Dołącz do nas i zasil grono studentów lub pracowników! » Przekonaj się jak wygląda życie w college'u. » Zapoznaj się z odpowiednimi zakładkami! » Aplikuj już teraz!

123Witamy wszystkich serdecznie na River Falls University of Spokane i zachęcamy do zapisów. Życzymy Wam udanej zabawy, mnóstwa weny i wielu ciekawych wątków. Uprzedzamy, że blog jest jeszcze w fazie przygotowań, więc wszelkie ewentualne problemy należy niezwłocznie zgłaszać pod zakładką administracja. Nasz szablon został przystosowany do przeglądarki Firefox i nie posiada wersji mobilnej.
[10.06.2018] lista obecności
Na blogu pojawiła się kolejna Lista Obecności.

[23.05.2018] post organizacyjny
Na blogu pojawił się już pierwszy post organizacyjny.

[05.05.2018] lista obecności
Na blogu pojawiła się już pierwsza Lista Obecności. → ZAKOŃCZONA.

[23.04.2018] nowe ogłoszenie
Zasada komentarzy właśnie weszła w życie.

[20.04.2018] otwarcie bloga
Zapraszamy do zapisów! Potrzeba nam zarówno studentów, jak i pracowników!

...

Spokane, Waszyngton
maj, rok 2018, semestr wiosenny, 17°C,
prognoza: przelotne opady deszczu
W związku ze spadkiem aktywności oraz zainteresowania autorów blog River Falls University zostaje oficjalnie zawieszony. Oczywiście wątki, które chętne osoby wciąż rozgrywają mogą toczyć się dalej, Administracja nie będzie w nie ingerować. Wiedzcie, że żyjemy i życzymy Wam wszystkim udanej zabawy! ;)

26 kwietnia 2018


Mason Remington Hayes
I na pustyni burza zabja ciszę.
przewodniczący bractwaalpha lambda muTomas Skoloudik
Wszystkim się wydaje, że znają Masona Hayesa. Przyzwyczaił się już, że patrzy się na niego przez pryzmat nazwiska i pieniędzy, które jeszcze do niego nie należą i nie wiadomo nawet czy kiedykolwiek tak naprawdę będą jego własnością. Z zadowoleniem obserwuje jak ludzie karmią się plotkami o nim i jego rzekomych dokonaniach, które najczęściej jednak niewiele mają wspólnego z prawdą. Nie wyprowadza nikogo z błędu. Lubi, kiedy ludzie rzucają w jego kierunku płoche, podejrzliwe spojrzenia. Jak zerkają z niepokojem na jego nowe siniaki albo stare blizny. Pozwala im na to. Mogą patrzeć, ale nie mają prawa dotykać bez pozwolenia. Mimo to lgną do niego. Do towarzystwa. Do rodzinnej fortuny. Do kłamstw, w których tak się lubują. Lgną jak muchy do miodu nawet jeśli tak naprawdę nie ma i nie chce mieć im nic do zaoferowania. Może poza kilkoma krzywymi uśmiechami i przeciągłymi, nieodgadnionymi spojrzeniami. Specjalnie dla tych wszystkich obcych, fałszywych twarzy wykreował nową postać na sczerniałych zgliszczach swojej starej osobowości i jedynie Ci najbliżsi mają okazję przekonać się jaki tak naprawdę potrafi być. Pomagają schronić mu się za fasadą pozorów i wytrwale trwają u jego boku. To właśnie ceni sobie w nich najbardziej… Lojalność. Rodzinę i przyjaciół zawsze stawia na piedestale choć nawet ich w pewnym sensie trzyma na dystans. Braterstwo krwi i braterstwo broni. Dwie wartości, dzięki którym trzyma swoją watahę pod kontrolą. Jednak nawet jeśli z członkami Alpha Lambda Mu łączy go szczególna więź, zawsze będzie tylko dwóch prawdziwych braci Hayes. I nie ma absolutnie nic przeciwko temu, by to młodszy grał w tym duecie pierwsze skrzypce. Ich układ jest prosty i powszechnie znany… Kaspian jest od gadania, a on od używania pięści w razie potrzeby, więc dla kontrastu zdradza jedynie tyle, ile chce lub ile zobligowany jest ujawnić w danej sytuacji. Właśnie dlatego nikt tak naprawdę nie zna Masona Hayesa. Wszyscy znają jedynie wyobrażenie o nim.

Jak Ci na imię?
Degenerat.

PODSTAWOWE DODATKOWE SZCZEGÓŁOWE POWIĄZANIA

ODAUTORSKO

50 komentarzy:

  1. (Pierwsza, pierwsza! Chyba, że ktoś opublikuje komentarz przede mną, zdarza się. Ty wiesz, co ja o nim myślę (mój cholerny ideał mężczyzny i takie podłoże do pościgi i wybuchy wątków, a z Nadią tak się różnią, szkoda!). Porywam do pisania, obowiązkowo, ale to też już wiesz, właściwie to wszystko wiesz. Tekst jest piękny, cytaty wspaniałe, historia niebanalna i w ogóle Was kocham. Mam nadzieję, że mimo łagodnego usposobienia mojej lisiczki uda nam się napisać coś ciekawego, poza tym życzę Ci masy weny i wytrwałości, bo wątki z pewnością do Ciebie przyjdą. Baw się z nim dobrze i czekaj na zaczęcie. <3)

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam serdecznie! Po przeczytaniu karty odnoszę wrażenie, że czasem można mieć dość nie tyle ludzi wokół, co nawet samego siebie.. Jeśli cudładniutkiemu degeneratowi zbrzydł świat, to zapraszam do biblioteki - tam można fajnie zaszyć się między półkami i ukryć przed wścibskimi spojrzeniami, a nawet przed sobą samym - w książce <:]

    Hailey Redmayne

    OdpowiedzUsuń
  3. [Muszę powiedzieć, że intrygujący człowiek z tego Masona. Przebrał maskę, podobnie jak i Summer. Tylko chyba obrali zupełnie dwa różne tory, bo raczej nikt ich by ze sobą nie zestawił.
    Nie wiem czy złapaliby ze sobą jakąś nić porozumienia... Chyba, że oboje by czuli, że jedno ani drugie nie jest ze sobą szczere. Już widzę jak Summer dyszy, nie mogąc go dogonić w parku podczas porannego joggingu. W końcu ktoś by się przydał, kto zmusiłby ją do zadbania o swoją kondycję.
    Jednak jeśli nie widzisz tego to nic nie szkodzi. Wtedy po prostu zostaje mi życzyć miłej zabawy! :)
    A i tak mi rzuciła się jedna literówka w Informacjach niejawnych - "...jego ulubioną porą dnia jest nocy"]

    Summer

    OdpowiedzUsuń
  4. [ Mason jest niewątpliwie jedną z tych bardzo dopracowanych postaci, wszystko w nim wydaje się przemyślane, a każda cecha ma swój sens, czasami nawet powód. W dodatku pomiędzy wierszami można doczytać się wielu cech, które nie zostały głośno nazwane, ale można się domyślić, iż Mason takowe posiada. No co tu dużo mówić, podoba mi się i tyle. :D
    Wydaję mi się, że on dogadałby się bardziej z Cobie, ale nad nią jeszcze pracuję, więc może uda nam się coś stworzyć u Lary, która też chętnie go przygarnie pod swoje skrzydła.

    Wyszło w tej wypowiedzi na to, że uzależniłam się od słowa może :D]

    Larissa

    OdpowiedzUsuń
  5. [Noce i burze to coś, co mnie wzięło. Informacje niejawne są chyba moją ulubioną częścią karty, a już szczególnie jej ostatnie zdanie.
    Wyszedł świetny.
    Życzę weny i wszystkiego tego, czego się teraz życzy.
    A jakbyście mieli ochotę...]

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  6. [Jeszcze mam za mało punktów w tej liście, ale pewnie w weekend głębiej się nad nią zastanowię ;>
    Okej, Summer w sumie odetchnie z ulgą, że nie będzie zmuszana do biegania.
    A zakazana impreza? Choćby zorganizowana nielegalnie na terenie kampusu. Gdzieś w podziemiach uczelni z hektolitrami alkoholu, beer-pongiem, piciem piwa przez rurkę i innymi takimi. No chyba, że ktoś wpadnie na jeszcze coś bardziej nielegalnego Summer wbrew pozorom jest otwarta na takie szaleństwa]

    Summer

    OdpowiedzUsuń
  7. [ Nie wpadłabym na to porównanie, ale bardzo przypadło mi ono do gustu i muszę przyznać, że jest po prostu piękne. :D
    Co do wątku, z uwagi na to, że nie mam konkretnego pomysłu, zróbmy burzę mózgów. Na powiązania mam tylko jeden zamysł i nie wiem też, czy przypadnie Ci on do gustu. Mianowicie pomyślałam, że oni mogli się w sumie przyjaźnić przed wypadkiem jego siostry. Potem Lara mogła chcieć jakoś mu pomóc i wyrwać go z tego autodestrukcyjnego wiru, ale on by ją najzwyczajniej w świecie odepchnął i wtedy ich relacja jakoś by się po prostu popsuła. Mogliby mieć jakąś jedną wielką kłótnię czy coś w tym rodzaju, Lara postanowiła go skreślić i koniec historii... Później on wróciłby na uczelnię, a ich drogi ponownie by się nie zeszły do momentu na przykład, gdy na imprezie bractwa spotka chłopaka, któremu niegdyś dała na przykład przysłowiowego „kosza”, na co on zareagowałby nieprzychylnie i narodziłaby się typowa, filmowa, bardzo nieprzyjemna sytuacja. Mason niczym rycerz, by ją uratował, a ona niczym kobieta jeszcze, by go za to zwyzywała.
    Albo mogą po prostu poznać się na jakieś imprezie, która będzie na jakimś odludziu. Lara przyjedzie z kolegą, ten się upije, ktoś ją wkurzy, więc niczym uparty osioł postanowi wrócić do domu na piechotę, co dla racjonalnego człowieka byłoby szaleństwem, ale dla niej miałoby sens... Mason ma wspaniały samochód, więc mógłby postanowić jej pomóc. Albo połączyć to powiązanie z tym ostatnim pomysłem? Kurde, sama już nie wiem. Może ty masz zarys jakieś relacji, którą chciałabyś dla niego stworzyć?
    Poza tym mam nadzieję, że coś zrozumiesz z mojego szalonego toku myślenia. Chyba muszę zacząć używać podpunktów, ponieważ tłumaczenie pomysłów wychodzi mi naprawdę kiepsko. :D ]

    Larissa

    OdpowiedzUsuń
  8. [Zazdrościmy. Luna pewnie sama chętnie nauczyłaby się prania ludzi po twarzach, może pomogłoby jej to radzić sobie z gniewem. Cześć, witaj, życzę mnóstwa wspaniałych wątków, a w razie chęci, zapraszam do nas!]

