosło za sobą niespodziewanie ciekawe korzyści.
Potarł kciukiem swoją dolną wargę nie odrywając spojrzenia od twarzy swojego dłużnika.
- Skoro jesteś na tyle szalony, że oferujesz potencjalnemu psychopacie powrót do twojego domu to…- Odchrząknął znacząco, usiłując przeczyścić gardło - Chyba będziesz wspaniałym kompanem do picia. Zdradź mi tylko swoje imię, żebym mógł pochwalić się kolegom. - Dodał z nutką sarkazmu w głosie i wziął dwie butelki tequlli z kartonu trzymanego przez towarzysza.
- Tylko może nie wyskakujmy od razu z tym pudłem, co? Po pierwsze, jawne okradanie gospodarza nie jest zbyt grzeczne, a po drugie ktoś może nas po drodze zatrzymać i odebrać nam alkohol, a nie o to przecież chodzi, nie? Zrobimy to subtelniej. - Uśmiechnął się krzywo, zabierając mu karton. Położył go na poprzednim miejscu. Jedną butelkę schował pod kurtkę, drugą wcisnął w dłonie chłopaka.
- Prowadź, towarzyszu do chlania. - Kiwnął na niego głową, wolną dłonią wyciągając papierosa i wsunął go między wargi. Wyjął też zapalniczkę, odpalił fajkę i zaciągnął się nią kiedy przeciskali się przez tłum imprezowiczów. Nie czuł się w obowiązku, żeby poinformować znajomych o swoim wyjściu. Nie dzisiaj. Tej nocy miał kompletne wywalone na wszystko, co się działo.
Anthony
Zarzuciła torbę na ramię, mając ochotę rzucić nią przez całą salę. Najlepiej tak, by podczas lotu uderzyła siedzących przed nią chłopaków, a pod koniec trafiła w wykładowcę, który najwyraźniej nie potrafił zbyt dobrze czytać z mimiki twarzy i pomimo jej jasnych sygnałów, wciąż zadawał pytania akurat jej, tym swoim ociekającym protekcjonalnością tonem. Fakt, że w sali większość miejsc była zajęta, a on pomimo tego wciąż powtarzał jej imię, rozeźliła ją jeszcze bardziej. Od rana czuła się jakby nad jej uchem latał tuzin pszczół, które postanowiły irytować ją cały dzień. Ponadto odkąd wstała, wszystko szło nie po jej myśli, poczynając od ogromnej kolejki do toalety i zimnej wody w prysznicu, kończąc na wykładowcy, dla którego sposoby śmierci notowała na ostatniej stronie zeszytu. Ten z użyciem miętówek i sznurowadeł wydawał się jednym z lepszych i bardziej dostępnych.
OdpowiedzUsuńRacjonalny głosik w głowie podpowiadał, że jej nastrój ma związek, z tym że zbliżają się jedne z najgorszych dni w życiu kobiety i w normalnych okolicznościach zapewne śmiałaby się z feralności tego dnia. Jednakże była w stanie, podczas którego żadne racjonalne argumenty do niej nie docierały, a wszystko wkoło ją irytowało. Śpiew ptaków, uśmieszki kolegów, którzy byli facetami i nie musieli mierzyć się z huśtawką nastrojów, bólem brzucha i innymi symptomami, o których wolała nawet nie myśleć, czy nawet długopis, który akurat tego dnia postanowił się wypisać. Najchętniej wróciłaby od razu do pokoju, zakopała głęboko pod kołdrą i przespała cały ten tragiczny w skutkach dzień. Jednakże pozostałe cząstki miłosierdzia, którym dzisiaj udało się przetrwać, upominały, że wcale nie chce dręczyć swoimi humorami współlokatorki, bo bądź co bądź, na drugi dzień będzie musiała błagać o wybaczenie albo pogodzić się z tym, że zginie podczas snu. Właśnie dlatego zaraz po tym, jak wybiegła z sali, jakby się za nią paliło, postanowiła zabrać swój sportowy strój i w samotności pograć na sali. Piłka milczała tak samo, jak kosz, więc liczyła na to, że chociaż oni jej nie zirytują. Poza tym potrzebowała mocnej dawki zmęczenia, licząc na to, że w ten sposób, przysłowiowo spuści trochę pary.
Gdy już miała na sobie wygodne buty i spodnie, które nie groziły rozerwaniem podczas pierwszego bardziej energicznego ruchu, wkroczyła na salę, odbijając po drodze piłkę, a dźwięk ten wypełniał głuchą ciszę. Kładąc piłkę na ziemi i przytrzymując ją nogą, spięła włosy w luźny kucyk i przekręciła głową raz w lewo i raz w prawo. Rozluźniła ramiona i dopiero wtedy ponownie sięgnęła po swoje jedyne wybawienie, wyłączając wszelkie inne zmysły, odcinając się od świata i zatracając w grze, uwalniając się tym samym od tych dręczących ją od rana pszczół. W tamtym momencie wszelkie czarne myśli, które składały się głównie z przeklinania całego świata, wszelkie zmartwienia i rzeczy, które musiała zrobić, odeszły na bok, chowając się za regałami i zostawiając po sobie chwilę ciszy, której potrzebowała. To na piłce skupiła całą swoją złość, przelewając na nią kipiącą w sobie energię, tym samym, chociaż w minimalnym stopniu się jej wyzbywając.
[ Mam nadzieję, że nie jest najgorzej. c: ]
Larissa
[okej, plan od poszukiwania osoby odpowiedzialnej za plotki, a później kąśliwe uwagi o rozgrywającym bardzo mi się podoba! :D tak mogliby se poznać :D i płynnie przejść na stopę koleżeńską, co na pewno z Abi trudne nie będzie :D i chętnie sama podjęłaby sie zostania jego przewodniczką i mentorką w kwestiach relacji damsko-męskich, skoro on jest zielony, co swoją drogą wydaje się być baaaardzo uroczę! <3
OdpowiedzUsuńpodpowiedz, od którego momentu zaczynamy, a ja najpóźniej jutro coś nam skrobnę ;) ]
Abigail
[ Przynajmniej nie będzie miała poczucia winy za swoje zachowanie :D I ja się pytam kto ją zrzucił z podium, aż na czwarte miejsce? xd ]
OdpowiedzUsuńNie zdawała sobie sprawy, że ktoś poza nią znajduje się na sali, dopóki nie usłyszała za sobą męskiego głosu, który drastycznie wyrwał ją z transu i skutecznie wybił z rytmu. Szybko złapała piłkę, trzymając ją pod pachą i odwróciła się akurat w momencie, gdy chłopak wskazywał na drzwi wyjściowe, tym samym jasno dając do zrozumienia, czego sobie życzy. Uniosła brew do góry, uważnie mu się przyglądając i próbując dopasować twarz do imienia. Po chwili niezbędne elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce, a ona zdała sobie sprawę, że stojący kilka metrów dalej chłopak to nie kto inny, a kapitan męskiej drużyny koszykówki. Reggie... Cóż, nazwiska nie pamiętała, ale także nie miała takiego obowiązku, bo nie przypominała sobie, by kiedykolwiek zamienili ze sobą choćby jedno słowo. Nie wiedziała o nim też aż tak wiele. Co prawda dziewczyny z drużyny często oceniały skład męskiego zespołu, skupiając się nie tylko na ich umiejętnościach, ale także wielu innych aspektach. W końcu studentki żyły pikantnymi historyjkami, a sportowcy niewątpliwie byli jednymi z lepszych kąsków. Sama niejednokrotnie zawieszała, na co niektórym wzrok, bo bądź co bądź była zdrową kobietą, a wzrok wciąż miała dobry. Reggie jednak był typem, którego zachowanie skutecznie ją odpychało. Nie musiała go znać, wystarczało, że usłyszała coś przelotnie, a on właśnie potwierdził wszystko, o czym mówili, swoim zachowaniem krzyczącym „Jestem panem i władcą nędzna istoto".