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  9. [Chce wątek! Nie jest pewnie niespodzianką, że taki tajemniczy i silny facet to obiekt westchnień i fascynacji większości dziewczyn. Pytanie tylko jak on to nadmierne zainteresowanie znosi. ..? Jako przedstawiciel bractwa na pewno jest popularny wszędzie, nawet i w rozgłośnii. .. może potrzebuje kogoś, kto by kiedyś go dobrze znał? Może potrzebuje byłej dziewczyny? :) ]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  10. [Bardzo chętnie, jak najbardziej. Myślę, że może być ciekawie. Na co dzień Mason i Luna niewiele mają wspólnego, więc możemy nawet uznać, że w ogóle się nie kojarzą i na tym treningu spotkają się po raz pierwszy.]

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  11. [ Wręcz przeciwnie, używaj śmiało, niech się nie marnuje. Jak nie ty, to ja naruszę prawa autorskie i ukradnę. xd

    No i w taki oto sposób, wspólnymi siłami szybko stworzyłyśmy ciekawą historię. Jak dla mnie idealnie. Niech on ją jeszcze na koniec przerzuci przez ramię niczym strażak i dopełniły perfekcyjnego obrazka. :P
    Teraz pytanie życia i śmierci. Kto zaczyna? ]

    Larissa

    OdpowiedzUsuń
  12. Cieszyła się z zakończonych zajęć. Mimo, że odebrała dobre pierwsze wrażenie i wbrew początkowym lękom pozytywnie zapatrywała na nadchodzące lata edukacji w tym miejscu, nie mogła wyprzeć się uczucia pełnej głowy. Nakład materiału wymagał od niej ciągłego skupienia, samo to mogło wydać się wyczerpujące, a fakt, że przyswajała go w języku tak niepodobnym do jej ojczystego dialektu tylko pogłębiał uczucie zmęczenia. Nic zatem dziwnego, że czym prędzej zebrała z ławki swoje rzeczy i z zadowoleniem opuściła salę. Marzyła jej się krótka, popołudniowa drzemka – potem zapewne ponownie wybierze się na spacer po kampusie, który wciąż krył przed nią wiele tajemnic. Zamierzała poznać je wszystkie jak najszybciej, póki jeszcze miała na to czas. Entuzjazm był tym większy, że udało jej w porę złożyć aplikację w kampusowym Starbucksie, co traktowała jako przychylność losu i swoistą podpowiedź, by nie wracać do domu z podkulonym ogonem po pierwszej, przepłakanej nocy. Nie mogło trafić jej się lepiej, co prawda czuła pewien wewnętrzny opór przed interakcją z tyloma obcojęzycznymi ludźmi, ale szybko pokrzepiła się myślą, że grunt to uśmiech. Uśmiech przecież przełamuje lody, prawda? Ponadto, uwielbiała zapach kawy. Nienawidziła jej pić, ale woń świeżo parzonych ziaren była bardzo przyjemna.
    Myślami wybiegła już parę dni w przyszłość i dała im się pochłonąć w takim stopniu, że nawet nie zauważyła, kiedy jeden z jej rysunków wysunął się z niedbale domkniętej teczki niesionej pod pachą. Ledwie zdążyła usłyszeć charakterystyczny szmer papieru i schylić się, by pochwycić go między palce, a już inna ręka zwinęła jej go sprzed nosa. Większa, opalona, w zasadzie tylko tyle zdążyła zauważyć, nim jej spojrzenie padło na całą sylwetkę młodego mężczyzny, który z bliżej nieokreślonym uśmieszkiem przyglądał się jej pracy. I jakie było jej zaskoczenie, gdy okazało się, że nie stoi sam, ba!, całkiem niedaleko stał również ten, którego szkicowała. W tym momencie jej serce ścisnęła obręcz nagłego niepokoju, a skóra przybrała odcień mleka, zaraz przed tym, jak poczuła pieczenie uszu. Zdecydowanie nie była gotowa na taką konfrontację.
    – Hej, Mase. Wygląda całkiem jak Ty.
    Odchrząknęła, w pierwszym, być może podświadomym odruchu. Nie chciała, by niejaki Mase zobaczył rysunek. Niewytłumaczalne, w końcu nie zrobiła nic złego, a portret to nie akt w płótnach lub, co gorsza, bez nich. Nie wstydziła się też swoich umiejętności. Była po prostu w stresie. Mimo to wyciągnęła rękę po swoje. Ruch nie był ani pośpieszny, ani desperacki. Włożyła w niego całą pewność siebie i opanowanie, na jakie tylko mogła się w tej chwili zdobyć.
    – Przepraszam? Mogę prosić o moją własność? – zapytała łagodnie, by głos jej nie zadrżał. Środkowoeuropejski akcent był bardzo wyraźny, zdradzając ją już od pierwszego słowa.
    Nieznajomy zignorował jednak jej prośbę, na co westchnęła. Nieco zrezygnowana patrzyła, jak podaje kartkę swojemu koledze, spoglądając na nią z pobłażliwym uśmiechem. Barwa jej policzków szybko przepłynęła z mlecznej bieli w odcień pąsowiejącej róży i nie mogła nic na to poradzić. Cofnęła rękę, wyraźnie nie wiedząc, co powinna zrobić. Nie była niska, a mimo to czuła się przy nich dziwnie mała. Dyskomfort na jej twarzy był doskonale widoczny.
    – To na pewno Ty. Wygląda na to, że masz kolejną fankę – skwitował ów kolega, przekazując obiekt zainteresowania dalej.
    – Muszę przyznać, że to najlepsza interpretacja Twojej paskudnej twarzy, jaką do tej pory widziałem – wtrącił następny z rozbawieniem.
    Nadia wciągnęła powietrze w płuca, na chwilę opuszczając wzrok, by zebrać myśli. Dłonie splotła przed sobą na poziomie bioder, wracając spojrzeniem do grupy. Uśmiechnęła się, nieco zażenowana, a całokształt wyglądał tak, jakby uśmiech służył jej za swoisty mechanizm obronny. Cóż, klasyczna dobra mina do złej gry. Chciała się ulotnić, zanim praca dostanie się w ręce nieświadomego modela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. – Dobrze, to… To ja już pójdę. Rysunek możecie zatrzymać – stwierdziła ciszej niż poprzednio, po czym odwróciła się na pięcie i czym prędzej ruszyła korytarzem, pochylając głowę, by ukryć oczy i rumieńce za przydługą, rudą grzywką.

      Nadia, której jeszcze nie ma, ale who cares?

      Usuń
  13. [A może byśmy ich jakoś powiązali? Oboje są na V roku, więc to sporo czasu, by coś stworzyć i coś spieprzyć. Może jakiś przelotny romans (nieco dłuższy niż jedna szalona noc, ale zbyt krótki i zbyt powierzchowny, by nazwać to związkiem), który niezbyt przyjemnie się zakończył, choć mógł jeszcze trochę potrwać, bo nie minął jeszcze ten okres fascynacji sobą? Teraz wciąż mogliby do siebie czuć jakąś chemię, a z drugiej strony oboje by woleli, by to, co się wydarzyło między nimi, nigdy nie miało miejsca.]

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  14. [mniej więcej w wieku przed licealnym Abi przeżyła rodzinna tragedię, która mocno się na niej odbiła, a później miała trudny okres, którego nie ułatwiała osoba, która niespodziewanie stała się członkiem jej rodziny, więc w liceum mogła szukać mocnych wrażeń, by odreagować wszystko to, co w sobie tłamsiła i dusiła, a co koniec końców musiało wreszcie znaleźć ujście. może uczęszczając do tego samego liceum, kilkakrotnie wpadli na siebie tam, gdzie nie powinni sie nigdy znaleźć? ;) mogła kilkakrotnie zostać zaciagnięta na walki uliczne, gdzie rozpoznałaby tego chłopaka, którego codziennie mija pod salą matematyki , przy okazji mogłoby być tak, że miała fazę na łażenie wszędzie z aparatem i jakoś zaczęła z zafascynowaniem na centrum swoich prac chwytać profil Masona ;) pierwsza mogłaby popaść w zauroczenie tym młodzieńcem, a na pamiątkę pierwszych wspólnych czułych chwil, nawet jeśli rozstanie, o którym myslisz ma być trudne i nieładne; mogłaby mu podarować kilka/kilkanaście jego zdjęć, jakie uchwyciła gdy się bił, gdy trenował, albo gdy siedział odizolowany w szkole ;) i wtedy nie byłaby tak żywiołowa i sympatyczna, a przeżywałaby tragedię o wiele bardziej widocznie i może właśnie jawny smutek w jej oczach i ochota do buntu, który on sam ciagle rodzinie prezentuje i wtedy prezentował, by go pociągnęła w jej kierunku? ]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  15. Miała w sobie wiele gniewu. Niespożyte pokłady energii, mimo ograniczonego snu. Kiedyś po prostu zajmowała się realizacją kolejnych pomysłów, ale ostatnimi czasy przestało jej to wystarczać. Nie miała w sobie entuzjazmu, buzował ją gniew, a Luna nie miała pomysłów, co powinna z tym wszystkim zrobić. Złość nigdy nie była w jej życiu emocją dominującą, a już na pewno nie odczuwała jej tyle, by ją roznosiło. Teraz tak było. Próbowała to wybiegać, ale dawało to krótkotrwały efekt. Niewiele potrzebowała, by znów się naładować i zaciskać pięści za każdym razem, gdy musiała opuścić swój pokój w akademiku. Ewidentnie sobie nie radziła i nie miała pojęcia, co dalej.
    Uwaga o boksie była złośliwym docinkiem. Widząc zbierająca się w Lunie złość, dziewczyna w grupie rzuciła, że powinna popracować nad radzeniem sobie z gniewem. Zapisz się na boks, albo coś takiego, skomentowała z kpiną, ale Ellingham mocno wbiło się to w pamięć. Najpierw próbowała sama, ale szybko zdała sobie sprawę, że bicie poduszki nie jest tym samym. A żeby uderzać coś twardego, musiała wiedzieć, jak powinna to robić. Miała gorsze chwile, ale jednak nie planowała samobójstwa. A jeśli miała wytrwać w tym świecie, musiała grać. A do tego potrzebowała rąk. Nie chciała ich połamać tylko dlatego, że nie mogła znaleźć sposobu na poradzenie sobie ze złością.
    Rozejrzała się więc w okolicy i znalazła treningi boksu. Skoro ograniczyła łyżwiarstwo, mogła pozwolić sobie na coś innego. Nie planowała zresztą wielkiej kariery; kilka lekcji, żeby dowiedzieć się, jak to wygląda, jak powinna układać ręce, jak uderzać. Sprawdzi, czy jej to pomoże. Miała nadzieję, że tak. Liczyła, że jeśli porządnie się wymęczy i wyżyje, to w końcu dobrze zaśnie.
    Nie zwlekała. Poszła, odbyła krótką rozmowę z trenerem i wyszła z nim na salę; mimowolnie nieco skurczyła się w sobie, dostrzegając w pomieszczeniu zdecydowaną przewagę mężczyzn. Wielkich, umięśnionych, silnych mężczyzn; nigdy nie była jedną z tych dziewczyn, które oglądały się za podobnymi na ulicy. Teraz jednak czuła na ich widok jedynie strach.
    Potrząsnęła jednak lekko głową, próbując się rozluźnić, nie chcąc, by ktokolwiek coś zauważył. Trzymała się trenera, choć nadal w bezpiecznej odległości i podążyła wzrokiem za jego nawoływaniem, dostrzegając chłopaka, który mógł być jej rówieśnikiem.
    Odetchnęła głęboko, odliczyła w głowie do dziesięciu, starając się myśleć o czymś przyjemnym, próbując zapewnić samą siebie w myślach, że przecież tutaj nic jej nie grozi.
    Nie była jednak w stanie przywołać na usta nawet najbledszego uśmiechu.
    Lekcje boksu miały jeszcze jedną, ogromną zaletę.
    Następnym razem będzie potrafiła się obronić.
    Skinęła głową, przyglądając się chłopakowi z uwagą, nie do końca wiedząc, dlaczego patrzy na nią tak podejrzliwie.
    – Chcę wiedzieć, jak bić, żeby nie połamać sobie palców. – powiedziała tylko, krzyżując ręce na piersiach i nie odwracając od niego nieco chłodnego spojrzenia. Nic do niego nie miała, ale chłód tak nad nią zapanował przez ostatnie miesiące, że nie potrafiła z tym walczyć. – Rozumiem, że to potrafisz? – zapytała. – Luna Ellingham. – przedstawiła się, nie wyciągając jednak ręki.