Z zamyślenia otrząsnęła się, dopiero gdy chłopak wyrwał jej piłkę z dłoni, a ona sapnęła zszokowana, otwierając jeszcze szerzej oczy i niemal gotując się ze złości. Była pewna, że jej policzki już płoną czerwienią i nie było to wyłącznie spowodowane wysiłkiem fizycznym. Jedyne, o co prosiła to samotność i chwila spokoju, ale najwyraźniej świat się na nią uwziął. W szczególności faceci, którzy po prostu powinni wyginąć niczym dinozaury. Najpierw wykładowca, a teraz Król Dupków, czy los sobie z niej drwił?
― No tak, przecież król wszystkich królów i właściciel tych o to włości zarządził, a ja jako nędzna służka zapewne powinnam ulegle posłuchać. ― odparła wreszcie jadowicie, po czym gwałtownie wyrwała mu piłkę z ręki, by od razu nią w niego rzucić.
― Chcesz poćwiczyć, hm? ― zapytała, popychając go tak, że musiał cofnąć się o krok, nie spuszczając przy tym wzroku ani na sekundę. ― W takim razie spłowiały dupku, przyjdź, gdy skończę, bo byłam pierwsza. ― zakończyła, ostatnie słowo wymawiając w zwolnionym tempie, chcąc ułatwić mu zrozumienie. Od razu też zwinnie zabrała piłkę i wykonała szybki wsad, zaczynając go ostentacyjnie ignorować, tak jak potrafiły robić to tylko kobiety.
W środku cała kipiała ze złości i miała ochotę po prostu zacisnąć dłonie w pięści i zostawić po sobie ślad na jego pewnej siebie, aroganckiej twarzyczce. Przez jej umysł przelatywały dziesiątki wyzwisk, którymi powinna go obdarzyć, ale chciała grać. Po prostu grać i stwierdziła, że może tym razem los się do niej uśmiechnie, a Reggie zrezygnuje. Jednocześnie jednak wiedziała, że to jedna z najbardziej naiwnych myśli, jakie kiedykolwiek przyszły jej na myśl. Może najlepiej by było, gdyby to na nim wyładowała całą swoją złość? W końcu niewątpliwie sobie zasłużył.
Larissa
Nie wie ile kieliszków szampana spożył, ale odświeżający powiew wesołości w jego wykonaniu, pozwala jej stwierdzić, że wystarczająco. Dlatego z pobłażaniem, można powiedzieć, nawet z koleżeńską troską, ale też z lekkim rozbawieniem, odbiera mu również i drugi kieliszek. Żeby jednak to zrobić, potrzebuje wypić pierwszy na jednym hauście i puste szkło odłożyć na tacę przechodzącego obok kelnera. Och, jakże wykwalifikowana usługa. Dokładnie wyczuwają moment, w którym są potrzebni. Dziewczyna śmieje się cicho pod nosem, ale nie z młodego Pearsona, tylko dlatego, że jego obecność poprawia jej humor.
OdpowiedzUsuń— Ciszę się. Złapali mnie z dobrego profilu — ciągniesz jego żart — jedynie o Twój szeroki uśmiech się martwię. Jeszcze Spokane uwierzy, że Reginald Pearson dobrze bawi się na bankiecie. A wtedy już na żadnym się od Ciebie nie odgonię.
Docina Ci hobbistycznie. Przez czas, jaki jej nie było, zdążyła zapomnieć, jak czas szybko mija w odpowiednim towarzystwie. Ignoruje nawet oślepiające lampy i dochodzące uszu niepochlebne szepty. W niektórych szykanują właśnie ją. Jest młoda, jeszcze piękna, inteligentna, pewna siebie, zdecydowana, bezpośrednia. Zdaniem wielu, zbyt nachalnie wodzi Pearsona. Cateleya dawno jednak już przyzwyczaja się do nieschlebiających podszeptów. Potrafi je wyciszyć w swoim umyśle. Skupia się tylko na Reggim. Poddaje się jego ruchom w tańcu, wiedząc, że może liczyć na jego koordynację ruchową. Cały czas w jednej ręce trzyma kieliszek szampana. Jeszcze nie szumi jej w głowie i woli, żeby tak pozostało. Chce być trzeźwa, bo tylko na trzeźwo gotowa jest odeprzeć każdy napad prasy i zachować dobrą twarz, dobrą reputacje, bo choć wielu próbuje ją zniszczyć, jeszcze nikomu się to nie udało.
Z niejakim zawodem przyjmuje koniec wirowania na parkiecie. Mimo wszystko daje się chwycić za dłoń i pociągnąć na kort. Zanim jednak opuszczą salę, odszeptuje mu, unosząc kącik ust do góry w lekkim uśmiechu.
— Zdążyłam już zapomnieć jakie masz specyficzne poczucie humoru, Reggy.
Nigdy nie widziała się jako żonę. Nawet nie jako dziewczynę. Jej związki zdawały się raczej komfortowymi ustaleniami niż miłosnymi podrygami. Dlatego teraz nie zastanawia się nad odpowiedzią na jego pytanie. Od razu traktuje je jako dowcip Pearsona.
Przystając koło niego na korcie. Bardzo prawidłowo, służąc jako mentalne wsparcie przed meczem, trąca go lekko biodrem.
— Powinieneś zagrać ze mną — nie lubi się tak jednoznacznie chwalić, ale… — jestem lepsza od Whiplle’a.
To akurat nietrudne. Każdy jest lepszy od Whiplle’a.