    [Zła?! Najchętniej wysłałabym Ci ciastko. <3]

    Luna

    OdpowiedzUsuń
  16. [ Tak, chyba o wiele sensowniej byłoby zacząć z jej perspektywy i postaram się zrobić wszystko, aby znalazła się w centrum zainteresowania. :P Zobaczymy co z tego wyjdzie. Tak jeszcze mnie naszło, czy tylko mi się wydaję, że wszystkie dziewczęta chcą go tu usidlić? xd A Lara chce się z nim kłócić... No ja nie wiem co się dzieje z tą dziewczyną! Toż to ostatnio takie nieogarnięte. ]

    Larissa

    OdpowiedzUsuń
  17. [Początek mi się podoba. Byli dla siebie jedynie odskocznią, a jako że żadne z nich nie próbowało tego spieprzyć, po prostu omijając wszelkie emocje szerokim łukiem, byli idealnie dobrani. Nie zadawali pytań, właściwie nie rozmawiali o niczym, co ma dla nich znaczenie. Fizycznie byli blisko, ale tak naprawdę byli dla siebie zupełnie obcy.
    Mason po "dojściu do siebie" zakończyłby to wszystko, a Santana uznała go za skończonego idiotę, bo przecież idealniejszy układ nie istniał.
    Santanie brakowałoby tego, że mogli po prostu czasem się spotkać i pomilczeć po seksie udając, że wszystko jest w porządku. Mason też mógłby za tym zatęsknić po jakimś czasie i tu zaczyna się nasza akcja: oboje chcą wrócić do tych niemych sesji terapeutycznych, które bądź co bądź pomagały im jakoś funkcjonować, a z drugiej strony oboje są zbyt dumni, by się do tego przyznać i by spróbować jeszcze raz. W efekcie nie robią nic.
    A co do naruszania przestrzeni osobistej przy byle okazji: to niestety nie przejdzie. Poza łóżkiem Santana tak jak i Mason ma problem z bliskością.]

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie wiedziała od ilu minut przedzierała się przez tłum, wypatrując pośród ludzi jasnej czupryny należącej do jej dzisiejszego towarzysza, a także kierowcy, który stanowił jej jedyną drogę do domu. Tym razem los się do niej uśmiechnął, ponieważ przechodząc przez kolejny próg, jej wzrok jakby automatycznie powędrował w stronę schodów, po których Pan Poszukiwany najwyraźniej planował się wspiąć. W dodatku, na jej nieszczęście, miał już towarzystwo w postaci ubranej w pozłacany top blondynki, której czerwień ust mogłaby stanowić idealny zamiennik odblasków na nocnych ścieżkach. Szybko ruszyła w ich stronę, po drodze krzycząc jego imię, jednakże dopiero po chwili wywołało to jakąś reakcję, a chłopak uniósł głowę, rozglądając się dookoła w zmieszaniu, aż wreszcie jego wzrok padł na Larę, a jego mina od razu przemieniła się w coś na kształt grymasu. To jej nie zniechęciło, co więcej przyśpieszyła kroku, posyłając mu przy okazji zirytowane spojrzenie. - Śpiesz się mała. - rzucił na wstępie, gdy tylko znalazła się bliżej, spoglądając na nią ze znużeniem, co dodatkowo sprawiło, że krew się w niej jeszcze bardziej zagotowała.
    — Chcę wracać do domu. — oznajmiła po prostu, w duchu modląc się, by chłopak tym razem jej nie zawiódł i dotrzymał wcześniej złożonej obietnicy. Co prawda, wiedziała, że jego słowo i przysięga na mały paluszek są wartę mniej niż kurz w jej pokoju, aczkolwiek w dalszym ciągu próbowała podtrzymywać w sobie tę iskierkę nadziei, która powstrzymywała ją przed wybuchem.
    — Nie trzymam Cię. — odpowiedział jakby nigdy nic, kiwając głową w stronę drzwi, jakby sądził, że ta nie zna drogi wyjściowej, a następnie jakby nigdy nic odwrócił się do blondynki, która w czasie ich krótkiej wymiany zdań klikała coś w telefonie, a Lara miała nadzieję, że właśnie poszukiwała ubrań, ponieważ w obecnej chwili miała ich niestety niezbyt wiele. Dopiero gdy Josh złapał ją za rękę, schowała urządzenie do kieszeni mikroskopijnych spodenek co, nawiasem mówiąc, musiało być niezłą magiczną sztuczką, ponieważ jak na oko Lary, nawet brud spod paznokcia nie powinien się tam wcisnąć.
    — O nie, koleżko. Obiecałeś. — mruknęła i złapała go za tył koszuli, ciągnąc w swoją stronę i zmuszając, by z powrotem cofnął się na pierwszy schodek. — Nie jesteś dzieckiem Lars. Zakręć tyłkiem i upoluj sobie podwózkę. — odparł, jakby to była najbardziej oczywista opcja na świecie, a Lara najwyraźniej musiała być idiotką, skoro wcześniej sama na to nie wpadła. Zapewne powinna grzecznie się teraz uśmiechnąć, przeprosić za to, że nie potrafi odnaleźć się w dorosłym życiu i zasadach, które przecież są znane na całym świecie, a na koniec jeszcze podziękować mu za tak łaskawe udzielenie jej pomocy. W zamian za to, nim zdążyła się powstrzymać, chlusnęła mu w twarz zawartością kubka, który trzymała w lewej dłoni. Resztki kostek lodu rozkruszyły się na podłodze, z kolei brązowy trunek spływał po jego brodzie, mocząc białą koszulkę do tego stopnia, że gdzieniegdzie zdawała się prześwitywać. Chłopak zamarł, a jego wargi ułożyły się w coś na kształt ryby próbującej złapać oddech. W gruncie rzeczy nie powinien się dziwić, gdyż Larissa nie cechowała się usposobieniem potulnego baranka, a jej zachowania często bywało wybuchowe, a z całą pewnością niespodziewane.
    - Wood! Porąbało cię do reszty? - wrzasnął, próbując strząsnąć z siebie klejące krople, jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu, jakby czegoś szukał. Był znany z tego, że zawsze wyrównywał rachunki, więc można się było domyślić, co mu chodziło po głowie. Larissa dopiero w tamtym momencie uświadomiła sobie, że ich, możliwie niewystarczająco cicha, wymiana zdań nie przeszła obok innych obojętnie, a wręcz przeciwnie skupili na sobie kilkanaście par zaciekawionych oczu. W końcu tym żyli studenci — gorącymi plotkami. W ich historii Lara zapewne będzie zalewać się łzami, a w zależności od tego, kto będzie opowiadał o tym zdarzeniu, Josh przyjmie rolę zdradzieckiego dupka albo wręcz przeciwnie, nieposkromionego ogiera.


    [ Jakby coś zgrzytało, krzycz. ;> ]

    Larissa

    OdpowiedzUsuń
  19. [Myślę, że to fajny pomysł na zaczęcie <: Nie wiem jak Ty, ale ja jestem zwolenniczką spontaniczności, więc wstępny szkic w jakich okolicznościach mieliby się spotkać już jest, a co dalej może pozostawimy opatrzności? xd Czy wolisz konkretny plan od a do z? :D]

    Hailey

    OdpowiedzUsuń
  20. [jesli to czasy liceum, myślę, ze mógłby być jej high-school-chrush <3 więc teraz tym bardziej czułaby gorzki posmak i ból w piersi na sam jego widok i budziłby stare żale, bo gdyby rzucił ją paskudnie i zachował się po prostu jak dupek, byłoby o wiele lepiej. koniec końców, myslę, że nie tylko nie zgadzała się z jego decyzją i nie docierały do niej żadne jego argumentu, ale po prostu nie rozumiała, skąd u niego taka nagła zmiana o, a że była bardzo młoda i bardziej narwana, a na pewno mocno w niego zapatrzona to cóż... ;) także tak! podoba mi sie bardzo!

    chętnie zacznę, pewnie w niedzielę dopiero, także proszę o chwilę cierpliwości ;) stawiamy na spotkanie w jego barze, czy na terenie kampusu?]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie swoją decyzją kieruje swoje kroki schodami w górę. Stając na piętrze, przypomina sobie, że nie widziała go od roku. Nie może się pozbyć wrażenia, ze ten stan rzeczy jej odpowiadał. Ponowne spotkanie go, to coś na co wcale nie czekała przez ten rok. Dlatego przystaje, nie śpiesząc się wcale, przed jego pokojem. Opiera się ramieniem o ścianę. Spuszcza głowę, patrząc jak włosy opadają jej na ramię. Zaczesuje je z westchnieniem i lekkim znużeniem za ucho. Nie puka przed wejściem. Normalnie właśnie tym by je uprzedziła, ale ma przeczucie, że Mason mógłby wtedy nie zaprosić jej do środka. Wola jej rodziców i rodziców Hayesa liczy się dla niej bardziej. Przynosi jej więcej zysku. Dlatego w końcu, po dmuchnięciu w niesforne pasmo włosów, wkracza do środka.
    Widok, który spotyka, to coś, o czym chce szybko zapomnieć. Powinna była zamknąć oczy, wycofać się, odwrócić, może udać, że tego nie widzi, spłoszyć się. Zamiast tego, patrzy pewnie w tamtym kierunku, jak dwoje osobników wymienia się śliną. Mogłaby to bardziej lirycznie ująć, jednak widok agresywnie namiętnej dziewczyny pochłania jej pokłady weny. Mimowolnie obserwuje reakcje Masona, póki jej nie widzą. Zakłada ręce na piersi, marszcząc brwi. W końcu decyduje, że trwanie dłużej w tym położeniu stwarza tą sytuację coraz mniej niedorzeczną, a bardziej nieprzyjemną.
    — Hej, babe. Zgubiłaś swoją eskortę? Szukasz nowego sponsora? Płacę więcej od niego... — wskazuje podbródkiem na Masona — ... procent od każdego kroku dzielącego Cię od drzwi.
    Odsuwa się od drzwi, pozostawiając jej przestrzeń do opuszczenia pokoju. Modli się w duchu, żeby nie wdawała się z nią dyskusję. Nie lubi prowadzić konwersacji z góry skazanych na łatwą wygraną.

    Cattie

    OdpowiedzUsuń
  22. [Ehhhh... Cały komentarz mi się skasował :/ To jeszcze raz:
    wypadałoby zorganizować im jakieś regularne spotkania. Oboje biegają, więc myślę, że idealnie nadadzą się poranne treningi. Jeden czy drugi raz mogliby się zignorować, ale jeśli codziennie będą na siebie wpadać, to w końcu pękną i pogadają. Bo chyba żadne z nich tak po prostu do drugiego nie przyjdzie.]

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  23. [Ale ja wcale nie mówiłam o wspólnych treningach :P Santana też zdecydowanie woli biegać samotnie. Chodziło mi o to, że gdyby tak się regularnie przelotnie widywali, to coś by ich ruszyło i jednak by się umówili. No ale mniejsza. Impreza bractwa niby spoko, choć sądzę, że jednak by się unikali i kryli przed sobą gdzieś w tłumie. Za to impreza u podejrzanych znajomych Hayesa spoza uczelni jest strzałem w dziesiątkę. Myślę, że takie a nie inne okoliczności zdecydowanie popchną ich do rozmowy. Pomysł mi się zdecydowanie podoba <3]

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  24. [Mogę zacząć, żaden problem :) Już się za to zabieram.]

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  25. Wyjście na miasto wieczorem jak zawsze okazało się być złym pomysłem. Santana może i wyglądała na imprezowiczkę, ale prawda była taka, że zatłoczone kluby przyprawiały ją o ból głowy i poczucie zmarnowanego czasu. Owszem, lubiła potańczyć i się napić, ale jakiekolwiek wyjście zawsze, absolutnie zawsze wiązało się z tym, że prędzej czy później zdecydowanie zbyt blisko niej lądował jakiś mniej lub - nie daj Boże - bardziej pijany i napalony facet. I niewielu z nich rozumiało, że przebywanie tak blisko Rivers nie było dobrym pomysłem. Na szczęście bruneta już przestała się patyczkować i gdy było trzeba, bez skrupułów używała pięści, by pozbyć się niechcianego absztyfikanta.
    Tego wieczoru też kilku takich nachalnych się znalazło, ale wyjątkowo nie musiała radzić sobie z nimi sama. Na pomoc przyszedł jej niekoniecznie rycerz, choć niewątpliwie waleczny i nim się obejrzała, już rozwalił nos gburowi, który klepnął ją w tyłek.
    Ratowanie dany z opresji nigdy nie robiło na niej wrażenia i to nie tym Tony ją kupił. Spodobało jej się to, że zgodnie z umową, gdy wypili razem jednego drinka, chciał się ulotnić, nawet nie próbując proponować, by mu w ramach podziękowania obciągnęła w męskim.
    I nawet gdy oznajmiła, że chętnie spędziłaby z nim resztę wieczoru, nie zabrał jej od razu do siebie. Zaproponował, by wybrała się z nim na domówkę do jednego znajomego i nawet obiecał, że odwiezie ją potem do domu. A że uśmiechnął się przy tym tak czarująco...
    Ani się obejrzała, jak wraz z poznanym godzinę wcześniej facetem wchodziła do zupełnie obcego sobie domu. Przez myśl jej przeszło, że to może nie była jej najmądrzejsza decyzja, zwłaszcza gdy jej oczom ukazało się całe to podejrzane towarzystwo. Chwilę wahała się, czy nie przeprosić Tonego i nie wrócić jednak do domu, ale ostatecznie przytaknęła swojemu towarzyszowi, gdy zapytał, czy chce piwo. Co miała do stracenia? Jedynie trochę czasu, bo i jej wątpliwa godność i marne resztki zdrowego rozsądku tego dnia zostały w łóżku.


    Santana

    OdpowiedzUsuń
  26. [Zapraszam na wątek do Michała :)]

    OdpowiedzUsuń
  27. Odprowadza wzrokiem dziewczynę. Jej twarz nie wyraża nawet cienia zainteresowania. Większą koncentrację wykazuje, obserwując czynności Hayesa. Nie ucieka jej uwadze jakie przedmioty lądują w sportowej torbie. Mimo wszystko potrafi podzielić swoje skupienie pomiędzy działania, a słowa Masona. Przewraca ostentacyjnie oczami, pozwalając sobie w tym względzie na swobodę, odkąd Hayes i tak ją rozszyfrował. Nie musi się już z niczym kryć. Udawać żadnego stanowiska. Część jej manipulacji to jednak już wyraźne dopełnienie jej osobowości, dlatego nie widać w jej zachowaniu aż tak drastycznej różnicy. Zresztą, w tym domu już i tak wcześniej czuła się komfortowo. Ten pokój posiada znajomy metraż. Podobne pomieszczenie, należy do Kaspiana. Cataleya aż prycha z rozbawieniem, przypominając dostrzegając różnicę aur obu tych przestrzeni. Jedna, dla niej, pozostanie kultowa. Gdyby Mason wiedział jakiego sortu epizody się tam rozgrywały, prawdopodobnie lubiłby ją jeszcze mniej. Gdyby tylko było to możliwe.
    — Taryfiarze nie zwykli przyjmować kursów schodami w dół do Twojego salonu — mruczy niezbita, ani niepozbawiona rezonu po jego wypowiedzi. Podchodzi bliżej, siadając na krawędzi jego łóżka. Też nie chce tu być. Też nie chce go widzieć. Też nie lubi tej kolacji. Też chciałaby się z niej wyrwać. Ale potrafiła znieść więcej nieprzyjemności, dla większego celu. W przeciwieństwie do niego, on zawsze szedł na łatwiznę. Dlatego coraz mniej go lubi. Przynajmniej, nie tak jak on, nie lubi go wcale.
    — Z kolei Kaspian jest trochę zajęty.
    Dolewa oliwy do ognia, wyraźnie dając Hayesowi do zrozumienia, że gdyby nie to, mogłaby się nim posłużyć jako darmowa podwózka po schodach w dół, bądź do domu. Uśmiecha się do Masona cynicznie. Nie podoba jej się jego ton. Dlatego odpowiada mu podobnym. Tutaj nie muszą udawać żadnej sympatii.
    — Twoja matka prosi CIę na dół — informuje go w końcu. Nie przeciąga rozmowy. Kopie czubkiem buta jego torbę. Wsuwa ją tym samym pod łóżko.
    — Jak dla mnie możesz być lekceważącym snopkiem, ale lubię panią Hayes. Nie znoszę zawodu w jej oczach, kiedy przelicza się co do syna.