— To nieistotne. Jutro nagłówki gazet i tak będą trąbić o nowej pani Pearson. Cataleyi Pearson. Nigdy im się to nie znudzi. Mógłbyś obok mnie przejść obojętnie, a oni i tak znaleźliby powód do plotek. Nie poradzisz, że nasze nazwiska dobrze razem wyglądają w jednym artykule.
Nie patrzy na tablicę z rozpiską par meczowych. Jej wzrok ulokowany jest dalej, na horyzont. W czasie kiedy on sprawdza numer kortu, godzinę i partnera meczu, ona przelewa w zamyśleniu szampana w kieliszku. W końcu wyczuwa drgnięcie jego mięśni. Już sprawdził? Kontrolnie patrzy mu na twarz.
— Zakończ to szybkim setem. Bez Ciebie znowu będzie okropnie nudno.
Cattie
[Nie wiem czy wybrałaby go do tej głównej roli :D Ich relację widzę mniej więcej jako wieczne dogryzanie. Nie możesz jeść truskawek? No to oczywiście, że poczęstuję cię ciastem truskawkowym, ale ci o tym nie powiem.
OdpowiedzUsuńWieczny konflikt, ale nigdy nie przesadny. A ponoć kto się czubi ten się lubi, nie?
Summer
Abigail nie należała do szczególnie kochliwych i co semestr wzdychających do nowego obiektu westchnień studentek. Wiecznie jej bylo pełno, ale i wiecznie gdzieś się spieszyła. Nie miała masy zajęć dodatkowych, ale wciąż widywana była w biegu, w pośpiechu i ogólnie rzecz biorąc, sprawiała wrażenie ciągle dokądś spóźnionej. Zabawne, bo zwykle trzymała się harmonogramu swoich zajęć i mogła chwalić się punktualnością. Ale po prostu doba była za krotka! Pierwsza wiedziała, kto z kim się spotyka, gdy rozchodziły się jakieś pierwsze plotki, sprawdzała je gruntownie i upewniałą się o prawdziwości nowinek na kampusie. Ot wszędobylska i doskonale poinformowana, między puszczanymi składankami z rozgłośni, wcinała swoje trzy grosze, wrzucając nie tylko informacje, ale i docinki, komentarze, żarty i podsumowania wydarzeń sportowych, kulturalnych, organizacyjnych i tak, plotki też potwierdzała, albo negowała. To ostatnio jednak robiła dla zabawy, chciała, aby studenci słuchali głośników na terenie uczelni z uśmiechem, a nie z niechęcią. Ona doskonale bawiła się z mikrofonem i liczyła na to, ze słuchacze mają podobne odczucia.
OdpowiedzUsuńNie była szczególnie popularna, posiadała pospolitą twarz i szeroko uśmiechałą się do ludzi wokół, jak co trzecia dziewczyna w River Falls. I nie przeszkadzało jej to, bo ambicji do zostania sławą nie miała. Lubiła za to wykorzystywać wyścigi popularności studentów, bo wiedziała doskonale, co napędza ich program i co przyciąga słuchaczy.
- Od wczoraj boiska mamy puste, a nasi sportowcy wydają się być z cukru w przeciwieństwie do świeżutkich cheerleaderek, którym deszcz nie straszny - zachichotała przesłodko z ą uwagą między pogodne rytmy znanych utworów i wykorzystując fat, ż etego dnia jest sama w rozgłośni, bo ostatnia impreza odebrała głos jej koleżance, pozwoliła sobie na ogromna swobodę. - I choć do końca roku szmat czasu, to możliwe, że widok kapitana druzyny koszykówki w mokrym podkoszulku, pomógłby mu nabić parę punktów w wyścigu po koronę, bo ilośc fanek drastycznie mu spadła od czasu ogłoszenia śmiertelnie powaznej decyzji zaobrączkowania! - dorzuciła przeokropnie smutnym głosem.
Zawsze jej komentarze trzymały się raczej humorystycznej wersji i próbowała żartować w taki sposób, aby nikogo nie urazić. Niestety zauwazyła tendencję lubowania się w uszczypliwościach. Nawet skrzynka mailowa rozgłośni aż pekała w szwach od złosliwych plotek i przeglądając wiadomości, czasami traciła cierpliwość, poznając wyssane z palca historyjki, które jawnie az biły po oczach żalem i goryczą. Ale filtrowała wszystko dzielnie i starała sie wyszukiwac takie smaczki, które ludzi rozśmieszą, rozchmurzą, czasami może dokuczą, ale zawsze w żartobliwej mierze.
- Żegnam się z wami jak zawsze z smutkiem, ale pamietajcie, słyszymy się jutro o tej samej porze! Nas deszcz nie przegoni!
Po tym jak wszystko złożyła i zamkneła, ubrała sweter, bo dzień był wyjątkowo wietrzny i dopiero gdy upewniła się, że wszystko jest odłączone, wyłączone i zamknięte, gotowe do akcji nazajutrz, wyszła na zewnątrz. Objeła się dłońmi i powoli skierowała w strone północnego akademiku, bo dziś nie miała już nic do roboty.
Abigail
[Dziękuję za cieplutkie powitanie! <3 I dziękuję za taką szczerą, prawdziwą kartę postaci, w która skupiona jest na treści, a nie na formie, bo teraz duuużo ludzi robi mega poetyckie kp, a co do czego to ciężko wyczytać z nich jakiekolwiek informacje o postaci ;) U ciebie jest super, takie karty lubię! I Reggie jest bliski wielu osobom, tak mi się wydaje, mi osobiście na pewno, jeśli chodzi o plany rodziców na życie dzieci :)))]
OdpowiedzUsuńHailey Redmayne
[Serial kojarzę, ale nigdy nie miałam okazji oglądać, za to yt mnie wspomógł i zapoznałam się z ich best moments także podstawy mam, no i ogarniam o jaki koncept Ci chodzi i mi to pasuje :D
OdpowiedzUsuńCo do zaczęcia to myślałam i myślałam i chyba na coś wpadłam. Reggie będzie miał niedługo urodziny, więc Matty mógł pracować nad zorganizowaniem dla niego czegoś i udałoby mu się jakieś Vipowskie bilety załatwić do oceanarium (prezent byłby przedwczesny, no ale na kiedy bilety są na wtedy są i tego już zmienić nie można), a że Vipowskie to można by założyć, że jakieś pływanie z delfinami, karmienie orki, czy co tam by nam wpadło do głowy (oprócz wiadomo podstawowy czyli całej wycieczki itp). A później jeszcze mogliby się wybrać na miasto, może jakiś windsurfing czy coś podobnego by było akurat organizowane, no jakieś byśmy jeszcze mogły im atrakcje wymyślić za nim by wylądowali w mieszkaniu Reggiego (w końcu bliżej). Co ty na to?]