    Cataleya

    OdpowiedzUsuń
  28. Kazde ma swoje mroki, swoje cienie i stronę, której nie może ukazać każdemu. Abigail była grzeczną dziewczyną. Pilna studentka, zaangażowana w działalność rozgłośni kampusowej, stażystka w lokalnej gazecie, ta-od-najlepszych-notatek. Ta od pośpiechu, od załatwiania wszystkiego na czas, mimo iż ryzyko spóźnienia zawsze jest obok niej. Ta co zawsze pomoże, co zawsze się śmieje, a na imprezach najgłośniej fałszuje przy karaoke i zupełnie się tym nie przejmuje. Ta, na którą zawsze mozna polegać i zawsze zorganizuje świetny wyjazd na zimowej przerwie semestralnej i na wakacje.
    Abi nie była popularna, ale wszędzie było jej pełno i większość kampusowej społeczności ją kojarzyła. I teraz właśnie tego nie potrzebowała, a właściwie to mogło jej przysporzyć kłopotów. Ostatnimi czasy bywała nieobecna, czasami nerwowa, strasznie spięta. Nie ucierpiał przy tym żaden z artykułów oddanych do gazety, ani żadna audycja w kampusowej rozgłośni. Abi nie popełniała tak banalnych błędów, nie przenosiła zycia prywatnego nad obowiązki. Ale bliski przyjaciel zorientowałby się, że coś jest nie tak.
    Zwykle luźno łąskoczące jej plecy i ramiona jasne kosmyki zostały związane w wysoki kucyk, a gdy szła korytarzem bractwa Alpha Lambda Mu, podrygiwał w rytm jej kroków. Oczy miała lekko zmrużone, usta zacisnięte, a palce trzymane na szelkach plecaka ściskały mocno materiał. Była przy tym blada, a to już ewidentny znak na to, iż coś się dzieje. Bo Smith nie rumieniła się, a wręcz przeciwnie, gdy się czymś przejmowała, krew odpływała jej z twarzy i przypominała trupa.
    Za trzy dni przypadała rocznica śmierci jej ojca i potencjalnie to miało być tym, co ją trapiło. I zwykle tak bywało od ostatnich kilku lat, lecz tym razem dochodziło także coś, co wiązało się z zywym człowiekiem, któremu ona mogła przysporzyć kłopotów i odwrotnie. A na prawdę nigdy by nie podejrzewała ani siebie, ani nikogo w swoim otoczeniu o doprowadzanie do skandalu i tajemnic, które musiała skrywać. Nie zwracając uwagi na otoczenie, szła pewnie przed siebie i wychodząc z pietra, pchnęła z złością drzwi, nie przewidując, że może kogoś po drugiej stronie uderzyć.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  29. Trochę się obawiała, że gdy w końcu dołączą do znajomych Tonego, mężczyzna zostawi ją samą sobie, zupełnie zapominając, że z kimkolwiek tu przyszedł. Było to o tyle prawdopodobne, że gdy tylko weszli do domu, zaraz podeszła do nich jakaś parka, by przywitać nowo przybyłego i wypytać o rzeczy, o których ona nie miała zielonego pojęcia (i tak po prawdzie wcale nie chciała mieć, bo brzmiało jej to jak kłopoty. A Santana i tak miała ich już ponad normę - więcej zdecydowanie nie potrzebowała). Samo dojście do kuchni po piwa zabrało im dobry kwadrans, bo Tonego co i rusz ktoś zagadywał, niemal wyciągając na taras, gdzie siedzieli "wszyscy".
    - To chyba nie był zbyt dobry pomysł, żebym tu z tobą przyjeżdżała - zauważyła, gdy już znaleźli się w kuchni.
    - No co ty. Będziesz się dobrze bawić, słowo - Tony podał jej już otworzone piwo i zaraz lekko stuknął jej butelkę własną, nim pociągnął spory łyk. - Zresztą: jeśli nie, to wystarczy słowo i cię odwiozę - dodał, nim znów upił trochę alkoholu.
    Rivers aż westchnęła cicho. Powoli zaczynała wątpić w te jego wesołe opowiastki; wizja tego, że w przeciągu godziny Tony schleje się jak ruski czołgista w trakcie ciszy na froncie malowała się coraz bardziej wyraźnie przed jej oczami. Całe szczęście, że zostawiła sobie trochę drobnych na taksówkę...
    Nie marudziła już jednak więcej i sama zajęła się swoim piwem, bez słowa podążając za nim na taras. Skoro już tu przyszła, mogła spróbować się rozerwać albo chociaż nie dać po sobie poznać, że chętnie by już wróciła do siebie i wskoczyła w piżamę. Doprawdy nie miała pojęcia, dlaczego wciąż się oszukiwała, że lubi takie imprezy.
    Z początku, gdy jeszcze byli w domu, całkiem nieźle jej to wychodziło, ale gdy wyszła na taras, wszystko szlag jasny trafił. Jej spojrzenie niemal od razu skierowało się na Hayesa; przez ostatnie kilka tygodni doszła do niezłej wprawy w wyłapywaniu tego palanta wśród tłumu, by móc go skutecznie unikać. Naprawdę nie chciała psuć sobie humoru spotkaniem z nim twarzą w twarz i gdy tyko dostrzegała go gdzieś w okolicy, zaraz robiła taktyczny unik. Dramaty nie były jej do szczęścia potrzebne, a Mason... Cóż. To był jeden wielki chodzący dramat.
    - Kurwa... - mruknęła do siebie, a że wciąż patrzyła mu prosto w oczy, Hayes mógł odczytać przekleństwo z ruchu jej jak zawsze wymalowanych na czerwono warg. Zaraz potem Santana odwróciła się i stawiając swoje ledwo upite piwo na mijanym stoliku, ruszyła do wyjścia uznając, że to był idealny czas na ucieczkę.
    Za Tonym nawet się nie obejrzała; i tak nie miała zamiaru mu tłumaczyć, czemu nagle zmieniła zdanie, a to, że po prostu odeszła, było chyba wystarczająco jasnym komunikatem: tego wieczoru musiał poszukać sobie innej partnerki.

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  30. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  31. Już gdy znikała w salonie wiedziała, że Mason podąża za nią. Czuła jego spojrzenie na swoich plecach, oczami wyobraźni widziała ten irytujący uśmieszek, który pojawiał się na jego ustach zawsze wtedy, gdy wiedział, że ma nad nią przewagę. A ostatnio miał ją często, bo to w końcu ona przed nim uciekała. Ona była ofiarą. Ona nie potrafiła tak po prostu przejść na tym wszystkim do prządku dziennego, choć przecież między nimi właściwie nic się nie stało. Była na niego wściekła, a jednocześnie brakowało jej tych wspólnych cichych wieczorów, które dawały jej złudne poczucie, że nie jest zupełnie sama na tym popieprzonym świecie.
    Gdy Hayes ją objął, cała aż się napięła i - co brunet mógł przewidzieć - odsunęła się od niego w okamgnieniu, bezwiednie udając się tam, gdzie Mason chciał ją skierować. Dopiero po fakcie uświadomiła sobie, że oddaliła się nieznacznie od ulicy, która bez wątpienia była jedyną drogą ucieczki. Świadomość, że znajdowała się na jego terenie sprawiała, że Santana w momencie poczuła się osaczona. Uczucie to spotęgował fakt, że jeszcze sekundę temu czuła na nagich ramionach ciepło jego silnego ramienia.
    - Wiesz, że tego nie lubię - powiedziała, marszcząc gniewnie ciemne brwi. Brunet nie raz słyszał od niej, że nie lubiła być dotykana. Bliskość potrafiła znieść jedynie podczas seksu; w każdym innym wypadku takie gesty przyprawiały ją o nieprzyjemny dreszcz i sprawiały, że czuła się nieswojo.
    - Wracaj do tych swoich dziwnych znajomych - dodała sucho, wymijając go, wyraźnie ignorując jego pytanie. Jednocześnie wyjęła z torebki telefon, chcąc już zamówić taksówkę.

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  32. Zagryzła wargi, słysząc tą jego durną, wcale nietrafną teorię. Jej dłonie zacisnęły się w pięści, zupełnie jakby Santana chciała rozwiązać powstały właśnie problem z pomocą przemocy, ale nim zdążyła się nad tym zastanowić, Mason znów się odezwał.
    - Nie bądź śmieszny; nie jesteśmy znajomymi - prychnęła, patrząc na niego z pobłażaniem.
    Zawsze byli dla siebie jedynie obcymi, którzy ze sobą sypiają. Na tym kończyła się cała ich banalnie prosta, głęboka jak mały palec w pochwie relacja.
    Gdy Hayes wsiadł do samochodu, znów zmarszczyła brwi. Spojrzała przelotnie na trzymany w dłoni telefon, już odblokowany i gotowy do tego, by wykręcić numer. Wystarczyło tylko kilka cyferek, by sama wróciła do domu i nie napytała sobie biedy, ale... To przecież było za proste. Nie mogła tak po prostu wybrać tej bezpiecznej opcji, bo to by oznaczało, że jeszcze potrafiła podjąć jakąś racjonalną decyzję. A takich przecież nie podejmowała już od bardzo dawna; wszystko, co robiła, prowadziło do bolesnej autodestrukcji. Czemu teraz miałoby być inaczej?
    Wątpiła, by czegokolwiek miała żałować, tym bardziej gdy chodziło uniknięcie spędzenia choćby kilku minut z Masonem na tak małej powierzchni, ale mimo to schowała komórkę i wsiadła do samochodu.
    -A niby co by mnie ominęło, gdybym jednak zadzwoniła po taksówkę? - zapytała, zamykając za sobą drzwi. - Czyżbyś miał zamiar przyznać mi rację, że to był dobry układ? - uniosła pytająco brew. - Albo jeszcze lepiej: przepraszać, błagać o wybaczenie o to, żebyśmy wrócili do tego, co było? Bo owszem, gdyby ominął mnie taki teatrzyk, z pewnością byłoby mi trochę żal - przyznała kąśliwie.
    Zapięła pas i założyła nogę na nogę, a sukienkę, która podsunęła jej się przez to nieco powyżej połowy uda, poprawiła dopiero po chwili, zupełnie jakby chciała pokazać Hayesowi, co stracił.

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie zamierzała się wycofywać, skoro sama rozpoczęła tę mokrą wojnę, więc jedynie uniosła brwi w geście udawanej brawury, ciekawa, jaki będzie następny krok jej towarzysza. Nie miała jednak okazji się tego dowiedzieć, gdyż zanim cokolwiek zdążyło się wydarzyć, Mason nagle wyrósł jak z podziemi i wkroczył do akcji. Kubek, którego zawartość miała wylądować na niej, rozlał się kawałek dalej, wywołując wśród tłumu gapiów kilka głośnych westchnień. Kilka następnych sekund po prostu przemknęła jej przed oczami, a ona była w stanie jedynie stać i przyglądać się temu z niedowierzaniem błyszczącym w tęczówkach i lekko uchylonymi wargami. Zamrugała, dopiero gdy Josh zniknął z jej pola widzenia, skupiając wzrok na Masonie, zresztą tak jak wszyscy zgromadzeni. Ludzie go słuchali i zazwyczaj bez mrugnięcia okiem się mu podporządkowywali. Dowód na to otrzymała, gdy tłum zgodnie skinął głową albo wydał z siebie pomruk, równoznaczny z przyjęciem wiadomości do zrozumienia. Zaraz potem jak za dotknięciem magicznej różdżki muzyka rozbrzmiała z impetem na nowo, a ludzie wrócili do swoich wcześniejszych zajęć, zapominając o całym incydencie.
    Odwzajemniła wzrok swojego samozwańczego wybawiciela, unosząc podbródek ku górze i przymrużając powieki. Minęło naprawdę sporo czasu od ich ostatniej rozmowy, ale musiała przyznać, że Mason nie przypominał już tamtego pełnego gniewu i wściekłości chłopaka. Nie mogła powiedzieć, że wiedziała dokładnie co wtedy przeżywał, z jakimi emocjami i myślami się zmagał. Mogła się jedynie tego wszystkiego domyślać, a to i tak było stanowczo za mało i nijak miało się do tornada siejącego spustoszenie w jego umyśle. Mimo to nie można było zakwestionować, iż jej intencje były czyste, a ona najzwyczajniej w świecie chciała pomóc i nie pozwolić, by przekreślił wszystko w co włożył swój czas i mnóstwo wysiłku, by odrzucił talent, który dostrzegała, a przede wszystkim zanurzył się w ciemności, która go pochłaniała. Nic więc dziwnego, że odtrącenie przez niego pomocy, którą oferowała w tak jasny i klarowny sposób, bardzo ją ugodziło, biorąc także pod uwagę jej własne czarne dziury, które czaiły się w zakamarkach jej umysłu, a tamta sytuacja była dla nich idealnym pożywieniem. Dlatego też nie walczyła i najzwyczajniej w świecie zrobiła to, czego sobie życzył, zajęła się swoimi sprawami. W tej kwestii niestety była typową kobietą i potrafiła nadzwyczaj długo chować urazę, jawnie go ignorując i w gruncie rzeczy nie uznając jego istnienia. Jednakże jakimś cudem, w którymś momencie postanowiła z tego zrezygnować i przebić balonik pełny skrywanego jadu. Teraz jednak wściekłość i oburzenie, które ją wypełniało, ponownie zostało skierowane w jego stronę. Dlatego z zaciśniętą szczęka ruszyła w jego stronę, zatrzymując się tuż przed nim i krzyżując gniewnie ramiona na piersi.
    — Od kiedy to uważasz się za szeryfa? Może pokażesz mi swoją cholerną odznakę? — zapytała ironicznie, mierząc go wzrokiem, jakby faktycznie próbowała doszukać się w jego stroju metalowej gwiazdki. — Może przy okazji powiesz mi, kiedy straciłeś umiejętność logicznego myślenia? Ponieważ nie wiem jakim cudem koleś, który ze mną przyszedł, może być za mnie odpowiedzialny, skoro wykopałeś go na zbity pysk. — warknęła, niemal wykrzykując ostatnie słowa. Z boku zapewne wyglądali jak dwa przeciwne żywioły. On jak zwykle względnie stoicko opanowany, ona z kolei przypominająca tykający wulkan, którego sekundy dzieliły od erupcji.

    Larissa

    OdpowiedzUsuń
  34. [chyba gdzieś tam wyżej zaginęłam ;)
    ale nie ustaliłyśmy prócz tego, co ich kiedyś łączyło, jakie stosunki mają obecnie... proponuję zdroworozsądkowe unikanie ;) ]

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  35. Spojrzenie jej granatowych oczu ani na chwilę nie zsunęło się z dłoni Masona, gdy ten podsuwał jej sukienkę. Śledziła jego ruchy, zupełnie jakby tylko czekała, aż przez głupi przypadek opuszki jego palców dotkną jej nagiego uda, by w następnej sekundzie móc mu za karę strzelić w twarz i zmyć ten irytujący uśmieszek.
    Z drugiej strony po raz kolejny dała po sobie poznać, że Hayes nie był jej obojętny. Bo przecież gdyby było inaczej, nie podnosiłby jej ciśnienia w tak rekordowym tempie. Choć oczywiście gdyby ją o to zapytać, zapierałaby się rękami i nogami. Jej niby miało zależeć? Ona miałaby się czymś przejmować? Bzdury wyssane z palca.
    Chwilę spoglądała na swoje odkryte udo, ale w końcu znów ściągnęła czarny materiał niżej, zakrywając się. Oczywiście wiedziała, że wcale nie zrobi mu tym na złość, a zapewne znów wzbudzi jego rozbawienie, ale to była znacznie lepsza opcja niż dawanie mu nad sobą władzy. Nie miała zamiaru tak po prostu słuchać jego poleceń; wystarczy, że wsiadła z nim do samochodu. Na nic więcej tego wieczora nie mógł liczyć.
    - Ja się zachowuję jak pokrzywdzona nastolatka? - uniosła pytająco brew. - Skarbie, to ty wyszedłeś za mną z imprezy i z nadzieją czekałeś, aż łaskawie wsiądę do twojego auta - przypomniała mu. - Twoja desperacja musiała już sięgnąć zenitu, skoro postanowiłeś do mnie wrócić. Niech zgadnę: okazało się, że wszystkie inne po trzeciej wspólnej nocy jednak chcą randek czy żadna z nich nie chce połykać?
    Nie dało się nie usłyszeć ironii w jej głosie. Przez cały czas patrzyła tak jak on na jezdnię, obracając wzrok ku mężczyźnie dopiero wtedy, gdy ostatnie pytanie zawisło w powietrzu.

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  36. Potrzebowała znaleźć się na zewnątrz względnie szybko, zresztą, nie miała na kogo, ani na co czekać. Nie spodziewała się, że którykolwiek z nich zdecyduje się za nią pójść, dlaczego miałby? Po prostu chciała znaleźć się nieco dalej od ludzi, a przynajmniej w miejscu, gdzie ich zagęszczenie nie będzie tak duże. Nie czuła się dobrze z myślą, że przed chwilą miała na sobie oczy połowy korytarza, w ogóle nie była przyzwyczajona do takich spędów i bycia w centrum uwagi. Zastanawiała się, ile razy trzeba by pomnożyć populację jej rodzinnej miejscowości, by otrzymać liczbę studentów tego uniwersytetu. W niektórych momentach wręcz nie obejmowała tego rozumem, ile Hrensk równolegle mogłoby kształcić się w tym miejscu? Ciężko było to sobie wyobrazić.

    Na powietrzu poczuła się odrobinę lepiej. Delikatny wiatr obwiał jej zaczerwienione policzki i sprawił, że grzywka zaczęła jej wchodzić do oczu, więc po prostu sięgnęła do niej dłonią, niedbałym ruchem zaczesując ją najpierw w tył głowy – a gdy to nie zdało egzaminu – spróbowała w bok. Westchnęła zirytowana, gdy i to nie przyniosło żadnego skutku. Jej długość była okropnie niepraktyczna, nic nie dało się z nią zrobić. No, może poza tym ukrywaniem za nią oczu.

    Nie spodziewała się towarzystwa, więc idąc przez dziedziniec zwolniła kroku, czując, jak jej serce powoli wraca do naturalnego, spokojnego rytmu. Nie czuła się upokorzona, nie chciała też płakać, nic z tych rzeczy. Po zostaniu sam na sam ze sobą poczuła jedynie ulgę. Może było jej trochę przykro, ale to szybko przejdzie, była tego pewna. Nigdy nie chowała urazy, a nawet jeśli komuś udało się ją do siebie zrazić, nie trzymała jej długo. Taka już była.

    Niestety, jej spokój trwał tylko chwilę. Słysząc czyjś głos zaraz obok siebie, nieco podskoczyła w miejscu, a serce drgnęło ze strachu. Albo znów się zamyśliła, albo po prostu poruszał się tak cicho, w każdym razie zaskoczył ją. Instynktownie odsunęła się nieco dalej i choć on nie patrzył na nią, ona spojrzała na niego. Na krótki moment, nim spojrzała przed siebie, ponownie splatając dłonie w geście niepewności. Dlaczego tu w ogóle był? Co powinna teraz zrobić, jak się zachować? Nie miała pojęcia.

    – Przepraszam – rzuciła pierwsze, co przyszło jej do głowy. – Przeważnie pytam, kiedy chcę kogoś narysować. Problem w tym, że mieliśmy zajęcia i nie miałam jak do Ciebie podejść. Poza tym… Takie chwile są bardzo ulotne, chciałam to po prostu… – zatrzymała się, szukając słowa. – Zamrozić, tak. Po prostu Cię zobaczyłam i pomyślałam, że to cenny moment. W takich chwilach po prostu rysuję.

    Sama była zaskoczona słowotokiem, jaki spłynął z jej ust: zazwyczaj tyle nie mówiła, ograniczając się do prostych, pojedynczych zdań. Cóż, chyba bardzo chciała wyjaśnić mu tę sytuację. Nie spodobałoby jej się, gdyby przypadkiem nieznajomy pomyślał sobie, że jest jego kolejną fanką albo, że skrycie się w nim podkochuje. Na samą myśl skrzywiła się lekko sama do siebie. Jasne, był przystojny, ale takie zachowania po prostu nie były jej w stylu. Zawsze uważała, że powinno zakochać się w tym, co człowiek ma w środku, nie na zewnątrz.

    – To się więcej nie powtórzy – obiecała, spodziewając się, że właśnie takiej odpowiedzi oczekiwał, skoro jednak za nią poszedł. Tymczasowo nie dopuszczała do siebie innych możliwych scenariuszy. Spojrzała w bok, z dala od niego, co z boku musiało wyglądać przynajmniej zabawnie. Dwójka idących obok siebie, rozmawiających ludzi, ale żadne nie zerknie nawet w stronę drugiego.


    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  37. Aż musiała odetchnąć głębiej, podminowana całą tą sytuacją. To po to wsiadła do jego auta, by wysłuchiwać kazań? Zapewne gdyby wiedziała, że tak to będzie wyglądać, dwa razy by się zastanowiła, nim zgodziłaby się z nim jechać.
    Otworzyła drzwi i zabierając swoją torebkę, wysiadła. Nigdy nie paliła w samochodzie, tak samo jak nigdy nie trzaskała drzwiami; to i tak nie pomogłoby jej się odstresować.
    Wsunęła sobie papierosa między wargi i odpaliła go, odpierając się pośladkami o bok maski. Kątem oka spojrzała na Hayesa i raz jeszcze westchnęła głośno. Potrzebowała chwili, by nad sobą zapanować; zawsze, gdy puszczały jej nerwy, musiała na kilka minut zostać sama i Mason jako jedyny zawsze to szanował. Pozwalał jej się uspokoić, choć musiała przyznać, że przy nim mało kiedy traciła opanowanie; brunet po prostu nie poruszał nigdy tych wrażliwych strun i trzymał się z dala od jej granic. Nie pytał, nie robił niczego, na co nie miała ochoty. To była jedna z tych rzeczy, które tak bardzo odpowiadały jej w tym mężczyźnie.
    Dopiero gdy wypaliła papierosa, wsiadła z powrotem do auta. Już na pierwszy rzut oka było widać, że ochłonęła. Wyraz jej twarzy złagodniał, a jej ciało nie było już tak napięte.
    Wiedziała, że powinna mu to wszystko wyjaśnić. Chwila chłodnej kalkulacji pozwoliła jej dostrzec, że Hayes miał rację; ostatnimi czasy zachowywała się jak urażona panienka, którą przecież nie była. Zawsze gardziła tymi wszystkimi księżniczkami, które robiły swoim facetom scenki przy ludziach o byle pierdołę, a sama nie była lepsza. A przecież Mason nawet nie był jej facetem.
    Z cichym westchnieniem rozsiadła się w fotelu, opierając głowę o zagłówek.
    - To nie był związek i nic sobie nie obiecywaliśmy, ale mimo to... Mieliśmy jakąś relację. Trochę, jakbyśmy byli razem - powiedziała już zupełnie spokojnie. Jej głos znów stał się delikatny i melodyjny, pozbawiony ostrych nut, którymi jeszcze kilka minut temu ociekał. - Wiedziałam, że to się kiedyś skończy, ale sądziłam, że jak zawsze to ja powiem "dość". Po prostu... Nie byłam przygotowana na to, że to ty wszystko zakończysz i poczułam się odrzucona - przyznała wprost; brunet mógł się bez większego problemu domyślić, że wiele kosztowało ją to wyznanie. Sam przecież zawsze unikał mówienia o swoich uczuciach. Oboje przecież zawsze grali twardych, jak ognia unikając takich rozmów.
    Czuła się teraz zupełnie bezbronna; nawet stojąc przed nim nago nie czuła się nigdy taka obnażona, ale wiedziała, że była mu to winna.
    - Nie chodziło nawet o to, że z tym skończyliśmy, tylko że to ty podjąłeś tą decyzję. Poczułam, że tracę nad wszystkim kontrolę... Jakby grunt usuwał mi się spod stóp. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić i wydawało mi się, że unikanie cię będzie najlepszym wyjściem. I pewnie by się sprawdziło, gdybyś po prostu dał temu spokój - zauważyła, choć bez złośliwości. - Nie rozumiem, po co to wszystko. Przecież i tak właściwie ze sobą nie rozmawialiśmy.