Matty
Niewiedza Reginalda rozczula Cataleyę. Dziewczyna uśmiecha się rozbrojona jego lekceważeniem do spraw typowo biznesowych zamożniejszych rodzin. Nie rozumie jak może w tym być tak urokliwy. Taki chyba już był, od dziecka go takiego pamięta. W jego towarzystwie zawsze czuje się swobodnie, z tego i z kilku innych powodów. Od oparcia się z rozbawieniem na jego ramieniu powstrzymuje ją tylko obecność prasy wewnątrz budynku. Dlatego kręci tylko z niedowierzaniem głową.
OdpowiedzUsuń— Twoja matka, Reginaldzie. Posprzątaj pokój. Zrobimy z Josephine nalot. Wymkniemy się po półtorej godzinki, zaszyjemy się u Ciebie, zrobimy konkurencyjną imprezę.
Tutaj trochę ścisza ton, podnosi się na palcach, żeby móc sięgnąć ustami jego ucha, szepcze kilka konspiracyjnych słów.
— Myślisz, że jesteśmy już dość dorośli, żeby spróbować zapalić to zioło, które sprzedają na kampusie?
Opada znów w dół, zadziera podbródek do góry. Patrzy mu w oczy. Pyta szczerze. Wzrok ma oczekujący. Ciężko powiedzieć, czy już to kiedyś robiła, czy chce spróbować. Na pewno, w tym momencie, chce poznać jego zdanie. Dlatego obserwuje go skoncentrowana wyłącznie na nim. Nawet spojrzenia innych na ten moment zdają się jej nie przeszkadzać.
Zapomina o nich. Do czasu, do kiedy Reggy jej nie przypomina. Podąża z ograniczonym zainteresowaniem za jego spojrzeniem. Musi obrócić w tym celu głowę za ramię. Dostrzega trzy znajome sylwetki kuzynek swojej koleżanki i… macha do nich z uśmiechem. Z satysfakcją obserwuje wymianę zdań pomiędzy nimi i niechętną odpowiedź na jej powitanie. Słabe, krzywe, nieszczere uśmiechy. Trochę podobne do jej własnego. Tylko jej przepełniony jest lekko kpiną, choć w większej mierze po prostu pobłażliwością i rozbawieniem.
— Mogłabym położyć na Tobie jeszcze usta, na przykład na Twoich własnych. Z przekory — nawiązuje do zazdrosnych rówieśniczek i śmieje się — Ale nie. Dziękuj aparatom. Tym razem uratowany przez prasę! Ale poczekajmy do Bożonarodzeniowej imprezy. Josephine mi wybaczy. Wybaczy, nie?
Uśmiecha się do siebie, ale nie zdradza mu przyczyny swojego rozbawienia, czy też poprawy nastroju. Cofa się krok i siada na krzesełku na loży dla widzów meczu. Będzie go obserwować. Na razie jednak kończy rozmowę. Zerka bez większego pomyślunku w kierunku rywala Reggiego, bo ten właśnie pojawia się na korcie. Dlatego streszcze się w odpowiedzi.
— Bo to sport kontaktowy! Tylko jednego bogacze nie znoszą bardziej od potu. Drugiego człowieka — zauważa, wymyślając bardzo logiczny argument na poczekaniu i obserwuje go jak ten zwija się w celu rozpoczęcia meczu.
— Poczekaj!
Zręcznie, jak na kogoś kto w liceum był zastępcą kapitana drużyny cheerliderek, wstaje z miejsca i chwyta go za dłoń. Ciągnie w swoim kierunku i praktycznie zderza się ustami z jego policzkiem, cmokając go na szczęście.
— No to szczęście! Wracaj szybko. Nie ustaliliśmy jeszcze co z Bożym Narodzeniem.
Cataleya
[On jest cudowny. Zgadzam się na każdy wątek. Po prostu biere w ciemno! Powiedz mi tylko czy masz jakiś pomysł czy robimy burzę mózgów? Bo w sumie to wiesz... Ja tam jakimś zalążkiem pomysłu nie pogardzę ;)]
OdpowiedzUsuńMartin
[To byłoby genialne :D W sumie tak, nie odmówiłby niczego takiego, może i nie mógłby sobie wpisać takiego "występu" do portfolio, ale z pewnością bawiłby się przednio no i zdobyłby doświadczenie.
OdpowiedzUsuńI ło paniiii! Wywiad byłby genialny jeszcze jakby to był taki mini-wywiad gdzie głupie i idiotyczne pytania przeplatają się z tymi normalnymi to byłoby super xD
W sumie to można powiedzieć że jest całkiem odważny (albo głupi) i zaprosiłby Twojego pana na imprezę, bo w sumie dlaczego by nie?
Myślę też że mogliby się kojarzyć (bo w sumie to ilu ludzi popyla po kampusie na deskorolce i się z nią nie rozstaje?). Poza tym pewnie szkoła organizowała nie raz nie dwa jakieś mecze, na które studenci się wybierali żeby dopingować swoich ;)
I jak najbardziej! Może być crushem Martina, tylko powiem Ci że Martin i tak trzymałby to przez jakiś czas w tajemnicy, bo pewnie by się dowiedział że Reggie ma narzeczoną, więc spisałby się na straty. No i ten... Myślę jeszcze nad czymś ciekawym...
Może w ogóle to dorzucimy coś jeszcze? Może jakoś po imprezie wpadną (albo Martin wpadnie) na idiotyczny pomysł zrobienia żartu szkole z którą konkuruje RUFUS? Pomyslałby o Reggiem bo w sumie to potrzebowałby kogoś do pomocy, czy Reggie poszedłbym na coś takiego?]
Martin
[Myślę że wszystko jest ustalone :) Powiedz mi tylko kto zaczyna? Bo jeśli ja to lojalnie uprzedzam że jestem na wyjeździe i piszę z telefonu. Mogę zacząć, tylko że to trochę potrwa (rozpoczęcie pojawiłoby się dzisiaj, ale pewnie byłoby dość krótkie chyba że ci to nie przeszkadza). Wracam jutro po południu /wieczorem do domu, więc zawsze możesz poczekać do jutra, ewentualnie piątku ;)
OdpowiedzUsuńChyba że ty wolisz zacząć?
Aha! I jeśli ja mam zaczynać to powiedz mi tylko czy mam zacząć od wywiadu, czy czegoś innego np. od samego meczu?]
Martin
[Zapraszam na wątek do Michała :)]
OdpowiedzUsuńPrzechyla głowę na bok, odrobinę zaskoczona zwierzeniem Reginalda. Mogła wiele zakładać, ale… że chłopak ma dostęp do zioła? Łatwy. Widocznie były jeszcze sfery życia Pearsona, którymi potrafił ją zaskoczyć.