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  38. [Tak sobie skaczę po kartach i Mason zdecydowanie najbardziej przyciągnął moja uwagę :) Jego historia, tragedie ktore go dotknęły, tajemnice, boks...mniam! Strasznie podoba mi się ta kreacja postaci i muszę Cię koniecznie porwać na wątek! Aurelie jest z podobnego środowiska, więc jeśli tylko wyrażałabyś taką chęć, mogliby znać się od dobrych kilku lat :)]

    Aurelie Wheeler

    OdpowiedzUsuń
  39. Pytanie rzeczywiście nie miało sensu, nie bez powodu puściła je mimo uszu. Nie miała w zwyczaju naśmiewać się z nikogo, sarkazm też był jej raczej obcy. Nie dość, że nie wiedziała, jak go użyć, to w dodatku nie zawsze potrafiła rozpoznać go w ustach innych. Jej milczenie było zatem nie tylko oznaką grzeczności, ale przede wszystkim ostrożności. Nie chciała się tu nikomu narażać, zwłaszcza na samym starcie. I tak kiepsko spała, samotna podróż na drugi kontynent była wyzwaniem sama w sobie, nie potrzebowała mieć tu jeszcze wrogów. Zresztą, ona nigdy nie chciała mieć wrogów, postokroć wolała zjednywać sobie przyjaciół. Z nimi było dużo łatwiej, nawet jeśli czas zwykle przerzedzał ich szeregi, weryfikując, czy w ogóle kiedykolwiek byli warci podkładania w nich wiary.
    Spojrzała na mężczyznę, skinąwszy mu głową.
    - Tak, dokładnie o to chodziło, dziękuję.
    Nie wyczuła w jego głosie drwiny, więc nie speszyła się. Nie miała nic przeciwko poprawianiu jej, dzięki takim korektom mogła podszlifować swój język. Tak długo, jak zwracanie uwagi nie ograniczało się do złośliwości, wtedy najprawdopodobniej bałaby się mówić bardziej, niż do tej pory. Widząc, jak ten krzywi się, a następnie tężeje na całym ciele, chciała zapytać o przyczynę, jednak nim zdążyła choćby uchylić ust, poczuła delikatne pchnięcie w plecy. Nie sprzeciwiła się, nawet nie obruszyła, zamiast tego posłusznie ruszając dalej. Zdusiła ciekawość w zarodku, czasem lepiej było nie wiedzieć. Gdy wyciągnął karetkę w jej stronę, naturalną koleją rzeczy chciała po nią sięgnąć, ale wtedy Mase odbił w inną ścieżkę. Z opóźnieniem zorientowała się, że zmierza w stronę akademika. Lekko zmarszczyła drobny nos, najwyraźniej nie rozumiejąc jego intencji. W co on się z nią bawił? Może po prostu ją drażnił? Wątpiła, by chciał ją gdziekolwiek zwabić. Mimo to ruszyła za nim, wyraźnie ożywiając się nieco za sprawą jego słów. Zmyłka z kartką zaszczepiła w niej pewną wesołość. Poza tym, jakaś część niej wierzyła, że mężczyzna chce zatrzymać rysunek, bo po prostu mu się podoba. Poniekąd pozwolił jej też tworzyć dalej. Mimo to wolała się upewnić.
    - Och? A będziesz moim modelem, czy będę musiała rysować z pamięci? - zaczepiła. Po chwili jednak spoważniała nieco i kiedy już ulokowała spojrzenie w jego profilu, chwilowo nie interesowała się niczym innym.
    - Chcesz go zatrzymać, bo Ci się podoba? Czy może nie chcesz, żebym zgubiła go gdzieś w pobliżu Twoich fanek? - choć uśmiech sugerował żart, jej oczy wyraźnie zdradzały, że czeka na tą odpowiedź.

    Nadia

    OdpowiedzUsuń
  40. [Aurelie bywa przesadnie idealna i oh ah, więc mogłaby swoją osobą nieco irytować Masona, a co za tym idzie, mogliby za sobą od dobrych paru lat nie przepadać i starać się siebie unikać na wszelkiego rodzaju przyjęciach :) Może wpadliby na siebie teraz na jakiejś imprezie studenckiej, na której ktoś dosypałby Aurelii coś do drinka i mimo niezbyt dobrych relacji, Mason porwał ją ze stołu i się nią zaopiekował, zanim ta zacznie się publicznie rozbierać ? :)]

    Aurelie Wheeler

    OdpowiedzUsuń
  41. [Pytanie czy Elizabeth w ogóle umie latać... Bo cnota i niewinność zachowane, gwarantujemy to temu wybrańcowi, któremu być może uda się to kiedyś sprawdzić. :D Dodatkowo obawiam się, że największym demonem i tym, który będzie próbował ją wykorzystać jest właśnie Mason. Chwilę zajęło mi zagłębienie się we wszystkie zakładki, bo poukrywanych jest tutaj wiele informacji, ale na pewno nie należy on do grzecznych chłopców, z jakimi miała styczność we wspólnocie. Właściwie jest typem chłopaka, przed którym ostrzegała ją matka, a ojciec pewnie na zawsze zamknąłby ją na poddaszu za choćby odpowiedzenie mu, która jest godzina. Zbyt przystojny, zbyt rozchwytywany, zbyt niebezpieczny... Jednak przeciwieństwa są oczywiście zabawne, a u Elizabeth spodziewam się ich na każdym kroku. Obawiam się jednak, że ona nigdzie dobrowolnie z nim nie pójdzie i nie będzie tą, która wzdycha na jego widok (raczej ucieka...). No chyba, że zaatakuje ją w bibliotece i będzie niby potrzebował pomocy w znalezieniu jakiejś książki.^^
    A tak poważnie - jestem za jakimś wątkiem, bo to na pewno będzie zabawne. Masz wyklarowany pomysł czy mam szukać czegoś w swojej kolekcji? ;)]

    Elizabeth Cotton

    OdpowiedzUsuń
  42. [Jeżeli faktycznie nie będzie robił tych wszystkich rzeczy, to na pewno zniszczy jej stereotypowy tok myślenia utworzony przez radykalnych rodziców. A jeśli dodatkowo ją uratuje, to... na pewno ją wystraszy, bo to jednak przemoc, której do tej pory nie była nigdy świadkiem dzięki trzymaniu jej w kokonie udawanego bezpieczeństwa. Sam pomysł jest jednak bardzo dobry i już widzę oczami wyobraźni całą tę scenkę, więc jak najbardziej możemy od tego zacząć i biorę to na siebie! Postaram się jak najszybciej podrzucić odpis ;)]

    Elizabeth Cotton

    OdpowiedzUsuń
  43. Santana nie odwróciła głowy, więc ich spojrzenia w końcu się spotkały. Długą chwilę po prostu na niego patrzyła, zastanawiając się, co właściwie powiedzieć. Wbrew pozorom ona również chciała to wszystko wyjaśnić; to wieczne uciekanie przed Masonem było okropnie męczące, a w dodatku... Teraz chyba nawet czuła się nieco głupio, że odstawiała takie teatrzyki i wpędzała bruneta w poczucie winy, choć przecież nic nie zrobił.
    - Nigdy nie oczekiwałam, że to będzie trwało w nieskończoność. Od samego początku ustaliliśmy zasady i twardo się ich trzymaliśmy. I ja tego absolutnie nie chciałam zmieniać - zapewniła. - Ja... - odetchnęła głębiej, odwracając wzrok. Bezwiednie zagryzła wargi, lekko zaciskając dłonie na trzymanej na kolanach torebce. Zwykle nie obnażała swoich słabości, w ogóle trzymając się od nich z daleka; zawsze pokazywała tylko swoją lepszą stronę. Wszyscy, którzy znali Santanę, widzieli silną, niezależną kobietę, która zawsze nad wszystkim ma kontrolę.
    Tymczasem teraz obok Hayesa siedziała zagubiona dziewczynka, która przyznawała się do tego, że jednak nie była taka idealna, na jaką się kreowała.
    - Znasz mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie lubię nie mieć kontroli - odezwała się w końcu. - A gdy oznajmiłeś, że to koniec, pozbawiłeś mnie wszelkiej władzy. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić, więc... Zachowywałam się jak skończona idiotka - skrzywiła się mimowolnie. - Przepraszam. To było niepotrzebne. I żeby było jasne: nie mam do ciebie żalu i nie czuję się pokrzywdzona ani wykorzystana. Dostałam to, na co się umówiliśmy.

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  44. Ale Santana i tak zdołała dostrzec ten grymas, zdradzający jego niezadowolenie, nim Mason na nowo przywdział swoją maskę. Zmrużyła lekko oczy, przyglądając mu się uważnie, próbując odgadnąć, co Hayesowi chodziło po głowie.
    Czyżby nie chciał tego tak definitywnie kończyć? Czyżby chciał z nią porozmawiać, by faktycznie wrócili do tego, co między nimi było? Na samą myśl, że jednak miała rację, nie potrafiła powstrzymać nieco rozbawionego uśmiechu.
    A więc to o to mu chodziło. Żałował, że to wszystko zakończył, tak jak podejrzewała - nie miała co do tego żadnych wątpliwości, a już na pewno nie po tym pożądliwym spojrzeniu, którym ją zmierzył. Nie raz już patrzył na nią w ten sposób i już po samym jego spojrzeniu potrafiła odgadnąć, czy to, co miała na sobie danego dnia, mu się podobało. A dzisiaj wyraźnie był nią zachwycony.
    - Wydaje mi się, że wciąż ją mam - powiedziała, uśmiechając się pod nosem. - Od początku było ci tego szkoda, prawda? Tego, że już nie będziesz mógł mnie mieć, gdy tylko zapragniesz... - wymruczała.
    Była tego niemal pewna. Choć Mason próbował się wytłumaczyć, to jednak to, że brakowało mu tej bliskości było tak naprawdę jedynym sensownym wytłumaczeniem, czemu nie dał jej spokoju, choć między nimi już nic miało nie być. To dlatego gdy ona odwracała wzrok, gdy widzieli się na uczelni, jego spojrzenie podążało za nią, dopóki nie zniknęła w budynku.
    - Chciałbyś do tego wrócić? - zapytała, nie owijając w bawełnę.