OdpowiedzUsuń— I się ze mną nie podzieliłeś? — pyta go zakładając ręce na piersi, niby obrażona, ale zaraz chłopak zaczesuje pasmo jej włosów za ucho i Cataleya zapomina już o złości. Zapomina nawet nie dlatego, że przekupił ją tym gestem. Ta kwestia aż tak bardzo się dla niej nie liczy. Wspina się na palce na chwilę, patrzy mu zadziornie w oczy i uśmiecha się w odpowiedzi na jego uniesienie ust. Robi to trochę cwanie, a trochę zaczepnie. Rozluźnia przy tym ramiona. Obserwuje go jak odchodzi. Zakłada jego okulary na nos, a chwilę później podnosi je wyżej, zaczepiając je na włosach, zgarniając przy okazji niesforne pasma do tyłu.
— Nie kuś — to mówi już do siebie, kiedy chłopaka już nie ma obok niej. Śmieje się do swoich myśli. Z zainteresowaniem przechyla głowę na bok i przygląda się szybkiemu tokowi gry. W sumie przygląda się Reginaldowi. Whilplle skupia znacznie mniej jej uwagi.
Cataleya dopiero teraz może z łatwością powiedzieć za czym w Spokane tęskniła. Za takimi popołudniami, jak ten. Który był prawie idealny. Gdyby nie charytatywny bankiet, obcy ludzie, reporteży. Nie chce tego powiedzieć głośno nawet w swoich myślach, ale w takim razie tęskniła tylko do Reggiego. Tęskni też za babskimi rozważaniami z Josephine. Ale nic jej jeszcze o tym nie przypomina. Obecność Reginalda jest bardziej namacalna. Ale pamięć o Jo tak samo silna.
— Przyjaźnicie się zbyt długo, żeby te zaręczyny mogły coś między wami zepsuć — zauważa trzeźwo, wyraźnie nie traktując tych cichych dni Josephine jako żadnego zagrożenia dla Reginalda. Dlatego mówi to swobodnie, naturalnie, bez poczucia żalu wobec żadnego z nich. Jest pewna, że wszystko się ułoży dokładnie tak, jak być powinno.
— Nie wyjedziesz. Wiesz dlaczego? Bo dopiero wróciłam. Jeszcze nie zdążyłeś się mną nacieszyć — zaczyna pewną siebie nutą, lekko dopieszczoną arogancją. Od niego zależy czy weźmie te słowa na poważnie, czy na żarty. Dalej, twarz Cataleyi tężeje. Teraz włącza się logiczne myślenie.
— Drugą sprawą jest, że nie znasz hiszpańskiego. Nikt nie lubi tam gringo.
Chyba, że znał, a ona nic o tym nie wie. To zresztą okazuje się mało ważne, bo Cataleya znajduje inne rozwiązanie. Zanim się z nim dzieli, prycha rozbawiona do tego, co właśnie przeszło jej przez myśl.
— Osiem miesięcy to wystarczająco żeby kupić miłość i wziąć rozwód rok później. Mogę się dołożyć do kosztów rozwodowych, w ramach prezentu ślubnego.
Czuje jego ciężar na swoim ramieniu. Automatycznie wygładza mu włosy. Z boku może wyglądać to jak troska. To to i wyobrażenie, w którym Reginald Pearson mógłby reklamować szampon do włosów. Jego pasma są tak miękkie, gęste i ułożone, że Cataleya nie może ulec pokusie, żeby wprowadzić w nich trochę nieprzewidzianego chaosu.
— Nie pojadę tam z Tobą — Cataleya mówi to zdecydowanym tonem, który tylko brzmi jak odmowa. Zaraz przychodzi mu z wyjaśnieniem — Polecimy samolotem. Pokażę Ci moją dawną szkołę i ulubiona kawiarnię. Ale musisz mi coś obiecać.
Poważnieje, prostuje się i szuka jego spojrzenia. Chociaż wydaje się aż bić po oczach elokwencją, z jej ust spływa najbardziej niedorzeczna prośba o obietnicę, jaką mogła wymyślić.
— Że za rok pozwolisz Whilplle’owi wygrać. Nie zniosę kolejnego jego zbolałego spojrzenia.
Cattie
[O, podobno taki on nieporadny w kontaktach damsko-męskich, a tu proszę, dla Aleyne chce na lód włazić, kto by pomyślał. :D Cześć! Dzięki ślicznie za powitanie. Reggie trochę oblegany, więc nie bardzo wiem, co mogę zaproponować, żeby wstrzelić się w jakąś wątkową lukę. Z marszu mogę zaproponować (wybacz, że tak oklepanie), żeby Aleyne była jedną z tych dziewczyn, którym zupełnie nie imponuje pozycja Reginalda (co najwyżej jego imię <3). Pytanie tylko, czy będzie go to wkurzać i za wszelką cenę będzie próbował ją podejść, czy zaintryguje go to do tego stopnia, że zechce poznać ją trochę bliżej. Albo może wylać na niego znienawidzoną kawę przed jakimś ważnym meczem. Albo korzystając z jego podśmiechujących się z jego nieradzenia sobie w damskim towarzystwie kolegów, ktoś go napuści na Aleyne – ona albo odkryje spisek, albo nie, albo Reggie poczuje się winny, albo nie. Ewentualnie, jeśli nie przeszkadza Ci zaczynanie od zera, jeszcze na koniec rzucę jedną abstrakcją – Reginald, uciekający albo przed bandą dryblasów, z jakichś powodów chcących skopać mu tyłek, albo przed tabunem fanek, zamknie się nieszczęśliwie akurat w pokoju Hudson, zależnie od Twojej woli albo z nią w środku, albo z nią na zewnątrz. W obu wypadkach raczej nie zjedna tym sobie Aleyne (oczyma wyobraźni już widzę ją paradującą po pokoju w samej bieliźnie, ewentualnie wspinającej się przez okno okryta jedynie ręcznikiem; mam w sobie coś z dręczyciela, wybacz), ale przynajmniej będzie zabawnie! Co Ty na to?]
OdpowiedzUsuńAleyne Hudson
[Ahaha, to dziękuję bardzo i cieszę się, że się spodobał. ;D A tak w ogóle, to wypasanie aplak w Peru brzmi niezwykle kusząco, czemu sama na to nie wpadłam, przecież Salva by mi się do tego totalnie nadał.