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  45. Słysząc głośne przekleństwo z drugiej strony drzwi, zawahała się, zastygając w miejscu. Mogła w jednej sekundzie odwrócić się i zwiać, ale chyba nie było to dobrym rozwiązaniem. Nie znała dobrze budynku i pewnie szybko by się stąd nie wydostała inaczej, niż drogą, którą dotarła na to pietro do znajomego. Ale głos z korytarza nie nalezał do najmilszych, nawet nie do uprzejmych, choć wydał jej się znajomy.
    - Przepraszam! - zawołała, nim położyła po raz drugi dłoń na klamce i pchneła drzwi tym razem wolniej i ostrozniej, biorąc pod uwagę, że może cos komuś jeszcze uszkodzić.
    Wyszła na korytarz i od razu jej ciemne tęczówki spoczęły na twarzy Masona, która skrywana była pod dłońmi. Nie musiała widziec jego oczu, wystarczyło rzucone przelotne spojrzenie na ogół sylwetki i westchnęła, rozpoznając wściekłośc w brunecie. Miała wrażenie, że mimo lat ten się nic nie zmienił...
    Od kiedy odkryła, że on również tu studiuje, starała się schodzić mu z drogi i unikać okacji do choćby krótkich przypadkowych spotkań. Kiedyś był jej bohaterem, była bliska uzależnienia się od niego. Dziś czuła jedynie żal i tęsknotę za starymi czasami, keidy go potrzebowała, a on był. Mimo wszystko jednak, była mu też wdzięczna, bo pokazał jej, że licząc tylko na siebie, nie zginie, a ludzie jej nie złamią.
    - Rozbiłam ci nos? - spytała, powstrzymując się przed uśmiechem rozbawienia i podeszła do niego, pochylając się w kierunku Masona, aby od dołu zobaczyc, czy poszła mu krew.

    Abigail

    OdpowiedzUsuń
  46. [ Hej :)
    Przyszłam się przywitać i powiedzieć, że cudowna karta. Takie osobowości zawsze podbijają moje serce i czasem sama tworzę osóbki tak skomplikowane jak twój pan :) No i do kompletu cudowny gif i samochód *_*
    Jeśli byłaby chęć na jakiś wątek/powiązanie/cokolwiek to ja jestem chętna nawet jeśli może być ciężko skrzyżować ich drogi, ale ja tam lubię pakować swoje postaci w pokręcone relacje :D ]

    Michelle której jeszcze nie ma w linkach

    OdpowiedzUsuń
  47. Nie ma czasu na odpowiedź. Mason chwyta ją za ramię. Boli ją. Boli ją to nie fizycznie, bo oprócz chwilowego zaczerwienienia na skórze nic jej się nie stało. Godzi ją pozycja słabszej, zdominowanej dziewczyny. Potrafi odgrywać taką rolę. Jest w tym nawet dobra. Taka poza pomaga osiągać wiele celów. W tym jednak momencie, to nie jest już poza. Bycie słabszą i zdominowaną zdecydowanie podoba jej się znacznie mniej niż tylko udawanie, że się nią jest. Zaciska zęby w rozdrażenieniu, ale nie mówi tego głośno. Wygrałby. Gdyby wiedział, że już zdążył ją rozdrażnić. Wypchnięta na korytarz łatwo łapie równowagę, bo jak sądzi, Mason nie popycha jej, żeby ją straciła. Robi to, bo ona zdążyła już wkurzyć jego. Za szybko i za prosto, żeby mogła z tego czerpać satysfakcję. Pchnięta dalej, nie wyrywa się. Zatrzymuje się przed schodami, jedną nogą opadając stopień niżej. Różnica wzrostu między nimi jest teraz ujmująco zbyt wyraźna. Dlatego jej ton jest znacznie bardziej kąśliwy niż planowała:
    — Nigdy. Więcej. Nie. Dotykaj. Mnie. W ten sposób.
    Dzieli wyrazy, nie dlatego, że ma wątpliwości, czy ją zrozumie. Był kłopotliwy. Był bezczelny. Bezpośredni. Był przeszkodą na jej drodze. Ale nie był debilem. Choć czasami wolałaby, żeby był. Tymczasem dzieli wyrazy nie żeby pomóc mu wynieść sens jej wypowiedzi, a żeby dotarła do niego jej dosadność.
    — Nie dlatego, że ja tak chcę. Zrobiłbyś to drugi raz, wiedząc, że W TEN sposób, ktoś inny mógłby dotknąć Aurorę? Spodobałoby Ci się? Jak ona się z tym czuje? Jak ty byś się z tym czuł?
    Wchodzi mu na sumienie. Robi to instynktownie. W akcie samoobrony. Jej zgubą jest jej wiedza. Bo wie za dużo i nie powinna z tej wiedzy, w tym domu, korzystać. A już na pewno nie przy nim. Jest już jednak za późno, żeby gryźć się w język. Dlatego patrzy mu w oczy – bezpośrednio, ze złością. To mógłby być żal. I rozgoryczenie. Ale wtedy pokazałaby mu słabość, a on jest jedną z tych osób, przy których siła to coś, co będzie bronić, jak konstytucję. Jej własną. Osobistą. Więc może nawet ważniejszą od tej przeznaczonej dla ogółu.
    — Był czas, kiedy mogłeś mnie tym zastraszyć. I minął. Ludzie się zmieniają, Hayes. Teraz to, co myśli o mnie Twoja matka nie ma najmniejszego znaczenia. Ale co pomyśli Kaspian, kiedy się dowie, że został wykorzystany, to spoczywa już na Tobie. Bo ja nigdy nie planowałam mu tego mówić.
    Uśmiecha się, pięknie, promiennie, niezbicie. I szlag ją trafia, że musi działać w ten sposób, perfidnie, ironicznie się uśmiechać, choć wolałaby wydrapać mu oczy. I trochę obawia się faktu, że nie powstrzymuje ją to, że to karalne czy niemoralne. A tylko fakt, że właśnie tego chciał. Żeby złamała pozę. Niedoczekanie jego. Pozostaje czujna. Zbiega płynnie po schodach. Pojawia się w salonie. Wita z zebranymi. Ona też ma kilka obietnic do złożenia. Ale zachowuje je na razie dla siebie.
    — Mase, to jak, myślisz, to zaproszenie na imprezę bractwa, o której mówiliśmy jest możliwe?
    Staje przy krześle Kaspiana. Specjalnie tutaj. Opiera się rękoma o jego krzesło, unosi kącik ust patrząc na Masona beztrosko, jakby rzeczywiście kontynuowała rozmowę z przed chwili.

    Cataleya Banks

    OdpowiedzUsuń
  48. [Hej! Mam nadzieję, że tu jeszcze zajrzysz, bo mam do ciebie sprawę ;) Odezwij się do mnie, proszę: bajabongojestemwkongo@gmail.com]

    Santana

    OdpowiedzUsuń
  49. Słysząc jego słowa, zabawnie zmarszczyła nos, najwyraźniej zawiedziona takim obrotem spraw. Jeśli liczył na to, że szybko się jej pozbędzie, to nie mógł przeliczyć się bardziej. Nadia była jak mały szczeniak – z początku trochę nieufna, badająca grunt, ale wystarczyło miłe słowo lub uśmiech, by zjednać ją sobie w pełni i nie móc od niej opędzić. Często męczyła tym ludzi i zdawała sobie z tego sprawę, ale nie potrafiła nic na to poradzić. Cóż, lubiła towarzystwo, nawet jeśli konfrontacje z więcej niż jedną osobą nierzadko ją przerastały, tak jak parę chwil wcześniej. Mason jednak pokazał się z potencjalnie niegroźnej w jej oczach, neutralnej strony, to było wystarczająco dużo, by poczuła się przy nim względnie komfortowo, wbrew wcześniejszemu zawstydzeniu z powodu naszkicowanego potajemnie portretu. W końcu nie miało to nic wspólnego z równie potajemnym wzdychaniem czy innym zauroczeniem. Jej sercem na chwilę obecną władał pewien cudownie niezręczny kosmita, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi. Nie było już miejsca na ziemskie miłostki, ale kto by to zrozumiał?
    Gdy przyznał, że rysunek mu się podoba, resztki niezadowolenia zmyła fala radości, a oblicze rudowłosej rozświetlił w zamian najpiękniejszy uśmiech, na jaki tylko była w stanie się zdobyć. Nic nie cieszyło jej tak, co świadomość, że ktoś docenia jej pracę i choć teoretycznie powinna pamiętać o tym, że mógł być po prostu miły lub mówić to, co chciała usłyszeć, nawet przez chwilę o tym nie pomyślała i analogicznie jej entuzjazm nie malał (nawet, jeśli przed chwilą dowiedziała się, że nie będzie mieć modela). Będzie musiała sobie to jakoś odbić i chyba nawet wiedziała jak.
    – W takim razie powinieneś liczyć się z tym, że muszę jeszcze trochę na Ciebie popatrzeć, żeby zapamiętać Twoją twarz – zadeklarowała, jakby to była najbardziej oczywista i naturalna rzecz na świecie. Zgrywała się, w głębi wiedziała, że najbardziej wartościowe są odbicia osób, które nie zdają sobie sprawy, że właśnie pozują. – A tak naprawdę, to szukam tylko wymówki, żeby poprosić Cię o to, żebyś pokazał mi kampus, jeśli, um… – zacięła się na moment, po czym zmieniła koncepcję. – Jeśli to nie będzie dla Ciebie problem. Z pewnością masz ciekawsze rzeczy do zrobienia.
    Był starszy, było to widać, stąd wywnioskowała, że studiuje tu dłużej. Z pewnością będzie w stanie przekazać jej więcej, niż byłaby w stanie wyciągnąć z samotnego spaceru i obserwacji.
    – Na zachętę dodam, że płacę babeczkami – dodała, znów uśmiechając się w jego stronę, tym razem subtelniej. Jakaś jej część nie chciała mu się tak narzucać. Nadia była dobrze wychowana, ale druga była równie głośna i wyraźnie domagała się obecności innej duszy tuż obok, bo jej własna czuła się tu straszliwie samotna. Do tego jednak Aristova nigdy w życiu się nie przyzna.
    – A o rysunki nie musisz się martwić, będę ich dobrze pilnować – obiecała. Nie była pewna, czy dobrze odebrała słowo harpie, ale sam ton i kontekst wypowiedzi wystarczyły jej by wiedzieć, że towarzysz po prostu ją ostrzega. Jeszcze nie rozumiała, choć zawierzała mu na słowo, nie miała pojęcia, co tak naprawdę może ją tu spotkać.

    Nadia

    OdpowiedzUsuń