OdpowiedzUsuńBella Ciao łamie serca. Salvador
[ jako tako się ogarnęłam, także teraz mogę śmiało zaprosić do wspólnego łamania głowy nad pomysłem. c: ]
OdpowiedzUsuńFinn
Kiedy dowiedział się…a właściwie to kiedy poproszono go o komentowanie zbliżającego się meczu koszykówki to niemalże podskoczył z radości. Niewiele brakowało żeby rzucił się na szyję temu człowiekowi, który o tym mu powiedział. Wreszcie coś zrobi, poza tym chciał się rozwijać w tym kierunku, bo dlaczego by nie? Należało mieć jakąś alternatywę do bycia „pro-skaterem”, albo kimkolwiek w tym stylu. A takie komentowanie wydarzeń sportowych to była naprawdę bardzo dobra opcja. Podróżowałby, gadał o sporcie i byłby niczym Szpakowski albo Szaranowicz…ewentualnie ten taki jeden polski komentator, który nie żyje od prawie 36 lat, zaraz jak on się nazywał? A, ta. Ciszewski. Jan Ciszewski. Ojciec męczył go polskim językiem, poprzez pokazywanie mu właśnie takich o filmików z komentatorami, no i też jeździli do dziadków na wakacje, więc siłą rzeczy jakoś się nauczył języka. Może gdyby z węgierskim szło mu tak dobrze, to byłoby ciekawiej?
OdpowiedzUsuńAle starał się tym nie przejmować, bo w sumie nie miał czym. Węgierski i Polski to w sumie niewiele znaczyły. Jedynie to może po polsku gdyby znalazł Polaka na świecie (o co w sumie nie jest trudno) to wtedy by sobie pogadał, a tak? Tak to raczej słabo, co nie?
Właściwie to Martin wiele rzeczy traktował tak na przysłowiowy „odpierdol”, albo wiele osób tak po prostu uważało. Jednak do czego jak do czego ale do komentowania meczy się przykładał. Ba! Był gotów nauczyć się wszystkich zasad danego sportu i był gotów komentować nawet curling albo grzybobranie.
Jeszcze jak się dowiedział, że fajnie byłoby, gdyby przeprowadził krótki wywiad, z którymś z członków zespołu, to byłoby już „mjut malina”. Co miał zrobić? Oczywiście mógł się nie zgodzić i to w zupełności olać, ale czy to byłoby w jego stylu? Nie! Bo nie ma olewactwa!
Przygotował się więc na wszystko. Na mecz (chociaż nie grał), na wywiad(y) z zawodnikiem(zawodnikami). Jednym słowem na wszystko, pewnie nawet i przy okazji przygotowałby sprzęt, który pomógłby mu się wydostać z kampusu, gdyby ktoś zechciał go zabić. Wykluczał jednak taką możliwość. Był przecież na tyle „zajebisty” (nie no, nie był i doskonale o tym wiedział), że nikt by go nie zabił.
Na hali pojawił się na jakieś czterdzieści minut przed meczem, kiedy to właściwie większość zaczęła się schodzić, przygotowania szły pełną parą i niektórzy zawodnicy się już powoli przygotowywali. Niby wcześniej napisał maila do trenera drużyny, że będzie chciał przeprowadzić krótki wywiad przed meczem z jakimś zawodnikiem, albo zawodnikami. Chciał też po meczu z kimś porozmawiać, ale właściwie to jeszcze zobaczy. Napisał, bo wolał uprzedzić.
Wszedł na parkiet i podszedł do grupy „olbrzymów”, właściwie dla Martina to każdy kto był wyższy od niego to był „olbrzym”. Zostać „olbrzymem” nie było jakoś ciężko, bo raczej spora grupa ludzi miała więcej niż 173 centymetry wzrostu.
— Dobry olbrzymy! Szukam największego fejma w tej grupie do przeprowadzenia wywiadu. Wasz trener powiedział, żebym sobie kogoś wybrał, ale no cóż… W kwestii wyborów to jestem słaby i się pytam, kto na ochotnika? – spojrzał na koszykarzy. – Chyba, że jest więcej chętnych, to niech się zgłoszą. Im nas więcej tym weselej, a ja będę miał z czego wybierać – dodał z uśmiechem.
Martin
[Błagam o przebaczenie za to rozpoczęcie. Następnym razem będzie lepiej (powiem szczerze, że dawno nie zaczynałem i chyba trochę zardzewiałem xD)]
[Spoko loko, ja zacznę, bardziej pasuje, żeby to Matty napadł gdzieś Reggiego. Także zacznę. Powiedz mi jeszcze, który gif będzie lepszy do powiązań :
OdpowiedzUsuńpierwszy gif
drugi gif
Albo jeśli masz jakąś lepszą propozycję to zarzuć]
Matty
[zaginęłam w tłumie! jestem pewna, że fanki i fani zmiażdżyły drobny komentarz od Abi xD a już myślałyśmy na powaznie o przyznanie mu tytułu mistera boiska :P]
OdpowiedzUsuńAbigail
Słońce grzało swoim ciepłem, ptaki ćwierkały między drzewami, a z radia cicho sączyła się muzyka, kiedy Matty leżał w najlepsze na kocu czytając jeden z obowiązkowych artykułów na zajęcia.
OdpowiedzUsuń-Co za wspaniały głos, trzeba przyznać, a teraz zapraszamy państwa na wspaniały konkurs! Do wygrania dwa bilety do naszego lokalnego oceanarium z VIPowskimi przepustkami. Wyślijcie do nas SMSa, a my za 15 minut wylosujemy zwycięzcę. - Usłyszał profesjonalnie głęboki i entuzjastyczny głos spikera. Podniósł spojrzenie na swój telefon uśmiechając się do siebie niemalże cynicznie z żartobliwą nutą. Co mi tam, chwycił telefon i wklepał VIP w treść wiadomości i wysłał go. Wrócił do czytania, szybko zapominając o tym co jeszcze przed chwilą zrobił, dopóki za 15 minut nie dostał telefonu.
Nie musiał długo rozmyślać co też zrobi z biletami do oceanarium, właściwie gdzieś z tyłu głowy, wysyłając smsa, myślał, że Reggie by pewnie nie uwierzył jakby się dowiedział co udało się mu zdobyć. Po telefonie powstrzymał się jednak od powiadomienia kumpla o swoim sukcesie i zamiast tego uznał to za idealny przedwczesny prezent urodzinowy.
Na następny dzień dopadł przyjaciela zaraz po jego treningu. Dosłownie dopadł, bo z rozpędu wskoczył mu na plecy uczepiając się go jak spiderman (w sumie to bardziej jak przerażony kot, ale przerażony to Matty nie był) oplatając wokół niego swoje ramiona i nogi. Chyba ostatnio Abi, mówiła mu żeby spasował z tymi powitaniami z zaskoczenia, ale przecież to był Reggie.
- Zgadnij kto to! - Potargał mu włosy i ze śmiechem zeskoczył znów na ziemię. - Jak trening? Skopałeś tyłki i tak dalej? - Zagadał, raczej retorycznie. - I ten mecz w piątek nadal aktualny, nie? Wymyśliłem chyba melodyjkę pod to co będę krzyczał, ale żadnych spoilerów, dowiesz się w piątek. A teraz werbelek proszę. - Zamachał dłońmi jakby faktycznie uderzał w werbel, a później sięgnął do swojego plecaka. - Teraz bądźmy poważni, wiem że zbliżają się twoje urodziny, więc z tej okazji mam dla ciebie małe-co-nieco. - Wyciągnął w stronę chłopaka eleganckie, granatowe, podłużne pudełko. Zapewne przypominało te w których dawało się drogie bransoletki, bo właśnie takie było. Owinięte było jeszcze czerwoną wstążką, jednak w środku nie znajdywała się droga biżuteria, a dwa bilety do oceanarium, ze złotym oznaczeniem VIP. Cały czas z lekkim uśmiechem przyglądał się przyjacielowi, sam ledwo wytrzymując z wrażenia, bo ciekaw był reakcji, a poza tym uważał, że to był prze-genialny pomysł, że wybrać takie opakowanie.
Matty
[Cześć kapitanie o7 Może i nie nagi, ale nie chciałem też, żeby wyszedł stereotypowo i "płytko". ;p Na tamtej rozprawie z oczywistych względów nie broniła go matka, tylko jakiś jej znajomy; zawsze moglibyśmy zrobić tak, że był to ojciec Reggiego, ale nie wiem, czy takie wywlekanie starych spraw w tym przypadku miałoby jakiś sens. w każdym razie jak wymyślę coś ciekawego, to zarzucę pomysłem. :D]
OdpowiedzUsuń[To ja poczekam na panne, bo mesko-meskie watki to moja zmora... :D Choc chetnie bym z nim popisala, ale na watek go porwe jak sie zdecyduje kiedys na damska postac... ;>]
OdpowiedzUsuńXander
Słysząc ten ton głosu, zaraz dorzucił. - Stary, po twoim zagraniu i pokazie umiejętności i mojej serenadzie na twoją część, nie ma bata będą musieli Cię zauważyć. - Prychnął lekko, jakby to była oczywistość. - Oni ci na miejscu zaproponują kontrakt. - Chciał być obiektywny, ale nie potrafił, nie w tej sytuacji, zwłaszcza, kiedy widział jak przyjaciel się tym przejmuje. Chciał żeby trochę się zrelaksował, przestał myśleć o tej presji, a prezent na pewno chociaż trochę pomoże w rozproszeniu go od tego co go czeka w piątek.
OdpowiedzUsuńUdawał nieporuszonego, kiedy chłopak wydawał się faktycznie oczekiwać tego, czego każdy inny by oczekiwał po takim pudełku. Cały czas miał ten lekki uśmiech, kręcący się gdzieś w kącikach ust, ale nie zdradzający jego genialnego pomysłu. - Kucyka? Myślę, że kucyk będzie w sam raz. - Dokończył za Reggiego, ale szybko zrzucił z siebie tą nonszalancję i wyszczerzył się na reakcję chłopaka. Właściwie już nawet otworzył usta, żeby odpowiedzieć na jego liczne pytania, ale wtedy Pearson wpadł w swój wir pasji i Reeves jakoś nie chciał mu przerywać, bo ta radość była tak autentyczna, a pasja do oceanu i tego co w sobie skrywa wylewała się z niego tak entuzjastycznie, że po prostu nie mógł. Kiedy usłyszał o smoku morskim jego twarz chociaż nadal z uśmiechem weszła na kolejny poziom skupienia, nawet usta mu się lekko uchyliły, kiedy tak go słuchał, a przez głowę przeszło AWESOME. Podwodne smoki. To było coś.
Na pytanie Matthew wziął głębszy wdech poważniejąc. Otarł ręce o swoje jeasny. - Cóż... jest coś co musisz wiedzieć. - Sięgnął do swojego t shirtu i zaczął bardzo powoli podchylać go do góry. - Wolałbym abyś nie odwiedzał adresu... - Po tym urwał parskając śmiechem i puszczając swój t-shirt. - Cooo tyyy, zaprzedałem tylko duszę diabłu. - Odparł jak gdyby nigdy nic, tylko taka błahostka dnia codziennego. - I wysłałem smsa do stacji radiowej Spokane. Dasz wiarę? Faktycznie wygrałem te bilety! - Brzmiał jakby nadal nie do końca wierzył, że to się stało. - A pudełko jest do zwrotu. Koleżanka mi wypożyczyła. - Uśmiechnął się trochę krzywo, i wzruszył jakby jednym ramieniem.
- A co do szczegółów. - Wziął bilet i wskazał na nim datę. - Sobota, cały dzień, z tego co pamiętam pływanie z delfinami jest w cenie. Ale, czekaj... - Zaczął szperać po swoim plecaku. - Mam tu gdzieś ulotkę, gdzie wszystko opisali. - Zerknął na niego. - W ogóle to dostaniemy profesjonalne przepustki z naszymi imionami i w ogóle. - W końcu wyciągnął kolorową, przesycaną niebieskim broszurkę. - Delfiny, głaskanie rybek, i behind the scenes tour. - Poruszył brewkami i podał przyjacielowi ulotkę. - Generalnie myślę, że jak smoków morskich nie będzie, to powinniśmy żądać zwrotu pieniędzy. - Mruknął poważnym tonem chociaż z żartobliwą nutą zarzucając plecak z powrotem na swoje ramię. - Bo... zabierasz mnie ze sobą prawda? Nie zdradzasz mnie z kimś na boku i to nie im pokażesz ten bilet i zaproponujesz wyjście? Nasza relacja jest bardzo poważna, i właściwie to - Zaczął nabierać prawie płaczliwego tonu. - nawet zastanawiałem się nad tą przeprowadzką. - Odchrząknął i zaczął wracać do normalnego tonu. - Właściwie to po kryjomu przeniósł bym twoje rzeczy do mojego domu, a kasę za twoje mieszkanie wpakowałbym w remont. Po kilku latach w końcu przekonałbym Cię do wspólnego konta bankowego i wydawałabym zbyt dużo kasy i zrobił się leniwy przestając gotować Ci obiady i... - I zaczął wpadać w monolog całkiem świadomie tylko czekając, aż Reggie mu przerwie i oczywiście potwierdzi, że do oceanarium idą razem.
[nie wiem jak chcemy to rozegrać, rzuciłam że w sobotę, bo wtedy faktycznie cały dzień mają, ale teraz nie wiem... chyba skaczemy do tego oceanarium od razu, czy chcemy jeszcze podskoczyć na mecz też?]
Sapnęła, gdy jego koszulka wylądowała na jej głowie i niczym oparzona zerwała ją z siebie, rzucając materiał na ziemię. Zdmuchnęła z twarzy zbłąkany kosmyk włosów, który przez jego rzut wydostał się z kucyka i posłała mu wściekłe spojrzenie, jednocześnie odkopując jego bluzkę jak najdalej od siebie, licząc w duchu na to, że zostawi po sobie ładny podpis w postaci śladu swojego buta. Cóż, teraz piłki z całą pewnością nie zamierzała mu oddać, co nie znaczyło, że wcześniej choćby przez chwilę rozważała takową możliwość. Jednak jak na kobietę przystało, w jej głowie szybko ułożył się plan, który w założeniu powinien przynieść jej maksimum korzyści. Nie miała wątpliwości co do tego, że Reggie niespecjalnie wierzy w jej umiejętności. Męska duma czy czysta złośliwość? Przyczyna była nieważna. W każdym razie, jak większość przedstawicieli jego gatunku, w kwestii koszykówki był pewny siebie, a z całą pewnością był przekonany o wyższości swoich umiejętności. W takich właśnie sytuacjach wkraczały kobiety i wykorzystywały tę ich słabość, o której oni z kolei nawet nie zdawali sobie sprawy. Lata temu płeć piękna udowodniła, że podczas gdy mężczyźni starają się wygrać wojny siłą, przepychając się jeden przez drugiego, kobiety wykorzystują swój spryt i wyciskają z danej cytryny tyle soku, ile się tylko da.
OdpowiedzUsuń— Jestem wrzodem na dupie, więc chyba nie myślisz, że oddam Ci piłkę... — rzuciła z przekąsem, unosząc jedną brew ku górze i zaczynając się powoli cofać. Odbiła kilka razy, spoglądając przy tym z zamyśleniem na chłopaka, aż wreszcie stanęła na rozstawionych lekko nogach, trzymając piłkę pod pachą.
— W takim razie zagrajmy. Jeśli wygram, dostanę to czego chcę i odwrotnie. — zaproponowało, wzruszając lekko ramionami. — Chyba że nie dasz rady takiej feministce jak ja, która chujowo rzuca. — dodała, nawiązując do jego wcześniej wypowiedzi. — Dla bezpieczeństwa zapytam jeszcze, jesteś pewny, że to coś, co masz na głowie, nie wyżarło ci mózgu? — zapytała, z udawanym zaciekawieniem w głosie, przekrzywiając lekko głowę na bok i obdarzając go przy tym ledwie zauważalnym ironicznym uśmieszkiem.
Larissa
Jakby co już ogarniam tyłek do odpisów, na dniach coś skrobnę przed końcem Twojego urlopu!
OdpowiedzUsuńTrzymaj kciuki.
PS. Jesteś podporą naszego wątku Matta i Cat. NIe ma to jak dobry kumpel. <3
Cataleya
Specjalnie nie odpowiada w kwestii sfingowanego małżeństwa. Nie chce stawać po żadnej ze stron. Ani Reginalda, ani Josephine. O ile w Reginaldzie ma większego sojusznika, o tyle zbyt dobrze zna gniew kobiet, żeby się na niego narażać. Dlatego, dyplomatycznie. milczy. Uśmiecha się tylko kącikiem ust, bo w gruncie rzeczy zgadza się z Pearsonem. W tej kwestii przynajmniej. Nie muszą w każdej innej, bo wtedy ta znajomość byłaby nudna.
OdpowiedzUsuń— Trzeba było słuchać na hiszpańskim… — mruczy do siebie, bo jedyne co rozumie to, że się przywitał. Niewiedza ją drażni. Dlatego nie brnie w to dalej. Szybko lawiruje między tematami, ucina kolejny, bo tak jej wygodnie. Nie musi walczyć z niezręczną ciszą. Reginald przy niej jest spokojniejszy. Dużo mówi. Wyręcza ją. Przynajmniej w tym momencie.
W końcu jednak zabiera swoje okulary, wplecione w jej włosy, zakłada je na nos — nie włosy, a okulary i wybiera się na patio. Cataleya otwiera usta, żeby ostrzec go, że tam jest jego matka. Wie o tym. I… decyduje się mu o tym nie mówić. Obserwuje go z rozbawieniem. Chwyta jego ramię i jeszcze dodaje uszczypliwy komentarz, zanim z horyzontu wyłoni się pani Pearson.
— To proste. Nie stać Cię na torebkę, na którą nie stać mnie.
I dźga go pod żebra, z idealnym wyczuciem, bo pięć sekund później słychać donośny głos, nawołujący Reginalda. Cataleya automatycznie przybiera mniej swobodną postawę. Ręka, którą przed chwilą trzymała na jego brzuchu, cofa się, sylwetka się prostuje. Jedyne co frywolnie się teraz prezentuje, to jej gęste włosy, których pasma wysnuwają się niesfornie z upiętego koka. Zaraz potem, wyrywa się jeszcze jej krótki, stłumiony śmiech. Reakcja Reginalda na widok jego matki ją rozbraja.
— Uwielbiam Cię — mówi przez śmiech. Tylko on tak bezpośrednio potrafi przekazać dokładnie to samo, co teraz Cataleya zdążyła pomyśleć. Banks w przeciwieństwie do niego jest jednak bardziej zapobiegawcza. Trochę skomplikowana. Rzadko kiedy mówi dokładnie to co myśli.
— I miałabym przegapić Twój prywatny koncert? Nie ma mowy. Takich atrakcji Teksas nie sprzedaje. Dwie minuty. Zaufaj mi, mam plan.
Brakuje jeszcze, żeby mrugnęła mu porozumiewawczo. Pani Reginald patrzy jednak na nich srogo przez ramię. Obserwuje każdy ich ruch. Cataleya uśmiecha się do niej serdecznie. Dobrze wie, że jest teraz oceniana i chociaż pani Pearson ją ubóstwia, ubóstwiałaby znacznie mniej, gdyby chociaż raz Banks pozwoliłaby sobie na jakiekolwiek zaniedbanie. Dlatego Cattie pozostaje czujna. Siada przy stole, jak należy. Zagaduje starszych, tylko dla okazania zainteresowania. Słucha akompaniamentu Reginalda, akurat dlatego, że chce, a nie musi. Po prostu lubi, jak on gra.
I kiedy wybija połowa pierwszej melodii fortepianu, przeprasza, wstaje od stołu i… słabnie. Dokładnie mijając Reginalda. Tak, żeby wszyscy w pierwszym, instynktownym odruchu, nawołali o jego pomoc.
— Cataleya, wszystko w porządku? — pyta jej matka.
— Nie… tak. Trochę tu gorąco. To dlatego.
Nie mija trzydzieści sekund, kiedy następuje dokładnie to, co Cataleya chciała osiągnąć.
— Reginald, przepraszam, że Cię o to poproszę, ale odwieziesz ją do domu?
Bingo! Cataleya wie, że jej matka za nic nie opuści końcówki bankietu. Choćby chodziło o zdrowie jej córki. Przecież Reginaldowi można ufać…
Cataleya
w zasadzie możemy tak skończyć i może zaczniemy coś nowego?